Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⋎⋎ Wysłannik spod ziemi

Kiedy każde z prowizorycznych obozowisk było na wykończeniu, a wszystkie konie napojone spokojnie skubały swoją rację żywnościową, do miejsca ich postoju podjechała równie duża grupka co ich. Siptah na ich widok, zgrzytnął zębami, widząc dwie i pół kompani egipskiej i dwadzieścia trzy rydwany. Wśród powitania i rozmów, Książe zobaczył wóz podobny do tego, w którym siedział z tą różnicą, że w środku niego było kilka martwych kobiet, które widocznie nie przeżyły podróży. Na ich widok, brat Faraona poczuł jak krew gotuje mu się w żyłach.

- A co my tu mamy? - Yail podchodząc do wozu z martwymi kobietami, uciszył wszystkich dookoła.

- Mała danina z jednej z przygranicznych wiosek egipskich. Niestety jak widać, tylko... - mówiąc to będący przy wozie żołnierz wyciągnął siłą za rękę, jedną z leżących tam kobiet. - ...ona przeżyła. - dodał, próbując utrzymać szarpiąca się dziewczynę.

- Pogrzebać resztę. Nie potrzebujemy tutaj hien. A tę zamknij z nim. - wydając polecenia, prawa ręka Amenmesse wskazała za siebie, prosto na swój wóz-klatkę z Księciem.

Siptah oparty wciąż plecami o jedną ze ścianek, śledził na przemian Yaila wydającego kolejne rozkazy przybyłym ludziom oraz żołnierza, który bez delikatności ciągnął do niego spanikowaną dziewczynę. Gdy znaleźli się już przy jego więzieniu, mężczyzna otworzył klatkę i popychając swoją ofiarę, zmusił ją do wejścia do środka. Przez małą wysokość celi, która nie pozwalała na stanie na nogach, kobieta jedyne co mogła zrobić to wyprostować się na klęczkach, wbijając zapłakany wzrok w swojego oprawcę wraz z wiązką przekleństw.

- Zamknij się szmato! Kobiety głosu nie mają! - tracący już cierpliwość żołnierz zamknął na powrót celę i odwracając się na pięcie, odszedł do reszty swoich kompanów.

- Trzymaj się ode mnie z daleka! - Siptah śledząc wzrokiem odchodzącego człowieka, szybko obrócił głowę na nieznajomą, która drżąc ze strachu, skuliła się w przeciwległym kącie klatki.

Jej wzrok i słowa skierowany jeszcze chwilę temu do prześladowcy, teraz w całości zostały skupione na Księciu Egiptu.

- Dobrze... - nie wiedząc jak zacząć z nią rozmowę, Siptah mruknął jak najbardziej spokojnie.

- Ja nie żartuję! Dotknij mnie a wydłubię ci oczy i... i... ! -

- Nawet gdybym chciał, może nie zauważyłaś, ale nie miałbym jak. - przerywając jej kolejną falę wylewu wściekłości, którą zrozpaczona kobieta obrzucała już każdego, brat Faraona obrócił się lekko w bok, pokazując swoje związane za plecami ręce.

Zatrzymując wzrok na linie i jego obdartych pod nią aż do krwi nadgarstkach, nowa towarzyszka niedoli ucichła kompletnie. Nie chcąc spowodować kolejnego napadu złości czy paniki u niej, on sam również przestał mówić, na powrót poprawiając się i opierając się plecami o drewniane pręty klatki.

- Ciebie też złapali? - wyszeptała niepewnie, patrząc prosto w czarne oczy Księcia.

- Jak widać. - szepnął. - Jesteś z granicznej wioski? -

- Małego miasteczka. To znaczy było to małe miasteczko, ale po pojawieniu się ich, Asyryjczyków, nic z niego nie zostało. -

A więc to tak. Amenmesse oprócz przekupionych egipskich żołnierzy, pomagali też asyryjscy. Uświadamiając to sobie, Siptah zacisnął swoje zdrętwiałe palce w pięść. Zerkając na chodzących wszędzie żołnierzy, przez jego umysł przeleciało nie jedno przekleństwo na nich i jego przyrodniego brata. Gdyby Merenptah żył i dowiedział się o tym, to rozpętałby prawdziwą wojnę tu i teraz z samą Asyrią. To było coś niewybaczalnego, aby przybrany ale jednak pretendent do tytułu Faraona wspomagał swoje działania zagranicznym wojskiem.

- Ty też jesteś z granicy? - głos siedzącej z nim dziewczyny, wyrwał go z zamyślenia. - Jesteś z armii Egipskiej? Wyglądasz jakbyś dużo przeszedł... - wymamrotała niepewnie ostatnie zdanie, ostrożnie badając go oczami od stóp do głowy. 

- Nie do końca. - odparł w pierwszej chwili, nie wiedząc czy aby na pewno dobrym pomysłem jest chwalić się na prawo i lewo kim tak naprawdę jest. Jednak patrząc w jej zaczerwienione oczy z których w końcu przestały płynąć łzy, skarcił się w myślach. - Jestem najstarszym synem poprzedniego Faraona Setiego II i bratem obecnego... to znaczy, starszym bratem Faraona Merenptaha. - gryząc się w język, Siptah szybko zmienił słowa.

Jak mógł powiedzieć obecnego? Przecież to Amenmesse jest obecnym Faraonem, a jego rodzony, młodszy brat nie żyje.

- Zaraz... jesteś... Księciem Egiptu?!! - kobieta podciągając pod siebie nogi, prawie krzyknęła z zaskoczenia.

- Tak. - potwierdził, kiwając głową, przez co zamknięta z nim dziewczyna zerwała się, składając głęboki pokłon, kładąc swoje czoło aż na drewnianej podłodze wozu.

- Książe, błagam Cię o wybaczenie mojego zachowania. Ja nie zdawałam sobie pojęcia z kim rozmawiam... -

- Nie, nie. Przestań. Nic się nie stało. Usiądź, pogadajmy, bo oboje jesteśmy w tej samej sytuacji. - zawołał brat Faraona, chcąc dotknąć ją w głowę, ale skrępowane ręce natychmiast mu to uniemożliwiły.

Kobieta nie będąc pewna, czy może sobie pozwolić na siedzenie na równi z samym Księciem Egiptu, który tak naprawdę powinien być Faraonem, gdyby nie wyniesienie przez ich poprzednika jego młodszego brata, niepewnie podniosła oczy na niego. Widząc jednak jak zachęca ją przyjaźnie ruchem głowy, podniosła się na kolana.

- Jak masz na imię? - zapytał, nim ona sama zdążyła usiąść wygodniej.

- Rasha[4], Wasza Książęca Wysokość. - mówiąc to, zawiesiła wzrok na jego ramionach. - Jeśli Książe pozwoli, pomogę... - zaczęła, kierując się do Siptaha z zamiarem rozwiązania go, lecz pojawiający się znikąd żołnierz, uderzył w klatkę kijem, przez co oboje w niej podskoczyli z zaskoczenia. 

- Ty kobieto! Trzymaj swoje rączki przy sobie! Nie waż mi się go rozwiązywać bo cię inaczej zabiję i dołączysz do swoich towarzyszy tam w dole! -

- Wy barbarzyńcy! - krzyknęła, czując jak nowa fala złości ją zalewa. Otwierając usta, już chciała dodać więcej, jednak czyjś łagodny głos jej przerwał.

- Rasha, odpuść. W porządku. - szepcząc cicho, Siptah dał jej znać, żeby nie zrobiła nic głupiego.

Mimo, że niewiele teraz mógł zrobić i najchętniej pozbyłby się tych lin już dawno, to obiecał sobie tego nie robić kosztem nawet zwykłej Egipcjanki. Chociaż w taki sposób spróbuje jej pomóc, aby Asyryjczycy ją nie zabili z miejsca za to.

- To nie w porządku! Oni nie powinni cię tak traktować Wasza Książęca Wysokość! - oburzyła się cicho Rasha, gdy ponownie zostali sami.

- Nic na to nie poradzisz. Asyryjczycy są wojowniczym i agresywnym ludem. Dla nich to coś normalnego traktować jeńców jak dzikie zwierzynę. -

- Więc i mnie czeka śmierć, albo los ich niewolnicy? - pisnęła, kulając się w rogu klatki. Nie znajdując żadnych słów pocieszenia, Siptah odchylił głowę w tył, wypuszczając ciężko powietrze. - Książe, wszystko w porządku? - zaniepokojona jego gestem, Rasha ponownie utkwiła w nim swój wzrok. - Jesteś cały blady... -

- To ze zmęczenia. - mówiąc połowiczną prawdę, oblizał nieznacznie swoje usta. - Powiedz mi Rasha, wiesz co się dzieje teraz w Egipcie? - nie chcąc przyznać się, że jego stan wiąże się również z głodówką, brat Faraona spróbował zmienić temat.

- Ma Wasza Książęca Wysokość na myśli atak na Faraona podczas Achet? -

Na to pytanie, Siptah poczuł ciarki na plecach i ponownie uczucie zaciskania się sznura na swojej szyi. Nie mogąc się wysłowić, kiwnął tylko głową, aby dziewczyna mówiła dalej. Skoro po Achet został kompletnie odcięty od informacji przez Amenmesse, to może dowie się cokolwiek od niej, chodź szczerze wątpił, żeby było to cokolwiek istotnego.

- Nie wiem zbyt wiele. Podczas Achet słyszałam, że Faraon został zaatakowany i od tego czasu nie pokazywał się już na oczy. Chodzą plotki, że zginął wtedy. Potem pojawili się żołnierze egipscy i oni. - mówiąc to, wskazała na asyryjskie wojsko brodą. - Z początku tylko przynosili rozkazy i obwieszczenia od nowego Faraona, waszego brata, ale potem zaczęli ściągać haracz, zabierać dzieci i kobiety, bić mężczyzn, aż wczoraj nie wiadomo czemu zrównywali z ziemią każdą z osad i mniejszych miasteczek przy granicy z półwyspem Synaj. -

- Faraon wtedy został zabity. - mówiąc to najstarszy syn Setiego II odwrócił wzrok w bok od osłupiałej kobiety. - Brat, który został nowym Faraonem to nasz przyrodni brat. To właśnie on zabił Faraona. To on niszczy nasz kraj. -

- Bogowie miejcie nas w swojej opiece. - załamując ręce, Rasha spuściła głowę w dół, chowając twarz w kolanach.

Przez najbliższe kilkanaście minut oboje milczeli przyglądając się chodzącym żołnierzom, którzy rozpoczynali wieczorny posiłek. Tak jak zakładał Siptah, nie trzymali ich tutaj aby umarli w tej klatce, dlatego im również przyniesiono coś do jedzenie, co miało zapewnić im jedynie przeżycie. Rasha od razu zaoferowała, aby Książe wziął też i jej małą porcję, lecz po krótkiej słownej batalii, zgodziła się zjeść swoje. Zanim jednak to się stało, pomogła bratu Faraona, którego Asyryjczycy wciąż nie pozwalali rozwiązać. 

𒀝𒅗𒁺𒌑

Spędzili w tym prowizorycznym obozie jeszcze kilka godzin, zbierając się w środku przyjemnie chłodnej nocy w dalsza drogę. Sądząc po ich zachowaniu oboje zrozumieli, że Asyryjczykom zależało na czasie i jak najszybszym dotarciu do celu.

Dzisiejsza trasa którą przebyli do samego południa różniła się od dotychczasowej. Teren piaszczysty zmieniał się w skalny i coraz bardziej górzysty. Z tego co kojarzył Siptah ze swoich nauk w pałacu, na środku półwyspu Synaj znajdowało skaliste wzniesienie, otoczone piaskiem od strony Egiptu, a od strony Asyrii skalistą pustynią. Ich kolejny postój miał miejsce w mieście Nachl, leżącym praktycznie na środku półwyspu. Zatrzymując się i dając odpocząć koniom oraz ludziom od upału, spędzili tam znów parę godzin. Tak jak i poprzednim razem, tak i tym więźniowie dostali coś do jedzenia oraz jeden skórzany bidon z wodą.

Pomagając Księciu zjeść i napić się, Rasha stała się obiektem pośmiewiska żołnierzy asyryjskich, których bawiła cała ta sytuacja. Ruszając w kolejną drogę, na wóz zostało naciągnięte więcej tkaniny, aby oboje nie padli z powodu udaru popołudniowego słońca, ponieważ ich kolejny postój był zaplanowany dopiero pod wieczór, w mieście portowym Ejlat nad zatoką Akaba. 

𒀝𒅗𒁺𒌑

Podczas wieczornego postoju nad zatoką Akaba, Siptah opadł zmęczony i zasypiając powierzył swój los towarzyszącej mu dziewczynie. Podczas ich wspólnego czasu dla otuchy umówili się, że gdy jedno będzie spać i regenerować siły, drugie będzie nad nim czuwać. Teraz, gdy ona sam przespała kawałek drogi podczas popołudnia, bez sprzeciwu została na czuwaniu, gdy Książe Egiptu spróbował się zdrzemnąć. Nic nie zapowiadało chaosu, który miał wkrótce nadejść.

Tuż po zachodzie słońca, gdy Atum został połknięty przez Nut, a świat zaczynał otulać się czernią, Siptaha obudził damski krzyk. Zrywając się, zdążył tylko zobaczyć jak jeden z Asyryjczyków wyciągnął kobietę z klatki i zamykając ją za sobą, ciągnął w pobliże jednego z ognisk, przy którym siedziało więcej żołnierzy.

- Dawaj ją tu! -

- Haha jaka gazela haha! -

- Trzymaj ją mocno, bo ci jeszcze ucieknie! Haha! -

Krzyki i zachęcanie innych podsyciło tylko panikę kobiety. Krzycząc i szarpiąc się próbowała się oswobodzić z szorstkich rąk oprawcy.

- Puść mnie! Błagam cię! Zostawcie mnie! -

- Cii, cii, cii, cichaj, cichaj. - szepcząc jeden z siedzących przy ognisku mężczyzn, zrobił jej miejsce obok siebie. - Chodź, zabawimy się. Noc taka chłodna, a nam się nudzi. -

Siptah siedząc w klatce kawałek dalej, spróbował po raz kolejny odruchowo wyjąć ręce z więzów, lecz na nic to się zdało. Nie mając nad niczym kontroli, próbował coś wykombinować, gdy kątem oka dostrzegł idącego niedaleko prawą rękę Amenmesse. Nie zastanawiając się dłużej, postawił wszystko na jedną kartę.

- Yail! Yail! - zwracając na siebie jego uwagę, brat Faraona przysunął się na klęczkach do drewnianych prętów. - Ona wam nic nie zrobiła! Dajcie jej spokój. Mało już się wycierpiała?! -

- A co to? Książe wstawiający się za jakąś pospolita Egipcjankę? Gdzie się podziała twoja... -

- To teraz nie ma znaczenia. - przerywając mu, Siptah zerknął na szarpiącą się już na kolanach jednego z Asyryjczyków kobietę. - Oni ją zgwałcą albo zabiją. Nie dość już straciliście niewolników? Miej chodź trochę sumienia... -

- Czego? Sumienia?! - wybuchając śmiechem, Yail zwrócił uwagę wszystkich na sobie. - A czy wy, Egipcjanie i twoja rodzina mieliście sumienie w stosunku do moich współbratymców? -

- Nie rozumiem... - zastygając w osłupieniu, Książe utkwił swoje czarne oczy w brązowych oczach mężczyzny. - Jeśli chodzi ci o wojny, tutaj na półwyspie Synaj to... -

- Nie chodzi mi o wojny, a o zabicie Ahat-abisza, ciotki naszego króla! -

- Ahat-abisza? - wciąż nic nie rozumiejąc, Siptah zmarszczył brwi.

- A no tak, przecież przybywając do was, zostało nadane jej nowe imię Imtithal [5]. Teraz ci to coś mówi? - szydząc w twarz brata Faraona, Yail uśmiechnął się gorzko widząc jego rosnący szok.

Imtithal. To imię doskonale znał, ponieważ tak nazywała się jedna z konkubin ich ojca. Owa konkubina została zabita w młodym wieku, będąc w ciąży... z Amenmesse.

- Amenmesse kazał mścić się za swoją matkę?! Czy ty masz pojęcie, co tak naprawdę zaszło w Egipcie?! - podnosząc głos, Siptah oparł swoje czoło o drewniane kije ścianki swojego więzienia.

- Wiem więcej niż możesz sobie wyobrazić. - sycząc, Yail również zbliżył się jeszcze bardziej do klatki, nie spuszczając Księcia Egiptu z oczu.

Widząc jak ,,dwa koguty'' zabijają się nawzajem wzrokiem, żołnierze wrócili do swojego zajęcia. Bawiąc się kosztem Rashy, przewrócili ją na plecy, zaczynając zdzierać z niej jej sukienkę.

- ZOSTAWCIE MNIE! Błagam was! Puśćcie mnie! Książe ratunku! Błagam pomóż mi!! -

Siptah odwracając jako pierwszy wzrok na leżącą pod jednym z Asyryjczyków dziewczynę, zagryzł swoją wargę, aż do krwi. Ostatni raz czuł się tak bezsilny, gdy trzymając Takhat w rękach, z wbitą w jej plecy strzałą patrzył na brata, który wykrwawił się na ich oczach na śmierć.

- Yail każ ją puść! Ja.. - zaczął, gdy nagle w powietrzu rozniósł się upiorny dźwięk, przypominający połączenie wycia szakala i płaczącego dziecka.

Nieprzyjemne uczucie strachu, zagościło u wszystkich. Zastygając w bezruchu każdy zaczął rozglądać się po okolicy, gdy kawałek dalej na jednym ze skalnych kamieni, pojawiło się coś dziwnego. Owe zwierzę było całe czarne jak smoła i wielkości dorosłego okapi. Wszystko to by się zgadzało, gdyby głowa owego zwierzęcia nie była dziwnie zdeformowana. Patrząc na nią nikt nie mógł określić, czy była to głowa szakala, czy antylopy. Przerażająca chimera skupiła swój wzrok bezpośrednio na obozowisku, a widząc w nim ludzi, ponownie podniosła swoją głowę przeraźliwie wyjąc.

Widząc niebezpieczne i nieznajome zwierzę, żołnierze chwycili za swoje łuki. Asyryjczyk siedzący nad Rashą, również zaprzestał zabaw z nią i zaciągając ją pod klatkę, zwyczajnie wepchnął ją z taką siłą, że dziewczyna wylądowała na Księciu.

- Wasza.. ja... - trzęsąc się cała, kobieta odskoczyła w bok, ocierając swoje łzy i naciągając nadszarpniętą u jej końców suknie.

- Jesteś cała? - Siptah ignorując to nad czym nie miał kontroli, skupił ją całą na współwięźniarce.

- Tak... Czy, czy to jest Set [6]? Przywołałeś Seta?! - pisnęła, wskazując z wnętrza klatki na dziwne zwierzę.

Patrząc również w tamtą stronę, brat Faraona przełknął ślinę. To było jakieś nieporozumienie... Jakim cudem ON, uosobienie samego Bóstwa Chaosu zjawił się tutaj?! A może to sprawka Merenptaha, który miał po części największy kontakt z Bóstwami ze wszystkich ludzi? Czy to on z zaświatów mógł kazać go zesłać na ratunek jemu i jej?

- Pochodnie! Rozświetlić obszar! - Yail biegając od jednego miejsca do drugiego, angażował każdego żołnierza do możliwej walki z tym czymś.  

Pogłębiająca się noc tylko pogarszała sprawę, gdyż z każdą chwilą czarne stworzenie zlewało się z coraz to większym mrokiem, aby niespełna parę minut później, zupełnie zniknąć wszystkim z oczu. Podczas, gdy Asyryjczycy rozświetlali pochodniami i nowymi małymi ogniskami przestrzeń wokół obozowiska, Siptah usłyszał coś dziwnego.

,,Wysłannik Ereszkigal '' - tak nazywali to stworzenie wszyscy Asyryjczycy.

Kim była Ereszkigal, ani on, ani Rasha nie mieli pojęcia, jednak jedno było pewne. Tak samo jak u Egipcjan strach budził Set, tak u nich przerażenie budziła prawdopodobnie ich Bogini, a raczej jej wysłannik.

Tej nocy, aż do północy nikt nie zasnął. Postawione w stan gotowości wojsko, czując obecność dziwnego stworzenia ukrytą w mroku, odetchnęło dopiero, gdy cała armia ruszyła w dalszą drogę, oddalając się od tego miejsca. W trakcie ich dalszej podróży udało się jednak wdać Księciu Egiptu w dyskusję z jednym z żołnierzy, który w dość niemiły sposób wytłumaczył im kim jest Ereszkigal [7], przy okazji zwalając całą winę za pojawienie się jej wysłannika na Siptaha, jako iż był bratem ,,Przeklętego przez Seta Faraona''.

Zmęczona tym wszystkim i przerażona Rasha podczas kolejnych godzinach jazdy w mroku w końcu odpłynęła, kładąc swoją głowę na ramieniu Księcia, który sam zaproponował, aby położyła się przy nim, żeby chodź trochę poczuła się bezpieczniej. Gdyby któryś z żołnierzy znów spróbował ją wyciągnąć, Siptah miał chodź małą nadzieję na stanięcie w jej obronie. Siedząc tak w bezruchu i nie mogąc z nikim pogadać, ani przyglądać się okolicy przez panujący mrok, w którym jedyne co było widoczne to jeźdźcy z pochodniami w dłoniach, brat Faraona zawiesił swój wzrok w górę, na gwiazdy. Zapatrzony w lśniące punkty na czarnym tle, dał swoim myślą pognać do Bóstwa nieba i opiekuna wszystkich Faraonów - Horusa.

- Miej w swojej opiece Egipt. - szeptając wręcz niesłyszalnie dla kogokolwiek, sunął wzrokiem od jednej z gwiazd do drugiej. - Miej w opiece przyszłych Faraonów, mojego bratanka Ramsesa, jego matkę Wielką Małżonkę Królewską, moich synów i Hekenuhedjet. - prosząc, Siptah przymknął powieki czując zbierającą się pod nimi wilgoć.

,,O wielki Ozyrysie, Panie śmierci i odrodzenia, miej w swej opiece i mojego młodszego brata Merenptaha''

𒀝𒅗𒁺𒌑

Sunąc wzrokiem po rozpostartym nad głową niebem, swoje oczy zatrzymała na trzech gwiazdach tworzących tak dobrze jej znany pas, według którego zostały postawione jedne z największych trzech piramid w Gizie. Nie zwracając uwagi na kończącą się wypalać świeczkę stojącą obok niej, ani na chłód okrywający ramiona, kobieta trwała tak w bezruchu z uniesioną głową w górę. Jedna, mała kropla wypłynęła z oka, rozmazując w tamtym miejscu makijaż i lecąc w dół, zostawiła mokry ślad na całym jej policzku. Dopiero gdy zawisła na jego końcu, została ściągnięta przez jej smukłą dłoń.

Przychodziła popatrzeć na gwiazdy co noc, codziennie od tamtego dnia. Co noc łudziła się, że był to jeden wielki koszmar, z którego zaraz się obudzi, lecz z każdą kolejną chwilą rozumiała jak bardzo próbuje samą siebie okłamać. Najpierw myślała, że straciła na zawszę męża, lecz gdy ten wrócił i wszystko zaczynało się układać, spadła na nich wszystkich wiadomość o kolejnej śmierci.

- Wasza... - szepnęła niepewnie stojąca w progu balkonu jedna z wielu jej służących.

- Śpią? Dzieci? - zapytała, obracając się przodem do służki i biorąc do ręki świeczkę, ruszyła do środka.

- Tak. - mówiąc to, dziewczyna klęknęła składając pokłon swojej Pani. - Za pozwoleniem... - podchodzące kolejne służki już chciały zabrać jej świeczkę, lecz ona delikatnym ruchem dłoni, odprawiła ich.

- Chcę zostać sama. - nie zwalniając kroku i zostawiając za sobą wszystkie kobiety, Wielka Małżonka Królewska wyszła na korytarz.

Dwa dni temu, kiedy jej mąż wrócił do pałacyku, gdzie czekała na niego z dziećmi i kobietami z haremu, nie spodziewała się usłyszeć od niego takich wieści. Strata Siptaha, jej kochanka była tak bolesna, jakby ktoś wyrwał jej pół serca. Zresztą nie tylko ona cierpiała. Hekenuhedjet również odczuwając to, z każdym kolejnym dniem zdawała się gasnąć w oczach. Jedyne co ją jeszcze podtrzymywało, była to rola matki dwójki dzieci, dla których musiała być silna.

Była jednak jeszcze jedna osoba, którą dotknęło to bardzo i która ledwo co sobie z tym radziła.

Dochodząc teraz pod drzwi jego komnaty, Takhat minęła w półmroku strażników pochylonych w głębokim pokłonie. Naciskając klamkę, uchyliła jedno ze skrzydeł wchodząc tym samym do środka. Tak jak się tego spodziewała, jej mąż siedział za biurkiem, chowając swoją twarz w załamanych rękach. Jego widok i to, że nawet nie podniósł oczu, aby sprawdzić kto wszedł, ponownie chwycił kobietę za serce. Podchodząc do niego i zachodząc go od tyłu, odłożyła świeczkę na bok biurka, przytulając go.

- To wszystko moja wina. - jego złamany głos, wydostał się spomiędzy palców. - Zawaliłem i nie... -

- To nie twoja wina. Ile razy mam ci to powtarzać. Merenptah, zrobiłeś wszystko co mogłeś. - starając się nie rozpłakać Takhat pozwoliła, żeby jej ukochany zniknął w jej ramionach i pod narzutką, którą wzięła ze swojej komnaty, po drodze do niego.

- Nie mój Lotosie, gdybym pojechał tam wcześniej, gdybym był szybciej, gdybym... -

- Przestań! - nie mogąc słuchać jak tonie w tej winie coraz bardziej, Wielka Małżonka Królewska podniosła lekko głos.

Merenptah pod wpływem jej głosu w końcu podniósł głowę do góry i patrząc prosto w bursztynowe, wilgotne oczy pociągnął ją, żeby usiadła mu na kolanach, samemu wtulając się przy tym w jej obojczyk.

- Tak bardzo chciałbym by był to jakiś koszmar. - szepnął. - Gdy tam przyjechałem, Amenmesse widząc mnie rzucił się na mnie. Skłamałbym gdybym powiedział, że widziałem szok u niego. Nie, on wiedział i spodziewał się mnie. Nie wiem jakim cudem, ale ktoś musiał mu donieść o mnie, że wciąż żyję. Byłem tak zajęty nim, że nawet nie zorientowałem się co się działo dookoła nas. Zauważyłem ,,'' dopiero, gdy Amenmesse przebity moim Khopeshem, leżał pod moimi nogami gasnąc w oczach. -

Słuchając jego głosu, Takhat położyła swoją dłoń na jego plecach, dając mu się wygadać i w ten sposób ulżyć chodź trochę sobie. W prawdzie słyszała o tym co dokładnie się tam stało i wiedziała od Senu, że owa ,,'' o której Merenptah teraz wspominał była niczym innym jak ,,szubienicą'' na której Amenmesse powiesił swojego przyrodniego brata.

- Nie chciałem w to uwierzyć, lecz kiedy żołnierze będący z nim potwierdzili to co zrobili, poczułem się jak wtedy gdy do mnie strzelił. Żądałem i błagałem go, żeby mi powiedział, gdzie go pochował, ale ten śmiejąc mi się prosto w twarz, powiedział że nigdy się tego nie dowiem i będzie to swego rodzaju zemsta na mnie i całym Egipcie, za zabicie jego matki. Szukałem go więc wszędzie, ale bez skutku. Ani on na końcu swojego życia, ani nikt z wiernych mu żołnierzy, nie puścił choćby słowa z ust. -

- Boję się o ciebie... - nie wytrzymując, z oczu Takhat poleciały łzy, prosto na jego rękę. - Nie mogę i ciebie stracić. -

- Przepraszam cię. - szeptając, Faraon przytulił czule żonę, kładąc rękę na jej ciążowym brzuszku, tylko przy niej mogąc w pełni okazywać swoje uczucia i zmartwienia.

Niestety będąc Faraonem w ciągu dnia nie mógł sobie na to pozwolić, dusząc to w sobie. Normalnie wyżalił by się z tego bratu, tyle że on nie żył i jedyną osobą która mu została i której ufał tak jak jemu, była jego żona.

𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑

[4]  Rasha imię oznaczające dosłownie ,,młoda gazela''

[5] Imtithal imię oznaczające dosłownie ,,posłuszeństwo / grzeszność''. Wydana za mąż za Faraona Setiego II (ojca Merenptah i Siptaha), matka Amenmesse, przyjęła to imię w Egipcie, lecz w Asyrii nazywała się Ahat-abisza, będąc jednocześnie siostrą poprzedniego władcy Asyrii, ojca obecnego króla.

[6] Set w mitologii egipskiej pan burz, pustyń, Górnego Egiptu, ciemności i chaosu, także bóstwo o charakterze demonicznym. Przedstawiany jako człowiek z głową zwierzęcia łączącą cechy szakala, antylopy oryks oraz okapi. Jego atrybutem była antylopa z głową szakala.

[7] Ereszkigal - sumeryjska bogini rządząca światem podziemnym. Jej imię może być tłumaczone jako „Królowa Wielkiego Poniżej". Bogini mieszkała w pałacu (według Babilończyków nazywał się Egalgina) znajdującym się w Kur, do którego wchodziło się przez Ganzir. Początkowo była mieszkanką niebios, ale porwał ją potwór Kur. Bóg Enki starał się uwolnić boginię, lecz nie udało się i została na zawsze w podziemnej krainie, nie mogąc opuścić jej nawet na chwilę. Ereszkigal była boginią groźną i nieprzychylną, a największą zawiścią pałała do swej młodszej siostry Isztar. Wywoływała obawy i uczucie lęku nie tylko u ludzi, ale i u bogów. Po części była tą, która rządziła podziemiami.

Issar (z asyryjskiego Issar) – w mitologii mezopotamskiej bogini wojny i miłości, z czasem główna i jedyna licząca się bogini panteonu mezopotamskiego.

- bogini miłości cielesnej i zachowań seksualnych; jest ona szczególnie związana z seksem pozamałżeńskim oraz z prostytucją. Szósta tabliczka babilońskiego eposu o Gilgameszu, w której Gilgamesz czyni wymówki bogini Isztar z powodu sposobu, w jaki traktowała całą serię kochanków.

- bogini wojny rozmiłowana w walce, metaforycznie określanej jako „plac zabawy bogini Isztar". Gwałtowna i żądna władzy, staje w czasie walki u boku swoich ulubionych królów. W jednym z poematów sumeryjskich prowadzi wyprawę wojenną przeciwko górze Ebih. Dla Asyryjczyków boginią wojny była zwłaszcza Isztar z Arbeli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro