III በ Pierwsza wyprawa
Czas wyjazdu braci wraz z wojskiem zbliżył się błyskawicznie. Takhat nawet nie zdążyła się zorientować kiedy dzień jej zleciał. Stojąc przy schodach prowadzących do pałacu, żegnała wraz z innymi kobietami Faraona, życząc mu pomyślnej wyprawy. Zgodnie ze zwyczajem, kobiety nie mogły podchodzić bezpośrednio, więc musiało wystarczyć im pożegnanie na odległość.
Merenptah siadając na konia, zerknął okiem na kobiety uśmiechając się do nich lekko. Gdy wzrokiem napotkał jego ukochane bursztynowe tęczówki, uśmiechnął się jeszcze bardziej puszczając jej oko. Takhat widząc to, speszona spuściła wzrok na schody pod nią i przerzucając po nich oczy, w prawo i w lewo, dopiero po kilku sekundach, ponownie podniosła je na Faraona. Przygryzając dolną wargę wyszeptała
- ,,Uważajcie obaj nie siebie.'' -
- ,,Będziemy. Ty też.'' - szepnął i spinając konia, ruszył wyprowadzając za sobą oddziały wraz z bratem.
Takhat stała jeszcze chwilę, a gdy ostatni żołnierz zniknął im z pola widzenia, skierowała swoje kroki do środka.
- Widziałaś to? -
- A kto by nie widział. -
- No no no. -
- Patrzcie tylko na to. -
- Kto by pomyślał. -
Mijając kolejne kobiety, słyszała wyrwane z kontekstu ich szepty między sobą.
- Kiedy chciałaś nam to powiedzieć? - Semat dopadając Takhat, uwiesiła się jej na ramieniu.
- Ale co? - zapytała zdezorientowana.
- Nie udawaj niewiniątka. Nie słyszysz? - podpuszczając ją, wskazała głową na stojące na korytarzu kobiety. Dziewczyna zerkając okiem zobaczyła jak w skupieniu wpatrują się w nią i tylko nią. - Od kiedy to, Ty i Faraon jesteście tak blisko? - zawołała z pretensją w głosie.
- C...co? Nie wiem o czym mówisz. - krzyknęła Takhat, strzepując rękę Semat z ramienia.
- O tych uśmieszkach. Od kiedy to Faraon tak się wpatruje w jedną kobietę. - drążyła dalej. - Nawet Hekenuhedjet nigdy nie posyłał ,,oczka''. - dodała, zakładając pretensjonalnie rękę za rękę.
- Widać piasek musiał mu wpaść do oka. Nie wiem o czym ty mówisz. Przecież naszym obowiązkiem jest mu służyć. A teraz muszę już iść. - mówiąc to, odeszła szybkim krokiem.
Jednak, gdy tylko sobie poszła, nowe plotki rozniosły się wśród kobiet.
- Więc, Książę się od niej odsunął, bo Faraon się nią zainteresował. -
- Teraz to czuję się zazdrosna. -
- Nie tylko ty. Słyszano kiedyś, aby Faraona i Księcia kiedykolwiek ciągnęło do jednej kobiety? -
- Niby nie. Chociaż patrząc na Hekenuhedjet... - szepnęła jedna zamyślając się.
- Faktycznie. Przed tym jak Faraon ogłosił ją swoją główną konkubiną, to spędzała dużo czasu z Księciem. A jakiś czas po nocach z Faraonem, zaszła w ciążę. -
- To prawda. Może Książę nie jest w stanie przekazać swojej krwi dalej i tylko Faraon jest płodny? -
- No nie mów! No co ty! -
- A nie? Trochę to dziwne. -
- Nie macie co robić?! Plotki i plotki! Wracać do zajęć! - Iumer pojawiając jak dusza spod ziemi, tupnął zły na kobiety, które rozeszły się szybko do swoich zajęć. Wezyr Północy stał jeszcze chwilę mrucząc pod nosem jakieś słowa i pukając zaostrzoną trzciną o papirus.
- Kobiety zawsze będą plotkować. -
- To niech znajdą sobie inny temat. - odpowiedział, odwracając się przodem do dziewczyny z rubinowymi ozdobami w peruce.
- Najszybciej rozchodzą się te, powodujące największe zamieszanie. - ciągnęła Benerib, uśmiechając się zalotnie do mężczyzny.
- Baby. - westchnął. - A ty? Nie masz nic do roboty? - na co pokiwała przecząco głową, śmiejąc się delikatnie. - To chodź. Znajdę ci coś. - oświadczył, wskazując trzciną jedną z ścieżek przed murami pałacu.
𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭
- Cześć Hekenuhedjet. Słyszałam, że mnie szukałaś. Co tam słychać? - przywitała się Takhat, gdy tylko przeskoczyła ostatni schodek prowadzący do ogrodu.
- W porządku. Jest dobrze. - zawołała radośnie, siedząc przy sadzawce w której zanurzała stopy. Ręką natomiast głaskała się po wyraźnie widocznym brzuszku. Brunetka przysiadła się nie wkładając swoich stóp do wody. - Słyszałam od Księcia, że podobno nocowałaś wczoraj u naszego władcy. - zaczęła główna konkubina Faraona.
- Nie planowałam tego. - zawołała w miarę cicho kobieta, załamując ręce.
- Ale wyszło. - zaśmiała się Hekenuhedjet.
Obie zaprzyjaźniły się bardzo ze sobą. Często rozmawiając o facetach wiedziały, że nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Tak było i teraz. Na wieść o tym, że Merenptah przyznał się w końcu co do uczuć do Takhat, Hekenuhedjet klasnęła w dłonie głośno się śmiejąc i gratulując jej. Ona sama próbując ją uciszyć, zaczęła tłumaczyć, że do niczego jeszcze nie doszło. Oczywiście ciężarna nie byłaby sobą, nie łapiąc ją za słowo ,,jeszcze''. Takhat uświadamiając sobie tok jej myślenia, skryła twarz za dłońmi.
- Pora wracać do pałacu. - obie usłyszały męski głos za sobą.
- A tak. Kapłanka Herneith prosiła, abym przyszła dziś do niej, jak tylko Faraon pojedzie. - powiedziała, widzą zerkającą na nią spomiędzy palców, zarumienioną brunetkę.
- Za pozwoleniem, pomóc wstać? - stojący za ich plecami strażnik, przybliżył się bliżej, wyciągając dłoń do głównej konkubiny Faraona.
- Nie dziękuję, dam radę sama. - odpowiedziała, podnosząc się. Takhat biorąc ręce z twarzy, zobaczyła jak kobieta wychodziła stopami z wody. - A tak, wy się jeszcze nie znacie. To jest Takhat, moja przyjaciółka o której Ci opowiadałam. - Hekenuhedjet wskazując ręką na podnoszącą się również szybko dziewczynę, zaczęła ją przedstawiać. - Takhat to jest mój najbardziej prywatny strażnik. Ma na imię... -
- Akhom[48]? - wyszeptała, wpatrując się w stojącego krok od nich mężczyzna.
- Znacie się? - zapytała Hekenuhedjet widząc taki sam szok na twarzy obojga.
- Spotykaliśmy się kiedyś w dzieciństwie. - odparł pierwszy Akhom, dziwnie akcentując dwa słowa.
- Tak... -
Gdy Takhat pobierała nauki przed przybyciem do pałacu, spotykała się przez pewien czas z pewnym żołnierzem. Doszli razem do początku związku, ale zanim zrobili kolejny krok w stronę współżycia, Akhom został przeniesiony i kontakt się urwał.
- Ojej, nie wiedziałam, że się znacie. Więc jesteście przyjaciółmi z dzieciństwa, jakie to urocze. - pochwytując temat, ciężarna kobieta zaczęła się zaczepnie uśmiechać.
- D..do czego dążysz? - wzdrygnęła się Takhat.
- Hihi do niczego. Uważam, że to urocze, że spotkałaś przyjaciela z dzieciństwa. Ja też miałam kiedyś przyjaciółkę, ale nasze drogi się rozeszły. No cóż. - westchnęła. - Akhom, zwalniam cię na dziś, pójdę do Herneith z pałacową strażą, a ty możesz pogadać z Takhat. Pewnie macie dużo do przegadania, więc nie będę wam przeszkadzać. -
- To nie tak... - zawołali jednocześnie.
Hekenuhedjet tylko zaśmiała się głośniej i machając ręką na do widzenia, szepnęła, że nikomu o tym nie powie. Takhat chcąc czy nie, została z mężczyzną sam na sam.
- Włosy ci znów urosły. - zaczął nieśmiało. - Jednak wciąż jesteś tak uparta i nie chcesz ich ścinać. - dodał uśmiechając się lekko.
- Tak. - mruknęła, przeczesując je palcami.
- Dobrze cię znów widzieć. -
- Ciebie też. Nie spodziewałam się zobaczyć cię w pałacu. - powiedziała, siadając przy wodzie.
- Tak wyszło. Doceniono mój talent i zaproponowano kilka miesięcy po przenosinach tę robotę. Zgodziłem się bo był to zaszczyt służyć samej konkubinie. - wyjaśnił, kucając obok swojej dawnej miłości.
- To dobrze. - palnęła, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
- A u ciebie jak tam? Słyszałem, że weszłaś w łaski nie tylko Księcia, ale też Faraona. -
- To skomplikowane. -
- Zakochałaś się. - zawołał nagle Akhom dość cicho. - W którym? - dodał z iskrami ciekawości w oczach.
- Skąd niby te przypuszczenia! - oburzyła się, odwracając wzrok od jego twarzy.
- Z tego, że masz rumieńce. Wyszły ci, gdy wspomniałem o nich. - zaśmiał się.
- Wybacz Akhom, ale między nami... -
- W porządku. Tamto, to były miłe chwilę których nie zapomnę, ale wiem, że nie byłabyś szczęśliwa ze mną do końca. Mam tylko jedną prośbę o ile to nie za dużo. W końcu jakby na to nie patrzeć, jesteś konkubiną i niedługo może zostaniesz żoną Księcia, lub nawet Faraona. -
- Oj proszę cię. Znamy się nie od dziś, więc wiesz, że nigdy nie zadzierałam nosa wyżej od innych. Wiesz, że traktuje ludzi równo i nie patrzę jakoś bardzo na status. Mów, jaka to prośba? - uśmiechnęła się radośnie, zerkając na chłopaka. - Tylko nie proś o całusa. Jeśli ktoś by to zobaczył i doniósł o tym, mógłbyś mieć kłopoty. -
- No cóż, a było tak blisko. - westchnął Akhom, teatralnie udając jak cierpi.
- Akhom! Haha przestań się zgrywać. Mówię poważnie. - Takhat widząc jak udaje, zaśmiała się zakrywając sobie usta ręką, na co strażnik zrobił jeszcze bardziej łobuzerska minę.
- Zostaniemy przyjaciółmi? Tylko to. -
- Przyjaciółmi? - powtórzyła.
- Tak. Nie chcę niszczyć naszej znajomości. - szepnął.
- Ja też. Te wspomnienia są częścią mnie. W porządku. - Takhat podała rękę mężczyźnie, który pomógł jej wstać.
- W takim razie Takhat, miło mi było cię znów zobaczyć. - mówiąc to, ucałował dłoń dziewczyny.
Brunetka poczuła jakby cofnęła się w czasie, gdy byli razem, siedzieli schowani przed wzrokiem ludzi w jednym z magazynków, obsypując się pocałunkami.
- Ciebie też miło znów widzieć. - wydusiła z siebie.
- Muszę już iść, ale pogadamy kiedyś może dłużej. - mruknął puszczając dziewczynie oko. - W prawdzie konkubina Faraona dała mi wolne, jednak sam Faraon kazał mi i tak ją pilnować, nawet, gdy sama chowa się przede mną. - dodał śmiejąc się i odchodząc.
- Mmm. Do zobaczenia. - zawołała Takhat.
Mimo obaw tym spotkaniem i tego, że on będzie próbował ratować ich związek na siłę, a ona będzie musiała złamać mu serce stanowczo odmawiając, mile się zaskoczyła. Pomysł by zostać przyjaciółmi spodobał się jej. Tak jak on, ona wiedziała, że nie będą już razem, ale jednocześnie nie chciała kończyć tej znajomości. W końcu znała go szmat czasu.
𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭
[48] Akhom - imię oznacza dosłownie ,,orzeł''
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro