Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III በበ Ta, której sprzyja Bogini Czenenet

Rytmiczny dźwięk skórzanych butów doszedł do jej uszu. Pomimo ciężkich, jakby ważyły tony powiek, Takhat uchyliła je dostrzegając mijające ją kolejne szczeliny w podłodze. Serce w tamtym momencie biło jej tak dziwnie i nierytmicznie, że z trudem panowała, aby znów nie zasnąć. Jednak, gdy przymykała powieki, usłyszała męski głos w głowie, szepczący coś niewyraźnie. Nie zrozumiała ani słowa, lecz ten ton poznała by wszędzie. Merenptah. To był głos Faraona. Zbierając się w sobie, po raz kolejny otworzyła oczy i starając się nie wydać dźwięku, napięła mięśnie, odpychając się gwałtownie od niosącej ją osoby.

- Co jest?! - warknął nieznajomy, puszczając zaskoczony dziewczynę z rąk.

Takhat nie zamierzała mu się tłumaczyć, rzucając się do ucieczki w przeciwnym kierunku. Dzięki zaskoczeniu udało jej się odbiec parę kroków, ale przez otumaniony organizm plątały się jej nogi, przez co upadła kolanami na podłogę.

Ciężko i szybko dysząc próbowała się podnieść, lecz wtedy poczuła nad sobą czyjąś obecność. Porywacz niespiesznym krokiem podszedł do swojej ofiary. Spod jego kaptura przez odepchnięcie dostrzegła uszkodzony kolczyk z białego złota. Na ten widok dziewczyna zdrętwiała jeszcze bardziej. Od razu przed oczami pojawił się widok skorpiona i jej łzy. Na myśl o tym, nogi zaczęły jej drżeć ze strachu. Przez rozszalałe serce i otumanienie, nie mogła wydać z siebie żadnego krzyku. Klęcząc na podłodze, zaczęła się podciągać rękami, aby oddalić się od napastnika jak najdalej. Ten jednak przyspieszył kroku i łapiąc Takhat za kark uniósł w górę, dopóki dziewczyna nie wyprostowała się.

- Czego chcesz... - wyszeptała, ledwo słyszalnym, spanikowanym głosem.

- Twojej głowy. Niszczysz cały mój wieloletni plan. - syknął ciężko.

Ku jej przerażeniu, mężczyzna podciągnął ją mocniej, tak, że musiała stanąć na miękkich nogach. Gdy tylko jej prawe kolano się wyprostowało, przeciwnik obrócił gwałtownie głowę w bok. Takhat przerażonymi oczami zerknęła w tę samą stronę z której ją przyniósł. Zaledwie parę metrów od nich, zobaczyła stojącego ze stertą papirusów w dłoni, zupełnie zdezorientowanego i zaskoczonego Siptaha, wraz ze swoim strażnikiem, który musiał wyjść z jednego z bocznych korytarzy.

- Ratunku... - wyszeptała, a z oczu poleciały jej niechciane łzy.

Ledwo co zdążyła zacząć mówić, Książe upuścił dokumenty, które rozwiały się w momencie, gdy ruszył biegiem w jej stronę. Było to jednak ostatnie co zobaczyła, ponieważ w tym samym momencie napastnik cisnął nią w ścianę i nim wszystko poczerniało jej przed oczami, usłyszała, krzyk Siptaha oraz dotyk jego dłoni.

- Takhat! Takhat! Zatrzymajcie go! - wrzasnął do towarzyszącego mu strażnika, łapiąc jednocześnie nieprzytomną dziewczynę.

- Rozkaz! - zawołał, biegnąc za uciekającym już niedoszłym porywaczem.

- Takhat! Takhat! - najstarszy syn Setiego II  próbując nawiązać kontakt z główną konkubiną jego brata, potrząsnął nią delikatnie.

Bez skutku. Brunetka straciła zupełnie przytomność od uderzenia w ścianę. Przeklinając na wszystko, podniósł ją na rękach jak szmacianą lalkę. W tym momencie ,,cieszył się'' , że brata nie było w pałacu. Gdyby ich tak zobaczył, mogło by być krucho i nawet szybkie wyjaśnienia mogłyby nie pomóc. Jednak z drugiej strony, gdyby Merenptah był obecny tutaj, informując go natychmiast o tym, dopadliby porywacza. Tak jak przypuszczał, wysłany strażnik zgubił trop, wracając z pustymi rękami.

- Przeczesać cały pałac! Natychmiast! Macie go znaleźć! I wysłać drugiego strażnika do Hekenuhedjet! Tylko tak, aby się nie zorientowała! - warknął Książe.

- Tak jest, Wasza Książęca Wysokość! - zawołał strażnik, tymczasem Siptah olewając go, ruszył prosto do medyczek. Herneith musiała obejrzeć Takhat. Natychmiast.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

Słysząc urywki słów, czuła jakby co najmniej kilka wozów ją przejechało. Nic nie rozumiejąc z bełkotu, zmarszczyła brwi. Głowa bolała ją jak nigdy wcześniej.

- Przynieś mi jeszcze tamten olejek. - damski głos tuż koło jej ucha doszedł do jej głowy.

- Uciekł? - szepnęła, zwracając na siebie uwagę Kapłanki Herneith i Senebhenas.

- Takhat! - zawołała douczająca się medyczka, nachylając się nad dziewczyną, ale szybko została odepchnięta przez Herneith.

- Jak się czujesz? - zapytała kapłanka z dziwną troską w głosie.

- Głowa mnie boli, ale poza tym, nic mi chyba nie jest. - odparła, podnosząc się.

- Senebhenas, przynieś mi w końcu ten olejek. - warknęła Herneith na co młoda medyczka, pośpiesznie wybiegła z pokoju.

- Nie trzeba. - westchnęła brunetka, siadając wygodniej na łóżku.

- Ech... rany, rany. Siedzi sobie tutaj człowiek, spokojnie nad ziołami, po południu, a tu wpada Książę z tobą na rękach, że ktoś próbował cię porwać. Ty to masz powodzenie, nie ma co. - zaśmiała się kapłanka.

- Raczej zbyt duże. - mruknęła ironicznie, masując sobie głowę.

Chwilę rozmawiając ze sobą, Takhat zaczęła się uspokajać. Pomimo, tego, że dowiedziała się od Herneith, że nie schwytano porywacza, nie czuła strachu. Okazało się, że w jej komnacie znaleziono kadzidełko z silnym środkiem usypiającym. Kapłanka wciąż nie mogła zrozumieć, jakim cudem głównej konkubinie Faraona udało się obudzić i zachować świadomość. Dziewczyna odwróciła od niej wzrok, nie chcąc wspominać o tym, że usłyszała jego głos i to dla niego, postanowiła walczyć z sennością. Gdy Kapłanka odebrała olejki i odprawiła Senebhenas z pokoju, Takhat przełykając ślinę zwróciła się do niej.

- Mmm, Herneith. Możemy porozmawiać? Miałam przyjść do ciebie, ale jakoś tak nie mogłam się zebrać. - zaczęła, nerwowo ściskając sobie palce u ręki.

- Coś się stało? - spytała, widząc zdenerwowanie brunetki.

- Tydzień przed porodem Hekenuhedjet, włożyłam do dwóch płóciennych worków trochę jęczmienia i pszenicy. -

Herneith słuchając uważnie słów dziewczyny, kucnęła przy niej. Słysząc jednak o jęczmieniu i pszenicy złapała gwałtownie za jej kolana i patrząc prosto w jej oczy, zapytała drżącym szeptem.

- Zakiełkowało? -

Takhat chwilę gryzła dolną wargę, aż w końcu przytaknęła głowa.

- Pszenica, a dzień potem jęczmień. Oba. -

- O Wielka Bogini! - krzyknęła Herneith, zakrywając sobie usta ręka.

- Herneith, ja się boję. Co jeśli to jest prawda? Nie wiem co robić. - pisnęła, czując jak jej dłonie zaczynają drżeć.

- Powtórz to. Dam ci nowe woreczki, trochę pszenicy i jęczmienia. Będziesz przychodzić do mnie z tym. - zarządziła wstając.

- Powtórzyłam już. Zaraz po porodzie Hekenuhedjet. Wczoraj znów zakiełkowała pszenica, a jęczmień niedługo również zakiełkuje. -

- O łaskawa Czenenet [65]! - tym razem kapłanka złapała za drżące ręce Takhat. - W takim razie powinnaś się cieszyć.

- Cieszę się ale i martwię. Herneith, ja nie mam pojęcia z kim jestem w ciąży. Na pewno już wiesz, czemu Faraon tak się wkurzył na mnie. Spałam po powrocie z wyprawy z Księciem, a dzień potem z naszym władcą. Współżyłam z nimi dzień po dniu! Herneith ja ... - mówiąc to, do oczu brunetki napłynęły łzy.

- Uspokój się. Cii, spokojnie. - uciszyła ją, przytulając. - Wszystko się jakoś ułoży. Przykro mi powiedzieć, ale nie jestem w stanie ci pomóc. Dopóki dziecko się nie urodzi, mogę tylko próbować przewidywać jego płeć. Zresztą tak samo jak ty. Jedyne co ci mogę doradzić, to modły do Bogini Czenenet o zdrowie twojej macicy, oraz do Hathor, opiekunki kobiet. -

- Boję się reakcji Faraona. Już jest na mnie zły. O wielebny Ra! Miałam iść do niego! - krzyknęła, zrywając się na nogi.

- Takhat! Takhat! - Herneith złapała dziewczynę za rękę, zatrzymując w miejscu.

- Zgodził się zagrać ze mną w Senet. Ja muszę iść do niego. -

- Nie. Musisz iść wypocząć. Masz iść do siebie. Faraon nie czeka na ciebie. Pół godziny temu był tutaj. Zdaje mi się, że zaraz po powrocie Książę zaznajomił go z całą sytuacją. Wie co się stało. Wie, że ktoś próbował cię porwać. - wytłumaczyła drżącym głosem.

- Wie? -

- Wie. Ostatnio tak wściekłego widziałam go ponad 3 miesiące temu. Kipiał złością, że ktoś wszedł tutaj i próbował porwać... - mówiąc to, kapłanka nagle ugryzła się w język, nie kończąc swojego zdania. - Przy okazji wychodząc, rozwalił mi nogą dwa dzbanki które stały na środku, ale nie mam mu tego za złe. Z tego co wiem, przeszukują wciąż pałac i okolice. -

Takhat czując jak robi się jej znów słabo, oparła się o kapłankę.

- Wszystko okej? - wzdrygnęła się Herneith.

- To nic. Mam już tak od pewnego czasu. To dlatego zrobiłam ten test. Przez te zawroty i nudności coś mi siedziało z tyłu głowy. Jednak wolałam się mylić. -

- Samut! - zawołała kobieta, nie spuszczając wzroku z głównej konkubiny Faraona. Strażnik natychmiast wszedł do pomieszczenia, kłaniając się swojej Pani w pasie. - Odprowadź ją do jej komnaty. Wejdź z nią i sprawdź czy nie ma tam nic dziwnego lub podejrzanego. - dokończyła.

- Oczywiście. - odparł. - Faraon już zalecił uważać na swoją główną konkubinę. -

- Takhat, gdyby coś się... - mówiąc to Herneith wskazała oczami na niewidoczny jeszcze brzuch dziewczyny- ...to przyjdź do mnie. Bez wahania, od razu. -

- Dobrze. - pokiwała, po czym wyszła ze swoim strażnikiem.

- Od dziś, mam czuwać pod twoją komnatą, pod drzwiami. Jeśli coś, cokolwiek by cię zaniepokoiło moja Pani, nawet gdyby było to coś głupiego, wezwij mnie. - szepnął Samut, idąc krok za Takhat.

- Tak, tak. - szepnęła, dotykając się otwartą ręką po brzuchu.

- Coś ci się stało w brzuch? Boli cię? - zwrócił uwagę mężczyzna.

- Co? Nie! Nie, nie, nie. - zawołała spanikowana. - Tylko tak się dotknęłam. - dodała.

,,Pięknie. Przez tego niedoszłego porywacza od skorpiona, nie będę mieć już ani milimetra swobody. Jak ja mam teraz ukrywać tę ciążę?''

- Samut. - zwróciła się główna konkubina Faraona, gdy oboje doszli pod jej komnatę.

- Tak, moja Pani? - 

- Czy mogłabym cię prosić tylko o jedno? Jeśli cię zawołam, mógłbyś wejść w miarę spokojnie? Nie wpadać gwałtownie? Potrzebuję trochę spokoju. -

- Jak rozkażesz moja Pani. To mogę spełnić, ale i tak będę czuwał pod twoimi drzwiami. -

- Ech, na to, to już nie mam wyboru. -

Samut po sprawdzeniu komnaty Takhat wpuścił dziewczynę do środka. Ledwo co zdążyła usiąść na łóżku, do jej pokoju wpadła Hekenuhedjet. Akhom posłusznie został na zewnątrz, rozmawiając z jej strażnikiem. Przez następne dwie godziny, kobieta o bursztynowych oczach tłumaczyła matce dzieci Księcia, że nic się jej nie stało. Hekenuhedjet, gdy tylko Siptah powiedział jej co zaszło, przyszła natychmiast z kolacją. Dziewczyny wspólnie zjadły spóźniony posiłek. Gdy noc rozgościła się na całego, konkubina Księcia pożegnała się z przyjaciółką i zmuszona wracać do synów oraz brata Faraona, opuściła dziewczynę.

- Świetnie. Cały harem już wie. Czemu ciągle muszę być na ustach wszystkich. - mruknęła niezadowolona kładąc się w łóżku. Leżąc w nim, zaczęła rozmyślać nad przyszłością. Dziecko. Nie planowała tego, akurat w tym momencie. Zupełnie to ją zaskoczyło. Porwanie i skorpion. Mężczyzna ze złamanym kolczykiem z białego złota. Nie, ten Rzymianin Decimus Mamercus, który porwał ją ze świątyni Bastet, to na pewno nie on. - Więc kto? Kto i czemu pragnie mojej śmierci... oprócz Neferthenut. - mruknęła marszcząc brwi i obracając się na bok tak, że plecami była do drzwi.

Nie bała się tego wiedząc, że za drzwiami siedzi Samut. On na pewno nikogo nie przepuści. Leżąc tak w półmroku, czuła jak w końcu głowa przestaje ją boleć. Uspokajając się, pozwoliła sobie zamknąć oczy, lecz kilka minut później doszły do niej szepty pod jej drzwiami. Nasłuchując, miała coraz większą ochotę wstać i dowiedzieć się kto to, gdy jedno drewniane skrzydło otworzyło się, wpuszczając odrobinę światła. Zaciekawiona już chciała się obrócić, ale męski głos wyprzedził ją.

- Nie wstawaj. Leż. -

Posłusznie obróciła głowę. Mimo, że nie zdążyła go zobaczyć, po głosie poznała Faraona. Teraz zrozumiała czemu Samut tak bezproblemowo wpuścił go do niej do środka. Gdy nad tym rozmyślała, Merenptah podszedł do jej łóżka. Przez skórzane sandały, słyszała jego ciche kroki. Gdy stanął przy łóżku, serce Takhat przyspieszyło na powrót. Leżąc w bezruchu, tyłem do niego nie wiedziała czy może powinna się jednak obrócić, czy słuchać jego nakazu.

Patrząc na nią, Merenptah przygryzł wargę, a paznokcie wbił w ręce. Czuł się częściowo odpowiedzialny za to, że mimo tego, że się nie widują, ta cała próba porwania nastąpiła prawdopodobnie przez to, że ona jest jego główną konkubiną.

Czekając w ciszy, dziewczyna zacisnęła zęby. Powinna go przeprosić. Faraon na pewno miał inne plany, które przełożył aby zagrać z nią w Senet, a nawet jeśli nie miał, to teraz przez nią miał zepsuty wieczór. Z myśli wybudziło ją ugięcie pościeli przy jej plecach. Wzdrygnąwszy się, zerknęła za siebie kątem oka.

- Leż. Nie obracaj się. - szepnął ponownie, siadając tyłkiem na skraju jej łóżka.

Plecami obrócił się do jej pleców, nawet nie patrząc na nią. Czując się już zupełnie bezradnie, Takhat się poddała, wypuszczając cichutko powietrze.

- Jak głowa? - zapytał nagle.

- Co? - mruknęła zaskoczona.

- Jak głowa? Wciąż boli? - powtórzył o dziwo spokojnie.

- Nie. Nie boli mnie już. Jest w porządku. - odparła kłamiąc.

- A kark? - dopytał, próbując zachować pozory obojętności, które zupełnie mu nie wychodziły.

- Jest cały. Nie mam żadnych siniaków. - skłamała po raz drugi ciesząc się, że jej długie włosy całkowicie go zasłaniają.

Przez usta Merenptaha przebiegł szybki uśmiech.

,,Ona się nigdy nie nauczy wiarygodnie kłamać.''

Zerkając za siebie na nią, zaczął się wahać czy słusznie zamierzał to zrobić. Jednak, skoro już tutaj przyszedł, to zrobi to. 

- To dobrze. - stwierdził ze stoickim spokojem, udając, że wierzy w kłamstwo swojej głównej konkubiny.

Dziewczyna zacisnęła tylko usta w wąską linię. Coś w niej mówiło jej, że on wie, że go okłamuje. Tylko po co się pyta? Po co przyszedł? Równie dobrze mógł przyjść rano. Ostrożnie zerknęła na niego akurat w momencie, w którym wstał i zaczął czochrać się po głowie. Znów się wahał. Tylko nad czym? Co chodzi mu po głowie? Herneith chyba mu nie powiedziała o ciąży? Nie, to nie jest możliwe. Nie zrobiłaby tego.

Merenptah stał chwilę, po czym rzucając krótkie spojrzenie przez które Takhat odwróciła oczy, westchnął i ruszył do drzwi.

Zresztą nieważne. Nieważne po co przyszedł i co zamierzał. Jego krótka wizyta podniosła brunetkę na duchu. Poczuła spokój. Uśmiechając się, zamknęła oczy wsłuchując się w oddalający dźwięk jego sandałów. Gdy jednak ucichły, dziewczyna otworzyła jedno oko. Pokonywała dystans od łóżka do drzwi codziennie. Tyle kroków ile zrobił Merenptah, nawet dużych, nie starczyłoby, aby wyjść. Więc wciąż stoi? Czemu się zatrzymał?

Młodszy syn Setiego II zatrzymując się w połowie drogi, skręcił podchodząc do krzesła. Chwilę się przy nim grzebał, aż w końcu ruszył z powrotem do Takhat, podchodząc jednak już na bosaka.

Nie słysząc jego kroków, ale wiedząc jednocześnie, że nie wyszedł, kobieta wstrzymała oddech. Musiał stać w miejscu. Gdy tylko o tym pomyślała, narzutka pod którą leżała została zerwana z niej, a sekundę potem nim zdążyła się podnieść, ponownie opadła na nią, przykrywając ją szczelnie. Gdy tylko poczuła z powrotem ją na skórze, przy jej plecach ugięło się prześcieradło, a coś ciepłego położyło się tuż przy niej.

- Co robisz? - szepnęła, gdy poczuła jak Faraon ułożył się obok niej na plecach, bokiem do jej pleców.

- Możesz nie kazać mi się ciągle powtarzać tego samego i leżeć spokojnie? - mruknął lekko zdenerwowany.

- Przepraszam. - pisnęła, nie wiedząc co już o tym myśleć.

Pomimo tego, że leżała do niego plecami, poczuła utęsknione ciepło ciała. Jego zapach był bardzo mocny i drażnił jej nos, przypominając o tych pięknych i miłosnych nocach w łóżku z nim. Podejrzewała, że musiał ściągnąć górną część stroju i leżeć teraz obok niej z gołą klatką i bez butów. Czując dziwny spokój, który zalał ją całą uśmiechnęła się szeroko.

- Samut nie wytrzyma całej nocy. Zaśnie prędzej czy później. - kontynuował Merenptah. - Dlatego przyszedłem cię pilnować. Prześpij się na spokojnie. - dodał niepewnie.

Takhat zaśmiała się cicho, w końcu szczerze od przeszło 3 miesięcy. Kłamał. Jego kłamstwo czuć było na kilometr. Wcale nie przyszedł tutaj, bo Samut mógłby zasnąć. Nie, jej strażnik czuwałby całą noc dla niej. Nawet teraz była pewna, że wciąż stoi na warcie. To, że Merenptah sam z siebie przyszedł i położył się obok niej, znaczyło tylko jedno....

To, że przyszedł po tylu dniach słuchania narzekań Siptaha, było z góry zaplanowane. No może prawie, bo planował to troszkę inaczej. Gdy usłyszał w progu pałacu, od bladego jak ściany piramid brata co się stało, już wtedy zmienił plany, decydując się na ten krok. Pierwsze co zrobił, było odwiedzenie Herneith. Gdy wychodząc od niej, zobaczył kątem oka nieprzytomną Takhat, złość w nim tak strzeliła, że nie hamując się rozwalił kapłance dzbanki. Czemu? Czemu przyszedł teraz w środku nocy? Czemu ją okłamał, że to przez strażnika jest tutaj? Z prostego powodu. Mogą się kłócić, może być na nią wściekły, mogła złamać mu serce, ale wciąż ...

Oboje martwią się o siebie, kochają się i tęsknią. Nie potrafią o sobie zapomnieć, jednocześnie czując ból zadany im, przed drugą połówkę, który popycha ich do nieprzemyślanych zachowań.

Zdrada, ból, tajemnice, strach, złość. Błędne koło, w które popadli i z którego próbują uciec.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

[65] Gdy Egipcjanka zaszła w ciążę to często chciała poznać płeć swojego dziecka. Stosowano tutaj ciekawy sposób: wkładano jęczmień i pszenicę do dwóch płóciennych worków, które w każdy dzień miały być zwilżane moczem. Gdy zakiełkują razem to dziecko się urodzi, gdy pierwszy będzie jęczmień to chłopiec, a gdy pszenica to dziewczynka. Jeśli zdarzy się, że nic nie zakiełkuje, to wtedy nie będzie żadnego dziecka. Okazuje się, że substancja znajdująca się w moczu ciężarnych kobiet może powodować szybsze zakwitanie określonych roślin. Ten test miał 70% skuteczność prawidłowego wyniku ciąży. Nawet macica miała osobną boginię Czenenet, która miała się nią opiekować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro