Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II III በበበ

- Kim ... kim jesteś? - wyszeptała

- Hmm? Co masz na myśli? Jestem Faraonem. - odparł uśmiechając się lekko.

- Nie jesteś Natsu. Stojąc obok mnie, twoje usta są na wysokości mojego nosa, a prawdziwy Natsu jest wyższy, bo jego usta są na wysokości mojego czoła. Jesteś o pół głowy niższy od niego! - krzyknęła Lucy cofając się w tył. 

- Więc jednak zauważyłaś. Bystre oko. - zaśmiał się.

Lucy jednak na jego wyznanie, natychmiast złapała za swoją sukienkę i podciągając ją, obiegła konia od przodu a widząc siedzących na koniach z tyłu Scorpio i Pisces, krzyknęła.

- To nie Faraon! Oni są ... - jednak gdy tylko obrócili na nią głowy, Lucy usłyszała charakterystyczny dźwięk łuku.

Niecałą sekundę potem, wystrzelona strzała trafiła Pisces prosto między oczy zabijając na miejscu i zrzucając z grzbietu konia jego martwe ciało. 

Druga strzała poleciała w kierunku Scorpio trafiając go prosto w szyję. On również spadł z konia na piasek dusząc się własną krwią. 

- Pisces! Scorpio! -  Lucy widząc to krzyknęła przerażona, nie stojąc w miejscu, lecz rzucając się sama do ucieczki. 

Daleko jednak nie odbiegła, pochwycona przez jakiegoś żołnierza i zaciągnięta mimo szarpań przed fałszywego Natsu. 

- To boli! - warknęła gdy żołnierz podciął jej nogi by upadła na kolana, wykręcając jej przy tym dodatkowo ręce do tyłu. 

- Trzeba było nie uciekać. - prychnął fałszywy Natsu.

- Kim jesteś?! I czemu do cholery wyglądasz bardzo podobnie do Natsu! - krzyknęła Lucy patrząc prosto w jego ciemno żółte oczy. 

- Nie słyszałaś? Jestem Faraonem. - zadrwił z cynicznym uśmieszkiem. 

- Nie pieprz! Faraonem Egiptu jest Natsu! Mój mąż! - 

- Ech, jeszcze nim jest, lecz to ja nim zostanę za kilka dni. Dosłownie za paręnaście godzin. - stwierdził pewnie, zdejmując swoją niebieską koronę z głowy, która dotąd świetnie zakrywała mu wszystkie włosy. 

Teraz Lucy mogła zobaczyć jego kolor. Ciemno pomarańczowe włosy. Na ten widok, przełknęła ślinę. Kim jest ten człowiek i czemu do cholery jego rysy twarzy są bardzo podobne do Natsu! Zresztą nie tylko one. Gdy szeptał jego głos brzmiał zupełnie jak głos Natsu. Co tu się odpierdziela!?

- Lucy, miło mi cię w końcu poznać osobiście. Dotąd nie mieliśmy okazji pogadać. Ilekroć wysyłałem go po ciebie, tyle razy coś szło nie tak. - prychnął wskazując głową na Rogue który podszedł od prawej strony i kłaniając głowę, pozdrowił Faraona.  - Wy się już znacie, więc nie ma sensu was sobie przedstawiać. W prawdzie na początku, poleciłem mu cię zabić i wrobić w to wtedy główną konkubinę Faraona Mavis, ale coś chyba poszło nie tak z tym skorpionem. - zaśmiał się odgarniając pasma ciemno pomarańczowych włosów. 

- Ty... ty byłeś...ale... - wyjąkała Lucy zaskoczona obrotem sytuacji. - Kim ty do jasnej cholery jesteś?! Jak masz na imię?! - 

- Ignia. - odparł krótko. 

Lucy poczuła jak jej gardło całkowicie zaschło. Co się tutaj dzieje? Przecież Natsu opowiadając jej o konkubinie ich ojca, która była w ciąży i która nie przeżyła porodu wraz z dzieckiem, mówił, że jeśli urodził by się chłopiec, dostał by imię Ignia! To nie może być przypadek? Nie, to musi być jakieś nieporozumienie! To jest zupełnie niemożliwe!

- Jestem przybranym bratem Natsu i Zerefa ? - zaczął Ignia widząc przerażenie w oczach dziewczyny. - O którym myślą, że nie żyje. - dodał z rozbawieniem wcale tego nie ukrywając. - Stąd to podobieństwo. -

- To kłamstwo ... - wyszeptała Lucy.

- Nie. Mimo, że jestem przyrodnim bratem, to jestem jak oni synem poprzedniego Faraona. Mamy tego samego ojca, dlatego wyglądam podobnie do Natsu który również jak ja, ma więcej cech odziedziczonych po ojcu niż matce, w przeciwieństwie do Zerefa, który wdał się w nią. A co za tym idzie, gdy zabiję ich obydwu, tron przypada mi. Bez sprzecznie. - 

- Zabić ich? Pff, to oni cię zabiją! - 

- Nie sądzę kwiatuszku. - szepnął Ignia i pochylając się do Lucy, złapał ją za policzki ściskając. - O ile wiem, Natsu zrobi dla ciebie wszystko. Dokładając do tego jego klątwę i małego synka którego również adoptuję, bo nie jestem dzieciobójcą, wychodzi całkiem ciekawa sytuacja. - 

- Natsu cię wypatroszy! - wysyczała Lucy przez ściśnięte policzki. 

- Zostawię ci jego głowę. Każę zabalsamować. Dzięki czemu będziesz mogła ją mieć przy sobie już na zawsze. - zaśmiał się.

- Po twoim trupie! - prychnęła Lucy.

- Albo zamknę cię w sarkofagu żywcem. Masz do wyboru. - 

Lucy czując jak jej ciało zaczyna drżeć ze strachu, próbowała zachować resztki pewności siebie w oczach, lecz czuła jak z każdą sekundą one znikają. 

- Taka piękna. - wyszeptał Ignia i nie dając szans Lucy, wbił się jej w usta, wpraszając swoim językiem do jej zaskoczonej buzi. 

Mimo oporu i próby ugryzienia go, Ignia zdążył przejechać nim po całym jej podniebieniu i zadowolony z siebie, kończąc pocałunek, na sam koniec przyszczypnął jej wargę. 

- Aleś ty słodka. - stwierdził gdy dziewczyna kaszląc próbowała wypluć jego smak z ust. 

- Pieprz się! - warknęła i podnosząc głowę, splunęła mu prosto na rękę którą trzymał luźno przy biodrze.

- Zabrać ją. Rogue jak widzę już wyjechał przywitać się z moim przyrodnim braciszkiem a raczej odesłać go do Seta. - zawołał Ignia ignorując dziewczynę całkowicie, na co wszyscy dookoła zaśmiali się na całego. 

Lucy mimo próby szarpania i podrapania mocno żołnierza, zdążyła tylko zobaczyć kątem oka leżącego martwego Pisces w kałuży krwi i Scorpio ... którego ciało znikło! Mimo chęci i próby rozglądania się za nim, nigdzie nie było po nim śladu. Również żołnierze będący po stronie Igni, nie zauważyli jego zniknięcia. 

- Proszę...żyj... - pisnęła nim została wepchnięta w chłodne i ciemne progi świątyni Sobka.

☥☥☥

- Książę. - zawołał stojący na dziedzińcu żołnierz widząc schodzącego po schodach Zerefa.

- Gotowe? - mruknął Zeref na co żołnierz pokłonił się wskazując ręką na siedemnastkę stojących za nim żołnierzy przy koniach.

- Wedle rozkazu. Czekamy na wasz rozkaz. - zawołał podając Zerefowi uzdę jego konia.

Zeref bez słowa wsiadł na konia a za nim reszta grupy. Ostatni raz rzucił wzrok na stojącego na schodach Toorasu, Sagittarius, Loki oraz Mavis. Dziewczyna wciąż wyglądała na wystraszoną. Wcale się jej nie dziwił, bo sam miał aż ciary na plecach. Gdy parę minut temu, Sagittarius wrócił z wiadomością od Lucy, że spotkała pod świątynią Natsu i razem gdzieś pojechali zabierając ze sobą Pisces i Scorpio, jego spokój jaki miał dziś cały dzień, prysł jak bańka mydlana. To było wręcz niemożliwe! Nie możliwe bo jakim cudem, Natsu miał wrócić po pół godzinie skoro droga w jedną stronę zajmowała mu właśnie pół godziny? Co, wrócił się?! Jego rozmyślenia przerwał mu głos Sagittarius który oznajmił, że Lucy zapytała o jego sprawy na co pokiwał głową, że załatwił już wszystko. Wychodząc z komnaty ukochanej, Zeref kazał natychmiast przygotować konie i 18 osób. Może to tylko jego paranoja, ale ewidentnie coś tutaj nie gra. 

- Spokojnie, to na pewno nieporozumienie. - zawołał do Mavis uśmiechając się aby ukochana się uspokoiła. - Zostawiam z wami strażników oraz żołnierzy. Gdyby się coś działo, ochronią was. - dodał. 

Mavis jedynie pokiwała mu głową i pod asekuracją Jellala, wróciła do pałacu. Zeref wyprowadził grupkę z pałacu wyjeżdżając na otwartą przestrzeń. Gdzie? Gdzie ma jechać? Pierwsza po drodze była świątynia do której udała się Lucy. Tam też się udał, lecz nie zastając nikogo i nic, nawet śladu koni, spiął swoje zwierzę i puścił się pędem dalej, prosto do miejsca gdzie Natsu miał załatwiać swoje sprawy. 

- Wasza ósemka! Tutaj zostaje. Przeszukajcie okolicę. Faraon nie mógł się oddalić ze swoją żoną daleko! Jak ich znajdziecie, przekażcie mu, że go szukam. - zawołał Zeref pozostawiając kilku żołnierzy pod świątynią, a sam z resztą ruszył dalej.

☥☥☥

Wjeżdżając do tego małego miasteczka w którym Natsu miał załatwiać sprawy, uderzyła go dziwna cisza. Zwalniając konie rozglądał się po zupełnie opuszczonym miejscu. Ludzie zostawili wszystko uciekając. 

- Co się tutaj stało? - mruknął do siebie.

Wtem usłyszał pojedynczy dźwięk a potem kolejny i kolejny. Znał to. To dźwięk zderzenia Khopesh'y. Spinając konia, ruszył nim w głąb miasteczka lecz wjeżdżając do jego centrum, aż przystanął otwierając szerzej oczy. Krew. Dosłownie wszędzie krew. Wszędzie leżały zwłoki z podciętymi gardłami lub strzałami w głowach. 

- Książę! - krzyk sprawił, że aż podskoczył na koniu. 

Odnajdując wzrokiem przy jednym z budynków, opartego o ścianę egipskiego żołnierza, trzymającego się za wiszącą bezwładnie rękę, skąpaną we krwi, natychmiast zeskoczył z konia podbiegając do niego. 

- Co się tutaj stało?! - wydarł się będąc jeszcze w połowie drogi.

- Faraon! Zaatakowano nas ... - wydyszał upadając na kolana. - To zdrada ... - dodał i krztusząc się krwią padł całkowicie martwy na ziemię. 

Zeref stojąc nad nim, dostrzegł pięć strzał tkwiących mu w plecach. Kolejny raz dźwięk zderzonych Khopesh'y i krzyki poderwały go z miejsca. Dobywając swoje dwa złote Khopeshe, pobiegł w stronę z której przyszedł martwy żołnierz. Będący z nim żołnierze, również dobywając broń ruszyli za nim. Wychylając się za kolejnych budynków, zobaczył kawałek dalej walkę którą usłyszał. 

Dwóch mężczyzna ścierało się ze sobą. Oboje byli pocięci, lecz ten z biało czarnymi włosami, zdawał się być mniej ranny. Rogue! To jest ten skurwysyn! Zawołało coś w środku Zerefa. Lecz gdy spojrzał na walczącego z nim Natsu, poczuł jak nie może oddychać. Jego brat resztkami sił, właśnie odbijał czarny jak noc Khopesh Rogue. Był mocno pocięty i zakrwawiony, oddychając ciężko i szybko. Zresztą Rogue był tak samo wykończony jak on. Walka była bardzo wyrównana i nie sposób było na pierwszy rzut oka powiedzieć czy któryś z nich ma przewagę. 

- Natsu! - Zeref zawołał brata mijając ostatni budynek i wbiegając na ten mały placyk, an którym się cieli.

Faraon nawet nie zwrócił na niego uwagi, przywalając swoim Khopesh z całej siły w głowę Rogue, która została osłonięta przez jego miecz. Przyśpieszając zdążyli wymienić jeszcze kilkanaście zamachnięć. Zeref właśnie dobiegał do nich, gdy Rogue podskoczył i przydeptując Khopesh Natsu, wybijając mu przy tym palce, zamachnął się ręką, tnąc chłopaka, równo, po całej długości jego pleców. Gdy Natsu spróbował się obrócić, ratując swoje życie, dostał kolanem w szczękę upadając na plecy. Rogue zamachując się drugą ręką z bronią, musiał szybko zmienić kierunek uderzenia, dostrzegając kątem oka Khopesh Zerefa. 

- Kurwa, jeszcze ty! - wydarł się Rogue który pod naporem Zerefa musiał cofnąć się kawałek w tył.

- Natsu!? Natsu!? - Zeref zawołał na brata próbując jednocześnie zabić zmęczonego Rogue, lecz nikt mu nie odpowiedział. 

Gdy robili obrót, kątem oka zlokalizował leżącego nieruchomo Natsu z zamkniętymi oczami na ziemi. 

- Szlag! - warknął gdy strzała przeleciał mu przed nosem, przecinając mu go.

- Brać łuczników! - przybyli z księciem żołnierze, rzucili się na będących po stronie Rogue ludzi.

Zgiełk i krzyki rozniosły się wszędzie. Jakby tego było mało, przez ich gwałtowne ruchy cały kurz na ziemi, podniósł się wpadając do gardeł. Gdyby nie to, że Natsu zmęczył tak bardzo Rogue, Zeref mógłby nie wytrzymać tempa jakie mu narzucił. Rogue naprawdę był szaleńczo szybki jak Natsu i dobrze znał styl walki uczony książąt egipskich. Rozdzielając się od siebie aby nabrać tchu, uderzył w nich wiatr. Zupełnie nagły, pojawiający się z nikąd. Po nim przyszło dziwne uczucie strachu i chłodu. Rogue z Zerefem rzucili kątem oka na okolicę a widząc kroczącego do nich człowieka, zupełnie obrócili ku niemu głowy. 

- O kurwa ... - szepnął Rogue

- Jasna cholera ... - szepnął Zeref

Robiąc krok za krokiem, szedł w ich stronę Natsu, lecz jego widok w ogóle nie ucieszył Zerefa. Jego braciszek miał wszędzie, na całej skórze pajęczynę czarnych jak noc żył. Jego oddech był bardzo spokojny i głęboki. Wiśniowe włosy znów ściemniały. Te czarne pasemka wyglądały przerażająco, jednak gdyby miał wybrać co go najbardziej wbiło w ziemię, to jego oczy. Całe przekrwione białka, szeroko otwarte patrzyły bez mrugnięcia na niego z taką samą żądzą mordu jak na Rogue. Zupełnie go nie poznawał. Sytuacja która wydawała się na początku tragiczna, dopiero teraz ukazała swój pełny tragizm. Przełykając ślinę, Zeref mocniej zacisnął obie dłonie na swoich Khopesh. Natsu zatrzymał swój upiorny krok przy nich. Stali tak kilka sekund we trójkę, zaciągając powietrza tyle ile zdołali do płuc po czym rzucili się na siebie. 

Zeref tnąc Rogue musiał unikać ostrza brata, który po raz kolejny w swoim życiu chciał go zabić, lecz tym razem zdawał się być tak pochłonięty klątwą, że Zeref wręcz nie mógł go poznać. Rogue chcąc mieć szansę na przeżycie, uznał że najpierw zabije Natsu, lecz celując w niego, ciągle musiał uchylać się przed Zerefem. Natsu z kolei ciął po nich równo próbując zabić tego, który pierwszy nie zdąży zablokować jego ciosu. 

Dla nich świat zdawał się zatrzymać. Byli tylko oni a to co się działo wokoło straciło znaczenie. Przyglądający się temu żołnierze Zerefa, którzy zdążyli wybić łuczników Rogue, patrzyli bezradnie na walkę ''potworów''. Żaden z trójki nie odpuszczał, każdy próbował dosłownie zabić drugiego, broniąc się od trzeciego. Całość pogarszał fakt, że każdy z nich miał po dwa Khopeshe. Gdy jeden z nich straci broń, zginie. Dlatego tak ważnym obok zadawania ciosów i przyjmowania ich było utrzymanie broni w ręce. 

Zeref powinien mieć przewagę nad Rogue i Natsu którzy już ze sobą walczyli, lecz sytuacja się zmieniła, gdy klątwa przejęła Natsu. Zyskał nowe siły przez co po kilku sekundach zaczął mieć przewagę nad Rogue i bratem. 

Sekundy upływały i gdy wybiły równo 3,5 minuty ich walki, Rogue, zamachnął się na Natsu, który unikając go, obrócił się przez bok, przywalając chcącemu go zaatakować Zerefowi, swoimi plecami w jego plecy. W efekcie czego, zrobił sobie ze starszego brata żywą tarczę na Khopesh Rogue. Popchnięty Zeref, skrzyżował oba Khopeshe tak by zatrzymać lecące na niego ostrze w kierunku którego został popchnięty, a którym pierwotnie miał oberwać Natsu. Jednak popełnił tutaj przerażający błąd, uświadamiając sobie, że za jego plecami stoi Natsu z dwoma Khopeshami, podczas gdy on obydwoma zasłonił się przed Rogue. Dosłownie został bez możliwości obrony przed młodszym bratem. Nie czekając aż zdąży mu wbić je w plecy, do czego w tym momencie był zdolny, kucnął. Opierający się ostrzem o jego dwa ostrza Rogue skłonił się w dół. Nie widząc Natsu zza plecami Zerefa, dostrzegł jego ostrza za późno. Khopesh wymierzony w plecy starszego brata, trafił nie jego, lecz pochylonego Rogue, rozpoławiając jego głowę i szyję na pół aż do kości mostka. Nawet nie zdążył krzyknąć, ginąc na miejscu. Zeref kucając wciąż ze skrzyżowanymi ostrzami i zadartym wzrokiem w górę,  poczuł jakby sam oberwał tym. Nawet nie czuł już drgawek strachu w kościach jak blisko było. Gdyby nie kucnął, to jemu Natsu rozwalił by łeb a nie Rogue.

Gdy ciało Rogue zachwiało się, Zeref wykonał fikołek w tył. Wydostając się spomiędzy przeklętego Natsu a martwego Rogue. Robiąc go, przeturlał się pomiędzy nogami młodszego brata, podcinając mu je. Pierwsze upadło ciało Rogue, po nim Natsu spadł na kolano podcięty przez starszego brata a Zeref zatrzymując się zaraz za nim, musiał szybko odskoczyć. Wciąż żądny krwi Natsu obrócił się bowiem i z wściekłością zamachnął się dookoła siebie. Zeref zdążył w prawdzie przewidzieć to, lecz do końca nie zdążył odsunąć się i Khopesh brata przeciął mu mocno lewą łopatkę. Sycząc z bólu odskoczył jak najdalej, byle by zwiększyć odległość od brata. 

Jak na złość, Natsu natychmiast się pozbierał i natarł całkowicie na niego. Tym razem stojąca z boku straż Zerefa, skoczyła próbując zagrodzić Faraonowi drogę lecz zyskali tylko kilka sekund, nim czwórka z nich padła z obciętymi rękami i głowami na ziemię. Zeref z doświadczenia wiedział, że sam na sam miał nikłe szanse z bratem, a dokładając do tego tą piekielną walkę w trójkę, był już lekko wycieńczony. Jeśli chce, przeżyć, to musi zapomnieć o uczciwej walce. Teraz jedyne co jest w stanie zatrzymać Natsu przed zabiciem kolejnych osób, to ogłuszenie go. Udając, że ucieka przed nim, zaczął podążać w stronę Nilu, który przepływał niedaleko. Natsu zdenerwowało to tylko i warcząc jak dzikie zwierzę, rzucił się pędem za swoją krwawiącą z barku ofiarą. Dopadł Zerefa kilka metrów dalej zmuszając do walki. Mimo, wsparcia żołnierzy, Zeref oberwał kilka razy spadając na ściany domów, stracił parę włosów koło ucha, oberwał w policzek, pięć razy w ramię i dwa razy w udo, gdy Natsu próbując go zatrzymać, skoczył i z całym impetem wślizgnął mu się pod nogi, wywalając go. Gdy się zerwał, Natsu zamachnął się tnąc go po udzie. 

- Natsu! Wiem, że mnie słyszysz! Zaraz ci pomogę! - zawołał Zeref gdy oboje wypadli zza budynki na pole przed rzeką.

Natsu znów zawarczał tak wściekle, że biegnący za nim żołnierze, cofnęli się w tył. Ciężko dyszą, Zeref odebrał cios blokując go. Stojąc na wprost brata, zaczął przemieszczać się bokiem w kierunku rzeki, cały czas skupiając wzrok na tym, gdzie były aktualnie ostrza brata i skąd nadejdzie atak. Gdy zobaczył jak Natsu zamachnął się od góry, Zeref odskoczył mocniej w bok i zapadł się po kostki w mule który pozostawiał Nil po wylewach. Unieruchamiając mu stopy, muł sprawił, że Zeref aż kucnął na kolano. Natsu korzystając z okazji, przyśpieszył biegnąc do niego trzymając Khopeshe obok siebie z tyłu po prawej stronie, gdy jego lewa noga również się zapadł w mule. Zatrzymując go tam, obróciła nim, przez co chybił tnąc powietrze. 

- Teraz! -krzyknął Zeref

Natsu zdążył się obrócić do tyłu gdy przed oczami mignął mu drewniany kij, przywalając w głowę i ogłuszając. Zeref patrzył jak jego brat, ogłuszony przez żołnierza, upada na muł, wypuszczając broń z rąk. W tamtej chwili cieszył się, że wziął go ze sobą. 

- Książę?! - zawołał żołnierz patrząc na pociętego Zerefa który wygrzebał się z mułu i chowając Khopesh za pasek w pasie, podbiegł do brata. 

- Dzięki Gray.... - wydyszał Zeref. - Zabierzcie jego Khopesh! Jeśli się ocknie znów pod wpływem klątwy, to lepiej, żeby nas nie zaskoczył! - krzyknął wskazując brodą leżącą obok broń Natsu, po czym sam pochylając się nad nim, sprawdził czy oddycha. 

Czując jego oddech, Zerefowi nogi odmówiły posłuszeństwa a rana zadana na udzie zapiekła, przez co zachwiał się i sam upadł na plecy na muł, ciężko dysząc. 

- Książę! - zawołali za nim ocalali żołnierze podbiegając.

- To mnie kiedyś wykończy... jego ataki są coraz cięższe... - wydyszał machając ścierpniętą dłonią, że nic mu nie jest. 

Gray zabierając złote Khopeshe Natsu, kazał sprowadzić konia. Podprowadzając zwierzę, pomógł Zerefowi, położyć na nim nieprzytomnego Natsu a potem przytrzymując aby koń nie uciekł, pomógł Zerefowi usiąść na nim.

 - Wracamy! Natychmiast do pałacu... - wydyszał, każąc wsiadać żołnierzom na konia. - Szlag by to, skoro Natsu jest tutaj, to kurwa mać, kim był człowiek który zabrał Lucy?! A miałem nadzieję, że gdy go zabijemy, to nasze problemy się skończą. - dodał gdy przejeżdżali obok ciała Rogue.

☥☥☥

Świątynia Sobka było dziwnym miejscem. To była jedna z niewielu świątyń, a na pewno jedyna którą Lucy odwiedziła, której sufit stanowiły rośliny rosnące na drewnianych belkach. Dzięki temu, złoty posąg Sobka, stojący w centrum, mógł mienić się niczym samo słońce, którego promienie odbijały się od niego. Wilgoć i chłód. To było czuć tuż za progiem. Może w innych okolicznościach Lucy przystanęłaby, by napawać się tym widokiem i chłodzić ciało nagrzane ukropem na zewnątrz, lecz nie dziś. Próbując się wciąż oswobodzić, zdrapała tak prowadzącemu ją żołnierzowi skórę, że gdy wrzucił ją do jakiegoś malutkiego pomieszczenia, zobaczyła spływającą po jego rękach krew. Sama również miała ją na palcach, przez co poczuła tylko jeszcze większy wstręt do niego i całej tej sytuacji.

- On was zabije! Wypuść mnie! - próbując zagadać strażnika krzyknęła w jego stronę akurat gdy zamknął drzwi tuż przed jej nosem. - A niech cię i was wszystkich Sobek utopi! - warknęła kopiąc w drzwi. 

Gdy odpowiedziała jej cisza, pozwoliła sobie ochłonąć. Rozglądając się po pomieszczeniu, zrozumiała, że jest to coś w rodzaju pustego magazynku z leżącą na podłodze matą trzcinową. Ściany zdawały się być zrobione z wapienia, lecz w większości porośnięte roślinami, tworząc coś w rodzaju gąszczu. Obeszła go dookoła, szukając rękami między roślinami jakiś innych drzwi, okienka, czegokolwiek. Nie zamierzała siedzieć i bezczynnie czekać, ale koniec końców, nie widząc niczego co by jej pomogło, usiadła na środku, wściekle zaplatając ręce pod biustem. 

- Jak tylko dorwę Ignie to go zabiję! Jebnięty chuj! Jak on może! Do kurwy nędzy, przecież są braćmi, więc czemu stawia się przeciw Natsu i Zerefowi. Do kurwy nędzy, czemu ukrywał to, że przeżył! To nie możliwe! To jest tak irracjonalne, że aż nie możliwe! Przecież mówili jej, że gdy byli dziećmi to widzieli mumie dziecka! Czyli to nie był on?! - warcząc i prychając Lucy próbowała zrozumieć co się dzieje. 

Zbyt dużo było tutaj niewiadomych i zbyt dużo się nie zgadzało. Nic nie pasowało. Nic nie miało sensu ... 

- A gdyby ... a gdyby to było zaplanowane? Gdyby ktoś zaplanował jego śmierć? - zadrżała na samą myśl o tym, że ktoś mógł już planować jego życie, nim Ignia się urodził. - Ale kto? Kto odważył by się na coś takiego? Przecież on jest księciem... - 

Tracąc poczucie czasu, Lucy przeniosła się na matę, opierając plecami o ścinę pokrytą pnączem. Już nawet nie obchodziły ją kroki prawdopodobnie kapłanek chodzących przy tym pokoju, oraz gdy pilnujący ją żołnierz, dwa razy zaglądał do niej. Na sam widok jego gęby, Lucy zdjęła jeden ze swoich sandałków i cisnęła nim w niego. Ku jej radości, mężczyzna oberwał w czoło. Jednak wkurzony tym, odrzucił jej but, trafiając ją w ramię i nabijając jej tam siniaka. O nie, na pewno nie będzie siedzieć sobie potulnie i pozwalać na wszystko. Może się bronić i zamierza. Nawet gdyby miała zginąć, wcześniej boleśnie pokażę im, że z nią się nie zaczyna. Już ona im pokaże prawdziwego skorpiona. 

Siedząc tak pod ścianą, poczuła nagle ukłucie w plecy. 

- Co jest kurwa?! - warknęła odsuwając się od ścianki gdzie w miejscu jej pleców pojawił się malutki patyczek.

Przedmiot chwilkę potem znikł pomiędzy roślinami. Zaciekawiona, odgarnęła rośliny w bok znajdując malutką, kilku centymetrową dziurkę na wylot, przez ścianę. Gdy pochyli się i zajrzała przez nią, zobaczyła profil damskiej twarzy. Młoda dziewczyna wyglądała na kolejną kapłankę świątyni, jednak na pewno nie było jej wtedy na schodkach, gdy Ignia ją tutaj przywiózł. Dziewczyna rozglądała się by po chwili zajrzeć do dziurki. Widząc brązowe oczy Lucy, uśmiechnęła się przyjaźnie, przykładając palec do ust.

- Ciii, jestem po twojej stronie. - wyszeptała ledwo słyszalnie, rozglądając się co chwila dookoła siebie. - Chcę ci pomóc. - 

- Mogę ci na pewno zaufać? - wyszeptała Lucy nie spuszczając jej ze wzroku.

- Tak. Wiem jak to wygląda, ale możesz. Jesteś żoną Faraona. Obecnie panującego i jedynego wcielenia Horusa. Tego z wiśniowymi włosami. - wyszeptała starając się nie wypowiadać imienia.

- Natsu. Tak jestem żoną Natsu. - pokiwała Lucy.

- Tylko mi, możesz zaufać. Wybacz, ale nie miałam jak poinformować wcześniej kogokolwiek o tym co tu się dzieje. - wyszeptała przybliżając się jeszcze bardziej do dziurki.

- Zmusili cię? - palnęła Lucy

- Zastraszają mnie już odkąd tutaj trafiłam. Od kilku lat. - 

- Co?! - Lucy w ostatniej chwili uciszyła się swoją dłonią. - O czym ty mówisz? Jak to kilku lat? - 

- Jestem kapłanką od kilku lat, wcześniej służyłam innej kapłance. Jednak zachorowała i objęłam jej obowiązki. Już wtedy zastraszali nas, więc podejrzewam, że cała ta choroba była ich winą. - 

- Tak mi przykro. Ozyrys na pewno dobrze się nią zaopiekuje. - Lucy wyszeptała spuszczając głowę w dół. 

- Modlę się o to codziennie. Oraz za moją przyjaciółkę która próbowała kiedyś uciec. - 

Niezręczna cisza zapadła między nimi, którą przerwały czyjeś kroki. Młoda kapłanka, znikła z pola widzenia Lucy. Chwilę potem usłyszała jej rozmowę z inną kapłanką o tym, że trzeba posprzątać jakiś dzbanek i przygotować podarki wielbiące Sobka. 

- Nie mam czasu, jeśli będę tutaj zbyt długo siedzieć, mogą się zorientować. - wyszeptała pojawiając się po paru minutach. 

- Idź. I tak teraz mi nie pomożesz. Pilnuje mnie jakiś żołnierz a sama sobie z nim nie poradzisz. Spróbuję coś wymyślić. - szepnęła Lucy uśmiechając się, lecz młoda kapłanka nie odwzajemniła tego gestu. 

- Oni mnie za to zabiją, zabiją mnie tak czy siak, więc muszę ci to dać. Faraon musi się o tym dowiedzieć. - 

- O czym ty mówisz? - zapytała Lucy

- Pomieszczenie w którym cię zamknęli to był mój schowek. Schowałam tam pewne papirusy. Pod matą na której siedzisz, są zakopane. Odkop je. Są zawinięte w chustkę. Przeczytaj jak najwięcej, bo gdyby ci się nie udało ich wynieść, błagam cię, żebyś przekazała co w nich pisze. - 

- Czekaj, nie .... - 

- Musze iść, przyjdę jak tylko będę mogła. - przerwała jej kapłanka, zrywając się i zostawiając Lucy znów samą.

- Czekaj! - zawołała Lucy już w pustą przestrzeń. - Cholera, czy to się musi tak nawarstwiać? Jeden problem się nie skończył, pojawił się drugi. Co to za papirusy? - szepnęła w myślach, marszcząc nosek.

Chcąc czy nie, nie powinna przejść obok tego obojętnie. Podnosząc matę, zobaczyła pod nią lekko ruszoną ziemię. Gołą ziemię pomieszaną z piaskiem. Gołymi rękami to może sobie najwyżej roznieść wszędzie to, nie dokopując się do pakunku. Upewniając się, że jest na pewno sama, ściągnęła swoją jedną ze złotych bransoletek i nią zaczęła odgarniać ziemię z piaskiem. 

- Jest... - szepnęła wyciągając malutki pakuneczek. 

Aby nikt się nie zorientował, z powrotem ubiła ziemię i przykryła matą.  Paczuszka była na tyle mała, że bez problemu mogła ją schować pod sukienką i paskiem którym była spięta w pasie. Jednak zanim to zrobi, pójdzie za prośbą kapłanki i przeczyta to. Ona ma rację, gdyby doszło do tego, że nie doniesie tego do Natsu, musi wiedzieć co tam jest. Odwijając chustkę, zerknęła na pierwszy papirus...

- O matko... - wyszeptała czytając pierwszą linijkę tekstu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejny rozdział 22 kwietnia (środa)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro