በበበ
- Pamiętasz jak ci mówiłem, że gdy wygrałem z nim w Senet przy rodzicach, osłupiał? - szepnął Natsu chichrając się w najlepsze.
- Tak, pamiętam. Powiedziałam wtedy, że chciałabym zobaczyć jego minę. - odparła Lucy kryjąc swoje rozbawienie całą sytuacją.
- Więc, miał właśnie taką miną. - zaśmiał się na całego Natsu wskazując na zdezorientowanego, osłupionego i w totalnym szoku brata.
- Wielka Małżonka Królewska.... Lucy? - wydukał stojąc wciąż z opadniętą szczęką.
- Hahaha, miałeś rację! - wybuchła śmiechem Lucy ignorując narastający szok brata Faraona. - Wybacz Zerefie, ale nie mogę zachować poważnej miny. - dodała w końcu patrząc ukradkiem na niego.
Nic już nie dodając, Natsu zaszedł Lucy od tyłu i pozwolił, by blondynka oparła się plecami o jego klatkę. Jednocześnie schylił głowę i zaciągnął się jej zapachem.
- Cóż mogę ci powiedzieć... - Zeref rozłożył bezradnie ręce. - Gratuluję! Obyście razem wiedli szczęśliwe życie. - zawołał uśmiechając się szeroko do brata.
- Dzięki. - odparli oboje patrząc sobie w oczy.
- Cały ty. Nie ma mnie w pałacu parę minut, no może godzinkę a tu takie nowiny. - zaśmiał się Zeref opadając na fotel obok.
- Wiem, wiem. - mruknął Natsu poważniejąc. - Co ze szpiegami w mieście? -
- Jeden zabity, drugi zwiał. - prychnął Zeref.
- Lisanna też uciekła. A raczej ktoś ją stąd zabrał. - mruknął Natsu siadając z Lucy na skraju łóżka.
- Co?! - krzyknęła Lucy wraz z Zerefem.
- Poszedłem do niej, ale jedyne co zastałem, to ciała strażników i pustą cele. - burknął Natsu. - Szlag by to, mogłem kazać ją zabić jeszcze wczorajszej nocy. Wtedy obie siostrzyczki by nie żyły, Luce nie była by pocięta i wszystko potoczyło by się inaczej. -
- Natsu, nie mogłeś tego przewidzieć. - szepnęła Lucy. - Co nie zmienia faktu, że mówiłam ci, byś ją wyrzucił. - szepnęła tak by tego już nie usłyszał.
- Nie chcę wam psuć humoru, ale w drodze do drugiego szpiega, wpadłem na grupkę ponad 40 żołnierzy wśród których były trzy zakapturzone postacie. Jedną z nich była Mirajane, więc niestety, ona wciąż żyje. - wtrącił Zeref
- Żartujesz sobie teraz? - zawołał Natsu. - Ponad 40 żołnierzy? -
- Mirajane żyje? Przecież Jellal znalazł ją zabitą w łazience?! - zawołała Lucy
- Możecie nie oboje naraz? - zawołał Zeref. - Wiem, że mnożą się nam problemy, jeszcze szybciej niż wcześniej, ale jak będziemy tak skakać z jednego na drugi, to się pogubimy. -
- Dobra, moment. - odezwał się Natsu. - Lisanna i Mirajane. Obie żyją. Obie znikły z ludźmi którzy nas zdradzili. -
Zeref i Lucy pokiwali głowami.
- Jeden ze szpiegów w mieście żyje, ale uciekł. Drugi, brat sióstr, Elfman, nie. Został zabity przez naszych żołnierzy. Obszukałem go w drodze powrotnej ale nic nie znalazłem. Ponadto grupka ponad 40 osób którą spotkałem uciekła, lecz aby mogli to zrobić, 15 osób oddzieliło się od niej i zagrodziło nam drogę. Własnoręcznie zabiłem ośmioro z nich. - dodał Zeref
- W pałacu zaatakowała mnie też straż. 21 osób z czego zabiłem 16 sam. - odparł Natsu.
Oboje w skupieniu patrzyli się na siebie, jak małe dzieci przechwalając się który zabił więcej.
- Czy możecie łaskawie, odpuścić mi słuchania tego? Możecie się skupić a nie bawić się, który więcej zabił?! - stwierdziła Lucy masując sobie skronie.
- Co nie zmienia faktu, że zabiłem dwa razy więcej niż ty. - dodał Natsu do brata, zadzierając głowę w górę.
- Tyle że, jakby na to nie patrzeć, to ja jestem cały a ty dałeś się zranić w ramię. - parsknął Zeref uśmiechając się złośliwie.
- Oboje natychmiast przestańcie!!! - krzyknęła Lucy, przez co Natsu siedzący obok niej złapał się za ucho. - Nie mam do was cierpliwości. - westchnęła.
- Tak dla sprostowania ... - zaczął Faraon
- Dobra, odpuść. - szepnął Zeref wskazując oczami na Lucy, która wpatrywała się w Faraona wzrokiem który mógł zabić.
- Dla sprostowania, to nie od żołnierzy zostałem ranny, tylko przez tego skurwysyna, który zaatakował Lucy. Mężczyzny z białymi włosami, a raczej z czarno białymi. - dokończył Natsu.
- Co? - rzucił Zeref. - Spotkałeś go? -
- Taa, spotkałem... Rzucił się na mnie! Gdyby nie Luce, która wybiegła za mną na korytarz i krzyknęła, oberwał bym jego Khopesh'em po plecach. Menda jedna, zaszedł mnie od tyłu. - warknął Natsu.
- Walczyłeś z nim?! - Zeref poderwał się z fotela.
- Yhy... - burknął Natsu odwracając wzrok.
- Tylko mi nie mów, że przegrałeś! - zawołał Zeref podchodząc do brata.
- Uciekł. Nie przegrałem. - burknął.
- Więc skąd ta mina? -
- Bo ... bo dotrzymywał mi zupełnie kroku i szczerze, gdybyśmy walczyli dalej, możliwe, że bym przegrał ... nie wiem... Aaa!!! - zawołał Faraon opadając plecami na łóżko. - Cholera jedna sparowywał każdy mój ruch! Zupełnie jakby ... - urwał.
- Zupełnie jakby? Jakby co? - spytał Zeref
- Jakby uczył się od dziecka, jak walczyć. Tak jak robi się na wojnie. Poznaj styl walki uczony w danym kraju i wyrób swój tak, by trafiał w słabe punkty przeciwnika. - szepnął Natsu.
- Ale przecież ty jesteś szybki jak cholera! Nie wspominając o tym, że również nieprzewidywalny! Jakim cudem nadążył za tobą?! Nawet gdyby to była prawda, musiałby reagować na twoje ruchy i zdążyć przygotować kontratak! - zawołał Zeref.
Jego podniesiony ton głosu ujawniał jego zdenerwowanie. Teraz do niego dotarło. Gdyby tamtego dnia, gdy biegł do Lucy którą trzymał ten mężczyzna, on nie uciekł lecz stanął do walki, to nawet gdyby Zeref miał swój Khopesh (którego wtedy nie miał) przy sobie, został by zabity. Skoro Natsu miał z nim problemy i właśnie przyznał o jego sile i tym, że mógłby przegrać, to jego starszy brat tym bardziej nie miał by szans. To nie tak, że nie potrafi walczyć, bo świetnie walczy, jednak gdy Natsu idzie na całość, on nie jest w stanie nadążyć za jego prędkością i zawsze z nim przegrywa. Gdyby też poszedł na całość w dniu gdy się na niego rzucił, gdy się dowiedział o tym, że współżył z Lucy, również by go zabił. Szczęście w nieszczęściu, tamtego dnia ograniczył się i nie pokazał szczytu swoich umiejętności. Jednak jeśli na tym mężczyźnie prędkość Natsu nie zrobiła wrażenia, to jest źle. Bardzo źle. Jeszcze nigdy nie spotkali się z takim przeciwnikiem. Natsu nigdy nie miał sobie równych w uczciwej walce, jednak nawet Zeref wiedział, że kiedyś to się musi stać i kiedyś trafi na kogoś z kim przegra.
- A gdyby znał twój styl? - wtrąciła Lucy
- Jakim cudem? - zapytali oboje. - Przecież tego uczą się tylko książęta egipscy? -
- Tak pomyślałam... - szepnęła Lucy. - Wspominałeś mi kiedyś, że przed wypadkiem na Nilu, spotkaliście konkubinę waszego ojca w ciąży. Potem mi nic już nie wspominałeś, co się stało z jej dzieckiem. -
Bracia spojrzeli po sobie jakby zastanawiając się który powinien odpowiedzieć.
- Kiedy była już w zaawansowanej ciąży, doszło do komplikacji. Kapłanki próbowały w świątyni odebrać poród ale z tego co podsłuchaliśmy później u ojca, było zbyt wcześnie i dziecko źle się ułożyło. Oboje umarli. - wyszeptał Natsu podnosząc się.
Lucy zakryła sobie usta rękami z przerażenia.
- Nasz ojciec, był wtedy zapracowany. Chodzi mi tutaj o klątwę Natsu. Próbował wszystkiego co tylko się dało, dlatego ich pochówek był dość szybki. Tak naprawdę jedyne co udało nam się zobaczyć jako dzieciom były dwie mumie. Po tym, nastąpił okres żałoby. Gdy się skończył, ataki Natsu się nasiliły. Było coraz ciężej. - westchnął Zeref, ciężko wypuszczając powietrze. - Wybacz, ale oboje nie chcemy o tym gadać. -
- Przepraszam. - szepnęła Lucy.
- Rogue. Ten mężczyzna przedstawił się jako Rogue. - Natsu zmienił szybko temat. - Mówi ci to coś? Bo mi nie. -
- Też nic. -
- Kurna. Działa mi koleś na nerwy. -
- Wracając jednak do Mirajane. Podobno to Jellal pierwszy znalazł ją w łazience. - powiedział Zeref
- Tak. Myślisz, że siedzi też w tym? - spytał Natsu.
- Mógł się dobrze nie przyjrzeć. Po tym, jak przyleciała do Toorasu Juvia aby mnie ostrzec a tym kiedy Toorasu wpadł do mnie i odciągnął tą zdzirę, minęło tylko kilka minut. Jellal mógł się tylko pobieżnie przyjrzeć Mirajane i pobiec do mnie. - głos zabrała Lucy. - A przynajmniej mam taką nadzieję. - dodała.
- Też mam taką nadzieję, bo Jellal jest w pałacu bardzo długo. Służył jeszcze naszemu ojcu. Mam do niego naprawdę duże zaufanie. - szepnął Natsu.
Cisza zapadła w komnacie. Nikt nie śmiał odezwać się ani słowem, bo i tak nie miał nic do powiedzenia. Szpiedzy uciekli, zdrajcy z nimi. Zostali tylko ci, którzy byli wierni Faraonowi. A przynajmniej w trójkę chcieli tak myśleć.
☥ ☥ ☥
Reszta dnia upłynęła dość spokojnie, patrząc na krwawy poranek. Zgodnie z umową, Natsu nie odstępował Lucy na krok. Gdy wybiła pora posiłku Lucy mówiąc o nim Natsu, zeszła na dół do głównej sali. Potrzebowała pogadać z Mavis i innymi kobietami, a Natsu musiał pogadać z przybyłym strażnikiem który został wysłany w pościg za zdrajcami. Lucy obiecała Natsu, że będzie trzymać Toorasu blisko siebie i po obiedzie zajrzy do niego. Musiała iść zwłaszcza po tym, jak pewnie Juvia wszystkich nastraszyła swoimi opowieściami.
- Znając ją... nie, znając Jellal'a pewnie już cały harem wie, że jestem w ciąży. - mruknęła Lucy dochodząc do sali.
- W razie czego, każę trzymać im się na dystans. - szepnął Toorasu idący za nią od komnaty Faraona.
- Ech ... - westchnęła Lucy masując skronie. - Gdyby to było takie proste. -
Stała tak jeszcze chwilę, uspokajając oddech po czym skinęła ręką na strażnika i weszła do sali. Gdy tylko pierwsze oczy dziewczyn obecnych na wysepkach ją zobaczyły, zaczęły trącać się łokciami i szeptać. Wkrótce wzrok każdej spoczął na idącej niepewnym krokiem Lucy. Chwiejąc się na nogach, ugryzła się w język i wbiła paznokcie w skórę. Rozglądając się na boki, zobaczyła jak każda siedząca kobieta, którą mijała, skłoniła głowę. Zdezorientowana Lucy na początku też kiwnęła głową, ale w połowie drogi poczuła wręcz przerażenie.
- O co wszystkim chodzi? - szepnęła cicho Lucy gdy doszła do wysepki przy której zawsze siedziała z Mavis i innymi konkubinami.
Mimo, że próbowała zapytać się cichutko, przez ogólną, upiorną ciszę jej głos dotarł do wszystkich nawet tych na końcu sali.
- Znowu jesteście razem! - ciszę przerwał słodziutki głos Mavis, która z radości nie mogła już wytrzymać. - Juvia nam już powiedziała. - dodała patrząc na speszoną Juvię.
- Lu, ja ... ja nie mogłam się powstrzymać. Przepraszam cię. - pisnęła chowając twarz za rękami.
Lucy obmiotła wzrokiem salę, a widząc jak wszystkie kobiety podeszły bliżej i z zaciekawieniem połączonym z gwiazdkami w oczach, wpatrywały się w ciszy w każdy jej gest, opadła ciężko na poduszki, siadając na swoim miejscu.
- Aaa... nie przepraszaj, nie masz za co. - westchnęła ciężko Lucy, po czym oparła twarz na rękach jakby miała dość wszystkiego. - Jeśli ty byś nic nie powiedziała, Jellal by się wygadał o Faraonie i dziecku, więc tak czy siak ... - westchnęła teatralnie.
- Yyy... Lucy... - przerwała jej Juvia.
- Hmm? - mruknęła kierując wzrok na niebiesko włosom dziewczynę.
- Po twoim wyjściu, uznaliśmy oboje, z Jellalem, że żadne z nas tego nie powie, bo to twoja prywatna sprawa ... - Juvia nerwowo przebierając palcami uciekała wzrokiem od Lucy.
- Czekaj, co nie powiesz? Co nie powiecie? - Lucy podniosła głowę z rąk wiercąc dziurę w czole Juvi.
- Lucy ... że jesteś w ciąży? Powiedziałam tylko, że oboje z Faraonem wróciliście do siebie. -
Lucy odwróciła głowę w kierunku gdzie siedziała Mavis i oprócz niej samej, zobaczyła opadniętą szczękę u Brandish i Dimarii. Także pozostałe dziewczyny siedziały z wielkimi oczami wpatrzonymi w Lucy.
- Juvia? Nie powiedziałaś im, że jestem w ciąży?! - zawołała Lucy a widząc kiwanie głową dziewczyny, strzeliła sobie w myślach jeden wielki face palm. - Hehe ... - zaśmiała się nerwowo patrząc na zebrane kobiety.
- O matulu! - o dziwo pierwsza krzyknęła Diamria i przyczołgując się bliżej Lucy, objęła ją za szyję wołając radośnie. - Lucy! Będziesz mamą! -
- Na to wygląda ... - odpowiedziała niepewnie Lucy.
W niedługiej chwili potem, pozostałe dziewczyny zaczęły się przepychać by objąć Lucy, a te które nie mogły prosiły by pokazała im brzuszek. Lucy rumieniąc się i śmiejąc ze szczęścia, podciągnęła sukienkę (nową którą dostała od Natsu gdy wychodziła z jego komnaty) i odsłoniła swój ledwo widoczny brzuszek. Mimo, że pod ubraniem kompletnie nie było go widać, to gdy odsłoniło się tkaninę ukazując gołą skórę, widać już było delikatne zaokrąglenie.
- Och, sama bym cię uściskała, ale jak nie będę pilnować swoich pociech, to znów zaczną łobuzować. - westchnęła Mavis patrząc na Larcade i Augusta. - O ile August leży spokojnie sam i bawi się tą samą zabawką od paru dni, o tyle Larcade wdał się w swojego wujka Farona i tak samo jak Natsu, ma nadmiar energii. - westchnęła Mavis trzymając zaciekawionego Larcade na rękach.
- Nie szkodzi Mavis. - zawołała Lucy. - Kiedy pójdą spać, będziesz miała do dyspozycji mój brzuszek i przytulanie mnie ile będziesz chciała. - zaśmiała się Lucy na co zawtórowały wszystkie zebrane dziewczyny.
- Lucy tak się cieszę, będziesz mamą dziecka Faraona! - pisnęła jedna z dziewczyn.
Gdy Lucy usłyszała to jedno zdanie wśród wielu wypowiedzianych w tym momencie, posmutniała.
- Lucy? Co się stało? Źle się czujesz? Wszystko w porządku? - Dimaria i Brandish natychmiast zawołały, odganiając rękami kobiety by zrobić miejsce Lucy.
Kobiety nie będące konkubinami, posłusznie odsunęły się milknąc. Zapadła znów cisza którą przerywało ciche łykanie śliny przez Lucy.
...
-Ech... współczuję jej. - szepnął do siebie Jellal stojąc przy wejściu do sali, opierając się o ścianę i patrząc na zebrany tłum kobiet przy Lucy.
Mimo, że nie słyszał rozmowy, ta nagła cisza i smutna mina głównej konkubiny Faraona oznaczała tylko jedno. Właśnie teraz mówi im, że nie ma pojęcia z kim jest w ciąży. Nie wie czy urodzi kolejną pociechę księciu, czy może pierwsze dziecko Faraona.
- Tego nikt nie wie... - szepnął męski głos tuż obok Jellala.
Skryba momentalnie podskoczył w miejscu ze strachu, jednak gdy zobaczył stojącego zaraz obok niego Faraona, szybko pochylił głowę i zawołał.
- Fara... -
- Cii! - uciszył go Natsu gestem ręki dając znać aby nie zwracał uwagi kobiet na nich.
- Faraonie. - dokończył Jellal szeptając najciszej jak umiał.
- Nikt nie wie, czyje dziecko nosi Lucy pod sercem, lecz nie powinniśmy o tym teraz rozprawiać przy niej. Najważniejsze aby urodziło się zdrowe. Nie ukrywam, ta wiadomość ucieszyła mnie ale i jednocześnie zabolała. Jeśli mój brat jest ojcem dziecka, to to będzie największy cios jaki dostałem od losu. - westchnął Natsu zamykając oczy i czochrając się po głowie.
- Wybacz o wielkie wcielenie Horusa, ale nie potrafię znaleźć słów by cię pocieszyć. -
- Nie szkodzi. W porządku. Muszę być silny. Nie tylko dla siebie, dla kraju, dla poddanych, ale również dla niej. Nie mogę okazać przed nią tego. Nie mogę sprawić by czuła się winna. Cała nasza trójka zawiniła a wypominając jej to, tylko ją bym karał. Zresztą to temat tabu. Zakazuję wspominać o tym do porodu. A potem, zobaczymy. - mruknął Faraon posyłając Jellalowi wściekłe spojrzenie.
- Naturalnie. Wedle rozkazu. Zajmę się wszystkim. - Jellal skłonił się cofając w tył.
- Jellal. Jeszcze jedno. -
- Tak? - spytał skryba zatrzymując się.
- Mirajane. Podobno to ty znalazłeś jej ciało. -
- Nie do końca. Kiedy stałem z jedną z kobiet niedaleko łazienki, usłyszałem krzyki. Gdy wszedłem do łazienki, wszystkie zebrane tam kobiety stały przy jednym ze zbiorniczków na brzegu którym leżała na plecach z ręką w wodzie Mirajane. Miała podcięte gardło, całe zakrwawione z widoczną ciemno czerwoną kreską na całej szerokości szyji. Krew zalała posadzkę pod nią oraz całą jej rękę która leżała w wodzie. Krew zdążyła się już przedostać tam, więc woda przybrała kolor lekko czerwony. -
- Sprawdziłeś funkcje życiowe? - spytał Natsu
Jellal w tym momencie przygryzł wargę uciekając wzrokiem.
- Sprawdziłeś? - syknął tym razem Faraon
- Wybacz Faraonie, ale usłyszałem wtedy od Dimarii, że twoja główna konkubina zaledwie parę minut temu była w łazience. Nie mogłem jej znaleźć wzrokiem, dlatego kazałem straży wyprowadzić wszystkie kobiety i nikogo nie wpuszczać do łazienki. Sam udałem się do twojej głównej konkubiny. Co się dalej wydarzyło, pewnie już wiesz. -
- Wiem. - odparł Natsu. - A tak przy okazji, Lucy od dziś nie jest moją główną konkubiną tylko żoną. - dodał patrząc na Jellala.
- Wielką małżonką królewską?! - Jellal o mało nie krzyknął na głos, zasłaniając sobie usta rękami.
- Czyli wśród straży która pilnowała ciała Mirajane, był zdrajca. - Natsu wracając do tematu, obrócił wzrok na Lucy.
- Nie rozumiem? Yyy... zdrajcą? Yyy... - dukał Jellal
- Mirajane jest zdrajczynią która wraz z Lisanną czyhała na moją głowę. Mój brat widział ją. Mirajane żyje a ja mam ochotę, obu siostrom ukręcić kark. - warknął Natsu i wzruszając ramionami na przerażony wzrok Jellala, zrobił przy tym krok do przodu.
- Ż...żyje? - wyjąkał. - Bogowie ... - Jellal złapał się za głowę śledząc z przerażeniem sylwetkę Lucy.
- Każ przygotować obiad. Chyba skończyły gadać. - szepnął Natsu wskazując nosem na wysepkę na której siedziała Lucy.
Na jej twarzy zagościł ponownie uśmiech. Wesoło rozmawiała z kobietami przyjmując życzenia i uściski.
- Jak rozkażesz, zaraz każę podać obiad. Faraonie, czy dziś podać obiad dla ciebie w ogrodzie? Mimo, że jest upalnie, pogoda dopisuje i ... -
- Dziś zjem tutaj. - Natsu wszedł w zdanie Jellala
- Tutaj? - spytał zaskoczony
- Tutaj. - odparł Natsu ruszając w kierunku wysepki przy której tłoczyły się wszystkie kobiety.
...
- Hahah, obyś miała rację. - zaśmiała się ponownie Lucy patrząc na Dimarię.
- Tak czuję w kościach. Nawet teraz widzę taką malutką blondyneczkę, która biega sobie po korytarzach a za nią cały tabun służących. - Dimaria robiąc głupie miny rozśmieszyła wszystkich.
- Ja tam myślę, że jednak będzie to chłopiec. - wtrąciła Brandish.
- A czemu? - spytała Lucy
- Będzie wtedy mógł bawić się z dziećmi Mavis. A dziewczynka sama wiesz. Nie może. -
- Hej, powiedz, a myślałaś już nad imieniem? - wtrąciła Cana nalewając sobie kolejny raz piwa do kubka i pijąc próbowała zagłuszyć burczenie w brzuchu.
- Imieniem? W sumie to mam imię dla dziewczynki. - szepnęła Lucy kładąc sobie prawą rękę na brzuszku.
- Jakie?! - zawołały wszystkie kobiety siedzące dookoła Lucy tworząc swego rodzaju wianuszek w okół jej ciała.
Lucy już otworzyła buzię, gdy poczuła jak czyjaś dłoń wsunęła się pod jej lewe ramię po czym spoczęła na jej prawej dłoni na brzuszku. Zaskoczona obróciła głowę w bok akurat złączając swoje usta w pocałunku z ustami Natsu, który pojawił się przy niej dosłownie z nikąd.
- Natsu? - pisnęła mu w usta z zaskoczenia.
- Faronie! - siedzące kobiety, wszystkie jak jedna fala, zerwały się z miejsc, odskakując jak oparzone w bok i kłaniając się w pasie. Nawet Diamria i Brandish wstały kłaniając się. Mavis natomiast trzymając Larcade na rękach, kiwnęła tylko głową.
- Jak się mają moje najukochańsze piękności? - szepnął czule odrywając usta od ust Lucy i spuszczając wzrok na jej brzuszek.
- Hehe, dobrze. Przecież nie widzieliśmy się tylko kilka minut. - zaśmiała się Lucy.
- Tak, ale przez te kilka minut, zdążyłem się stęsknić za moją małżonką. - mówiąc to na głos, usiadł przodem do boku Lucy i z czułością pocałował ją w czoło a potem schylając się w jej brzuszek.
- Natsu... - szepnęła Lucy. - Wszyscy się na nas gapią. -
- I co z tego? - zaśmiał się prostując. - Usiądźcie. Przecież nie będziecie tak stały cały obiad. - mruknął uśmiechając się do swoich konkubin.
- Obiad? Zostaniesz na obiedzie? - spytała Lucy dostając w odpowiedzi kiwanie głową Faraona.
- Faraonie? - przerwała Mavis.
- O co chodzi? - spytał podnosząc wzrok na nią.
Żadna z kobiet nawet nie drgnęła, patrząc raz na Mavis, raz na Lucy a potem na Natsu.
- Czy Faraon właśnie nazwał Lucy swoją ... - zapytała nie mogąc wyjść z szoku.
- Żoną? Tak. Lucy od dziś dostała tytuł mojej Wielkiej Małżonki Królewskiej. Umowa została już spisana. Prawda? - spytał puszczając oko do dziewczyny.
- Nie zdążyłam im jeszcze o tym powiedzieć. - szepnęła zaciskając palce na sukience a usta w wąską linijkę.
W odpowiedzi dostała cichutki chichot Natsu. Faraon przyciągnął ją ramieniem tak, aby oparła się o jego gołą klatkę. Gdy tylko poczuła to ciepło, zupełnie się uspokoiła.
- Tak. Przepraszam, że wam nic nie powiedziałam, ale nie zdążyłam. - odpowiedziała w kierunku Mavis.
- To wspaniała wiadomość. - stwierdziła Mavis uśmiechając się promieniście do Faraona i Lucy.
Gdyby tylko były same, oddała by Larcade Brandish i sama rzuciła się z przytulasami do Lucy. Jednak obok niej siedział Faraona więc taka ''operacja'' nie wchodziła w tym momencie w coś możliwego do wykonania, nawet dla niej; konkubiny brata Farona. Musiała zadowolić się tylko słownymi gratulacjami i spojrzeniem mówiącym Lucy
'' Pamiętaj, że obiecałaś mi dostęp do twojego brzuszka i uścisków tyle ile będę chciała! Teraz się już nie wymigasz! Haha!''
Lucy odczytując zamiary Mavis, wybuchła przytłumionym śmiechem.
- Co tam? Co cię tak rozbawiło? - zapytał Natsu pochylając głowę w dół.
- Nie, nic, nic. - pomachała głową na boki. - Myślałam nad imieniem dla dziewczynki ale tak sobie uświadomiłam, co gdyby urodził się chłopczyk? -
- Jeśli urodzi się chłopczyk, to ja mam imię dla niego. - odparł beztrosko Natsu akurat gdy służący zaczęli rozkładać potrawy na stolikach pośrodku wysepki.
Jellal na wiadomość o tym, że tym razem Faraon zje obiad wśród swoich konkubin, postawił na baczność całą służbę by tylko wszystko było idealne. Konkubiny zawsze dostawały potrawy i napoje w najlepszych kubkach i miseczkach. Tym jednak razem, musiało być jeszcze lepiej. Nie do pomyślenia było, by Faraon dostał coś co uwłaszczało jego pozycję, dlatego każde danie musiało wyglądać jak dzieło sztuki a każdy napój być idealnie uwarzony i nalany, bez żadnej plamki czy ulania.
- Powiem ci po obiedzie. - szepnął Natsu nachylając się do ucha Lucy.
- Ale ... -
- Nie ma ale. Jedz. Musisz zdrowo się odżywiać. - mruknął sięgając po kubek z piwem i upijając łyka.
Lucy pokiwała głową i biorąc malutką miseczkę z mięsem zaczęła jeść. Dopiero gdy zaczęła, pozostałe konkubiny sięgnęły po swoje porcje. Żadna nie śmiała sięgnąć przed Natsu ani przed Lucy. Ten drobny gest sprawił jednak, że Lucy poczuła różnicę pomiędzy bycia konkubiną a małżonką. Niby nic a jednak presja była.
Zgodnie z kolejną zasadą, dziś na wysepce zabrakło Cany i Erzy które siadły przy innej wysepce. Znów protokół. Mimo, że Lucy bardzo je lubiła i nie miała nic przeciwko by siedzieć z nimi razem, o tyle teraz zrozumiała, że jako że nie posiadają żadnego tytułu, nie powinny siedzieć wraz z konkubinami. Zupełnie nie do pomyślenia również było, by zasiadły z żoną Faraona i nim samym. Przełykając kolejny kęs, zerknęła na nie ze smutkiem w oczach, lecz widząc ich uśmiechy do niej, rozchmurzyła się.
Nie. Nic się nie zmieni. O ile będzie sama, nie będzie mieć nic by mogły siedzieć razem z nią. Już postanowiła. Władza nie jest najważniejsza. Najważniejsza jest miłość i przyjaźń. Ludzie na których ci zależy. Myśląc o tym zadarła brodę w górę zerkając na Natsu.
Faraon jedząc, zajął się jakąś rozmową z Mavis oraz Dimarią. Barandish również się wtrącała ale rzadko. Jeśli ktoś popatrzył by na nich z boku, uznałby ją i Faraona za szczęśliwa parę. Natsu był taki spokojny, uśmiechnięty i radosny. Zupełnie nie dawał po sobie poznać, że jeszcze parę godzin temu, o mały włos by nie zginął, został ranny, zabił swoją własną straż która go zdradziła i stracił możliwość uprzedzenia ich ataku. W ogóle nie dawał po sobie tego poznać. Jedyne co zmienił to coś w rodzaju kamizelki którą miał na ramionach by zakrywała je i nie pokazywała opatrunku. Klatkę piersiową i brzuch aż do pasa miał odsłonięte. Opierając się o nie, Lucy zatopiła się w jego rytmicznym i powolnym oddechu i tym jak jego klatka unosiła się i opadała lub drżała gdy się śmiał. Więc to jest ta różnica? Ta różnica wiedzy. Ona i Natsu wiedzą co się stało, wiedzą o zdradzie straży i o ich zabiciu w przeciwieństwie do zebranych tutaj kobiet, które jedyne co wiedzą, to to, że Mirajane nie żyje (mylą się) i Lisanna pewnie została zabita za atak na nią (drugi raz się mylą). Informacje. Informacje cenne jak życie.
- A jak się miewają moi bratankowie? Dają ci spać w nocy? - spytał Natsu zerkając na Mavis.
- August jest bardzo spokojny natomiast Larcade chyba odziedziczył po swoim wujku energię. Jest bardzo żywiołowy. - zaśmiała się Mavis kładąc rękę na głowie Larcade i patrząc jak zaczepia swojego brata.
- Hehe no cóż. Ja również odziedziczyłam po moim ojcu to. Ciekawe czy nasza córeczka również będzie taka żywiołowa? - zaśmiał się Natsu lecz chwilę potem ugryzł w język.
Cholera, nie powinien tak mówić. Sam przecież zabronił to Jellalowi. Nie powinien tak naciskać na Lucy, ponieważ jeśli jego koszmar się spełni i dziecko nie będzie jego, tylko ją zrani.
- Przepraszam za spóźnienie. Myślałem, że poważnie żartujesz z tym obiadem. - z opresji wyrwał go głos brata.
Zeref spokojnym krokiem podszedł do wysepki i kiwając głową do brata, zajął miejsce pomiędzy nim a Mavis, biorąc na ręce Augusta i Larcade.
- A czy wyglądałem jakbym żartował? - mruknął Natsu uśmiechając się zadziornie.
- Trochę tak. Uśmiechałeś się od ucha do ucha gdy wychodziłeś z komnaty. - odpowiedział Zeref. - Co tam porabiacie? Znów dokuczasz braciszkowi? - zaśmiał się Zeref przytulając swoich synów i całując w głowę.
Mavis mając wolne ręce, przeciągnęła się ostrożnie i chwytając miseczkę z jedzeniem, zaczęła szybko nadrabiać posiłek. Lucy kończąc jeść, odstawiła miskę i pochyliła się sięgając po kubek z naparem z róży który był przygotowany specjalnie dla niej. Jednak gdy pochylała się nad stolikiem poczuła jak Natsu odchylił się w bok do siedzącego obok brata i szepnął krótkie pytanie.
- Załatwiłeś? -
Udając, że nic nie słyszy i nie zwraca uwagi, wróciła do pierwotnej pozycji, ponownie opierając się o bok Natsu.
- Yhy. - mruknął Zeref. - Tylko... - dodał.
- Hmm? - mruknął Natsu
- To potrwa dłużej niż chciałeś. -
- Trudno. Załatw to do końca. - westchnął Natsu i prostując się pocałował Lucy w czubek głowy szepcząc jej do ucha.
- Jak ja się bardzo cieszę, że masz taki apetyt. -
- Hmm? - westchnęła Lucy udając, że dopiero teraz go słucha.
- Masz plany na resztę dnia? - spytał na głos.
- Chyba już tak... - zaśmiała się Lucy podnosząc oczy w górę. - Mój mąż chyba już mi coś zaplanował. - dodała rozbawiona.
- Naturalnie. I nie przyjmuję sprzeciwu. - odparł.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział 12 kwietnia (Niedziela)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro