Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ XIII

GABRIEL

– Raul, ty cholero jedna! – Urwałem, gdy pojąłem, że z moim słownictwem daleko nie zajadę w gościnie u średniowieczniaków.
– Co znowu szefowi nie pasuje? – Raul wyglądał na spokojniejszego niż parę godzin wcześniej, gdy sam wysunął szalony pomysł na pożyczenie ciuchów od tutejszych ziomków.
– Jeszcze nic. – Wzruszyłem ramionami, byle nie komentować, że tych szmatek, które rzekomo pożyczył (na święty nigdy), to ja ni chusteczka nie założę.
– To idzie szef w krzaczki i się przebierze, byle szybko, bo Maria już polazła. Tyle, że w przeciwną stronę.
Spojrzałem na Raula jak byk na rzeźnika i byłbym mu sprzedał gonga w nos albo strzelił z liścia w uśmiechnięte oblicze, byle się opamiętał, ale niech tam znał moje dobre serce. Skończyło się na wymianie spojrzeń - Raul szczerzył się jak mysz do sera, ja miałem ochotę, zresztą całkiem usprawiedliwioną, zmazać ten uśmieszek, karząc za robienie osobistych wycieczek.
Tym razem się mu upiekło i tyle. Niechętnie rzuciłem kosym okiem na dziwaczne ubranie i capnąłem je, uchodząc chyżo w pierwsze lepsze krzaczki.
– Jeśli będę wyglądał jak idiota, to już jesteś trupem, Raul! – burczałem pod nosem z niezadowolenia.
Za cholerę bym nie założył tych łachów, gdybym nie musiał!
– Szybciej, kobieto! Nie mamy kurczę całego dnia, by na ciebie czekać! – Rozdarłem paszczę na Skrzyńską trochę później, gdy całą trójką (ja, Raul  - Paskuda i Pokręcony Doktorek) już przebrani oczekiwaliśmy mocno zniecierpliwieni na to, aż paniusia Skrzyńska raczy do nas dołączyć.
– Nie "kobieto", a "niewiasto". – Doktorek nie byłby sobą, gdyby nie znalazł momentu do uświadomienia mnie względem realiów epoki. – Pierwsze określenie oznacza no, prostytutkę, proszę szanownego pana. Lepiej go nie używać!
– O, to ja mam idealne słowo zastępcze! – Raul uśmiechał się radośnie. – Na przykład ...
– Zamknij się. – Poradziłem życzliwie.
– Raczej  "ucisz się". – Doktorek umilkł, gdy Raul pokazał w jego stronę gest skrócenia go o głowę.
– No, właśnie. – Przytaknąłem, rad, że chociaż w czymś się zgadzamy.
Nareszcie pojawiła się i szanowna Skrzyńska.
– Szybciej się nie dało, milady? – Raul rechotał ubawiony sytuacją.
– A weź na wstrzymanie, co? – Skrzyńska się odcięła robiąc nadętą i urażoną minę.
– Co się stało? – Zaskoczony Doktorek znowu znalazł sposób, by wtrącić swoje przysłowiowe trzy grosze.
– Nic, kur ... – mruknąłem cicho.
Znowu musiałem powstrzymać się ostatkiem sił, by nie powiedzieć czegoś, czego będę później żałował.
– Gotowi? – Doktorek nie odpuszczał, ponaglając nas do podjęcia dalszej drogi i to bezzwłocznie.
– Na co? – spytałem tylko po to, by odpłacić mu jego monetą.
– Na Wawel, do ... kaduka! – podpowiedziała Maria.
Ostatecznie ciuchy nie okazały się aż takie złe, ponieważ dzięki nim nie wyróżnialiśmy się z tłumu tutejszej ludności.
– Niech no szef spojrzy. – Raul zrównał się ze mną. – Tyle pstrokacizny to ja jeszcze nie widziałem na oczy! Nawet w rodzinnym barrio. 
– Oj, tam! – Maria wzięła jego słowa za zwykłe marudzenie. – Przynajmniej jest co obserwować.
– Żadnych artykułów do jakiejkolwiek prasy! – Wyczułem co się święci zanim Maria rozwinęła myśl.
– Akurat posłucham! – odezwała się buńczucznie i uniosła wyżej podbródek.
– Nie ma pani wyboru i nie do pani należy decyzja w tej kwestii. – Zgasiłem w zarodku zarzewie buntu.
Chyba głupota kazała mi wierzyć, że moje słowo było niepodważalne. W tamtej chwili podziwiałem mojego pożal się Boże ojczulka za respekt jaki budził w innych i umiejętność z jaką go podtrzymywał.
– Białas to był nasz najmniejszy problem! – westchnąłem ciężko, gdy dotarliśmy do zamku, gdzie rezydował obecnie król Kazik Wielki.
Mieliśmy poważny problem w postaci dwóch rosłych strażników pilnujących wejścia i tłumu ludzi łażących w tę i z powrotem.
– Będzie dym! – Raul posłał mi swój firmowy uśmiech i podszedł do strażników zanim go powstrzymałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro