Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 54 Zuzanna


     Niechętnie przeniosłam wzrok znad dokumentów na twarz Szymona. Wyglądał, jakby był niewyspany, co sugerowały cienie pod oczami.

– Słucham.

– Zanieś te dokumenty do Marty, tylko szybko.

– Jasne – bąknęłam pod nosem, łapiąc kilka kartek.

Szybkim krokiem opuściłam gabinet, oddychając z ulgą, że choć przez chwilę miałam okazję pobyć bez szefa.

Nie rozumiałam jego zachowania. Najpierw robił wszystko, bym miała o nim choć trochę lepsze zdanie, później spróbował ponownie się do mnie zbliżyć tylko po to, by finalnie mnie odtrącić. Przerwał pocałunek tak, jak by go nie chciał, następnie zaproponował wspólną niedzielę jak gdyby nigdy nic. A dziś zaczął traktować mnie jak powietrze, jakby mnie nie było. 

To tylko udawana poza w pracy czy coś się zdążyło zmienić?

Westchnęłam zamyślona, po czym zapukałam w drzwi.

– Cześć. Szef mnie przysłał z dokumentami – oznajmiłam, obdarzając kobietę siedzącą za biurkiem delikatnym uśmiechem.

– Hej – przywitała się, przyklejając sobie do twarzy szeroki uśmiech. Wydawał się on sztuczny i wyćwiczony, ale po tysiącach spotkań z klientami zapewne stał się jej nieodłącznym towarzyszem i zapewne sama nie zdawała sobie z tego sprawy. – Wejdź. Napijesz się kawy? – zaproponowała.

– Nie, dziękuje – odparłam, kładąc dokumenty na biurko.

– Siadaj. Za chwilę będę mieć coś dla szefa, podrzucisz mu to?

– Jasne – odparłam bez wahania, ciesząc się z chwili przerwy.

– Teraz ty jesteś asystentką Szymona? Jesteś na przyuczeniu, by nią zostać? Od kilku dni się zastanawiam... – powiedziała, uważnie i się przyglądając.

– Właściwie to jestem tylko chwilowo, by pomagać Oliwii, choć finalnie wygląda na to, że biegam nie tylko z jej załatwieniami, ale również jego – zaśmiałam się.

– To dobrze, że trochę jej pomagasz. To świetna osoba, a bierze na swoje barki zdecydowanie zbyt dużo. A ja już się bałam, że odchodzi przez Szymona, a ty ją zastąpisz. Oczywiście przeciwko tobie nic nie mam, ale byłoby mi szkoda, gdyby ona odeszła. – Mrugnęła.

– Też by mi było szkoda, gdyby odeszła, choć krótko ją znam. Ale dlaczego miałaby odejść akurat przez Szymona? – zapytałam zaciekawiona.

Członkini zarządu zrobiła minę, jakby zdała sobie sprawę z tego, że powiedziała coś, czego powiedzieć nie powinna.

– Tak tylko powiedziałam – bąknęła, po czym wstała z fotela i podeszła do drukarki.

Lustrowałam ją uważnie i byłam pewna, że nie powiedziała tak bez powodu. Wiedziałam, że szef dawał Oliwii masę obowiązków, ale jednocześnie martwił się o nią, a ich relacja wydawała się luźna i nawet bym rzekła, że przyjacielska.

– Możesz mi powiedzieć. Chodzi o ilość obowiązków?

Marta westchnęła głośno i podeszła do biurka, ze świeżo wydrukowanymi tabelkami na kartkach. Położyła je przede mną i usiadła naprzeciwko.

– Ale nie powiesz nikomu? Nie chce mieć przez to kłopotów... – zaczęła półszeptem.

– Jasne, nie powiem. O co chodzi?

– Szef to straszny kobieciarz, każdą pannę traktuje jak wyzwanie. O niektóre się nawet zakłada z chłopakami z zarządu. Wiem to, bo byłam zakładem, który przegrał. I to dość dużo na tym stracił – zaśmiała się, a ja nie miałam pojęcia, czy miała na myśli siebie, czy pieniądze. – Z Oliwią też go coś łączyło, więc pomyślałam, że przez ich relacje chce odejść.

Siedziałam w bezruchu, z szeroko otwartymi oczami. To wydawało się dość absurdalne, a jednocześnie w pewnym sensie brzmiało logicznie, biorąc pod uwagę wolne Oliwii, podczas którego radziła sobie z problemami sercowymi.

– Ale przecież on miał dziewczynę, z tego, co wiem – palnęłam.

Marta otaksowała mnie uważnym spojrzeniem, a ja ugryzłam się w język.

– Skąd wiesz?

– Jestem kelnerką, a oni byli razem na kolacji. Zachowywali się jak para – oznajmiłam, wzruszając ramionami.

– Aaa zapewne masz na myśli tę piękną kobietę. Jak ona miała imię? – zapytała sama siebie. – Alicja, Anita, Agnieszka... – wymieniała, drapiąc się po głowie. – Kurczę, nie pamiętam. W każdym razie oni byli ze sobą już bardzo długo. Dziewczyna jednak nie zdawała sobie sprawy z jego zdrad. Zapewne zawsze się tłumaczył nadgodzinami.

– Nie wydawał się taki... – zaczęłam zmieszana, sama nie wiedząc, po co drążyłam ten temat. – Nieważne – ucięłam. – Muszę do nich wracać, bo zaraz zaczną, mnie szukać.

– Jasne, leć. Tylko pamiętaj: nic ci nie mówiłam! Nie chcę przez takie coś stracić pracy.

Skinęłam głową i wyszłam.



– Co tak długo? Zgubiłaś się po drodze? – Zapytał oschle mężczyzna, gdy tylko przekroczyłam próg gabinetu.

Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do biurka pewnym krokiem. Zamiast udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi, rzuciłam mu przed nos kartki, które dostałam od Marty i zajęłam swoje miejsce.

Oboje popatrzyli się na mnie, jak bym zrobiła nie wiadomo co złego, a ja nie tylko nie miałam ochoty wysłuchiwać głupich docinek, ale również w ogóle rozmawiać z Szymonem.

Widziałam, jak moje lekceważące podejście wyprowadziło go z równowagi i miałam zaledwie kilka sekund, by zdążyć, się uratować przed wybuchem złości. Wstałam więc z miejsca, nie spuszczając wzroku z wściekłych oczu przełożonego.

– Chciałabym wrócić do normalnej pracy. Tej, na którą mam umowę, chcę być znowu tylko zwykłą kelnerką.

Brunet przełknął głośno ślinę i mrugnął kilkakrotnie, marszcząc czoło.

– Dlaczego? – zapytał z udawanym spokojem, choć widziałam po nim, że ani trochę mu nie przeszło.

– Ponieważ się do tego nie nadaje – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ponadto nie mam ochoty słuchać głupich docinek, chamskich komentarzy, na które nie zasługuję. Pani Marta poprosiła mnie, bym została. Czekałam, aż wydrukuje dokumenty, które właśnie przyniosłam – wyjaśniłam.

– Dobrze, siadaj. Nie rezygnuj przez mój jeden mniej miły tekst – powiedział, próbując zamieść sprawę pod dywan. Spuścił wzrok i zaczął uważnie przyglądać się tabelce, na jednej z kartek.

– Jeden? – pisnęłam, znów ściągając na siebie jego wzrok. – Od samego rana słucham takich tekstów – przypomniałam.

Spojrzałam na Oliwię, licząc, że mi pomoże.

– Niestety Zuza ma racje. Rozumiem, że wstałeś lewą nogą, ale dzisiaj faktycznie przesadzasz – wtrąciła się, za co podziękowałam jej w myślach.

Szymon uniósł brew, przyglądając się dziewczynie.

– Oliwia, proszę, zostaw nas samych – rzucił, odsuwając się na fotelu kilka centymetrów od biurka.

Rudowłosa głośno wypuściła powietrze, lekko otwarła usta, by coś powiedzieć, po czym spojrzała na szefa i zrezygnowała. Machnęła obojętnie ręką, wstała i wyszła.

Zamknęłam oczy na kilka sekund, starając się przygotować na ostrą wymianę zdań. Otworzyłam je i widok, jaki zastałam, nieco mnie zaskoczył. Szef wydawał się opanowany, splótł dłonie i oparł na nich podbródek. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, jakoby nad czymś się wahał, coś analizował, ale ja nie miałam pojęcia co takiego.

– Zuzanno to przeze mnie? – zapytał niemal szeptem.

Kiwnęłam twierdząco głową, zmieszana nagłą zmianą jego zachowania, choć były one na tyle częste, wciąż nie zdążyłam przywyknąć.

– Rozumiem, że możesz czuć się odrzucona, nagle przerwałem pocałunek, odsuwając się od ciebie, ale to chyba nie powód, by rezygnować z chwilowego awansu. Praca a życie prywatne to dwie różne kwestie i należy je odpowiednio rozdzielać – oznajmił, rozkładając ręce.

Spojrzałam na niego oniemiała, zastanawiając się, czy to możliwe, by wykształcony człowiek, posiadający własną firmę był takim idiotą. Uśmiechnęłam się krzywo.

– Owszem przez ciebie rezygnuję, ale nie rozumiem, co ma piernik do wiatraka. Nie rezygnuję, bo czuję się odrzucona, rezygnuję, bo czuję się poniżana.

Mężczyzna przygryzł dolną wargę, lustrując uważnie moje ciało i choć nie było to komfortowe, postanowiłam to przemilczeć, spuszczając jedynie wzrok, by aż tak mnie to nie peszyło. Podniosłam go, dopiero gdy po długiej, nieręcznej chwili ciszy padło z jego ust polecenie: idź.

– Do widzenia – odparłam intuicyjnie i nie zadając zbędny pytań o powrót na posadę kelnerki czy grafik opuściłam budynek.

Przywitała mnie typowo paskudna, jesienna pogoda. Uniosłam głowę, spoglądając na niebo całe spowite ciemnymi, deszczowymi chmurami. Zdałam sobie sprawę, że zostało mi niewiele czasu, aby wrócić sucha do mieszkania, więc ruszyłam szybkim krokiem w kierunku przystanku autobusowego.



Gdy przekroczyłam próg mieszkania, usłyszałam głośne rozmowy odbywające się w nerwowej atmosferze, o czym świadczyły uniesione głosy mężczyzn i przekleństwa sypiące się niemal co drugie słowo.

– To się wszystko kurwa źle skończy! – wrzasnął Diego.

– Możesz mnie słuchać do chuja?! To się uda, jest w kurwę ryzykowne, ale się uda! – mówił uniesionym głosem ktoś inny. – Najważniejsze, żeby teraz się nie wychylać. Jest szansa, że dogadamy się z tym Aleksem?

– Diego, wróciłam – odezwałam się, przechodząc obok otwartych drzwi do salonu.

Wszyscy trzej mężczyźni spojrzeli na mnie zaskoczeni, a Diego najbardziej. Wydawał się nie tylko zaskoczony, ale i wściekły, choć powodem tego mogła być prowadzona wcześniej rozmowa, a nie koniecznie mój powrót do mieszkania.

– Co ty tu robisz tak wcześnie? Cześć. To moi koledzy. Miałaś być dzisiaj później – plątał się zmieszany.

– Tak, ale można powiedzieć, że ta współpraca nie układa się zbyt korzystnie – zaśmiałam się delikatnie, choć w głębi serca byłam bardzo zawiedziona przebiegiem dnia.

– A. Koledzy już wychodzą. Będę zamawiał sobie coś do jedzenia. Chcesz coś?

– Nie, dziękuję. I nie wychodźcie przeze mnie, nie będę wam przeszkadzać.

– Nie, no co ty, to nie przez ciebie. I tak nie dochodziliśmy do żadnego porozumienia – powiedział starszy, dobrze ubrany mężczyzna.

Zawiesiłam na nim wzrok na kilka sekund, nie mogąc sobie przypomnieć, skąd go kojarzę.

– Dokładnie, z Diegiem ciężko się dogadać – dodał drugi, młodszy mężczyzna i wszyscy trzej wybuchnęli śmiechem.

Słysząc jego śmiech, przypomniałam sobie, skąd go kojarzę. Był jednym z klientów, których obsługiwał Szymon, rozpoznał go i śmiał się podczas rozmowy z nim.

– W takim razie do zobaczenia – odparłam i skierowałam się do kuchni.


Zaparzyłam sobie mocną, czarną kawę, a po chwili dołączył do mnie Diego, już sam.

– Nie sądziłam, że będziesz miał gości, nie przychodziłabym tak wcześnie.

– Jejku Zuza, daj spokój. Gdy ty miałaś gościa, ja wparowałem praktycznie nagi – zaśmiał się, otwierając lodówkę.

Również wybuchłam śmiechem, przypominając sobie sytuację z Oliwią.

– Czemu nie układa się współpraca? Co się dzieje? Opowiadaj.

Wzięłam głęboki wdech, zastanawiając się jak odpowiedzieć na pytanie współlokatora i jednocześnie nie zdradzać zbyt wielu faktów. Świadomość, że posiadają wspólnych znajomych, a przynajmniej jednego pozwalała mi sądzić, że informacje od Diega mogłyby przypadkiem dotrzeć do szefa. Nawet zupełnie nieświadomie, podczas luźniej rozmowy ze znajomym.

– Po prostu szef ma trudny charakter, chyba jestem za słaba, by być w stanie znosić jego zmiany nastrojów. Ale nie gadajmy o tym, lepiej powiedz co u ciebie. Coś się stało? Ta rozmowa nie brzmiała zbyt dobrze...

– A znajomy zasnął w pracy, a drugi sobie gdzieś wyszedł na chwilę. Doszło do włamania i koledzy mają kłopoty, które staramy się rozwiązać polubownie, z możliwie jak najmniejszą stratą dla chłopaków, ale to nic takiego. Znaczy to poważna sprawa, ale mnie się bezpośrednio nie tyczy, więc spokojnie. Ale co z tym szefem, przecież między wami zaczynało się chyba coś poza pracą, nie? Co z tym?

– Nic – odparłam, wzruszając ramionami.

Był to temat, którego zdecydowanie nie miałam ochoty poruszać, zwłaszcza w takiej sytuacji z Diegem.

– Ej, przecież mi możesz powiedzieć – przypomniał, dotykając mnie po przyjacielsku po ramieniu.

– Wiem, ale nie chcę. Po prostu już nie ma o czym gadać. Idę się położyć, na razie – bąknęłam, wychodząc ostrożnie z kuchni i skupiając całą swoją uwagę na kubku kawy, by nie rozlać ani kropelki.

– Okej, jak chcesz – usłyszałam za sobą.

Położyłam się na plecach, a wzrok skierowałam na biały sufit. Moje myśli krążyły wokół wypowiedzi Marty. Zastanawiałam się, czy to, co mówiła na pewno było prawdą. Z drugiej jednak strony: dlaczego miałaby kłamać?

Może zakład został już wygrany, dlatego tak nagle zrezygnował?

Przekręciłam się na bok, czując coraz mocniejsze bicie serca. Nie chciałam, by to okazało się prawdą. Szymon od początku podobał mi się wizualnie, a ostatnio zaczynał mi się podobać również jego charakter. A to wszystko okazało się tylko głupią grą z jego strony.

Uroniłam kilka łez, czując się po prostu wykorzystana.

Żałowałam, że dałam się zwieść, pozwoliłam mu zmienić moje zdanie o nim, po czym zrobił ze mnie zwykłą kretynkę.

Podniosłam z szafeczki telefon, słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości.


Będę po ciebie jutro o dziewiętnastej. Szymon ;)


Otworzyłam szerzej oczy, nie mogą uwierzyć w treść wiadomości. Otarłam mokry policzek i przeczytałam treść na głos, uśmiechając się pod nosem.

– Niedoczekanie – bąknęłam w odpowiedzi, której nie miał prawa usłyszeć i usunęłam wiadomość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro