Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 62 Zuzanna


     Założyłam srebrne kolczyki, kątem oka zerkając na wyświetlacz komórki. Miałam jeszcze piętnaście minut, więc byłam bardzo zadowolona, że nie spóźnię się kolejny raz. Szymon miał czekać na mnie na korytarzu obok drzwi do swojego pokoju. Nie było daleko, bo od moich drzwi to zaledwie kilka kroków, no może kilkanaście. Posmarowałam usta bezbarwną pomadką ochronną, gdyż używanie szminki przed śniadaniem uważałam za co najmniej bezsensowne. Wstałam z fotela i poprawiłam białą sukienkę. Nie byłam pewna, czy nadaje się na spotkanie tego typu. W prawdzie nie była wyzywająca, ponieważ nie miała dużego dekoltu, zasłaniała ramiona rękawami trzy czwarte, a długością sięgała niewiele wyżej kolana. Była za to szeroko rozkloszowana w biodrach.

– Może powinnam założyć coś innego? – zerknęłam znów na telefon.– Nie. Szukanie innej kreacji oznaczałoby spóźnienie się – mamrotałam pod nosem.

Rozejrzałam się po pokoju, upewniając się, czy wrzuciłam już wszystkie potrzebne rzeczy do torebki. Omiatając wzrokiem pomieszczenie, stwierdziłam, że firma ma duży budżet na wyjazdy integracyjne, jeśli każdy ma taki pokój, a to z pewnością najmniejszy koszt biorąc pod uwagę jakieś atrakcje, jedzenie czy alkohol. Choć może nie tak wyglądają wyjazdy integracyjne, jak jest to pokazywane w filmach... Szybko wrzuciłam telefon do torebki i wyszłam na korytarz. Podeszłam pod drzwi prowadzące do pokoju szefa i zatrzymałam się naprzeciwko nich. Ku mojemu zaskoczeniu, tym razem to ja musiałam czekać.

Czyżby tym razem to pan punktualny się spóźnił?

Nie. Drzwi otworzyły się, punktualnie, co do minuty.

Stał w nich Szymon, ubrany nieco luźniej niż zazwyczaj, choć w dalszym ciągu wyglądał elegancko. Jasnoniebieska koszula była idealnie wyprasowana, nie miała nawet najmniejszego zagniecenia, co zmusiło mnie do zastanowienia, bo albo jakimś cudem przywiózł te ubrania w nienagannym stanie, albo zabrał ze sobą żelazko. Ewentualnie było ono w tym budynku.

Może też powinnam tak postąpić? Widziałam, że na dole mojej sukienki zdążyło się zrobić kilka zagnieceń...

Jego cera była rozjaśniona, jakby ten wyjazd już zrobił mu dobrze. Uśmiechnął się szeroko, pokazując białe zęby i zamknął za sobą drzwi. Włożył portfel do tylnej kieszeni dżinsowych spodni i podszedł do mnie.

– Dzień dobry, Zuzanno. Wyspałaś się?

– Dzień dobry, tak. A pan, ty? – poprawiłam się szybko.

– Ja również. Idziemy?

W odpowiedzi skinęłam głową. W milczeniu zjechaliśmy windą, udaliśmy się na parking i zajęliśmy miejsca w samochodzie. Miałam wrażenie, jakby Szymon czymś się stresował.

– Wszystko okej? – zapytałam, gdy wkładał kluczyk do stacyjki.

– Tak. Dlaczego pytasz? – odparł, nawet na mnie nie zerkając.

– Jeszcze przed chwilą miałeś uśmiech od ucha do ucha, a gdy tylko ruszyliśmy, stałeś się przygaszony i milczący.

Szymon wziął głęboki wdech, po czym odwrócił się w moją stronę i spojrzał i prosto w oczy.

– We Wrocławiu załatwiam teraz sprawy, o których przebieg się trochę boję, to związane z firmą. Nie będę wnikał w szczegóły. Do tego to śniadanie... – oznajmił i znów odwrócił wzrok.

– Wszyscy na nim będą?

– Yhm – bąknął, po czym głośno przełknął ślinę.

– Boisz się, że mnie nie zaakceptują lub, że zrobię coś głupiego? – palnęłam.

– Nie, spokojnie. Na śniadaniu przestanę się denerwować i na śniadaniu dowiesz się, co mnie niepokoiło – oznajmił, lekko się uśmiechając.

– A w sprawie firmy? Masz jakieś kłopoty? Coś jest nie tak? – zasypałam go kilkoma, niepotrzebnymi pytaniami.

– Mogę stracić czas złożony w pewien projekt, a jak wiesz czas to pieniądz. W każdym razie nie zbankrutuję, o to się nie martw – zaśmiał się, nieco się rozluźniając.

Włączył cicho radio, które grało raptem kilka minut, nim dotarliśmy do restauracji. Na drzwiach od niego powieszona była informacja, że między dziesiątą a dwunastą sala jest nieczynna z powodu rezerwacji. Czytając tą informację, jeszcze bardziej zaczęłam się stresować. Poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku.

Już z pracy dostrzegam kilka nieprzychylnych spojrzeń, więc bałam się, co czeka mnie na spotkaniu z ludźmi, którzy są o wiele wyżej ode mnie. Zarówno pod względem stanowiska, jak i wykształcenia.

Weszliśmy do środka, a ta restauracja wydała mi się bardzo mała. Oczywiście, jak na zwykły lokal, nie była mała, ale jak na lokal, mający pomieścić bardzo liczną grupę osób na raz, już tak. Zaczęłam się zastanawiać, jak się zmieścimy, gdy mój umysł zarejestrował, że nakryty jest tylko jeden stolik. Dwuosobowy.

Spojrzałam pytająco na Szymona, a ten wziął mnie za rękę i zaprowadził do stolika. Odsunął krzesła, więc usiadłam, on również.

Uniosłam brew, pokazując, że czekam na jakiekolwiek wyjaśnienie.

– Jesteśmy sami – oznajmił w końcu, chodź nie była to informacja, którą musiałam usłyszeć.

– Na śniadaniu? To dlaczego kłamałeś?

– Nie, Zuza. Nie ma żadnego wyjazdu integracyjnego. Jesteśmy tylko my.

– C... co? – zająknęłam się, próbując na szybko wszystko sobie poukładać. Wszystko nagle stało się jasne, choć jednocześnie nie wierzyłam, że Szymon mógł zrobić coś takiego. – Powiedz, że to jakiś głupi żart... – szepnęłam, czując narastającą panikę.

Jego usta zaciśnięte były w wąską linię, a wzrok jakby przerażony. W odpowiedzi pokręcił jedynie przecząco głową. Poczułam, jak serce zaczęło mi bić jeszcze szybciej, A oddech przyspieszył. W gruncie rzeczy wyjechałam za miasto z obcym człowiekiem, w dodatku nie wiedziałam nawet, gdzie się znajdowaliśmy, ponieważ w połowie drogi zasnęłam. Poczułam strach, choć przecież nie uważałam Szymona za złego człowieka, Podobał mi się, a mam nawet wrażenie, że coś do niego poczułam, ale w tamtej chwili to przestało być istotne. W zamian za to po głowie zaczęły mi krążyć słowa kierowcy Szymona. Gdy tylko go poznałam, ostrzegł mnie przed swoim szefem. Zerwałam się na równe nogi, wciąż patrząc wściekłym wzrokiem na Szymona. On również wstał i zrobił krok w moją stronę. Na, na co zareagowałam, natychmiast się odsuwając.

– Chcę wracać do Wrocławia. Sama!

– Zuza Poczekaj, daj sobie wyjaśnić... – zaczął spokojnym tonem, wydawał mi się aż zbyt opanowany, jak na niego...

– Nie! Jaki jest dokładny adres hotelu?! Wrócę taksówką! – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

– Odwiozę cię – powiedział, przybierając kamienny wyraz twarzy.

Kątem oka dostrzegłam ciekawskie spojrzenia dwóch kelnerek wychylających się zza lady. Wiedziałam, że nie panowałam nad sobą, byłam zdecydowanie za głośna.

Szymon zrobił trzy wielkie kroki w moją stronę i nim zdążyłam uciec, złapał mnie za ręce.

– Puść mnie! – szarpnęłam się.

– Zuzanna, co się dzieje? – zapytał spokojnie.– Nie przypuszczałem, że będzie aż tak źle. Gdybym ci to zaproponował, zapewne byś się nie zgodziła, a chciałem spędzić z tobą trochę czasu – wyjaśnił.

Spuściłam wzrok, biorąc głęboki wdech. Nie byłam pewna, czy jego słowa były prawdziwe, ale zaczęłam je analizować. Choć mówiąc o wyjeździe integracyjnym, patrzył mi w oczy, więc i te słowa mogłyby być kłamstwem. Z jednej strony chciałam mu wierzyć, a z drugiej wciąż odczuwam strach. Pokoje również były na jego nazwisko, więc gdyby coś się stało, nikt by mnie z tych okolicach nie szukał. Diego wiedział, że jadę na wyjazd integracyjny, ale nie miał pojęcia gdzie. Chociaż wiedział, że jadę z szefem... Z drugiej strony, czego ja się obawiałam. Przecież byłam w domu Szymona, gdy nic o nim nie wiedziałam i nic mi się nie stało. Nie zaszkodziłoby jednak się zabezpieczyć i jednocześnie przekonać, co zaplanował. Przytulił mnie, a ja zaczęła się uspokajać.

Odsunęłam się od niego i znów spojrzałam prosto w oczy.

– Chcę, by mój pokój zarezerwowany na moje nazwisko – oznajmiłam stanowczo.

Szymon zmarszczył brwi, jakby lekko zaskoczony, po czym delikatnie się uśmiechnął.

– Co tylko zechcesz. Tylko będziemy ten weekend miło, tutaj.

Wypuściłam głośno powietrze i opadłam na krzesło.

– Przeraziłeś mnie tym wszystkim – wyznałam.

– Przepraszam, naprawdę nie miałem takiego zamiaru. Chciałem jedynie zrobić ci niespodziankę. Choć widząc, jaki jest tego finał, bardzo żałuję, że nie zorganizowałem tego nieco inaczej – odpowiedział, wyraźnie skruszony, zajmując miejsce naprzeciwko mnie.

– Dobrze, skoro już tu jesteśmy, to zjemy śniadanie, ale moja decyzja odnośnie pokoju jest niezmienna – zaznaczyłam.

Mężczyzna jedynie w milczeniu skinął głową. Skupiłam wzrok na jego oczach, w których widać było całą paletę emocji. Od stresu i smutku, przez złość, aż do radości. Domyślam się, że zapewne podobnie mogły wyglądać emocje, które było widać po mnie.

Po chwili milczenia, którą całkowicie poświęciliśmy na wpatrywaniu się w siebie nawzajem, przyszedł kelner. Nieco zepsuł atmosferę, choć jednocześnie trochę ją rozluźnił swoim uśmiechem i nienagannymi manierami. Przyjrzałam mu się dłuższą chwilę i miałam wrażenie, że Szymon poczuł się zazdrosny. Jego usta zacisnęły się w wąską linię, a mięśnie napięły się. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, uważając, by żaden z mężczyzn nie dostrzegł mojego rozbawienia.

Na śniadanie zamówiłam sałatkę, gdyż nie miałam ochoty na nic ciężkiego. Do tego gorąca czekolada, by ożywić wspomnienia z dzieciństwa. Dzięki nim mogłam się całkowicie uspokoić. Gorąca czekolada zawsze przywoziła mi na myśl długie zimowe wieczory, spędzane na parapecie. Lubiłam tak siedzieć w ciemności, owinięta kocykiem. Podziwiałam płatki śniegu mieniące się w blasku księżyca. Wtedy zawsze mała przynosiła mi gorącą czekoladę, bym mnie ona rozgrzała, choć wcale nie było mi zimno. Jednak mamy, jak to mamy, zazwyczaj bywają przewrażliwione.

Po wspólnym śniadaniu, przemiłej rozmowie, wróciliśmy do hotelu, gdzie przemeldowaliśmy pokój na moje nazwisko. Wprawdzie po śniadaniu nie miałam już tyle obaw co przed ale mimo wszystko wolałam się zabezpieczyć.

– Co teraz? – zapytałam zaciekawiona i może odrobinę podekscytowana.

– Szczerze mówiąc, teraz potrzebuję chwili dla siebie, ale nie martw się, to nie koniec moich planów. Jednak wszystkie są zaplanowane czasowo na wieczór, więc prosiłbym cię, byś spędziła teraz chwilę sama. Mimo wszystko zawsze możesz do mnie przyjść. Zostawiam otwarte drzwi – oznajmił z uśmiechem na ustach.

– Dzięki, może skorzystam z tej propozycji – mrugnęłam.

Po godzinie spędzonej w samotności zaczęłam się nudzić. Pisałam chwilę z Kamilą, jednak była umówiona na spotkanie z jakimś studentem i szybko zakończyła konwersacje. Posłuchałam muzyki, poprawiłam makijaż. Postanowiłam więc udać się do pokoju szefa, choć miałam pewne obawy. Z jednej strony czułam się źle, z myślą o odwiedzeniu szefa w prywatnym pokoju. Z drugiej jednak strony moim szefem był Szymon, a sam wyjazd okazał się mieć charakter prywatny, a nie biznesowy.

Nim się obejrzałam, już stałam przed jego drzwiami, a dłoń stuknęła trzykrotnie w czarne drzwi.

Odpowiedziała mi głucha cisza.

Może gdzieś wyszedł?

Zapukałam ponownie, lecz znów nie usłyszałam odpowiedzi. Odwróciłam się więc na pięcie i już miałam odejść do swojego pokoju, gdy usłyszałam, że drzwi za moimi plecami otwierają się.

– Szymon, nudziło mi się i pomyślałam, że... – urwałam, widząc jego zaczerwienione oczy i powieki.

– Idziemy na spacer – oznajmił, łapiąc mnie za rękę i pociągając w stronę windy.

Nigdy go takiego nie widziałam, ale nie miałam pojęcia, czy powinnam zapytać.

W windzie wyjął chusteczkę higieniczną z kieszeni i odwrócił się tyłem, by wysiąkać nos.

– Wszystko w porządku? – zapytałam, gdy skończył.

– Tak. To tylko jakaś alergia. Nie przejmuj się – zbył mnie.

Czułam, że kłamie, ale nie zamierzałam wnikać. Jeśli nie chciał mi powiedzieć, znaczyło to tyle, że wiedzieć nie powinnam. Postanowiłam jednak spędzić z nim czas na tyle fajnie, by jego problemy zeszły na drugi, a może nawet trzeci plan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro