II III Konkubina
Od obiadu u Faraona i spotkania Księcia, czas biegł bardzo szybko ale i monotonie. Dni wyglądały tak samo. Pobudka, kąpiel, śniadanie, ćwiczenia, małe pogaduszki, znów ćwiczenia, kolejna kąpiel, obiad podczas którego Hekenuhedjet czasami była wzywana do Faraona, do wieczora czas wolny, kolacja i noc. Przez te dwa tygodnie, do Władcy Egiptu na noc było proszone kilka konkubin, za każdym razem inna.
Takhat nie miała tyle szczęścia, aby to ją wybrano. Podobnie jak inne nowe kobiety, czy niektóre starsze jak Neferthenut. Żadna z nich nie widziała twarzy Faraona przez 2 tygodnie, więc kiedy pod wieczór pewnego dnia, Neferthenut wpadała cała w skowronkach do sali głównej, każdy zrozumiał kogo tym razem wybrał Faraon.
- Tym razem zobaczycie. Złożyłam ofiarę i modły w świątyni Bastet. Czuję, że Bóstwo czuwa nade mną. Mam nadzieję, że podaruje Faraonowi syna. - wołała w tą i z powrotem, chodząc między poduszkami.
- Neferthenut! Już każdy to usłyszał. - zawołała Semat, nie mogąc znieść młodszej ze sióstr.
- Ale to ważne! Będzie to oznaczało, że będę pierwszą matką dziecka Faraona. - zawołała siadając naprzeciw Takhat i uśmiechając się zadziornie, wbiła w nią wzrok.
- No co? - mruknęła, odstawiając miseczkę z pieczonym mięsem.
- Wiem co robiłaś dwa tygodnie temu... - Neferthenut zachichotała w dłoń.
Takhat i pozostałe dziewczyny zmarszczyły brwi nie wiedząc o co chodzi.
- Jak tam usta Księcia? Również doskonałe co jego ciało? - szepnęła, składając wargi do pocałunku.
- Neferthenut! - oburzona Hekenuhedjet warknęła na dziewczynę, aby się uspokoiła. Ta jednak prychnęła coś pod nosem, po czym wstała i poszła sobie. - Takhat, nie przejmuj się nią. Jest zazdrosna. Każdy facet spogląda się za nią, a tylko Książę odpycha ją od siebie. Raz nawet ją spoliczkował za to, że się do niego przystawiała. - ciągnęła dalej główna konkubina do grona dziewczyn siedzących w pobliżu.
- Poważnie! - zawołała brunetka, dotykając swoich ust.
- Tak. Brat Faraona ewidentnie jej nie trawi, więc jest zazdrosna, że to ciebie pocałował. - dodała Meketaten.
Takhat wzięła kolejny kęs mięsa do ust. Dwa tygodnie temu, gdy wróciła z obiadu od Faraona, opowiedziała Hekenuhedjet o pocałunku. Dziewczyna natomiast za jej zgodą opowiedziała swoim przyjaciółkom, Semat i Meketaten. Tak więc oprócz Takhat, o całej sprawie wiedziały tylko 3 osoby. To, że Neferthenut wiedziała już o tym, znaczyło tyle, że ktoś musiał podsłuchać i roznieść plotkę dalej.
- A myślałam, że Neferthenut ma świra tylko na punkcie Faraona. - westchnęła Takhat.
- No co ty. Komu ona się już do łóżka nie pchała. Chyba każdemu. - wybuchła śmiechem Meketaten.
- Co ty mówisz? Ale moment, tak można? - wzdrygnęła się brunetka.
- Niby tak, niby nie. - pokręciła głową.
- Jej chodzi o to, że Neferthenut ,,poluje'' na mężczyznę za którego wyjdzie i będzie mieć dostatnie życie. Ona nie potrafi kochać. Aktualnie to Faraon jest jej celem. Gdyby nie dajcie Bóstwa przyzwolenia, została oficjalną, pierwszą żoną Faraona, to bym rzuciła wszystko i wyjechała stąd. - mruknęła Semat.
- Ja też. Nie zniosła bym jej. - zgodziła się Meketaten.
- Chyba aż tak źle to by nie było? - szepnęła Takhat, na co obie kobiety pokiwały przecząco głowami.
- Jesteś tutaj od niedawna, więc nie wiesz do czego zdolna jest Neferthenut. - westchnęła ciężko Hekenuhedjet.
Dziewczyny wróciły do jedzenia kolacji. Obiekt ich plotek wyszedł do łazienki z siostrą, więc każda starsza pobytem tutaj kobieta, rozpoczęła obgadywanie jej bez zahamowań. W tej całej głośnej gwarze, Takhat podniosła gliniany kubek z piwem do ust, powoli gasząc pragnienie.
- Tutaj chyba nikt jej nie lubi. - mruknęła odkładając kubek, po czym odchyliła głowę w tył.
Tyle co ją odgięła, dostrzegła stojącego za sobą mężczyznę, którego niespodziewana obecność przyprawiła ją prawie o zawał. Zdążyła tylko nabrać powietrza, gdy któraś z nowych dziewczyn zerwała się z poduszek składając pokłon.
- Faraonie.... - szmer przy siedziskach na której siedziała Takhat z pozostałymi dziewczynami i konkubinami, obudził ją z szoku w niecałą sekundę.
Brunetka momentalnie się zerwała i już chciała pokłonić się jak nowe kobiety, gdyby nie wybuch śmiechu konkubin obecnych na sali.
- Hahaha, mówiłam Ci, haha poderwie się jakby ktoś ją z bicza strzelił hahaha... - Meketaten z Semat składały się ze śmiechu.
Ona sama zupełnie nie wiedząc co się dzieje zerknęła pytająco na Hekenuhedjet, która również cichutko się chichrała. Nawet stojący mężczyzna o krótkich, czarnych włosach i ciemnych oczach uśmiechnął się zadziornie.
- Miło mi Cię znów widzieć. - przywitał się pokazując, aby Takhat wstała. - Powinienem się przedstawić. Mam na imię Siptah, jestem starszym bratem Faraona. Księciem Egiptu. -
- Ty jesteś Księciem?! - dziewczyna zupełnie zaskoczona obrotem spraw, przyglądała się uważnie mężczyźnie. - Ale... ale... wyglądasz zupełnie jak Faraon?! - krzyknęła co tylko spowodowało większy wybuch śmiechu konkubin oraz większą dezorientację nowych dziewczyn.
Konkubiny które były już tutaj latami, zdążyły się zapoznać z braćmi z rodziny Faraona, dlatego lubiły robić sobie żarty z nowych dziewczyn, wkręcając je i bawiąc się ich zaskoczeniem wynikającym z ogromnego podobieństwa braci.
- Takhat, podejdź tutaj. - zawołał Siptah ignorując zamieszanie i wskazując palcem miejsce obok siebie. Niepewnie ruszając i wciąż nie mogąc wyjść z szoku podobieństwa braci do siebie, dziewczyna zdawała się nie kontaktować z rzeczywistością. - Rozmawiałem z moim bratem, Faraonem. - kontynuował, kładąc swoją dłoń na głowie brunetki i przeczesując jej włosy, uśmiechnął się przyjaźnie.
- O czym? - zapytała, czując nagły przypływ emocji wraz z towarzyszącym mu małym dreszczem.
- Spędzisz dziś noc ze mną. Sam na sam, ale zanim do tego przejdziemy, chciałbym abyś mi dała znów posmakować swoich ust. - oznajmił, po czym nie czekając na pozwolenie, złapał ją za ramię i wbił się w uchylone usta.
Kobieta w pierwszej chwili zaskoczona zamarła w bezruchu, ale po kilku sekundach zaczęła jednak oddawać pocałunek. Ich całus był dłuższy od poprzedniego oraz bardziej namiętny.
- Wciąż słodkie. - skomentował odrywając się od jej warg i spoglądając po sali.
- Coś nie tak? - zapytała Hekenuhedjet marszcząc czoło.
- Chodzi o sprawę ze skorpionem. Kazałem dowiedzieć się coś więcej. Jak na złość nikt nic nie widział. Obejrzałem więc ten trzcinowy pojemnik i znalazłem tam jeden z listków biżuterii, wykonany z białego złota. Kawałek kolczyka. - mruknął Książę.
- Kawałek kolczyka z białego złota?! - główna konkubina Faraona zerwała się na równe nogi podnosząc głos wraz z Takhat.
- Czyli Neferthenut w końcu wpadła. - mruknęła Semat wzruszając ramionami i sięgając po kubek z wodą.
- Moment, skoro to Neferthenut, to czemu Faraon wezwał ją do siebie na noc? Czemu nie zrobił awantury na cały pałac? - zwróciła uwagę Meketaten
Hekenuhedjet i Takhat wymieniły spojrzenia z nią, a następnie utkwiły wzrok w bracie władcy.
- Bo nic mu jeszcze nie powiedziałem. - mruknął, przymykając oczy.
- Czemu?! Przecież ona mogła nawet zabić Takhat! - krzyknęła Semat.
- Dlatego, że kolczyki młodszej z sióstr, są bez żadnego defektu. - wyznał Siptah.
- Czyli... to była jej siostra? Gautseshen? - zapytała Hekenuhedjet.
- Właśnie tutaj się sprawy komplikują. Rozmawiałem z nią. Nigdy na oczy nie widziała takiego koszyczka trzcinowego i mało tego, cały czas była pod twoją opieką Hekenuhedjet. -
- Wierzysz jej? -
- Nie, ale bez twardego dowodu, nic nie mogę zrobić. Nie mogę oczernić obu sióstr. - mruknął Siptah łapiąc Takhat za ramię tak, aby przytuliła się do jego piersi.
- He? - wyrwało się jej z ust.
- Więc dopóki nic nie zdziałam w tej sprawie, macie wszystkie tutaj uważać na siebie. A przede wszystkim ty, Takhat. -
- Dobrze. - pokiwała głową, wciąż przytulona do torsu Księcia.
Pod palcami białej tuniki poczuła liczne mięśnie, które poruszały się w rytm oddechu. Brat Faraona zdawał się być tak samo umięśniony i wysportowany jak sam władca.
- Nam nic nie będzie. Gorzej z Takhat. Słuchasz ty mnie? - Hekenuhedjet podniosła głos budząc dziewczynę z rozkojarzenia. - My jesteśmy konkubinami. Mamy zapewnioną pewną ochronę. Takhat.... -
- Od dziś będzie moją konkubiną. Faraon wyraził na to zgodę. - przerwał Siptah, powodując szok zebranych kobiet.
- Twoją konkubiną? - powtórzyła brunetka, starając się nie pogubić w tym co się właśnie stało.
- Tak. Więc jeśli panie pozwolą, zabieram Takhat do siebie. - mówiąc to mężczyzna pomachał na pożegnanie Hekenuhedjet, Semat i Meketaten. - Chodź. - dodał, łapiąc dziewczynę za ramię i pociągnął w kierunku korytarza, aby zaprowadzić ją do swojej komnaty.
Przez tę krótką drogę, Takhat cały czas uśmiechała się do Księcia. Nigdy wcześniej nie doświadczyła tak namiętnego i ciepłego pocałunku, takiego napięcia i ekscytacji. Może tak właśnie miało być? Może los napisał dla niej drogę jako żony Księcia, a nie Faraona? Zadając sobie to pytanie, nawet nie zauważyła, kiedy oboje weszli do komnaty.
Siptah puścił ją dopiero, gdy drzwi zamknęły się za nimi. Chodził swobodnie w tą i z powrotem po komnacie zapalając niektóre świece. Noc była już dość ciemna, więc panował pół mrok, który starał się chodź trochę rozświetlić. Takhat stała przy drzwiach ściskając ręce przy piersi. Czy postępuje właściwie? Cały czas nachodziło ją to pytanie.
- Podejdź na środek. - głos mężczyzny wskazał jej drogę.
Posłusznie podeszła na środek komnaty stając przodem do niego. Książę powoli odgarnął jej włosy z szyi, smyrając ją swoimi palcami, na co ona mimowolnie zaśmiała się pod wpływem dotyku.
- Więc... umiesz ładnie tańczyć? - zagadał, odchodząc kilka kroków do tyłu i siadając na łóżku.
- Tak. Czy chciałbyś, abym zatańczyła dla ciebie? - zapytała nieśmiało.
- Bardzo chętnie. - Siptah wskazał ruchem ręki, aby zaczęła.
Takhat uśmiechnęła się delikatnie i kusząco, po czym rozpoczęła tańczyć. Nie było to łatwe, wręcz przeciwnie. Bez muzyki, ciężko było jej zacząć, lecz kiedy minęły dwie minuty, sama nadała sobie rytm, cichutko nucąc melodie. Siptah nie spuszczał z niej wzroku. Uważnie śledził każdy jej ruch, każdy skłon, każdy leciutki podskok.
- Dość! - zawołał nagle, strasząc dziewczynę.
- Czy zrobiłam coś źle? -
- Rozbierz się. Chcę podziwiać twoje całe ciało, bez tych tkanin. - rzucił, poprawiając się na łóżku.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedziała od razu i bez wahania pociągnęła swoją sukienkę w dół.
Materiał zsunął się z jej ciała odsłaniając każdy centymetr skóry. Siptah siedząc wciąż na łóżku, uśmiechał się jak do tej pory, z tą różnicą, że tym razem, jego oczy błyszczały z zainteresowania.
- Tańcz. - szepnął.
Takhat rozpoczęła od nowa taniec, lecz nie minęło trochę czasu, a dostrzegła jak brat Faraona rozkłada się na łóżku.
- Nie przestawaj. - mruknął, gdy ona zwolniła odrobinę. Odczuwała powoli zmęczenie. Jej nogi stały się dziwnie ciężkie, aż zaczynała się potykać o nie. Widząc to, Książę zawołał w końcu. - Wystarczy. Podobasz mi się. Masz piękne ciało, piękne piersi, jędrne pośladki i słodkie usta. Podejdź, tutaj do mnie. - dodał, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Mam... mam się położyć? - Takhat zawahała się na moment.
- Naturalnie, ale zanim to zrobisz, ściągnę również ubranie. - powiedział Siptah, zdejmując swoją tunikę i pozostając jedynie w przepasce na biodrach, która zasłaniała tylko jego przyrodzenie. - A teraz Ty. - szepnął, kładąc się wygodnie na brzuchu. - Po całym dniu, mam napięte wszystkie mięśnie. Rozmasujesz mi je. - dodał, kiedy Takhat położyła pierwsze kolano na łóżku.
Dziewczyna pokiwała głową, siadając na łóżku tak, aby mieć dobry dostęp rękami do pleców Księcia.
- Zaczynaj. - ponaglił i wkrótce poczuł na swojej skórze jej ciepłe i delikatne dłonie.
- Są bardzo napięte. - szepnęła, przerywając panującą ciszę. - Ciężki Książę miał dzień? -
- Gdy jesteśmy sami, mów mi po imieniu. Siptah. W innych przypadkach, raczej zwracaj się słowem Książę lub Bracie Faraona. -
- Dobrze Siptah. -
Mężczyzna przymknął oczy czując jak jego mięśnie dzięki masażowi Takhat zaczynają się rozluźniać. Trwało to kilka minut, aż otworzył je przypominając sobie, że przecież dziewczyna go o coś zapytała.
- Wybacz. Lekko odpłynąłem. Wystarczy na dziś. - odparł, przekręcając się na plecy i robiąc miejsce obok siebie. Brunetka uśmiechnęła się i delikatnie położyła obok ramienia Księcia. Ledwo co zdążyła dotknąć pościeli, została pociągnięta do jego klatki w efekcie czego, położyła się na niej. - Zapytałaś mnie o dzień. Był długi. Parę spraw wewnętrznych, kilka kwestii przedyskutowanych z Faraonem, drobna kontrola piramidy naszego ojca i inne sprawy. A tobie moja słodka? Jak ci minął dzień? - zapytał, głaskając Takhat po głowie i jej długich naturalnych włosach.
- Od dwóch tygodni tak samo... Tyle, że kończy się inaczej. Nie spodziewałam się, że zostanę twoją konkubiną. Cieszy mnie to. - zawołała, uśmiechając się i podnosząc głowę lekko do góry, zatrzymała swój wzrok na czarnych tęczówkach mężczyzny.
- Mnie również. Spodobałaś mi się od pierwszego spojrzenia. Merenptah na szczęście zgodził się, abyśmy byli razem. - ciągnął dalej Siptah, zakładając pasmo włosów za ucho dziewczyny i przenosząc swoją dłoń na jej podbrzusze uśmiechnął się.
Takhat czując dotyk jego ręki drgnęła niespodziewanym gestem.
- Hmm... - mruknęła nieśmiało - Merenptah? - zapytała nie wiedząc o kim mowa.
- A no tak. Przecież Ty nic nie wiesz. Merenptah, tak ma na imię Faraon. W oficjalnych rozmowach nie używa tego imienia, ale między nami tak się do siebie zwracamy. W końcu to nasze Nomen [24], które nadała nam nasza rodzicielka. Należy się im szacunek. -
- Więc Faraon ma na imię Merenptah. - powtórzyła, uważnie słuchając Siptaha. - A jaki on jest? Z charakteru? - dodała.
- Uparty, narwany, lekkomyślny osioł. - skwitował od razu, pocierając swoje skronie. Takhat nie spodziewając się tak ,,barwnego'' opisu brata, szeroko otworzyła buzię. Książę pocierał przez chwilę skronie, a w kolejnej sekundzie przewrócił dziewczynę na plecy, sam zajmując miejsce nad nią. - Ale mimo to jest również kochany, uczuciowy, delikatny i lojalny. Jest szczery. Jest silny. Jest odważny. - wymieniając kolejne cechy, błądził rękami po gołej piersi dziewczyny.
- Jest cudownym Faraonem. - stwierdziła. - Widać, jak bardzo go kochasz. -
- Jak nikogo innego. To unikatowa miłość braterska. - odparł, całując brunetkę w usta.
Ona natomiast objęła go swoimi rękami i poczęła w jego rytm oddawać pocałunki. Z każdym kolejnym zatapiała się w emocjach coraz głębiej. Siptah nie skończył na tym, zaczynając bawić się znów palcami w okolicy jej podbrzusza. Fale emocji zalewały dziewczynę.
- Weźmiesz mnie? - spytała niewinnie. - Moje... -
- Nie. - przerwał jej. - Jest za wcześnie na to, poza tym nie wolno mi. Taką mam umowę z bratem. Nie martw się. Pogadam z nim jeszcze o tym. Merenptah prawdopodobne już podjął decyzję, którą z konkubin weźmie za żonę, więc gdy już to ogłosi, poproszę go o coś więcej. To tylko kwestia czasu. -
Takhat pokiwała głową. Więc tak to wygląda. Mimo, że została awansowana ze zwykłej dziewczyny na konkubinę Księcia, wciąż było to za mało aby odbyć z nim stosunek. A może to on nie chciał? Może jest tylko jego zabawką? Może dlatego nie chce z nią związku? Myśląc nad tym zupełnie przestała odczuwać przyjemność. Siptah widząc to zszedł z niej, kładąc się obok i przytulając ją do siebie szepnął czule.
- W ciągu parunastu minut sporo się zmieniło dla ciebie. Pewnie jesteś teraz skołowana. Wkrótce się przyzwyczaisz, a na razie zamknij oczy i się prześpij. -
- Przepraszam, ja... -
- Nie masz za co przepraszać. Umówmy się. - zaproponował, gładząc ręką fale jej ciemno brązowych włosów.
- Na co? -
- Gdy będziesz skołowana, będziesz potrzebować cokolwiek, będziesz chciała się zapytać nawet o jakąś głupią pierdołę, przyjdź do mnie. Nie wahaj się, po prostu przyjdź. -
- Dobrze, Siptah. - odpowiedziała, czując się znów odrobinę szczęśliwa.
- A teraz prześpij się. Jutro czeka cię nowy dzień. -
- Dziękuję. - przytaknęła głową i robiąc ,,krok'' naprzód, wtuliła się sama bardziej w ciało Księcia.
Siptah uśmiechnął się. Spodobał mu się ten gest kobiety. Czując senność, położył głowę blisko jej, zapadając w sen.
𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭
[24] Nomen to imię, które nadaje się podczas narodzin. To nazwa, pod którą zwykle są znani władcy Egiptu, na przykład Tutanchamon lub Ramzes. Nomen bardzo często ma w nim imię Boga. Tutanchamona został nazwany na cześć Amuna, króla bogów. Jego imię to właściwie trzy słowa - [tut-ankh-amun] - co oznacza ,,Żywy obraz Amuna''.
* Panujący w 1213 r p. n. e. Faraon Merenptah, którego imieniem inspirowałam się pisząc książkę, jako Nomen miał wpisane imię ,,Merenptah Hotephermaat'' co można przetłumaczyć na ,,Jest łaską Ptaha, który znajduje pocieszenie w prawdzie''. Zapis w hieroglifach jest przedstawiony na okładce, w prawym kartuszu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro