Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III III III Świątynia Bastet

Dzień zaczął się cudownie pomimo temperatury, która dawała się wszystkim we znaki. Upał zalewał każdy kawałek piaszczystej ziemi. Mimo poranku i iście piekielnej pogody, Takhat szła ostrożnie po nagrzanych kamykach, chowając głowę pod urwanym po drodze liściem palmy. Zmierzała do Świątyni Bastet [32], znajdującej się niedaleko kompleksu głównej Świątyni Ptaha[33], prosić ją o pomoc. Minęła druga noc z Księciem, a on znów nawet nie kierował się do zbliżenia. Zżerały ją wątpliwości i strach o swoją pozycję konkubiny. Kumulacja tego wszystkiego co się ostatnio wydarzyło wywołała potrzebę pobycia w cichym miejscu, składając ofiarę i modląc się do bóstwa. Miała iść do głównej Świątyni, ale koniec końców, postanowiła iść do mniejszej, która okazała się domem Bogini płodności, szczęścia, radości i ciepła słonecznego. Tego potrzebowała. Szczęścia i radości.

- Jak gorąco. - westchnęła, przekraczając próg świątyni i wchodząc głębiej.

Sala główna do której zmierzała, była jednym z jaśniejszych miejsc w całej świątyni. Tylko tam, dzięki szparze w suficie, Ra w swej dobroci zsyłał złote promienie słońca, oświetlając posąg kociej bogini, oraz mały basen wypełniony świeżą wodą.

Takhat wchodząc do pomieszczenia dostrzegła kilka kotów chodzących lub śpiących w różnych miejscach, nawet na samym środku podłogi czy nogach posągu Bogini. Gdzie nie gdzie rozłożone były złote miseczki z wodą, mlekiem i jedzeniem. Przy jednej z nich dziewczyna dostrzegła Hekenuhedjet. Bawiąc się z jednym z kotów, zupełnie nie zauważyła idącej do niej kobiety. Dopiero kiedy odległość się zmniejszyła, dwa koty odeszły dalej zwracając tym uwagę głównej konkubiny Faraona.

- Takhat? A co ty tutaj robisz? - zaczęła zdziwiona.

- Potrzebuję trochę się pomodlić. Musiałam wyjść na chwilkę z pałacowych ścian. - przyznała,  kucając przy kobiecie.

- Pytałaś mnie kiedyś o kotkę Faraona. To ta. - mówiąc to, wskazała na jasną kotkę, której ubarwienie miejscami przypominało srebro. Zwierzę siedząc krok od niej, uważnie przyglądając się nowej nieznajomej.

- Aat. Kici kici, podejdziesz? - Takhat próbowała przywołać kotkę, lecz ta tylko głośno miauknęła i wstając, odeszła jeszcze dalej zostawiając obie dziewczyny za sobą. - Coś mnie koty nie lubią. - mruknęła rozglądając się jak wszystkie odsuwają się w bok.

- Jesteś nowa, masz nowy zapach. Ode mnie uciekały w popłochu, gdy pierwszy raz tutaj przyszłam. - zaśmiała się Hekenuhedjet.

- Mówisz mi, że ze mną jest lepiej, bo ode mnie odchodząc powolnym krokiem? - mruknęła cynicznie brunetka.

- Poczekaj z dwa dni. Zobaczysz, przyjdą i będą siadać Ci na kolanach. -

Takhat na to stwierdzenie, zaśmiała się cicho. Było by miło gdyby święte zwierzęta nie uciekały od niej.

- A swoją drogą Hekenuhedjet, a co ty tutaj robisz? W taką upalną pogodę. - zagadała.

- Przyszłam również się pomodlić. A tak w sumie to podziękować i prosić o opiekę. - szepnęła,  dotykając się brzuszka.

- Rośnie. - stwierdziła podchodząc do głównej konkubiny.

- A skąd! Ciągle jest taki mały. Ledwo widoczny. - oburzyła się.

- Małe jest słodkie. -

Obie kobiety podchodząc pod posąg Bogini Bastet i klękając, odpaliły kilka kadzidełek. Potem w myślach poprosiły o swoje sprawy. Gdy skończyły Hekenuhedjet poprosiła, aby Takhat jeszcze na chwilkę została.

- Coś się stało? Wyglądasz na zdenerwowaną. - zaczęła konkubina Księcia, gdy obie usiadły z boku pod ścianą.

- Merenptah mi powiedział, co się wczoraj stało po obiedzie. - szepnęła, nerwowo przebierając palcami. Takhat nie spodziewając się takiego tematu rozmowy, zamurowało. Nie wiedząc co na to odpowiedzieć, ani jak zareagować czekała na ruch Hekenuhedjet. - Wiem, że pewnie teraz masz mieszane uczucia do niego, ale to nie tak na co wygląda. - kontynuowała.

- Nie rozumiem? - wydusiła. - Wiesz o całej tej sprawie. Prawda? - dodała, gdy pierwsze zaskoczenie zdawało się mijać.

- Wiem. - odpowiedziała, kiwając głową. - Merenptah, on nie jest potworem... - dodała po chwili.

- Tylko nie zaczynaj i ty! - warknęła Takhat, wprawiając w osłupienie dziewczynę. - Czemu wszyscy cały czas to powtarzają! Siptah też mi to mówił. Ja nie widzę w nim potwora, tylko ofiarę czegoś co go niszczy! W głowie mi się nie mieści, że w przyszłym roku zginie!! -

- Takhat... - westchnęła zrezygnowana Hekenuhedjet. - To nie tak, że widzimy w nim potwora. To on sam się takim widzi. Ilekroć dochodzi do tego i klątwa go zabiera, tyle też razy próbujemy wybić mu to z głowy. Jednak z każdym kolejnym razem, jest coraz gorzej. -

- Klątwa? - łapiąc kluczowe słowo, brunetka położyła swoją rękę na ramieniu ciężarnej. - Jaka klątwa? -

Hekenuhedjet na ten niespodziewany ruch podniosła brwi i szeroko otworzyła oczy.

- To Siptah ci nic nie wyjaśnił? -

- Nie. Powiedział, że najlepiej będzie jeśli Merenptah sam mi to powie. -

- Ma rację. To są ich prywatne sprawy, więc jeśli Siptah tak zdecydował to tak ma być. - mruknęła stanowczo, ucinając temat.

- Hekenuhedjet... - zawołała błagalnie.

- Nie. -

Cisza zapanowała w całej świątyni. Kilka kotów podeszło bliżej, jednak wciąż pozostały czujne i gotowe do ucieczki. Wśród nich Takhat dostrzegła Aat i Aru [34], ale nawet nie chciało jej się próbować wołać ich.

- Hekenuhedjet, a dziecko które nosisz, ono też jest obarczone klątwą? - zapytała, przełykając ślinę.

- Nie. Nie ma takiej możliwości. - przyznała od razu.

- Cieszę się. Merenptah pewnie też. -

- Takhat, mogę Ci coś powiedzieć w sekrecie? Czuję, że rozumiemy się bez słów i że ty też to zrozumiesz. - Hekenuhedjet znów zaczęła się denerwować, nerwowo ściskając palce.

- Jasne. Mi możesz powiedzieć wszystko. - zawołała w miarę radośnie, posyłając głównej konkubinie Faraona czuły uśmiech.

Upewniając się, że oprócz nich i kotów w świątyni nikogo w pobliżu nie było, dziewczyna zaczęła szeptać bardzo cicho.

- Merenptah... on nie jest ojcem dziecka. To nie z nim jestem w ciąży. To dziecko jest owocem moim i Księcia. - wyznała, czując jak serce z nerwów zaraz wyskoczy jej z piersi.

- He? - tyle tylko dała radę powiedzieć Takhat, siedząc w kompletnym osłupieniu.

- Merenptah zawarł z bratem pakt. Oni... - kontynuowała Hekenuhedjet, gdy rozległ się donośny brzdęk spadającego naczynia.

Hałas był tak mocny i niespodziewany, że obie dziewczyny zerwały się na nogi.

- Co to było? - spytała Takhat, rozglądając się dookoła.

- Nie mam pojęcia. - urwała kobieta, gdy do pomieszczenia weszła grupka uzbrojonych ludzi.

Stanęli w ciszy przy wejściu, nawet się nie rozglądając. Wśród nich tylko jeden mężczyzna wyszedł do przodu, podchodząc pod zbiornik z wodą przed posągiem.

- Lepiej wracajmy. - szepnęła cichutko Takhat, dotykając ramienia Hekenuhedjet.

- Mmm. Nie podobają mi się ci ludzie. - przyznała równie cichutko.

Obie bez słowa minęły w pewnej odległości mężczyznę z przodu i ruszyły do wyjścia. Jednak zanim doszły, pozostałe osoby zagrodziły im drogę, wyciągając miecze.

- A dokąd to się wybieracie? Tak bez słowa? Wypadałoby się chociaż przywitać, nie sądzicie? - głos zabrał mężczyzna przy posągu Bastet.

Czarnowłosy wojownik o nadzwyczajnie długich włosach obrócił się powoli w kierunku wystraszonych kobiet. Uśmiech nie schodził z jego usta.

- Że to człowiek musi wymuszać nawet odezwanie się na drugim. - mruknął, zgrzytając zębami. - W porządku, więc zacznę. Nazywam się Decimus Mamercus. Jestem dowódcą Rzymskiego legionu. Która z panienek zwie się Hekenuhedjet? -

Słysząc to, dziewczyny wstrzymały oddech. Dowódca rzymskiego legionu?! Tutaj?! Przecież to jawny atak. Faraon w życiu nie wpuściłby od tak do kraju żołnierzy obcego cesarstwa zwłaszcza, że z Rzymem zawsze Egipt miał poplątane relacje.

- Która z was to Hekenuhedjet! Zaczynam tracić cierpliwość! - krzyknął rzymianin.

Takhat zobaczyła jak Hekenuhedjet zaciska zęby. Bała się i to bardzo. Zresztą nie tylko ona. Konkubina Księcia również czuła strach. To nie była zabawa, czy głupi dowcip. Śpiew nic tutaj nie pomoże. Nikt im tutaj nie pomoże zwłaszcza, że wychodząc uparła się aby Samut nie szedł z nią, a patrząc na główną konkubinę Faraona, ona sama musiała znów wymknąć się swojej straży. 

- Czego chcecie? - zawołała Takhat, zbierając w sobie resztki odwagi.

- A więc to ty. - mruknął Decimus Mamercus dochodząc szybko do dziewczyny i odciągając ją siłą na bok.

- Nie, to ja jestem Hekenuhedjet! - krzyknęła w panice główna konkubina Faraona, widząc strach w oczach przyjaciółki.

- W porządku, Tiye [35]. Nie kryj mnie. - zawołała Takhat, patrząc Hekenuhedjet prosto w oczy.

Kobieta zrozumiała co brunetka właśnie robiła. Kryła ją. Już chciała odkręcić to, gdy usta konkubiny Księcia poruszyły się ,,wypowiadając'' słowo dziecko. Mimo, że nie padł ani jeden dźwięk, Hekenuhedjet odczytała bez problemu z ruchu warg przyjaciółki ten przekaz. Odruchowo położyła rękę na brzuchu. Frustracja i bezsilność były zbyt duże. Nie mogła tego znieść. Tymczasem Decimus Mamercus popchnął Takhat w ręce przybyłych z nimi towarzyszy, rzucając krótką komendę.

- Związać mi ją. -

Nim któraś z nich zdążyła krzyknąć, dziewczyna została zmuszona do klęknięcia i związania sobie rąk.

- Auć! To boli! Czego chcecie?! Myślicie, że gdy Faraon się dowie o tym to.... - krzyczała Takhat, próbując wyszarpać się z więzów.

- To my będziemy już daleko stąd. - zawołał Decimus Mamercus klepiąc ją po głowie. - A tą tutaj zabić. - rozkazał, wskazując na bladą Hekenuhedjet.

- Co?! Nie! Błagam! Nie zabijaj jej! - brunetka zaczęła krzyczeć i szarpać się na wszystkie strony, ale bezskutecznie.

- Nie.... nie.... błagam... - Hekenuhedjet czuła jak jej głos łamał się z każdą chwilą cofając się do tyłu, gdy w jej stronę ruszył żołnierz z wyciągniętym mieczem.

- Błagam cię! Pójdę z wami tylko jej nie zabijajcie! Błagam cię rzymianinie! - Takhat nie wiedząc co robić, postawiła swoje życie na szali.

Decimus Mamercus słysząc to podniósł rękę do góry. Idący żołnierz zatrzymał się czekając na rozkaz.

- Nie... nie rób tego... - Hekenuhedjet spojrzała błagalnie na dziewczynę, która rozluźniła mięśnie i przestała się szarpać.

- Widzisz. Każdego można ugłaskać. Nawet Wielką Konkubinę samego Faraona. - skomentował, uśmiechając się zwycięsko.

- Nie zabijaj jej... - powtarzała jak mantrę, spuszczając głowę w dół.

- Przywiązać mi ją gdzieś. Jak ktoś ją znajdzie to jej pomoże. Jak nie, to niech głoduje. Może chociaż te parszywe koty zrobią sobie ucztę. - Decimus Mamercus zaśmiał się patrząc na zwierzęta, które z najeżoną sierścią, pochowały się za filarami.

Żołnierzowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Wyciągając sznur, chwycił roztrzęsioną Hekenuhedjet za ręce i przywiązał do filaru z tyłu świątyni. Na nic się zdał płacz i próba ucieczki. Jakby tego wszystkiego było mało, żołnierz odchodząc splunął na kobietę, marudząc coś pod nosem.

- Zbieramy się, ruszać się. - zarządził Decimus Mamercus biorąc przez bark Takhat i mimo jej pisku wyniósł na zewnątrz.

- Nek! Takhat! Czemu oni mnie szukali?! Co oni tutaj do cholery robią?! - pisnęła główna konkubina Faraona, próbując wyjąć ręce z więzów. Na nic się to niestety zdało, zdzierając sobie skórę od szorstkiej liny. - Sechmet [36] uratuj ją, błagam cię. - były to ostanie słowa Hekenuhedjet, nim rzeka łez zalała jej policzki.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

- Zamawiane bloki na budowę piramidy zostaną dostarczone w terminie. -

- Mm. Coś jeszcze? - zapytał Faraon stojącego przed nim nadzorcę budowy.

- Przez ostatnie dni, prace zostały opóźnione. Wystąpił drobny wypadek na Nilu. Podczas wyładunku, kilka bloków z poprzedniej dostawy spadło do wody. Były to niewielkie straty... -

Merenptah słysząc o wypadku na Nilu, poczuł nieprzyjemny chłód. Przeszłość znów go dopadła, tym razem pod tak błahym zdarzeniem. Próbując odgonić nieproszone wspomnienia, przestał słuchać nadzorcy. Widział tylko ruch jego warg, lecz dźwięk zdawał się z nich nie wydobywać.

- Zdarza się. Dopilnujcie, aby ranni zostali opatrzeni. Pozostali niech starają się nadgonić stracony czas, a w razie potrzeby, domówić kolejne bloki. - jak zawsze Siptah widząc minę brata i domyślając się jego reakcji na słowa ,,wypadek na Nilu'', wtrącił swoje zdanie.

- Oczywiście Książę. Czy Faraon życzy sobie coś jeszcze. - kłaniając się jego bratu, nadzorca zwrócił się ponownie do władcy.

- Nie, to wszystko. - odparł Merenptah, uśmiechając się delikatnie. - Dzięki. - szepnął, mijając brata i idąc do swojego namiotu.

- Na pewno wszystko w porządku? - upewnił się, spoglądając na jego oddalające się plecy.

- Tak. - odparł, odsuwając jedną z tkanin pełniącą rolę ściany.

Dzięki temu, mógł spokojnie widzieć co działo się przed namiotem i w okolicy, bez przymusu opuszczania go. Siptah tylko pokiwał głową, idąc kilka namiotów dalej.

- Papirusy, papirusy, papirusy. W tym tempie, trzeba będzie przeznaczyć osobny namiot na same zapiski. - westchnął Faraon, patrząc na stół z rozsypanymi na nim dokumentami.

Jakby Set [37] chciał uprzykrzyć mu jeszcze bardziej życie, sprowadził nagły podmuch wiatru niosący okruszki piasku. Merenptah zasłaniając ręką oczy, aby ochronić je od pyłu, mruknął poirytowany.

- Jeszcze tylko brakuje załamania pogody. - Kilka kartek papirusu spadło na ziemię ze stołu. Cmokając niezadowolony ustami i podpierając się jedną ręką o blat stołu, mężczyzna schylił się, żeby je podnieść. - Tu się schowałyście. - szepnął, łapiąc dokumenty i podnosząc głowę.

Gdy jego oczy znalazły się na wysokość drewnianej powierzchni, dostrzegł siedzącą tam czarną kotkę, która pojawiła się dosłownie znikąd, centymetry przed jego nosem.

Wołając zaskoczony, odchylił się odruchowo do tyłu i tym samym stracił równowagę. Gdyby nie szybkie podparcie się ręką, najpewniej spadłby na tyłek.

- Aleś mnie zaskoczyłaś. Skąd się tutaj wzię-... - zaczął prostując się, lecz urwał spoglądając na stół gdzie nie było już świętego zwierzęcia.

Uznając, że musiała uciec przez jego gwałtowną reakcję, wzruszył ramionami i odkładając papirus ruszył w kierunku krzesła stojącego obok. Słysząc jednak jej donośne miauknięcie, zatrzymał się gwałtownie w miejscu.

- Tu jesteś! - zawołał, lokalizując kotkę przy wejściu do namiotu. - Co się stało? Głodna? - szepnął, tym razem ostrożnie podchodząc do niej.

Kotka jednak natychmiast wstała i odeszła parę kroków przed namiot. Merenptah ponownie stanął w miejscu przyglądając jej się. Dziwnie się zachowywała. Gdy podchodził do niej, kotka odsuwała się kilka kroków dalej i znów siadała, gapiąc się na niego i miaucząc.

- Chcesz, żebym poszedł za tobą? - zapytał w końcu sam siebie, nawet nie spodziewając się, że kotka na to pytanie kiwnie twierdząco łebkiem. Widząc to zamrugał kilkakrotnie z zaskoczenia. Wyglądało na to, że nie była zwykłym zwierzęciem. - Niemożliwe, jesteś może wysłanniczką Bastet? - szepnął, kucając przy wyjściu.

Kotka nic nie odpowiedziała. Wstała i zaczęła ponownie odchodzić. Trzy kroki kocich łapek dalej, pojawił się kolejny podmuch jakby chcący ukryć ją przed wzrokiem Faraona. Merenptah znów musiał zasłonić swoje oczy przed piaskiem, a gdy ponownie je otworzył, kotka siedziała już za wszystkimi namiotami, na jednej z wydm. Set próbował powstrzymać Bastet przed czymś, jednak on nie da mu tak łatwo tego zrobić. Łapiąc za swoją broń i Nemes, mężczyzna wybiegł z namiotu krzycząc.

- Siptah, zostawiam ci dokończenie obchodu! Przednia straż na konie i za mną! - Książe słysząc swoje imię, wychylił głowę zza tkaniny akurat, gdy przed nim przejechał na koniu Merenptah. - Zaraz wracam! - dodał, widząc za sobą zdezorientowaną twarz brata.

- Czekaj! Co się stało?! - zawołał za nim, ale piasek wybity przez kopyta koni wpadł mu do gardła. Chwilę czasu minęło, nim kaszel zdążył ustąpić. - Dokąd pojechał Faraon? Coś się stało? - nie doczekawszy się szczegółów od odjeżdżającego w pośpiechu brata, Siptah zwrócił uwagę na pozostałych strażników, stojących nieopodal. Ci jednak wzruszając ramionami odpowiedzieli, że wypadł nagle z namiotu i kazał siadać do koni części straży. - Jak zawsze impulsywny. Co ja mam z tobą. - westchnął idąc do jego namiotu z nadzieją dowiedzenia się przyczyny jego gwałtownego wyjścia.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

Kolejne łzy spadły na świątynną podłogę. Kilka kotów niepewnie wychyliło swoje pyszczki z kryjówek, obserwując zrozpaczoną Hekenuhedjet. Dziewczyna próbowała już wszystkiego, nawet przegryźć więzy zębami. Zrezygnowała, czując jej nieprzyjemny smak i raniąc się w dziąsła. Gdy ona siedzi tutaj bezczynnie, tamci rzymianie mogą właśnie zabijać Takhat.

- Nie, te bydlaki na pewno nie zabiją ją od razu. Najpierw zaspokoją swoje pragnienie. - zgrzytała zębami patrząc, w stronę gdzie jeszcze paręnaście minut temu wyznawała dziewczynie swój sekret.

Hekenuhedjet wiedziała już trochę o zwyczajach żołnierzy. Obecność z dala od domu, narastający stres, ciężka praca to wszystko powodowało chęć odreagowania. Popyt seksualny w wojsku zawsze był niezaspokojony. Temat tabu na wyższych szczeblach, dla zwykłych legionistów był codzienną mordownią. Gdy tylko nadarzała się, okazja zaspokajali go. Oczywiście nie na obywatelach swojego państwa. Każda kobieta innego pochodzenia się nadawała. Był to bardzo poważny problem zarówno w innych krajach jak i w Egipcie. Teraz gdy mieli oddać pojmaną Takhat jako najważniejszą konkubinę Faraona, nic nie stało na przeszkodzie, aby się z nią trochę zabawić. Na samą myśl o tym, dziewczyna czuła mdłości.

- Przeklęci.... - zaczęła, ale rozumiejąc ironiczne znaczenie słowa, ucichła.

- Miau! - Aat siadając obok niej, zaczęła dość głośno miauczeć, chcąc jakby w ten sposób pocieszyć ją.

- Już, już. Nic mi nie jest. - wyszeptała, spoglądając na smutną kotkę Faraona.

Zrezygnowana pochyliła głowę w dół przyglądając się swojemu odbiciu w podłodze. Sytuacja była beznadziejna. Ledwo co tak stwierdziła, usłyszała odgłos koni. Spanikowana przyciągnęła nogi do siebie jakby mogła w ten sposób zapewnić sobie większą ochronę. Aat natomiast zjeżyła sierść, stając przodem do wejścia świątyni. Odgłos rżenia koni i kroków nasilał się do tego stopnia, że już po chwili dziewczyna mogła usłyszeć szepty i niewyraźną rozmowę.

- Czemu koty są takie spanikowane? - słysząc jego głos, Hekenuhedjet poczuła rozlewającą się po ciele falę ulgi.

Bez zastanowienia się, widząc stojącego w wejściu do Świątyni Faraona zawołała w jego stronę, roniąc kolejne łzy, które były tym razem spowodowane częściowym szczęściem i ulgą. Merenptah na jej krzyk spiął się rozglądając za jego źródłem. Dopiero gdy dostrzegł ją, przywiązaną do filaru, rzucił się biegiem w jej stronę prawie zdeptując przy tym, wciąż najeżoną po drodze swoją kotkę.

- Wybacz Aat. - zawołał na jej wrogie prychnięcie.

- Merenptah.... Merenptah.... - powtarzając cicho jego imię, jego główna konkubina rozstrzęsła się na całego.

- Ra [38], Hekenuhedjet co się stało! - dopadając do dziewczyny, złapał ją za głowę, przytulając czule. - Jesteś ranna? Nic ci się nie stało? - zawołał, oglądając ją dokładnie, a widząc jej przekrwione nadgarstki prychnął głośno - Skurwysyny! Zabije ich! Kto ci to zrobił!? -

- Nic mi nie jest, to nic. - odpowiedziała w pierwszej chwili, gdy Faraon chwycił za sztylet przy pasie i błyskawicznie przeciął ostry sznur krępujący jej dłonie.

- Na pewno nic ci nie jest? Dziecko w porządku? - dopytywał zmartwiony, dotykając jej brzucha.

- Tak, wszystko w porządku, ale oni zabrali Takhat! Była tutaj ze mną i się za mnie wstawiła. Jacyś rzymianie weszli tutaj i ją zabrali, a mnie przywiązali. - krzyknęła, łapiąc mężczyznę za ramiona. - Szukali mnie, ale konkubina twojego brata powiedziała, że to ona jest twoją konkubiną, przez co to ją zabrali! -

- Że co?! - Faraon słuchając roztrzęsionego głosu dziewczyny, poczuł jak złość wzbiera w nim coraz bardziej, a chęć zabicia tych intruzów rośnie z każdym jej słowem.

- Pomóż jej! Błagam cię! Uratuj ją!- Hekenuhedjet zaciskając swoje palce na jego ramieniu, wybudziła go z pogrążania się w pragnieniu przelewu krwi.

- A to marionetki Apophisa! [39] Ile razy mam też Ci powtarzać, żebyś brała ze sobą straż, opuszczając pałac?! - warknął, ponownie wstając. - Zostajecie z moją konkubiną! Macie ją odstawić do pałacu. Pozostała na zewnątrz piętnastka jedzie za mną! - krzyknął do stojącej za nim straży.

Hekenuhedjet patrząc na Faraona, zacisnęła ręce przy piersi. Bała się o Takhat, ale równocześnie bała się reakcji jego samego. Jest cały wściekły, więc jeśli klątwa dałaby się znów we znaki akurat teraz, to gorzej już by być nie mogło.

- Sprowadzę ją z powrotem, a ty zaczekaj w pałacu. - szepnął o dziwo nad wyraz spokojnie.

Ona jednak widziała to spojrzenie. Poleje się krew. Te oczy nie spoczną dopóki nie zaleje ona ziemi. Merenptah im tego nie daruje.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

[32] Bastet (znana też jako: Bast, Boubastis, Pasht, Ubasti, Ba en Aset) – w mitologii egipskiej bogini miłości, radości, muzyki, tańca, domowego ogniska, płodności, a także kotów. Wierzono, że chroni mężczyzn przed chorobami i demonami. Przedstawiana jako kot lub kobieta z głową kota, często ze skarabeuszem na głowie, który był symbolem wschodzącego słońca, gdyż w imieniu Ra walczyła z Apopisem. Przedstawiano ją często z krzyżem Ankh – symbolem życia – i sistrum – uderzanym instrumentem muzycznym, który był jej atrybutem władzy. Była matką według niektórych źródeł, Chonsu – boga Księżyca. Bogini Bastet pojawiła się już w czasach II dynastii. Prawdopodobnie na początku zwierzęciem kultu był lew/lwica. Wielu bogów w tamtym okresie miało swoje dwie twarze – dobrą i złą; o ile Bastet (kot) była usposobieniem dobroci i ochroną, kojarzono ją również z bezwzględną, walczącą Sachmet przedstawianą jako kobieta z głową lwa.

Największym ośrodkiem kultu było Bubastis – miasto znajdujące się we wschodniej części delty Nilu, dlatego też zwana była „Boginią Wschodu" – w przeciwieństwie do Sachmet, zwanej „Boginią Północy". Jej kult obejmował też takie miasta jak: Memfis, Heliopolis, Teby.

Koty były uważane w Egipcie za zwierzęta święte. Zabicie kota groziło surową karą. Zdarzyło się, że gdy jeden z członków rzymskiej delegacji przypadkowo zabił kota, tłum zlinczował żołnierza. Wrogowie Egipcjan wykorzystywali fakt, że Egipcjanie nie chcieli zranić swoich bóstw, wystawiając koty w bitwach przed własnych żołnierzy w pierwszym szeregu (bitwa pod Peluzjum w 525 roku p.n.e.). Po śmierci kota opiekunowie golili sobie brwi, a następnie balsamowali zwłoki zwierzęcia. Ważne kocie nekropolie istniały w Bubastis w Dolnym Egipcie, Speos Artemidos w Środkowym Egipcie i Memfis (Sakkara).

[33] Ptah (czyt. pta) – bóg memficki. W mitologii egipskiej jest to bóg stwórca, stojący na czele Wielkiej Trójki Bogów. Razem z lwiogłową Sechmet i Nefertumem tworzyli w Memfis triadę. Koncepcja religijna głosząca pierwszeństwo Ptaha rywalizowała z kultem Ra i ostatecznie przegrała z nim w okresie Średniego Państwa. Ptah był opiekunem sztuk i rzemiosła. Występował pod postacią człowieka, z ogoloną głową i laską (będącą połączeniem symbolu anch, berła uas i filaru dżed) w ręku. Świętym zwierzęciem Ptaha był byk Apis.

[34]  Aat - kotka Faraona, której imię oznacza ,,ta wielka'', natomiast Aru to kot Księcia, którego imię oznacza ,,spokojny''.

[35] Tiye - imię dosłownie oznaczające ,,Bóstwo Światła''. Było używane przez kilka królewskich kobiet. Jedną z nich była Tiye Wielka Małżonka Królewska, żona Faraona Amenhotepa III.

[36] Sechmet (Sachmet, Sachmis, Sekmet) – w mitologii egipskiej bogini wojny, zemsty i chorób, a także bogini opiekuńcza Dolnego Egiptu. W dosłownym tłumaczeniu jej imię znaczy ,,Mocarna''. W Memfis była małżonką Ptaha i matką Nefertuma. Czczona też, wraz z Hathor i Mut, w Karnaku.

[37] Set (Seth) – w mitologii egipskiej pan burz, pustyń, Górnego Egiptu, ciemności i chaosu, także bóstwo o charakterze demonicznym. Był dziki i nieokrzesany, o gwałtownej naturze, zamieszkując jałowe obszary pustyni. Jeden z głównych bogów w religii egipskiej, czczony już w czasach przed I dynastią, prawdopodobnie jako bóg wojny. Syn bogini Nut i boga Geba (lub Re), brat Ozyrysa, Izydy i Neftydy, a także jej mąż. W niektórych źródłach ojciec Anubisa. Przeciwnik Horusa, zabójca Ozyrysa.

Początkowo był czczony jako bóg Górnego Egiptu przez Hyksosów. W okresie dynastycznym stał się znany w całym Egipcie. W okresie XXII dynastii utożsamiany z wężem Apopem, wcieleniem zła. W czasach XIX i XX dynastii (ok. 1320–ok. 1085 p.n.e.) czczony również w Tanis jako opiekun królestwa. W okresie Nowego Państwa jego kult był zwalczany.

Dokładne znaczenie imienia Set nie jest znane. Zwykle jest tłumaczone jako „filar stabilności" (co wiąże się z podtrzymywaniem instytucji monarchii) lub „Ten który wstrząsa pustynią''.

[38] Ra (Re) – w wierzeniach starożytnych Egipcjan bóg Słońca, stwórca świata i pan ładu we Wszechświecie, przedstawiany z dyskiem słonecznym i z głową sokoła bądź jastrzębia. Uważany był za najważniejszego z bogów i władcę ludzi. Jego symbolem był obelisk. Starożytni Egipcjanie wierzyli, że sam się stworzył z Praoceanu Nun. Jego dzieci to Horus, Anubis, Maat, Bastet (albo żona czy siostra), Hathor, Sachmet, Thot, Szu i Tefnut. Prawnukami Re byli: Izyda (matka Horusa). Imię Ra występuje w wielu imionach egipskich, np. Ramzes oznacza ,,zrodził go Ra''. Wierzono, że Re ma aż 72 odmienne postaci (np. Chepri).

[39]  Apophis, Apofis, Apop − w mitologii starożytnego Egiptu olbrzymi wężowy demon mroku i chaosu, postrzegany jako przeciwnik Słońca i symbol sił ciemności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro