Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𒌋𒌋⋎⋎ Ciocia

3 dzień od wybuchu konfliktu zbrojnego Egiptu i Asyrii. Pałac w Memfis

czas: popołudnie

Przesypiając całe południe, Siptaha obudził jeden z wielu jakich miał w ostatnim czasie koszmarów. Przecierając oczy, leżał wpatrzony w poruszające się tkaniny w oknach, próbując opanować przyspieszony oddech. Gdyby nie to, że był w swojej własnej komnacie, a za drzwiami słyszał przyciszone egipskie rozmowy, nie uspokoił by się tak szybko. Ten sen był tak bardzo realny, a rozbrzmiewające w jego głowie krzyki Asarhaddona, aż nazbyt wyraźne.

- Nek by to. Weź się w garść. - szepnął do siebie, przecierając dłonią twarz, dopóki nie uraził się w gojące przecięcia po nahaju, które spowodowały u niego krótkie syknięcie z bólu. - Weź się w garść. - powtórzył nieco głośniej, akurat w momencie w którym rozległo się pukanie do jego drzwi.

Takhat naprawdę zaczynała go niepokoić. Rozumiał, że martwi się o niego, ale nie powinna całymi dniami siedzieć przy nim zwłaszcza, gdy Merenptah wyznaczył ją na swoje zastępstwo w Memfis. Na pewno ma masę spraw na głowie, które przez niego zaniedbuje.

- Wejdź, nie śpię. - zawołał spokojnie, gdy drzwi zaczęły się bardzo powoli otwierać, lecz przez radosne okrzyki zbliżających się pod jego komnatę synów, którzy zaczęli wołać ,,Ciociu, ciociu tez idzies do tatusia?!'', skrzydła zatrzymały się na wpół uchylone.

Wpadające jako pierwsze dzieci do środka narobiły tyle hałasu, że Siptah skupił się na nich, uśmiechając się do nich czule, nie zwracając przy tym uwagi na wchodzącą chwilę po nich właścicielkę białej kalasiris, ozdobionej pasem i wielkim Usech należącymi do rodziny Faraońskiej.

- Tato! Tato! Patc! - Mentuhotep i Amenemhat przekrzykując się przez siebie i sepleniąc w niebogłosy, dobiegli do łóżka, wyciągając rączki z pojedynczymi kartami papirusów, na których widniały niezbyt pięknie narysowane hieroglify, przedstawiające ich nomen [57].

- Napisalem to z Tsillah! -

- A ja z Meketaten! -

- Ja ladniej! -

- Nie, ja! -

Śmiejąc się z synów i tego jak bardzo przypominali mu jego własne sprzeczki z bratem, Siptah poczochrał ich obu po głowie, zerkając na podpisy.

- Amenemhat. - przeczytał, powodując u syna dumne uniesienie głowy, co w połączeniu z jego wiekiem wyglądało przekomicznie.

- Tak! Ciocia mi powiedziala, ze to znacy ,,Amon któly jest na cele i pzewodzi''. - zawołał chłopczyk, spoglądając na brata, który strzelił klasycznego focha.

- A tutaj widzę... Mentuhotep. - przeczytał najstarszy syn Setiego II, uśmiechając się do drugiego z synów.

- Moje imie oznaca ,,Montu jest lad''. Ciocia powiedziala, ze byl to glówny Bóg w Tebach, ale potem zastompil go Amon. -

- Tak, Takhat ma rację. Montu jednak jako opiekun rzemiosła wojennego, jest świetnym łucznikiem. Amon może mu tego pozazdrościć. -

- Ha! Widzisz Amenemhat! Bede jak Montu! Bede strzelal lepiej od ciebie! -

- Jesce zobacymy. - tym razem pierwszy z synów strzelił focha.

- Zanim zaczną was uczyć strzelać z łuku, oboje musicie SPORO podrosnąć i nauczyć się wielu rzeczy. I na pewno też poprawić swoje pismo. Wciąż jest ono nie godne bratanków Faraona. - zamykając oczy i podnosząc dumnie głowę w górę, Siptah sprowadził swoich synów na ziemię. - Więc od teraz będziemy wspólnie je ćwiczyć. Pomogę wam ze wszystkim, moje kochane skarabeusze. - dodał, uśmiechając się ciepło do synów i całując ich po kolei w czoła.

Hekenuhedjet pewnie by ich wychwalała, jak to oni nie są zdolni. On jednak nie zamierzał tego robić do przesady, a na pewno nie dopóki nie osiągną czegoś. Jeśli zbytnio będzie ich rozpieszczał na każdym kroku i do tego za wszystko, mogą stracić chęci na dalszy rozwój. Dlatego po zainteresowaniu się tym co zrobili i krótkiej pochwale, Siptah wytknął im błędy, zachęcając do dalszej pracy, poprzez swoją pomoc.

- Dobze tato, poplawimy się. - powiedział Amenemhat, jako pierwszy się uspokajając, gdy niespodziewanie skoczył na niego Mentuhotep, wywracając ich obu na leżący koło łóżka dywan.

Nowa wrzawa i śmiechy rozeszły się po komnacie, gdy dwójka dzieci zaczęła biegać po niej i się siłować.

- Ależ ich roznosi energia. Aż miło patrzeć, jak rosną w zdrowiu. - pojawiający się wśród tej wrzawy, delikatny i melodyjny kobiecy głos, przypomniał bratu Faraona, że do komnaty oprócz jego synów, weszła też Takhat. Jednak coś zaniepokoiło go, gdyż jej głos brzmiał zupełnie inaczej. Zerkając w stronę wejścia do komnaty, Siptah potwierdził swoje przypuszczenia, widząc wyłaniającą się za jednej z zasłon ramy łóżka, kompletnie obcą mu osobę, uśmiechniętą do niego od ucha, do ucha.

Nie spodziewający się spotkać w swoim rodzinnym pałacu zupełnie nowej twarzy i do tego ubranej bardzo podobnie do Wielkiej Małżonki Królewskiej pod względem ilości i bogactwa biżuterii sprawiło, że brat Faraona zapomniał na moment języka w ustach. Dopiero, kiedy właścicielka wyjątkowo długiej, bo sięgającej aż za biust, czarnej egipskiej peruki zaplecionej w dwa grube warkocze i ozdobionej rubinowymi koralikami, zerknęła kontrolnie na jego synów, którzy dobiegając do jednej ze skrzyń, zaczęli wyciągać z niej drewniane zabawki, pozostawione tam przed południem, przeniosła ponownie na niego wzrok, wciąż uśmiechając się ciepło, oprzytomniał na tyle, aby się odezwać.

- Widzimy się chyba po raz pierwszy, prawda? -

- Tak, zgadza się Siptahu. - odparła, wprawiając mężczyznę w osłupienie z powodu tego, że od tak zaczęła zwracać się do niego po imieniu. - To znaczy wybacz. Merenptah pozwolił mi zwracać się do siebie po imieniu, gdy jesteśmy sami, więc pomyślałam, że ty również nie będziesz mieć nic przeciwko. Ale jeśli jestem w błędzie, popraw mnie. - mówiąc to przepięknym i pełnym radości głosem, nieznajoma podeszła jeszcze bliżej łóżka w którym leżał najstarszy syn Setiego II.

Poważniejąc i lekko napinając przy tym swoje mięśnie, Siptah próbował skojarzyć, czy Takhat wspominała mu w którymś z momentów o nowej mieszkance pałacu. W sumie to opowiadając o opiece nad dziećmi, padło z jej ust nowe imię Abar, ale założył wtedy, że jest to kolejna nowa dama do towarzystwa. A taka nie powinna otrzymać pozwolenie na takie bezpośrednie spoufalanie się z samym Faraonem.

- Ty jesteś tą Libijką, która weszła do naszego domu? - wyrzucając to z siebie, przypomniała mu się pewna informacja, usłyszana dużo wcześniej.

Mrużąc oczy, obserwował uważnie reakcję na twarzy kobiety. Ona sama natomiast zatrzymując się w miejscu, zamrugała zalotnie kilka razy, sprawiając wrażenie jakby zamieszanej.

- Tak. - potwierdziła z dziwnym zawahaniem, tracąc cały swój szczęśliwy dotąd uśmiech. - Takhat nic ci nie powiedziała Siptahu? To znaczy, Książę? -

- Niezbyt. Wspomniała mi tylko o imieniu Aba... - stwierdził stanowczo, gdy jeden z jego synów wbiegł dosłownie w nieznajomą, prawie ją wywracając. - Mentuhotep! - urywając swoją wypowiedź i podnosząc głos na zachowanie syna, Siptah podrażnił swoje gardło, rozkaszlując się.

- Ciociu, ciociu... mozemy pobawic się na balkonie? - podbiegający do brata i nieznajomej kobiety Amenemhat, zaczął wołać do niej tak, jak powinien do Takhat.

- Lepiej pobawcie się tutaj. Na balkonie wciąż jest dla was za gorąco. - odparła kobieta, kucając przy dziecku i delikatnie głaskając je przy tym po głowie, gdy  przez podniesiony ton głosu ojca, chłopczyk cichutko przeprosił za swoje zachowanie.

- Dobze. - zgadzając się, synowie Siptaha wrócili w mgnieniu oka do pozostawionych koło skrzyni zabawek.

Tymczasem kobieta o długich warkoczach podeszła pośpiesznie do stolika i nalewając z pozostawionego tam dzbanka wody, podała kubek kaszlącemu wciąż Księciu.

- Dziękuję. - wyszeptał po kilku łykach, gdy w końcu przestał się dusić.

- Nie chciałam tego nieporozumienia. Myślałam, że powiedziano ci już o mnie kim jestem. - tłumacząc się, kobieta usiadła na stołku tuż obok łóżka.

- Takhat jedyne o kim, to wspomniała mi imię Abar i to, że opiekuje się dziećmi z innymi damami jej dworu. - kończąc swoja myśl, brat Faraona oddał kubek piękności z rubinami w peruce. - A poza tym, słyszałem tylko plotkę, że ktoś z Libii wszedł do naszego domu, ale nie wiedziałem nawet czy to prawda, czy pomówienie. I w ogóle obstawiałem z tym mężczyznę. -

- Hehe. Nie, nie. Jestem w pełni kobietą. Ach, powinnam inaczej zacząć. Więc, tak jak już słyszałeś, mam na imię Abar, pochodzę z Libii i jestem drugą żoną Faraona. -

- Drugą żoną ?! - zawołał w szoku, otwierając szerzej oczy.

- Hihi, tak. - śmiejąc się radośnie, Abar zaczęła bawić się pustym kubkiem w rękach. - Naprawdę ci nic, a nic nie powiedzieli. - dodała jakby do siebie.

Nie spodziewając się takiego wyznania, najstarszy syn Setiego II potrzebował chwili na przyswojenie tego.

- Chyba ominęło mnie więcej, niż sądziłem. - stwierdził w końcu, patrząc raz na kobietę, a raz na śmiejących się do niej życzliwie swoich synów. - Ciociu. No tak. - mruknął po chwili, przymykając oczy.

- Spokojnie. Wiem jaka piękna miłość jest między Takhat, a Merenptahem. Nie zamierzam jej niszczyć. To byłby grzech. Jestem nie mniej jednak tutaj z własnej woli. Zgodziłam się na to małżeństwo, chodź wiedziałam przy tym, że jest ono czysto polityczne. Egipt zawarł tak z Libią sojusz przeciw Asyrii. Twój brat za zgodę na wzięcie mnie za drugą żonę, dostał też prawie natychmiast wsparcie wojskowe na obecną wyprawę. - wyznała, nawet bez mrugnięcia oka, cały czas się uśmiechając. - A ja w zamian mogę odwiedzać Libię kiedy tylko chcę. Chodź muszę przyznać, że polubiłam Kemet i jak na razie, nie czuję takiej potrzeby. -

Słysząc to, brat Faraona zasłonił sobie ręką oczy.

- Widzę, że chyba cię porywczość i lekkomyślność brata załamała w tej sprawie. - szepnęła Abar, a widząc jak mężczyzna obrócił na nią gwałtownie głowę dodała. - Tak, już go trochę poznałam. Jest kochany i bardzo uczuciowy, przez co łatwo go niestety zranić. O tobie niestety mało co mówił, ale rozumiem to. Kocha cię jako rodzonego brata, więc kiedy myślał, że... wiesz. - urywając, kobieta dała mu znać o co chodzi, jednak bez wchodzenia głębiej na ten jakże bolesny dla nich obu temat.

- Wiem. -

- Dlatego, przyszłam tutaj poznać cię sama bliżej, skoro jakby nie patrzeć, staliśmy się przez ten związek rodziną. Nie chciałam zaprzątać ci głowy wczoraj, bo potrzebowałeś odpoczynku, a dziś widziałam jak Takhat nie odstępowała cię na krok do południa, więc nie chciałam wam przeszkadzać. Straż mi też powiedziała w południe, że spałeś, więc dopiero teraz mogliśmy się poznać w cztery oczy. Poza tym pomyślałam, że możesz nie mieć sił na ciągłe upominanie i zajmowanie się dziećmi, które mają tyle energii i tak bardzo chciały tutaj być, więc to drugi powód, dla którego jestem tutaj. -

- Abar. Jesteś wyjątkowo spostrzegawcza. Szybko oceniasz sytuację. -

- Eee tam. Staram się być po prostu wsparciem Takhat. Ale kto wie, może kiedyś i mnie Faraon obdaruje takim szczęściem jak ją. - mówiąc to, kobieta zerknęła ponownie kontrolnie na bratanków męża, czy nie łobuzują za bardzo. - Nic jednak na siłę. Ten związek to i tak dużo. Jestem wdzięczna Bogom, że dali mi tak wspaniały wybór i szansę. Że dali mi poznać, tak wspaniałego Faraona. -

Mimo, że nie ufał jej jeszcze w pełni, Siptah w ciągu kolejnych kilkunastu minut wdał się w dość przyjemną rozmowę, ze swoją nową bratową, poznając ją coraz bardziej i dowiadując się od niej także tego, że Takhat od południa zajmuje się sprawami państwowymi, dlatego nie wiadomo kiedy ponownie zajrzy do niego. A z uwagi na to, że nie powinien siedzieć sam, lub tylko w towarzystwie służby poskutkowało tym, że Abar została przy nim, aż do kolacji.

Wcześniej jednak, gdy dopiero zaczynali rozmowę nie zauważyli, że za uchylonymi drzwiami pojawiła się para bursztynowych oczu, przyglądająca im się w ciszy. Na widok brata Faraona w towarzystwie Abar, Wielka Małżonka Królewska uśmiechnęła się radośnie. Zupełnie wypadło jej z głowy powiedzieć mu, że Abar jest nową żoną jej męża, jednak gdy ona sama przejęła inicjatywę, ucieszyło ją to i uspokoiło. Nakazując zamknąć cichutko uchylone drzwi, wróciła do komnaty męża czując, że może w pełni zająć się pracą, pozostawiając drugą miłość swojego życia w dobrych rękach.

- Merenptah wciąż nie przysyła nikogo z wieściami. A gdyby tak... - zamyśliła się na chwilę, idąc korytarzem. - Jak przyjdę do niego wieczorem, to pasowało by zabrać ze sobą od razu już skrybę, żeby potem nie robić zamieszania. Jego i mojego Horusa na pewno to ucieszy. - dodała na głos, nie zwracając uwagi na kroczących kilka kroków za nią trzech jej osobistych strażników.

𒀝𒅗𒁺𒌑

3 dzień od wybuchu konfliktu zbrojnego Egiptu i Asyrii.

czas: późne popołudnie / zmierzch

Pod wieczór, gdy Abar wraz z Amenemhatem i Mentuchotepem wychodziła z jego komnaty do łaźni, aby pomóc dzieciom umyć się przed kolacją, Siptah rozkazał stojącym w drzwiach strażnikom, sprowadzenie do niego natychmiast Wielkiego Wezyra Południa. Widział zaskoczoną minę drugiej żony brata, która na jego oschły i nieco zdenerwowany ton zatrzymała się z dziećmi w progu drzwi, patrząc na niego zatroskanym i pytającym wzrokiem. Nic jej nie odpowiadając, najstarszy syn Setiego II pokręcił tylko głową, aby szła już i nie mieszała się do tego. Musiał z nim porozmawiać pomimo tego, że sam wciąż nie czuł się najlepiej.

- Wejdź Herhor. - odezwał się, gdy dosłownie po dwóch minutach, rozległo się pukanie do jego drzwi, a będący przy nich strażnicy, otworzyli je na oścież ukazując przed nimi ciężko oddychającego po biegu Wezyra.

- Wasza Książęca Wysokość. Najstarszy synu Faraona Setiego II, wzywałeś mnie. Twojego sługę. - uspokajając szybko oddech, arcykapłan Amona przywitał się oficjalnym tonem, kłaniając się nisko zaraz po przekroczeniu progu i trwając w tej pozycji nawet po zamknięciu przez straż, drzwi za nim.

Wiedząc z doświadczenia na co ten człowiek czekał sprawiło, że Siptah poczuł, jak zaczynają pojawiać się pęknięcia na jego cierpliwości. Ich dziadek i ojciec obejmując stanowisko Faraona, zawsze wymagali takiego zachowania od każdej osoby, wkraczającej w ściany ich własnych komnat, a gdy pobierał nauki przygotowujące do objęcia rządów w Kemet, starszy brat Merenptaha słyszał to wielokrotnie od ojca i matki:

Pamiętaj synu. To serce twojego pałacu. To serce twojego kraju. To twoja własna komnata, twoja sypialnia. Nie zezwalaj nigdy nikomu panoszyć się tutaj bez twojej wiedzy. Zawsze ją pilnuj. Nigdy nie narzekaj na straż. Wymagaj poszanowania i uległości. Niech służba nie spędza w niej więcej czasu, niż będzie to konieczne. Przyjmuj w niej urzędników i Wezyrów, jedynie w ostateczności. Od tych spraw, masz salę tronową i wiele innych komnat. Każdego natomiast, kto nie będzie Cię tu szanować, kto będzie przebywać tu wbrew twojej woli, możesz ukarać tak surowo, jak tylko będziesz chciał. To ty jesteś w niej najważniejszy, tak samo jak na tronie, dlatego nie przymykaj oka na to, że ktoś śmie odzywać się, siadać, czy wchodzić do twojej sypialni, bez wcześniejszej twojej zgody.

Nie było nigdy wyjątków od tej reguły. Nawet ich matka, odwiedzająca Faraona-męża z szacunkiem kłaniała mu się w progu pytając, czy ma czas dla niej. Wszystko się nieco zmieniło, po objęciu rządów przez Merenptaha. O ile na początku rodzeństwo twardo trzymało się tych zasad, o tyle z biegiem lat zaczynały pojawiać się drobne odstępstwa. Najpierw Starszy brat, a później jego Wielka Małżonka Królewska, matka dwójki pociech, mogli wchodzić do Faraona, jak do siebie. Mimo tego, takie zachowanie powinno odbywać się jedynie w komnacie Faraon, a nie Księcia, a to, że pałac i jego mieszkańcy, przed wejściem do najstarszego syna Setiego II, witali się z nim z wielkim szacunkiem, było najpewniej sprawką Merenptaha. Niemniej jednak, tylko jedna w tym świecie osoba, po przywitaniu się, czekała na pozwolenie nie tylko odezwania się, ale i wejścia w głąb jego komnaty. Tylko Herhor wywyższał go tak, jak robił to zawsze przed poprzednim Faraonem, za czasów wizyt u Setiego II.

- Słyszałem, że zbierasz się już do wyjazdu. Do Teb. -

- Zgadza się, Wasza Książęca Wysokość. - odparł od razu, prostując się powoli.

- Nie pakuj się do końca. Wyjedziesz dopiero jutro z rana. Tę noc spędzisz tutaj w Memfis. - mruknął Siptah, gestem ręki przywołując Wezyra bliżej.

Podchodząc cichym i szybkim krokiem, niczym liść na rwących wodach Nilu, Herhor zatrzymał się po przeciwnej stronie łóżka, w którym leżał brat Faraona.

- Wedle rozkazu Wasza... -

- Wytłumacz mi, co miało znaczyć to wszystko, co wydarzyło się wczoraj w Świątyni Ptaha?! - nie dając mężczyźnie dokończyć zdania, najstarszy syn Setiego II, wciął mu się w słowo, ostrym niczym Khopesh tonem.

- Przekazałem dokumenty Wielkiej Małżonce Królewskiej. Najstarszy Książe Kemet, jeśli zezwolisz, chciałbym wyjaśnić wszystko, Waszej osobie. Cała sprawa zaczęła się kilka tygodni po Achet. Wtedy też, pojawiły się pierwsze donosy, że niektóre podwładne mi osoby, przyjmują łapówki za wpuszczanie do kraju zagranicznie pochodzących kupców. Nie spodobało mi się to zachowanie, dlatego po wyłapaniu wszystkich osób, które połasiły się na to, wymierzyłem im karę zgodną z prawem Maat[64]. Po obcięciu im nosów, zostali wyrzuceni z miasta. Próbowałem wielokrotnie informować o tym Waszej Książęcej Wysokości młodszego brata Faraona, ale przez masę obowiązków i pewnie też olewanie mnie przez Wezyra Północy... -

- Herhor, licz się ze słowami! - warknął Siptah, otrzymując do Wezyra Południa natychmiastowy pokłon przepraszający za swoje słowa.

- ... nie doczekałem się audiencji, ani odpowiedzi. Kolejne przypadki pojawiały się coraz częściej, przez co ciągle musiałem reagować na to i karać winnych, ukrócając ten proceder. Trwało to do dnia, gdy te osoby dotarły do mnie. Widzieli, że nikomu nie darowuję brania w tym udziału, stąd pewnie próba przekupienia mnie samego i to do tego dużo wyższymi sumami, niż moich podwładnych. -

- Zacząłeś przyjmować więc łapówki sam. To chcesz mi powiedzieć? -

- Z definicji, łapówki Wasza Książęca Wysokość są wtedy, gdy przyjmuje się prywatne korzyści, które umożliwiają pominięcie pewnych procedur przez... -

- Arcykapłanie Amona! Skoro doskonale wiesz co zrobiłeś, znasz za to karę, w takim razie powiedz mi. Dlaczego mówisz to dopiero teraz, a FARAONOWI nie pisnąłeś o tym ani słowem przez te cholerne miesiące?!! Rozumiem, że sytuacja zaraz po Achet była tragiczna, ale to cię nie tłumaczy z tego, że nie zrobiłeś tego choćby później, w Opet!! Zwłaszcza, że jest wtedy procesja do Karnaku, a stamtąd do Teb to dosłownie kilkanaście minut drogi!! A zgodnie z tradycją, Faraonowie zawsze odwiedzają wtedy byłą stolicę Górnego Egiptu!!! - podnosząc głos coraz bardziej, Siptah musiał w pewnym momencie spasować, czując jak gardło zaczyna mu coraz bardziej przeszkadzać.

- Opet w tradycyjnej formie zostało odwołane. -

- Co? - warknął brat Merenptaha myśląc, że źle usłyszał.

- Święto Opetu jakie znamy, zostało odwołane Wasza Książęca Wysokość. Kilku wyższych kapłanów wraz z Faraonem i jego rodziną odbyli faktycznie procesję zgodnie z prawem i religią, ale nie zawitali w Tebach. Nie było szansy na spotkanie wówczas Faraona. Wszyscy byli odsyłani do Wezyra Północy. Sam władca nie zabawił też długo na południu, praktycznie od razu wracając z powrotem do Memfis po odprawieniu obowiązkowych rytuałów. - powtórzył Wezyr Południa, ponownie kłaniając się w pół. - Było to związane z tym, że Faraon załamał się, po odejściu do Ozyrysa Waszej Książęcej Wysokości konkubiny i matki dwóch synów; Hekenuhedjet. - dodał, widząc jak Siptah chciał ponownie podnieść na niego swój głos.

Słysząc o ukochanej, najstarszy syn Setiego II przymknął oczu, rezygnując z tego co miał na końcu języka, milcząc przez to jak zaklęty. Oddychając powoli i głęboko, otworzył oczy dopiero po paru minutach. Zbyt wiele się wydarzyło, gdy był więziony w Niniwie. Tego straconego czasu i osób już nie odzyska i właśnie dlatego, musi być silnym dla tych, którzy wciąż żyją.

- Mimo to, powinieneś napierać na Merenptaha. Dać mu zajęcie i powody do życia, żeby się całkiem nie załamał. - wyszeptał tak cicho, że nie był pewnym czy Wezyr Południa to usłyszał, łapiąc się jednocześnie za nasadę nosa, masując go tam i starając się nie urazić w gojące się na całej twarzy przecięcia po nahaju. - Co zrobiłeś z całą otrzymaną łapówką? - mruknął nieco głośniej.

- Kupcy w zamian za większe niż inni wpłaty, żądali nie zapisywania ich w żadnych rejestrach. Znam doskonale prawo, więc nie mogłem pozwolić sobie na zszarganie swojej reputacji, czymś takim. Dlatego przyjmując zapłaty i tak ich spisywałem za ich plecami oraz to, ile monet otrzymałem. Zrobili na tym świetny przekręt, a przynajmniej tak sądzili. Nie wiedzieli tylko o tym, że nie zatrzymałem dla siebie nic, przekazując do skarbca Królewskiego każdą monetę, a ich nadwyżki pomogły dozbroić nie tylko dywizjon ,,Amona'' z Teb, ale i popłynęły Nilem do pozostałych miast Kemet, pomagając w ich odbudowie po zniszczeniu ich przez Asyryjczyków i zdrajcy Amenmesse w i po Achet. Dlatego osobiście nie mam sobie nic do zarzucenia, ponieważ nie wyniosłem z tego żadnych korzyści prywatnych. -

Parskając cichym śmiechem, Siptah pokręcił tylko głową na boki. Znał Herhora praktycznie odkąd zaczęto go nauczać, a nawet wcześniej, gdy przyglądał się jego audiencją u Setiego II. Już wtedy dotarło do niego, że ten Wezyr nie da się zrobić w bambuko. Zawsze tak okręci sobie człowieka, aby z niego samego zrobić głupka, pozostając jednocześnie bezgranicznie wierny Faraonowi. Wierny, nieraz aż do przesady. Dlatego ich ojciec tak go lubił i dlatego wyznaczał go niejednokrotnie jako nauczyciela dla swojego najstarszego syna Siptaha, przyszłego (jeszcze wtedy) Faraona.

Czy to przez długą znajomość z byłym już swoim nauczycielem, czy przez znanie nawyków Arcykapłana Amona, coś cały czas wewnątrz niego mówiło mu, że Herhor nie mógł wpaść w tak oczywisty przekręt. Mimo tego, nie potrafił do końca uspokoić nerwów na tego człowieka. Mógł rozegrać to inaczej, bo obecnie wyglądało to tak, jakby miał dosłownie gdzieś, czy wysłane wiadomości do Memfis dotrą do uszu Faraona. Widać musiał założyć, że skoro przy boku Władcy Kemet, nie ma jego starszego brata, który był najbardziej doświadczony w tych sprawach, sam Merenptah sobie nie poradzi, więc wysłane wiadomości i posłańcy mogli przekazywać jedynie prośby o spotkanie lub tak opisywać sprawę, że nie wyglądała ona na poważną, a na taką którą można zająć się później. Iumer otrzymując takie listy, mógł je właśnie tak zrozumieć, a jego braciszek mający na głowie inne sprawy, odkładał to w nieskończoność. Herhor natomiast mając wolną rękę, działał sam, przyjeżdżając do Memfis dopiero wtedy, gdy sam uznał to za konieczne.

- Co z ludźmi których przepuściłeś? - zapytał po dłuższej chwili Siptah, chcąc poznać sposób w jaki Arcykapłan Amona pozbył się i tego problemu tak, że Asyryjczycy nie zorientowali się o tym, wciąż próbując współpracować z nim.

- Wszystkich przepuszczonych nakazywałem od razu śledzić. Mendżaj mieli masę pracy, ale dzięki nim udało się rozbić kilka formujących się na naszym terenie grupek ocalałych po czystkach Faraona Asyryjczyków. Dostarczano im wpierw zapasy, a potem ludzi, w tym również kobiety. Będący na ich tropie Mendżaj co pewien czas urządzali łapanki, wyłapując ich i ścinając. A, że wszystko odbywało się rozłożone w czasie i wyglądało jak zbiegi okoliczności podczas rutynowych patroli, nikt mnie z tym nie łączył. Sytuacja zmieniła się, wraz z wyjazdem Faraona z dywizjami na półwysep Synaj. Przyszły do mnie wtedy listy, ofiarujące wysokie, ponad ośmiokrotnie większe wynagrodzenie niż to, które cały czas pobieram za pracę. -

- Nie wysłania dywizji ,,Amona'' i zabicie Takhat! Tak? - wysyczał najstarszy syn Setiego II, krzyżując gniewnie ręce na klatce. - Zdajesz sobie sprawę, że przez Ciebie, mój brat mógł tam zginąć?! -

- Wasza Książęca Wysokość, robiłem to i robię dla dobra waszej rodziny. Gdybym pragnął zguby Faraona, nie wysłałbym wojska, które z tego jakie informację do mnie napływają, w dużym stopniu pomogło na polu walki. Owszem, nakazałem im zatrzymanie się tuż przed głównym obozem i przesłanie wpierw wiadomości o spóźnieniu się, gdyby miała wpaść w nieczyste ręce, przed Faraonem. Oprócz niej, wysłani zostali też zwiadowcy, którzy mieli uprzedzić Władcę o tym co się dzieje, ale zastając chaos bitwy, wrócili po czekający dywizjon, który rozgromił zaskoczone rydwany Asyryjskie praktycznie do zera. Sam też nie próżnowałem i przypłynąłem do Memfis, ostrzec o wszystkim Wielką Małżonkę Królewską, która wciąż na służbie trzyma Asyryjską... -

- Sprawa Tsillah jest zamknięta! Masz ją traktować jako Egipcjankę, inaczej nie tylko z moim bratem i z Takhat mną będziesz mieć do czynienia, ale i ze mną. -

- Wedle rozkazu Wasza Książęca Wysokość. - zgadzając się niemal od razu, Herhor po raz kolejny wykonał głęboki ukłon.

- A skoro mowa o Takhat, to chcę też wyjaśnień, twojego zachowania w stosunku do niej! Poskarżyła mi się, jak ją traktowałeś, a zwłaszcza w jakim tonie prowadziłeś z nią rozmowę!! -

- Proszę o wybaczenie Waszej Książęcej Wysokości, lecz nie spodziewałem się spotkać ją wtedy przy felukach. Poza tym, jako matka dzieci Faraona, nie powinna zwłaszcza teraz opuszczać murów pałacu i ... -

- Ona nie jest jakąś konkubiną, czy którąś z kolei żoną! Jest najważniejszą kobietą w Kemet! Jest ḥimāt-nisut-owwrāt i może robić co chce, pod warunkiem, że opuszczając pałac, ma brać ze sobą straż!! Nie mówiąc już o tym, że sprawuje za Faraona obecnie władzę w Memfis!! Herhor możesz być pewnym, że nie przemilczę tego przed bratem, gdy wróci z wojny. Poniesiesz za swój ton do niej karę i ja ci to obiecuję, że nie będzie to tylko pouczenie!! Mimo, że posiadasz ogromną wiedzę to widzę, że musisz jeszcze sporo przyswoić, a zwłaszcza tego, że to nie ja jestem Faraonem, a Merenptah, a co za tym idzie, jego żonie należy się szacunek!! Nie chcę więcej słyszeć od Takhat tego, jak ją poniżasz czy o jakiejkolwiek twojej kłótni z Iumerem!! -

- Książe... -

- Jeszcze raz o tym usłyszę, a pożałujesz tego! Pożegnasz się ze swoim stanowiskiem i obejmiesz to, które pełnią tutaj Eunuchowie!! I nic mnie nie będzie obchodzić to, że będziesz stał na warcie przed haremem mojego brata nawet cały dzień!! Zapamiętaj sobie, ani ja, ani Faraon nie pozwolimy na twoją śmierć z takiego powodu. To dla ciebie byłoby wybawienie, od podporządkowaniu się Merenptahowi!! Jeśli jednak, przeskrobiesz coś większego, to ręczę Ci. Sam osobiście obedrę cię ze skóry za to!! -

- Jestem tego świadom Wasza Książęca Wysokość. - odpowiadając spokojnym tonem, Herhor wykonał większy niż do tej pory pokłon. - Moje życie należy do Faraona i jego rodziny. Złożyłem przysięgę przed Bogami, że nigdy was nie zdradzę i jako Arcykapłan Amona, słowa dotrzymam, aż po grób. -

Nie mając coraz bardziej cierpliwości do tego człowieka, Siptah poruszył nogami, chcąc się poprawić w pozycji na wpół leżącej, lecz zapominając o ranie na nodze i przede wszystkim o wciąż usztywnionym prawym kolanie, uraził się, sycząc krótko przez zęby i rezygnując z podciągnięcia się wyżej.

- Wasza Książęca Wysokość? - reagujący natychmiast na to Herhor, wyprostował się jak kolumna, skanując go od czubka głowy w dół i szukając przyczyny jego bólu.

- To tylko noga. - mruknął brat Faraona, delikatnie poprawiając cienką tkaninę, którą był przykryty przed nadchodzącą chłodną nocą.

- Czy mam wezwać kapłanki? -

- Nie. - mruknął spokojnie Siptah. - Haankhes w Heliopolis i potem Senebhenas tutaj w Memfis oglądały to kolano i obie stwierdziły, że mam złamaną chrząstkę, więc będzie mnie tak boleć dopóki się nie zrośnie. Czyli jakieś 4 tygodnie. Dlatego nie ma sensu wzywania kapłanek za każdym razem, jak się w nią urażę. - dodał, patrząc zmęczonym wzrokiem na stojącego Wezyra.

- To może sprowadzić kapłanów, aby przygotowali odpowiednie mieszanki łagodzące ból? - nie dając za wygraną, Herhor ciągnął dalej temat, nie spuszczając swojego wzroku z nóg brata Faraona. -

- Nie trzeba!! - zaprotestował głośno szwagier Takhat, akurat w momencie, w którym rozległo się pukanie do jego drzwi. - O co chodzi? - zawołał Siptah, widząc stojącego w uchylonym skrzydle strażnika i chwilkę później pewną kobietę.

- Książe. - odezwała się Senebhenas pojawiając się w progu komnaty, jednak widząc stojącego obok łóżka brata Faraona Herhora, zatrzymała się w miejscu. - Przyszłam zmienić opatrunki Waszej Książęcej Wysokości. Czy mam poczekać na korytarzu, czy zjawić się później? -

Przymykając oczy i wybuchając niemym śmiechem, Siptah nabrał tyle powietrza ile mógł, odpowiadając w miarę spokojnym i rozbawionym.

- Zostań. Wielki Wezyrze Południa, na dziś skończymy. Jutro z rana masz wyruszyć do Teb, a kiedy Faraon wróci z półwyspu Synaj, zdecydujemy co zrobić w tej sprawie. -

- Jak rozkażesz Wasza Książęca Wysokość. Życzę spokojnej nocy i zdrowia. Niech Aton wraz z Horusem czuwają nad Tobą. - odparł kłaniając się po raz ostatni, ruszając po tym od razu do wyjścia z komnaty.

- Z całym szacunkiem, w normalnych okolicznościach nikogo nie dziwił by fakt tego, że Wielki Wezyr Południa doradza się u Ciebie Książe, jednak zważywszy na Waszej Książęcej Wysokości zdrowie, uważam za karygodne, męczenie Cię obecnie jakimikolwiek problemami i doprowadzeniem do tego, że musiałeś podnieść swój głosu na niego. - oburzając się cicho, najważniejsza kapłanka w Memfis stanęła wraz z przyniesionym koszyczkiem tuż przy boku brata Faraona, posyłając mu jednocześnie zatroskane spojrzenie.

- Spokojnie Senebhenas, sam kazałem mu przyjść. Musiałem z nim coś pilnego i ważnego wyjaśnić nim jutro wyjedzie. -

- Jeśli taka była Twoja Książęca wola, nie będę się z nią kłócić. Jednak jako najwyższa kapłanka w pałacu w Memfis, sprawująca opiekę nad Twoim zdrowiem zalecałabym, abyś nie przemęczał się i pozostawił rozwiązywanie problemów zarówno Wezyrów jak i Państwa w rękach Wielkiej Małżonki Królewskiej. Książe, powinieneś unikać teraz nerwowych sytuacji i dużo wypoczywać. A przynajmniej dopóki... -

- Wiem, wiem. Dziękuję za twoją troskę, ale akurat tym musiałem zająć się sam. - mówiąc to, Siptah uśmiechnął się przyjaźnie do kobiety, dając jej tym znak, aby zmienili już temat.

Kiwając głową, Senebhenas odstawiła na pobliski stolik koszyk, wyjmując z niego kilka bandaży.

- Jak się Książe czuje? Czy coś się zmieniło od poranka? - zapytała, zdejmując materiały z kolejnych glinianych dzbanuszków z maściami.

- Dochodzę powoli do siebie. Barki niemal przestały mnie już boleć. Z plecami pewnie potrwa to trochę dłużej, ale obecnie rana po strzale na lewej nodze i prawe kolano dają mi się najbardziej we znaki. -

- Zacznę więc od niej. - odparła, odsłaniając spod tkaniny lewą nogę Księcia, bardzo powoli i ostrożnie, odwijając z niej cały bandaż. - Rana goi się ładnie, nie widzę nic niepokojącego, ale niestety była na tyle głęboka i podrażniona, że obawiam się, że będzie Cię Książe boleć na pewno jeszcze kilka dni, a może nawet tydzień. Dlatego będę przygotowywać napary, które będą łagodzić tą dolegliwość. A co do kolana, to zalecam, aby dać mu jeszcze kilka dni i dopiero po tym czasie rozpocząć drobne ćwiczenia, aby mięśnie nie zanikały. Nie wcześniej, aby nie doprowadzić do większego urazu i nieprawidłowego zrośnięcia. Dlatego równocześnie proszę Waszej Książęcej Wysokości o cierpliwość w noszeniu tego usztywnienia. Będę przychodzić jak dziś dwa lub trzy razy dziennie, zmieniać opatrunek lewej nogi, i nanosić maści na przecięcia na ciele i w późniejszym czasie pomagać w ćwiczeniach prawej nogi, ale i tak zalecam, abyś uważał na nie obie i brońcie Bogowie nie próbował sam ćwiczyć czy wstawać. Na to jest stanowczo za wcześnie. -

- Za kilka dni ćwiczenia? A na twoją wiedzę, ile potrawa to, abym dał radę sam stanąć? -

- Cztery lub sześć tygodni, ale jeśli wszystko będzie dobrze, to za tydzień lub dwa Wasza Książęca Wysokość powinna z czyjąś pomocą i najpewniej kuśtykając, przejść kawałek. Na przykład na balkon. -

- Mmm. - mruknął niepocieszony. - To pewnie o przejażdżce konnej też nie mam co myśleć w najbliższym czasie? -

- Wykluczone! - zawołała w pierwszej chwili, ale widząc jak Książe zaczyna się delikatnie śmiać, zrozumiała jego żart. - Na Bogów. Ech. Przynajmniej humor dopisuje Waszej Książęcej Wysokości. - dodała na wpół szeptem, również się uśmiechając.

- Zdaje sobie z tego sprawę, jak wykończony jestem. Nie martw się, nie będę szaleć. Rób to co konieczne. Dostosuje się do twoich zaleceń. - mówiąc to, Siptah, powoli opadł jeszcze niżej na poduszkach, kładąc się wygodnie i patrząc jak kobieta najpierw oczyszcza swoje smukłe ręce, aby później obmyć na nowo ranę, nanosząc na nią leki i bandażując czyściutkim materiałem.

Poznając ją w pierwszych latach panowania braciszka, jako uczennicę głównej wtedy kapłanki Herneith oraz gdy sam przychodził do niej, aby ta pomogła mu opatrzyć się w tajemnicy po atakach na niego opętanego Merenptaha, znali się na tyle, że bez problemu zaczęli prowadzić teraz ze sobą luźną rozmowę o różnych rzeczach, podczas której Senebhenas napomknęła o tym, że Takhat wybiera się do niego jeszcze przed kolacją. Podobno z jakąś niespodzianką, przez którą chodzi od południa uśmiechnięta od ucha do ucha. Zaintrygowany pomysłem bratowej, najstarszy syn Setiego II próbował wpierw wypytywać o szczegóły kapłankę, ale gdy ta przyznała, że są to jedynie plotki od Iumera i ona sama nic więcej nie wie, odpuścił. Próbując zgadnąć co tym razem wymyśliła jego bratowa, przestał zwracać uwagę, na wciąż opatrującą go kapłankę, która zaczęła zajmować się jego obitym brzuchem i pociętymi po nahaju rękami.

- Wiesz może jak układają się relacje Abar z Takhat? - zapytał, gdy Senebhenas pochyliła się nad jego twarzą.

- Dobrze. Abar bardzo pomaga naszej Wielkiej Małżonce Królewskiej, zarówno w sprawach haremu jak i dzieci. A dlaczego Książe pytasz? Coś się stało? -

- Nic. Byłem tylko ciekawy. - mruknął krótko i szybko, zamykając oczy, aby nie przeszkadzać kapłance w przemywaniu przecięć na jego policzkach, czole, skroniach i ustach.

Ona sama nie chcąc mówić o czymś, o czym mogła wszystkiego nie wiedzieć również ucichła, skupiając się na tym, aby nie urazić Księcia. 

𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑

[64] Maat - Bogini prawa i sprawiedliwości, a także równowagi wszechświata. Wszelkie katastrofy i nieszczęścia były tłumaczone zakłóceniem rządów Maat. Uczestniczyła też w Sądzie Ozyrysa, podczas którego Bóg musiał się wyspowiadać i zaprzeczyć tak zwanym ,,42 zaprzeczenia Bogini Maat''. Po przejściu tego, ważono serce, które aby nie zostać pożarte wraz z Bogiem, musiało być lżejsze od pióra z głowy Maat. 

*42 negatywne wyznania (zaprzeczenia Bogini Maat lub też spowiedź negatywna)można znaleźć w dwóch różnych częściach Księgi Umarłych. Nazywają się Papirus ANI i Papirus NU.

Różne wyznania negatywnej spowiedzi (42 zaprzeczenia Bogini Maat)

Nie ma ścisłego szablony spowiedzi negatywnej. Wyznanie z Papirusu Ani było powtarzane najczęściej, dlatego stało się najbardziej znane. Każda spowiedź była dostosowywana do osoby. Istniała jednak standardowa liczba 42 grzechów. Dla przykładu wyznanie nr. 15 w papirusie Ani brzmi: ,,Nie jestem człowiekiem oszustwa.'' podczas gdy w innym papirusie pojawiało się ,,Nie kazałem zabijać'' lub ,,Nie byłem kłótliwy''. Różnice wynikały z życia danej osoby, ponieważ o ile zwykły człowiek mógł bez problemu wyznawać ,,Nie kazałem zabijać'', o tyle dowódca wojskowy czy Król [Faraon] nie byłby w stanie temu uczciwie zaprzeczyć.

Różne wyznania negatywnej spowiedzi nie miały jednak na celu korzyść zmarłego, ale upewnienie tego, że nie potępił sam siebie, kłamiąc. Serce było później ważone na wadze, wraz z piórem Maat, więc każde oszustwo i tak wyszłoby na jaw. Dusza zmarłego otrzymywała spersonalizowaną listę, dzięki której miała szansę odpowiadać zgodnie z prawdą, niż recytować z pamięci to samo co inne dusze. Nie wszystkie wyznania były zmienianie. Istniały bowiem te, które powtarzały się zawsze, takie jak ,,Nie ukradłem'' czy ,,Nie zadawałem bólu''. Pojawiały się też wyznania, które ciężko było potwierdzić, jak choćby np: ,,Nie sprawiłem, by płakał''. Takie zaprzeczenie nie jest możliwe do końca z prawdą, ponieważ nie można być nigdy pewnym, jak nasze czyny, wpłynęły na inne osoby, dlatego to wyznanie należy rozumieć jako ,,Nie spowodowałem celowo, niczyjego płaczu''.

Celem spowiedzi była więc obrona swojej niewinności umyślnego kwestionowania i złamania zasad rządzących harmonią i równowagą wszechświata.

Negatywne wyznanie z papirusu Ani

W wyznaniu Ani osoba zwraca się do każdego z 42 sędziów, w nadziei na rozpoznanie jego intencji życia, nawet jeśli nie zawsze wybierał właściwe działanie we właściwym momencie. Nie należało rozważać ,,grzechów zaniedbania'', ale tylko ,,grzechy popełnienia'', które zostały celowo popełnione.

Tłumaczenie angielskie 42 wyznań Ani jest autorstwa E. A. Wallisa Budge'a z pracy nad Egipską Księgą Umarłych.

Odniesienie do rejonów - Miasto Egipskie

Anu - Heliopolis

Ati - the Busirite Nome (nie znalazłam go / pokrywa się z Busiris)

Bast - Bubastis

Hensu - Herakleopolis

Het-ka-Ptah - Memphis

Khemenu - Hermopolis

Per-Menu - Panopolis (w straożytnym egipcie znane jako miasto Akhmim)

Sau - Sais

Suat - Asyut

Ta-she - The Faiyum

Tetu - Busiris

Nim jednak dusza zaczęła swoją negatywną spowiedź, witała się również z samym Ozyrysem, oraz zapewniała, że zna imiona każdego z 42 sędziów. Broniąc swojej niewinności, kończyła spowiedź wyznaniem ,,Nie nauczyłem się tego, czego nie ma'' co można było rozumieć jako to, że dana osoba nigdy nie straciła wiary, oraz nie wyznawała wiary sprzecznej z prawda Bogini Maat i wolą Bogów.

Negatywna spowiedź z papirusu Ani

Hail, Usekh-nemmt, który pochodzi z Anu, nie popełniłem grzechu.

Hail, Hept-khet, który pochodzi z Kher-aha, nie popełniłem rabunku przemocą.

Hail, Fenti, który pochodzi z Khemenu, nie ukradłem.

Hail, Am-khaibit, który pochodzi z Qernet, nie zabijałem mężczyzn i kobiet.

Hail, Neha-her, który pochodzi z Rasta, nie ukradłem zboża.

Hail, Ruruti, który pochodzi z nieba, nie ukradłem ofiar.

Hail, Arfi-em-khet, który pochodzi z Suat, nie ukradłem własności Boga.

Hail, Neba, który przychodzisz i odchodzisz, nie wypowiedziałem kłamstw.

Hail, Set-qesu, który pochodzi z Hensu, nie zabrałem jedzenia.

Hail, Utu-nesert, który pochodzi z Het-ka-Ptah, nie wypowiedziałem przekleństw.

Hail, Qerrti, który pochodzi z Amentet, nie popełniłem cudzołóstwa, nie leżałem z ludźmi.

Hail, Hraf-haf, który pochodzi z pieczary, nie sprawiłem, by płakał.

Hail, Basti, który pochodzi z Bast, nie zjadłem serca.

Hail, Ta-retiu, który pochodzi z nocy, nie zaatakowałem żadnego człowieka.

Hail, Unem-snef, który pochodzi z komory egzekucyjnej, nie jestem człowiekiem oszustwa.

Hail, Unem-besek, który pochodzi z Mabit, nie ukradłem ziemi uprawnej.

Hail, Neb-Maat, który pochodzi z Maati, nie byłem podsłuchiwaczem.

Hail, Tenemiu, który pochodzi z Bast, nie oczerniałem [nikogo].

Hail, Sertiu, który pochodzi od Anu, nie gniewałem się bez słusznej przyczyny.

Hail, Tutu, który pochodzi z Ati, nie rozpustywałem żony żadnego mężczyzny.

Hail, Uamenti, który pochodzi z komnaty Khebta, nie zdeprawowałem żony [żadnego] mężczyzny.

Hail, Maa-antuf, który pochodzi z Per-Menu, nie zanieczyściłem się.

Hail, Her-uru, który pochodzi z Nehatu, nikogo nie sterroryzowałem.

Hail, Khemiu, który pochodzi z Kaui, nie przekroczyłem [prawa].

Hail, Shet-kheru, który pochodzi z Urit, nie byłem wściekły.

Hail, Nekhenu, który pochodzi z Heqat, nie zamknąłem uszu na słowa prawdy.

Hail, Kenemti, który pochodzi z Kenmetu, nie bluźniłem.

Hail, An-hetep-f, który pochodzi z Sau, nie jestem człowiekiem przemocy.

Hail, Sera-kheru, który pochodzi z Unaset, nie byłem podżegaczem do walki.

Hail, Neb-heru, który pochodzi z Netchfet, nie działałem z nadmiernym pośpiechem.

Hail, Sekhriu, który pochodzi z Uten, nie wtrącałem się w sprawy.

Hail, Neb-abui, który pochodzi z Sauti, nie pomnożyłem moich słów w mówieniu.

Hail, Nefer-Tem, który pochodzi z Het-ka-Ptah, nikogo nie skrzywdziłem, nie uczyniłem zła.

Hail, Tem-Sepu, który pochodzi z Tetu, nie uprawiałem czarów przeciwko królowi.

Hail, Ari-em-ab-f, który pochodzi z Tebu, nigdy nie zatrzymałem [przepływu] wody.

Hail, Ahi, który pochodzi z Nu, nigdy nie podniosłem głosu.

Hail, Uatch-rekhit, który pochodzi z Sau, nie przekląłem Boga.

Hail, Neheb-ka, który pochodzi z pieczary, nie postępowałem z arogancją.

Hail, Neheb-nefert, który pochodzi z pieczary, nie ukradłem chleba bogów.

Hail, Tcheser-tep, który pochodzi z sanktuarium, nie zabrałem chleba Khenfu od duchów zmarłych.

Hail, An-af, który pochodzi z Maati, nie wyrwałem chleba dziecku ani nie potraktowałem z pogardą boga mojego miasta.

Hail, Hetch-abhu, który pochodzi z Ta-she, nie zabiłem bydła należącego do boga.

Wytłumaczenie niektórych wyznań:

11. ,,Nie leżałem z mężczyzną'' - dotyczy cudzołóstwa i być może potępienia homoseksualizmu (chodź nie ma dowodów na konkretne potwierdzenie tego)

13. i 22. ,,Nie zjadłem serca'' i ,,Nie zanieczyściłem się'' - dotyczy nie brania udziału w zakazanych przez bogów czynnościach i rytualną czystość.

14. ,,Nie zaatakowałem żadnego człowieka'' - samoobrona była uzasadniona, więc nie wliczała się do tego.

32. ,,Nie pomnożyłem moich słów w mówieniu'' - dotyczy dwulicowości i grze w słowa.

36. ,,Nigdy nie podniosłem głosu'' - nie oznacza, że dana osoba nie podniosła głosu nigdy ale, że nigdy nie zrobiła tego w nieuzasadnionym gniewie.

Co ciekawe nie były zakazane pod pewnymi zasadami:

pijaństwo - można było się upić na festiwalu, ale nie wolno było tego robić w pracy

seks przedmałżeński - można było kochać się przed ślubem, ale nie z osobą która była już zamężna

Wstęp i zakończenie negatywnej spowiedź z papirusu Nu

Hołd dla Ciebie, o wielki Boże, Panie Maat'i! Przyszedłem do Ciebie, o mój Panie, i przeprowadziłem się tutaj, abym mógł ujrzeć Twoje piękno. Znam cię, znam twoje imię, znam imiona czterdziestu dwóch bogów, którzy mieszkają z tobą w tej sali Maat'i, którzy żyją dzięki strzeżeniu grzeszników i którzy karmią się ich krwią w dniu, w którym sumienia ludzkie są policzone w obecności boga Un-Nefer. Zaprawdę, twoje imię to Rehti-Merti-Nebti-Maati. Zaprawdę, przyszedłem do ciebie, przyniosłem ci Maat'i (Prawdę). Zgładziłem dla ciebie grzech.

Jestem czysty. Jestem czysty. Jestem czysty. Moje czyste ofiary są czystymi ofiarami tego wielkiego Benu, który mieszka w Hensu. Oto bowiem jestem nosem Nab-nefu), który daje pożywienie całej ludzkości w dniu napełnienia Utchat w Anu, w drugim miesiącu sezonu Pert, ostatniego dnia miesiąca [w obecności Pana tej ziemi]. Widziałem napełnienie Utchat w Anu, więc niech nie spotka mnie nieszczęście w tej krainie lub w tej Sali Maat'i, ponieważ znam imiona bogów, którzy tam są [i którzy są wyznawcami Wielkiego Boga].

W papirusie Nu pojawia się imię ,,Rehti-Merti-Nebti-Maati'' które można zinterpretować jako:

,,Rehti'' - dwie kobiety (odnoszące się np. do Izydy i Neftydy)

,,Merti'' - dwie walczące siostry (odnosząc się np. do imienia Nebty i dwóch królowych; również słowo ,,mer'' oznacza ,,ukochaną'', a jeśli ,,t'' i ,,ja'' są uważane za oznaczające tylko płeć i dualizm, ,,merti'' oznaczałoby ,,dwie ukochane kobiety'', a zatem ,,dwa razy ukochaną duszę'')

,,Nebti'' - dwie królowe Górnego i Dolnego Egiptu (odnoszące się do Sępa i Kobry, Nekhbet i Wadżet (Uadżet)); Imię Nebti oznacza władcę Górnego i Dolnego Egiptu, pana obu ziem)

,,Maati'' - dwie boginie, które są manifestacjami Wiedzy, Prawa i Boskiego Porządku Górnego i Dolnego Egiptu.

Na końcu Papirusu Nu znajdujemy frazę ,,Jestem czysty.'' trzy razy. Odnosi się to do całej Drogi Prawdy i jej trzech chrztów. Człowiek zmienił się w Wielkiego Bennu, Feniksa zrodzonego z Ognia, Syna Boga Ojca Nu. Również symboliczne słowa ,,jestem nosem Nab-nefu'' odnosi się do Boga Shu (powietrza) i tego, że człowiek otrzymał tchnienie życia (i zna Oblicze Boga).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro