⋎⋎⋎ W sercu wrogiego kraju
Około 3 tygodnie później...
Podczas podróży w kierunku jak się okazało stolicy Asyrii, wspaniałego miasta Niniwa, ani raz dziwna chimera nie pokazała się już nikomu na oczy. Gdy w ciągu dnia opadły wszystkim emocje okropnej nocy, Rasha wdając się w rozmowę z Siptahem, próbowała zrozumieć powód jego przybicia i pogorszonych stosunków z Yailem. Książę zbywał ją z początku słowami, że to ze zmęczenia, lecz kobieta nie chciała do końca mu w to wierzyć.
Jeśli to co mówił Yail było prawdą i siostra poprzedniego władcy Asyrii, Ahat-abisza została wysłana do Egiptu, aby zostać konkubiną ich ojca, przyjmując tak dobrze znane im imię Imtithal, to zaczynał rozumieć powód agresji obecnego władcy Asyrii na Egipt. To już nie była zemsta jej syna Amenmesse na nich, lecz otwarty konflikt władcy całego kraju, mszczącego się za śmierć swojej ciotki. Tylko czy oni na pewno znają prawdę?! Czy wiedzą jakie były prawdziwe zamiary tej kobiety?! Przypominając sobie papirusy, które Takhat zdobyła w świątyni Sobka, Siptaha zaczynał coraz bardziej w to wątpić.
Według zapisków Ahat-abisza została zmuszona do opuszczenia ojczyzny wbrew swojej woli, zgodnie z wolą swojego ojca, władcy Asyrii Sargona II. Jej brat Sennacheryb, kolejny władca sprawował władzę w tym samym czasie co Faraon Seti II, ich ojciec. Zostając więc konkubiną ich rodzica, weszła tym do ich rodziny. Oboje pamiętali ją jako przyjazną i zawsze uśmiechniętą kobietę, jednak prawda był zupełnie inna. Zła na swój los, zaczęła obwiniać o to Egipt, a gdy zaszła w ciąże, chcąc by tron Faraona przejęło jej dziecko, zaczęła błagać Seta, Anubisa i Sobka o śmierć synów Setiego II. To przez nią Merenptah został przeklęty, to z jej winy, na ich rodzinę spadło tyle nieszczęść, a teraz gdy nie żyje, jej syn, ich przyrodni brat mści się o to na nich. Rozumiał, że oboje mieli powody, zwłaszcza Amenmesse bo to z rąk jednej z egipskich kapłanek stracił matkę, lecz gdyby wtedy nie zabrano go do Asyrii i nie ukryto jego istnienia, mógłby zostać wychowany razem z nimi.
Gdyby tylko Asyria nie wtrąciła się do tego i znała prawdę, w co szczerze Książe wątpił. Najprawdopodobniej uznali, że Egipcjanie zabili ich Asyryjską Księżniczkę, więc zabierając jej dziecko, zerwali z rodziną Faraona zawarty przez poprzedników pokój.
Sprawa która wydawała się już skomplikowana w dniu, kiedy Merenptah z Takhat pokazali Księciu owe papirusy, w tym momencie była tak zawiła, jak olbrzymi supeł, który plątał się z pokolenia na pokolenie, kolejnymi decyzjami władców Asyrii i Egiptu.
Jak jedna decyzja może zniszczyć życie osobom kilka pokoleń później?!
Próbując połapać się w tych wszystkich związkach, Siptahowi minął czas podróży do stolicy Asyrii. Jeszcze jedno zmieniło się od pamiętnej nocy. Kiedy zatrzymali się przed południem na kolejnym postoju, czy to z powodu ogromnej już odległości od Egiptu, czy innych pobudek, Yail w końcu pozwolił rozwiązać brata Faraona. Dzięki temu nie musiał już polegać na Rashy i mogąc rozprostować ręce, samemu pić czy jeść. Wprawdzie przez cały ten czas nie dostawali dużo jedzenie, lecz tak małe porcje, że jedyne na co starczały to przeżycie i w miarę normalne funkcjonowanie. W czasie ich ostatniego przed Niniwą postoju przy rzece Tygrys, pozwolono im obojgu wyjść z klatki, żeby doprowadzili się nad wodą do porządku. Oczywiście byli tak dobrze pilnowani przez żołnierzy, że nawet nie próbowali myśleć o jakiejkolwiek szansie na ucieczkę.
- Witajcie w Niniwie, stolicy Asyrii, przepięknym mieście i kompleksie pałacowym wybudowanym przez poprzednika naszego obecnego władcy. - jadący obok nich na koniu Yail wskazał ręką na rozpościerające się nad brzegiem rzeki Tygrys, cel ich podróży.
Patrząc na pojawiający się za murem wspaniały i ogromny kompleks budowli, Siptah poczuł gęsią skórkę. A więc tak prezentowała się stolica i serce państwa z którym właśnie stoczyli się na drogę otwartej wojny.
Przekraczając w południe jedną z piętnastu bram wjazdowych do miasta, oddział rozproszył się za murem, dzieląc na mniejsze grupki, które podążały w sobie tylko znana stronę.
Podczas tego rozstania, dwóch ludzi zabrało również Rashe, pozostawiając Siptaha znów samego, wśród wrogich spojrzeń Asyryjskich żołnierzy i mieszkańców miasta. Nie chcąc robić większego zamieszania, żołnierze z Yailem na czele szybko przeprowadzili Księcia Egiptu uliczkami miasta, do pałacu centralnego. Nie znając zupełnie układu miasta i lokalizacji poszczególnych budynków, Siptah stale był popychany, kiedy nieumyślnie szedł w nie tę stronę co trzeba, a plątające mu się coraz bardziej nogi ze zmęczenia, nie ułatwiały przy tym sprawy. Wchodząc, a raczej będąc wepchniętym do jednego z wielu pomieszczeń pałacyku, jego oczom ukazała się mała cela, w której miał oczekiwać na przyjęcie przez władcę.
Będąc jeńcem nie miał za wiele do gadania, więc przełykając to co miał ochotę teraz wykrzyczeć Yailowi i innym wojskowym, spokojnie usiadł na jednym z drewnianych krzeseł przy ścianie. Jego aktualna pozycja była tak niska, że nie zdziwił go fakt olewania go przez władcę. Czekając aż do zmierzchu na audiencję, dostał w międzyczasie coś do picia i jedzenia, oraz koc, żeby mógł się okryć w czasie chłodnej nocy.
Pomimo tego, że pewnym było, że władca go dziś już nie przyjmie, Siptah poczuł rosnący w nim stres. Istniała bardzo duża szansa, nie... on wręcz był przekonany, że od tej rozmowy zależeć będą jego dalsze losy. Nie może jej popsuć, inaczej zginie nim zdąży mrugnąć, lecz nie mógł też się poddać zupełnie, grzebiąc losy Egiptu. Cała sztuka polegała na tym, aby wyważyć wszystko tak, by nie stracić za dużo, zyskując jednocześnie przy tym jak najwięcej. Na nic zda się tutaj siła, której i tak nie posiadał. Jeśli nie wykaże się swoją inteligencją, za którą go zawsze rodzice chwalili, wpakuje się tylko w jeszcze większe bagno.
- On by pewnie wyzwał go na pojedynek, nie mogąc usiedzieć w miejscu. - mówiąc do siebie, Siptah pomyślał, jakby sytuacja wyglądała, gdyby to jego rodzony brat był teraz tutaj. - Jakby był... gdyby żył. - powtarzając swoją ostatnią myśl, położył się na niewygodnych deskach, pełniących funkcję łóżka dla osadzonych w tej celi więźniów, zasypiając ze zmęczenia.
𒀝𒅗𒁺𒌑
Tak jak przewidział pod wieczór, tak też się stało. Władca Asyrii przetrzymując go całą noc w celi, nakazał przyprowadzenie go dopiero późnym porankiem do jego sali tronowej, zlokalizowanej w pałacu jego ojca, Sennacheryba. Idąc w eskorcie uzbrojonych w ostro zakończone obuchy strażników, Siptah nie miał nawet cienia szans na oddalenie się, czy jakąkolwiek ucieczkę. Pilnowany na równi z cennym skarbem wojennym, szedł wyłożonym drobnymi płytkami korytarzem prowadzącym bezpośrednio do sali tronowej. Tak jak było to w jego rodzinnym pałacu w Egipcie, tak i tutaj wszędzie dało się wyczuć porządek, przepych i kunszt rzemieślników. Każda ze ścian tego pałacu ozdobiona była asyryjskimi hieroglifami, przedstawiającymi sceny z życia prawdopodobnie założyciela całego kompleksu. Błękit mieszał się ze złotem, a dopełniały go detale i szczegóły w odcieniu mokrej gliny i śnieżnej bieli. W przeciwieństwie do Egiptu, próżno było tutaj szukać soczysto ciemnej zieleni, która często pojawiała się w malowidłach roślin. Asyryjczycy jak większość ludów Mezopotamii miłowała błękit i złoto, co było odczuwalne na każdym stopniu i w każdym pomieszczeniu.
Przed wejściem do sali tronowej, strażnicy zatrzymali ich, posyłając jednego z nich, aby zapowiedział jego przyprowadzenie. Podczas oczekiwania na pozwolenie na wejście, wzrok Księcia spoczął na dwóch monumentalnych posągach uskrzydlonych byków [8], które zdawały się strzec dostępu do dalszych komnat. Dla obcy budziły podziw i strach, lecz dla stojących przy nich urzędników i doradców, zdawały się być niczym więcej jak kolejną figurą. Rozmawiając o sprawach państwa, asyryjscy doradcy zerkali co jakiś czas w kierunku Księcia Egiptu, posyłając mu przy tym zniesmaczone i zupełnie pozbawione krzty honoru spojrzenia.
Minuty dłużyły się z każdą chwilą, aż w końcu ku uldze brata Faraona, powrócił wysłany strażnik, zapraszając gestem ręki do wejścia.
- Wasza Wysokość, Królu Asyrii, Zarządco Babilonu, Królu Sumeru i Akadu, Królu Babilonii [9], wnuku Saragona II, synu Sennacheryba, o potężny Asarhaddonie, pojmany Książe Egiptu kłania się do twych stóp. - stojący w łuku wejściowym strażnik, zapowiadając donośnym głosem ich wejście, przyprawił Siptaha o chęć sprostowania końcówki.
,,Kłania się do twych stóp? ''
Jakże miał ochotę na rzucenie od siebie kilku słów prostujących tę zniewagę. Kusiło i korciło, ale nie mógł. Jeśli by sobie na to pozwolił, mógłby zapomnieć o dalszej rozmowie. Widać nastał akurat taki czas, gdy trzeba ugiąć się lekko pod siłą wroga, by kolejnym razem móc samemu patrzeć na niego z góry. Z takim nastawieniem najstarszy syn Setiego II dał się poprowadzić na środek sali i tuż przed tronem na którym siedział odpowiedzialny za cały kraj człowiek, pozwolić na wymuszenie na sobie klęknięcia. Nie zamierzał jednak dać się kontrolować jak jakaś lalka. On też miał swój honor, stąd zaraz po wylądowaniu kolanami na zimnej podłodze, dumnie uniósł swoją głowę w górę, patrząc prosto na Asarhaddona.
Szmer niezadowolenia jaki wydali z siebie będący w sali tronowej mężowie Asyryjscy, na to jakże zuchwałe zachowanie jeńca, ucichły dopiero po zabraniu głosu przez władcę.
- Nie brak ci odwagi lub głupoty, podnosząc tak głowę w mojej obecności, nasz drogi jeńcu. - zaczynając rozmowę Asarhaddon poprawił się na tronie, nie spuszczając swoich ciemno piwnych oczu z Siptaha.
- Może i jeniec, ale nic nie zmieni krwi Faraonów płynących w moich żyłach. Jestem zdany na twojej łasce, w twoim kraju i twoim pałacu, lecz nie zamierzam pluć na moje pochodzenie i moją ojczyznę, podporządkowując się obcemu najeźdźcy. - ryzykując praktycznie wszystko, Siptah wypowiedział swoje zdanie na jednym wydechu.
Teraz się okaże, czy Asarhaddon doceni jego oddanie ojczyźnie, czy wybuchnie gniewem, każąc go zabić. Czas płynął, a ilustrujący go w ciszy władca zdawał się nad czymś głęboko myśleć.
- Zdajesz sobie sprawę, ze swojego obecnego położenia, Książe Narodu Faraonów? - stawiając kolejne pytanie bez emocjonalnym głosem, Król ponownie poprawił się na tronie.
- Tron Egiptu należy do Amenmesse, któremu użyczyłeś swojej siły... - zaczął.
- Hehe... zabawne. - śmiejąc się pod nosem, Asarhaddon kompletnie zbił brata Merenptaha z tropu. - To tylko kolejny pionek na polu. - dodał, wzruszając przy tym ramionami.
- Pionek? Co Wasza Wysokość ma przez to na myśli? Sądziliśmy, że... - z trudem zwracając się tytułem do tego człowieka, najstarszy syn Setiego II wbił sobie paznokcie w dłoń.
- Że skoro jego matka była moją ciotką, a sam Amenmesse jest moim kuzynem, to łączy nas jakaś więź rodzinna? - przerywając wypowiedź swojemu więźniowi, mężczyzna sięgnął po stojący obok niego kielich z napojem. - Może i kiedyś tak było. Było, gdy byliśmy dziećmi, lecz teraz już tak nie jest. -
Po raz kolejny cała sprawa z Amenmesse została obrócona o 180 stopni. Jak to się działo, że z każdą nowa informacją, wszystko w około ich przyrodniego brata ulegało zniekształceniu? Z początku oczekiwany przyrodni młodszy brat po latach, kiedy myśleli, że nie żył, pojawia się tylko po to by zabić Merenptaha i przejąć siłą Egipt jako zemstę za zabójstwo swojej matki, która sama sprowadziła na siebie swoja śmierć, mszcząc się za wysłanie jej do Egiptu nie na swoim ojcu, lecz dzieciach jej męża, Faraona. A teraz z ust bratanka tej kobiety, wnuka jej ojca dowiaduje się, że cały ten czas Amenmesse był kontrolowany przez Asyrię?
- Ujmę to tak. Twój brat nie żyje. Tytuł Faraona powinien zostać przekazany jego synowi, lecz już ja się o to postaram, a raczej Amenmesse, aby dziecko trafiło w nasze ręce, włącznie z jego matką i jak mniemam twoimi synami. W ten sposób zabezpieczymy się przed możliwym buntem ich w przyszłości, przeciwko nam. O ile już nie są martwi, bo wtedy sprawy układają się bardzo prosto dla nas.- kontynuując swoją przemowę, Asarhaddon upił trochę napoju z kielicha. - Jako ostatni z czystą krwią z której, tak bardzo jesteś dumny będziesz zależny całkowicie od nas. Cały Egipt jest w naszych rękach. -
Czując jednoczesny napływ gniewu i strachu, Siptah odruchowo ruszył się z miejsca, lecz szybko został z powrotem popchnięty na kolana, przez stojącą obok niego straż. Merenptah już nie żył, więc wybuchy złości nie miałyby sensu gdyby nie to, że ten człowiek jawnie wyciągał swoje ręce po niewinne życia jego dzieci, jego bratanka i Takhat. Gdyby tylko miał możliwość chwycenia za broń, bez cienia wahania zabiłby go na miejscu. Dla nich gotowy był poświęcić swoje życie, gdyby nie było już innej drogi. Jednak drugi głos w jego głowie, który tak usilnie dobijał się do jego umysłu, krzyczał, żeby się opamiętał. Co im da jego śmierć? Obroni ich tak? Możliwe, ale na jak długo? Dopóki Amenmesse panoszy się w Egipcie, władca Asyrii żyje, a Ramses jest zbyt mały na postawienie się im oraz obronę swojej ojczyzny, jego samobójstwo nic nie zmieni.
Ile Takhat wraz z Hekenuhedjet dadzą radę ukrywać się przed Amenmesse? Ile miał tak naprawdę czasu, nim zginą oraz ile prawdy w tym momencie mówi mu Asarhaddon? Zbyt długo jako syn Faraona pobierał nauki, aby nie zorientować się, że władca Asyrii może okłamywać go tylko po to, by uległ im szybciej. Ile rzeczy zatajał przed nim i jak bardzo bawił się jego losem?
- Mam więc błagać o litość i ulegając wam oddać cały Egipt w wasze ręce? - starając się na jak najmniej ostry ton głosu, Siptah zaczął na nowo rozmowę.
- Egipt i tak jest już w naszych rękach. Nic tego faktu nie zmieni. -
- Nawet bunt Amenmesse? -
Cisza jaka zapadła w sali, utwierdziła tylko Księcia Egiptu w jaki czuły punkt właśnie trafił. Cały ich plan miał bowiem JEDEN słaby punkt. A co by się stało, gdyby po przejęciu Egiptu i tytułu Faraona, ich przyrodni brat zbuntował się przeciw Asyrii? W prawdzie poznając go, w ogóle nie liczył na taki obrót spraw lecz, kiedy zobaczył na własne oczy twarze mężów wschodniego kraju i samego władcy zrozumiał, że coś chyba było już na rzeczy. Może to przeszłość, może teraźniejszość, ale Amenmesse chyba zaszedł i im też za skórę.
- Zapewniam cię drogi gościu, że do tego nigdy nie dojdzie. Tak samo jak do twojego powrotu. Dlatego radziłbym ci się podporządkować mojej władzy i nie przysporzyć sobie szybszej drogi w zaświaty, niż to konieczne. - kończąc rozmowę, Asarhaddon podniósł dłoń, nakazując aby zabrano stąd Siptaha.
Mimo odruchowego oporu, chłopak zdążył zaledwie posłać władcy pełne złości i nienawiści spojrzenie, nim wyprowadzono go na korytarz z którego przyszli. Zgodnie z rozporządzeniem które nakazał spisać Asarhaddon na glinianej tabliczce, Siptah miał zostać zamknięty w centralnym pałacyku, kompletnie odcięty od informacji i świata. Jedynymi osobami mogącymi mieć kontakt z nim byli strażnicy i parę wybranych służek, które miały być odpowiedzialne za przynoszenie jedzenia, napojów oraz ubrań. Zamknięty jak ptak w klatce, uzależniony od swojego, właściciela, który decyduje o każdym aspekcie jego życia.
- Na bok! - nagłe szarpnięcie za ramię przez strażnika, zaskoczyło go zupełnie.
Nie wiedząc o co chodzi, obrócił swoją głowę na środek korytarza po którym jeszcze kilka sekund temu szedł, a przez który przechodziła teraz kobieta, wraz z paroma służkami. Starsza od władcy, o czarnych włosach i ciemno piwnych oczach, dumnie stawiała swoje kroki w kierunku sali tronowej. Jej suknia w kolorze rubinu oraz duża ilość złotych ozdób wyróżniała ją wśród męskiego grona doradców, ubranych w białe stroje. Jakby tego było jeszcze mało, owa nieznajoma miała owiniętą głowę złotą przepaską, na której spoczywał tego samego koloru diadem, złożony ze złotych liści i kwiatów. Każdy z nich zawierał dodatkowo koralik wykonany z lazuli lub krwawnika. Całość wieńczył ozdobny grzebień wbity z tyłu głowy, zakończony trzema rozetami [10].
Zgadując, że kobieta musi być dość blisko powiązana z samym Asarhaddonem, Książe uznał że nie będzie zwracał na siebie jej uwagi. Na to było stanowczo za wcześnie. Fakt, będzie musiał w końcu to zrobić, lecz wprzód należy poznać komu powinien ufać, a od kogo powinien trzymać się z daleka. Trzymając się tego postanowienia Siptah w ciszy przeczekał aż zamożna kobieta przejdzie, a gdy ostatnia z jej służek, ubrana w ciemno niebieską suknie z drobną przepaską na włosach wykonaną ze złączonych monet znikła za swoją Panią, ruszył wraz ze swoja smyczą w postaci straży w kierunku centralnego pałacyku.
𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑
[8] Uskrzydlony Byk, znany również jako ,,Lamassu'' lub rzadziej ,,Shedu'', przedstawiany jako byk z ciałem lwa, skrzydłami orła i ludzką głową. Jeden ze świętych symboli Asyrii.
[9] ,,Król Asyrii, zarządca Babilonu, król Sumeru i Akadu, król Babilonii'' - pełny tytuł Asarhaddona.
[10] mowa tutaj o diademie sumeryjskim, noszonym przez zamożne i bogate kobiety. Natomiast wspomniany ,,krwawnik'' to nie roślina lecz minerał o innej nazwie Hematyt.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro