Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Świat jest okrutny

Faktycznie w piątkowy wieczór w recepcji kliniki zrobiło się tłoczno. Żołnierze wcześniej biorący udział w akcji przyprowadzili osiem omeg. Wszystkie były przerażone, ubrane tylko w kiepsko dopasowaną, pseudo erotyczną bieliznę. Dzięki bogom, ktoś pomyślał i pookrywał ich zmaltretowane ciała w koce. W najgorszym stanie był najstarszy, może siedemnastoletni chłopiec w zaawansowanej ciąży, na jego ciele widać było liczne blizny. Poprosiłem Alexa by zabrał resztę na górę, by mogli się odświeżyć, a sam zająłem się ciężarnym. Chłopiec niepewnie podreptał za mną w stronę gabinetu.

- Nie bój się. -Wskazałem mu kozetkę i zacząłem przygotowywać aparaturę do usg. -Niechętnie się położył -Mam na imię Markus, a ty? -spytałem starając się zająć go rozmową, by się uspokoił.

- Dymitr -posłałem mu ciepły uśmiech i w tym momencie zauważyłem szczenię na monitorze.

- Spójrz -wskazałem mu całkiem dobrze rozwinięte maleństwo -chcesz usłyszeć serduszko? -Miał łzy w oczach, jednak skrzętliwie pokiwał głową. Po chwili pomieszczenie wypełniło się odpowiednim dźwiękiem, jednak coś mnie zastanowiło. -Nie chcę cię straszyć, ale chyba słyszę dwa -zacząłem jeździć gałką po jego brzuchu, aż faktycznie trafiłem na drugie szczenię. To bliźniaki. -Wstrząśnięty spojrzał na mnie.

- Tylko proszę nie zabierajcie mi ich -zaczął głośniej płakać -a ja go przytuliłem szepcząc, że nikt ich mu nie odbierze. Gdy chłopak w końcu się uspokoił, mogłem przejść do dalszych badań.

Szybko opatrzyłem wszystkie otarcia i skaleczenia. Zszyłem ranę na przedramieniu i udzie.

- Dymitr, posłuchaj mnie teraz, muszę ci pobrać krew i zbadać cię ginekologicznie. To nie będzie boleć i nie zaszkodzi maluchom, ale muszę mieć pewność, że jesteś zdrowy. -Niepewnie pokiwał głową i zsunął z siebie bieliznę.

Pomogłem mu założyć szpitalną koszulę, i rozłożyłem leżankę w odpowiedni sposób, tak by stała się właściwym fotelem. Ułożyłem mu nogi w strzemionach i sięgnąłem po narzędzia. Gdy zobaczyłem stan jego odbytu zachciało mi się płakać. Niedawno ktoś go musiał brutalnie zgwałcić. Wdał się tam niewielki stan zapalny.

- To będzie jednak boleć, nie jesteś w najlepszym stanie, mogę zaczekać z badaniem, ale wolałbym obejrzeć twoje drogi rodne, by nie doszło do poronienia.

- Rób co musisz -zacisnął oczy i pięści -dzieci muszą przeżyć.

Oczyściłem najpierw rany z zewnątrz i nałożyłem środek znieczulający i przeciwzapalny. Jednak wiedziałem, że na niewiele się to zda, gdy włożę tam wziernik. Po chwili cichy krzyk chłopaka rozbrzmiał w moich uszach. Oczyściłem zainfekowaną tkankę wewnątrz i zaaplikowałem w te miejsca antybiotyk. Reszta wyglądał dobrze, zatem nie ruszałem jamy maciczej. Wolałem nie ryzykować dostania się tam zakażenia. Jak najdelikatniej wyciągnąłem sprzęt, lecz nie obyło się od kolejnego głośnego jęku bólu. Pobrałem krew i uzupełniłem kartę. Chłopak nie znał swojego nazwiska, pamiętał tylko imię Dymitr. Wiedział, że porwano, go bardzo w bardzo młodym wieku. Podejrzewałem także, że nie pochodzi ze stanów, bo jego angielski miał bardziej śpiewną wymowę.

Oddałem go w ręce pielęgniarki i poprosiłem o przyprowadzenie kolejnego.

Wieczorem przyszedł do mnie Adam, miał nie ładną ranę na przedramieniu, którą opatrzyłem. Nie zgodził się na szycie, mimo że kilkukrotnie nalegałem.

- O czym myślisz? -spytał gdy ślęczałem nad papierami, a on wesoło odpoczywał na leżance.

- Ostatni ma około dziesięciu lat. Jest w wieku mojego brata, a jego narządy rodne wyglądały, jakby przejechał przez nie walec. -Zacząłem płakać ukrywając twarz w dłoniach.

- Chodź do mnie -wyciągnął ręce bym mógł się w niego wtulić. - Dlatego chciałem działać, jak najszybciej. Ukrócić to. Oni wszyscy za to zapłacą. -Prychnąłem.

- Nawet zabicie ich, to za mało. Poza tym, oni tylko umożliwiali okazję, a co z tymi, którzy ich gwałcili?

- Mark, zrobię co w mojej mocy, by ukarać winnych, jednak dobrze wiesz, że świat jest okrutny.

- To nie jest wytłumaczenie -szarpnąłem się w jego ramionach spoglądając mu w oczy.

- Wielu ludziom nie podoba się to co robię, likwiduje coś, co działało z cichym przyzwoleniem przez lata. Jednak uważam, że nie można dłużej milczeć i odwracać wzroku. Zniszczę ich, a przy okazji pomogę tym dzieciakom.

- A pro po dzieciaków, co chcesz z nimi zrobić? Nawet jeśli wstawię po cztery łóżka do pokoju, to zostało nam tylko pięć pokoi. Choć uważam, że ciężarny powinien mieć własne miejsce, by bezpiecznie mógł gniazdować. -Wdychałem zapach z zagłębienia jego szyi, który sprawiał, że moja omega była maksymalnie odprężona i szczęśliwa.

- Cóż sądziliśmy, że pacjenci będą na tyle dorośli, by od razu szukać ich mate. -Wciągnął mnie na swoje kolana.

- Co to znaczy na tyle dorośli? -zmrużyłem oczy podejrzewając, że ten ważny aspekt umknął Adamowi -I jak chcecie znaleźć im mate?

- Cóż znalezienie mate, to poniekąd twoje zadanie. -Zakłopotał się, a ja już wiedziałem, że wymyślił coś głupiego. -Czytałem artykuł o tym, że śluz omeg jest głównym przewodnikiem zapachu, zatem pomyślałem, ze mógłbyś pobrać próbki i wysyłalibyśmy je do każdego stada w kraju i tam wszystkie wolne alfy by go wąchały. -Pokręciłem głową.

- Tylko podniecone omegi wytwarzają śluz. Myślisz, że oni są wstanie doprowadzić się do takiego stanu?  -głupota Adama czasem doprowadzała mnie do szału.

- Dlatego miały tu zostać do gorączki, wtedy nie było by problemu. -Miałem ochotę na niego nawrzeszczeć, ale się powstrzymałem. Jak on sobie wyobrażał, że przyjdę do omegi w gorączce, w tak trudnych dla niego dniach i będę im grzebał patyczkiem w dupie.

- Nie będę komentował twojego pomysłu. -Przerwał mi muskając ustami moje ucho. Co trochę mnie zaskoczyło.

- Nie mamy innego wyjścia. Każda omega przywieziona tutaj powyżej piętnastego roku życia będzie zobligowana do oddania śluzu. - Wtedy zobaczyłem w otwartych drzwiach ciężarnego chłopaka.

- Nie chciałem przeszkadzać -zakłopotał  się, a ja natychmiast odsunąłem się od alfy. -Chciało mi się pić i usłyszałem waszą rozmowę. Oddanie śluzu, by znaleźć swoją drugą połówkę to naprawdę nieduża cena. Mogę to zrobić nawet teraz, jeśli oczywiście weźmie mnie z dziećmi.

Stałem jak wryty wpatrując się w Dymitra, który dłońmi gładził swój brzuch.

- Nie pozwolę szukać matę dzieciom. -Byłem zły.

- Myślisz, że będzie im źle u kogoś kto będzie ich kochał i szanował. -Widziałem w oczach chłopaka pewną zapalczywość.

- A co z gorączkami i rujami? Nie każdy zaczeka -znów chciało mi się płakać.

- Dlatego my będziemy czekać do ich piętnastych urodzin. A do tego czasu -Adam zamyślił się na dłuższą chwilę. -Można by w budynku dawnego domu watahy urządzić sierociniec.

- Dziękuję alfo -szepnął chłopak, a Adam pokiwał głową, a chłopak odszedł w stronę pomieszczenia socjalnego, w którym znajdowała się niewielka kuchnia.

- Co z tym budynkiem? -spojrzałem na niego podejrzliwie.

- Jutro zlecę odpowiednie remonty, jest tam około czterdziestu pokoi oraz kilka pomieszczeń wspólnych. Tylko nie wiem co rada na to.

- Naprawdę cię to obchodzi? -spojrzałem na niego z szelmowskim uśmiechem.

- Nie, to w końcu dla dobra społeczeństwa. Czujesz się na siłach iść go obejrzeć. -Posłałem biurku znudzone spojrzenie, było tam jeszcze trochę papierów, ale mogły poczekać do jutra.


Okazało się, że wskazane przez Adama miejsce znajduje się dokładnie na przeciwko. Do tej pory sądziłem, że to jakaś porzucona szkła. Brakowało kilku szyb w oknach, a wnętrze na pewno wymagało odświeżenia.

- Czy stado ma na to fundusze? -upewniłem się, bo remont tego gmaszyska i przystosowanie go pod sierociniec, do tego zatrudnienie kupy ludzi do opieki, to nie mały koszt.

- Myślisz, że alfy poskąpią grosza, gdy ważą się losy ich przyszłości? -Cóż nie byłem tak pewny, jak on. Jednak nie mogliśmy się wycofać w połowie drogi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro