Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I4I

- Hiszpanie zaatakowali wioskę niedaleko, musimy być przygotowani, że przyjdą również po nas - André usiadł obok siostry na owczej skórze. Matylda doczyszczała wygarbowane skóry. Ja natomiast szczotką i ciepłą wodą przygotowywałam martwe zwierzęta do dalszej obróbki.

- Ostatnio byli daleko, niemożliwe aby się tak szybko zbliżyli - Rudowłosa odłożyła szmatkę i popatrzyła na brata. Ja również posłałam mu spojrzenie, na które odesłał mi miły uśmiech.

Nasze relacje przestały być tak skomplikowane jak wcześniej. André nie bał się na mnie spojrzeć, mało tego nie straszne już było mu dotykanie mnie, całowanie, przytulanie. Jednak mimo moich chęci, nie chciał dopuścić się seksu ze mną, czego nie umiałam zrozumieć. Przypuszczałam iż bał się tego, że mogę zajść z nim w ciążę. A posiadanie dziecka bez ślubu było olbrzymią hańbą dla kobiety. Próbowałam mu wytłumaczyć, że pod moją skórą znajduje się niedawno założony implant antykoncepcyjny, ale nie miał pojęcia o czym do niego mówię. Oni jeszcze nie wiedzieli, że przed dzieckiem można się ochronić, więc słowo „antykoncepcja" było dla niego obce. Jednak udało mi się przekonać go do kilku rzeczy i nauczyłam go jak powinien władać swoim językiem, tak aby dać rozkosz.

- Od dzisiejszej nocy wszyscy mężczyźni będą stać na straży i w razie ataku będziemy się bronić - Na samą myśl o tym iż zbliża się wróg moje serce przyspieszało. Nie żyłam w takich czasach jak oni, nie byłam przyzwyczajona do widoku śmierci.

Stało się tak jak Andrè oznajmił, wszyscy zdolni do walk stanęli na straży. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, nigdy nie lubiłam filmów historycznych, więc zbytnio nie miałam nawet poglądu na to co może się stać.

Gdy już się ściemniło, a wydawało mi się, że Matylda zasnęła postanowiłam wykraść się do André. Jedyne o czym marzyłam tej nocy to dotyk jego miękkich kasztanowych włosów. Chciałam by pieścił mnie swoimi ustami, aby błądził dłońmi po moim ciele. Mężczyzna był wysoki, miał wyraźnie zarysowaną szczękę i piękne pełne usta. Jego włosy były lekko kręcone i układały się w niesforny nieład. Wyglądem bardziej pasował do moich czasów, niż do tych, w których aktualnie się znaleźliśmy.

Idąc ciemną ścieżką w kierunku miejsca gdzie miał stać André dobiegły do mnie dziwne odgłosy. Śmiechy, jęki i rozmowy mężczyzn. Nie chcąc aby ktoś mnie usłyszał szłam niezwykle powoli i ostrożnie. W oddali zobaczyłam latarnię, a pod nią dwie osoby, które nie pozostawiły mi złudzeń z tym co tam robią. Podeszłam bliżej aby chociaż móc dostrzec ich twarze. Jedną postacią na pewno była brunetka, którą widziałam kilka dni temu nad rzeką. W tamtej chwili mogłam spodziewać się wszystkiego, byłam przygotowana, że drugą z osób będzie André, ponieważ wcześniej powiedział mi, że właśnie w tym miejscu zamierza dziś stać.

Niesamowicie ogromne było moje zdziwienie gdy dojrzałam tam Matyldę. Zawsze byłam tolerancyjna, więc nie odrażało mnie to. Rudowłosa całowała kobietę po szyi, a dłonią zadowalała ją. Przylgnęłam plecami do drzewa, aby przypadkiem mnie nie usłyszały lub ujrzały. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że to jednak nie André. Wsłuchałam się i sama wskazałam sobie drogę mojej kolejnej podróży, a były to odgłosy biesiadujących mężczyzn opodal.

Stał tam materiałowy namiot, a przed nim paliło się ognisko. Nie miałam pewności, że mój „ukochany" się tam znajduje, więc najpierw obserwowałam wejście z daleka. Jednak nic co by mnie satysfakcjonowało nie ujrzałam. Musiałam się dowiedzieć co dzieje się w środku, inaczej umarłabym z ciekawości. Gdy już miałam zrobić pierwszy krok w stronę namiotu ktoś chwycił mnie za ramię, a zanim zdążyłam się odwrócić przycisnął mnie swoim ciałem do drzewa, o które chwilę wcześniej się opierałam.

Moje serce znów zaczęło wariować. Chciałam zacząć krzyczeć, ale ktoś przyłożył mi swoją dłoń do ust. Drugą natomiast zaczął podciągać moją sukienkę. Zaczęłam się szamotać, chcąc aby mnie puścił. Coraz bardziej zaczynałam nienawidzić tutejszych mężczyzn, oni nie pytali czy mam ochotę. Nie próbowali mnie skłonić ku sobie, po prostu brali, to na co mieli ochotę.

Nie ukrywam, nie byłam chyba nigdy wcześniej zdenerwowana jak wtedy. A sapanie mężczyzny, który mnie obezwładnił, tylko pogorszało moje samopoczucie. Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko aby się uwolnić. Ugryzłam więc tak mocno aż tylko dałam radę rękę napastnika, puściłam dopiero w momencie gdy poczułam w ustach smak krwi. Mężczyzna odwrócił mnie do siebie przodem, nie widziałam go wcześniej. Spojrzał mi w oczy, po czym zakrwawioną dłonią uderzył mnie w twarz. Nie spodziewałam się tego, na chwilę stałam tam ogłuszona, a mężczyzna sięgnął przez dekolt w mojej sukience do piersi.

To mnie ociuciło jak mocna kawa, zebrałam w sobie siły i mocno odepchnęłam mężczyznę. Zaskoczyłam go tym, bo nie utrzymał się na własnych nogach i upadł na ziemię. Niespodziewałam się tego czego dokonam. Popchnęłam go na wystający konar, z którego wystawały ostro zakończone gałęzie, jedna z nich wbiła się mężczyźnie w potylicę, a wyszła przez gardło. Zakrywam dłonią swoje usta, aby nie krzyknąć. Przywarłam plecami do drzewa, nie widziałam co powinnam zrobić. Z ust mężczyzny zaczęła lecieć krew, byłam pewna, że nie żył. Gdyby było inaczej chciałby mnie zabić.

Nie zostało mi nic innego jak ucieczka, to też właśnie to zrobiłam. Przejechałam dłonią po swojej twarzy i spojrzałam na swoją rękę, krew. Zatrzymałam się przy jednym z drzew zastanawiając się co powinnam zrobić. Przypomniałam sobie o rzece, która płynęła niedaleko chatki Matyldy. Wiedziałam, że nie będę szukać już dziś André, więc musiałam wrócić.

Zanim doszłam do rzeki minęło kilka minut, dzięki Bogu nikt mnie nie wiedział. Obmyłam dłonią twarz, jednak ciągle czułam jakby krew mężczyzny była wszędzie. Czułam dotyk jego dłoni na swojej skórze. Rozsznurowałam suknie i naga weszłam do lodowatej wody. Zaczęłam szorować swoją skórę dłońmi. Wzięłam głęboki oddech i zanurzyłam się pod wodą. Chłód tylko bardziej mnie pobudził, przechodziły mnie dreszcze takie jak nigdy wcześniej. Był koniec jesieni, więc woda mogła mieć z dziesięć stopni Celsjusza. Czułam, że zaczyna mi brakować powietrza jednak nie chciałam się wynurzać.

- Powtórz Sophie - Powiedział mężczyzna w ogródku. Pamiętałam ten ogród, spędzałam tam każde wakacje będąc dzieckiem. Pięknie pachniało tam różami, czułam w tej chwili to samo. Widziałam siebie jak miałam może pięć lat, na przeciwko mnie siedział siwiejący, starszy człowiek, doskonale wiedziałam kim on jest. To był mój dziadek.

- Ferdynand V, król Francji, jego syn Leith, delfin Francji, zmarł niespodziewanie w 1565 roku. Tytuł delfina odziedziczył po nim jego młodszy brat Daniel - Siedziałam zadowolona na dużym krześle i machałam moimi  krótkimi nóżkami.

- Bardzo dobrze moja droga - Dziadek uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Mimo tego, że zmuszał mnie do nauki rzeczy, których nienawidziłam, kochałam tego starca. Bardzo brakowało mi go po jego śmierci.

- Dziadku, a kto wygrał walkę o Gironę zimą 1565 roku? - Mój wesoły głosik znów melodyjnie rozbrzmiał. Potrząsnęłam głową pozwalając aby moje blond włoski wzleciały w powietrze.

- Mówiłem Ci ostatnio - Skrzywił się lekko, jednak po chwili dokończył - Oczywiście, że Francuzi. Hiszpanie nie byli przygotowani na taką masakrę, moi rodacy przygotowali na nich zasadzkę. Zginęło wtedy wiele tysięcy ludzi i koni. Francuzi schowali się w lesie... - Głos dziadka zaczął cichnąć. Rozejrzałam się dookoła starając się zlokalizować skąd zaczął dobiegać dziwny hałas, jakby stłumiony męski krzyk - Łucznicy... - Nie wiedziałam co się dzieje, czułam się jakbym zaczęła spadać w otchłań, głos dziadka przestał do mnie docierać. Widziałam, że mówi, ale nie słyszałam co.

- Zwariowałaś! - Ocknęłam się i usłyszałam głos André. Szybko podniosłam się na łokciach. Mężczyzna podał mi koc i usiadł obok mnie - Chciałaś się zabić? Co Ty sobie myślałaś? - Owinęłam się szczelnie kocem i cieszyłam się każdym oddechem.

Mężczyzna wytłumaczył mi co się właściwie przed chwilą stało. Gdy wracał do domu usłyszał hałas nad rzeką i zobaczył moją suknię na brzegu. Nie myśląc więcej wbiegł do wody aby mnie wyciągnąć. Byłam już nieprzytomna, uratował mnie.

Było straszliwie zimno, a ja naga siedziałam na ziemi okryta kocem. Oddałam materiał André, ponieważ zaczął drżeć z zimna. Wbiegł po mnie w ubraniu, więc teraz był przemoczony do suchej nitki. Gdy tylko się podniosłam czułam na sobie wzrok mojego bohatera. Widziałam, że podnieca go mój widok, jednak starałam się nie dać po sobie poznać iż to zauważam. Wróciłam po suknię i nasunęłam je na swoje zmarznięte nagie ciało. Odwróciłam się do mężczyzny i pożądliwym wzrokiem zaczęłam patrzeć w jego oczy. W końcu zobaczyłam, że jest w nich ten sam ogień co w moich. 

Podeszłam powoli do niego i ciągle patrząc w jego oczy zsunęłam swoją suknię z ramiona. Pozwoliłam aby opadła po moim ciele i zatrzymała się na ziemi. André mimo wszystko nie spuszczał wzroku z moich oczu. Klęknęłam przed nim, a on siedząc wyprostował się i sięgnął swoimi ustami moich. Pocałunek był inny niż wcześniejsze, cóż bardziej namiętny. Podobał mi się. Przejechałam dłonią po jego wilgotnej koszuli i zaczęłam rozpinać guziki, gdy wcześniej zaczęłam tak robić mężczyzna odwracał głowę i przerywał. Teraz jednak było inaczej, nie odepchnął moich rąk. Przyciągnął mnie do siebie mocniej i usadowił na swoich udach. Dłońmi błądził po moim nagim ciele. Chciałam być jego, tu i teraz.

Zsunęłam koszulę z jego ciepłego ciała i zaczęłam ustami pieścić jego szyję. Odsunął ją do tyłu ułatwiając mi dostęp do niej. Zjechałam dłońmi do jego spodni, poczułam dłonią, że jego krocze jest twarde, więc nie zastanawiając się wiele zaczęłam rozpinać jego spodnie. André pomógł mi w tym i zsunął swoje spodnie zostając tak samo nagi jak ja. Chwycił mnie za pośladki i usadził na sobie. Przez moje ciało przeszedł przyjemy dreszcz, dawno tego nie czuła, a bardzo potrzebowałam. Położył dłonie na moich biodrach wskazując mi rytm jaki byłby dla niego najlepszy, nie sprzeciwiałam mu się. Nie interesowało mnie już to czy Hiszpanie najadą na nas tej nocy, czy zabiją wszystkich. Chciałam się po prostu cieszyć obecną chwilą, bo nie wiedziałam kiedy znów może ona nastąpić.

Obudziłam się naga i wtulona w André. Obejmował mnie ręką w pasie, a ja leżałam na jego klatce piersiowej. Czułam jak spokojnie oddychał, zapewne był równie zmęczony, co ja. Ale czemuż się dziwić, nocą przeżyliśmy po trzy orgazmy, a to jest wycieńczające. Wtuliłam się w niego mocniej chcąc wykorzystać każdą chwilę tego spokoju. Wiedziałam, że nie potrwa długo.

- Sophie, André?! - Usłyszałam głos Matyldy. Dzięki Bogu byliśmy okryci kocem, więc nie widziała zbyt dużo naszego nagiego ciała. Poderwałam się szybko i wsunęłam na swoje nagie ciało suknię, którą miałam na sobie wczoraj. Mężczyzna poszedł w moje ślady i również zaczął się ubierać.

- Matylda, posłuchaj to nie jest tak jak myślisz... - Zaczęłam przestraszona, ale dziewczyna nie wyglądała na zdenerwowaną. Zaczęła się śmiać gdy podeszłam do niej bliżej.

- Myślałam, że ktoś Was zamordował, albo porwał, a Wy spędziliście całą noc nad rzeką. Jeśli chcesz mi wmówić, że nie jesteście razem, to nawet nie próbuj - Nie wyglądała na zdenerwowaną, bardziej na rozśmieszoną. André podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu - Widziałam jak się całujecie, w ogóle mi to nie przeszkadza - Uśmiechnęła się i przytuliła brata. Widząc ten obrazem przypomniało mi się co widziałam poprzedniego dnia. Matyldę z tą kobietą, ciekawe czy jej brat o tym wiedział.

- Po za tym, słyszałam, że wojska Hiszpańskie odwróciły się i wracają do stolicy - Na moich ustach, tak samo jak na ustach André zagościł uśmiech. Jednak czy powinniśmy być szczęśliwi z tej informacji?

W całą trójkę wróciliśmy do ich domu, Matylda podała podała nam coś do jedzenia i znów jak każdego dnia zabraliśmy się do pracy. Gdy tylko mój "ukochany" wyszedł postanowiłam porozmawiać z dziewczyną o tym co wczoraj widziałam.

- Czy André wie, że wolisz kobiety? - Nie chciałam owijać w bawełnę i stwierdziłam, że najlepszą opcją będzie oświadczenie jej, że wiem. Dziewczyna zamarła i spojrzała na mnie.

- Skąd Ty do cholery wiesz? - Otworzyła szeroko oczy przyglądając się mi.

- Widziałam Ciebie i tą dziewczynę wczoraj, nie martw się, nikomu nic nie powiedziałam. Nie będę Cię osądzać, uważam, że powinnaś robić to co czujesz, a skoro Ty wolisz tą samą płeć, to żaden problem - Matylda odłożyła skórę na podłogę i przytuliła mnie mocno. Domyślałam się, że nie mogła powiedzieć o tym nikomu, bo wszyscy wyklęliby ją. Nasze przytulenie nie trwało długo, ponieważ do naszych uszu dotarły krzyki kobiet i dzieci oraz ryki koni. Odsunęłyśmy się od siebie, a dziewczyna podeszła do drzwi, zrobiłam to samo. Gdy Matylda je otworzyła czułam jak mój świat się zatrzymuje.

To co ujrzałam na zawsze zmieniło moje zdanie o wojnie. Większość domów się paliła, ludzie biegali pokryci krwią. Na koniach jeździli ludzie w zbroi, którzy trzymali błyszczące miecze. Nie patyczkowali się oni, zabijali wszystkich, których sięgnęło ostrze ich broni. Widziałam jak jeden z Hiszpanów jak przypuszczałam gwałcił kobietę, którą oparł o blat jakiegoś stołu. Widziałam śmierć dzieci, ale najbardziej wstrząsnęła mną inna śmierć. Chciałam krzyczeć, ale Matylda przyłożyła mi dłoń do ust, abym nie wydała z siebie dźwięku. Wciągnęła mnie do środka i wepchnęła do jednej z większych szafek.

- Pamiętaj, nie jesteś Hiszpanką, nie możesz mówić w swoim ojczystym języku jeśli chcesz żyć! -Krzyknęła do mnie i zamknęła drzwiczki. Właściwie nie wiem co się działo gdy zapanowała ciemność. Miałam tylko przed oczami jak jakiś rudy mężczyzna jednym szybkim ruchem miecza wykonuje egzekucje. Widziałam jak głowa André upada sama na trawę. Najpierw głowa, potem reszta ciała. Osoba, z którą spałam poprzedniej nocy leżała teraz w dwóch częściach, a z jego szyi sączyła się krew. Cóż takie są uroki wojny...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro