Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowe życie

Będą komentarze, to jutro będzie next.
O taki szantaż 😀

****

Pociąg dojeżdżał już do właściwej stacji. Jeszcze raz wyjrzałem za okno, podziwiając mocno zmilitaryzowane zabudowania. Ściągnąłem walizkę z półki i pomogłem ubrać się chłopcu siedzącemu do tej pory grzecznie na przeciw mnie.
- Markus, a oni na pewno mnie tam polubią? - spojrzał na mnie przestraszony, gdy ubierałem mu jego ulubiony plecak z obrazkiem przedstawiającym rysunkowego alfe Adama, o którym niedawno nakręcono animację.
- Obiecuję ci że będziesz zachwycony. Oni tobą też. - Roztrzepałem mu dłonią włosy próbując mu w ten sposób dodać otuchy.

Zdążyłem z małym wysiąść na stacji i wyjść do budynku dworca, gdy zostałem zaczepiony przez dwóch rosłych mężczyzn. Nie byłem niski, mam ponad 175 cm wzrostu, a dzięki ciężkiej pracy moje ciało jest dość muskularne. Nikt kto na mnie spojrzy, nie powie, że jestem omegą.
- Pan Markus Brown? - większy przeczytał z maleńkiej karteczki, którą musiał już jakiś czas gnieść w dłoni, bo nie wyglądała najlepiej.

Drugi mężczyzna cały czas zaciekawiony przyglądał się Lio, który chował się za moimi plecami. Mimo że jego płeć biologiczna jeszcze się nie ujawniła, to byłem niemal pewny, że będzie tak jak ja, omegą. Był delikatnej budowy, z zachowania bardziej dziewczęcy i uległy.

- Pan wybaczy, ale nie powiadomiono nas, że przyjedzie Pan z dzieckiem. - Drugi zauważył, że posyłam mu karcące spojrzenie.

- To mój młodszy brat, jestem jego prawnym opiekunem, czy stanowi to jakiś problem? - spytałem dość ostro.

- Nie wiem, alfa zdecyduje. - Wzruszył ramionami kończąc naszą rozmowę.

Zawieźli nas od razu do kliniki i zostawili przed drzwiami wręczając mi klucze.

Na pewno nie tego się spodziewałem, zwłaszcza że w jednostce był szpital ratunkowy. Posiadłość była wielka. Niepewnie weszliśmy do środka, przywitała na spora recepcja, a zaraz za nią kilkanaście gabinetów oraz schody na górę, gdzie mieściły się pokoje dla pacjentów. Poinstruowano mnie wcześniej, że przysługuje mi mieszkanie na poddaszu. Przywitał mnie spory salon z otwartą kuchnią, trzy sypialnie, olbrzymią łazienką, gabinet oraz potężne patio.

Lio niepewnie się rozglądał, nie był przyzwyczajony do takich dużych pomieszczeń, nawet jego szkoła była dużo mniejsza.

- Ci panowie, nie byli zbyt mili -mruknął ściągając plecaczek i siadając na przykrytej materiałem kanapie.

- Zaczekaj malcu -ściągnąłem prześcieradło, które chroniło mebel przed kurzem i pozwalając mu usiąść. -Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Przyjdzie alfa, to wszystko nam wyjaśni, a na razie poszukaj sobie pokoju.

Lio niepewnie podniósł się z sofy i zaczął przechadzać się po pomieszczeniach, aż wybrał najmniejszy z pokoi. Trochę zdziwiły mnie tu różowe ściany i meble w kremowym kolorze, gałki szafek miały wykończenia w brylanciki. Westchnąłem, choć wiedziałem, że chłopiec będzie zachwycony tym miejscem. Osobiście wolałbym, by był bardziej... męski i choć chciałem wychować go na betę, doskonale zdawałem sobie sprawę, że Lio będzie stereotypową omegą. Interesował się głównie gotowaniem, szyciem, nie raz przyłapywałem go na tym, ze bawił się lalkami. Choć w szkole otaczał go zawsze wianuszek młodziutkich alf, to on najlepiej czół się wśród żeńskich bet. Z początku starałem się walczyć z jego ciągotami, jednak szybko się poddałem, bo nie chciałem niszczyć mu dzieciństwa.

- Łoł -powiedział zachwycony, gdy zacząłem ściągać przykrycia z mebli, jego oczka aż szkliły się z wrażenia -Markus zobacz, jakie to jest piękne -posłałem mu ciepły uśmiech.

W tym samym momencie poczułem za plecami czyjąś obecność i obróciłem się szybko niemal gotowy do ataku. Potężny alfa podniósł ręce w stopującym mnie geście, a Lio stał z otwartą buzią widząc swojego idola na żywo.

- Trzeba naprawić dzwonek -jego mocny, głęboki głos sprawił, że aż zatrząsnąłem się, a moja omega zaczęła piszczeć wewnątrz mnie. Dobrze że neutralizatory działały, nie dając słabiakowi wytworzyć odpowiedniego zapachu. Już w tym momencie wiedziałem, że mam przechlapane, a i alfa patrzył na mnie dziwnie, jakby nie rozumiejąc co czuje. -Pukałem, a drzwi były otwarte, więc wszedłem -powiedział po jakieś chwili, dalej skanując moją osobę z poważnym zainteresowaniem.

- Nic się nie stało, po prostu, tak szybko się pana nie spodziewaliśmy. Lio zamknij buzię i się przywitaj -chłopiec natychmiast podszedł bliżej mnie i głęboko spuścił głowę na znak szacunku.

- Jeśli coś wam się nie spodoba wystarczy zgłosić, a znajdę ekipę i przemaluje. – Wskazał ściany gestem głowy.
Przerwałem mu choć nie tak drastycznie, jakbym chciał. Mój głos brzmiał usłużnie, co w cale mi się nie podobało.

-Myślę, że mojemu bratu podoba się tak jak jest -roztrzepałem malcowi włosy i posłałem uśmiech alfie.

- Aha. -wielkolud teraz zainteresował się chłopakiem -czyżby Lio był omegą? -spytał dość delikatnie.

-Jego płeć biologiczna jeszcze się nie ujawniła. Ma dziewięć lat, ale... -alfa pokiwał głową na znak, że rozumie.

- Powiadomiono mnie, że przyjechałeś z dzieckiem, nie informowałeś mnie o tym wcześniej, ale to dobrze, to mały skarb -teraz on roztrzepał włosy chłopaka, a Lio łasił się do niego jak szczeniak, do głaszczącej dłoni właściciela.

- Zgłaszałem, że przyjedzie nas dwójka. -Zdziwiłem się, bo jeszcze pisano mi, że to nie problem.

- Myślałem, że będzie z tobą, twoja partnerka, lub partner, a nie...

- Pełnię zastępczą opiekę, nie wiedziałem, że to problem. -Szybko starałem się bronić.

- Oczywiście, że nie, znajdziemy mu jakąś opiekę -spojrzałem na niego nieprzychylnie, przecież doskonale potrafiłem zająć się swoim małoletnim bratem.

- Przecież jestem ja -warknąłem choć nie do końca chciałem.

- Spokojnie, -wskazał na salon -może napijemy się kawy i wszystko ci wyjaśnię. Zwłaszcza, że muszę cię oficjalnie przyjąć do stada i zobligować do tajemnicy. -Pokiwałem głową na tak, choć sytuacja coraz mniej mi się podobała.

Szybko udał się do kuchni i po chwili przeglądał szafki.

- Chyba nici z kawy -spojrzał tęsknie na gotujący się czajnik. -Może być herbata? -zdmuchnął kurz z kartonika, a ja pokiwałem głową na tak.

Po chwili stały przed nami dwa parujące kubki, a on przeglądał papiery z teczki, która czekała na niego na kanapie.

- To może zaczniemy, od twojego brata -posłał mi miły uśmiech, aż za dobrze znałem te formularze, po kilku zmianach watach, jednak zawsze napawały mnie strachem, ze względu, że zawsze kłamałem. -Najpierw imię i nazwisko.

- Leonard Brown, lat 9. Urodzony w stadzie Heksen.  Matka Max Brown, zmarł wraz z drugim szczenięciem podczas porodu, ojciec nieznany.

- Przykro mi -przerwał mi Adam. -To duża odpowiedzialności zająć się niemowlęciem w twoim wieku.

- Pomógł mi dziadek -szepnąłem mocno zaciskając pięści i nie patrząc w oczy Adamowi, bałem się, że odkryje prawdę, on jednak moje zachowanie zwalił na emocje związane z trudnym dzieciństwem.

- Ile miałeś lat? -drążył z ciekawości.

- Szesnaście, jednak nie było to wszystko tak trudne, udało mi się skończyć szkołę, a po śmierci dziadka, pomagali mi dobrzy ludzie i luna naszego stada. -Nie mogłem dodać, że to dzięki temu wspaniałemu wilkowi udało mi się wpisać fałszywą płeć biologiczną w papierach i to on do tej pory załatwiaj mi neutralizatory oraz wspomógł w tramie, po tamtych strasznych wydarzeniach.

- I tak cię podziwiam. Nie wiem, czy sam bym podołał. -Tylko pokiwałem głową, bałem się, że wyczuje jak szybko bije mi serce, nie chciałem wspominać tych okropnych chwil. -Płeć biologiczna matki? -wrócił do uzupełniania tabelek.

- Nasza matka była omegą. Jeśli chodzi o Lio, to teraz zacznie ostatni rok szkoły podstawowej. W poprzedniej zapisałem go na specjalne zajęcia dla omeg. -Pokiwał głową.

- Niestety nie mamy takich zajęć, ale świetlicowy, jest żoną mojego zastępcy i on mógłby coś takiego, dla niego poprowadzić.

- Nie macie tu osobników w jego wieku wykazujących oznak omegi? -spytałem trochę przestraszony, bo bałem się wysyłać Lio do szkoły pełnej alf, co by się stało gdyby nagle dostał gorączki. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. -Mogę wystąpić o nauczanie domowe? -choć nie chciałem izolować brata, to z drugiej strony, wolałem by nie stała się mu krzywda.

- Spokojnie umieścimy go w budynku w którym odbywają się zajęcia bet. Jest tam kilka starszych omeg. Tylko ich wychowaniem biologicznym zajmują się głownie rodziciele. -Trochę zabolało mnie jego uwaga, uważał że ja nie potrafię nauczyć Lio, jak powinna się zachowywać omega, aż wyrwało mi się ciche warknięcie. -Jesteś nerwowy Markus -chyba jednak nie spodobało mu się moje zachowanie. -Chcę po prostu jak najlepiej dla każdego członka swojej watahy. A skoro mały wykazuje takie, a nie inne zachowania, to dobrze by było aby miał odpowiednie wzorce.

- Uważa pan, że omega powinna mieć jakie wzorce? -zagotowałem się, nie chciałem, by wychowali brata na maszynkę do rodzenia dzieci i zajmowania się domem.

- Po pierwsze jestem Adam, więc zwracaj się do mnie tak, lub alfo. Po drugie skoro jesteś specjalistą od omeg, to powinieneś wiedzieć, że na zachowanie omeg wpływa mocno ich wewnętrzny wilk, który chce być podległy swojemu alfie. -Nasza rozmowa robiła się powoli niebezpieczna, a moje zdenerwowanie pogłębiała coraz mocniejsza szamotanina z futrzakiem wewnątrz mnie. Przeklęty zwierz z każdą chwilą mocniej chciał się wydostać, żeby wejść w dupę swojemu mate, a właściwie, by ten wszedł w niego. Głupie bydle nie dawało mi logicznie myśleć.

- Nie chcę, by mój brat mimo płci biologicznej wyrósł na kurę domową, rodzącą dzieci po każdej gorączce lub na kurwę, jak moja matka. -W tym momencie zakryłem sobie ręką usta. -Przepraszam alfo, za dużo powiedziałem. -Ten nie skomentował, jedynie pokiwał głową.

- Mark -wyciągnął do mnie rękę nad stołem i pogłaskał mnie po ramieniu, obaj poczuliśmy prąd jaki nas wtedy przeszył, aż Adam wstrzymał powietrze, po chwili jednak otrzepał się i dokończył zdanie -to, jak będzie wyglądać życie twojego brata, to tylko jego decyzja, my damy mu odpowiednie wzorce i będziemy o niego dbać. Ty jako brat i my jako stado. Nie będę na was naciskał, decyzje o jego wykształceniu powierzam tobie, jeśli zaś będziesz potrzebował wsparcia zawsze służę radą. -Pokiwałem głową, że rozumiem i cicho mu podziękowałem zawstydzony nadal swoim wybuchem. -To teraz twoja kolej -dodał całkiem wesoło, a ja bezrozumnie na niego spojrzałem, dopiero gdy ujrzałem, że wyciąga, drugi formularz zrozumiałem o co mu chodzi. -Markus Brwon? -spytał a ja odpowiedziałem kolejnym kiwnięciem -Urodzony?

- W Heksen 12 października 1994. Wykształcenie wyższe. Mam dwie specjalizacje chirurgia oraz omeganologia. Płeć biologiczna beta, brak stałego partnera, brak organów pozwalających na zapłodnienie. -Alfa pokiwał głową na znak, że rozumie.

- Dobrze podpisz na jednym i drugim formularzu. -podsunął mi je na stole. Moja dłoń trochę się trzęsła, ale zrobiłem to co do mnie należało. -Teraz oficjalnie jesteście członkami naszego stada -posłał mi ciepły uśmiech, a moje serce zabiło aż za mocno, tak to na mnie podziałało. -Teraz najważniejsze. Nie ściągnąłem cię tu bez przyczyny. Masz niecałe dwa tygodnie na doprowadzenie kliniki do stanu używalności. Sprowadzenie odpowiednich leków i sprzętu.

- Nie bardzo rozumiem, czemu tak mało czasu? Skoro jest tu tylko garstka omeg, a podejrzewam, że w jednostce potrafią odbierać porody. -Byłem zdziwiony, bo przecież, tak naprawdę nie byłem tu potrzebny.

- Prowadzimy działania, które mogą spowodować, że nagle pojawi się tu sporo omeg potrzebujących naprawdę dużo opieki. Jednak nie wszystko mogę ci teraz powiedzieć w obawie, że coś mogło by się wydostać na zewnątrz i zepsuć szeroko zakrojone działania militarne. -Trochę nie podobało mi się to co on mówi, nie byłem pewien, czy na przykład nie chce napaść na inne stado i odebrać im omegi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro