𒌋 ⋎⋎⋎ Przehandlowana umowa
Od jego rozmowy z Eszara-hamat i podsłuchania wyznania Tantith, minęły 3 dni. Tak jak zapowiedziała mu Królowa, nie naciskała na niego, cierpliwie czekając, aż sam do niej przyjdzie z decyzją. Siptah w tym czasie starał się ociągać, najdłużej jak tylko mógł. Wiedział, że sporo ryzykuje i wizyta Asarhaddona u swojej żony będzie oznaczała jego najprawdopodobniej śmierć, jednak nie dopuszczał do siebie myśli na zgodzenie się, na takie warunki umowy.
- Igra z ogniem. Jak wszyscy mężczyźni. - mruknęła Królowa Asyrii, przeglądając kolejne gliniane tabliczki.
Dziś humor jej wyjątkowo dopisywał dzięki wizycie jednego z kupców. Nie tylko ona, ale i pozostałe kobiety w pałacu tego dnia wzbogaciły się o nową biżuterią i tkaniny, a powiedzmy szczerze, która dama nie cieszyłyby się z tego?
- Mamo! Mamo! Patrz! - przybiegający do niej najstarszy żyjący syn Szamasz-szuma-ukin, wskazał na swój drewniany miecz do zabawy. - Wygrałem z bratem! Wygrałem! - śmiał się wesoło, podskakując w miejscu.
- Poszczęściło ci się! - odburknął jej drugi żyjący syn, strzelając w progu komnaty focha.
- Właśnie, że nie! -
- Właśnie, że tak! -
Przekrzykujące się dzieciaki, przerwały jej spokojny poranek. Patrząc w ciszy na dwójkę rodzeństwa, zauważyła po chwili stojącego za nimi Aszurnipala. Oczko w głowie Asarhaddona uważnie słuchało kłótni rodzeństwa, aby po chwili podejść do nich i bez ostrzeżenie wywalić na dywan.
Dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa kłótnia między nim a jego braćmi, Szamasz-szuma-ukinem i Szamasz-metu-uballitem. Wypuszczając powietrze Królowa Eszara-hamat gestem ręki nakazała przebiegającym służącym rozdzielić jej synów. Czasami brakowało jej tego, że żaden z nich nie był tak spokojny jak jej pierworodny syn, Sin-nadin-apli, który niestety umarł. Pozostała przy życiu trójka młodszych synów, na szczęście bawiła się spokojnie komnatę dalej. Gdyby i oni zaczęli rozrabiać, pękła by jej chyba głowa z hałasu.
- Nie macie przypadkiem lekcji? - zapytała, gdy jej synowie stanęli w ciszy przed nią. - Nauka w waszym wieku to podstawa. -
- Tak mamo. - mruknęli, kłaniając głowy i nieśpiesznie wychodząc.
Eszara-hamat odprowadziła ich wzrokiem, zerkając przy tym na swoje najmłodsze dziecko, jedyną córkę, która bawiła się po drugiej stronie pomieszczenia zabawką wraz z jej niańką. Jeśli Siptah pójdzie w końcu po rozum, już niedługo Szerua-eterat poślubi Ramsesa i stanie się Wielką Małżonką Królewską Egiptu w przyszłej dynastii. Z pozoru bezlitosne wyjście, tak naprawdę było dla dziewczynki bardzo korzystne. Pod względem kultury Asyryjskiej, najwięcej co mogłaby tutaj osiągnąć to małżeństwo z bratem lub innym wysokiej rangi urzędnikiem, natomiast w pustynnym kraju Siptaha, przy odrobinie szczęścia, mogłaby zostać nawet Faraonem.
- Wasza Wysokość. - pojawiająca się służka wraz z posłańcem, ponownie zakłócili jej dzisiejszy poranny spokój.
- Słucham? - szepnęła, gestem ręki zapraszając pod jej drugi szezlong na piętrze pałacu.
- Przynoszę wieści ze stolicy. - zaczął, kłaniając się w pasie.
Słysząc to, Królowa wygoniła będące z nią kobiety, zostawiając jedynie jedną, która bawiła się z jej córką. Wyciągając rękę za szezlong, wyjęła z niego woreczek ze złotymi monetami, którymi płaciła za informacje zasłyszane w stolicy i kraju.
- Mów. - ponagliła posłańca, rzucając mu parę monet zaliczki i widząc jak ten niespiesznie zbierał się do mówienia.
- Asarhaddon szykuje się na wyprawę na półwysep Synaj. Osobiście. -
- Tak coś czułam. Zawita tutaj? - zapytała, rzucając mężczyźnie kolejne monety.
- Nie planuje tego. Jest zajęty szukaniem zbiegłego Księcia. -
- Szuka go, a pewnie się gdzieś zabił, albo przekroczył granicę. - wzruszyła lekko ramionami. - Rozumiem, że mój mąż jest zajęty, ale miałam nadzieję zobaczenia go nie tylko na Akitu, ale też później. Jego synowie tęsknią za nim. - ciągnęła dalej, zmieniając temat rozmowy.
- Władca nie ma teraz czasu. Konflikt zaostrzył się na półwyspie Synaj. Słyszałem, że... - zaczął, urywając tym samym i podnosząc lekko oczy w górę na Królową.
Nie płacąc pierwszy raz za informację, Eszara-hamat rzuciła ponownie monetami, jednak widząc jak posłaniec oczekuje więcej, domyśliła się, że to co zaraz jej powie było naprawdę ciężkie do usłyszenia. Niechętnie, ale z przymusu, rzuciła mu cała sakiewkę, mówiąc ostro.
- Mów. -
- Słyszałem, że sam Faraon ma również przybyć na półwysep Synaj. Jeśli to prawda, dojdzie do największego starcia od kilku lat. -
Nastawiając uszu i mrużąc brwi, żona Asarhaddona złapała posłańca za język.
- Jak to ma przybyć? Faraon-Kobieta na polu bitwy? -
- Nie wiem Wasza Wysokość. Tylko tyle udało mi się ustalić. -
Nie mając ochoty na dalszą rozmowę, Eszara-hamat odprawiła posłańca, czekając na kolejnego ze stolicy, któremu zawczasu zapłaciła już z góry sakiewkę, za dowiedzenie się czegokolwiek wśród głównych generałów armii męża.
𒀝𒅗𒁺𒌑
Tego samego dnia, późnym popołudniem...
Dźwięk roztrzaskującego się glinianego naczynia, rozszedł się w ogrodzie. Oczy siedzących niedaleko Królowej dam dworu wśród których była też Melita, zwróciły się na pobladłą żonę Asarhaddona. Opamiętując się z szoku, machnęła ręką na klęczącego przed nią oczekiwanego o poranku posłańca, aby szedł za nią.
Wchodząc do jednej z komnat na parterze, nawet nie usiadła, każąc powtórzyć wiadomość.
- Faraon, przyrodni brat Amenmesse, żyje. To on go zabił. Według plotek z wojskiem przebił się przez stacjonujące kiṣru na granicy Egiptu z półwyspem Synaj, wyżynając je prawie całe. Asarhaddon właśnie tam wyruszył , wkurzony za to i chcąc na powrót przesunąć nasze granicę w głąb Egiptu. -
Robiąc coraz większe oczy, Eszara-hamat podeszła do półki i wyciągając z niej kolejną sakiewkę, rzucając ją mężczyźnie.
Jest źle! Brat Siptaha żyje, co bardzo mocno niszczy jej plany. Fakt, mogłaby zacząć z nim samym negocjacje o życie Księcia Egiptu, ale byłoby to o tyle niebezpieczne, gdyż na pewno doszłoby do uszu Asarhaddona, a wtedy ona i jeniec zostaną straceni. Nie licząc przy tym też tego, że Faraon Merenptah na wieść o swoim bracie, nie pozostałby bierny i mógłby wywołać jeszcze większą zawieruchę, niż teraz to robi. Asarhaddon planuje wojnę z Egiptem, ale gdyby ona ją rozpoczęła, to wciąż nie przygotowana do końca Asyria, mogłaby ponieść ogromne straty. Gromadzenie wojska i sam dojazd do półwyspu Synaj zajmuje sporo czasu, który ona musiała wykorzystać na swoją szansę.
- Nie było cię tutaj. - mruknęła, gdy posłaniec wychodził. - Ani słowa o tym nikomu. - dodała, gdy ten ukłonił się w geście szacunku.
Odczekując chwilę i uspokajając przyśpieszony rytm serca, Królowa Asyrii wrócił do ogrodu, nakazując Melicie przyprowadzenie do niej Siptaha. Natychmiast. Widziała strach w oczach jednej z bliźniaczek, ale olała go. Jeśli przypadkiem Książe dowiedziałby się o tym, że jego brat żyje i to on sprawuje wciąż władzę w Egipcie, kto wie co by mógł zrobić i jak zaszkodzić.
𒀝𒅗𒁺𒌑
Wchodząc do komnaty, Siptah odczuł dziwne uczucie, a kiedy Eszara-hamat zaczęła, że chciałby z nim pogadać o zmianie w ich umowie, ściągnął mocno brwi.
- A skąd taka gwałtowna zmiana zdania, u tak pewnej siebie i silnej kobiety jaką jest Wasza Wysokość? - zapytał łagodnym tonem.
- Dziękuję, za komplement. - szepnęła, kiwając głową. - Zaszły pewne okoliczności, które skłoniły mnie, do pójścia ci nieco na rękę. -
Będąc czujnym, brat Faraona ponownie zmrużył oczy. To nie było normalne, aby tak łatwo zmieniła zdanie chyba, że jej pójście mu na rękę wcale tego nie oznaczało, a wręcz przeciwnie.
- To znaczy? Jakie okoliczności? Asarhaddon umarł? - zażartował z tym ostatnim.
- Mój mąż ma się dobrze i zapewniam cię, że pożyje jeszcze długo, a jeśli nie chcesz, aby twoje życie się tutaj skończyło, lepiej więcej nie mów przy mnie takich bredni. - syknęła zła.
- W takim razie co sprawiło, że... -
- Dowiesz się, kiedy przekroczysz granicę z Egiptem. - wtrącając się, kobieta przerwała mężczyźnie pytanie.
Było to celowe z jej strony, aby nie mówić mu o bracie, ponieważ gdyby się dowiedział i pozwoliłaby mu opuścić pałac w Aszur, to w razie ewentualnego pojmania, ta wiedza mogłaby zadziałać na niekorzyść Asyrii. Jeśli jej mąż chciałby go pojmać, aby zażądać okupu, Siptah najpewniej by się zabił, aby do tego nie dopuścić i nie wkopać brata, który patrząc po tym co robi, a raczej czego nie żąda od Asyrii, najpewniej wciąż myśli, że on nie żyje. Obaj o sobie nie wiedzą, co jest bardzo na rękę jej ojczyźnie.
Tymczasem najstarszy syn Setiego II nieświadomy uzyskanej przez nią, sprzed parunastu minut wiedzy, popadał w coraz większą podejrzliwość i złość. Królowa ewidentnie coś wiedziała i to coś na tyle dużego, co zmieniło jej zdanie i zburzyło jej wewnętrzny spokój. Widział to w jej oczach. Na zewnątrz udawała jakby nic się nie stało, a wewnątrz panikowała.
- Gdzie jest haczyk? - ciągnąc dalej kobietę za język, Siptah zaczął swoją stanowczością i upartością oddziaływać z presją na żonę Asarhaddona.
Ona już była niezbyt stabilna, więc kiedy dostatecznie mocno ją przyciśnie, to w końcu mu się wygada. Lub każe zabić. Na tą ostatnią myśl i to ile razy obawiał się o swoje życie w Asyrii, mimowolnie się uśmiechnął z bezradności.
Nie czytająca w jego myślach Eszara-hamat, widząc jednak jego uśmiech, poczuła się jak w sidłach drapieżnika, który naśmiewa się z jej słabości.
- Podtrzymuję to, że masz milczeć o naszych rozmowach i wszystkim tym co tu widziałeś i słyszałeś. Czy będziesz tu w Asyrii, czy już w Egipcie, o ile dotrzesz tam jakimś cudem. Uznaj to jako odwdzięczenie mi się za to, że zaryzykowałam swoją reputację i przez cały twój pobyt tutaj czy w Niniwie, wspierałam cię sama lub przez moje służki bliźniaczki. - zaczęła, upijając wcześniej łyka wina z kielicha.
- To wciąż szantaż. Wiesz o tym? -
- Raczej wierzę w twój honor. - mruknęła, odstawiając kielich. - Po drugie pozwolę opuścić ci nawet dziś Aszur, ale na pewnych warunkach. Kiedy wrócisz do domu, przedstawisz moją córkę Szerua-eterat wśród swojej rodziny, jako kandydatkę do ożenku z Ramsesem. -
- Powiedziałem coś w tej sprawie. Nie będę planował mu życia. -
- Wiesz, czemu chcę tego ślubu? -
- Chcesz władzy w Egipcie i tronu Faraona. Nie chodzi ci jedynie o rozejm między krajami. - odparł twardo Siptah.
- Pragnę też przyszłości dla córki. Tutaj w Asyrii kobiety stoją zawsze pod mężczyznami. Weź więc pod uwagę to, jako rodzic z tego co wiem od Amenmesse dwójki synów, że każdy chce najlepszego dla swoich pociech. Dlatego nie zrezygnuję z tego małżeństwa. -
- Twierdzisz, że twojej córce poza ojczyzną będzie lepiej niż w niej samej przy matce? No to coś tutaj u was nie jest za dobrze. - opamiętując się, brat Merenptaha szybko zmienił drugą część zdania.
- Ty nic nie wiesz o kraju w którym się znalazłeś. - mruknęła jakby sama do siebie. - W takim razie, wychodząc stąd zaciągasz dług u mnie, o który upomnę się później. - dodała głośno.
Ona się ewidentnie spieszyła. Zbyt szybko uległa mu i aby nie dać tego pozorów, próbowała wpierw przekabacić go na swój pierwotny pomysł.
- Nie mogę obiecać, że spłacę dług. - próbując przycisnąć ją jeszcze bardziej, Siptah zaczął umyślnie udawać upartego.
- Będziesz więc nie honorowy w stosunku do mojej pomocy? Wiesz na pewno jak dużo ryzykowałam, aby się z tobą skontaktować, aby moje służki ci pomagały i aby cię tu teraz trzymać? -
- Jestem ci za to po części wdzięczny, ale zainteresowałaś się mną jedynie dla swoich celów. Nie z troski o moje bezpieczeństwo. -
- Dobrze, więc umówmy się inaczej. Wiesz już, że Shamiram i Ashurina zostały wysłane do Egiptu jako szpiedzy i miały za zadanie zajść w ciąże z Faraonem, a następnie was zabić. - zaczęła pewnie siebie, co zmyło uśmieszek z twarzy najstarszego syna Setiego II.
- I obie teraz nie żyją. Do czego dążysz? - zaczął, gdy przypomniało mu się jedno zdanie Shamiram. - W Egipcie jest jeszcze jedna Asyryjka. Jednak z wianuszka kobiet dworu Wielkiej Małżonki Królewskiej... - wymamrotał, otwierając szerzej oczy.
- Hoo, a więc wiesz o tym. - westchnęła jakby znudzona rozmową.
- Wiesz która to? - wyszeptał, a widząc rosnący, cyniczny uśmiech na jej ustach i niebezpieczny błysk w piwnych oczach, przełknął ślinę.
- Oczywiście, że wiem. Dziewczyna miała służyć pomocą tym dwóm siostrą (Shamiram i Ashurinie), ale ponieważ porobiło się co się stało, zdaje mi się, że dostanie nowe zadanie. Szkoda mi tylko twoich synów i bratanka. -
- Jeśli ona ich tknie... - warknął Siptah, wstając z krzesła i roztaczając wokół siebie prawdziwie krwiożerczą aurę.
- Spokojnie. Nie zrobi tego. Jeszcze. - zaśmiała się Eszara-hamat, oblizując usta z zadowolenia. - Pozwolę ci wyjść z Aszur, a ty w zamian za to nie piśniesz ani słowa nikomu o tej rozmowie i umowie. W zamian za otrzymaną ode mnie pomoc tutaj jaki i w Niniwie, przedstawisz moją córkę jako żonę dla twojego bratanka. Jeśli nie doprowadzisz do tego małżeństwa, każę będącej w pałacu Asyryjce zabić wszystkie dzieciaki, natomiast jeśli dojdzie do ślubu, powiem ci kim jest kobieta oraz jak wszystkie trafiły do waszej stolicy. Wkopię przy tym mojego męża, ale niech stracę. -
Zaciskając zęby ze złości, Siptah poczuł, że im bardziej się szarpie, tym Eszara-hamat zaciska mu mocniej niewidzialną pętlę na szyi. Mając do dyspozycji tak dużo kart, przyparta do ściany, po prostu sięgała po kolejną, pogarszając jego sytuację. Nie chciał się zgodzić, ale czując nikłą szansę na wolność i obmyślając plan dorwania owej Asyryjki w Memfis, nim ta zabije jego i brata potomka, koniec końców przystał na to.
- Zgoda. Coś jeszcze? -
- Tak. Po opuszczeniu progu pałacu, jesteś zdany tylko i wyłącznie na siebie. Będzie to moje zabezpieczenie się, ponieważ w razie gdybyś wpadł i moi ludzie byliby z tobą, zostałabym powiązana z całą twoją ucieczką. To samo tyczy się Melity i Tantith. Zostają tutaj i nie wolno im opuszczać z tobą pałacu. -
- Szkoda, że dopiero na sam koniec z czymś się oboje zgadzamy w pełni. - zaśmiał się głośno. - Nie oszalałem, abym ryzykował ich życie, po tym co dla mnie zrobiły. Poza tym, Asyria to ich dom... -
- Tantith i Melita nie są Asyryjkami z pochodzenia. - wtrącając się, Eszara-hamat pokręciła przecząco głową. - Są Fenicjankami. W pierwszych latach panowania mojego męża, zrównał z ziemią miasto Tyr w którym urzędował Król Fenicji, tym samym podbijając ją całą i włączając do Asyrii. Byłam wtedy niedawno po ślubie z Asarhaddonem i jako, że miałam jeszcze mały dwór dostałam dwie niewolnice na wychowanie i służbę. Zaprzyjaźniłam się jednak z nimi. Melita jak i Tantith były sumienne w swoich obowiązkach, mimo paru incydentów na początku. Jak widzisz obecnie mają dużo przywilejów i swobody i ... - ciągnęła dalej, kiedy Siptahowi minął pierwszy szok i przeklął nagle siarczyście.
- Ale ze mnie kretyn. - zawołał, kładąc sobie rękę na oczach i śmiejąc się.
Patrząc się na brata Faraona i słysząc jego głos, który wydawał się brzmieć jakby postradał rozum, Eszara-hamat w końcu nie wytrzymała.
- Co cię tak rozbawiło? -
- Moja głupota. - odparł od razu, zabierając rękę z twarzy, opowiadając o drobnej wymianie zdań po pierwszej nocy z Tantith.
𒀝
- Hehe, jakiś czas. Nie chciałam cię budzić. - śmiejąc się cicho, kobieta zakryła swoje usta palcami dłoni. Leżąc tak chwilę w ciszy, oboje przekręcili się na plecy, patrząc w sufit. Pomimo wielu pytań z każdej ze stron, nikt nie chciała zacząć. - To... to chyba nie był twój pierwszy raz z kobietą w łóżku? Strasznie byłeś niepewny w tym co robiłeś. - zaczęła w końcu jako pierwsza Tantith.
- Mam już konkubinę i dwójkę dzieci w Egipcie, więc to nie był pierwszy raz. W prawdzie nie wiem czy wciąż żyją, ale jakbyś ty zachowała się na moim miejscu, będąc jeńcem i gdyby to tobie dali nieznajomego... - zaczął, ale analizując dokąd zmierza jego wypowiedź, ugryzł się w język.
Co ona by zrobiła, gdyby to jej do łóżka dali kompletnie obcą osobę pod groźbą, aby doszło do zbliżenia, inaczej obie strony zostaną zabite? Kogo on próbuje oszukać? To wszystko jest tak bezsensowne, jak jakieś bagno rzeczne.
- Grałabym pozory, korzystając z szansy jaką ten nieznajomy mi da. Ocaliłabym swoje życie, a przynajmniej starałabym się ze wszystkich sił. - odpowiadając na niedokończone pytanie Księcia, Tantith obróciła głowę na niego. - Musisz spróbować. Graj, udawaj, okłamuj. Co masz do stracenia oprócz bezsensownego siedzenia i czekania na śmierć? - dodała szeptem, gdy brat Faraona również przerzucił na nią swój wzrok.
- Mówisz tak, jakby to było takie proste. Zauważ, że jestem tutaj na obcym terenie, wśród wrogiego kraju, nie znając żadnych panujących tutaj zasad i nie mający praktycznie żadnych praw. Uzależniony od widzi mi się władcy i tak naprawdę każdego tutaj. -
- Dlatego trzymaj buzię na kłódkę i zaufaj mi. Ja się wszystkim zajmę. Musisz grać ze mną, tak jak będę ci mówić. Nie masz obecnie innego wyjścia przy tym wszystkim. -
- Nie muszę chyba mówić, że zupełnie mi się to nie podoba? - mruknął Siptah, na powrót obracając się na plecy.
𒀝
- Jak ja mogłem jej to powiedzieć?! Gdybym zdawał sobie sprawę, że ona jest w tej samej sytuacji co ja, nigdy bym tego nie zrobił. Nie... nie tej samej. Ja mam szansę powrotu, natomiast ona już nie, bo jej ojczyzna nie istnieje. Ona żyje tutaj, na obcym terenie, przy wrogu jej kraju, ucząc się waszych zasad i kultury i odzyskując utracone prawa. Ja natomiast, z każdą chwilą proszę się i igram ze swoją śmiercią. -
- Dlatego to je wybrałam. Miałam dużo dam, które są mi wierniejsze i bliższe, ale ze względu na to, że wasza trójka jest właśnie w podobnej sytuacji uznałam, że dzięki temu lepiej się zrozumiecie i dogadacie. -
Kończąc się śmiać z własnej głupoty, Siptah podniósł cierpkie spojrzenie na piwne oczy siedzącej przed nim na szezlongu kobiety.
- To jest podłe. - oznajmił, na co Eszara-hamat wzruszyła ramionami.
Widząc w końcu jej prawdziwą naturę, twardo stąpającej po ziemi kobiety, żony samego Asarhaddona, która gotowa jest poświęcić absolutnie wszystko, zwłaszcza nie Asyryjczyków, żeby tylko osiągnąć swój cel, brat Merenptaha poczuł do niej czystą odrazę ale i coś, co w nikłym stopniu podziwiał. W tym kraju kobiety nie znaczą nic, więc jej działania były przejawem próby przeżycia i osiągnięcia czegokolwiek. Nie każdy ma to szczęście, aby urodzić się w takim kraju jak Egipt, gdzie płeć piękna jest szanowana. Tutaj albo będziesz szła po trupach innych, albo to oni będą po tobie chodzili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro