III III II
Lucy wychodząc z pokoju medyczki natknęła się od razu na strażnika, który czekał na nią pod drzwiami.
- Tak, tak. Mam iść do głównej sali, siedzieć cicho i nie wtrącać się. - mruknęła Lucy ruszając w stronę korytarza.
Strażnik stał w miejscu zupełnie wybity z rytmu, ale widząc olewającą go dziewczynę ruszył za nią w pogoń.
- Nie miałem na myśli cię obrazić. Wybacz, jeśli tak to odebrałaś, ale dostałem taki rozkaz, by być na każde twoje skinienie i spełniać każdą twoją zachciankę jako konkubiny naszego Księcia. - wyrzucił na jednym oddechu kłaniając się nisko.
Lucy nie spodziewając się takiego obrotu spraw, stanęła gwałtownie w miejscu.
- Co? Jak to? To nie masz mnie trzymać na krótkiej smyczy? - rzuciła patrząc na strażnika który stał ze spuszczoną głową. - I podnieś głowę jak do ciebie mówię, bo czuję się nieswojo. - dodała.
- Ależ skąd. Książę Zeref nakazał zabrać cię do Irene a potem służyć ci pomocą. - odparł podnosząc oczy na Lucy.
- Tak lepiej, jak masz na imię? Jak mam cię nazywać? - mówiąc to uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Toorasu, ale niektórzy zdrabniają moje imię na Taurus. -
- A jak wolisz? Toorasu czy Taurus? -
- Przyzwyczaiłem się już do Taurus, ale szczerze to wolę Toorasu. -
- Więc, Toorasu, miło mi Cię poznać. Wybacz, że na ciebię tak naskoczyłam, ale pomyliłam się co do twoich intencji. Idę do głównej sali pogadać z innymi kobietami. Nie mam na tą chwilę innych potrzeb, więc daję ci wolną rękę.- powiedziała Lucy przekręcając głowę w bok i śmiejąc się wesoło.
- Odprowadzę cię. - szepnął strażnik wskazując aby Lucy ruszyła przodem.
- Miło z twojej strony. - odparła ruszając.
- Taka moja praca. Każda konkubina ma swojego strażnika. - odparł idąc trzy kroki za Lucy.
- Tak? Nie widziałam innych strażników przy konkubinach. - zdziwiła się Lucy.
- Ponieważ chodzi o to, by się nie napraszać i być w miarę niewidocznym gdy nie ma potrzeby, a w razie jej wystąpienia, być pod ręką. Chociaż muszę przyznać, że najrzadziej widzę tutaj strażnika głównej konkubiny Faraona, Mavis. Trzyma się zawsze daleko. Podobno jest to ich umowa, bo Mavis nie lubi straży. Czuje się wtedy osaczona. -
- Rozumiem. Wyglądasz na takiego co go zna? -
- Ledwo co. - odparł Toorasu gdy wchodzili już do sali. - Więc w razie potrzeby, jestem do twojej dyspozycji. - mówiąc to ukłonił się Lucy i odszedł.
Lucy chwilę jeszcze stała. Niedługo miano podawać kolację. Kobiety które nie były konkubinami, poszły poćwiczyć grę na instrumentach zaraz po obiedzie, więc wkrótce powinny wrócić. Część konkubin, poszła się umyć, więc w sali był mniej osób niż zwykle. Dziewczyna z wielką niechęcią siadła sama na wysepce rozglądając się dookoła.
- Pustawo tutaj. - mruknęła.
- Tutaj jesteś! - jak z powietrza skoczyła na nią Dimaria przyprawiając Lucy o zejście.
- Do cholery! Nie strasz mnie tak! - krzyknęła Lucy ciężko oddychając.
- A ty co taka blada? Wyglądasz jakbyś zobaczyła potwora. Dobrze się czujesz? - zapytała Dimaria siadając obok Lucy
- Tak, dobrze. - odparła Lucy wypuszczając powietrze.
''Zobaczyłaś potwora?'' Gdyby tylko mogła jej powiedzieć, jak bardzo trafiła w sedno. Jednak, jeśli by to zrobiła, skazała by Farona na kłopoty. Większe niż ma teraz. Patrząc na Dimarię, Lucy zrozumiała, że cała sprawa z trupami, musiała zostać zamieciona pod dywan. Nikt zdawał się nie wiedzieć, co się stało kilka komnat dalej. Na samą myśl o tym, przeszedł ją dreszcz.
- A Mavis gdzie jest? - wtrąciła Brandish podchodząc do Dimari i Lucy.
- Nie ma jej tu. - odparła Lucy.
- Nie myła się z tobą? - zdziwiła się Dimaria.
- Tak, ale wyszła zaraz po tobie. - powiedziała Brandish.
- Jest tam. - szepnęła Lucy wskazując ręką na wejście.
Mavis rzeczywiście tam stała rozmawiając z Jellalem. Po chwili uśmiechnęła się na co on się skłonił i rozeszli się. Mavis podeszła radosnym krokiem do dziewczyn wołając już z daleka
- Co to za grobowe miny? Zobaczyłyście mumię czy co? -
Brandish i Dimaria parsknęły śmiechem. Lucy mimo, że wcale nie było do śmiechu, uśmiechnęła się udając rozbawioną.
☥ ☥ ☥
Po zjedzonej kolacji, kobiety zaczęły się zbierać. Część już wyszła a część wciąż siedziała plotkując. Jak zawsze, Brandish opowiadała kolejną ciekawą historię z życia, gdy uwagę Lucy przykuła przechodząca biała kotka. Z zaciekawieniem śledziła kotkę wzrokiem dopóki czyjeś ręce nie podniosły ją na kolana.
- A czyja jest ta kotka? - spytała Lucy przerywając rozmowę.
Brandish z Dimarią obróciły głowy w kierunku kotki i wzruszając ramionami rzekły.
- Matki Farona. -
- Ładna. - uśmiechnęła się Lucy
- Ma na imię Shagotta. - szepnęła Mavis. - Faron też ją bardzo lubi. Parę lat temu się okociła i jedno z jej kociąt przypadło dla Farona a drugie dla Księcia. Pozostałe są pod opieką w świątyni Bastet. -
- Faraon ma kota? Książę też? Nie widziałam ani jednego. - zdziwiła się Lucy
- Hehe bo rzadko są tutaj w pałacu. One żyją własnym życiem, są lekko dzikie. Słuchają się odrobinę tylko braci. Tylko im dają się pogłaskać. - mówiła dalej Mavis.
- Widziałaś je? - zapytała Lucy
- Pewnie. Kot Księcia jest mały, czarno - szary. Chyba nazywał się Obra z tego co pamiętam. Kota Faraona często widzę. Ma dziwne ubarwienie, czasami mi się wydaje, że jest niebieski, ale to zależy jak światło padnie na niego. -
- A jak się nazywa? - zapytała Lucy z ekscytacją w głosie.
- Happy. - odparła radośnie Mavis
- Happy? - powtórzyła Lucy nie wiedząc czemu, uśmiechając się.
Dziewczyny zaczęły rozmawiać o kotach aż do późna w nocy. Gdy już prawie wszystkie kobiety rozeszły się, Lucy czując się dużo lepiej, postanowiła iść się umyć. W końcu Zeref miał na nią czekać w komnacie. Dziś miała spędzić noc również z nim w łóżku. Głupio by było, gdyby kazał jej się rozebrać i poczuł by brzydki zapach. Biorąc więc swoje rzeczy, ruszyła do łazienki.
Wypadek a raczej atak ze skorpionem zdawał się być już tak odległym wspomnieniem, że nawet nie zwracała uwagi na ten pechowy pokój w którym zostawiła znów swoje ubranie. Bez wahania, weszła naga do łazienki i od razu wskoczyła do chłodnej wody. Ciecz obmyła ją całą, skapującą gdy wynurzyła się i oparła o brzeg. Potrzebowała tego, chwili relaksu.
- Najpierw noc z Zerefem, te wątpliwości czy mnie kocha szczerze, ciąża Mavis, oskarżenia Lisanny, Faraon... - wymieniała obserwując skapujące krople wody z włosów.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. - odezwał się damski głos a chwilę potem w wodzie obok Lucy siadła Juvia.
- Juvia? A czemu ty nie śpisz? - spytała Lucy.
- Nie mogę. - przyznała podciągając kolana do brody. - Wyda ci się to dziwne, ale gdy siedzę w wodzie, czuję się jakoś tak spokojnie. -
Nastała chwilą ciszy. Obie dziewczyny siedząc patrzyły się w swoje odbicia w wodzie.
- Powiedz Lucy... - zaczęła Juvia. - Chciałaś tego? -
- Hmm? - mruknęła Lucy nie rozumiejąc słów koleżanki z którą przybyła tamtego dnia do pałacu.
- Chciałaś takiego życia? Nie marzysz czasem by uciec od tego wszystkiego i żyć swoim życiem? Z dala od pałacu? - szeptała Juvia niepewnie przebierając palcami pod wodą.
Lucy utkwiła swój wzrok gdzieś daleko. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Fakt, starała się i traktowała to jako swój obowiązek aby dostać się do pałacu i służyć Faraonowi ale czy faktycznie tego chciała?
- Czy chciałam? Nie wiem. Od dziecka mnie tym "obarczono". Czy słuchałam się? Tak i nie. Czy chcę tu być? - mówiąc to Lucy zerknęła ponownie na swoje odbicie w wodzie. - Czy chcę tu być? - powtórzyła sama do siebie.
- Ja nie chcę, ale nie mam wyboru. Muszę. Obiecałam to mojej rodzinie. Zostawiłam swojego przyjaciela, dom, wszystko po to, by tu żyć. Żyć dla Faraona którego nigdy mogę nie dotknąć. - wyznała Juvia.
- Wiesz, że możesz odejść. Faraon zapewni Ci utrzymanie i... -
- I złamie tak słowo rodzinie. - burknęła Juvia. - Nieważne. Więc, powiedz, kochasz go? Księcia? -
Lucy słysząc to pytanie zrobiła wielkie oczy i już chcąc przyznać, że tak, otworzyła buzię, ale przypominając sobie odrzucenie jej propozycji seksu, zamilkła. Czy ona go kocha? Czy może to było zwykle zauroczenie?
- Ja muszę już iść. Dzięki, że mnie nie wyśmiałaś z tą wodą i że mnie wysłuchałaś. - przyznała nagle Juvia wstając i znikając w przebieralni.
- Jasne, nie ma za co. - mruknęła Lucy.
Czując jak odeszła ją ochota na wszystko, również wyszła z wody.
Po ubraniu się, ruszyła wolnym krokiem w stronę komnaty Zerefa. Cały czas w głowie szumiała jej rozmowa z Juvią. Czy ona kocha Zerefa czy tylko się w nim zauroczyła? Wychodząc na główny korytarz cofnęła się gwałtownie w tył, chowając za ścianką. Tuż za rogiem, zobaczyła stojącą Mavis oraz stojącego obok niej Natsu. Faraon wyglądał zupełnie normalnie, jakby to co zdarzyło się po obiedzie, nie miało miejsca. Rozmawiał z dość spokojną miną by po chwili przykucnąć i czule dotknąć brzucha Mavis.
- Haha, to łaskocze! - Lucy usłyszała podniesiony głos Mavis.
Faraon uśmiechnął się na ten komentarz i złożył na jej brzuchu krótki pocałunek. Wstając uśmiechnięty od ucha do ucha, przytulił Mavis. Drobna dziewczyna całkowicie znikła w jego umięśnionych ramionach.
- Ładna z nich para. Lisanna nie wie co mówi. Widać, że Faraon chce tego dziecka. - szepnęła do siebie Lucy.
Mavis i Natsu chwilę jeszcze stali przytuleni do siebie aż w końcu Faraon biorąc swoją konkubinę pod rękę, ruszył w przeciwnym kierunku do chowającej się za ścianką Lucy.
- Ładna para. - powtórzył męski głos który wystraszył Lucy na całego.
- Jellal?! - pisła nabierając powietrza jakby przed chwilą nurkowała.
- I co się tak patrzysz? Hmm? Książę na ciebie czeka a ty się bawisz w podsłuchiwanie. - mruknął zakładając rękę za rękę.
- A ty skąd wiesz, że na mnie czeka? Szukał mnie? - spytała podenerwowana Lucy.
- Skarbie, ja wiem wszystko. Nawet to gdy jakaś mucha wleci, to wiem też kiedy i gdzie wyleci z pałacu. - mówiąc to Jellal podniósł dumnie głowę do góry.
- Wszystko wiesz? A o tym co się działo dziś po obiedzie? - mruknęła Lucy pod wpływem złości.
- A co się miało dziać? Nic nowego. Pozatym, że coś długo zeszło Ci w tym ogrodzie u księcia. Zasiedzialaś się tam na całego. Tyle godzin?! - Jellal tupnął nogą pokazując swoje zniecierpliwienie.
Lucy dopiero wtedy przygryzła się w język. Czyli on nic o tym nie wie. Nie wie o trupach?! Niemożliwe żeby tylko 3 osoby wiedziały o tym i wśród nich nie był Jellal!
- A ty co tak ucichłaś? - mruknął Jellal przyglądając się uważnie Lucy.
- Muszę już iść. - rzuciła prędko i pobiegła w stronę komnaty Zerefa.
☥☥☥
- Lucy? Wszystko w porządku? - Zeref poderwał się z łóżka gdy zobaczył w drzwiach dziewczynę która wyglądała jakby przebiegła jakiś wyścig.
- Tak, tak. Wszystko..... gra. - odpowiedziała z trudem ostatnie słowo. - Chociaż w sumie to nie. Sama już nie wiem co o tym myśleć. - wyszeptała przytulając się do piersi Zerefa.
- Chodzi Ci o ... - zaczął niepewnie kierując się z nią w stronę łóżka.
- O Natsu. Wytłumacz mi, co to znaczy, że umrze za rok?! Co to za brednie! -
Zeref oddychając ciężko usiadł na łóżku wraz z Lucy, która wylądowała na jego kolanach.
- Nie powinienem. - mruknął.
- Zacząłeś więc dokończ. - mruknęła pewnie patrząc prosto w jego czarne oczy.
- Musiałem ci coś powiedzieć wtedy. Nie chciałem cię w to mieszać, ale powiedz mi jedno. Co dokładnie tam się stało, zanim przyszedłem? Jakim cudem, Natsu leżał spokojnie na tobie? -
- Odpowiedź za odpowiedź. - burknęła Lucy schodząc z kolan Zerefa i siadając na łóżku.
- Dobrze, ale chcę abyś wiedziała, że nie mówię ci wszystkiego, bo uważam, że to Natsu sam powinien ci to powiedzieć. W końcu sprawa dotyczy jego. - Zeref idąc za przykładem Lucy, również podciągnął nogi siadając na łóżku.
- Kiedy poszłam cię poszukać, zobaczyłam martwych ludzi. Wystraszyłam się, że Faraonowi coś się stało. Poszłam do niego a tam zastałam go... - Lucy urwała szukając brakującego słowa.
- Zastałaś potwora. - dokończył Zeref.
- Czy nazywanie własnego brata potworem nie jest bestialskie? Raczej miałam namyśli, że zastałam go... go jakby pod czyjąś kontrolą. Nie umiem tego opisać, ale czuję, że on jest tutaj ofiarą a nie tym złym. - rzekła Lucy nadymając policzki.
Zeref podniósł obie brwi zaskoczony słownictwem Lucy. Oprócz niego samego każdy kto jest w to wtajemniczony nie uważał nigdy Faraona za potwora a mimo to, Natsu uważa się sam, cały czas za potwora. Kim jest ta dziewczyna, że opisuje Faraona w taki sposób?! Jakim trafem trafia tak w sedno problemu?! Czy było by możliwe, że to jest ta jedna jedyna, która patrzy sercem a nie oczami?
- Więc rozumiem skąd się tam wzięłaś. Ale mam pytanie. Szłaś do mnie. Po co? - Zeref zmarszczył czoło czekając na wyjaśnienie.
- No bo... słyszałam plotki i chciałam zapytać się ciebie czy to prawda, ale teraz już wiem, że to nieprawda, więc nie ma tematu. -
- Jakie plotki? - ciągnął dalej Książę.
- Mmm... Lisanna rozpowiadała, że Natsu nie chce swojego dziecka. Dlatego nie spędza czasu z Mavis. -
Lucy dostrzegła całą paletę emocji na twarzy Zerefa. Szok, niedowierzanie, złość, zrezygnowanie, rozbawienie a na koniec cichy śmiech.
- Więc to tak. - szepnął. - Nie martw się tym. Natsu zależy aby dziecko urodziło się zdrowe. Martwi się o Mavis nawet bardziej odde mnie, mimo, że to ja zaglądam najczęściej do niej teraz. -
- Ma powody? - zapytała Lucy widząc cień smutku na twarzy Zerefa.
- Mavis kiedy ostatnio była w ciąży, poroniła. - wyznał spuszczając głowę.
- Co? - Lucy nie była w stanie dobrać innych słów.
Mimo, że sama nigdy nie spodziewała się dziecka, poczuła ogromny ból. Nawet nie chciała myśleć, przez co Mavis musiała przejść.
- Mówiłeś, że Natsu już... tracił nad sobą kontrolę wcześniej. - zmieniła temat widząc narastający ból również w oczach Zerefa.
- Tak. To się dzieje już od ponad kilku lat z czego 9 lat Natsu jest Faraonem. -
- Od ilu lat?! - Lucy zerwała się klękając na łóżku. - Ale moment, przez ten cały czas, nikt tego nie zauważył?! -
- Ja wiem o tym. Irene również. Nasi rodzice też. Pozatym, w tym momencie dwóch strażników. Było ich więcej, ale Natsu zabija ich. Kolejnego już znalazłaś. -
- Moment! Moment! Czym to jest? Nic już z tego nie rozumiem. -
- Dlatego, najlepiej będzie aby Natsu sam ci to powiedział. Zastanawia mnie jedno, przez ostatnie lata jestem odpowiedzialny za jego uspokajanie gdy traci kontakt z rzeczywistością. Ty również to zrobiłaś. Jak? - zapytał Zeref łapiąc Lucy za brodę i patrząc jej prosto w oczy.
- Przypomniało mi się, że Nastu zawsze uspokajał się przy głosie Mavis, więc zaryzykowałam i zaczęłam śpiewać. - wyznała bez ruchu Lucy.
- Śpiewać? Co mu śpiewałaś? - zdziwił się Zeref.
- Nie znam tytułu, ale słyszałam tą piosenkę od dziecka. Jest łagodna więc uznałam, że się nada. Bałam się tylko, bo nie potrafię tak dobrze śpiewać jak Mavis. - powiedziała Lucy.
- Zaśpiewaj. - rozkazał Zeref puszczając brodę dziewczyny.
Lucy posłusznie usiadła wygodnie i zaśpiewała piosenkę którą śpiewała Natsu. Starała się brzmieć jak najlepiej i najspokojniej, ale stres znów zaczął ją zjadać.
Głupia. Była głupia. Okazuje się, że bardziej stresuje ją śpiewanie przed księciem który wyciąga do niej pomocną dłoń, niż dla opętanego Faraona przygniatającego ją swoim ciałem.
- Skąd ty ją znasz? - zapytał Zeref gdy Lucy skończyła śpiewać.
- Mówiłam Ci. Moja mama mi ją śpiewała kiedy byłam dzieckiem. Coś nie tak? -
- Nie. Absolutnie nic. Kiedyś słyszałem już tą melodię ale może mi się zdawało. - przyznał Zeref drapiąc się po głowie. - Kurcze, a są takie podobne. - dodał.
- A gdzie ją słyszałeś? - Lucy coś nie dawało spokoju.
- Nie pamiętam. - przyznał szczerze.
- Zerefie, ja... -
- Dość już tych pytań. Jutro jadę z Natsu obejrzeć postęp prac przy budowie piramid. Czas spać. Chodź, połóż się obok mnie. - mruknął Zeref przerywając kolejną fale pytań dziewczyny.
- Chcę pogadać z Natsu. O tym. Dasz radę to załatwić? - szepnęła Lucy kładąc się przy Zerefie i przytulając się do niego.
- Zobaczymy co da się zrobić, tylko nie zdziw się, jeśli Natsu każe ci się trzymać od siebie z daleka. -
- Ja nie odpuszczę. Powiedz mu to. - zawołała Lucy której oczy zaczęły się powoli zamykać.
- Czemu tak się uparłaś na to? -
- Nie wiem czemu. Coś mi mówi, że tak trzeba. Pozatym, chyba tylko ja nie widzę w nim potwora tylko ofiarę. - prychnęła Lucy pozwalając sobie na troszkę oschły ton.
- Nie mów tak, jakbym sam widział w moim bracie potwora. Ty nic nie wiesz. - szepnął Zeref tak by Lucy go nie usłyszała. - Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. - dodał w myślach nim również zasnął.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejne rozdziały z maratonu:
III III III - 23 Niedziela
በ - 26 Środa
Iበ - 29 Sobota
IIበ - 3 Wtorek (marzec)
በ - rozdział numer 10
Iበ - rozdział numer 11
IIበ - rozdział numer 12
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro