Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII

Udało się. Tord wcisnął jakiejś młodzieży swoje zdobycze, przez co nasz budżet powiększył się równie o sto pięknych i cudownych złotych.
- Ale kurwa sto złotych! - mówił niedowierzając w to, co się właśnie stało.
- Lepiej dla nas! - powiedziałam.
Chłopak promiennie się uśmiechnął.
- Ale nie możesz więcej kraść... - wymamrotałam, a z ust Torda uśmiech zniknął - W końcu ktoś cię zauważy.
- Zauważy, zauważy! Mogę się nawet założyć, że do tego nie dojdzie.
- Tord - mruknęłam poważnie i położyłam swoją dłoń na jego ramieniu. - Nie możesz tego robić.
- Bo co mi zrobisz? - warknął.
- Coś na pewno - powiedziałam.

Przechodząc obok sklepu, który zawierał sprzęty RTV oraz AGD, na jednym ekranie pojawił się komunikat, że dwójka dzieci zbiegło z sierocińca. Momentalnie z Tordem popatrzyliśmy się na siebie bardzo zmieszani i zaciągnęliśmy swoje kaptury ja głowy.
- O cholera - wymruczał dość zdenerwowany.
- Musimy stąd uciekać - zaczęłam. - I to szybko.
- Bo na pewno sprzedadzą nam bilety, wiedząc, że jakieś bachory uciekły z pieprzonego domu dziecka - zaczął panikować.
- Tord, spokojniej i ciszej - burknęłam. - Musimy być ostrożni, a nas nie znajdą. Po pierwsze, musimy stąd zwiewać. Jak najszybciej. Najgorsze jest to, że nie mamy się gdzie podziać, a ja do sierocińca nie zamierzam wracać za żadne skarby.
- Ja też, ale... - chłopak chwilę pomyślał. - Chyba wiem gdzie możemy uciec. Ma on mi wysłużyć małą przysługę.
- Kto? - mruknęłam zaciekawiona.
- Ten chłopak, który odbił mi dziewczynę.

Jak najszybciej, ale też nie zbyt podejrzanie, uciekliśmy z miasta. Do znajomego Torda, o którym wcześniej wspominał, mieliśmy ponad 30 kilometrów. Jeśli dobrze byśmy się sprężyli, dotarlibyśmy tam w około 6 godzin, lecz znając nas, zajmie to o wiele dłużej.
- Czemu on tak daleko mieszka? - wymamrotałam. - Podobno to twój znajomy. Powinien mieszkać niedaleko, nie?
- Bo tak jest - mruknął. - Ja nie jestem z twojego miasta.
- Dlatego nigdy w życiu cię nie widziałam - zauważyłam, a chłopak głucho zarechotał.
- Ja ciebie widziałem, lecz pewnie nie byłaś mną zainteresowana - powiedział.
- Może - odpowiedziałam. - Teraz też nie jestem.
Uśmiechnęłam się zadziornie, a Tord przewrócił swoimi szarymi oczami.
- To kolegą też się nie zainteresujesz - wymamrotał. - Wygląda jak konewka.
- Konewka?
- Najbrzydsza konewka jaką spotkasz.
- Ale jednak ta konewka odebrała tobie dziewczynę.
Ewidentnie zgasiłam Torda. Umilkł na wieki.

Zaszliśmy na pobliską stację benzynową. Nie powinniśmy się pokazywać, lecz mój pęcherz moczowy prawie wybuchł, gdyż nie posiadam pindola tak jak Tord i nie mogę podlewać pobliskich drzew. Rogacz postanowił KUPIĆ coś do picia, gdy ja będę oddawać swój mocz do najobrzydliwszego kibelka jakiego w życiu ujrzę. Widok zasranego i obrzyganego sedesa, tak bardzo mnie zdegustował, że postanowiłam jednak wstrzymać swoje zachcianki do najazdu na dom kolegi Torda.
Wyszłam z zniesmaczoną miną i powędrowałam do Rogacza, który przymierzał sombrero.
- Co ty odwalasz? - warknęłam. - Nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi.
Tord szybko zdjął kapelusz i spojrzał na mnie.
- I jak - zaczął z wielkim bananem na twarzy, który powiększał się z każdą minioną chwilą. - Wysiusiałaś się?
- A odejdź - powiedziałam zła i odepchnęłam od siebie chłopaka, który śmiał się pod nosem.
- To może jednak skorzystasz z krzaczka? - kompan mnie wkurwił.
Wyszłam bez odpowiedzi ze stacji i poszłam przed siebie. Zaraz potem z budynku wybiegł Tord.
- No dobra, przepraszam! - krzyknął. - Tylko mnie nie ZLEJ!
Pokazałam Rogaczowi pięknego i niesamowitego środkowego palca, a ten wybuchł śmiechem.
Chłopak mnie dogonił i złapał za ramię.
- Teraz jestem poważny, przepraszam - powiedział.
Przewróciłam oczami.
- Już wiem czemu twoja ukochana wolała konewkę.

- Obiecuję! - mówił raz setny. - Nie będę się już z ciebie śmiał!
- Udowodnij - wymamrotałam bez uczuć.
Chłopak przyczepił się do mojej nogi.
- Królowo moja! Najukochańsza i najcudowniejsza na świecie! Obiecuję kochanie moje, że już nigdy nie powiem na ciebie nic obraźliwego!
Zmarszczyłam brwi.
- Nie jestem przekonana - powiedziałam, a chłopak posmutniał.
- No weź - mruknął z załamaniem nerwowym.
Wyglądał dość uroczo, lecz jeśli mu wybaczę... Znając go to... Czemu do jasnej cholery on mi się podoba!?
- No dobra - powiedziałam, a Tord miło się uśmiechnął.
- Lubię cię - dodał.
- Ja chyba ciebie też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro