Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⋎⋎⋎ ⋎⋎ Pierwsza próba zabójstwa

- Wasza Wysokość! Wasza Wysokość! - biegnąca przez korytarz służka, wskoczyła do ogrodu, prawie przewracając przy tym inne będące tam dziewczyny.

- Oho, coś się znowu stało. - szepnęła jedna, podążając wzrokiem za biegnącą kobietą.

- Wypluj te słowa! Mało nam zmartwień?! - oburzyła się druga, grożąc palcem swojej koleżance.

- Uciszcie się! Patrzcie... - trzecia dochodząc do nich, popukała je po ramionach.

Obracając głowę znów na biegnącą służkę, która dopadając do spacerującej po ogrodzie Wielkiej Małżonki Królewskiej wraz z jej wianuszkiem kobiet z haremu, upadła przed nią na twarz, przekazując jakąś wiadomość, po której żona Faraona cała zbladła. Żadna z nich nie musiała słyszeć słów, ponieważ po jej reakcji stało się jasnym, że nie były to pomyślne wieści.

W tym czasie Takhat nie tracąc czasu i otrząsając się po pierwszym szoku, już chciała wrócić biegiem do wnętrza pałacu, gdyby nie zatrzymała ją Tsillah z Semat.

- Takhat, nie możesz! -

- Takhat jesteś w ciąży, nie biegaj! -

- Zaprowadziłyście ją do Haankhes?! - krzyknęła żona Faraona i idąc w miarę szybkim krokiem do wyjścia z ogrodu, obrzuciła swoim spojrzeniem podążającą za nią służkę.

- Tak niezwłocznie, Wielka Małżonko Królewska. -

Stojące pod drzwiami kobiety, szybko zeszły jej z drogi, lecz gdy ostatnia z przyjaciółek żony Faraona przechodziła, złapały ją za rękę.

- Meketaten co się stało? Czemu nasza Pani tak zbladła? - zawołały chórem.

- Podobno konkubina Hekenuhedjet, matka bratanków Faraona zasłabła znów w  haremie. -

- Ra miej nas w opiece, oby to nic poważnego! -

- Oby, oby! Wielka Małżonka Królewska musi mieć teraz spokój ze względu na ciąże! Bogowie, Hathor i Bastet, żeby tylko nie widzieć kolejnego nieszczęście! - załamując ręce, Meketaten pobiegła w ślad za coraz szybciej oddalającą się grupą żony Faraona.

Czemu los znów rzuca jej kłody pod nogi! Nie dość się już stresowała przez Amenmesse?! Nie dość o męża?! Nie dość przepłakała po jego bracie?! Nie może stracić teraz i jej! Nie chce już patrzeć na śmierć, już starczy! Nosząc pod sercem rosnące z dnia na dzień drugie dziecko Merenptaha musi dbać o nie! Tylko jak ma to robić, gdy wokoło tyle cierpień, łez i strachu?! Dobiegając do medyczek, Takhat weszła do środka nim strażnicy zdążyli ją zapowiedzieć.

- Co z nią?! - zawołała na wejściu, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Takh.... to znaczy Wielka Małżonko Królewska. - poprawiając się, Haankhes skłoniła się w pół. - Hekenuhedjet odpoczywa. Podaliśmy jej leki na obniżenie temperatury, bo to przez nią zasłabła. Nie ma powodów do obaw. - dodała prędko, próbując uspokoić żonę Faraona.

Czując małą ulgą, Takhat pozwoliła ciału rozluźnić się, gdy czyjaś ręką spoczęła na jej ramieniu.

- Wszystko w porządku Tsillah. - szepnęła, widząc niepewną minę jednej z jej najbliższych przyjaciółek.

Ile by teraz dała, żeby wtulić się w jego ramiona, aby się uspokoić i wypłakać. Odkąd na powrót przejął władzę, Merenptah miał ręce pełne roboty. Jego widok w pałacu był tak rzadki, że Takhat chłonęła jego obecność niczym wysuszona ziemia. Jeśli nie kilkugodzinne obrady wojskowe, to znowu interwencje na granicy, która na półwyspie Synaj płonęła coraz bardziej. Nieustanne walki w które Faraon musiał angażować się wykańczały go fizycznie i psychicznie. 

Jakby tego było jeszcze mało, ich zachodni sąsiad Libia, postanowiła skorzystać na osłabieniu Egiptu i rozlokować część swoich wojsk przy granicy. Będąc dosłownie w potrzasku, młodszy syn Setiego II nie mógł pozwolić sobie na walki na dwóch przeciwległych frontach kraju, stąd wysłuchiwanie posłańców z Libii i wysyłanie własnych, zabierało mu resztę wolnego czasu, który powinien przeznaczać na spędzanie go z żoną i dzieckiem. Na szczęście mając tak wyrozumiałą i mądrą ukochaną, jaką był jego Lotos, mógł powierzyć jej w pełni wychowanie syna oraz po części kontrolowanie pałacu podczas jego nieobecności, co w pewnym małym stopniu go odciążało.

Niestety sprawa z Libią zapędziła go do podjęcia niewygodnej i bolesnej decyzji, aby zachować pokój pomiędzy nimi, że każdego dnia oprócz dręczącej go winny o śmierć brata, dochodził fakt krzywdzenia tym swojej żony.

Polityczne porozumienie poprzez małżeństwo. Nie mając innego wyboru, Merenptah musiał zgodzić się przyjąć do swojego haremu i uczynić drugą żoną jedną z Libijskich księżniczek, w zamian za to otrzymując nie tylko zawieszenie broni, ale i potencjalną pomoc w razie, gdyby Asyria zaczęła zbyt mocno przejmować terytoria Egiptu. Wszystko się sypało, a on sam nie potrafił nad tym do końca zapanować. 

𒀝𒅗𒁺𒌑

Dzień ustępował nocy, a noc dniu. Czas płynął nieustanie pędząc wciąż do przodu, a on jedyne co robił, to starał się przeżyć do kolejnego wschodu słońca. Ile czasu już minęło odkąd został zabrany z rozkazu Amenmesse z Egiptu? Gubił już rachubę. Który dziś był dzień roku? Tego też już nie wiedział. Od zamknięcia go w tej komnacie-klatce dni zdawały się być podobne do siebie jak dwie krople wody. Tak myślał, dopóki nie odczuł na własnej skórze rozkazu wkurzonego Asarhaddona, który po tamtym dniu ograniczył mu posiłki. Dopiero teraz Siptah widząc ludzi zaledwie dwa razy dziennie i spędzając każdy z dni tak samo, poczuł czym są te owe identyczne krople wody. Jego jedynym wyznacznikiem płynących godzin był ruch Boskiego Słońca, a uciekających dni kurczące się jedzenie, które na początku pobytu tutaj odkładał sobie na czarną godzinę. Co go pierwsze wykończy? Samotność, psychika, głód, czy władca Asyrii?

Nie. Była jeszcze jedna osoba. Zaledwie trzy dni po wyjściu od niego Asarhaddona w jego celi pojawiła się ponownie Shamiram. Tym jednak razem ich rozmowa zaczęła się od uprzejmości kobiety, która przemyciła mu kilka świeżych owoców i malutką buteleczkę do której mógł gromadzić cześć porcji napojów, które otrzymywał wraz z dwoma posiłkami dziennie. Pozornie miły gest był zarzuconą przez nią wędką na niego. Kobieta wiedząc w jakim niekorzystnym położeniu był, wykorzystała to oferując mu rzeczy najbardziej teraz potrzebne. Pomimo tego, że Siptah zdawał sobie z tego sprawę jak próbuje sobie owinąć go wokół palca i poprzez te gesty wymusić na nim w przyszłości odwdzięczenie się za to, przyjął od niej wszystko. Czy miał wybór? Musiał chwytać się wszystkiego co się dało, aby nie zginąć i nie dać się zdeptać Asarhaddonowi, więc wybierając ją, tłumaczył sobie to poprzez wybieranie mniejszego zła.

Ona jednak nie zamierzała czekać jak król Asyrii i przechodząc od razu do rzeczy, próbowała aż osiem razy wymusić na nim poddanie się i przyjęcie zwierzchnictwa wroga. Książę Egiptu trwał jednak w stanowczym sprzeciwie, co powodowało tylko za każdym razem na pożegnaniu kłótnie. Czemu więc Shamiram przychodziła i próbowała z nim tak dużo razy pogadać? Czy dlatego, że się znali?

Hehe, nic bardziej mylnego. Oprócz jej wierności Asyrii dochodził też fakt, że po kilku dniach głodówek Siptah zaczynał coraz bardziej tracić pewność siebie, przez co ona naciskała coraz mocniej, widząc szansę na swój sukces i przypodobanie się nie tylko Asarhaddonowi, ale i jego siostrze, której służyła. Jednocześnie czerpała z tego swego rodzaju przyjemność z gnębienie go i w razie zmuszenia go do przyjęcia zwierzchnictwa jej ojczyzny, miała nadzieję na poczucie chodź po części zemsty za śmierć Ashuriny. Co mogłoby być lepsze, jak nie przekabacenie brata Faraona, który sam zabił jej siostrę. Oko za oko, ząb za ząb, siostra za brata.

𒀝𒅗𒁺𒌑

Od dwóch dni Shamiram nie pokazywała mu się nad oczy. Książe Egiptu jakoś wcale za tym nie tęsknił, lecz miał dziwne przeczucie, że owa nieobecność odbije mu się jeszcze czkawką. Coś wisiało w powietrzu i czuł to aż nazbyt dobrze. Tego dnia czekając na swoje śniadanie, przesiedział praktycznie cały czas na szezlongu oglądając blizny na nadgarstkach, które zostały mu po linach, którymi był związany z rozkazu Amenmesse w Egipcie i tych kilku dniach podróży wozem. Nieprzyjemna pamiątka na całe życie.

Zgodnie z harmonogramem drzwi jego komnaty otworzyły się o tej samej porze co zawsze. Kilka służek niosących miski z posiłkami i dzban z napojem weszło do środka gęsiego. Krzątając się w ciszy, zaczęły rozkładać wszystko na jedynym w komnacie stole. Jedna z nich odsuwając krzesło dała tym samym znak, aby Książe usiadł i zaczął posiłek. Będąc głodnym, mężczyzna również bez słowa podniósł się z siedziska, ruszając w stronę stołu. Tak jak do tej pory, każda z kobiet unikała wręcz panicznie kontaktu wzrokowego czy fizycznego z nim, więc nawet nie zwrócił uwagi na ich odsunięcie się od niego, gdy usiadł na krześle. Ostatni raz podniósł wzrok na służki ubrane w białe suknie z zasłoniętymi włosami oraz delikatnymi arabian veil [16] opuszczonymi tuż pod ich oczami i sięgającym aż za brodę, po czym wziął pierwszy kęs. Jedząc powoli co jakiś czas zerkał na nie, które w tym czasie sprzątały jego komnatę. Była to ich codzienna poranna rutyna, ponieważ podczas ich przyjścia z obiadokolacją zostawiały mu ją i wychodziły od razu.

Dla Siptaha był to jeden z dwóch kontaktów z ludźmi, więc bez najmniejszego oporu, przyglądał im się podczas jedzenia. Kolejna ze służących niosąca dzbanek z napojem podeszła do niego i nalewając mu trochę do kubka, podsunęła mu go, oddalając się potem prędko. Wypuszczając na to ciężko powietrze, brat Faraona sięgnął po niego i zamaczając wargi, po raz ostatni podniósł na nią swoje oczy. 

Ostatni raz poczuł to, gdy Amenmesse powiesił go, a grunt zniknął mu wtedy spod nóg. Przerażający chłód rozlewający się po jego klatce piersiowej, podążający w kierunku serca. Jak oparzony oderwał kubek od swoich ust, nie nabierając więcej napoju. Podrywając się z miejsca, w dwóch szybszych krokach, znalazł się przy służącej, która postawiła właśnie dzbanek na przeciwległym rogu stołu. Nie spodziewając się go, kobieta aż pisnęła przerażona, gdy jego dłoń szarpnęła ją do tyłu, a czarne oczy obrzuciły ją wkurwionym do granic możliwości spojrzeniem.

- Gautseshen!! - warknął, szarpiąc tak kobietę do tyłu, że z twarzy spadła zasłonka, ukazując w pełni jej twarz.

Niestety nic więcej nie zdążył zrobić, ponieważ czuwający cały ten czas w drzwiach strażnicy zaalarmowani jego nagłym ruchem weszli do środka, a widząc jak chwycił jedną ze służek, rzucili się na niego, wykręcając mu ręce do tyłu i prawie przy tym przewracając.

- Puszczaj ją! Co ty wyprawiasz! - ich krzyki spowodowały, że pozostałe służki w pomieszczeniu uciekły na korytarz.

Jedynie Shamiram stojąca najbliżej niego nie uciekła, ale zaczęła powolutku odsuwać się w bok.

- Ona chciała mnie otruć! Dodała coś do napoju! - krzyknął Siptah, starając się jak najmniej ruszać, aby strażnicy nie wybili mu rąk, jednocześnie wskazując wzrokiem na zdenerwowaną starą znajomą.

- To kłamstwo! Oszczerstwo! - syknęła, coraz szybciej odsuwając się do drzwi, chcąc się tam wmieszać w tłum służących.

Brat Faraona nie dał za wygraną. Jeśli teraz odpuści, wszystko szlag trafi! Powstała wrzawa pomiędzy nim, a strażnikami przyciągnęła jednak uwagę nieproszonych gości, którzy zjawili się kilka minut później w progu, akurat w momencie w którym Shamiram miała uciec przez niego.

- Co tu się dzieje? Co to za hałasy?! - na damski głos wszystkie będące tam służące upadły na kolana, pochylając swoje głowy prawie aż do podłogi.

Nawet Shamiram odsuwając się z przejścia, pochyliła głowę. Siptah obserwując otwarte drzwi do jego klatki-komnaty zobaczył w niej pojawiającą się kobietę w rubinowej sukni i złotym diademie ozdobnymi kwiatami na głowie. Tą samą, którą pierwszego dnia pobytu tutaj mijał wychodząc z sali tronowej. Widząc padające na ziemię na sam jej głos służki, stojącą ze spuszczoną głową Gautseshen i trzymających go strażników, Siptah przełknął ślinę. Dopiero teraz cieszył się, że tamtego dnia nie zwrócił jej uwagę na siebie, bo sądząc po zachowaniu wszystkich musiała stać wysoko w hierarchii Asyryjskiej władzy i nie wiadomo jakby się wtedy wszystko potoczyło.

Tymczasem starsza kobieta nie doczekując się odpowiedzi, swój wzrok zawiesiła na strażnikach, którzy przerwali w końcu tę ciszę.

- Rzucił się na jedną ze służek, oskarżając o to, że chciała go zabić. -

- Którą? - zapytała, zerkając kątem oka na Shamiram.

- To pomówienie. Kłamstwo, Wasza Królewska Mość. - kobieta robiąc krok do przodu, podniosła nieznacznie głowę w górę.

- Masz jakiś dowód na to, że to prawda? - obracając się do Siptaha, kobieta ze złotym diademem posłała mu wyczekujące odpowiedzi spojrzenie.

- Przeczucie... - wyjąkał Książe, klnąc na wszystko co było związane z była konkubiną jego brata. - Sama mi to nalała, a potem odchodząc patrzyła jako jedyna, czy piję. Poza tym wydaje mi się, że stoi wyżej od będących tutaj służących, więc zaalarmowało mnie to, że skrywała swoją osobę pod ich ubraniem. -

- To kłamstwo. Nie ma żadnych dowodów, tylko zmyśla. - oburzona Shamiram, wtrąciła się szybko.

- Szadditu! - zawołała głośno kobieta, wzywając jedną z kobiet, która przyszły z nią, a która czekała za progiem, przyglądając się wszystkiemu z daleka.

Na dźwięk tego imienia, bratu Merenptaha przypomniała się sytuacja, kiedy Shamiram była wzywała do osoby o tym samym imieniu. Czyżby to była jej Pani, a ta natomiast podlega pod tę kobietę ze złotym diademem?

- Tak matko? - wchodząc do środka, również rubinowa suknia córki zatrzymała się obok matki.

- Czy masz coś z tym wspólnego? - pytając, kobieta obrzuciła ją z góry podejrzliwym spojrzeniem.

- Nie matko. - odparła szybko i stanowczo, ani razu nie patrząc na swoją służkę.

- Twierdzisz, że napój jest zatruty? Co ci więc dolega? - przenosząc wzrok na Siptaha, matka Szadditu podniosła brew do góry.

- Nic... nie wypiłem. Jedynie zdążyłem zamoczyć wargi. - przyznał Książe Egiptu, zdając sobie sprawę, jak grzęźnie w bagnie.

- Mam rozumieć, że to twoje przypuszczenie, że do napoju jest coś dodane, natomiast ty twierdzisz, że jest czyste, a ty moja córko, że o niczym nie wiesz? - podsumowując Naqi'a wypuściła ciężko powietrze.

Brat Faraona słuchając tego podsumowania, aż nie dowierzał jak za sprawą Shamiram, właśnie został wplątany w trójstronną sprawę lub nawet poczwórną, jeśli matka tej dziewczyny dołączy do tego. To jakiś chory żart, przecież jeśli wyjdzie, że próbowano go otruć, to Szadditu i jej służąca poniosą konsekwencję, a potem zemszczą się na nim. Jeśli natomiast wyjdzie, że są niewinne i to on je posądził bez podstaw, to jemu i tak się oberwie od tej kobiety i władcy, gdy dojdzie to do jego uszu.

- Przynieście mi ten dzbanek. - Naqi'a widząc kubek z którego pił Siptah, a który pod wpływem jego zerwania się z krzesła lub złapania go przez strażników, przewrócił się rozlewając ciesz na stole, wskazała na dzbanek z resztą napoju.

- Matko, co zamierzasz? - zapytała Szadditu, gdy służąca przyniosła dzbanek.

- Skoro twierdzisz, że nie masz nic wspólnego i ty Shamiram, że jest to czyste, napij się. Obie wiemy, że zbyt bardzo cenisz swoją służącą, by dać się jej napić trucizny, więc nie dopuścisz do tego. - zarządziła, patrząc córce w oczy.

- Oczywiście matko, wedle twojego rozkazu. Shamiram, napij się tego napoju. - Szadditu bez drgnięcia brwią, powtórzyła rozkaz swojej matki.

Siptah widząc to, zaczął czuć coraz większy stres. Skoro starsza siostra Ashuriny jest dla niej taka cenna, to zezwalając bez cienia zawahania na wypicie jej tego pewnym było, że nic tam nie było. To oznacza, że Shamiram go wrobiła, a on ze zmęczenia i głodu, wpadł wręcz śpiewająco w jej sidła.

- A to suka! - krzyczał jego wewnętrzny głos.

Tymczasem służka podchodząc do Shamiram, podała jej nowy kubek i przechyliła dzbanek, żeby nalać napoju, gdy ten pękł jej w ręce, rozlewając całą zawartość na podłogę.

- Proszę o wybaczenie Wasza Wysokość, ale dzbanek był już stary i pękł. - zawołała z przerażeniem służąca, kłaniając się głęboko kobiecie.

Widząc całe zajście w Księciu aż się coś zagotowało. Przecież to było z góry zaplanowane! To teatrzyk, a one grają w nim jak aktorki!

- Widać taka kolej rzeczy. - westchnęła Naqi'a. - Żeby mi to nieporozumienie było po raz ostatni. Nie życzę sobie tego więcej. - dodała, wskazując przed wyjściem ręką, aby posprzątano rozlaną ciecz.

- Wasza Wysokość! - Siptah ryzykując dosłownie wszystko, nie mógł się opanować z buzującej w nim wściekłości.

- Jak śmiesz się odzywać nie pytanym! Milcz! - trzymający go wciąż strażnicy, natychmiast zaczęli go gonić za to zawołanie.

- O co chodzi? - zapytała matka Szadditu, obracając się pół bokiem do brata Faraona.

- Wasza Wysokość, z całym szacunkiem, ale... - szukając słów, aby nie obrazić kobiety, Siptah przygryzł wargę. - ... bez pouczania, ale zamierza Wasza Wysokość zignorować to wszystko? -

- A co mam zrobić? Dzbanek się rozbił, twój kubek przewrócił. Nie rozkażę nikomu pić przecież z podłogi. Skoro nie ma więcej napoju, to sprawa jest zamknięta. Szadditu, idziemy. -

- A obecność wśród służących Gautse... Shamiram?! - zawołał, poprawiając się i nie dowierzając w cały obrót sytuacji.

- To wyjaśni sobie już moja córka, ponieważ to jest jej służąca. - odparła Naqi'a. - A jeśli coś ci jeszcze nie pasuje, to mogę z całą stanowczością posądzić cię o to, że twierdzisz bez dowodów, że moja córka i jej główna służąca kłamie. -

Słysząc jawną groźbę kobiety, Siptah ugryzł się w język, aby nic już nie mówić. Sprawa z góry była tak zaplanowana, aby w razie wpadki, wszystko zostało zatuszowane lub zrzucone na niego. Zwracając swój wzrok na wychodzącą za swoją Panią, starą znajomą zobaczył jak porusza wargami mówiąc:

,,To jeszcze nie koniec.''

Również trzymający go strażnicy puszczając go, ruszyli do wyjścia, lecz nie zamykając drzwi jak to mieli w zwyczaju stanęli w progu pozwalając, żeby służki posprzątały cały bałagan. Dopiero, kiedy cały napój znikł z podłogi, drzwi zostały zamknięte pozostawiając wkurzonego do granic możliwości najstarszego syna Setiego II samego z zimnym już posiłkiem.

- A więc Shamiram nie była moim największym obecnie problemem, lecz kobieta której służy, Księżniczka Szadditu! To ona pociągając za sznurki swojej służki, próbuje mnie zabić! - wyszeptał brat Faraona, zerkając w dół na swoje roztrzęsione ręce.

𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑

[16] Arabian veil - rodzaj zasłonki, która zasłania kobiecie nos i usta. Tkanina może być przezroczysta lub nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro