Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

--9--

Obudziłem się z krzykiem na ustach.

- A więc o to chodziło w przepowiedni.

Zrozumiałem wszystko. (Nie często zdarza mi się wpaść na coś szybciej niż Annabeth). Nie było mi dane nacieszyć się zwycięstwem, ponieważ wtedy rozległo się klaskanie.

Percy odwrocił się szybko i zobaczył stojących przy nim Dylana i Annie. Chłopak trzymał nóż w ręce, a dziewczyna siedziała na krześle w rogu pomieszczenia czytając gazetę.

- Brawo! Rozgryzłeś przepowiednię, a więc wiesz co za chwilę się wydarzy. - Powiedziała Annie klaszcząc jeszcze raz - a teraz do roboty. Mam jeszcze plany na dzisiejszy dzień.

Po jej wesołym charakterze nie pozostał żaden ślad. Tymczasem Dylan wyglądał jakby miał się rozpłakać. Twarz mu zbladła, a sztylet ściskał tak mocno, że było to wręcz niepokojące.

- Nie chcę tego robić. Przepraszam Percy, ale nie mam wyboru - i z jakiegoś powodu uwierzył mu.

- Bądź już cicho - przerwała mu dziewczyna. Wstała z miejsca i podeszła do chłopczyka. Złapała jedną ręką jego twarz wciskając mu policzki i dodała - wiesz jak skończy twoja mama jeśli będziesz niegrzeczny.

Drugą ręką rzuciła zaklęcie unieruchamiając Percy'ego. Dylan pokiwał szybko głową i wziął głęboko wdech. Potem zamknął oczy i wbił go na oślep. Wtedy usłyszeli kroki i krzyki Annabeth szukającej Chejrona. Annie zniknęła zostawiając chłopca samego na pastwę losu.

Przez ostatnie dni Percy był przekonany, że pogodził się że śmiercią, ale teraz kiedy był u jej progu zrozumiał, że to za szybko. Wcale nie chciał umierać i bał się tego. Żałował tak wielu rzeczy, miał jeszcze tak wiele do zrobienia.

Żałował, że nie będzie w stanie pożegnać się z mamą i przeprosić jej za to jak bardzo utrudniał jej życie.

Żałował, że już nigdy nie potrzyma na rękach swojej siostry.

Żałował, że jemu i Annabeth nie będzie dane wspólnie wychować dzieci.

I żałował, że nie odzyska pieniędzy, które był mu winny Leo.

$$$$$$$$$$$$$$$$$

Nico wbił po raz kolejny do ziemi łopatę. Pot spływał po nim strumieniami, a jego zwykle trupio-blada twarz był czerwona jak krowa Apolla. Oczywiście to jemu przypadło w udziale najtrudniejsze zadanie. Podejrzewał, że ze strony Annabeth była to zwykła zemsta.

Dziewczyny w tym czasie zbierały wszystko co potrzebne, ale przecież do takiego zadania nie są potrzebne dwie osoby. Wszystko to bardzo Nico irytowało. I to do takiego stopnia, że gdy po raz kolejny wbił łopatę, uderzył o kamień z taką siłą, że ją złamał.

- Ups - wyszeptała Nico i rozejrzał się w panice. Za sobą usłyszał kroki i odgłosy dziewczyn przedzierających się przez las. Bez zastanowienia rzucił dwie części w krzaki i usiadł na ziemi starając się wyglądać normalnie.

- I jak? Wykopane? - Nie czekając na odpowiedź Annabeth podeszła do krawędzi i zerknęła do środka. - Mogło być głębsze, ale nada się.

- A gdzie łopata? - Spytała Clarisse, która dopiero teraz wyłoniła się z zarośli.

- Ja... Zgubiłem - powiedział szybko Nico.

- Jak to zgubiłeś? Coś ty z nią robił? - Powiedziała podejrzliwie Annabeth.

- To nie ma znaczenia. Mamy ważniejsze rzeczy do roboty. Przyniosłyście wszystko?

Najwspanialszą rzeczą w byciu herosem było ADHD. Odwrócenie uwagi od niechcianego tematu bywało banalnie proste.

- Ta, mamy. Zacznijmy już - odpowiedziała Clarisse.

Annabeth wzięła do ręki pierwszą buteleczkę i do dziury wlała morską wodę.

- Teraz cztery łzy - rozkazała i Clarisse wzięła do ręki flakonik. Również go dodała.

- Co będzie naszą ofiarą? - Spytał Nico.

- Każdy z nas odda coś co jest dla niego cenne. Powinno wystarczyć.

Po tych słowach Annabeth zdjęła z szyi i wrzuciła do środka pewien naszyjnik, który nosiła bez przerwy już od dość dawna. Dostała go od Percy'ego na urodziny.

Następna była Clarisse. Wyjęła z kieszeni maleńki pierścionek i wrzuciła. To był jeden z tuch malutkich plastikowych pierścionków jakie można kupić w automacie w sklepie. Był kompletnie bezwartościowy, ale to jedyny prawdziwy prezent jaki dostała kiedykolwiek od swojego ojca.

Nico wrzucił do środka malutką figurkę Hadesa pochodzącą z gry „Magia i Mit".

- Teraz najtrudniejsze, musimy odróżnić od siebie te dwie buteleczki. - Powiedziała Annabeth i położyła je na ziemi.

- Jak to zrobimy? - Spytał Nico.

- Będziemy błagać o pomoc twojego ojca.

- Co?! O tym nic nie mówiłaś! - Krzyknęła Clarisse. - No i on nas nienawidzi, dlaczego miałby pomóc?

- To dobry pomysł. Tata ma mnóstwo pracy i jedna mniej dusza w jego królestwie to ogromna ulga.

- Więc cisza i do roboty - przerwała im Annabeth.

W ciszy wszyscy błagali, ale mijały kolejne minuty i nic się nie działo.

Co robimy źle? Pytał sam siebie Nico.

Nagle zerwał się z ziemi i krzyknął:

- Już wiem! Czekajcie!

Nieświadomie powtórzył to co na pogrzebie krzyknął Percy. Tylko, że tym razem te słowa zostały wysłuchane.

Więc Annabeth i Clarisse czekały.

Nico tymczasem biegł ile tchu w kierunku Wielkiego Domu. Dopiero na werandzie przypomniał sobie, że mógł przenieść się cieniem. Dał sobie mentalnie z liścia i pomyślał o swoim młodszym bracie. Po chwili znajdował się w jego celi.

- Cześć - powiedział cicho.

- Hej, co tu robisz?

- Przed chwilą zdałem sobie sprawę, że naprawdę jesteś niewinny. Potrzebuję twojej pomocy. Percy utknął między życiem i śmiercią i próbujemy mu pomóc wrócić do życia. Żeby to zrobić musimy dodać krew Gorgony z jej prawej strony i prosimy tatę o wskazanie właściwej. Tyle że on nie chciał nam pomóc i zrozumiałem dlaczego.

- Chcesz żebym sam go spytał - wyszeptał Dylan i spojrzał na niego ze załzawionymi oczami. Nico przytulił chłopczyka do siebie. Przez chwilę milczeli aż w końcu Nico spytał:

- Pomożesz nam?

- Mogę spróbować, ale nie wiem czy to coś zmieni.

Nico uśmiechnął się i przetransportował ich spowrotem do lasu.

Annabeth domyśliła się gdzie uciekł Nico w czasie tego długiego nic nie robienia. Kiedy Clarisse chciała to (pojawienie sie braci) skomentować, dostała od niej koniaka w łydkę i zamknęła buzię.

- Nie licz, że tak po prostu Ci przebaczę. Nadal jest mi przykro, że mnie tam zamkąłeś. - Powiedział Dylan i usiadł na ziemi.

- A mi trochę czasu zajmie przebaczenie tobie, więc jest po równo - odpowiedział Nico i przyłączył się do brata.

Razem zaczęli prosić Hadesa i tym razem jeden z flakoników zaczął się trząść. Zanim ktoś zdążył go podnieść oba uniosły się w powietrze. Zza drzew wyłoniła się dwójka ludzi. Annie i Jonathan. Dziewczyna trzymała rękę wyciągniętą w górę, a chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy oparł się o drzewo.

1004 słowa (już jest)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro