Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𒌋 ⋎ Zapomniana Królowa

Dobę później po ucieczce z Niniwy wraz z przekupioną karawaną zaopatrującą największe miasta Imperium...

Docierając do miasta Aszur, Siptah nie miał za dużo do powiedzenia, będąc wręcz zaciągniętym siłą przez bliźniaczki do pałacu królewskiego. Już dawno nie czuł takiego poniżenia, idąc w damskim stroju ulicami asyryjskiego miasta, jednak był świadomy tego, że wciąż musiał udawać kobietę. Zwłaszcza, gdy na pewno w Niniwie odkryto jego ucieczkę. Ostanie w co by uwierzył to to, że Asarhaddon nie puścił za nim pogoni.

Dostając się do pałacu tylnym wejściem dla służby i po znajomościach z mieszkającymi tam kobietami, Siptah nie zamienił z Tantith i Melitą ani słowa. Dopiero, kiedy szli jednym z wielu korytarzy, brat Faraona pozwolił sobie na drobny komentarz.

- Z paszczy lwa, do paszczy lwicy. Życie mnie chyba nie lubi. -

- Jej wysokość, żona Asarhaddona, Królowa Eszarra-hamat nie jest zła. Nie powinieneś tak o niej mówić. Zwłaszcza teraz. - upomniał go Tantith, posyłając mu lekko poirytowane spojrzenie. - Później będziesz mieć na to jeszcze wiele okazji. - dodała tak cicho, że praktycznie niesłyszalnie.

- Dla was Asyryjek, może być nawet samą Boginią. Dla mnie to wciąż wróg. - syknął, patrząc prosto w zielone oczy dziewczyn. - I najchętniej, w ogóle bym tutaj z wami nie przychodził, gdyby nie to, że się obie uparłyście i też przez to, że zostałbym najpewniej złapany zaraz po rozłączeniu się z wami. - dodał, wypuszczając powietrze, a wraz z nim poruszając mocniej swoim arabin veil.

Mimo, że był zmęczony jego bystre oko wyłapało rosnącą złość w oczach Melity i niemą, ale skuteczną ingerencję jej bliźniaczki, uciszającą ją przed tym, co miała na końcu języka.

- Przyszli już. Od teraz uważaj na słowa. - zwróciła się Tantith do Księcia Egiptu, wskazując oczami na idącą w ich kierunku straż.

Wkurzony Siptah z każdym krokiem do przodu w głąb korytarza przeklinał na wszystko co tylko możliwe. Po prawie trzech miesiącach udało mu się uciec w końcu z rąk Asarhaddona, aby teraz dobrowolnie oddawać się jego żonie?! On już całkiem zwariował. Patrząc w dół na swoje stopy ukryte pod damską tuniką, cierpki uśmiech zagościł na jego ustach. Tak. Oszalał kompletnie.

- Jej wysokość, Eszara-hamat zapoznała się już z sytuacją, ale i tak oczekuje waszych wyjaśnień. - przemówił strażnik, idący przed nimi.

Wie? Bzdura. - wołał głos świadomości w głowie brata Faraona. Kazała tak przekazać, aby grać pozory tej, która rozdaje teraz karty i jest Panią losu, kiedy tak naprawdę, nic nie wie.

- Spokojnie Melita. Ja się zajmę wytłumaczeniem tego wszystkiego. - szepnęła Tantith, łapiąc siostrę za rękę.

- Chciałabym mieć chodź trochę twojego opanowania. - wyszeptała, spuszczając głowę.

Obserwując idące o krok przed nim bliźniaczki, Siptah poczuł ukłucie w sercu. Ile to razy przemierzając korytarz w Memfis sam próbował uspokoić Merenptaha, gdy ten coś zawalił, lub przegrał stracie. Byli tak bardzo zżyci ze sobą, jak one teraz. Potrafili rozumieć się bez słów, ale jedna osoba musiała to zniszczyć.

- Pieprzony Amenmesse. - warknął tak cicho, że kobiety nie zrozumiały go, odwracając oczy na niego i wpatrując się pytająco. - Nic. - odchrząknął, czując jak idąca za ich plecami straż, zbliżyła się do nich.

Dochodząc do wielkich, drewnianych drzwi, straż idąc z przodu otworzyła je, przepuszczając do środka trzy kobiety. Wraz z ich zamknięciem, Siptah dostrzegł kątem oka, że podążający do tej pory za nimi męska obstawa, została przed drzwiami, puszczając tylko ich paczkę. Idąc teraz w trójkę korytarzem doszli do  miejsca, gdzie ściany po obydwu stronach zmieniały się w łuki, odsłaniając dwa ogromne pomieszczenia. To po prawej było zasłonięte zasłonami, dlatego brat Faraona nie mógł zobaczyć co w nim było, w przeciwieństwie do tego po lewej stronie, do którego skierowali swoje kroki.

Pod wielkimi oknami, ozdobionymi niebieskimi tkaninami, znajdowało się małe wzniesienie na którym stał pojedynczy szezlong. Mebel, ozdobiony w każdym możliwym miejscu złotem i rubinowymi ozdobami, przyciągał od razu wzrok nowo przybyłych, zupełnie tłumiąc pozostałe bogactwa w komnacie. Zatrzymując się na środku pomieszczenia, Siptah podniósł wzrok wyżej, dostrzegając skrawek fioletowej tkaniny.

Pojawiający się szmer dookoła nich, odwrócił jego uwagę i oglądanie mebla. Zerkając na boki, najstarszy syn Setiego II zauważył siedzące na kolorowych poduszkach kobiety, które zdawały się obgadywać całą trójkę, śmiejąc się pod nosem z nich. Zupełnie go to nie dziwiło, w końcu kogo by nie rozbawił widok mężczyzny, który w Asyrii zawsze górował nad kobietami, ubranego w właśnie damskie odzienie?

Pojedynczy dźwięk kielicha stawianego na drewnianym stoliku, natychmiast uciszył damy dworu, jednocześnie sprawiając, że Tantith i Melita uklękły. Nie miał zamiaru tego robić, ale stanowcze pociągnięcie jednej ze sióstr za jego tunikę, przypomniało mu gdzie jest i przed kim stoi.

- Mam nadzieję, że macie przygotowane już wytłumaczenie waszej samowolki. - odezwała się jedna z kobiet.

Siptah podnosząc ponownie wzrok na szezlong i fioletową tkaninę, dostrzegł wyłaniającą się spod niej małą stopę, ubraną w czarny sandał, która spoczęła ze stanowczym przytupem na ziemi. Jej wysokość, Eszara-hamat podniosła się z leżenia, siadając wygodnie i prosto. Spotykając się wzrokiem z jej piwnymi oczami i hebanowymi włosami, przez ciało brata Faraona przebiegł mimowolny dreszcz. Nie była to jednak oznaka strachu, ale zbliżającego się niebezpieczeństwa, którego nie wolno zignorować.

Tłumacząc całe zajście w Niniwie z ciałem Shamiram i ucieczką, Tantith starała się udobruchać ewidentnie złą żonę Asarhaddona. Siptah słuchał każdego słowa, gotów wtrącić się do rozmowy jeśli będzie to konieczne, jednocześnie oglądając dokładniej Królową. Nie mógł odmówić jej urody, ponieważ posiadała ją bezsprzecznie. Oprócz fioletowej sukni ozdobionej licznymi srebrnymi monetami, kobieta miała wokół głowy nałożony diadem, składający się ze srebrnych półksiężyców, monet i łezek. Diadem na szerokość zakrywał całe czoło i kończył się prawie na czubku głowy. Oprócz niego, żona Asarhaddona posiadała równie zdobione kolczyki i pojedynczy naszyjnik z łezką wykonaną z perły.

Jedyne co nie pasowało do jej piękna i delikatności, były to cienie zmęczenia pod oczami i zdenerwowany wyraz twarzy. 

- Ten niebieski zupełnie nie pasuje, do mojego otoczenia. Będziesz musiała zmienić swój strój chyba, że w dalszym ciągu chcesz się zlewać z moimi tkaninami i robić u mnie za zasłony w oknie. - odezwała się Eszara-hamat, kiedy Tantith skończyła mówić.

W pierwszej chwili brat Faraona puścił to obok ucha, jednak widząc skupione na nim piwne oczy Królowej, szybko się zreflektował. Zerkając na boki i suknie bliźniaczek zrozumiał, że ta kąśliwa uwaga była skierowana bezpośrednio do niego. Dodając do tego ten perfidny uśmieszek żony Asarhaddona, w bracie Merenptaha aż coś się zagotowało.

- Słucham? To do mnie ta uwaga? - zaczął, ledwo panując nad złością, kiedy na jego głos, damy dworu zaczęły się znów śmiać.

- O co chodzi dziewczynko? - bawiąc się całą tą sytuacją, Eszarra-hamat ponownie zaczęła go ośmieszać. - Nie lubię, gdy moje służki, wyróżniają się za bardzo, lub są takie niewyraziste jak zasłony. -

- Nie jestem twoją służką, a tym bardziej nie będę siedział spokojnie kiedy mnie obrażasz w tak... -

- Nie jestem twoją konkubiną, abyś zwracał się do mnie w ten sposób i tym tonem. - podnosząc głos, Eszarra-hamat poprawił się na szezlongu. - Znaj swoje miejsce, dziewucho. - dodała, mrużąc zła oczy.

- Znam swoje miejsce i tym bardziej kim jestem. To, że jestem tutaj jeńcem, nie zmienia faktu, że jestem... -

- Skoro jesteś taka bystra za jaką się uważasz, zachowuj się jak należy. - nie dając ponownie szansy dokończenia zdania i po raz trzeci zwracając się do niego jak do kobiety, Królowa wskazała ręką gest wieszania. - Tak od razu lepiej. Myślałam, że nauczyłyście ją już, że cisza jest tutaj bardzo ceniona w Asyrii. To po pierwsze, a po drugie, nie odzywania się takim tonem do osób stojących w hierarchii dużo wyżej niż ona sama. - mówiąc to stanowczym i ostrym głosem, żona Asarhaddona zwróciła się teraz do sióstr.

Nie pomylił się. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Królowa Asyrii będzie tak samo złośliwa i kąśliwa jak władca kraju. Wychodzi na to, że u nich jest to normalne, albo jego pozycja jeńca wymusza na wszystkich takie traktowanie go.

- Wasza Wysokość, to się już nie powtórzy. - schylając głowę, obie bliźniaczki przeprosiły za nie wypełnienie do końca obowiązków wpojenia bratu Faraona podstawowych zasad zachowania.

- A ty? Nie masz mi nic do powiedzenia Egipcjanko? - Eszara-hamat zwróciła się ponownie bezpośrednio do Siptaha.

- Czy Wasza Wysokość, mogłaby mi nie ubliżać? Już wystarczy mi, że muszę nosić się jak kobieta. - próbując nie spowodować większej kłótni, najstarszy syn Setiego II zabrał o dziwo bardzo spokojnie głos.

- Mogę, ale czy na pewno tego chcesz? - zaśmiała się, czemu zawtórowały jej pozostały damy dworu. - Postawię sprawę jasno, skoro się nie domyślasz Egipcjanko. Masz w tym momencie dwie drogi do wyboru. Pierwsza, będziesz zachowywała się jak kobieta, nosiła się jak one i rozmawiała jak one, albo druga. Wydam cię zaraz mojemu mężowi. -

Zapadła cisza po ostatnim zdaniu zadawał się przeciągać w nieskończoność. Mimo cierpkiej i złośliwej wymiany zdań na samym początku, Siptah poczuł w głosie kobiety niepewność. Jakby się nad tym bardziej zastanowić odkąd dowiedział się od Tantith, że została wybrana dla niego z polecenia żony Asarhaddona z wszystkich jej dwórek, próbował pojąć motyw działania tej tajemniczej kobiety. Niestety przez kolejne wydarzenia, zupełnie zapomniał o tej Królowej, skupiając się na tym co działo się w Niniwie. Jego dumania ponownie odżyły podczas podróży ze stolicy w kierunku Aszur.

To nie trzymało się zupełnie sensu, czemu żona Władcy Asyrii, knuje za jego plecami ochraniając jeńca, na punkcie którego Asarhaddon miał takiego świra. Z pod pytywania sióstr jedyne co się dowiedział to to, że było to spowodowane jakimś konfliktem rodzinnym i nic poza tym. Jeśli jednak u podstaw działania Eszara-hamat leżały te sprawy i może jakaś zwada z mężem, to chcąc czy nie, on jako brat Faraona, został właśnie wplątany w spór rodziny władcy ich najgorszego wroga.

- Jeśli się zgodzę, to na co mam się szykować? - zapytał Siptah, przerywając ciszę, dając tym samym znać kobiecie, że domyśla się prawdy jej zainteresowania nim.

- Tak jak już wspomniałam, będziesz udawała podczas pobytu tutaj moją służkę. Jako żona Asarhaddona nie mam prawa przyjmować sama i bez jego wiedzy poselstwa z innych krajów, ani wyższych rangą mężczyzn. Oznacza to dla ciebie tyle, że albo podporządkujesz się naszym zasadom i będziesz odgrywała kobietę, albo wciąż będziesz stawiała opór jak do tej pory, co zmusi mnie do natychmiastowego wydania cię mojemu mężowi. -

Każdy kij ma dwa końce, a ta kobieta właśnie próbowała zaprzeczyć temu prosto w jego oczy. Tylko on poniósłby konsekwencje? Hehe, za kogo ona go uważa? Przecież nie jest dzieckiem, aby nie zorientować się, że jeśli zacznie z nią walczyć, pociągnie na dno ich oboje. Asarhaddon już pokazał mu swoją brutalność, więc czemu niby miałby nie ukarać swojej żony, która pod jego nosem próbowała dać schronienie jeńcowi?

Poza tym pozostawała kwestia, którą kobieta ominęła, a którą na pewno będzie chciał wyjaśnić. Koniec z zatajaniem przed nim wszystkiego. Skoro ma stać po stronie Eszara-hamat, chce wiedzieć na co ma się szykować w starciu żony z mężem i o co w ogóle poszło. Patrząc jednak na Królową i siedzące obok niej liczne damy dworu, Siptah ugryzł się w język, przed zadawaniem takiego bezpośredniego pytania. Nie teraz. Jeszcze będzie czas. Muszą być w mniejszym gronie.

- Powiedzmy, że na tę chwilę zgadzam się. - wydusił z siebie brat Faraona, nie mogąc pojąc jak przyszło mu się poniżać na drodze do wolności.

- W takim razie szczegóły omówię z tobą później. - zawołała, zmieniając całkowicie swoją postawę ze złej, na radosną. - A skoro jesteś nowa, Tantith z Melitą pokażą ci co gdzie jest. Nie będę przydzielała ci Egipcjanko straży, bo wyglądałoby to raz, że komicznie, a dwa zbyt podejrzanie. Nie oznacza to, że będziesz mogła robić co chcesz. Masz całkowity zakaz wstępu na całe wyższe piętro i do większości pomieszczeń na tym poziomie. Twoja komnata, łazienka, wspólna jadalnia, zachodni ogród i główny korytarz są w pełni do twojej dyspozycji. Do pozostałych pomieszczeń, prosiłabym abyś szła w czyimś towarzystwie. - mówiąc to, kobieta obdarowała promiennym uśmiechem dwie bliźniaczki.

- Przypilnujemy, aby nie przysporzyć Waszej Wysokości żadnych kłopotów. - mówiąc to, Tantith wstała z klęczek, ciągnąc za sobą Siptaha.

Dając się wyprowadzić z sali na korytarz, brat Faraona wypuścił ciężko powietrze, dmuchając tak mocno w arabian veil, że ten prawie spadł mu z ust.

- To poniżające... - syknął, idąc za bliźniaczkami.

- Lepsze to, niż zamknięcie w klatce w Niniwie. Nie sądzisz? - zagadała Melita, na której twarzy było widać oznakę ulgi i nikłej radości.

On jednak nic już nie odpowiedział, chodź bardzo go to kusiło. Zamienił małą klatkę na dużą, dostając niby więcej swobody. Czas miał dopiero pokazać ile w tym było prawdy. 

𒀝𒅗𒁺𒌑

W związku z jego nie planowanym przyjazdem, a raczej ucieczką tutaj, wszystko było planowane na kolanie. Począwszy od jego komnaty, po inny ubiór. Tak jak zarządziła Eszara-hamat, brat Farona dostał biało żółtą sukienkę, perukę z długimi włosami oraz pasujący do sukienki nowy arabian veil, który miał nosić wychodząc na korytarz i przy większej ilości osób. Oprócz tego kompletu, najstarszy syn Setiego II otrzymał malutką komnatę, znajdującą się dosłownie kilka kroków od pokojów Melity i Tantith. Miało to na celu zapewnienie mu szybkiego dostępu do znajomych osób w razie jakiś problemów, czy pytań, przy jednoczesnym trzymaniu go na smyczy i kontroli jego działań.

Ponieważ wyjeżdżając ze stolicy, spieszyli się i łapali każdy możliwy środek transportu, przed przebraniem się w nowe ubrania, Eszara-hamat nakazał im odwiedzić baseny i się umyć. Tym sposobem idąc w nieznanym sobie kierunku, Siptah rozglądał się po otoczeniu, starając zapamiętać jak najwięcej z układu pałacu. Kto wie, kiedy będzie mogło mu się to przydać.

- Zapamiętałaś drogę? - zwróciła się do Księcia Egiptu jedna ze służek, która szła obok niego, śmiejąc się w ręce.

On na jej gest, jedynie przymknął oczy. Jeśli chce jakoś przeżyć bez kłopotów, będzie musiał się do tego przyzwyczaić. Co nie oznaczało, że cały wewnątrz siebie, aż nie kipiał z wściekłości.

- Tak, zapamiętał..am. - jęknął, kiwając głową.

- W takim razie, następnym razem będziesz mogła iść już sama. - odparła radośnie służka, klaszcząc w dłonie.

Z początku nie chciało mu się wierzyć w zapewnienia Królowej, ale rozglądając się teraz przed wejściem do pomieszczenia z basenami, Siptah zauważył jak dużo swobody jednak dostał. Oprócz bliźniaczek i tej jednej służki wskazującej mu drogę, ponieważ jako jedyny tutaj nie znał pałacu, nikt inny go nie pilnował. Miał z pozoru wolną rękę. Zbyt dużo swobody jak na fakt bycia wciąż jeńcem. Darowanemu wielbłądowi nie zagląda się w pysk, więc i on postanowił przynajmniej pierwszego dnia, nie sprawdzać granic dobroci Eszara-hamat.

Zanurzając nogi w chłodnej wodzie, Siptah obrócił głowę za siebie, na wchodzące również powoli do basenu obok bliźniaczki, które w końcu mogły spędzić czas na spokojnie razem. Zajęte rozmowami zupełnie nie zwracały uwagi na Księcia Egiptu. On sam nie gapiąc się na nie i pozostałe tutaj myjące się kobiety,  postanowił nie przeszkadzać im, myjąc się w samotności. Zsuwając się po brzegu basenu, brat Faraona usiadł w wodzie, chwilę potem nurkując w niej wraz z głową.  Próbując poukładać chaos myśli, poczuł jak powoli zaczyna brakować mu powietrza, co natychmiast przypomniało przypomniał sobie o ataku na siebie zjawy Neferthenut w stolicy. Wynurzając się gwałtownie, złapał się rękami o murek, oddychając szybko i nierówno.

Pomimo złych wspomnień, zanurkowanie przyjemnie go ochłodziło nie tylko z gorąca, ale też i nerwów na swoją sytuację. Odgarniając niedbale część mokrych włosów z twarzy, usłyszał chlapiące się i roześmiane siostry, miło spędzające czas w sąsiednim basenie. Po raz kolejny woda zaczęła kapać mu od oczu, więc szybkim i pewnym ruchem odgarnął opadłą grzywkę, mocno do tyłu. Spuszczając wzrok na tafle wody otaczającą go, zdawało mu się, że przez sekundę zobaczył odbicie mokrego chłopca sprzed 10 lat, który w panice próbował utrzymać się z młodszym bratem na powierzchni Nilu. Wspomnienia tamtego dnia, wypadku, klątwy i...

- Merenptah. - szeptając imię zabitego brata, Siptah zacisnął zęby, aby nie uronić łzy.

Jego serce ścisnęło się z bólu i bezsilności. Do tej pory starał się skupiać na powrocie za wszelką cenę, jednak ani razu nie pomyślał o spotkaniu twarzą w twarz z Takhat i Hekenuhedjet. Na samą myśl o jej zapłakanych oczach, kiedy odciągnął ją od ciała męża, najstarszy syn Setiego II zaczął obawiać się tego. Bał się stanąć przed nią. Co powinien powiedzieć? Jak pocieszyć? A co z jego ukochaną i matką dwóch synów? Jak on to jej wytłumaczy, że wtedy kiedy najbardziej go potrzebowała, jego nie było przy niej?

Jakkolwiek próbowałby nie uciec od tych myśli, pojawiały się nowe, jeszcze bardziej bolesne. Sam widok sióstr spędzających tak wesoło czas razem, cały czas przypomniał mu relacje jego i Merenptaha. To jak byli zżyci ze sobą, to jak się dogadywali, to jak...

- Dość tego. - wyszeptał, podnosząc się i wycierając ręcznikami.

Naciągając na siebie nową, damską tunikę w kolorach bieli i żółtego, sięgnął ręką po perukę. Z uwagi jednak na mokre włosy, założył sobie na głowę stary welon z Niniwy. Kierując się do wyjścia, nie zatrzymało go nawet zawołanie Tantith.

- Trafię. - mruknął do niej od niechcenia przez ramię, widząc jak zaczyna się zbierać, żeby go odprowadzić.

Nie miał ochoty na żadną rozmowę. Z zupełnie zepsutym humorem przeszedł korytarzem, wręcz wpadając do przydzielonej dla niego komnaty. Zaraz za jej progiem zrzucił z głowy niebieski materiał, prosto na jedno z krzeseł. Przechodząc w trzech, dużych i męskich krokach całe pomieszczenie wyszedł na balkon, gdzie prawie wpadłby w rozkładającą tam posiłek służkę.

- A ty tu skąd... ? - zawołał, zaskoczony.

- Aleś mnie wystraszył..aś. - zawołała na równi z nim kobieta, cofając się krok w tył.

Zaskoczeni swoim spotkaniem, oboje zastygli w bezruchu, dopóki jego oczy nie zerknęły na stolik. Brak straży, własna komnata, damskie bo damskie, ale nowe ubrania, prawie zupełna swoboda, krycie go przed Asarhaddonem i teraz to? Jedzenie? Czując jak wrócił z zamyślenia na ziemię, Siptah zmrużył podejrzliwie oczy.

- Kto kazał to tu przynieść? - zapytał, lekko chłodnym tonem.

- Wyglądałaś na zmęczoną kiedy wychodziłaś od Królowej więc pomyślałam, że pewnie jesteś głodna. Wprawdzie nie ma tego dużo, ale zawsze to coś. C'nie? - dodała, uśmiechając się przyjaźnie i zabierając jeden winogron z miski, wsadziła sobie go do buzi. - I nie bój się. Nie jest zatrute. -

- Wybacz, jestem tym wszystkim zmęczona. - mruknął, zaciskając nerwowo palce w rękach.

- Domyślam się. Ze stolicy daleka droga. Nie będę ci więcej przeszkadzać. - odparła i ruszając do Siptaha, minęła go wesołym krokiem.

Gdyby nie to, że na ścianach wszędzie były asyryjskie malowidła i rzeźby, a w powietrzu roznosił się jedynie język asyryjski, brat Faraona mógłby pogubić się w tym dokąd trafił. Wszyscy, nie licząc pierwszej wymiany zdań z Eszarra-hamat, chodzili uśmiechnięci, radośni i zupełnie spokojni. Było to kompletne przeciwieństwo atmosfery w Niniwie, gdzie na każdym kroku Siptah czuł oddech śmierci. Znając jednak związek Królowej Asyrii i jej męża, cały ten czas miał wrażenie, że ta sielankowa atmosfera odbije mu się jeszcze porządną czkawką.

𒀝𒅗𒁺𒌑

Kończąc jeść przyniesiony przez jedną z Asyryjek późny obiad, Siptah oparł się plecami o ścianę, siedząc wciąż na poduszce, na balkonie swojej komnaty. Zabarwione krwią zranionego przez zachodzące słońce Ra, węża Apophisa niebo, malowało się całą paletą odcieni. Za niedługo miało zacząć się ściemniać, lecz jemu wyjątkowo to dziś nie przeszkadzało.

- Aszur... na południe od Niniwy. W dół rzeki Tygrys. - bawiąc się w palcach przed ostatnim winogronem, brat Faraona próbował przypomnieć sobie układ map, jakie sporządzano nie raz w Egipcie. Niestety przez to, że było to jakby nie patrzeć centrum wrogiego kraju, zarówno on, jego młodszy brat jak i ich ojciec, czy poprzednicy, nie mieli za dużo informacji, przez co większość map była niekompletna. - Tygrys i Eufrat łączą się, ale nawet jakbym uciekł wzdłuż ich nurtu, nic mi to nie da. Wciąż między mną a Kemet, będzie cała pustynia An-Nefud*, którą sam nie dam rady przekroczyć. Muszę trzymać się wody, jeśli chcę przeżyć. - szepcząc cicho, Siptah włożył w końcu do ust winogrona i gryząc go, połknął. - Czyli kierunek na... - 

- Na północ, wzdłuż Eufratu. - dokończył za niego damski głos.

Gdyby nie zdążył połknąć owocu, najpewniej zakrztusił by się nim w tym momencie. Nie spodziewając się gościa i co gorsze nie słysząc tego jak wszedł nie tylko do jego komnaty ale i na balkon, podsłuchując Bóstwa tylko wiedzą jak dużo, Siptah niemal poderwał się na równe nogi. Strach przed doniesieniem na niego Królowej wystrzelił niczym święta strzała z Faraońskiego łuku jego ojca, lecz widząc twarz rozmówcy, minęła ona cel, nie trafiając w środek.

- Tantith?! - zawołał, zatrzymując się w pozycji kucającej i niepewnie patrząc w przyjacielskie zielone tęczówki z domieszką popiołu.

- Smacznego. - powiedziała, zerkając na puste miski leżące na stoliku za nim. - Chodź chyba się lekko z tym spóźniłam. - dodała rozbawiona, przekraczając całą swoją sylwetką próg balkonu.

- Dzięki. - wyjąkał wstając i cały czas bacznie obserwując kobietę. - Kiedy weszłaś? Nie słyszałem cię... Nie słyszałam cię. - poprawiając się, Siptah cmoknął nieznacznie i z wyczuwalnym poirytowaniem tym przymusem od Eszarra-hamat.

- Dopiero co przyszłam. Znajoma która przyniosła ci jedzenie mówiła, że poszedłeś na balkon, więc też od razu tutaj weszłam. - odparła lekko, zakładając ręce za siebie i uśmiechając się. - I nie stresuj się. Mów normalnie. Przecież jesteśmy tutaj sami. - dodała, widząc wciąż spiętego brata Merenptaha.

Mrużąc oczy, Siptah skanował tak swoja znajomą, ale widząc jej spokój, nieco się rozluźnił. Tymczasem siostra Melity podchodząc do niego, skinęła głową aby usiedli na poduszkach.

- Coś się stało? Eszarra-hamat coś chce? Po co przyszłaś? -

- Ona nic nie chce. Siedzi teraz na górze. Na piętrze. Dziś raczej już tutaj na dół nie zejdzie. I dobrze, będziemy mieć spokojną noc. - mruknęła cicho, tracąc swój radosny dotąd uśmiech. - Wiem, że tak musi być, ale do cholery uwierz mi, że mnie też denerwuje to, jak ci ubliża. To ośmieszanie cię i robienie z ciebie kobiety, jest podłe. Cała ich rodzina taka jest. - sycząc, Tantith z każdym słowem nie tylko odwracała wzrok na bok, ale i ściszała go tak, że ostatnie słowa Siptah ledwo zrozumiał.

- Chyba nie powinnaś tak narzekać na własną Królową? Jeśli cię ktoś usłyszy, będziesz mieć kłopoty. -

- Nie powiedziałam ci tego wtedy, bo szliśmy w obstawie, ale nie traktuję JEJ jako Bóstwo, jak to określiłeś. Dla mnie jest tylko osobą, która ,,rządzi'' Asyrią. Żona Króla Asyrii. Nic mnie z nią nie łączy, oprócz tego, że muszę jej służyć. Melita uważa tak samo. Dlatego nie planujemy całego życia spędzić tu, ale wyjechać stąd jak najszybciej.-

- A właśnie, skoro mowa o twojej bliźniaczce. - skupiając się coraz bardziej na niespodziewanych wyznaniach Tantith, Książe Egiptu nie spuszczał z niej oczu, nawet go ona sama, odwróciła do niego twarz, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. - Myślałem, że będziesz z nią teraz bez przerwy siedzieć. -

- Odkąd opuściliśmy Niniwę cały czas z nią plotkuję, a z Tobą po tej ostatniej rozmowie przed Aszur, niemal nie zamieniłam dłuższego słowa. Przyszłam też zapytać, co się stało na basenach, bo wyszedłeś tak szybko i wyglądałeś na przybitego bardziej niż wcześniej. -

Nie mając ochoty na rozmowę o tym, jak bardzo ona i jej siostra przypominając mu jego i Merenptaha, Siptah zerwał z nią jako pierwszy kontakt wzrokowy, zerkając na bok. Przedłużająca się cisza stawiała go jednak tylko coraz bardziej pod ścianą, wymuszając na nim odezwanie się w końcu.

- Ja... Nic się nie stało. Umyłem się i chciałem wyjść. - wydusił z siebie w końcu.

- Mój Książe, nie będę nalegać, bo nie przyszłam tutaj ciągnąć cię za język, tylko dowiedzieć się jak się czujesz. Jeśli jest coś, o czym nie chcesz mówić, to okej. -

- Tantith, nie obraź się, ale nie rozumiem, czemu wciąż... -

- Czemu nie zostawię cię samego? - kończąc za brata Faraona pytanie, siostra Melity z czystą powagą w głosie i spokojem odpowiedziała. - Książe, chcę abyś wiedział, że to, że Cię Wasza Książęca Wysokość zmusiłam z siostrą do przyjazdu tutaj, nie oznaczało tego, że chciałyśmy oddać Cię Królowej i umyć od tego ręce. Zrobiłam to,  ponieważ inaczej nie miałbyś szansy. Potrzebujesz ochrony zwłaszcza teraz, gdy ON szaleje najbardziej i szuka cię z żądzą krwi. Gdybyśmy uparli się jechać tak jak chciałeś, prosto do Kemet, złapaliby Ciebie Książę niemal natychmiast. Musimy poczekać, aż trochę to wszystko przycichnie. Wiem, że wskakiwanie jak to określiłeś, z paszczy lwa do paszczy lwicy to nie najlepsza opcja, ale na lepszą nie ma teraz szans.-

Czekając, aż skończy mówić, Siptah słysząc jedno słowo omal nie zaśmiał się, powstrzymując się w ostatniej chwili. Rozumiał jej plan i akceptował go. Tylko dlatego zgodził się przyjść do tej lwicy, ponieważ ze wszystkich poznanych Asyryjczyków, jedynie Tantith ufał na tyle, aby dać się poprowadzić, a nie działać na własną rękę, na przekór wszystkiemu i na siłę.

- Od kiedy mówisz na Egipt jak Egipcjanin? Od kiedy nazywasz go Kemet? - zapytał, unosząc kącik ust w górę.

- Hmm sama nie wiem. Jakoś tak podłapałam od Ciebie Książe. Inne słowa też, w końcu zanim zastąpiła mnie Melita, dużo ze sobą rozmawialiśmy i dużo też wplatałeś słów w swoim ojczystym języku. -

Kręcąc niedowierzający i rozbawiony głową na boki, Siptah zaczął się cicho śmiać, gdy kobieta kontynuowała zaczęty temat.

- I nie zapomnij tego, co Ci Mój Książe kiedyś obiecałam. - tym razem radosny uśmiech zagościł na jej ustach, a widząc jak najstarszy syn Setiego II uspokoił się, ściągając brwi, już chciała mu przypomnieć widocznie zapomnianą przez niego jej obietnice, lecz on uprzedził ją.

- Jeśli chodzi ci o to, że będziesz mnie wspierać dopóki nie wrócę do swojej ojczyzny, to po tym wszystkim co się wydarzyło, po poznaniu Melity i tym, że jest w ciąży, nie mogę wymagać dłużej tego od ciebie Tantith. Zwalniam Cię z niej. Zajmij się siostrą, bo to ona będzie potrzebować Cię najbardziej. Poza tym nie pozwolę, żeby ryzykowała swoje i dziecka zdrowie w mojej ucieczce. -

- Książe, co do twojego planu, to masz rację. Nie ma co jechać wzdłuż rzeki, na południe. Też o tym myślałam i chyba nie ma innej możliwości niż podróż Eufratem na północ, aż do miasta portowego Arwad. Stamtąd statkiem na Cypr, żeby uciec jak najszybciej z terenu Asyrii. Tutaj nasze drogi się pokrywają. Gdy w trójkę dotrzemy tam, Melita zostanie u naszych przyjaciół, a...-

- Masz rację. Jeśli uda nam się wydostać na Cypr, to nic nie będzie stało na przeszkodzie w przepłynięciu prosto do Kemet. - wchodząc w słowo i kiwając głową, Siptah zgodził się na plan ucieczki. - Jednak nie nastawiałbym się tylko i wyłącznie na to. Eszarra-hamat na pewno mnie tak łatwo nie wypuści. To cisza przed burzą. To wszystko ci mi zapewnia, słono będzie mnie kosztować. Czuję to w kościach. -

- Dlatego, kiedy wezwie Cię Mój Książe najpewniej jutro na rozmowę i dowiesz się cokolwiek, to proszę Cię, powiedz mi o tym. Zaufaj mi, bo ja naprawdę chcę ci pomóc. Nie z jej rozkazu, ale z własnej woli. Z prywatnych pobudek i tego, że kiedyś z siostrą przeżyłyśmy coś podobnego. - mówiąc to z każdą chwilą znów coraz ciszej, ostatnie słowa tym razem były kompletnie niezrozumiałe dla Księcia. A przynajmniej tak uważała Tantith, ponieważ on sam wyglądał jak osoba, która nie słysząc, chce już się zapytać o powtórzenie tego.

Nie chcąc tego tłumaczyć przez złożoną siostrze obietnice, kobieta  wstała z poduszek. Robiąc krok i nim najstarszy syn Setiego II również zdążył się podnieść, powstrzymała go, wystawiając dłoń z małą sakiewką.

- Schowaj to pod ubraniami i nigdy nie zdejmuj. Nie możesz być pewnym, kiedy ci się to przyda, gdy nad naszymi głowami jest taka dwulicowa lwica. - szeptając to, niemal wcisnęła mu woreczek w dłonie.

Nie wiedząc co jest wewnątrz dziwnie ciężkiej sakiewki, Siptah zaciskając na niej palce, szybko ocenił jej zawartość.

- Tantith ja... -

- Weź! - mruknęła, widząc jego minę.

Nie było to dużo monet, ale nawet one mogły przechylić szalę na korzyść uciekiniera. Jako jeniec Siptah nie miał prawa mieć żadnych funduszu, przez co w razie dołączenia do karawany w kierunku Arwad, czy później na statek, brat Faraona nie miałby jak zapłacić za podróż. Gdyby nie to, że nikt nie mógł być pewnym, w jakich warunkach wydostaną się z Aszur, nie dawałaby mu ich teraz, aby nikt w pałacu nie przyłapał go z tym, za co Królowa mogłaby go ukarać.

- Mam dla ciebie jeszcze to. Wiem, że musiałam zabrać Ci je i wyrzucić nim weszliśmy tu do pałacu, więc skombinowałam ci nowe. - ciągnęła dalej, wyjmując spomiędzy materiału sukni kolejne zawiniątko.

Domyślając się, że chodziło o małe sztylety, Siptah schował pod poduszką trzymaną do tej pory sakiewkę z monetami, wstając na nogi tuż przed kobietą. Zerkając do wnętrza komnaty i upewniając się, że na pewno nikt ich nie widzi, siostra Melity wcisnęła mu owinięte materiałem ostrza, nie odsuwając się o krok od niego, aby w razie czego ukryć swoim ciałem moment, gdy on sam chował je pod swoją suknią.

- Tantith, dziękuję Ci. Za to i za wszystko. - wyszeptał, ponownie łapiąc z nią kontakt wzrokowy.

- Nie ma za... co. - odparła z wahaniem, gdy najstarszy syn Setiego II odruchowo wystawił ręce do przodu, chcąc ją objąć, lecz opamiętując się, szybko je cofnął udając, że nic nie było. - Jeśli chcesz mnie przytulić, to lepiej zrób to teraz, póki jeszcze jesteśmy sami, bo potem może nie być już okazji. - wyszeptała, wzruszając niewinnie ramionami i sygnalizując tym, że nie ma nic przeciwko.

- Nie powinienem. - wymruczał w pierwszej chwili Siptah, jednak gdy już chciał zrobić krok w tył, Tantith zrobiła pół kroku w przód, sama lądując w jego wciąż otwarte ramiona. - Tan... Ech... Nie chciałem cię osaczać, bo... sama wiesz. - westchnął, przytulając ciepło i czule kobietę, co ona natychmiast odwzajemniła.

- Nie osaczasz. - odparła, powoli odsuwając się od Księcia i uśmiechając się do niego wesoło. - Oby wszystko się udało i żeby jak najszybciej udało Ci się Książe wrócić do domu i Waszej Książęcej rodziny, tam w Kemet. - dodała, powoli schodząc z balkonu. 

𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑

* Al-Nafūd / An Nafūd - Wielki Nefud, także Pustynia Czerwona – pustynia piaszczysta w północnej części Półwyspu Arabskiego na terytorium obecnej Arabii Saudyjskiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro