Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II III III በ Miłość zesłana przez Bogów

- Co było dalej? Więc, kiedy kobieta zaczęła się modlić i składać dary w ofierze, również uklękłam przed posągiem Apisa i prosiłam w myślach, aby wstawił się za tobą u Seta i pomógł Ci. Abyś mógł żyć. Aby klątwa znikła. - kontynuowała Takhat. 

Merenptah wpatrywał się uważnie w jej oczy, a gdy skończyła, pochylił się jeszcze bardziej i złączając ich usta, złożył dziewczynie długi i namiętny pocałunek. Kiedy oderwał się od niej, brunetka poczuła rosnącą i nieznośna pustkę. Dając się ponieść chwili, podniosła się gwałtownie na tyle ile mogła i wbiła się znów w usta mężczyzny. Merenptah zaskoczony jej reakcją, przegrał i przechylając się, poleciał z nią do tyłu. Tym razem to on wylądował na plecach, a ona górując nad nim, składaka kolejny stęskniony całus.

- Uratowałaś mi tym życie... -

- Naprawdę klątwa znikła? - zawołała, szybko nabierając powietrza.

- Nie wiem, nie czuję jej, a znamię które miałem, znikło. -

- Oby to była prawda, bo Ptah nie dał mi do tej pory żadnej odpowiedzi, a minęło już tyle czasu. - westchnęła cicho, prostując się i siadając okrakiem Faraonowi na jego biodrach.

- Nie bierz tego do siebie. Zajrzę jutro do świątyni. Bogowie rzadko komunikują się z ludźmi. Niestety są prawa świata, którym musimy podlegać. Gdy oni nie zechcą użyczyć nam swojego głosu, nawet ja, czy kapłani nic nie możemy zrobić. - pocieszył ją Merenptah.

- Ale skoro nie czujesz klątwy, to możemy chyba uznać, że... -

- Też mam taką nadzieję. Od tych kilkunastu dni nie miałem jej ataku, a to wszystko dzięki tobie, mój Lotosie... - szepnął i przybliżając się do Takhat, dźwignął ją na ręce i mimo pisków, położył ostrożnie na łóżku.

- Merenptah... łaskoczesz! - zawołała, gdy ręce Faraona zaczęły ją gilgotać po całym ciele.

Merenptah śmiejąc się razem z nią, zaczął powoli ściągać z niej sukienkę. Gdy udało mu się zsunąć materiał do pasa, Takhat podnosząc dłoń do góry, dotknęła opuszkami palców jego złotego Usech na szyi, zerkając przy tym mu w oczy, czy może. Widząc kiwnięcie głowy, wyciągnęła ręce do karku i ostrożnie odpięła naszyjnik, który odłożyła na bok. Następnie w kolejności poszedł jego pasek i sandały. Rozbierając się wspólnie i odrzucając ubrania na bok, para wróciła do namiętnych pocałunków.

Faraon znów dominując nad leżącą pod nim kobietą, zaczął składać pocałunki nie tylko na ustach ale i dekolcie oraz między piersiami. Ciało Takhat przeszył piorun, wyginając ją w górę, aby tylko jej ukochany nie przestawał.

Widząc jak bardzo się jej to podoba, Merenptah poszedł kolejny krok dalej, łapiąc za jej piersi i ugniatając, aby co jakiś czas uszczypnąć w twardniejący sutek. Tym razem było to zbyt dużo i brunetka nie mogąc już wytrzymać, przymknęła oczy ledwo łapiąc oddech. Jej policzki po raz kolejny nabrały odcienia różu.

- Tak bardzo cię kocham... - wyznał pomiędzy pocałunkami. - Jesteś dla mnie całym pięknem tego świata. -

- Ja ciebie też. -

Otwierając oczy i wyciągając rękę, złapała nią za szyję mężczyzny, lekko zaciskając tam palce. Tym razem czując nacisk, przez ciało Merenptaha przeszła fala ekscytacji. Nie próbował przestawać, wiedząc, że nie wypuściłby jej z rąk, nawet gdyby w tym momencie zaatakowano kraj. Teraz była chwila dla niego, dla nich. Tylko ona się liczyła i nic więcej. Schodząc z pocałunkami znów niżej, aż na brzuch sprawił, że z damskiego gardła wydobyło się kilka pisków.

- Nie puszczę cię już... jesteś tylko moja. Nikomu cię nie oddam. -

- Wiem... jestem tylko twoja, tylko twoja, chcę być przy tobie... - powtarzała jak mantrę.

Merenptah mimo zajętych ust pocałunkami, poprawił się pomiędzy jej nogami aby złączyć ich w wspólnym tańcu namiętności. Zanim jednak to zrobił, podniósł głowę w górę i odgarniając  jej naturalne włosy, rozwiane niczym fale na nilu, przybliżył się do jej ucha.

- Merenptah... - wyszeptała czując jego oddech i rosnące podniecenie.

Zanim on zaczął jej szeptać, żeby jeszcze bardziej podrażnić dziewczynę, prowokacyjnie oblizał delikatny płatek ucha, w efekcie czego usłyszał pożądane westchnięcie.

- Jesteś tego pewna? Chcesz mnie? - wyszeptał zachęcająco.

- Tak, bardzo cię pragnę. - odpowiedziała od razu.

- Robiłaś już to kiedyś? Czy może to twój pierwszy raz? - Merenptah bawiąc się na całego, nawet nie mógł przewidzieć jak z pozoru niewinne pytanie wpłynie na Takhat. Mimo podniecenia, jego słowa były takim zaskoczeniem, że dziewczyna spanikowana nabrała powietrza, zupełnie zatrzymując je w sobie. - Jeśli pierwszy, to nie chciałbym Ci zrobić krzywdy i za mocno... - szeptał dalej, przygryzając prowokacyjnie płatek ucha.

Co miała mu powiedzieć?

,,Nie, to nie mój pierwszy raz. Pierwszy raz zrobiłam to wczoraj wieczorem, z twoim bratem mimo twojego zakazu.''

Nie, nie mogła mu tego powiedzieć. Faktycznie, nie chciała łamać słowa, zwłaszcza po tym co on jej wyznał jednak, gdy spotkała się z Siptahem tak bardzo brakowało jej czułości i miłości, tak dużo buzowało w niej emocji, że koniec końców zgodziła się wyprzeć z głowy zdrowy rozsądek, dając się ponieść cielesnym rozkoszom. Dopiero za dnia dotarło niej, co zrobiła. A Książę? Pomimo, że obiecał bratu jej nie tknąć, zrobił to. Zrobił, co gorsza za jej zgodą. Może gdyby powiedział mu twarde ,,nie''... inaczej by się to skończyło. 

- Lotosie...? - szept Faraona czekającego na odpowiedź wyrwał ją z zamyślenia sprawiając, że wypuściwszy powietrze, odpowiedziała mu lekko drżącym głosem

- Nie. Robiłam to już, ale tylko raz. -

- Nie szkodzi, nie stresuj się tym, teraz już jesteś moja i nikt inny więcej cię nie dotknie. - zadeklarował. - Spróbowałby tylko. - dodał w myślach.

- Mogła bym cię jednak prosić o coś? -

- O co mój kwiatuszku? -

- Będziesz delikatny? -

- Będę. Dla ciebie wszystko. - wyszeptał, patrząc prosto w jej bursztynowe oczy.

Składając powoli pocałunek na jej ustach, mężczyzna poprawił się po raz ostatni przy jej udach, rozpoczynając miłosny taniec dwojga zakochanych. Takhat tak jak mu wspomniała, nie był doświadczona w tych sprawach, więc on mający za sobą już nie jedną z nocy, przejął całą inicjatywę. Tak widziała to jego nowa główna konkubina, lecz prawda była zgoła nieco inna.

Pomimo bycia Faraonem od 9 lat, Merenptah nie doczekał się do tej pory żadnego potomka nie bez przyczyny. Były sprawy wagi państwowej, które w tym samym stopniu co wymuszały na nim posiadanie w końcu dziedzica, jednocześnie zakazywały mu tego. Hekenuhedjet była najdłużej jego główna konkubiną, ale ani razu z nim nie kochała się. Meketaten i Semat również zjawiały się w jego łożu, dzięki czemu otrzymały swoje tytuły. Z nimi w prawdzie zabawiał się, ale nigdy nie dopuścił do momentu w którym znalazł się teraz z Takhat.

Łapiąc brunetkę za głowę, zatopił się w jej bursztynowych oczach. Złączając ich czołami, oboje próbowali opanować swój rozszalały oddech.

- Tak się cieszę, że Bogowie postawili cię na mojej drodze życia. - zaczął jako pierwszy, przymykając oczy.

- Wybacz, że nie potrafię zadowolić cię w pełni. - wyszeptała, doskonale zdając sobie sprawę, że to on przejął całą kontrolę, kierując ją na właściwe tory.

- Nie masz za co mnie przepraszać. Jesteś moją główną konkubiną i wolno ci robić co tylko chcesz. - zawołał, śmiejąc się tak uroczo, że szybko zaraził ją tym.

Mimo zmęczenia, drzemiąca w nich energia znów wybuchła. Zaczął się nowy taniec pocałunków trwający, aż do zupełnego zmierzchu, kiedy to gdy oboje wykończeni w końcu, padli sobie w objęcia, zasypiając.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

Kiedy o świcie Takhat otworzyła swoje oczy, zobaczyła obok siebie puste miejsce po Faraonie. Podnosząc się i zrzucając przykrywającą ją narzutkę rozejrzała się po komnacie.

- Merenptah? - szepnęła, lecz odpowiedziała jej cisza.

Domyślając się, że musiał już wstać i wyjść kiedy ona spała, pozwoliła ciału opaść bezwiednie z powrotem na łóżko. Mimo, że nie było go w pobliżu, wciąż czuła jego dotyk na swoim ciele, ciepło jego oddechu na skórze i głos w głowie szepczący jak bardzo ją kocha.

- Ja ciebie też. - wyszeptała sama do siebie. Z ociąganiem wstała i znajdując swoją suknie wisząca na oparciu krzesła, zaczęła się ubierać. - Nie będę tego dłużej ciągła. Nie mogę być z Siptahem. Nie żałuję naszego stosunku, ale nie na tym polega miłość. Merenptah mnie naprawdę kocha, a ja jego. Co mnie w ogóle podkusiło robić to z Księciem. - mruczał, ubierając skórzane sandały na nogi.

O czym ona w ogóle myśli. Merenptah ogłosił ją swoją główna konkubiną, więc czym się już przejmuje? Koniec tematu. Siptah już jej nie dotknie, bo mu nie pozwoli na to. On pewnie też zdaje sobie sprawę z tego, więc nie powinien zbliżać się do niej w ten sposób. O ile ta kwestia była zamknięta, o tyle Takhat poczuła strach przed tym, że Faraon dowie się o złamaniu jego zakazu. Gdyby się przypadkiem dowiedział, wcale by się nie zdziwiła gdyby się wkurzył.

- A może on już wie? W końcu dość łagodnie przyjął do wiadomości, że nie byłam dziewicą? - zastanawiając się, zakryła sobie usta ręką. - Nie, raczej nie możliwe. Ale co jeśli Siptah mu powiedział? Co jeśli z nim gadał i cała sprawa jest już załatwiona? - dodała, idąc w kierunku drzwi.

Popychając je miała pustkę w głowie. Nie miała pojęcia co zrobić teraz ze sobą. Może powinna pogadać z Księciem? Ale o czym? To może poszuka Faraona? Ale po co? Co jeśli jest zajęty? Przecież Hekenuhedjet, gdy była jego konkubiną nie siedziała cały czas z nim. Tylko, z drugiej strony, relacja pomiędzy nimi była nieco inna. Merenptah miał się tylko opiekować nią i jej ciążą, a ona miała mu śpiewać, aby klątwa...

- Jak minęła mojej Pani noc? - ciężki głos Samut pojawił się zaraz za drzwiami wraz z jego sylwetką.

Na ten niespodziewany widok Takhat odruchowo cofnęła się w tył, nabijając się łokciem w klamkę.

- Co ty tu robisz!? Auć... - pisnęła, masując obolały łokieć.

- Faraon rozkazał, abym czekał tutaj aż wstaniesz i odprowadził cię tam, gdzie będziesz szła. - zawołał, kłaniając się w pas.

- Faraon? A gdzie on jest? Dawno temu wyszedł? -

- Dobre parę godzin temu. Zgodnie z tradycją, obowiązkiem Faraona jest odprawiać obrzędy o wschodzie słońca w świątyni. W związku z tym, że jest jednak często zajęty, to kapłani go zastępują. Dziś jednak udał się tam osobiście, podziękować też Bogom za opiekę i pomyślność na wyprawie. -

- Rozumiem... ale mógł mnie obudzić. - westchnęła ciężko.

- Podobno miał też coś jeszcze ważnego do załatwienia potem, więc nie chciał cię bez sensu ciągnąć za sobą moja Pani. - odparł Samut, na co Takhat wypuściła powietrze. Więc tak to miało wyglądać? Zasypiają razem, ale budzić się będzie sama? No trudno. Nie można mieć przecież wszystkiego. - Dokąd zmierzasz, moja Pani? - zapytał Samut, ruszając za dziewczyną.

- Do łazienki. Idę wziąć kąpiel. Muszę ochłonąć. - odpowiedziała, nawet nie patrząc się na strażnika. - A potem coś zjeść. Robię się powoli głodna. W sumie to się nie dziwię. Wczoraj nie miałam jak zjeść kolacji bo... - wspominając upojną noc, poczuła jak jej policzki się zaróżowiły.

- A ty coś taka czerwona? Masz gorączkę czy co? - parsknął ktoś śmiechem.

Obracając głowę w kierunku idącej do niej pewnym krokiem Neferthenut, brunetka zaczęła błagać wszystkich Bogów o cierpliwość.

- Nie dziś. Nie mam głowy na te twoje brednie. - powiedziała, mijając zdziwioną młodszą z sióstr.

- Czy ja kiedykolwiek gadałam bzdury? Takhat! - oburzyła się.

- W porządku Samut. - główna konkubina Faraona wstrzymała ręką swojego strażnika, gdy ten zerknął w kierunku Neferthenut spod łba. - Choćby wtedy, gdy rozpowiadałaś, że Faraon nie chce dziecka Hekenuhedjet. -

- Przecież wyszło, że miałam rację. Hekenuhedjet nie jest z nim w ciąży. Tylko z Księciem. - westchnęła niewinnie Neferthenut.

- Mimo to, on dba o swojego bratanka. Chce go. - ciągnęła dalej.

- Dobra, dobra. Może i masz rację. Trochę mnie poniosło. Wybacz. - przyznała. - Idziesz do łazienki? Pójdę z tobą. Gautseshen miała tam na mnie czekać. -

- Jak chcesz. Nie zabronię ci przecież. - Takhat wzruszyła ramionami.

- A powiedz. To prawda? Że Ty i Faraon? - szepnęła, gdy uszły już kawałek.

Czując jak jej policzki zaczynają pulsować udała, że przeciera oczy, klepiąc się szybko po nich.

- Może. To była nasza pierwsza noc. Musieliśmy sobie pogadać i... -

- Seks był? Jaki? Mocny? Namiętny? - zaczęła wypytywać, łapiąc brunetkę za ramię.

- C....co? Nie było żadnego seksu. Co ci do tego. - krzyknęła, zabierając swoją rękę.

- Oj, jestem ciekawa. Przecież teraz, gdy wziął Ciebie ja już nie mam szans. - mruknęła. - Chociaż powiedz, dużo przegrałam? Jest tego wart? -

- Dużo. - wymsknęło się jej pod wpływem emocji.

- Ha! Czyli jednak! Było coś! - Neferthenut klasnęła radosna w ręce.

- Było. Tak było. - warknęła Takhat i przyspieszając kroku zostawiła młodszą z sióstr z tyłu.

Co to było? Czemu nagle poczuła się zagrożona? Czemu poczuła nagle od Neferthenut zagrożenie, które trzeba było zdeptać? Przecież ona sama (Takhat) nigdy nie była agresywną osobą, więc czemu aż tak musiał warknąć na Neferthenut? Nie chcąc już tego ciągnąć, ruszyła przodem do łazienki. Gdy tylko idący za nią Samut minął stojącą siostrę Gautseshen, ta widząc jego plecy wykrzywiła usta w wściekłym zgryzie.

- Więc tak to. Jednak się nie pomyliłam. - warknęła, ruszając do siostry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro