Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

Celine nerwowo stukała przodem buta w podłogę, co bardzo irytowało Lucille, ale nie mogła się odezwać na ten temat. Po pierwsze: Celine nie znała francuskiego, a Lucille angielskiego. Po drugie: obok niej stał Basile Lullier, który z powodów, jakich nie rozumiała, udzieliłby jej reprymendy za przytyk.

Mikel obserwował korytarz, przechadzając się w tę i wewte. Ręce trzymał splecione za plecami, a głowę miał lekko pochyloną. Jonathan nie mógł przestać się uśmiechać, kiedy patrzył na swojego stwórce w błękitnym garniturze i żółtej koszuli. Crispin opierał się o laskę, czekając cierpliwie.

Wcześniej zdecydowali, że Brielle nie powinna witać książąt w progu, dlatego czekała w sali tronowej wraz z Darinem.

Krzywiła się na widok tronu. Nie chciała na nim siadać, ale musiała to zrobić. Wzięła więc głęboki oddech i weszła na podest, aby zająć należne jej miejsce. Później omiotła pustą salę wzrokiem. Darin posyłał jej serdeczny uśmiech.

— Bardzo przypominasz swoją matkę, księżniczko — powiedział cicho.

— To musiało być dla ciebie trudne — odważyła się. — Jej śmierć. Patrzenie teraz na mnie musi być równie trudne, prawda?

— Śmierć twojej matki dla wszystkich była trudna. — zmarszczył czoło.

— Nie... — zaśmiała się. — Nie to miałam na myśli. Czytałam jej pamiętniki, wiele o tobie pisała. Wiem, że nie łączyła was tylko przyjaźń, Darinie. Moja mama cię kochała tak, jak kochać powinna mojego ojca.

— Księżniczko... — Darin wyraźnie się zmieszał.

— Spokojnie. Nie widzę w tym nic złego. Taki już los królewskich rodzin. Każą nam spędzić życie i dzielić łoże z tymi, których szanujemy, albo i nie, ale nie żywimy do nich żadnych romantycznych uczuć — westchnęła. — Jestem w takiej samej sytuacji. Wydacie mnie za Basile'a?

— Kwestia sporna. Na dzisiejszym spotkaniu pojawi się również przyszły książę Paryża i prawdopodobnie to za niego wyjdziesz. Tak mi przykro, Brielle.

— Chyba już się z tym powoli pogodziłam. Nie oznacza to, że nie boli. — przyznała i spuściła wzrok na swoje dłonie. Ułożyła je równo na kolanach i nie wiedziała, czy właśnie tak powinna siedzieć.

— Właśnie tak powinnaś siedzieć, ale ja zalecałbym sposób twojej matki — zasugerował i podszedł do niej. — Prawa ręka na podłokietniku prosto, lewa lekko ugięta na drugim podłokietniku. Od nadgarstka do samej dłoni, opuść ją na kolana.

Brielle posłusznie zastosowała się do jego rad. Uśmiechnął się szeroko, więc i ona to zrobiła.

— Na tych krzesłach będą siedzieć? — zagadnęła.

— Miejmy nadzieję — westchnął. — Książęta są trochę... zobaczysz, księżniczko.

Zachichotała, ale szybko przestała się śmiać, kiedy wielkie drzwi się otworzyły i stanął w nich Basile Lullier wraz z innym wampirem.

Brielle uniosła brew. Był młodo przemieniony, to było widać. Jej uwagę przykuwały jednak kolczyki w uszach, których miał mnóstwo, oraz okulary z zielonymi szkłami. Cała masa pierścionków i naszyjników, które mogła wyraźnie obejrzeć na jego nagiej klatce piersiowej. A to dlatego, że jasnozielona koszula była rozpięta prawie po sam pępek. Srebrna kamizelka na niej nie była zapięta, swobodnie latała.

Oboje podeszli do pierwszego rzędu krzeseł i złożyli pokłon.

— Księżniczko, pragnę ci przedstawić przyszłego księcia Paryża. Oliver Lullier, pani.

— I przyszłego męża, chciałeś powiedzieć? — oblizała usta. Oliver rozciągnął swoje w uśmieszku.

— Tak, tak. Będziemy się hajtać prawdopodobnie, ale spoko. Wolę mężczyzn, więc wiesz. — uniósł dłoń w geście uspokającym.

Basile zgromił go wzrokiem, ale Brielle cieszyła się, że nie jest sztywno trzymającym się etykiety wampirem. Miał przyjemny głos i czuła, że będzie się z nim dogadywać.

— Poznaj resztę bandy — szepnął i odsunął się na bok, tak jak Basile.

Brielle wciągnęła powietrze, kiedy do sali weszli pozostali. Szli gęsiego, a przewodził im Mikel. Ostatni był Jonathan, posyłający jej pokrzepiające spojrzenia.

Żałowała, że nie ma tam Tessy, albo chociaż Celine, ale one musiały zostać za drzwiami.

— Neklan Novotný, książę Pragi — przedstawił pierwszego Mikel. Brielle poczuła sympatię z automatu, kiedy jasne brązowe włosy rozsypały mu się lekko na czoło. Na jego ramieniu siedział orzeł, a na prawej dłoni miał grubą rękawiczkę. Oddał pokłon i zajął swoje miejsce.

— Conrad Granat, książę Sztokholmu — ostre rysy twarzy i niemal białe włosy sprawiły, że chciała się wzdrygnąć, ale w porę opanowała odruchy.

— Andreas Von Wimpffen, książę Wiednia — kiedy schylał głowę, puścił Brielle oczko, ale udała, że tego nie widzi. Pamiętała, że musi naprawić relacje z nim.

— Alessandro Bianchi, książę Rzymu.

Miał długie czarne włosy i tajemniczy wyraz twarzy. Zaraz po pokłonie, szybko zajął swoje miejsce i opuścił głowę, trzymając dłoń na piersi.

— Jonathan Rackford, reprezentuje księcia Londynu, Williama Levingstone, który pisemnie go do tego upoważnił. Ubolewamy nad faktem, że książę nie może pojawić się osobiście, ale okoliczności są druzgocące — tłumaczył Mikel.

— Dobra, dobra — jęknął Andreas. Rzeczywiście miał twardy akcent. — Przybyłem dla próby. Póki się nie odbędzie, nie uznam w tej paniusi królowej.

Krew w żyłach Brielle zawrzała. Wymieniła spojrzenie z Darinem, który natychmiast podał jej królewską księgę i sztylet. Tylko krew Baskerville'ów mogła złamać pieczęć.

Brielle patrząc cały czas w oczy księcia Wiednia, nacięła wewnętrzną stronę dłoni i zacisnęła w pięść, aby unieść ją następnie nad księgą.

— Niech książę się cieszy, że nie jestem wrażliwa na takie uwagi — powiedziała tuż po tym, jak księga rozłożyła się przed wszystkimi.


* * *


Annie wypluła krew równocześnie z Willem. Anton wlał nich jakiś litr wody święconej, która wypalała ich od środka. Młoda wampirzyca była pewna, że nie opuści katakumb żywa. Była wycieńczona, a Anton Morgan nie zamierzał przestawać.

Doskonale się bawił, chociaż sam nie nazywał tego zabawą, a badaniami naukowymi.

— Pewnie twoim najlepszym kumplem był Mengele, co? — żachnął się William. Absolutnie nie miał siły na nic, poza ciętymi odzywkami.

— Mylisz się. Nie poznałem i żałuję — odpowiedział spokojnie, przygotowując kroplówkę z podejrzaną zawartością. — Może on podsunąłby mi więcej pomysłów. Ale na ten wpadłem całkiem niedawno. Ciekawe, czy da się wyleczyć wampiryzm, wprowadzając do krwiobiegu to, co przed chwilą łykaliście. — uśmiechnął się złośliwie.

— Proszę, nie... — jęknęła Annie, kiedy się do niej zbliżył.

Will nie mógł jej pomóc. Otworzył tylko szeroko oczy. W życiu nie spotkał takiego szaleńca, a trochę chodził po tym świecie.

— Zabijesz ją!

— Odkrycia wymagają ofiar, nie wiedziałeś? — wzruszył ramionami i brutalnie wbił się w rękę Annie, aby zacząć swój eksperyment. Nawet nie minęła minuta, a ona już przeraźliwie krzyczała.

I całe podziemie to usłyszało.

Czuła, jakby wypalał ją od środka ogień, którego nie dało się ugasić. To był niewyobrażalny ból. Wolała śmierć niż to.

— Przestań, do diabła — Will się szarpnął. — Wyjmij to z niej!

— Jestem skłonny to zrobić — Anton odwrócił się do niego. — Proponuję wymianę. Ty odpowiesz na moje pytanie, ja wyjmę wenflon. Co ty na to, książę?

— Dobra! — nie chciał tego robić, ale nie mógł poświęcić życia jedynej przemienionej przez Benedicta osoby. Dawniej ratowałby tylko siebie, ale teraz mógł zostać osądzony przez tę, którą kochał. Nigdy nie wybaczyłaby mu, gdyby pozostawił Annie samej sobie.

— Czy Theresa Holdter została wskrzeszona?

William zdębiał. Nie takiego pytania się spodziewał i nie wiedział, czy może udzielić na nie odpowiedzi. Szybko doszedł do wniosku, że nie ma wyjścia, kiedy z każdego otworu Annie wylatywała krew strumieniem.

— Tak.

Anton zgodnie z obietnicą wyjął wenflon.

– Sadysta — szepnął Will. — Po co ci ta wiedza?

— Czy bawiąc się w Boga mieliście pojęcie, że każde wskrzeszenie ma swoje konsekwencje? — zadrwił.

— Nie ja ją wskrzesiłem.

— A kto? — milczał, więc Anton jednym ruchem przebił dłoń Annie osikowym kołkiem.

– Mikel Moriatti, dobry Boże! To był Mikel Moriatti... — w życiu nie czuł się tak żałośnie. — On... może wskrzesić wampira, którego przemienił, ale tylko raz. On wskrzesił Tess.

– Interesujące — usiadł na krześle obok Williama. — Pieszczotliwie ją nazwałeś, a więc tobie też będzie zależeć na tym, aby żyła. Zdradziłeś mi więcej, niż oczekiwałem, dlatego cię nagrodzę i tę kwestię wyjaśnię. Bo widzisz, mój drogi, Theresa jest kotwicą Benedicta. On żyje, dopóki ona żyje. To obusieczny miecz. Jeżeli Benedict umrze pierwszy, Theresa również pożegna się z tym światem po raz trzeci. Oto konsekwencja wskrzeszenia. Jeżeli liczyłeś, że są nią tylko koszmary, byłeś w wielkim błędzie.

Will nie mógł złapać oddechu.

Tak jak Yyvon, która wszystko słyszała. Przerażona odwróciła się do Eliota, a później pobiegli do wyjścia. Musieli jak najszybciej dotrzeć do pałacu. Wiedzieli, że przekazanie tej informacji jest ważniejsze, niż próba uratowania ich. I tak nie mieli szans.

* * *



Anthony był zawiedziony. Nie znalazł niczego, chociaż zwiedził dokładnie cały dom trzy razy. Wyglądał po prostu tak, jakby ktoś przygotował go na przyjęcie gości.

Adeline zdołowana tym samym faktem, zgarnęła z szuflady w łazience dziwnie ozdabiane nożyczki i poprosiła Kima, aby usiadł na krześle. I tak nie mogli wrócić do Londynu, bo niedługo miał nastać ranek.

— Ostrzegam. Nie jestem fryzjerką, ale strzygę regularnie tatę.

— Wszystko będzie lepsze od tego - machinalnie machnął dłonią. — Może ten dom to po prostu kryjówka Antona?

— To jedyne wyjście, ale nic tutaj nie ma — Anthony wzruszył ramionami. — Żadnych wskazówek. Zmarnowaliśmy tylko czas, przyjeżdżając tutaj, a nowe wampiry siedzą w schronie i Bóg jedyny wie, czy się właśnie nie zabijają o krew.

– Wszystko okay, Anthony. Wyluzuj — poprosiła Adeline. — Nie są same. Doglądają ich inne wampiry, starsze. Ufam im, bo Yyvon miała ich ma liście godnych zaufania. Swoją drogą zabawne, że sporządziła taką listę i wielkimi literami napisała, że Will nie jest godny zaufania.

– Nie potrafię myśleć — przyznał. — Za dużo się dzieje od pewnego czasu. Odkąd...

– Tessa umarła. — dokończyła za niego, a on skinął głową. Potem każde milczało, a ciszę przecinał tylko dźwięk ostrzy, które skutecznie pozbywały się włosów na głowie Kima.

Kiedy Adeline skończyła, z satysfakcją uznała, że wyszło jej całkiem nieźle. Aprobata wampira po spojrzeniu w lustro dodatkowo ją podbudowała. Obserwując Kima doszła do wniosku, że to kolejny całkiem przystojny wampir, którego poznała. Czy wampirzym automatycznie sprawiał, że ktoś był atrakcyjniejszy? A może miała po prostu szczęście do towarzystwa.

Yyvon była ładną kobietą, więc jej brat musiał być równie urodziwy.

Potrząsnęła głową, odganiając dziwaczne myśli, które ją nawiedzały.

A potem zmarszczyła czoło, słysząc bicie serca.

Pozostali również je usłyszeli. Jedno, drugie, trzecie, czwarte, piąte... było ich mnóstwo. Poderwali się z miejsca, ale za oknem nie było śladu człowieka. Zaczęli gorączkowo się rozglądać, próbując znaleźć źródło dźwięków.

— Podłoga — powiedział Kim i zaczął przebijać się przez panele. Instynkt go nie zawiódł. Kiedy się przebił, zobaczył przynajmniej trzy tuziny związanych żywych ludzi.

A każde z nich zagięło dawno temu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro