በበ Pułapka miłości
Takhat dawno nie spędziła tak przyjemnie całego dnia. Obiad u boku Faraona był miłym zaskoczeniem. Merenptah w połowie zaczął nawet żartować i parę razy dziewczyna musiała za jego namową brać kęsy prosto z jego ręki. Gdy prowokacyjnie oblizała delikatnie jego palec, Merenptah uśmiechnął się zadziornie, aby chwilę później składać pocałunki na jej delikatnych ustach. Obecni przy tym służący, odwrócili głowy, żeby dać parze odrobinę prywatności. Po skończonym obiedzie Faraon uznał, że powinni rozprostować chodź trochę nogi. Zgodnie z jego życzeniem, brunetka towarzyszyła mu podczas przechadzki po ogrodzie. Dopiero, gdy zaczęło się już ściemniać, ruszyli do pałacu.
- Co powiesz, na wspólną noc u mnie? - mruczał jej do ucha, idąc krok w krok z nią.
- Pewnie. Tylko czy na pewno mogę? Zawracam ci dziś głowę, prawie cały dzień. -
- O czym ty mówisz? Nie zawracasz mi głowy. - mówiąc to, Merenptah przytulił Takhat stając z nią na środku korytarza. -
Już otwierała uśmiechniętą buzię, żeby odpowiedzieć jak bardzo go kocha, gdy oboje usłyszeli kroki samego Wezyra Północy.
- Faronie. Za pozwoleniem. - szepnął, stojąc dość daleko i kłaniając się jednocześnie w pasie.
- O co chodzi? - mruknął Merenptah.
- Przybył nadzorca złożyć cotygodniowy raport postępu prac budowlanych. Ponadto prosi o zatwierdzenie kilku zmian odnośnie przeznaczonych nowych terenów pod uprawę zbóż... -
Faraon nie czekając aż Iumer skończy, westchnął głęboko zamykając oczy. Na jego gest Wezyr natychmiast ucichł mimo, że miał coś jeszcze do powiedzenia. Merenptah ewidentnie nie miał teraz najmniejszej ochoty na załatwianie spraw, które wcale nie były pilne. Takhat czując to spuściła głowę. Teraz to już na pewno nici ze wspólnej nocy. Gdy on pójdzie to załatwić, to nieważne jakby się spieszył, skończy pewnie późno w nocy i będzie zmęczony.
- Iumer, poproś mojego brata, aby przyszedł do mojej komnaty. - odezwał się w końcu młodszy syn Setiego II, prostując się i wbijając ponaglający wzrok w Wezyra.
- Oczywiście. Każę przygotować dla niego dodatkowe miejsce. - odpowiedział Iumer, ponownie się kłaniając i chcąc już odchodzić.
- Nie. Źle mnie zrozumiałeś. - zatrzymał go Faraon, zachowując wciąż poważną minę.
Zarówno Wezyr Północy jak i jego główna konkubina utkwili w nim pytające spojrzenia. Do czego on dążył?
- Faraonie, jeśli Książę przyjdzie, zabraknie ... -
- Nie zabraknie miejsca. - mówiąc to, na ustach Merenptaha pojawił się uśmiech, który próbował ukryć. - Przekaż mojemu bratu, że proszę go, aby zajął się tym na moim miejscu. Ja jestem teraz zajęty i do rana nie skończę. - dodał i nie wytrzymując, uśmiechnął się szeroko, zerkając na Takhat.
Dziewczyna na jego słowa, również zaśmiała się cichutko. Jednak, gdy zerknęła na osłupionego Wezyra, musiała przystawić rękę do ust, by kompletnie się nie roześmiać.
- Siptah jutro będzie mi marudził o to cały dzień. No cóż, to nie jest nic bardzo pilnego, a że jest zaznajomiony w temacie i często pomaga mi, kiedy jest zbyt dużo spraw, to będzie wiedział co robić. - wytłumaczył, obejmując brunetkę i ruszając z nią w przeciwnym kierunku do swojej komnaty. - Jeśliby mnie ktoś szukał, to niech idzie do mojego brata. - zawołał do Wezyra na odchodnym.
- Pięknie go wkopałeś. - skwitowała Takhat.
- Nic mu nie będzie. Są sprawy ważne i ważniejsze, a ja teraz nie mam ochoty siedzieć po uszy w papirusach, tylko zaszyć się z tobą gdzieś na całą noc. - kontynuował, spychając swoją konkubinę na ścianę i unieruchamiając jej ręce nad głową.
- A gdzie pójdziemy, skoro twoja komnata jest zajęta? Może do mnie? - zaproponowała, odchylając szyję i dając ukochanemu dostęp do niej.
Faraon od razu wykorzystał to, pozostawiając na gładkiej skórze soczyste malinki.
- Nie mam nic przeciwko. - wymruczał jak w amoku.
- Tylko ... tylko ... - jęknęła, gdy zaczął schodzić z pocałunkami coraz niżej, aż na jej obojczyki.
- Tylko ... - powtórzył, zastygając tuż nad jej mostkiem.
- Moje łóżko jest małe w porównaniu do twojego Faraonie, więc będziemy musieli być blisko siebie. Nie ma tam tyle miejsca, aby ganiać się po nim jak u ciebie. - zachichotała.
- Hehe ... - śmiejąc się Merenptah pokazał wręcz złowrogi uśmiech i patrząc prosto w bursztynowe oczy dziewczyny szepnął - Jakoś się zmieścimy. Po prostu nie będziesz mogła mi uciec. -
- Ani mi to w głowie, chcę być jak najbliżej ciebie. - odpowiedziała od razu, obejmując jego głowę i przytulając go do siebie.
Kiedy oboje dotarli do komnaty Takhat, Merenptah zaraz po wejściu przekręcił klucz w drzwiach blokując je, aby nikt im nie przeszkadzał. W tym czasie jego konkubina zaczęła ściągać sukienkę, a gdy zbędny materiał zsunął się z jej ciała, obróciła się do Faraona, zakładając sobie ręce z tyłu.
- Lepiej mnie nie kuś... - zażartował, ściągając w ruchu ubranie i dopadając do niej, złapał ją za policzki, wbił się jej w usta.
Kobieta natychmiast objęła go rękami za szyję i zaczynając kręcić na palcach jego czarne włosy, dała się zdominować czerpiąc radość z małej przepychanki językami. Faraon cały czas nacierając na nią, w końcu przechylił ich tak bardzo do tyłu, że brunetka straciła równowagę, lecąc do tyłu, na łóżko. Ciągnąc go za sobą, oboje wylądowali na miękkim posłaniu. Teraz będąc w miarę stabilnie ulokowanym, mężczyzna znów zszedł pocałunkami do szyi, a następnie błądząc językiem wzdłuż mostka zszedł, aż do pępka sprawiając, że Takhat jęknęła z przyjemności. Nie mając już w zasięgu jego włosów, położyła swoje ręce luźno pod głową. Nie zwalniając tempa Merenptah znów ruszył w górę do jędrnych piersi, doprowadzając dziewczynę do szaleństwa.
- Merenptah ... - wyjąkała jego imię, w którym zdawała się być zawarta prośba o więcej.
- Tak? - wyszeptał, bawiąc palcami jej twardniejącymi sutkami.
Ciało kobiety zareagowało znów falą podniecenia. Tym jednak razem, postanowił wyjść mu naprzeciw. Spuszczając ręce, przejechała nimi po jego nagiej klatce i docierając do męskiej przepaski trąciła ją palcami, zerkając przy tym na niego i przygryzając zalotnie wargę.
- Mogę? - zapytała starając się, aby jej ton głosu był jak najbardziej kuszący.
- Takhat, jesteś tego pewna? - odparł, czując jak buzujące w nim pożądanie, szukało drogi wyjścia.
- Tak, jestem pewna. - mruknęła, zsuwając jego przepaskę i odrzucając ją gdzieś na bok.
Oboje czuli jak ich ciała drżały z podniecenia, powodując przy najmniejszym dotyku iskrzenie. Korzystając ze zwrócenia na siebie całej jego uwagi, brunetka złapała się za męskie barki i zawieszając się pod nim, spróbowała przewrócić go na bok. Zaciekawiony jej pomysłem, Merenptah pozwolił na to w konsekwencji czego wylądował na plecach, a ona usiadła mu okrakiem na biodrach.
- I co teraz? - zapytał z nutką chrypy w głosie.
- Rozluźnij się. - rozkazała i sięgając po jedną ze swoich materiałowych opasek w pasie, położyła ją Faraonowi na oczach.
- Zamierzasz mnie zabić, że tak się czaisz? - zażartował, nawet nie podnosząc rąk do tkaniny, która odcięła mu wzrok.
- A co byś zrobił, jakbym odpowiedziała, że tak? -
- Wtedy miałbym problem. - mówiąc to, wyszczerzył zęby. - Poza tym, nie uwierzył bym ci. - dodał.
Przesuwając się nieco wyżej i upewniając się, że Merenptah może spokojnie oddychać, Takhat usiadła mu prawie na brzuchu. Pochylając się, podniosła lekko w górę jego głowę i delikatnie zawiązała materiał z jej tyłu, aby nie spadł. Nie polegając już na wzroku, każdy dotyk był niespodzianką dla niego. Nie mogąc przewidzieć, gdzie palce jego głównej konkubiny spoczną na nim, czekał z rosnącą ekscytacją, co dalej wymyśliła.
- Kochasz mnie? - zapytała, nachylając się i prawie złączając ich usta.
- Tak. - odparł czując jej oddech na wargach
- Ufasz mi? -
- Tak. - mruknął, chcąc ją w końcu pocałować, ale jej usta zniknęły gdzieś.
- Dasz mi tym razem zadowolić cię? - ciągnęła, z nutką rozbawienia w głosie, jak nie udało mu się jej dotknąć.
Merenptah otworzył buzię aby odpowiedzieć, gdy poczuł delikatny i mały palec na swojej brodzie, podnoszący całą jego głowę w górę. Instynktownie chciał złapać ją za rękę, ale wtedy dotarło do niego, czemu usiadła mu tak wysoko. Jej uda nie pozwalały mu podnieść rąk wyżej, niż do jej bioder. Czując rosnące napięcie, oparł tam drżące palce z umiarem naciskając na jej mięśnie ud.
- Będziesz leżał spokojnie? - drocząc się z nim, Takhat znów pochyliła się cała, tym razem dmuchając mu w ucho.
- Będę. - mruknął krótko i twierdząco.
Słysząc to, dziewczyna ugryzł z umiarem jego płatek, aby następnie schodzić jak on z pocałunkami na szyje, obojczyki i wysportowaną klatkę. Czując jak serce Faraona bije niczym galopujący koń, spuściła jedną z rąk, dotykając najcenniejszego dla mężczyzn miejsca, masując go powoli. Nie spodziewający się tego Merenptah, wciągnął ze świstem powietrze, napinając całe swoje ciało.
- Lotosie... - westchnął błagalnie
- Cii... - przedrzeźniła go, bawiąc się z nim w ciuciubabkę.
- Nigdy bym cię o to nie posądził... - zaczął, nabierając powietrza - Postawiłaś mi wysoko poprzeczkę. - dodał, uśmiechając się zadziornie.
- Dla mnie nie liczy się jak wysoko zawieszam ci poprzeczkę, ale to abyśmy spędzili razem cudowną noc. - szepnęła, składając całusa prosto na jego ustach.
Po raz kolejny, nie widząc co się działo wokół niego, Merenptah mruknął w jej usta, wzdrygając się przy tym.
- Jak tak dalej pójdzie, to się uzależnię od ciebie. - zażartował, gdy kobieta odsunęła się, zsuwając mu materiał z jednego oka.
- Ja chyba już to zrobiłam. - wyznała tak cicho, że Faraon nie był pewny, czy naprawdę to powiedziała, czy się przesłyszał.
Zsuwając tkaninę całkowicie z jego ciemnozielonych oczu, konkubina położyła się na jego klatce, czując jak uderza w nią od środka kompletne osłabienie. Mając wolne ręce, Merenptah przytulił ją do siebie, błądząc palcami po jej plecach.
- Śpiąca? -
- Nie. - odpowiedziała, podnosząc głowę w górę i patrząc się na ukochanego z entuzjazmem. - Zostaniesz na całą noc? -
- Tak. -
- A rano znów obudzę się sama? -
- Będę musiał wyjść z rana. Nie będę cię budzić. Śpij sobie ile chcesz, a jak wstaniesz to przyjdź do mnie. -
- Musisz naprawdę wstawać? - jęknęła udając focha.
- Hehe... lepiej, żebym wstał i poszedł do brata wysłuchać jego biadolenia o tym jak teraz musi siedzieć wśród papierów, niż żeby sam tutaj wpadł, szukając mnie. Nie jesteś już jego konkubiną, więc należy ci się trochę prywatności. -
Tak, była jego główną konkubiną. Kochała go całym sercem. Myślała nad tym, czy się przyznać do nocy z Księciem, ale koniec końców odrzuciła ten pomysł. Zbyt bardzo czuła się winna tego co się stało. Zresztą Siptah też nie był głupi i na pewno wie, aby nikomu o tym nie mówić. Jutro jeszcze z nim pogada. Niech ta wpadka z nim będzie po prostu zakończeniem ich łóżkowego życia. Takim pożegnaniem, bo będąc u boku Merenptaha nie zamierzała już nigdy wrócić do jego brata. To Faraona pokochała i jemu oddała się całkowicie.
𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭
Stała w jakimś dziwnym miejscu. Przed nią malowała się panorama Nilu i pól uprawnych. Rozglądając się, zauważyła ścieżkę. Nie wiedząc skąd się tutaj wzięła, ruszyła nią przed siebie. Słońce świeciło dziś łagodnie, wcale a wcale nie prażąc jej bosych stóp. Ile szła, nie wiedziała. Jedno było tylko pewne a mianowicie to, że była tutaj sama. Nil i pola zdawały się ciągnąć w nieskończoność, gdy nagle jej oczom ukazał się wyskakujący z trawy szczur. Zaskoczona tym widokiem, odruchowo rzuciła w niego kamykiem. Jej oczy otworzyły się szeroko, gdy zwierzę padło martwe na ziemię [57].
- Takhat! Takhat!! - niespodziewany krzyk, obudził ją gwałtownie.
Dziewczyna zrywając się z łóżka, ujrzała bladą Hekenuhedjet, stojącą w otwartych drzwiach. Za nią w progu stał Akhom i Samut, którzy również wyglądali na przerażonych, jednak gdy podnosząc się, zrzuciła z siebie okrycie uwidaczniając gołe piersi, strażnicy natychmiast odwrócili głowę w bok.
- Hekenuhedjet?! Co się stało?! - krzyknęła, zrywając się na równe nogi.
Konkubina Księcia nie mogąc zacząć mówić i dysząc ciężko, spojrzała silnie wystraszonymi oczami na brunetkę, dopiero po chwili wołając prawie krzykiem.
- Merenptah i Siptah chwycili za broń! Amunie... mój Horusie... miej nas w swojej opiece.... -
- Jak to chwycili za broń!? Co się stało?! Znów Rzymianie?! Asyryjczycy?! - wrzasnęła i łapiąc za sukienkę, przerzuciła sobie ją przez głowę ubierając się na szybko.
- Już bym to wolała! - pisnęła ciężarna wychodząc z konkubiną Faraona na korytarz przed jej komnatą.
- O czym ty mówisz? -
- Oni rzucili się na siebie! Takhat, straż nie wie co robić, jak ich rozdzielić, a jak tego nie zrobią, to się pozabijają! -
- Co... - szepnęła o dziwo spokojnie, chwiejąc się na nogach - Czemu ... - wydusiła po chwili - O co poszło!? - krzyknęła na Akhom i Samuta przyprawiając ich o dreszcze. Ci jednak przygryźli języki milcząc. - Hekenuhedjet?! - nie dostając odpowiedzi, zwróciła się do swojej przyjaciółki, która wciąż blada, stała obok niej.
- O ciebie. Nie wiem który zaczął, o co dokładnie poszło, ale wiem, że Faraon, chce zabić brata przez ciebie. - jęknęła.
- Że słucham!? - wrzasnęła tak głośno, że słychać ją było na całym korytarzu.
Czas zdawał się zwolnić, a wręcz zatrzymać gdy biegła boso na złamanie karku do jednego z wewnętrznych dziedzińców. Nic wtedy się nie liczyło, nikt nie mógł jej zatrzymać, nawet biegnący za nią Samut. Z sercem podchodzącym jej pod gardło, wpadła na korytarz prowadzący do dziedzińca. Po drodze zobaczyła kilka przerażonych kobiet, stojących pod ścianą. Tuż przed przedsionkiem usłyszała również krzyki.
Od razu poznała głosy. Merenptah i Siptah przekrzykując się i wyzywając, tłukli się nawzajem. Obaj trzymając w rękach Khopeshe, walczyli bez opamiętania. Straż, która zebrała się z boku, nerwowo stała w miejscu. Bali się podejść, aby jeszcze bardziej nie rozwścieczyć władcę. Byli w potrzasku. Nie mogli nic zrobić. Jak mieli rozdzielić Faraona i Księcia bez użycia siły?
- Ty jebany skurwy... - darł się Merenptah.
- Debilu! Ty idioto, mamy przecież wspólnych rodziców! - warknął Siptah, odskakując w bok.
- Inaczej, zarżnął bym cię na miejscu! - młodszy z braci tylko jeszcze bardziej się wkurzył i korzystając ze swojego zwinnego refleksu, doskoczył do Księcia.
Gdyby nie opóźniona i tak reakcja, która zatrzymała w połowie ostrze, Siptah straciłby głowę. Sytuacja stała się jeszcze poważniejsza, gdy na czystą podłogę zleciały krople krwi z ramienia Księcia, a chwilę później cała stróżka zalała mu przecięte ramię. Merenptah ewidentnie przewyższał brata pod względem zwinności i szybkości, jednak Siptah wciąż trzymał się pewnie, dzięki swojemu umysłowi przewidywania ruchów przeciwnika. Jednak na Faraona taka taktyka była ciężka, zważywszy na to, że nim najstarszy syn Setiego II zdołał przewidzieć ruch brata, musiał już reagować przez szybkość z jaką on się poruszał.
- Przestańcie! Co was napadło! - krzyknęła Hekenuhedjet, dobiegając dopiero teraz do przerażonej Takhat, oglądającej całe zajście.
Jednak jej głos nie przebił się do nich zupełnie przez ich wyzwiska. Odruchowo zrobiła krok do nich, jednak ręka brunetki zatrzymała ją.
- Nie podchodź do nich! Tną się bez patrzenia na innych, jeszcze ciebie zranią! - krzycząc to, wskazała na duży brzuch kobiety.
- Ale ... - zawołała patrząc na Takhat, która dopadając do strażnika obok, chwyciła za jego tarczę i rzuciła prosto w plecy Siptaha.
Książę obrywając od tyłu, zachwiał się wywalając na bok. Główna konkubina Faraona ruszyła natychmiast do przodu, stając na wprost biegnącego Merenptaha. Ten jednak będąc już do końca wściekłym, podniósł na nią rękę z Khopeshem i gdyby nie reakcja strażnika Hekenuhedjet, który chwytając tarczę rzuconą w Księcia i stając z nią pomiędzy dziewczyną, a władcą, brunetka zostałby trafiona bronią. Faraon miał jednak bardzo dużo siły i nawet stojąc z tarczą, Akhom zachwiał się pod wpływem zderzenia jej z mieczem.
- Przestańcie obaj natychmiast! - wydarła się konkubina Księcia, dopadając do Siptaha i przyciskając mu ramiona w dół, obrzuciła go błagalnym i załzawionymi spojrzeniem. - Mogłeś ją zabić! - krzyknęła w stronę drugiego z braci, patrzącego wrogo w oczy jej strażnika.
Osobisty służący konkubiny Księcia czując wzrok śmierci, spuścił głowę na dół wraz z tarczą. Teraz spojrzenie Merenptaha padło na siedzącą za nim Takhat, która trzęsła się ze strachu. To nie był już wzrok jej ukochanego Farona. W tym momencie jego wzrok mógłby ją zabić. Dosłownie.
- Mer...Fara... - wyjąkała, trzęsą się coraz bardziej
- Mogłeś ją zabić! Oszalałeś!? - tym razem głos zabrał Siptah, wstając od Hekenuhedjet.
- Mogła znów się nie pchać gdzie nie trzeba! - wydarł się Faraon, ściskając w ręce Khopesh.
- Przecież ci tłumaczę... - nie odpuszczając, Książę zrobił krok w jego stronę.
- Zamknij się! - wydarł się, widząc to.
- Co się dzieje? O co wam poszło? - szepnęła w końcu Takhat, wstając na nogi
- O co? O co? I ty się jeszcze pytasz o co?! - krzyknął Faraon. - Robisz ze mnie debila?! -
- Nie... nie robię ... - jęknęła.
- Właśnie, że robisz! Miło ci było?! Co? Miło się bawiłaś z nim! - syknął, wskazując bronią na brata. Takhat spojrzała na Siptaha, a gdy wróciła wzrokiem na wcielenie Horusa, z jej oczu poleciały łzy. On już wie. Wie, że spała z nim. Tyle przeszło jej przez głowę. - Wiem o wszystkim! - wydarł się.
- Takhat była wtedy moją konkubiną,... - próbując ratować jeszcze sytuację, Siptah wciął się w ich rozmowę.
- Nie tak się umawialiśmy! -
- Przestań być wściekły o to, że Takhat ze mną spała! Nie pierwszy raz dzieliliśmy się kobietami! -
- Zaraz cię zabiję. Przysięgam! W nosie mam, że jesteś moim bratem! Pieprz się z różnymi kobietami! Mam to gdzieś! Ale nie z nią! A ty! - Merenptah wskazał na Takhat, stojącą we łzach. - Mam to gdzieś ilu mężczyzną się oddałaś nim tutaj trafiłaś, mam to gdzieś, że oddałaś się nawet mojemu.... jemu! Ale nie daruję ci, że zrobiłaś to wbrew mojemu zakazowi i jeszcze po tym, jak przed wyprawą jasno oświadczyłem swoje stanowisko do ciebie! Jasno powiedziałem, że cię kocham! A ty przez ten cały czas od mojego powrotu .... Aaaa! - drąc się, Faraon rzucił Khopesh w bok tak mocno, że wbił się w stojącą obok kolumnę.
Dziewczyna mimowolnie cofnęła się do tyłu. Młodszy z braci splunął w bok, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Wszystkie stojące mu na drodze osoby pośpiesznie uciekły. Nikt nie chciał teraz podpaść władcy, gdy nawet jego sama główna konkubina o mały włos nie straciłaby głowy.
𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭
[57] Sennik egipski zawiera aż 108 interpretacji różnych snów i opis 78 różnych aktywności i emocji, które w snach się pojawiają. Przykładowo:
Szczur - biegnący szczur to oznaka zagrożenia, szczur w pułapce - zdrady. Zabicie szczura to z kolei kłopoty w miłości, a strach przed nim - obawa przed podjęciem decyzji. Nieżywy szczur oznacza natomiast, że trzeba podjąć decyzję zgodnie ze swoim sumieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro