Rozdział VII
Atmosfera w sali tronowej była napięta. Chciano, aby grała muzyka, jednak ktoś w tej gitarze przesadnie naciągnął struny.
— Proszę o wybaczenie — powiedział ledwo słyszalnie książę Wiednia, kiedy Brielle patrzyła na niego z wyraźnym triumfem.
Neklan otworzył usta w zadumie, a później padł na kolana i pokłonił głowę. Reszta poszła w ślad za nim i przez dłuższy czas panowała cisza, której Brielle nie mogła znieść.
— Jak...? — mamrotał Conrad.
— Dobrze, chłopcy — Mikel klasnął w dłonie. — Skoro każdy na własne oczy zobaczył, że nasza królowa jednak żyje, opowiem wam historię o tym, jak mój psychopatyczny brat uratował Brielle Baskerville.
Brielle odetchnęła z ulgą. Absolutnie nie miała ochoty na powtarzanie historii o sobie i zdawała sobie sprawę z tego, że Mikel zrobi to stokroć lepiej. W dodatku mieli do niego większy respekt. Odruchowo spojrzała w kierunku Lucille, ale ona tylko uważnie słuchała, tak jak i Darin. Postanowiła więc poczuć się przez moment bezpiecznie.
Błękitne oczy patrzyły wprost na nią, a delikatny uśmiech, który błąkał się po ustach Jonathana dodatkowo ją uspokoił.
Sam cieszył się, że każdy z taką uwagą śledzi słowa Mikela. Mógł na nią po prostu patrzeć i nikt nie zauważył, że to spojrzenie kryje w sobie coś więcej. Było tam mnóstwo ludzi, jednak oboje czuli, że to ich mały moment.
Mikel kończąc opowieść, odchrząknął głośno.
— Teraz przejdziemy do sali obrad, aby złożyć w całość kawałki, które mamy.
Darin podał dłoń Brielle i wspólnie zeszli z podestu, na którym stał tron. Musiała wyjść pierwsza, tego wymagała etykieta. Zdębiała, kiedy zobaczyła miny Tessy, Celine i Crispina. Nie mogła jednak zapytać o ich zaniepokojenie, więc posłusznie szła dalej. Nawet się za siebie nie odwróciła.
— Ej — Celine szturchnęła Mikela za ramię. — Musicie usunąć z rady księcia Rzymu.
— To twoje widzimisię, czy nakaz ten jest podyktowany poważnym argumentem? — zmarszczył czoło. Celine nie chciała się bawić w powtarzanie wiadomości, więc po prostu pokazała mu wyświetlacz telefonu.
— Ciekawie — stwierdził i dobiegł do pozostałych. Nie miał zielonego pojęcia, jak to ograć. Alessandro siedział już przy stole i wyproszenie go byłoby dziwaczne. Pokręcił nosem, co nie uszło uwadze Jonathana i zajął swoje miejsce, po prawej stronie Brielle. Cieszyła się, że nie ma tam Lucille. Irytowała ją jej obecność.
— Czy teraz możemy poznać powód nieobecności księcia Londynu? — zapytał wzburzony Andreas, a kiedy Mikel chciał się odezwać, Jonathan zatrzymał go ręką.
— Ja go reprezentuję, więc ja będę mówił — zapowiedział. — Został porwany. Przewidział całą sytuację i upoważnił mnie już dawno.
Neklan roześmiał się szczerze.
— Cały William Levingstone — pokręcił głową. — Diabelnie inteligentny. Jednak kto go porwał?
— I tutaj trzeba opowiedzieć kolejną historię - odezwała się Brielle. — O moim narzeczonym, Benedictcie Raven, który wrócił zza grobu.
— Słucham z uwagą, skoro to ja go mam zastąpić. — Oliver rozłożył się leniwie na niewygodnym krześle.
Brielle starała się nie wspominać o pobocznych wątkach, jak wskrzeszenie Tessy czy Deborah, które miały na tę sytuację wpływ. Dokładnie przedstawiła wszystkie informacje, jakie zebrali i plany Benedicta, a kiedy skończyła mówić, Mikel dodał coś, co wprawiło wszystkich w osłupienie.
— I w dodatku siedzi z nami zdrajca korony — rzucił beztrosko. — Czy książę Rzymu może nam wyjaśnić swoje bliskie stosunki z Antonem Morganem? Wspólnikiem Benedicta?
Wampir przełknął ślinę. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem Mikel wszedł w posiadanie tej wiedzy. Wszystkie oczy wlepiły się teraz w niego, a on nie wiedział, co powinien powiedzieć.
— Może przypomnisz sobie w celi, włoski psie — warknął Basile i wyprowadził Alessandro z sali.
— Skoro pozbyliśmy się kretów, możemy przejść do konkretów — kontynuował Mikel. — Wiadomość o zdradzie Alessandro otrzymaliśmy przed chwilą od naszych ludzi z Londynu. Pojutrze musi się odbyć koronacja Brielle, taka z pompą. Cały wampirzy świat musi się dowiedzieć, że francuska następczyni tronu żyje. Roześlijcie tę informację w swoich krajach natychmiast po skończeniu tego spotkania. Niech zjadą tutaj wszystkie szychy.
— Musimy też pamiętać, że wiele osób będzie podważało prawa do tronu Brielle, dlatego przed koronacją zalecałbym powtórzyć próbę krwi - odezwał się Darin. — Nie muszę chyba zaznaczać, że bezpieczeństwa księżniczki jest dla mnie pierwszorzędną sprawą, dlatego pałac będzie pilnowany. Gdybyście mieli ochotników ze swoich ludzi, chętnie przyjmę ich do straży.
— Możecie być pewnie, że macie pełne poparcie Pragi i wspomożemy was we wszystkim. — oświadczył Neklan Novotný i posłał Brielle przyjazny uśmiech.
– Sztokholm również. To niesamowite, że monarchia się odbuduje. Wlejesz, pani, w całą Szwecję tyle nadziei i szczęścia. — powiedział Conrad, trzymając dłoń na lewej piersi.
– Wiedeń nigdy nie był przychylnie nastawiony do panowania monarchi, jednak zwykle utrzymywaliśmy neutralne stosunki. Mogę zadeklarować, że tak pozostanie, jednak nie mogę zapewnić, że wampiry w Austrii nie będą organizować buntów.
— Znasz swój kraj najlepiej, książę – powiedziała spokojnie Brielle. — Chyba wiesz, co mogłoby złagodzić ten konflikt. Nie chcę, aby ktoś cierpiał przez moje panowania i mam nadzieję, że wspólnie rozwiążemy ten problem.
Mikel spojrzał na nią z uznaniem.
— Wydaje mi się, pani, że zamiast ożenku z księciem Paryża, który i tak podlega tobie, powinnaś rozważyć poślubienie mnie.
Neklan zakrztusił się wodą, którą właśnie pił. Mikel zamrugał zdumiony, ale według niego był to całkiem niezły pomysł. Oliver gwizdnął długo i w tym samym momencie dołączył do nich z powrotem Basile. Oczywiście słyszał propozycję Andreasa. Conrad tego nie skomentował, Jonathana starał się zachowywać naturalnie.
– Ja za to myślę, że wcale męża nie potrzebuję, a panujące tutaj zasady nadają się do kosza. Wampiry powinny iść z duchem czasu, mamy XXI wiek, nie XIX. Czy do tej pory nie było dobrze? Kiedy nie było królowej i króla?
– Brielle... — ostrzegł się Mikel.
– Było — powiedziała twardo.
— Proponuję nie poruszać tematu ożenku, dopóki nie uspokoimy sytuacji z Benedictem. Ślub księżniczki jest tutaj najmniej ważny.
— Dziękujemy, Darinie, za tę analizę, ale kobieta nie może stać sama na czele władzy. — prychnął wręcz Andreas. Brielle rozmasowała czoło.
– Kobiety są równie silne, co mężczyźni — zaoponował Jonathana.
– Ale kierują się emocjami, nie rozsądkiem.
– Rozsądnie będzie zakończyć ten spór i spotkanie. Pojutrze koronacja i tyle w temacie. Oczy i uszy szeroko rozstawione, a jeśli ktoś jakimś cudem uzyska informację o Antonie bądź Benedictcie, niezwłocznie proszę to zgłosić. — po słowach Mikela wszyscy zaczęli opuszczać salę obrad, a Brielle osunęła się po krześle w dół.
Ile takich najgorszych dni w jej życiu ją jeszcze czekało?
* * *
William nie mógł trzeźwo myśleć. Nie miał pojęcia, ile minęło i w jakim miejscu są teraz pozostali. Czy wszystko idzie dobrze, czy jego przypuszczenia się sprawdzały? Miał tylko siebie i swoje myśli, które dodatkowo zaburzył Anton.
Nie wierzył w Boga, ale co innego pozostało, poza modlitwą? Nawet nie mógł być pewien, że wyjdzie z tego żywy. Usilnie próbował przywołać w głowie wszystkie obrazy, jakie mogły go motywować do nie poddania się. Nieustannie o tym myślał.
— Tess, Crispin, Anthony... — powtarzał jak mantrę, zaciskając powieki. Anton torturował go tak długo, że ból stał się naturalny, dlatego nie zwracał na niego uwagi. Kiedy usłyszał kaszlnięcie, odzyskał trochę rezonu. – Annie?
— J-jesteśmy sami?
— Tak — szepnął. – Ale nie wiem, jak i na jak długo.
— To nieważne... musimy, musimy postarać się uciec. Nie możemy tutaj zostać.
– Nie damy rady — jęknął. — Jesteśmy wykończeni, zbyt słabi. Jesteś taka naiwna, bo młoda.
— Jestem zaradna, nie naiwna — zaoponowała. — I świadoma, że ludzie, których kocham, czekają na mnie. Muszę do nich wrócić, choćby nie wiem, co.
Czuła piekące rany na ciele i twarzy, nie wiedziała, co powinna uczynić. William poczuł się dziwnie. Tracił wiarę i nadzieję, a wychodził przecież z gorszych sytuacji. Słowa Annie uświadomiły mu, że powinien wziąć się w garść. Liczyli na niego.
— Dzień dobry, przyjaciele — powitał ich wesoło Conrad Keller. — Szczerze? Lepiej by było, gdybyście oboje już umarli. Zostawili mnie tutaj z wami, więc trochę się nudzę.
— Jak możesz na to pozwalać? — żachnęła się Annie. Will analizował jego słowa.
— Nie zawsze mamy wybór, kotku — założył ręce na krzyż i oparł się o ścianę. — Chciałem cię prości, Levingstone, żebyś pozdrowił Rackforda, ale chyba nie będziesz miał okazji.
– Sam go możesz pozdrowić — odparł cicho. — Gdzie jest Benedict i Anton?
– Nie prowadzę ich dziennika, nie wiem — prychnął. — I mnie to nie obchodzi, tak szczerze. Dopóki mi płacą, wykonuję polecenia. A było bardzo wyraźne i jasne.
— Jak brzmi?
– Zaglądaj do nich od czasu do czasu — oblizał usta. — Więc zajrzałem. Teraz pójdę na prawo, bo brakuje mi słońca. — zasalutował, na co Will zmarszczył brwi. — Najpierw jednak poprawię tej laleczce węzły, bo chyba nie są zbyt ciasne, co grozi ucieczką. — cmoknął z dezaprobatą, podszedł do Annie, a po tym, jak zrobił to, co zapowiedział, poszedł sobie, oczywiście przy tym gwiżdżąc.
— Dziwny typ — skomentowała. — Ale z jakiegoś powodu nam pomógł. — uwolniła nadgarstki, gdyż za sprawą Conrada liny totalnie się poluzowały i zaczęła się męczyć z tymi w pasie, a następnie na kostkach.
Pochwyciła skalpel, którym traktował ją wcześniej Anton i zwróciła wolność również Willowi. Stęknął z bólu, a potem posłał jej wdzięczne spojrzenie. Nie miał czasu analizować motywów Conrada. Przekonał się tylko, że Anton wcale nie ma tak wielu sprzymierzeńców.
— Idziemy w prawo — zarządził. Kuśtykał, a rany, które musiał nosić, nie miały prawa się zregenerować. Wiedział, że zostanie po nich mnóstwo blizn, ale był tak blisko wyjścia.
Szli długo, Annie nie mogła zliczyć, ile. Nie wiedziała, co ją czeka. Czy im się uda? Została w to wciągnięta kompletnie bez powodu. Była przypadkową ofiarą i nie chciała akceptować takiego losu.
Po jej policzkach spłynęły łzy, kiedy udało im się dotrzeć do części dla zwiedzających. A później ponownie straciła nadzieję, kiedy uśmiech z jej twarzy zdarł brutalnie Anton.
William rzucił się na niego ostatkiem siły i obejrzał się na dziewczynę. Nie miał powodu jej ufać, ani pokładać w niej wiary, ale mógł ją uratować.
— Uciekaj! Do pałacu w Paryżu, obok wieży Eiffla, Annie. Powiedz im... — prosił rozpaczliwie, a ona cudem znalazła siłę, by pobiegnąć.
* * *
Adeline zrobiło się słabo. Musiała złapać się ramienia Anthony'ego, żeby nie upaść, kiedy Kim pomagał tym wszystkim ludziom wyjść. Nie mogła uwierzyć w skalę okrucieństwa, jaką w stanie był zadać Benedict z Antonem. Nawet do Victora nie czuła aż tak silnej nienawiści.
Przez następne godziny Kim wszystkich uspokajał, używając perswazji. Męczyło go to, ale czuł, że tak trzeba.
– Laney — usłyszeli znajomy głos. Dziewczyna od razu padła w ramiona ojca, który mocno ją przytulił. Potem przeszedł do czynności, a wampiry usiadły i spojrzały na siebie w osłupieniu.
— Co tutaj się dzieje, do cholery? — zapytał Kim. — Czy ci wszyscy ludzie mieli być pożywką, czy królikami doświadczalnymi dla Benedicta?
– Obawiam się, że tym i tym — stwierdził ze zgrozą Anthony. — Jeżeli to ma większą skalę, jeżeli książę Rzymu...
— Paryż na pewno kogoś wyśle do Włoch. — powiedziała Adeline, chociaż wcale nie była tego taka pewna.
— Adeline — zawołał komisarz i spojrzał na córkę. — Właśnie otrzymałem telefon ze Scotland Yardu. Eran próbował się kontaktować, ale coś przerwało połączenie. Nie wiemy, skąd dzwonił.
– Co...? — podniosła się z miejsca, a potem spojrzała na Anthony'ego. — Oni żyją. Anthony, oni żyją! – rzucili się sobie w objęcia, a Kim popłakał się ze szczęścia.
— Nie zakładaj tego od razu, kochanie. To tylko nadzieja, nic więcej.
___________________________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro