Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I3I

- Och, Panie Blaise, z tego cóż słyszałam zawsze wolał Pan kupić sobie dziewkę, niż gwałcić ją w jakiejś podrzędnej gospodzie - Do moich uszu dobiegł donośny śmiech jakiejś kobiety. Starałam się obrócić aby na nią spojrzeć, jednak na marne.

- Czy Ty Matyldo musisz się jak zawsze wtrącać w nieswoje sprawy?! - Blaise krzyknął w stronę nowoprzybyłej.

- Tak się składa, że ona jest moim interesem. Przykro mi masz pecha, to moja rodzina - Powiedziała kobieta, po czym stanęła przede mną. Zdziwiłam się jak ją zobaczyłam, była ładna.

Ładna i całkowicie inna niż te, które spotkałam dotychczas, mimo iż nie widziałam ich tutaj za dużo. Pierwsze co rzucało się w oczy to jej rude, płomienne włosy, które były związane w długi warkocz. Dopiero po chwili dostrzegłam, że nie nosi ona sukni jak ja, tylko spodnie, a o tego bawełnianą białą koszulę.

Stała przede mną i wpatrywała się w mojego oprawcę, który pod naciskiem jej wzroku w końcu mnie puścił. Wstałam jak poparzona z jego kolan i stanęłam obok Matyldy. Teraz patrząc na Blaise wydawał mi się bardziej obleśny niż wcześniej.

- Gdyby nie to, że Twój ojciec uratował mi życie i jestem mu dozgonnie wdzięczny zapewne Ciebie też wziąłbym w tej gospodzie - Uderzył dłońmi o swoje uda i posłał kobiecie z warkoczem udawany pocałunek.

- Miejmy nadzieję, że nigdy więcej Cię nie spotkam, jesteś obleśny - Matylda przekręciła oczyma, po czym odwróciła się i odeszła od mężczyzny - Idziesz ze mną moja droga? - Szybkim ruchem odwróciła się i spojrzała na mnie. Rzuciłam okiem jeszcze raz na Blaise, po czym popędziłam do rudej kobiety. Uśmiechnęła się w moją stronę i gdy tylko chciałam się odezwać przyłożyła mi swoją dłoń do moich ust, abym nie wydała z siebie żadnego dźwięku.

Kroczyła szybkim krokiem przez uliczki miasta, starałam się za nią nadążyć, jednak gdybym kilka razy nie podbiegła zapewne zgubiłabym ją. Po kilku minutach „spaceru" weszła do budynku, z którego wyszłam rozpoczynając moją przygodę w tym świecie.

- Jesteś Hiszpanką, prawda? - Zaczęła od razu po tym jak zamknęła za mną drzwi. Pomieszczenie nie zmieniło się ani odrobinkę od tego jak widziałam je poprzednio.

- Tak, jestem... - Zmróżyłam oczy przyglądając się jej badawczo. Podeszłam powoli do jednej z szafek i oparłam się o nią - A kim Ty jesteś?

- To ja zadaję pytania - Matylda skrzyżowała ręce na piersiach i ilustrując mnie wzrokiem oparła się o drzwi wejściowe - Niech Ci będzie... - Mruknęła i uśmiechnęła się lekko w moją stronę - Jestem Matylda Perres, a mój brat znalazł Cię w nocy na polanie gdy wracał z polowania. Myśleliśmy na początku, że uciekałaś z francuskiego burdelu, ale nie przyjmują tam Hiszpanek. Skąd więc jesteś? - Przyglądała mi się w taki sposób, że bałam się ją okłamać.

- Jestem Sophie De La Mur, pochodzę z Madrytu, a wczorajszego wieczoru spędziłam na Formenterz'e... - Zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej Matylda mi przerwała.

- Uciekłaś z więzienia? - Otworzyła szeroko oczy z niedowierzania, właściwie zrobiłam dokładnie to samo. Słyszałam, że kiedyś było tam wiezienie, ale chyba w XVII wieku, teraz to było centrum zabaw. Same bary, knajpy, przepiękne plaże i oczywiście domy ludzi, którzy się na tym wszystkim dorobili. Właśnie u jednej z takich osób byłam wczoraj.

- Nie... - Odpowiedziałam pospiesznie - Byłam na firmowym bankiecie - Dodałam prawie od razu, jednak dziwny wzrok mojej rozmówczyni zmienił się. Teraz wyglądała jakby rozmawiała z kosmitką, co w pewnym sensie było racją.

- Na czym? - Powiedziała powoli jakby myślała, że mam problem ze zrozumieniem jej - Z resztą nie ważne, to nie możliwe, abyś przebyła tyle kilometrów, nawet konno. Jesteśmy niedaleko Pampeluny - Moje serce uradowało się na tą wieść, ponieważ oznaczało to iż ciągle jestem w rodzimym państwie.

- Skoro jestemy w Hiszpanii czemu wszyscy mówią po francusku? - Uniosłam brwi ilustrując ją, a dziewczyna wybuchnęła tylko śmiechem na moje pytanie.

- Rozumiem, że jesteś po stronie Hiszpanów w tej wojnie, ale jeszcze nie zajęli naszych terenów i nie prędko to się stanie - Odpowiedziała ciągle się śmiejąc. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziała.

- Jesteśmy we Francji?! Nie mam żadnych dokumentów. Nie wiem jak się tu dostałam... - Zaczęłam nerwowo, Matylda chyba zrozumiała, że nie żartuję. Zaczęła intensywnie myśleć, gdyby to była kreskówka to zapewne z uszu zacząłby jej lecieć dym.

- Posłuchaj... - Zaczęłam się jeszcze bardziej denerwować, ale postanowiłam, że postawię wszystko na jedną kartę - Nie wiem jak się tu znalazłam, nie wiem co tu robię, ale chcę wrócić do siebie. Do mojego apartamentu w Madrycie, do mojego jedzenia i nawet do Matt'a... - Głośno westchnęłam.

- Chyba nie umiem Ci pomóc. Słyszałam kiedyś o takim przypadku - Zaczęłam Matylda, a moje oczy się zaświeciły - Musiałaś się mocno uderzyć w głowę i straciłaś pamięć, a teraz opowiadasz takie bzdury - Jak jeszcze chwilę temu cieszyłam się z tego co zamierza mi powiedzieć dziewczyna, tak teraz miałam ochotę ją udusić - Tamtej dziewczynie po jakimś czasie wróciła pamięć, więc i dla Ciebie jest szansa - Przejechałam dłonią po swoim czole i odgarnęłam kilka włosów, które zaczynały mnie łaskotać.

- Który mamy rok i kto panuje? - Odpowiedziałam zrezygnowana. Wiedziałam, że nikt mnie tutaj nie zrozumie, więc jedyną opcją jaką miałam w tej chwili to po prostu asymilacja.

- 1564, we Francji panuje Ferdynand V, a Hiszpanami Henryk I. Niedługo tron przejmie jego syn Franciszek, ponieważ stary król nie domaga. Od kilku lat toczymy wojnę, ponieważ Twoj naród, chce odzyskać ziemie, które przegrali 100 lat temu. Ani nasz władca, ani delfin nie chcą pozwolić na bezwładne przejęcie terenów. Jednak wojska Henryka jeżdżą i napadają na wioski. Palą, gwałcą, mordują i biorą jeńców, a potem zmuszają do prac w kamieniołomach. Nawet jeśli zdarzyłoby się, że spotkałabyś się z Hiszpanami nie przyznawaj się skąd jesteś. Każdego człowieka Twojego narodu każą na śmierć, za kontakty z nami. Lepiej dla swojego bezpieczeństwa mów tylko po francusku i staraj się wyeliminować ten paskudny akcent - Otworzyłam szerzej oczy, zawsze uważałam, że wyzbywałam się go, gdy tylko zaczynałam mówić w innym języku. Zapewne gdyby nie to, że musiałam umieć mówić po francusku ze względu na dziadka nigdy nie nauczyłabym się tego języka. W szkole nigdy się go nie uczulam, zawsze preferowałam angielski. Dzięki niemu mogłam przenieść się na studia za granicę.

- Jeszcze jakieś cenne wskazówki? Rozumiem, że kradzież chleba również nie jest dobrym pomysłem? - Matylda zaśmiała się i podkręciła głową.

- Mimo wszystko miałaś szczęście, że Blaise Cię znalazł, możliwe, że teraz biegałabyś bez ręki - Dziewczyna przejechała swoim palcem po nadgarstku ukazując, w którym miejscu mogłaby się kończyć moja kończyna.

Nagle drzwi się otworzyły uderzając tym samym o plecy Matyldy. Do pomieszczenia wszedł wysoki, młody mężczyzna o kasztanowych włosach. Od razu zilustrował mnie wzrokiem, aż poczułam jak robi mi się gorąco.

- Na prawdę jestem zdziwiony, że udało Ci się ją znaleść. Myślałem, że uciekła jak najdalej się dało - Zaczął niesamowicie męskim głosem, aż moje włoski na rękach stanęły dęba.

- Zdążyła uciec, ukraść chleb, prawie stracić rękę i o mało nie została zgwałcona przez Blaise - Mężczyzna zaśmiał się na słowa rudowłosej. Jak widać dla nich było to dużo, a ja dokonałam tego w około 2 godziny.

- Jestem Sophie De La Mur - Uśmiechnęłam się uroczo i podałam dłoń mężczyźnie, który dopiero co przyszedł. Jeszcze raz zilustrował mnie wzrokiem, a gdy widziałam, że nie ma zamiaru uścisnąć mojej dłoni po prostu ją schowałam lekko zażenowana.

- Ona jest Hiszpanką?! Chcesz aby nas wszystkich zabili?! - Odwrócił się w stronę rudowłosej ewidentnie zdenerwowany.

- Musimy poćwiczyć nad Twoim akcentem. Na prawdę nas zabiją przez Ciebie - Matylda uśmiechnęła się sztucznie do mężczyzny jakby chciała go za mnie przeprosić.

Przez kolejne kilka dni starałam się pomagać Matyldzie jak tylko mogłam, a ona w zamian uczyła mnie jak wyzbyć się mojego hiszpańskiego akcentu, przynajmniej wtedy gdy mówiłam w ich języku. Opowiadała mi wiele ciekawych rzeczy, mówiła jak powinnam się zachowywać aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Zawsze byłam słaba z historii, więc nie miałam pojęcia co się wydarzyło wcześniej, ani co nastąpi później. Pamiętałam tylko podstawowe daty, najważniejsze wydarzenia, nic więcej.

Dowiedziałam się później kim był mężczyzna, który wszedł podczas rozmowy z rudowłosą. Okazał się on bratem Matyldy, który mnie znalazł na polanie i przyniósł do domu. Podziękowałam mu za to, jednak on wolał trzymać dystans ode mnie. André uważał, że sprowadzę na nich tylko kłopoty, jednak jego siostra pilnowała, abym nie rozmawiała z nikim innym niż ich dwoje. Opowiedziała mi o swoich rodzicach, a dokładnie jak umarli. Ich ojciec został wciągnięty do armi i zginął na jednym z pół bitewnych podczas walk z Hiszpanami. Natomiast ich matka została zgwałcona na oczach Matyldy, a potem pozbawili ją głowy. Dzieciom udało się uciec i jakoś przetrwać samemu. André zajmował się teraz polowaniami, dzięki czemu udawało mu się zarobić jakieś pieniądze na ich dwoje. Jego siostra zajmowała się obrabianiem skór ze zwierząt, które mężczyzna upolował.

- Czemu nie chcesz ze mną rozmawiać? - Zaczęłam powoli gdy udało mi się zostać sam na sam z André. Staliśmy obydwoje nad rzeką, gdzie mężczyzna czyścił swój miecz. Skrzyżowały ręce na piersiach aby wyglądać poważnie.

- Udało Ci się wyeliminować ten paskudny akcent - Mruknął nie patrząc na mnie, był bardziej zajęty przecieraniem swojego miecza jakimś białym skrawkiem materiału.

- Nie o to pytałam - Odpowiedziałam pośpiesznie. Widząc, że nie jest zainteresowany rozmową ze mną, postanowiłam go do tego zmusić. Stanęłam przed nim i szybkim ruchem chwyciłam rękojeść miecza. Postanowiłam trochę się z nim podrzażnić i podniosłam miecz. Okazał się cięższy niż oczekiwałam, ale udało mi się schować go za plecy, a ostrze oprzeć o trawiastą glebę.

- To nie jest zabawka! - Ciągle nie zwrócił swoich oczu ku mnie, poderwał się tylko z miejsca i stanął przede mną. Wyciągnął dłoń w kierunku miecza, ale zasłoniłam mu drogę swoim ciałem.

- Spójrz na mnie do cholery. Rozumiem, że nie jestem najpiękniesza na tym świecie, ale chyba nie aż w takim stopniu aby nawet na mnie nie spojrzeć! - Zaczęłam irytować się coraz bardziej. Nie rozumiałam o co może mu chodzić. Spędzaliśmy dużo czasu razem, a on unikał mnie jak ognia i traktował jak powietrze.

- Nawet tak nie myśl, jesteś piękną kobietą, ale... - Moje serce zamarło, nie dlatego, że na chwilę przerwał, tylko dlatego, że w końcu na mnie spojrzał i to jeszcze jak. Popatrzył mi prosto w oczy, aż po ciele przeszedł mnie dreszcz. Miał piękne brązowe oczy i patrzył na mnie nimi jak jeszcze nikt nigdy dotąd. Im dłużej to robił tym bardziej moje nogi stawały się miękkie.

- Ale? - Powtórzyłam chcąc aby dokończył.

- Ale onieśmielasz mnie. Nie mam tyle odwagi aby na Ciebie patrzeć - Po tych słowach odwrócił wzrok ode mnie. Puściłam miecz i chwyciłam jego twarz dłońmi. Odwróciłam ją aby znów na mnie spojrzał.

- Nie bój się mnie, przecież nie gryzę... O ile nie będziesz sam tego chciał - Zaśmiałam się, a na ustach André pojawił się minimalny uśmiech - Chciałabym abyś traktował mnie normalnie - Pocałowałam go delikatnie w policzek, miałam ochotę na więcej, ale nie chciałam go do siebie zniechęcać. Nie musiał od razu wiedzieć, że mi się spodobał.

André odsunął się ode mnie i na chwilę odwrócił wzrok, jednak po chwili spojrzał mi w oczy. Chwycił mnie mocno w pasie i przycisnął swoje usta do moich. Szczerze mówiąc byłam zaskoczona tym co zrobił, nie spodziewałam się tego. Położyłam dłoń na jego podbródku i jeszcze mocniej do niego przywarłam. W tej chwili zaczęło mi się podobać w tym świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro