Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⋎⋎⋎ ⋎⋎⋎ ⋎⋎ Niezapowiedziany cud

Mijały tygodnie, podczas których wszystko mniej więcej ustabilizowało się. Każdy dzień wyglądał podobnie do poprzedniego, a mimo to coś go dręczyło i nie dawało spokoju, a mianowicie jego Asyryjska konkubina Tantith. Od pewnego momentu kilka dni temu, kiedy przyłapał ją na zamykaniu drzwi w środku nocy, kobieta stała się dziwnie inna. Unikała z nim dłuższego kontaktu wzrokowego, czy trzymania jego dłoni dłużej niż było to potrzebne, kiedy podawał ją jej niejednokrotnie podczas wstawania z poduszek na balkonie. Nawet ton wypowiedzi, gdy zaczynał z nią rozmowę z zaskoczenia stał się nienaturalnie zimny. Dla kompletnego chaosu w jego głowie, w momencie w którym to ona zaczynała z nim rozmowę lub gdy wychodzili razem na balkonowe rozmowy, czy przy posiłku, na powrót stawała się uśmiechniętą kobietą, która dodawała mu otuchy. Nie mogąc jej zupełnie rozgryźć, Siptah parę razy dopytywał się co jest powodem zmiany w jej zachowaniu w ostatnich dniach, na co ona wzruszyła ramionami twierdząc, że nie wie o co mu chodzi lub, że zwyczajnie była zmęczona.

Była jeszcze jedna osoba, która nie dawała mu żyć w ostatnich dniach. Asarhaddon chodzący jakby na rozżarzonych węglach, wzywał go po kilka razy w ciągu tygodnia, naciskając na niego coraz bardziej. Standardowym pytaniem na początek każdej ich rozmowy było:

- Kiedy doczekam się wieści o ciąży twojej konkubiny? -

- Już niedługo Wasza Wysokość. Tantith wkrótce przyniesie dobre nowiny. - kłamiąc jak z nut, Siptah musiał odgrywać swoją rolę posłusznego jeńca na każdym spotkaniu z władcą.

O ile początki nie były proste, to po pewnym czasie nie mając innego wyboru, nauczył się od swojej asyryjskiej konkubiny jak być w tym na tyle dobrym, aby nikt nie zorientował się w jego kłamstwach. Rosnące napięcie między nim, a Asarhaddonem najwidoczniej dotknęło też i Tantith, przez co ona sama zachowywała się jak się zachowywała. Jedno to udawanie rozdziewiczenia, a drugie to kłamanie z ciążą, której nie było. Czując się winny obciążenia jej, Książe Egiptu parokrotnie sugerował swoją pomoc w planie jaki miała, lecz ona za każdym razem odsuwała go, grzecznie mówiąc, aby się nie wtrącał.

Dziś był kolejny z tych dni, gdy klęcząc przed tronem i siedzącym na nim królem Asyrii, Siptah plótł kolejną bajeczkę, żeby tylko nie narazić się władcy.

- Słyszę to od ciebie już szmat czasu! Czy ty aby na pewno sobie ze mnie nie kpisz?! - Asarhaddon tracąc dziś wyjątkowo wcześnie swoją cierpliwość, podniósł głos wyganiając przy tym siedzącego tuż przy jego tronie grajka, który tego dnia próbował poprawić mu humor.

- A miałbym jak? Pilnujesz mnie na każdym moim kroku. - prychnął zniecierpliwiony, patrząc prosto w oczy Króla z dumnie uniesioną głową.

Był to jeden z tych gestów brata Faraona, który podnosił Asarhaddonowi ciśnienie bez słów. Nie ważne co robił, jak straż przyciskała go do dołu, Książe Egiptu nawet wtedy, gdy mówił z udawanym szacunkiem do niego, zawsze patrzył z dumą tego kim jest, nie dając mu złudzeń, że uda mu się kiedykolwiek go złamać i podporządkować sobie całkowicie. Jeniec, który zadzierał dumnie głowę i śmiał patrzeć jemu, Królowi Asyrii w oczy podczas rozmowy! To było coś nie do pomyślenia, dlatego po każdej rozmowie z Siptahem, syn Sennacheryba II ciskał gromami na wszystkich swoich doradców, chcąc w ten sposób rozładować swój gniew. Naqi'a niejednokrotnie widząc to, próbowała uspokajać go powtarzając, że gdy w końcu złamie tego Przeklęcie Upartego Księcia Egiptu, co miało nastąpić prędzej czy później, będzie mieć większą satysfakcję z tego co udało mu się zrobić, niż gdyby najstarszy syn Setiego II od samego początku był mu posłuszny jak jakieś zwierzę.

- Jeśli próbujesz grać na czas, to nic ci to nie da. - mrucząc pod nosem, Asarhaddon poprawił się na tronie. - A może powinienem podejść do tego od drugiej strony? -

- Od niej? Zabijesz ją? - zapytał Siptah, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie i stojącą w komnacie Tantith, spinającą swoje ramiona pod wpływem jego krzyków.

- Skoro nie umie wypełnić swojego zadania, to po co nam taka służka? -

- Niektórych żądań nie da się spełnić od tak. Mnie możesz męczyć do woli ale odpuść jej, bo możliwe, że przez presję którą na niej powodujesz, nie może.... -

- Śmiesz mnie pouczać jak mam obchodzić się z własnym dworem?! - ryknął, gestem ręki pozwalając stojącemu u boku Siptaha strażnikowi, aby ten uderzył go w głowę.

Przyzwyczajając się powoli do tego, że gdy komuś (zwłaszcza Asarhaddonowi) coś nie pasowało w jego wypowiedzi dostawał za to fizyczne upomnienie, Książe Egiptu prychnął na powrót podnosząc głowę do pionu.

- Widać... - zaczął, chcąc się odgryźć za to, kiedy do sali tronowej weszła Naqi'a.

Zatrzymując się zaraz za progiem, swój wzrok utkwiła w synu, prosząc o możliwość podejścia.

- O co chodzi matko? - widząc ją, Asarhaddon olał brata Faraona i to co zaczął mówić.

- Bogini Isztar cię pozdrowiła. - zaczęła kobieta, wchodząc w głąb pomieszczenia, aż do miejsca w którym klęczał trzymany przez strażników jeniec.

Nic z tego nie rozumiejąc, brat Merenptaha w milczeniu obserwował ruchy kobiety, gdy jego uwagę przykuła wyłaniająca się za niej Tantith, trzymana przez jednego ze strażników. Na widok jej uciekających od każdego oczu, Siptah poczuł gulę w gardle. Oni chyba nie zamierzają ją zabić tu i teraz?! A może Naqi'a przyłapała ją na czymś? Może ktoś ją wydał, że między nimi nic nie zaszło?

- Medycy potwierdzili, Tantith jest w ciąży synu. Nadszedł czas na modlitwy, aby narodził się syn, który będzie posłuszny tobie i całemu państwu. - kontynuując, matka obecnego króla Asyrii pociągnęła konkubinę za ramię, wypychając przed siebie.

- Wasza wysokość, nasz Panie i władco. - mówiąc to dość spokojnym głosem, Tantith klęknęła na oba kolana, opuszczając swoją głowę w dół.

- Zapamiętaj sobie ten widok! - Asarhaddon wstając z tronu, podszedł do klęczącej kobiety. - To się nazywa pokora, której ty nie masz! - dodał patrząc w kierunku zdębiałego Siptaha.

Szok to jedno. W tamtym momencie poczuł się zupełnie ogłupiały. Czy ona tak omamiła medyków, aby ci stwierdzili, że była w ciąży?! Jak?! Przecież jej kłamstwo za parę tygodni wyjdzie na jaw, gdy wszyscy zobaczą jak jej brzuszek nie rośnie! 

Patrząc nieprzytomnie na twarz Tantith, Siptah dostrzegł niewinny i czuły uśmiech. Splatając swoje ręce z przodu, trzymała je na wysokości brzucha, tak jakby chciała chronić rosnące w jej łonie dziecko. Mogła być mistrzem w kłamstwach, jednak jej emocje i postawa jasno mówiły o tym, że jest w ciąży. Takhat i Hekenuhedjet również miały takie spojrzenia, gdy same oczekiwały na narodziny swoich pociech.

Ona jest w ciąży, a on miał być ojcem?!

- Nie muszę ci przypominać, że dziecko które nosisz, należy do państwa. Zatrzymasz je, dopóki nie skończysz karmić piersią. Potem oddasz je mojej matce, która zajmie się jego poprawnym wychowaniem. Spróbuj tylko narazić tę ciąże, a natychmiast zostaniesz zabita. Czy to jest jasne? - stojący nad Tantith władca, bez cienia współczucia czy emocji wydał wyrok na jeszcze nie narodzoną istotę.

- Tak, nasz Królu. - przytakując, skłoniła głowę jeszcze niżej. - To dla mnie zaszczyt służyć tobie i państwu. -

Nie mogąc na to barbarzyństwo patrzeć, Siptah zacisnął zęby. Wiedział, że Asyryjczycy należą do ludu pałającego się w wojnach i walkach, ale to co się działo przed jego oczami wychodziło poza wszystko. Dla nich najważniejszymi osobami byli mężczyźni, a kobiety stały poniżej ich.

- Odprowadzić ich do siebie i pilnować. - wyganiając ich, Asarhaddon poprosił swoją matkę na słowo na bok.

Wykonując rozkaz, dwóch strażników wyprowadziło Siptaha i Tantith na korytarz, a następnie w kompletnej ciszy odprowadzili, aż do ich wspólnej komnaty, zamykając zaraz za nimi drzwi. Dopiero tam, najstarszy syn Setiego II łapiąc swoją Asyryjską konkubinę za ramię zmusił, aby spojrzała mu w oczy.

- Jakim cudem jesteś w ciąży? Przecież nie współżyliśmy ze sobą, a ty cały ten czas jesteś przy mnie. Nie miałbyś czasu spotkać się z innym mężczyzną. Śpimy razem, ale do niczego większego nie doszło od tamtej nocy gdy się poznaliśmy! -

- Będziesz więc pierwszym ojcem prawiczkiem. - odparła, śmiejąc się najciszej jak mogła.

Mrużąc swoje oczy, brat Faraona posłał jej lekko poirytowane spojrzenie, aby przestała sobie żartować.

- Nie jestem prawiczkiem już od dawna. Przypominam ci, że mam w Egipcie konkubinę i dwóch synów. - mruknął, patrząc uważnie na jej reakcję.

Tak jak się tego spodziewał, od razu zauważył na jej twarzy zawahanie i coś jakby strach. Szybko jednak to znikło, zastąpione ponownie pewnością siebie. Oblizując swoje usta, westchnęła ciężko mówiąc.

- Jestem w niej i tyle powinieneś wiedzieć. Żadnych więcej pytań. -

Ile razy już to słyszał?! No ile?! Jak nie Amenmesse, to Yail. Jak nie Asarhaddon, to znowu ona. Wszyscy ograniczali mu dostęp do informacji, co działało na niego jak płachta na byka. Czując jak zaczyna tracić resztki swojego opanowania puścił damskie ramię nie chcąc zrobić jej niechcący krzywdy czy siniaka.

- Czemu do jasnej cholery wszyscy tutaj uważają, że im mniej wiem, tym jest lepiej?! Ja nie jestem moim bratem, który by to wszystko spierdolił, bo nie umiałby siedzieć cicho! - warknął, starając się nie wydrzeć na głos, aby pilnujący ich za drzwiami, na korytarzu strażnicy nie zorientowali się co się dzieje za ich plecami. 

𒀝𒅗𒁺𒌑

Kilka dni później...

Dzisiejszego popołudnia niebo pokryło się grubymi chmurami zwiastującymi powoli koniec okresu suchego. W ciągu następnych paru dni miała nadejść mokra pora, która wiązała się nie tylko z wezbraniami rzek Tygrys i Eufrat, ale i początkiem nowego roku dla mieszkańców całej Mezopotamii. Tegoroczne święto Akitu [20] zapowiadało się jednak niezbyt radośnie. Zazwyczaj o tej porze roku stolica kraju kwitła w gorączce przygotowań. W prawdzie gdzie tylko się nie spojrzało, czuć było ekscytacje ludzi, lecz tym razem ominęła ona mieszkańców pałaców i rodzinę królewską, nad którymi zawisły ponure jak na niebie chmury.

Rezygnując tego dnia z ich przesiadywania na balkonie, gdzie wiatr targał im na co dzień włosy i czuć było namiastkę wolności, Siptah oraz Tantith rozłożyli poduszki w komnacie tuż obok okna. Rozkładając mały koszyk z igłami i nićmi, kobieta przysiadła się bliżej Księcia Egiptu. Jego Asyryjska tunika w której chodził na co dzień, przetarła się przy jednym z rękawów, więc widząc to zaoferowała mu swoją pomoc. W prawdzie Siptah chciał sam to naprawić, jednak po dłuższej batalii słownej, w których ona dość mocno podważyła jego zdolności szycia, musiał spasować. W końcu jako syna poprzedniego Faraona, uczono go przede wszystkim sztuki wojennej, a nie krawieckiej. Nie oznaczało to jednak, że wcale tego nie potrafił.

- Pokaż ten rękaw. Ja to załatwię dużo szybciej niż ty. - śmiejąc się pod nosem, Tantith złapała go za prawą dłoń, kładąc sobie ją na swoich kolanach.

- Bardzo zabawne. - mruknął brat Merenptaha, patrząc uważnie jak zgrabne damskie palce, przewlekają nić przez cieniutką igłę wykonaną z kości słonia.

Poprawiając sobie jego biały od strony ciała, a niebieski od zewnętrznej strony rękaw tuniki, przewlekła po raz pierwszy nitkę, tuż pod żółtym wzorem na błękitnym tle.

- Pierwszy raz spotykam mężczyznę, który chciałby sam coś zszyć. Nie przypuszczałabym, że Książęta w Egipcie są i tego uczone? Sądziłam, że to profesja tylko kobiet. - zaczynając rozmowę, Tantith powoli i starannie zszywała przetarty kawałek, wzmacniając go.

- Zanim urodził mi się brat, często siedziałem z matką, która lubiła szyć. Niby nigdy nic nie dostałem do poćwiczenia jednak, kiedy kilka lat potem za bardzo zaszaleliśmy z Merenptahem i on lub ja rozdaliśmy sobie ubranie podczas naszego wymykania się z pałacu, siedziałem potem i zszywałem to, aby tylko nasi rodzice nie zauważyli tego. - wspominając to wszystko, Siptah mimowolnie się uśmiechnął.

- Nie mogliście poprosić o to służby? - zdziwiła się.

- Mogliśmy, ale wyobraź sobie jaki byśmy ochrzan dostali, gdyby się wydało, że wymykamy się z pałacu do miasta. Oni byli oddani naszym rodzicom, więc o wszystkim by im donieśli. - 

- I ani razu nie wpadliście przy tym? - zapytała Tantith, jednak widząc jego spojrzenie i cierpką minę, zaczęła się tak śmiać, że musiała na chwilę wstrzymać się z szyciem.

- Hehe, może ujmę to tak. Mistrzem tego nie byłem, więc sama wiesz. Dość szybko popłynęliśmy na tym. -

Nie zdając sobie z tego sprawy, brat Faraona wszedł na pewien niewygodny dla niego temat. Przypominając sobie ich ostatnie pływanie po Nilu w łódkach, które zakończyło się prawie śmiercią Merenptah i było początkiem klątwy Seta, najstarszy syn Setiego II zmarkotniał.

- A ty Tantith? Miałaś jakieś przygody ze swoim starszym, czy młodszym rodzeństwem? - chcąc nie dać po sobie tego poznać, Siptah odwrócił ich rozmowę, aby to ona teraz zaczęła mówić.

- Nie mam ani młodszego, ani starszego rodzeństwa. - odparła z dziwnym wahaniem w głosie. - Tak się złożyło. - dodała prędko, uśmiechając się i wracając do szycia.

- Z jednej strony szkoda. Brat, czy siostra to taka twoja bratnia dusza, której ufa się bezwzględnie. Niestety boli to podwójnie, gdy taka wbija ci nóż w plecy, czy próbuje powiesić. - szeptając ostatnie słowa, odwrócił swoje oczy na okno i ciemniejące z każdą chwilą niebo.

Ciężka cisza jaka zapadła w komnacie przedłużała się coraz bardziej. Nie chcąc już więcej rozmawiać o bracie, którego strata bolała go za każdym razem, gdy o tym myślał, ani o ich przyrodnim, przez którego się tutaj znajdował, Siptah postanowił zmienić temat na coś innego.

- Ostatnimi dniami, straż i sama rodzina królewska, wygląda na wyjątkowo rozgoryczoną. Wszyscy chodzą jakby zaraz mieli wybuchnąć niczym burza. -

Robiąc ostatnią z pętelek na końcu ściegu, Tantith skupiona na swoim zadaniu, szepnęła tonem jakby sama do siebie, zapominając o jego obecności obok niej.

- Znów odbija się konflikt na półwyspie Synaj. - kończąc w tym momencie szyć, pochyliła się, chcąc odciąć zębami kawałek niepotrzebnej nitki. - Te walki się chyba nigdy nie skończą. - westchnęła, wyjmując nitkę z buzi, gdy czyjeś ręce odepchnęły ją i ustawiły jej sylwetkę do pionu.

Zaskoczona tym gwałtownym ruchem kobieta pisnęła, wypuszczając z rąk igłę, która spadła na jej kolana.

- O czym ty mówisz? - zawołał Siptah. - Jakie walki?! -

Rozluźniona do tej pory ich pogaduszką asyryjska konkubina, ze strachu otworzyła szerzej swoje popielate oczy, wpatrując się w postać siedzącego tuż przy niej Księcia Egiptu. Jej szok na twarzy i ściągniecie ramion w tył, utwierdziło go tylko w przekonaniu, że właśnie wygadała się z czegoś, co nie chciała mu mówić. 

Ona sama czując jak wkopała się i powiedziała o kilka słów za dużo, zaczęła zaciskać swoje palce w rękach. Jak mogła to powiedzieć?! Przecież miała mu o tym nie mówić, a sądząc po jego reakcji, widać Ona nie zdążyła mu tego wtedy powiedzieć. Rozumiejąc swój błąd, kobieta zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, szukając jakiejś szansy na złagodzenie całej sytuacji i uratowanie się.

- Tantith! - jednak podniesiony głos Siptaha i chwycenie przez jego ręce jej ramion, którymi jeszcze z wyczuciem potrząsnął, wystraszył ją przez co nabrał szybciej powietrza - Co przede mną ukrywasz?! -

Widząc jego rosnące nerwy na nią, odruchowo pokręciła przecząco głową.

- To nie tak.... -

- A jak?! O czym ty mówisz?! O jakich walkach? - próbując wycisnąć potrzebne mu informacje, brat Merenptaha ponownie potrząsnął lekko kobietą. - Amenmesse się jednak zbuntował? - dodał po chwili, próbując samemu rozwiązać tę zagadkę.

- Ja nie wiem za dużo... - zaczęła niepewnie, czując jak wilgotnieją jej oczy. - Ale podobno Amenmesse zginął w pierwszym tygodniu waszego święta Achet. -

- Co? - wyszeptał Siptah, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszał.

Jeśli to prawda, to Amenmesse został zabity w niedługim czasie po tym, gdy wywieźli go z Egiptu. Tylko kto? Przecież nikt nie miał z nim szans. Żaden żołnierz.... a co jeśli doszło do większego buntu? Co jeśli został osaczony i zabity nie w pojedynkę, ale przez gromadę żołnierzy? Jeśli to Senu stał za ucieczką przed jego egzekucją Takhat, Hekenuhedjet i dzieci, to czy zdołał zgromadzić na tyle ludzi, by osaczyć ich przyrodniego brata?

A skoro Amenmesse nie żył, to kto sprawuje rządy?! Oficjalnie to Ramses, jako najstarszy i jedyny syn Merenptaha, powinien zostać Faraonem, tylko on wciąż jest małym dzieckiem! Chyba, że to Takhat objęła władzę jako regentka Faraon* w imieniu syna? Za jej rozkazem mogłoby ruszyć wojsko tyle, że ona sama nie powinna uczestniczyć (z uwagi na to, że była za słaba i zbyt delikatna) jako dowodzący korpusami, co pociągnęłoby za sobą konsekwencję wybrania dowódcy i podział władzy pomiędzy dwie osoby. Zostaje też możliwość, czego Siptah najbardziej się w tym momencie obawiał, zawiązania paktu z sąsiadującą z nimi od zachodu Libią. Niby mieli dobre stosunki z nimi, jednak jeśli oni zgodzili by się pomóc Faraon-kobiecie, to pewnie w zamian za to chcieliby części władzy lub terytorium.

- Od jak dawna o tym wiesz?! - nie mogąc z napływu adrenaliny usiedzieć w miejscu, Książe poderwał się na nogi, zaczynając krążyć w tą i z powrotem po komnacie. - Tantith! Od jak dawna?! -

- Od wczoraj... - kłamiąc, kobieta spuściła głowę w dół, aby tylko nie pokazać swoich załzawionych ze strachu oczu.

To był pierwszy raz, kiedy się go bała. Do tej pory spokojny i opanowany, w tej chwili Siptah kipiał taką złością, że nie wiedziała czego mogłaby się po nim teraz spodziewać.

Jest źle. Bardzo źle. Takhat dźwiga na swoich ramionach władzę nad Egiptem za zmarłego męża i dziecinnego Faraona, od przeszło 3,5 miesiąca! On tu już nie może dłużej siedzieć! Musi wracać tam i to szybko. Utwierdzając siebie w tym przekonaniu, brat Faraona zawiesił swój wzrok na siedzącej ze spuszczoną głową kobiecie, która ukradkiem patrzyła na niego ze łzami w oczach. Czy on oszalał?! Przejmuje się losem jakieś Asyryjki, gdy jego prawdziwa rodzina od tak dawna boryka się z władaniem państwem?! Jak on mógł tak dać się omamić! Przypominając sobie słowa Tantith podczas ich pierwszej nocy o tym, żeby zapomniał o Egipcie i zaczął z nią grać w tę chorą grę podchodów, sam nie wiedział czy bardziej chciał udusić ją tu na miejscu za manipulowaniem nim, czy przyłożyć sobie samemu, za danie się owinąć wokół jej palca.  

𒀝𒅗𒁺𒌑

Od jej wpadki, minęło kolejne kilka dni, które były tak jadowite jak sam skorpion. Siptah wściekły na nią za zatajanie przed nim informacji, może i by się z nią tak nie pokłócił, gdyby ona nie zaczęła z nim potem dyskusji i próby od razu naprawienia tego.

- Gdybym dała mu ochłonąć, to wszystko potoczyłoby się inaczej, niż naciskanie na niego od razu, aby mi wybaczył. - westchnęła z żalem, wychodząc od medyka.

Przez tę całą sprawę z ciążą, oprócz próby naprawienia ich udawanego związku, musiała jeszcze chodzić codziennie do lekarzy, którzy badali ją i sprawdzali, czy aby na pewno ich nie oszukuje. Niestety matka władcy była tak bardzo natrętna, że przepytywała ją co wizytę o to czy, aby nie szkodzi dziecku, o jej planach na resztę dnia, co zamierzała jeść, pić, a nawet o tym co robił Siptah i o czym z nią rozmawiał.

Wracając jednak do jej najważniejszego problemu, musiała znaleźć jakiś sposób na pogodzenie się z Księciem, który nie dość, że był na nią zły, to jeszcze zaczął po ich kłótni podejrzewać ją o manipulowanie sobą i granie na dwa fronty. Co prawda, dużo się z prawdą nie minął, jednak nie powinien o tym teraz wiedzieć.

Nie spieszyła się zbytnio do ich wspólnej komnaty wiedząc, że po jej wyjściu on sam poszedł do łaźni najpewniej ochłonąć. Przykrym był tylko widok jakim obrzucały go tutaj już wszystkie służki. Posądzając go wciąż o pałanie się przekleństwami, żadna nie chciał mu służyć, zostawiając wszystko jak najdalej od niego i szybciutko uciekając. Każdy omijał go szerokim łukiem, co ku jej zdziwieniu nie sprawiało mu przykrość. W ogóle po ich kłótni mało co jej mówił, przez co niewiele mogła też odczytać z jego bez emocjonalnej twarzy i tego jak się naprawdę czuł w środku.

- Ja pierdolę, czemu... - szepcząc do siebie, kobieta szła korytarzem, gdy niespodziewanie czyjaś ręka chwyciła ją za ramię i uciszając drugą, wciągnęła w zacieniony ślepy zaułek, powstały za jedną z tkanin wiszących przy kolumnach.

- Cii. - uciszając ją, osoba zdjęła jej rękę z ust.

- Czy ty musisz mnie tak straszyć?! - syknęła cicho, obsypując znajomą piorunami z oczu.

- Wołałam cię, ale idziesz tak zamyślona, że co miałam innego zrobić? -

- Nieważne. -

- Ważne. Co jest? Słyszałam, że się pokłóciliście. -

- Mmm -

- Co jest?! Mów! -

- Powiedziała mu. Wymskło mi się. - przyznając się, kobieta spuściła głowę w dół. - Siptah źle to przyjął. Obwinia mnie teraz o to, że jestem z sama wiesz kim i cały czas manipuluje nim. - dodała cicho.

Głuchy dźwięk uderzenia pięścią w ścianę, rozniósł się po pustym korytarzu. To nie tak miało być.

- Trudno. Stało się, to się stało. Musimy to pociągnąć i tak dalej. Eszarra-hamat dostała wieści. Zaraz po Akitu, jej mąż wyjedzie z Niniwy. Mamy przejść wtedy do działania. -

- Pojutrze zaczyna się Akitu. Uważasz, że w 12 dni uda mi się z nim pogodzić, aby współpracował?! - prawie podnosząc głos, kobieta skrzyżowała swoje ręce, tuż nad ledwo widocznym ciążowym brzuszkiem.

- Szczerze to najlepiej byłoby mu powiedzieć o tym przynajmniej dzień przed akcją, więc zrób wszystko co się da, żeby poprawić z nim swoje stosunki. Książe Egiptu musi ci zaufać wtedy, bo inaczej pociągnie całą naszą trójkę, a może i nawet czwórkę na dół. -

Chwilę jeszcze rozmawiając, skupiły się na jej brzuszku i samopoczuciu, by na koniec rozejść się jak gdyby to spotkanie nie miało nigdy miejsca.

- Tantith. Uważaj na siebie. - szepnęła na odchodnym.

- Ty też. Jeśli coś by się stało, to uciekaj z tego pałacu, najszybciej jak to możliwe. - odpowiedziała, machając ręką na do widzenia. 

𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑

[20] Akitu - najważniejsze święto w Asyrii. Jest odpowiednikiem Egipskiego święta Achet i następującym po nim Opet.

*Regentka Faraon - w starożytnym Egipcie nie istniało pojęcie Królowa. Mało tego, gdyby ktoś tym tytułem nazwał kobietę, która sprawowała w Egipcie rządy, spotkało by się to z ogromnym oburzeniem. Zarówno dla kobiet i mężczyzn istniał tylko jeden tytuł ,,Faraon''

Potwierdzone Faraon-kobiety to:

Sobekneferu (prenomen - Sobekkare)

Hatszepsut (prenomen - Maatkare)

Neferneferuaton (prenomen - Anchcheperure)

Tauseret (prenomen - Sitre-Meriamon)

W samym języku egipskim tytuł królewski (prenomen) zaczynał się od hieroglifu: 𓆥 Prenomen (Nesu Bity) - oznaczał władcę Górnego i Dolnego Egiptu (poprzedzały to hieroglify pszenicy i pszczoły) lub imieniem rodu króla. W dosłownym tłumaczeniu ,,Nesu'' oznacza ,,Króla'', przy czym żeński zapis ,,Nesit'' oznaczający właśnie ,,Królowa'' był tak bardzo rzadki, że wręcz nie używany. Dopiero za czasów Kleopatry VII (tak, naszej dobrej Kleopatry i Cezara), pojawił się tytuł ,,Nesit''. Jednak z uwagi na to, że była to ostatnia władczyni Egiptu, nie powinno używać się tego tytułu do jej poprzedniczek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro