Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ XXXI

Paul Martinez

Nie spodziewałem się, że Devon zrobi użytek ze swoich szarych komórek, ani że Santiago Cruz wytrzaśnie skądś tę przekletą kostkę, która uruchomi było - nie było proces namierzania naszych ludzi w przeszłości.
No i ujrzeliśmy Marion. Devon wrzasnął, żeby uciekała, ale ona go nie usłyszała, a nawet jeśli  - to dokąd miała biec? Gdzie szukać ratunku i schronienia? Wszędzie tam żyły sobie same średniowieczniaki!
I wówczas wkroczył Devon ze swoim pożal się Boże, pomysłem. W gruncie rzeczy chodziło nam o odwrócenie uwagi weselników od Marionka i danie naszym ziomkom znak, w którym kierunku mają podążać, by z sukcesem podziękować Kazikowi za gościnę.
– Co ojciec oczyska wybałusza? Lepszy pomysł ma? – Devon uśmiechał się szeroko jakby trafił główną nagrodę w Euro Jackpot.
– Ale żeby rozpierniczać chałupę temu całemu Wierzynkowi? – Przypomniałem synowi, że przeżywał wywołany przez nas pożar Krakowa, a rozwalenie cudzej chaty już go nie ruszało.
– Marionka miałem dać na zmarnowanie? – Syn spoglądał na mnie z ukosa, jakbym powiedział mu właśnie, że zrobił coś bardzo złego. – Nikogo nie było w środku, a poza tym Wierzynka stać na to, żeby na nowo wyrychtować sobie chatkę.
Byłby dalej się usprawiedliwiał, lecz uznałem za stosowne przerwać ten potok wymówek i delikatnie zasugerować, że są ważniejsze sprawy.
– O, jest i Kazik! – Devon miał w nosie ojcowskie rady i pierdzielił swoje dyrdymały.
Na scenie wydarzeń w Krakowie pojawił się ten paskudny król, o którym  gadali, że chociaż Wielki, to wredota i wielbiciel niewieścich wdzięków. Devon komentował wszystko, co się działo na naszych oczach.
– Co on tak się zawziął na naszą Marion? – Miałem na myśli króla Kazimierza, ale i bez moich wyjaśnień syn - geniusz wiedział, kogo chętnie bym pacnął w łepetynę.
– Te, Paul! – burknął Cruz. – Najpierw sprowadźmy naszych, a potem będziesz  sobie syna wychowywał!
– Bo twojemu żadne połajanki już nie pomogą! – odciąłem się. – A z Devona to może coś jeszcze będzie.
– Jeśli nasi widzieli, co i skąd pierdyknęło w chatę Wierzynka, ruszą we właściwym kierunku. Nic więcej nie możemy zrobić! – kontynuował Santiago lodowatym tonem.
– Niech szanowny Gabriel ruszy tyłek i zabierze Marionka z katedry nim ona zostanie cudzą żoną! – Zorientowałem się, że mówiłem sam do siebie, gdy Cruz popatrzył na mnie z naganą i rzekł "wariat!".
Gdyby nie fakt, że facet tak czy owak ulokowałby się się w mojej rodzinie poprzez ślub tego nicponia Gabriela z naszą Marion, zdzieliłbym go w gę... , to jest w twarz i nauczył moresu, a trzeba dodać, że mój lewy sierpowy nie był taki najgorszy.
– Nie radziłbym nawet palcem mnie tknąć! – Cruz intuicyjnie prawidłowo odczytał moje wrogie spojrzenie. – Jak już mówiłem, ślub wiele zachodu wymaga!
– Zaraz i wschodu wymagał będzie, jeśli się pan nie uciszy. – W odpowiedzi wyręczył mnie mój syn, ale Cruzowi nie chciało się reagować na słowne zaczepki.
– No! – Cruz zapatrzył się w historyczny film akcji na żywo.
Co on tam widział, nie orientowałem się dopóki nie oznajmił wprost, że Gabriel "się czaił".
– Czaił się konkretnie i to trochę czasu temu, nie tylko na Marion. – Devon nie byłby sobą, gdyby czegoś nie palnął.
– Ja nie o tym, panie Von. – Cruz zwrócił uwagę mojemu synowi, żeby ten spoważniał i dwa razy pomyślał zanim zabierze głos w jego obecności. – Wprawdzie wiele można zarzucić temu  mojemu gagatkowi, ale przecież polazł za Marion do średniowiecza, czy nie polazł?
A wracając do sprawy. Gabriel się tam skrada. – Wskazał palcem.
– Ale ślub musi być, bo kto to widział żyć na kocią łapę?! – powtórzyłem z uporem.
– No żesz ty, cholero jedna! – Nieoczekiwanie Santiago zaczął się drzeć jak stary papier toaletowy, który za długo wakatował na sklepowej półce.
– Czego znowu krzyczysz człowieku? – posłałem mu niechętne spojrzenie i sam się wydarłem, gdy podążyłem za jego wzrokiem. – Strzelaj, chłopie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro