Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⋎⋎⋎ ⋎⋎⋎ Niezapomniana noc

Czy to los kpił z niego, czy Asyryjscy Bogowie bawili się jego nieszczęściem, nie dane mu było spokojnie zakończyć tego dnia. Niecałą godzinę po drugim posiłku, kiedy Atum-Re został połknięty przez Nut, do jego komnaty-klatki zawitała świta władcy wraz z nim samym i jego żoną, z którą Siptah miał przyjemność zamienić parę słów podczas tego incydentu z trucizną. Nie spodziewając się niczego dobrego z tej wizyty, brat Faraona osłupiał, kiedy usłyszał jak miał spędzić zbliżającą się noc. W związku z całym tym zamieszaniem z Szadditu, która była siostrą Asarhaddona, on sam postanowił zmienić nieco swoje plany ożenku swojego jeńca, określając to słowami

,,Gdybym wydał go za służkę Szadditu jak to miałem pierwotnie zrobić, ta zabiłaby go na jej polecenie szybciej, niż on zdążył by spłodzić potomka. ''

Siptah patrząc na Króla Asyrii, masującego swoją skroń, zauważył na jego twarzy zmęczenie oraz brak siły, nie tylko do swojej siostry, ale i całej tej sprawy. Nie chcąc przekroczyć granicy cierpliwości za którą stał kat z rozkazem ścięcia go, Książe Egiptu bez sprzeciwów dał się zaprowadzić przez strażników przez jeden z wielu korytarzy, pod drzwi pewnej komnaty.

- Nie mam zamiaru się bawić z tobą, dlatego jeśli wywiniesz tam jakiś numer, który mi się nie spodoba, nie ręczę dłużej za twoje i tamtej kobiety życie. -

Nim władca skończył mówić, strażnicy popychając drewniane skrzydła drzwi, otworzyli je ukazując wnętrze komnaty. Pierwszym co rzuciło się Księciu w oczy, nie była jej wielkość, czy w miarę bogate urządzenie, lecz stojąca przodem do nich na środku pomieszczenia kobieta z krwisto czerwoną chustą, okrywającą jej ramiona i sięgającą aż do kostek. Nieznajoma stojąc z pochyloną głową, skryła swoją twarz za rozpuszczonymi kasztanowymi włosami, które sięgały jej za biust.

- Oto twoja nowa konkubina oraz matka dziecka z twojej krwi, na które liczę. - podsumował Asarhaddon.

- Nic z tego. - Siptah zabierając w końcu głos, odwrócił wzrok od kobiety.

- W takim razie każę ją od razu ściąć i przyprowadzić inną!! - warknął król Asyrii, przez co stojąca w komnacie nieznajoma spięła swoje ramiona. - Aż do skutku. Dopóki nie sprawisz, aby któraś z nich zaszła w ciążę, będę przeprowadzał nowe, a każdą z nich za twój sprzeciw zabijał. Sprawdźmy tym sposobem, gdzie kończy się twoje sumienie. - dodał.

- Zabijesz własne poddane, za to że ja będę ci odmawiał?! Co z ciebie za... - krzyknął brat Merenptaha, w ostatnim momencie nie kończąc swojego zdania.

- Dokończ. Śmiało. - ponaglił go Asarhaddon. - Ale wpierw, skoro wciąż sprzeciwiasz się, zabić ją. - dodał do strażników, którzy na jego rozkaz wyciągnęli sztylety kierując się w stronę wejścia do komnaty.

- Poczekaj! - krzyknął. -...zgoda! - nie wiedząc czemu, czy z uczucia paniki nieznajomej, która nie była niczemu winna, czy przez własne sumienie, Książe Egiptu warknął tak ostro, że jego słowa mogły by przeciąć dosłownie wszystko.

- Więc? - władca Asyrii wskazując ręką na drzwi, po raz ostatni dał znak, aby Siptah wszedł do środka lub pozwolił zabić kobietę odzianą w czerwoną tkaninę.

Zgrzytając zębami brat Faraona postawił stopę do przodu, a potem kolejną i kolejną, dopóki cała jego sylwetka nie przekroczyła progu komnaty. Gdy tylko to uczynił, drzwi zamknęły się za nim z głośnym hukiem, przepuszczając tylko stanowczy rozkaz, aby strażnicy pilnowali ich i w razie ucieczki którejś z osób, natychmiast skrócili o głowę obydwoje. 

Obracając swoją twarz z drzwi na kobietę, Siptah natychmiast spotkał jej szare niczym popiół oczy z domieszką czegoś zielonego, które patrzyły na niego dumnie, bez strachu i wahania się. Jej wyraz twarzy był przeciwieństwem tego, czego się spodziewał. Czując się winnym tego wszystkiego i jej spiętych ramion ze strachu myślał, że spędzi teraz długie godziny zanim kobieta uspokoi się. Spodziewał się, że będzie tak roztrzęsiona i przerażona tym wszystkim, że będzie przed nim uciekać. Teraz jednak patrząc w jej kompletnie opanowane spojrzenie, które wiedziało co się ma stać, on sam miał ochotę uciec. W co on się wpakował?! Może i wtedy faktycznie wystraszyła się podniesionego tonu władcy i jego groźby, ale gdy została sam na sam ze swoim celem, odrzuciła to wszystko będąc gotową do wypełnienia powierzonego jej zadania.

- Wyjdziemy na balkon? - zapytała niespodziewanie przyjacielskim wręcz tonem, wskazując otwartą dłonią na znajdujące się za nią wyjście. Nie spodziewając się kompletnie takiej propozycji, brat Faraona osłupiał patrząc raz na nią, a raz we wskazanym kierunku. - Podobno u ciebie było wszystko pozamykane dlatego pomyślałam, że miło będzie odetchnąć trochę świeżym powietrzem. - ciągnąc dalej swoją myśl, kasztanowo włosa piękność zrobiła pierwszy krok w stronę drzwi tarasowych.

Próbując pozbyć się rosnącego cały czas uczucia spięcia mięśni, Siptah wzruszył ramionami, rozluźniając je trochę i ruszył w ślad za swoją nową konkubiną z przymusu, jednak tuż przed progiem, kobieta przepuściła go przodem, przez co to on pierwszy wyszedł na balkon.

Świeże i wilgotne od przepływającej tuż przy stolicy rzece powietrze natychmiast owiało go, przez co poczuł się jakby właśnie wyleciał z klatki niczym ptak. Było to tak bardzo nie do opisania uczucie wolności, że zapominając na chwilę, gdzie oraz z kim jest, podszedł od razu do barierki i zamykając oczy, delektował się tą ulotną chwilą najbardziej jak tylko się dało.

Nie wiedział ile tak stał pozwalając, aby wiatr poruszał jego czarnymi jak noc włosami i owiewał resztę jego ciała. Szczerze, to mógłby spędzić tak całą noc oraz kolejny dzień, jednak głos za jego plecami po pewnym czasie sprowadził go twardo na ziemię.

- Tylko nie wypadnij, bo wtedy oboje długo już nie pożyjemy. - mówiąc to, Asyryjka zatrzymała się w progu i opierając się o framugę, posłała Księciu Egiptu swój delikatny uśmiech.

Patrząc w oczy i słysząc jej bez nienawiści głos, brat Faraona poczuł się dziwnie. Nie licząc Rashy, z którą spędził kilka tygodni zamknięty w klatce na wozie, ta kobieta była pierwszą osobą, z którą mógł pogadać na spokojnie, bez mordu w oczach, czy prób zabicia go. Pierwszą od święta Achet, podczas którego widział na własne oczy śmierć brata. Tamtego dnia będąc pojmanym przez Amenmesse, stracił szansę na jakiekolwiek normalne kontakty z kimkolwiek.

- Wszystko w porządku? - spytała nagle, gasząc powoli swój radosny uśmiech i patrząc wręcz z troską na niego.

- Tak. - mruknął szybko, próbując skupić się na tym co jest tu i teraz.

- Na pewno? Zrobiłeś się nagle smutny. - drążąc temat, nieznajoma wyprostowała się w wejściu do komnaty.

- To nic. - odchrząkując, brat Merenptaha zmusił się do nikłego uśmiechu, żeby tylko nie ciągnąć tej rozmowy dalej.

Ostatnie co teraz chciał, to opowiadać o swoim pojmaniu i Rashy, która nie wiadomo czy wciąż żyje po takim czasie.

- Wszystko już jest gotowe, więc zapraszam. - zachęciła ponownie gestem dłoni, wskazując do środka, gdzie wnętrze tonęło w świetle świec i słodkiego zapachu.

Kiedy ona to zrobiła? Kiedy zdążyła zapalić je wszystkie włącznie z kadzidełkiem, którego woń przypominała zapach jakiegoś soczystego owocu. Jak długo tak stał, delektując się wyjściem na zewnątrz i chłodnym powietrzem?! Czy naprawdę, aż tak się zapomniał, że nie zauważył jak ona wróciła do komnaty krzątając się po niej?

- Posłuchaj... - zaczął szeptem Siptah, podchodząc do kobiety, lecz ta z każdym jego krokiem delikatnie wycofywała się w głąb pomieszczenie, przez co wkrótce oboje stali już w nim.

Czy była to jego wyobraźnia, a może nie, najstarszy syn Setiego II w momencie, kiedy przekroczył próg balkonu usłyszał jej szept:

,,Ściany pamiętają nasze słowa, a malowidła to co robimy.''

Było to jednak wypowiedziane tak bardzo cicho, że po chwili zastanowienia się uznał, że po prostu się przesłyszał. Widząc jak tańczy z nim po komnacie zmuszając, aby podążał za nią, chcąc jej dotknąć, Siptah w końcu nie wytrzymał i zatrzymując się w miejscu zapytał wprost.

- Jak masz na imię? -

- Tantith, mój Książe. - wypowiadając swoje imię prawie śpiewem, kobieta błyskawicznie obróciła całą sytuację uciekania przed nim o 180 stopni.

Zatrzymując się pozwoliła, aby otulająca ją cały ten czas czerwona tkanina, spadła na podłogę. Stojąc teraz w jasno niebieskim biustonoszu zawiązanym czerwonymi tasiemkami za szyją i równie błękitną chustą obwiązaną wokół bioder, przyozdobioną ogromną ilością złotych monet, skutecznie sprawiła, że Siptah nie poruszył się ani o krok do niej, gubiąc wątek o nietypowym brzmieniu jak i chyba znaczeniu jej imienia, o który chciał ją właśnie zapytać. 

Przejmując całkowicie kontrolę nad sytuacją, kobieta ruszyła płynnie do przodu w jego kierunku, niczym sunący po wodzie liść. Przy każdym jednak jej kroku, zdobiona chusta wydawał z siebie rytmiczny dźwięk, wręcz zachęcający do tańca.

- Tantith... posłuchaj. - przełykając ślinę, najstarszy syn Setiego II zaczął sam się odsuwać do tyłu, jak jeszcze parę chwil temu ona.

- Słucham? - szepnęła tak czule, że jemu było coraz ciężej patrzeć w te oczy i powiedzieć, że nic z tego nie będzie i najpewniej zaraz sprowadzi na nią śmierć. - Słucham mój Książe? - powtórzyła, ciągnąc dalej swoją grę, kompletnie nie przejmowała się niczym.

Może i ich wspólny taniec-odsuwaniec trwałby jeszcze długo, gdyby za nogą Siptaha nie pojawiła się przeszkoda. Czując opór, obrócił głowę za siebie chcąc sprawdzić tego przyczynę, jednak widząc za sobą ramę łóżka, aż przeklął w duchu własną głupotę. Wiedząc, że jest tutaj z przymusu i nie podejdzie do łóża  dobrowolnie, Asyryjska piękność wykorzystała swoje wdzięki i insynuując spacerek na balkon, ucieczkę przed nim i teraz jego pościg, tak nim pokierowała, że sam nieświadomie znalazła się przy nim. Nie patrząc gdzie szedł, dał się jej ciągnąć za nos jak jakieś dziecko. Jednak teraz było już za późno i jeśli szybko się nie odsunie to...

Widząc swój cel przy kancie łóżka i to jak oderwał od niej wzrok, wykorzystała  od razu, podbiegając na paluszkach i nim na powrót obrócił głowę do niej, skoczyła z nienacka na niego, przewracając ich oboje na miękkie posłanie.

... to wyląduje w nim, razem z nią.

- Haha, mam cię. - śmiejąc się jak niewinna dziewczyna, Tantith podniosła swoje oczy na Księcia, na którym leżała.

- Uważaj trochę. - karcąc ją szeptem, Siptah rozluźnił swoje ręce, którymi złapał odruchowo ramiona lecącej na niego kobiety, aby spadając razem z nią na łóżko, nie uderzyła się gdzieś.

Co on wyprawiał?! Przecież nie zna jej, ona jego też. To ich pierwsze spotkanie, podczas którego ona musi współżyć z nim, wypełniając tym samym rozkaz jej władcy. Stoją po przeciwnych stronach tego konfliktu. On Książe Egiptu i ona Asyryjska dama do towarzystwa. To się nie klei od samego początku, więc czemu jej po prostu nie puścił?

Chociaż ciężko było mu się z tym pogodzić, było to spowodowane jego wychowaniem w pałacu. Jako syn poprzedniego Faraona i przez całe dzieciństwo przyszły następca tego tytułu, Siptah wraz z młodszym bratem mieli od narodzin wpajane, aby zachowywać się względem kobiet z szacunkiem, ponieważ to one są tymi, dzięki którym mogli przyjść na świat. To one ich wychowywały nim dorośli. Piękne i odważne kobiety, które jednocześnie były delikatne i bardzo  uczuciowe. Do nich należy podchodzić z troską i miłością, a nie z agresją i batem. Tak ich uczono, jednak od każdej reguły zdarzały się wyjątki. Gdy łapano zdrajcę, zabójcę lub pomówcę, przestawało mieć znaczenie, czy była to kobieta, czy mężczyzna, karząc daną osobę równie boleśnie.

Tantith może i pochodzi z Asyrii, może i podlega Asarhaddonowi, lecz wciąż jest tylko kobietą. Delikatną i bardzo piękną kobietą, zmuszoną do trudnej roli. Przecież sama z własnej woli nic mu takiego nie zrobiła, stąd ciało Siptaha odruchowo złapało ją. Patrząc teraz na jej roześmianą i szczęśliwą twarz, która wyrażała czystą radość, mężczyzna ponownie samoistnie uśmiechnął się do niej. Był to jednak miły uśmiech, jego pierwszy odkąd go pojmano.

- Dziękuję za złapanie mnie. - uspokajając się odrobinę, Tantith podziękowała, pochylając się i składając pojedynczego całusa na jego policzku. - Jeśli chcesz przeżyć, rób dokładnie co ci powiem, bez zadawania pytań. - dodała tak bardzo cicho, że musiał naprawdę się wsłuchać, aby ją usłyszeć.

Czując się coraz bardziej osaczony jej działaniami, dążącymi do tego co tak bardzo chciał uniknąć, brat Faraona wykorzystał swoją większą siłę, powoli wysuwając się spod niej. Jednak ona odczytując jego zamiar, pozwoliła mu na próbę wstanie podczas której zawieszając się na jego barku, tak ich oboje obróciła na łóżku, że tym razem to on zawisł nad nią.

- Tantith, przestań. - czując się coraz bardziej niekomfortowo i niezręcznie, Siptah odepchnął się od poduszek, do siadu.

- Ściany nas otaczają, a obrazy są na każdej z nich. -

Szeptając znów coś niezrozumiale, kobieta chwyciła za pasek Księcia Egiptu i podciągając się za nim, usiadła na wprost niego.

- Nie rozumiem cię, o czym ty... - zaczął szeptem, gdy poczuł smukłe dłonie na swoich ramionach, a chwilę potem jak jego górna część ubioru, zsuwa się na pościel.

Korzystając z jego rosnącego rozkojarzenia spowodowanego nie kontrolowaniem sytuacji, Tantith zawiesiła mu się wokół szyi, ponownie ciągnąc w dół. Lądując z nią znów na płasko, Siptah podparł się rękami po bokach jej głowy, unikając tym samym niechcianego złączenia przy tym ich ust.

- Jestem cała twoja, mój Książe. - mówiąc to, kobieta o kasztanowych włosach podniosła swoje ręce nad głowę, przeciągając się pod nim, niczym smukła gazela.

Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby Siptah nie zauważył przez dosłownie  sekundy, jak zerka co jakiś czas nie tyle na niego i jego nagą klatkę, ale i w bok, na gołą ścianę z ozdobioną jakimiś hieroglifami asyryjskim.

- Ooo cholera... - wyrwało mu się z ust, łącząc wszystko to co mu mówiła szeptem do tej pory.

,,Ściany pamiętają nasze słowa, a malowidła to co robimy. ''

,,Ściany nas otaczają, a obrazy są na każdej z nich. ''

Czy to możliwe, że oni są cały czas obserwowani? Ściany pamiętające, a raczej słyszące to o czym mówimy i malowidła żywych stworzeń, które każe z nich posiada parę oczu. Jak mógł nie skojarzyć tego z znanymi w Egipcie dziurkami w ścianie, przez które zdarzały się podsłuchy czy podglądanie?! Wpadając na ten trop, brat Faraona zawiesił swoje czarne oczy na jej szarych z domieszką czegoś zielonego akurat, gdy ona ponownie uchyliła swoje usta.

- Rozedrzyj. - szepnęła, wskazując brodą tasiemki wokół jej szyi, podtrzymujące ozdobny biustonosz.

Wszystko to się zgadza, oprócz jednego jej zdania:

,,Jeśli chcesz przeżyć, rób dokładnie co ci powiem, bez zadawania pytań. ''

Czy ona mówi tak na poważnie? Stoi po jego stronie? Nie bardzo wiedząc czy jej ufać, czy nie, niepewnie wysunął dłoń i chwytając jedną z tasiemek, pociągnął nieznacznie.

- Masz przyjemne w dotyku, ciepłe dłonie. - śmiejąc się pod nim uroczo, Tantith swoim komentarzem wprawiła go w stan zupełnej paniki i zawstydzenia.

Co on na Bóstwa wyprawia?! Teraz, gdy ważą się losy Egiptu, gdy nie jest pewnym czy Takhat, Hekenuhedjet i dzieci nie umierają z rąk Amenmesse, on zabawia się z jakąś Asyryjką w łóżku?! Opamiętując się, już chciał puścić jej ramiączko biustonosza, gdy ona niespodziewanie syknęła pod nim, po raz pierwszy z wyczuwalną agresją w głosie.

- Rób co mówię, inaczej nie przeżyjesz! -

Działając pod wpływem impulsu, Siptah zacisnął zęby, szarpiąc za tasiemkę, dopóki w komnacie nie rozniósł się dźwięk pękającego materiału, a w jego palcach nie pozostały jego kawałki. Tymczasem leżąca na plecach Tantith pod wpływem tego szarpnięcia pisnęła tak realnie, że w tym momencie, już niczego nie rozumiał. Czy ona próbuje go ratować, czy udaje? A co jeśli jej słowa były kłamstwem od początku, aby wzbudzić w nim uczucie obserwowania, chodź tak naprawdę nikt na nich nie patrzy? Czy tym samym chce wymusić na nim posłuszeństwo i to, aby starał się przy ich stosunku? Może od tego wszystkiego ma już halucynacje, że ona mu coś szeptała, a w rzeczywistości wmawia sobie to co chciałby usłyszeć?

- Nie chciałam cię onieśmielić z tym przyjemnym dotykiem. To miał być komplement mój Książe. - kontynuowała spokojnie, jakby jej syknięcie przed chwilą zupełnie nie miało miejsca. - Masz naprawdę bardzo delikatne dłonie i takie silne... - bawiąc się swoimi palcami, zawędrowała nimi kroczek po kroczku znów na jego barki i naciskając tam, sprawiła że cała sylwetka Siptaha, pochyliła się ku jej wyciągniętej szyi.

Rozumiejąc aluzję i to czego ona oczekiwała teraz od niego, zacisnął swoje wargi w wąską linijkę, tuż przed jej skórą. Widząc, a raczej czując jego opór, Tantith podciągnęła się i musnęła ustami jego ucho.

- Zapomnij dziś o wszystkim, co cię tam trzyma. Zostaw to wszystko za drzwiami tej komnaty i ratuj się jak tylko możesz. A jeśli nie siebie, to ratuj mnie. Błagam. -

Będąc już zmęczonym tym wszystkim, co się ostatnio działo w jego życiu, puściły mu hamulce, dając się ponieść błaganiom Asyryjki. Pierwszy wciąż niepewny, jednak drugi i trzeci pocałunek złożony na jej szyi sprawił mu dziwne rozładowanie napięcia. Idąc za jej radą, zostawił gdzieś z tyłu głowy całe swoje dotychczasowe życie, skupiając się tylko na jednym.

Czując jak zmieniło się jego podejście, Tantith z każdym pocałunkiem, zataczała palcami coraz mniejsze kółka na jego gołych plecach, od czasu do czasu wzdychając, bardziej niż wynikałoby to z tempa i soczystości całusów.

Czyli przegrał? Ratując się, skończył w łóżku z Asyryjską konkubiną? Sądząc po tempie jej działania, już niedługo powinni zająć się pozbyciem ubrań z dołu. Jedno to pocałunki, ale czy da radę udźwignąć seks z nią? Czując jak ręka na której się opierał, zaczęła mu cierpnąć, poprawił ją, przy okazji niechcący dotykając kobietę w biodro. Jakie było jego zaskoczenie, gdy ta pod wpływem tego dotyku, klepnęła go swoją dłonią po jego, w zupełnie karcący sposób. Nie będąc pewnym, czy mu się to zdawało, podniósł się znad jej szyi, zerkając na oczy w których malowało się tylko jedno... nie.

- Przepraszam, to... - jęknęła, pojmując swój błąd w ocenie tego co Siptah chciał zrobić.

- Nie... nic się nie stało. - odparł równie cicho, czując jednak pewnego rodzaju zalążek nadzieji. 

Ona udawała.
Nie okłamuje go.

Gra, jak aktorka przed siedzącą za ścianą widownią, która naprawdę ich obserwuje. Stąd to wzdychanie i piski, nie adekwatne do namiętności z jaką ją całował, czy dotykał. Teraz przyszła jego kolei, aby jak ona zagrać w tym ustawionym spektaklu, oszukując władcę Asyrii i jednocześnie ratując swoje życie. Tylko co potem? Kiedyś prawda wyjdzie na jaw, a wtedy przyjdzie im zapłacić za to najwyższą stawkę.

Nie. Skup się na tym co się dzieje teraz. Kup sobie jak najwięcej czasu, podczas którego wymyślisz jak uciec z tego pałacu. Zaufaj jej, swojej nowej i jedynej Asyryjskiej konkubinie, która stoi po twojej stronie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro