Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie można oprzeć się naturze

Podziękujcie mojej ulubionej autorce Shynkha (za ch...ja nie wiem, jak się to odmienia) za kolejny dziś rozdzialik.



A jeśli jutro też chcecie, to wiecie co robić moje wy ptaszynki.



Ps.


Dalej szukam korektorki.



****



Szybko zrozumiałem, że poza mocno przestarzałym sprzętem, nie ma tu praktycznie nic. Skierowałem też poleconą betę do przejrzenia niewielkiej apteki. Większość leków była przeterminowana, wiedziałem też że potrzebuję sporej ilości środków przeznaczonych tylko dla omeg. Musiałem urządzić przynajmniej dwie porodówki oraz kolejne trzy gabinety przystosować do badań ginekologicznych.



- Nie jest dobrze -stwierdziłem, gdy wsiadłem do potężnego pickupa alfy.



- Odwieziemy małego i jedziemy do jednostki. -Posłał chłopcu uśmiech we wstecznym lusterku.



- Nie jestem mały -oburzył się Lio, coraz bardziej martwiłem się jego fascynacją Adamem, ale na razie nie zamierzałem tego komentować.



Niewielki budynek faktycznie mieścił tylko najmłodsze klasy mieszane oraz starsze bet i omeg.



- Alfy, które się ujawniły uczą się w jednostce -wyjaśnił mi Adam, gdy patrzyłem, jak Lio szybko dopada grupki omeg siedzących w świetlicy, a te przygarniają go do siebie ucząc, jak wyszywa się serwetki. -Nie jesteś zachwycony, że jest omegą?



- Boje się o niego -wyznałem zgodnie z prawdą. -Że ktoś zrobi mu krzywdę, a on nie będzie umiał się obronić.



- Nie pozwolimy na to... -spojrzałem na niego karcąco kierując się do auta.



- Kiedy pracujesz na ostrym dyżurze, to wiesz, że czasem choćby najlepsza opieka nie jest wystarczająca. Czasem krzywdę potrafi wyrządzić nawet "kochający" alfa. -Zapiąłem pasy nie patrząc na niego.



- Uważasz, że powinniśmy uczyć omegi samoobrony? -spytał, a ja zrozumiałem, że on naprawdę rozważa taką możliwość, brał moje zdanie na poważnie.



- Myślę, że by to nie zaszkodziło. Chociażby używania gazu pieprzowego i paralizatora oraz reakcji na atak. W końcu są zbyt słabe, by wygrać w walce. -Pokiwał na moje słowa głową w zamyśleniu.



- Omówię to z Alexem, stworzymy zajęcia raz w tygodniu. Tylko wiesz, że muszą być nieobowiązkowe, nie każdy rodzić zgodzi się na ten typ kształcenia. -Miał rację, choć aż mnie zapiekło na głupotę takich ludzi. -Poruszymy ten temat na następnej radzie stada i przeznaczymy na to fundusze.



- Dziękuję -naprawdę poczułem się doceniony.




Jednostka była przeogromna, widziałem wcześniej militarne zabudowania, ale nie spodziewałem się, że będzie to zajmować aż taki obszar. Adam przechadzał się szeroką drogą tłumacząc mi co gdzie jest, a duma wydzierała z każdego jego słowa. Magazyn znajdował się naprzeciwko sporej szkoły. Akurat trafiliśmy na przerwę i chmara nastoletnich, pełnych hormonów alf wytoczyła się przez podwójne drzwi na obsadzony zieloną trawą front budynku. Wygłupiali się, śmiali, a ja kuliłem się wewnątrz ze strachem. Taka ilość alf powodowała u mnie niemal atak paniki, a traumatyczne wspomnienia uderzały we mnie odbierając mi dech w piersiach. Adam chwycił mnie za rękę i wciągnął do magazynu sadzając na pierwszej skrzyni.



- Dobrze się czujesz? -z troską pocierał moje ramiona.



- Wybacz -wydukałem po jakieś chwili, kiedy mój oddech się unormował. -Mam kiepskie wspomnienia odnośnie nastoletnich alf -pokiwał głową i widziałem, że chciał zapytać, ale chyba uznał, że nie jest to właściwy moment.



- Czujesz się na siłach, by obejrzeć sprzęt? -pomógł mi wstać, gdy zacząłem się podnosić.



- Tak oczywiście. -Nogi miałem jeszcze chwiejne, ale alfa bez słowa asekurował mnie ramieniem.



Wyciągnąłem z torby butelkę wody i zrobiłem kilka szybkich łyków. Poczułem się od razu lepiej, uwalniając się z jego objęć sięgnąłem w głąb swojego niewielkiego bagażu w poszukiwaniu samoprzylepnych karteczek.



- O świetny pomysł, będą wiedzieć co mają przywieść. -Odruchowo pogłaskał mnie po głowie, a ja głupio się wyszczerzyłem, bo moja omega aż zamruczała na ten gest. On widząc co zrobił odsunął rękę z zakłopotaniem, jednak nie przeprosił.



Oznaczałem kolejne sprzęty, a na bloczku zapisywałem co będzie trzeba jeszcze zamówić.



- Sala operacyjna też będzie potrzebna? -spytałem choć uważałem, ze z pewnością może się przydać. Zwłaszcza, że miałem tu niemal wszystko, by takie pomieszczenie urządzić w klinice.



- Mamy tu kilka, ale myślę, że omega z traumą może źle znieść szpital pełen alf -niemo przyznałem mu rację kiwając głową.



- Czyli to wszystko też. -Przykleiłem na tym niebieskie karteczki -możemy wracać.




Kolejne dni spędzaliśmy na sprzątaniu i ustawianiu sprzętu. Wieczorami przeglądałem listy leków, by zamówić wszystko, co może się przydać. Lio zaś przy kolacji opowiadał mi jak doskonale bawił się w nowej szkole, jak wspaniali byli nauczyciel i jego ulubiony świetlicowy, w którego domu spędzał popołudnia. W sobotni poranek przywitał mnie zapach gofrów i już miałem znowu iść opierdolić Adama, że ma przestać przychodzić do mnie, jak do siebie, gdy zaskoczony ujrzałem przy kuchni małego demona, który z zaciętą miną szykował mi wspaniałe śniadanie.



- Luna powiedział, że nie powinienem sam odpalać gazu, ale tylko podłączyłem gofrownicę do prądu, nie złamałem zasad. -Posłał mi rozbrajający uśmiech.



- Byle byś tylko się nie poparzył -pouczyłem go siadając do stołu.



Zdążyłem zrobić gryza, gdy ktoś mocno zastukał i już wiedziałem, kim jest gość.



- Pachnie w całym budynku, nie mogłem się powstrzymać. -Wyminął mnie w drzwiach natychmiast podchodząc do czajnika i roztrzepując młodemu włosy, na co ten od razu się zarumienił -świetna robota Lio, widzę że Alex nieźle cię szkoli.



- Mówi, że będę doskonałą omegą. -Alfa zaśmiał się w głos, jednak szybko przyznał mu rację.



Miałem wrażenie, że jeszcze trochę i Adam nie tylko zacznie tu przychodzić na wszystkie posiłki, ale zamieszka, w którymś z pokoi. Zawsze jednak potrafił znaleźć racjonalne wytłumaczenie swoich odwiedzin.



- Kiedy będziemy gotowi? -spytał gdy wygoniłem brata po śniadaniu pod prysznic, bo cały umazany był ciastem.



- Czekam tylko na dostawę leków i środków czystości. Środa będzie optymalna. Kiedy poznam resztę ekipy? -spytałem, bo tego tematu jeszcze nie poruszaliśmy, a skoro miała być to tak duża klinika potrzebowałem jeszcze kilku pracowników.



- Poproszę ich by przyjechali w poniedziałek pomogą ci z ustawieniem tego wszystkiego. Dostaniesz dwóch stażystów z jednostki, dwie pielęgniarki. A Alex siądzie na recepcji, jest w pierwszych miesiącach ciąży, ale to chyba nie problem?



- Nie wiem, czy to nie za mało, jeśli faktycznie ma być tak jak mówisz. -Zwróciłem mu uwagę, że trzech lekarzy raczej nie podła.



- Jednostka jest niecałe 15 minut stąd jeśli się okaże, że trzeba więcej personelu Alex zadzwoni i ściągnie odpowiednie osoby. -Pokiwałem głową na tak, choć uważałem, że potrzeba jeszcze przynajmniej jednego wykwalifikowanego doktora.



- Wszystko wyjdzie w praniu. Nie ma co się przejmować na zapas. Zresztą my też mamy telefony, jeśli zauważymy, że wieziemy sporo ofiar to od razu wszystkich powiadomimy.



- Nie zauważyłeś jeszcze jednego ważnego problemu. -Westchnąłem, a on spojrzał na mnie zdenerwowany, że wytykam mu błędy. Irytacja szybko mu jednak przeszła, gdy usłyszał to co mam do powiedzenia. -Jeśli uważasz, że będą to "ofiary" potrzebny tu będzie przynajmniej jeden psycholog, który potrafi leczyć traumę. -Widziałem, jak marszczy brwi myśląc nad tym.



- Znasz kogoś dobrego? -spytał przypatrując mu się, w takich momentach wstrzymywałem oddech, bo czułem, że jego alfa wyrywa się do mojej omegi.



- Znam, mogę zadzwonić. To świetna kandydatka, znamy się ze studiów. -Pokiwał głową dopijając kawę.



- Daj mi numer powołam się na ciebie. Myślisz, że mogłaby tymczasowo zamieszkać w wolnym pokoju tu, póki nie znajdę jej czegoś wolnego.



- Oczywiście współdzieliłem z nią mieszkanie na studiach. Lio ją kocha.



Wymieniłem z nim oficjalne dane pani doktor i zadzwoniłem do Sam, gdy tylko alfa zniknął za drzwiami. Wolałem ją uprzedzić o zaistniałej sytuacja, a ona zgodziła się udawać, że nic nie wie.




Zapasy przyjechały jeszcze tego samego dnia po południu. Powoli rozkładałem je w odpowiednich gabinetach. W jednym z nich trafiłem na naprawdę wielkiego alfę, który wycierał półki.



- Cześć -posłał mi szeroki uśmiech -prawie skończyłem. Jestem Kamil, a ty jesteś tym sławnym doktorem.



- Markus -uścisnąłem jego wyciągniętą dłoń.



- I jak ci się podoba? -spytał wracając do pracy.



Gdy tylko skończył zaczął pomagać mi. Prowadziliśmy nieobowiązującą rozmowę przez dłuższy czas, aż w pewnym momencie poczułem, że podszedł stanowczo za blisko mnie. Chciałem się wycofać, ale położył ręce na szafce więżąc mnie między nimi.



- Jesteś naprawdę fajny i z tego co słyszałem sam. -Zacząłem się naprawdę obawiać, głębiej wciągnąłem powietrze nosem sprawdzając, czym mój neutralizator dalej działa.



- Mam barat, którym się opiekuje -próbowałem go delikatnie odstraszyć, to z zasady działało.



- Milutko -stwierdził -bylibyśmy piękną rodzinką. -Teraz naprawdę zacząłem się bać, a moje ciało jak na złość skamieniało, nie mogłem się mu wyrwać, ani zrobić nawet najmniejszego ruchu.



- Wybacz, ale jestem betą i pociągają mnie tylko dziewczyny -skłamałem na biegu.



- Tu nie znajdziesz samicy, a my -musnął dłonią mój policzek. -Jestem dość samotny, ty pewnie też, a dawno straciłem nadzieję, na to, że znajdę omegę.



- Nie jestem zainteresowany -piszczałem, bo mój głos zaczął się załamywać. Moja omega powoli zaczynała przejmować nade mną władzę, co nie wróżyło nic dobrego. Z oczu popłynęły mi łzy.



- Ej nie płacz... -dzięki wszystkim bogom Adam chyba wyczuł mój strach i wszedł do gabinetu.



- Zostaw go na natychmiast! -warknął tak głośno, że miałem wrażenie, że mury budynku się zatrzęsły.



Alfa natychmiast ode mnie odszedł, wiedziałem, że moja reakcja była przesadna, ale nie potrafiłem nic na to poradzić. Upadłem zapłakany na ziemię zwijając się w kulkę. Adam natychmiast do mnie podbiegł i wciągnął na swoje kolana delikatnie mną kołysząc, a ja nieświadomie zacząłem się uspokajać otoczony jego zapachem.



- Musimy o tym porozmawiać -pociągając nosem zacząłem kręcić głową, wycierając przy okazji twarz w jego podkoszulkę. -Muszę wiedzieć, by móc zapewnić ci odpowiedni spokój do pracy.



Gdy już w miarę się uspokoiłem zacząłem cicho mówić nadal nie odrywając się od jego opiekuńczych ramion:


- Gdy miałem piętnaście lat spotkał mnie przykry incydent po szkolnej imprezie. Nie potrafię się bronić przed napastującymi mnie alfami... dlatego tak bardzo się boję. -Wyznałem, choć kosztowało mnie to naprawdę dużo.



- Przykro mi -wstał nie wypuszczając mnie z objęć i zaczął nieść do mojego apartamentu. -Obiecuję, że porozmawiam z Kamilem i tymi z twojego najbliższego otoczenia, byś miał zapewniony odpowiedni spokój.



- Przepraszam, -wydusiłem -on nic nie zrobił, ja po prostu...



- Rozumiem, jednak i tak należy mu się reprymenda. Jasno mu powiedziałeś, że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego. Nie powinien być tak natarczywy. -Ułożył nas na kanapie tak, że wylądowałem między jego nogami, a on dalej delikatnie gładził moje włosy.



- Powinienem być bardziej asertywny, ale paraliżuje mnie, gdy ktoś próbuje coś na mnie wymusić.



- Nie musisz się bać, tu zawsze ktoś cię obroni, dopilnuje tego.



Chyba obaj zasnęliśmy bo obudził nas Lio domagający się kolacji.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro