III በበ
Rytmiczny dźwięk skórzanych butów doszedł do jej uszu. Pomimo ciężkich, jakby ważyły tony powiek, Lucy uchyliła je dostrzegając mijające ją kolejne strzeliny w podłodze. Serce w tamtym momencie biło tak dziwnie i nierytmicznie, że Lucy z trudem panowała by znów nie zasnąć z bardzo małej ilości tlenu w organizmie. Jednak gdy przymykała powieki, usłyszała męski głos w głowie szepczący coś niewyraźnie. Nie zrozumiała ani słowa, lecz głos poznała by wszędzie. Natsu. TO był głos Natsu. Zbierając się w sobie, po raz kolejny otworzyła oczy i starając się nie wydać dźwięku, napięła mięśnie odpychając się gwałtownie od niosącej ją osoby.
- Co jest...! - warknęła postać puszczając zaskoczony dziewczynę z rąk.
Lucy nie zamierzała mu się tłumaczyć, rzucając się do ucieczki w przeciwnym kierunku. Dzięki zaskoczeniu przeciwnika udało jej się odbiec parę kroków, ale przez otumaniony organizm poplątały jej się nogi przez co spadła na podłogę.
Ciężko i szybko dysząc próbowała się podnieść lecz wtedy poczuła nad sobą czyjąś obecność. Porywacz nieśpiesznym krokiem podszedł do swojej ofiary. Spod jego kaptura przez odepchnięcie Lucy wypadło kilka długich, białych włosów. Na ich widok Lucy zdrętwiała jeszcze bardziej. Od razu przed jej oczami pojawił się widok skorpiona i jej płacz. Na myśl o tym, oczy zaszły jej łzami ze strachu. Przez rozszalałe serce i otumanienie, nie mogła wydać z siebie żadnego krzyku. Leżąc na podłodze, zaczęła się podciągać rękami by oddalić się od napastnika. Ten jednak przyśpieszył kroku i łapiąc Lucy za kark uniósł w górę na kolana.
- C...czego chcesz... - wyszeptała ledwo słyszalnym, drżącym głosem.
- Twojej głowy. Niszczysz cały mój wieloletni plan. - syknął męskim, ciężkim głosem.
Ku jej przerażeniu mężczyzna podciągnął ją mocniej w górę, tak, że prawie musiała stanąć na miękkich nogach. Gdy tylko jej prawa noga się wyprostowała przeciwnik obrócił gwałtownie głowę w bok. Lucy przerażonymi oczami zerknęła w stronę z której ją przyniósł. Zaledwie 8 metrów od nich zobaczyła stojącego ze stertą w dłoni papirusów, zupełnie zdezorientowanego i zaskoczonego Zerefa.
- Ratunku ... -wyszeptała a z oczu poleciały jej łzy
Nie zdążył dokończyć, gdyż nastąpiły po sobie trzy błyskawiczne rzeczy. Pamięta, to jak Zeref upuścił papirusy które rozwiały się gdy ruszył biegiem w jej stronę, to jak, napastnik cisnął nią w ścianę i nim obraz zrobił się cały czarny, krzyk Zerefa łapiącego ją w powietrzu.
- Lucy! Lucy! Zatrzymajcie go! - wrzasnął Zeref łapiąc nieprzytomną dziewczynę do towarzyszącego mu strażnika.
- Rozkaz! - rzucił strażnik, biegnąc za uciekającym już niedoszłym porywaczem.
- Lucy! Lucy! - Zeref próbując nawiązać kontakt z dziewczyną potrząsnął nią delikatnie.
Bez skutku. Lucy straciła zupełnie przytomność od uderzenia w ścianę. Przeklinając na wszystko, Zeref podniósł ją na rękach jak zwiotczałą lalkę. W tym momencie ''cieszył się'' , że Natsu nie ma w pałacu. Gdyby ich tak zobaczył, mogło by być krucho i nawet szybkie wyjaśnienia mogłyby nie pomóc. Jednak z drugiej strony, gdyby Natsu był obecny tutaj, natychmiast informując go o tym, dopadli by porywacza. Tak jak przypuszczał, wysłany strażnik zgubił jego trop wracając z pustymi rękami.
- Przeczesać cały pałac! Natychmiast! Macie go znaleźć! I wysłać drugiego strażnika do Mavis! Tylko tak, aby się nie zorientowała! - syknął Zeref.
- Rozkaz. - zawołał strażnik.
Zeref olewając go ruszył prosto do medyczek. Irene musiała obejrzeć Lucy. Natychmiast.
☥☥☥
- A sk....wi...ć... -
- Do....dz...n...to! -
- Ć....Tu...mie....nie! -
Słysząc urywki słów, Lucy czuła jakby coś ją przejechało. Nic nie rozumiejąc z bełkotu, zmarszczyła brwi. Głowa bolała ją jak diabli.
- Przynieś mi jeszcze tamten olejek. - damski głos tuż koło jej ucha doszedł do głowy Lucy
- Uciekł? - szepnęła Lucy zwracając na sobie uwagę Irene i Wendy.
- Lucy! - zawołała Wendy nachylając się na dziewczyną ale szybko została odepchnięta przez Irene.
- Jak się czujesz? - spytała Irene z troską.
- Głowa mnie boli, ale poza tym, nic mi nie jest. - powiedziała Lucy podnosząc się.
- Wendy, przynieś mi w końcu ten olejek. - warknęła Irene na co Wendy pośpiesznie wybiegła z pokoju.
- Nie trzeba. - mruknęła Lucy siadając na łóżku.
- Ech ... rany, rany. Siedzi sobie tutaj człowiek spokojnie nad ziołami, po południu a tu wpada książę z tobą na rękach. Ty to masz powodzenie, nie ma co. - zaśmiała się Irene wstając.
- Raczej zbyt duże. - burknęła Lucy masując sobie głowę.
Chwilę rozmawiając ze sobą, Lucy poczęła się uspokajać. Pomimo, tego, że dowiedziała się od Irene, że nie schwytano porywacza, nie czuła strachu. Okazało się, że w jej komnacie znaleziono kadzidełko z silnym środkiem usypiającym. Irene wciąż nie mogła dojść, jakim cudem Lucy udało się obudzić i zachować świadomość. Dziewczyna odwróciła od niej wzrok, nie chcąc wspominać o tym, że usłyszała głos Natsu i to dla niego, postanowiła walczyć z sennością. Gdy Irene odebrała olejki i odprawiła Wendy z pokoju, Lucy przełykając ślinę zwróciła się do Irene.
- Mmm, Irene. Możemy porozmawiać? Miałam przyjść do ciebie, ale jakoś tak... nie mogłam się zebrać. - powiedziała Lucy nerwowo ściskając sobie palce u ręki.
- Tak... coś się stało? - spytała widząc zdenerwowanie blondynki.
- Tydzień przed porodem Mavis, włożyłam do dwóch płóciennych worków trochę jęczmienia i pszenicy. - zaczęła Lucy.
Irene słuchając uważnie słów Lucy kucnęła przy niej. Słysząc jednak o jęczmieniu i pszenicy złapała gwałtownie Lucy za kolana i patrząc się prosto w jej oczy zapytała drżącym szeptem.
- Zakiełkowało? -
Lucy chwilę gryzła dolną wargę aż w końcu przytaknęła głowa.
- Pszenica a dwa dni potem jęczmień. Oba. -
- O Wielka Bogini ...! - zawołała Irene zakrywając sobie usta ręka.
- Irene, ja się boję. Co jeśli to jest prawda? Nie wiem co robić. - szepnęła Lucy czując jak jej dłonie zaczynają drżeć.
- Powtórz to. Dam ci nowe woreczki i trochę pszenicy i jęczmienia. Będziesz przychodzić do mnie z tym. - zarządziła Irene wstając.
- Powtórzyłam już. Zaraz po porodzie Mavis. Dziś znów zakiełkowała pszenica a jęczmień niedługo również zakiełkuje. -
- O Bogini Czenenet! - tym razem Irene złapała za drżące ręce Lucy. - W takim razie powinnaś się cieszyć.
- Cieszę się ale i martwię. Irene, ja nie mam pojęcia z kim jestem w ciąży. Na pewno już wiesz, czemu Faraon tak się wkurzył na mnie. Spałam po powrocie z wyprawy z Zerefem a dzień potem z Natsu. Współżyłam z nimi dzień po dniu! Irene ja ... - mówiąc to do oczu Lucy napłynęły łzy.
- Uspokój się. Ciii, spokojnie. - uciszyła ją Irene przytulając. - Wszystko się jakoś ułoży. Przykro mi powiedzieć, ale nie jestem w stanie ci pomóc. Dopóki dziecko się nie urodzi, mogę tylko próbować przewidywać jego płeć. Zresztą tak samo jak ty.* Jedyne co ci mogę doradzić, to modły do Bogini Czenenet* o zdrowie twojej macicy. -
- Boję się reakcji Faraona. Już jest na mnie zły. O matko! Miałam iść do niego! - zawołała Lucy zrywając się na nogi.
- Lucy! Lucy! - Irene złapała dziewczynę za rękę zatrzymując w miejscu.
- Irene, zgodził się zagrać ze mną w Senet. Ja muszę iść do niego. -
- Nie. Musisz iść wypocząć. Masz iść do siebie. Faraon nie czeka na ciebie. Pół godziny temu był tutaj. Zdaje mi się, że zaraz po powrocie książę zaznajomił go z całą sytuacją. Wie co się stało, wie, że ktoś próbował cię porwać. - zawołała Irene drżącym głosem
- Wie? -
- Wie. Ostatnio tak wściekłego widziałam go prawie 2,5 miesiąca temu. Kipiał złością, że ktoś wszedł tutaj i próbował porwać... Przy okazji wychodząc rozwalił mi nogą dwa dzbanki które stały na środku, ale nie mam mu tego za złe. Z tego co wiem, przeszukują wciąż pałac i okolice. -
Lucy czując jak robi się jej znów słabo, oprała się o Irene.
- Lucy? - wzdrygła się Irene.
- To nic. Mam już tak od pewnego czasu. To dlatego zrobiłam ten test. Przez te zawroty i nudności coś mi siedziało z tyłu głowy. Jednak wolałam się mylić. -
- Toorasu! - zawołała Irene
Strażnik natychmiast wszedł do pomieszczenia.
- Odprowadź ją do jej komnaty. Wejdź z nią i sprawdź czy nie ma tam nic dziwnego lub podejrzanego. - rozkazała Irene
- Oczywiście. - odparł. - Faraon już zalecił uważać na Lucy. -
- Lucy, gdyby coś się ... - mówiąc to Irene wskazała oczami na nie widoczny jeszcze brzuch Lucy - ... to przyjdź do mnie. Bez wahania, od razu. -
- Dobrze. - pokiwała Lucy po czym wyszła z Toorasu.
- Od dziś, mam czuwać pod twoją komnatą. Jeśli coś, cokolwiek by cię zaniepokoiło, nawet gdyby było to coś głupiego, zawołaj mnie. - szepnął Toorasu idąc za Lucy
- Tak, tak. - szepnęła Lucy dotykając się otwartą ręką po brzuchu.
- Coś ci się stało w brzuch? Boli cię? - zwrócił uwagę Toorasu
- Co? Nie! Nie, nie, nie. - zawołała spanikowana Lucy. - Tylko tak się dotknęłam. - dodała.
''Pięknie. Przez tego niedoszłego porywacza od skorpiona, nie będę mieć już ani miligrama swobody. Jak ja mam teraz ukrywać tą ciążę?''
- Toorasu. - zwróciła się Lucy gdy oboje doszli pod jej komnatę.
- Tak? -
- Czy mogła bym cię prosić, naprawdę, jeśli cię zawołam, mógłbyś wejść w miarę spokojnie? Nie wpadać gwałtownie? Potrzebuję trochę spokoju. -
- Jak rozkażesz. To mogę spełnić, ale i tak będę czuwał pod twoimi drzwiami. -
- Ech, na to, to już nie mam wyboru. -
Toorasu po sprawdzeniu komnaty Lucy wpuścił dziewczynę do środka. Ledwo co usiadła na łóżku, do jej pokoju wpadła Mavis. Loki posłusznie został na zewnątrz rozmawiając z Toorasu. Przez następne dwie godziny, Lucy tłumaczyła Mavis, że nic się jej nie stało. Mavis gdy tylko Zeref powiedział jej co zaszło, przyszła natychmiast z kolacją. Dziewczyny wspólnie zjadły spóźniony posiłek. Gdy noc rozlała się na całego, Mavis pożegnała Lucy i zmuszona wracać do synów i księcia, opuściła dziewczynę.
- Świetnie. Cały harem już wie. Czemu ciągle muszę być na ustach wszystkich. - mruknęła niezadowolona kładąc się w łóżku.
Leżąc w nim, zaczęła rozmyślać nad przyszłością. Dziecko. Tego nie planowała. Zupełnie to ją zaskoczyło. Porwanie i skorpion. Mężczyzna o długich białych włosach. Nie. Ten Rzymianin, który porwał ją ze świątyni, Gajeel miał czarne włosy. To na pewno nie on.
- Więc kto? Kto i czemu pragnie mojej śmierci ... oprócz Lisanny. - mruknęła marszcząc brwi i obracając się na bok tak, że plecami leżała do drzwi.
Nie bała się tak leżeć wiedząc, że za drzwiami siedzi Toorasu. On na pewno nikogo nie przepuści. Leżąc tak w półmroku, czuła jak w końcu głowa przestaje ją boleć. Uspokajając się pozwoliła sobie zamknąć oczy, jednak potem usłyszała jakby szepty pod drzwiami. Chwilę potem drzwi się otworzyły wpuszczając odrobinę światła. Zaciekawiona już chciała się obrócić i zobaczyć kto to, ale męski głos wyprzedził ją.
- Nie wstawaj. Leż. -
Posłusznie obróciła głowę. Mimo, że nie zdążyła go zobaczyć, po głosie poznała Faraona. Teraz załapała czemu Toorasu tak bez problemowo wpuścił go do niej do środka. Gdy nad tym rozmyślała, Natsu podszedł do jej łóżka. Dzięki sandałom doskonale słyszała jego ciche kroki. Gdy stanął przy łóżku, serce Lucy przyśpieszyło na powrót. Leżąc w bezruchu, tyłem do niego nie wiedziała czy ma się może jednak obracać i co tak właściwie Natsu robił.
Patrząc na nią, Natsu przygryzł wargę a paznokcie wbił w ręce. Czuł się winny. Winny, że mimo tego, że nie widują się już, ta cała próba porwania nastąpiła właśnie przez to, że Lucy jest jego główną konkubiną.
Czekając w ciszy, Lucy zacisnęła zęby. Powinna go przeprosić. Natsu pewnie miał inne plany, które przełożył by zagrać z nią w Senet. Teraz przez nią nie dojrze, że nie zagrał, to jeszcze popsuła mu wieczór. Z myśli wybudziło ją, jej ugięcie łóżka. Wzdrygnąwszy się zerknęła za siebie kątem oka.
- Leż. Nie obracaj się. - mruknął znów Natsu siedząc na skraju jej łóżka.
Plecami obrócił się do jej pleców. Czując się już zupełnie bezradnie, Lucy się poddała, wypuszczając cichutko powietrze.
- Jak głowa? - zapytał nagle Natsu
- He? - jęknęła Lucy
- Jak głowa? Wciąż boli? - powtórzył o dziwo spokojnie Natsu
- Nie. Nie boli mnie już. Jest w porządku. - odparła kłamiąc.
- A kark? - dopytał próbując zachować pozory obojętności które zupełnie mu nie wychodziły.
- Jest cały. Nie mam żadnych siniaków. - skłamała Lucy po raz drugi ciesząc się, że jej długie włosy całkowicie go zasłaniają.
Przez usta Natsu przebiegł szybki uśmiech.
'' Ona się nigdy nie nauczy wiarygodnie kłamać.''
Pomyślał Natsu. Zerkając za swoje plecy na jej plecy zaczął się wahać czy słusznie zamierzał to zrobić. Jednak, skoro już tutaj przyszedł, to zrobi to.
- To dobrze. - szepnął Natsu udając, że wierzy w kłamstwo Lucy.
Lucy zacisnęła usta w wąską linię. Coś w niej mówiło jej, że on wie, że go okłamuje. Tylko po co się pyta? Po co przyszedł? Równie dobrze mógł przyjść rano. Ostrożnie zerknęła na niego akurat w momencie w którym wstał i zaczął czochrać się po głowie. Znów się wahał. Tylko nad czym? Co chodzi mu po głowie? Irene chyba mu nie powiedziała o ciąży? Nie, to nie jest możliwe. Nie zrobiła by tego.
Natsu stał chwilę po czym rzucając krótkie spojrzenie przez które Lucy odwróciła oczy, westchnął i ruszył do drzwi.
Zresztą nieważne. Nieważne po co przyszedł i co zamierzał. Jego krótka wizyta jakoś tak podniosła Lucy na duchu. Poczuła spokój. Uśmiechając się zamknęła oczy wsłuchując się w oddalający dźwięk jego sandałów. Gdy jednak ucichły, dziewczyna otworzyła jedno oko. Pokonywała dystans od łóżka do drzwi codziennie. Tyle kroków ile zrobił Natsu, nawet dużych nie starczyło by, by wyjść. Więc wciąż stoi? Czemu się zatrzymał?
Natsu zatrzymując się w połowie drogi skręcił podchodząc do krzesła. Chwilę się przy nim grzebał, aż w końcu ruszył z powrotem do Lucy, podchodząc jednak już na paluszkach.
Lucy słysząc jego prawie niesłyszalne kroki i to jak wracał do niej wstrzymała oddech. Namyślił się? Więc zaraz się dowie, co planuje. Gdy tylko o tym pomyślała, narzutka pod którą leżała została zerwana z niej a sekundę potem, nim dziewczyna zdążyła się podnieść, ponownie opadła na nią, przykrywając ją szczelnie. Gdy tylko poczuła z powrotem ją na skórze, przy jej plecach ugięło się prześcieradło, zapadając w dół a coś ciepłego, położył się tuż przy jej plecach.
- Co robisz? - szepnęła gdy poczuła jak chłopak położył się obok niej na plecach, bokiem do jej pleców.
- Możesz nie kazać mi się ciągle powtarzać i leżeć spokojnie? - mruknął lekko zdenerwowany.
- Dobrze. - szepnęła Lucy.
Pomimo tego, że leżała do niego plecami, poczuła utęsknione ciepło jego ciała. Jego zapach był bardzo mocny i drażnił jej nos, przypominając o tych pięknych i miłosnych nocach w łóżku z nim. Podejrzewała, że musiał ściągnąć górną część stroju i leżeć teraz obok niej z gołą klatką i bez butów. Czując dziwny spokój który zalał ją całą, uśmiechnęła się szeroko.
- Toorasu nie wytrzyma całej nocy. Zaśnie prędzej czy później. - mruknął Natsu. - Dlatego przyszedłem cię popilnować. Prześpij się na spokojnie. - dodał
Lucy zaśmiała się cicho, w końcu szczerze od przeszło 2,5 miesiąca. Kłamał. Jego kłamstwo czuć było na kilometr. Wcale nie przyszedł tutaj bo Toorasu mógłby zasnąć. Nie, jej strażnik czuwał by całą noc dla niej. Nawet teraz była pewna, że wciąż stoi na warcie. To, że Natsu sam z siebie przyszedł i położył się obok niej, znaczyło tylko jedno....
To, że przyszedł po tylu dniach słuchania narzekań Zerefa było z góry zaplanowane. No może prawie, bo planował to troszkę inaczej. Natsu usłyszawszy w progu pałacu, od bladego jak ściana brata co się stało, już wtedy zmienił plany w końcu się decydując na ten krok. Pierwsze co zrobił, było odwiedzenie Irene. Gdy wychodząc od niej, zobaczył kątem oka nieprzytomną Lucy, złość w nim tak strzeliła, że nie hamując się rozwalił medyczce dzbanki. Czemu? Czemu przyszedł teraz w środku nocy? Czemu ją okłamał, że to przez Toorasu tutaj jest? Z prostego powodu. Mogą się kłócić, może być na nią wściekły, ale wciąż ...
Martwi się o nią. Natsu wciąż kocha Lucy i martwi się o nią.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Gdy Egipcjanka zaszła w ciążę to często chciała poznać płeć swojego dziecka. Stosowano tutaj ciekawy sposób: wkładano jęczmień oraz pszenicę do dwóch płóciennych worków, które w każdy dzień miały być zwilżane moczem.
- Gdy zakiełkują razem to dziecko się urodzi,
- Gdy pierwszy będzie jęczmień – to chłopiec
- Gdy pszenica – dziewczyna
- Jeśli zdarzy się, że nic nie zakiełkuje, to wtedy nie będzie żadnego dziecka.
Okazuje się, że substancja znajdująca się w moczu ciężarnych kobiet może powodować szybsze zakwitanie określonych roślin. Z ciekawostek, ten test miał 70% skuteczność prawidłowego wyniku ciąży.
Nawet macica miała osobną boginię Czenenet, która miała się nią opiekować.
Kolejny rozdział: 29 marca (niedziela)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro