Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II III III Wodne wyznanie

Takhat wychodząc z pokoju medyczki natknęła się od razu na strażnika, który czekał na nią pod drzwiami.

- Tak, tak. Mam iść do głównej sali, siedzieć cicho i nie wtrącać się w te sprawy. - mruknęła, ruszając przed siebie.

Strażnik stojąc w miejscu, odchrząknął nieznacznie, ruszając jak najszybciej za oddalającą się kobietą.

- Nie miałem na myśli obrazić cię moja Pani. Wybacz, jeśli tak to odebrałaś, ale dostałem rozkaz, aby być na każde twoje skinienie i spełniać każdą twoją zachciankę, jako konkubiny naszego Księcia. - wyrzucił na jednym oddechu, kłaniając się nisko.

Nie spodziewając się takiego obrotu spraw, Takhat stanęła gwałtownie w miejscu.

- Co? Jak to? To nie masz mnie trzymać na krótkiej smyczy? - rzuciła, patrząc pytająco na strażnika, który wciąż stał ze spuszczoną głową. - I podnieś głowę jak do ciebie mówię, bo czuję się nieswojo. - dodała z nutką wesołości w głosie.

- Ależ skąd moja Pani. Książę nakazał zabrać cię Pani do Kapłanki Herneith, a potem służyć ci. - odparł, podnosząc oczy na kobietę.

- Tak lepiej, jak masz na imię? Jak mam się do ciebie zwracać? -

- Samut [28], moja Pani. -

- Więc, Samut, miło mi Cię poznać. Wybacz, że na ciebie tak naskoczyłam, ale pomyliłam się co do twoich intencji. Idę do głównej sali pogadać z innymi kobietami. Nie mam na tę chwilę innych potrzeb, więc daję ci wolną rękę.- mówiąc to Takhat, uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Odprowadzę cię moja Pani. - zarzekł się strażnik, ruszając za dziewczyną niczym cień.

- Miło z twojej strony. - odparła, próbując nie dać poznać po sobie, że wolałaby aby szedł równo z nią, niż za jej plecami. - I czy mógłbyś nie mówić do mnie bez przerwy ,,moja Pani''? Nie jestem twoja Panią. -

- Wybacz moja Pani, ale nie mogę na to jedno przystać. Jako konkubinie Księcia należy ci się szacunek. Taka moja praca, zresztą każda oficjalna konkubina ma swojego strażnika. - odparł idąc trzy kroki za brunetką.

- Tak? Nie widziałam innych strażników przy konkubinach. - zdziwiła się, nie będąc zbytnio zadowoloną z całego tego wywyższania jej do rangi ,,Pani''.

- Ponieważ chodzi o to, aby się nie napraszać i być w miarę niewidocznym gdy nie ma potrzeby, a w razie jej wystąpienia, natychmiast stawić się pod ręką. Chociaż muszę przyznać, że najrzadziej widzę tutaj strażnika głównej konkubiny Faraona. Trzyma się zawsze daleko. Podobno jest to ich umowa, bo Hekenuhedjet nie lubi straży. Czuje się wtedy osaczona. -

- Rozumiem. Wyglądasz na takiego co go zna? -

- Ledwo co. - odparł Samut, kiedy wchodzili już do sali. - Więc w razie potrzeby, jestem do twojej dyspozycji moja Pani. - mówiąc to mężczyzna ukłonił się głęboko zmieszanej tym wszystkim brunetce.

Stała tak jeszcze chwilę w miejscu, patrząc na jego plecy, znikające za zakrętem. Niedługo miano podawać kolację. Kobiety które nie były konkubinami, poszły poćwiczyć grę na instrumentach zaraz po obiedzie, więc wkrótce powinny wrócić. Pozostała część poszła się umyć, więc w sali był mniej osób niż zwykle. Dziewczyna z wielką niechęcią usiadła sama na swojej poduszce, przy pustym krześle Hekenuhedjet, rozglądając się dookoła.

- Pustawo tutaj. - mruknęła.

- Tutaj jesteś! - jak kot polujący na swoją ofiarę, Meketaten skoczyła znikąd na Takhat, przyprawiając ją samą prawie o odwiedzenie krainy Ozyrysa.

- Do cholery! Nie strasz mnie tak! - krzyknęła, łapiąc się za serce.

- A ty coś taka blada? Wyglądasz jakbyś zobaczyła potwora. Dobrze się czujesz? - zapytała,  siadając obok przyjaciółki.

- Dobrze. - odparła, wypuszczając powietrze.

Zobaczyłaś potwora? - gdyby tylko mogła jej powiedzieć, jak bardzo trafiła w sedno. Jednak, jeśli by to zrobiła, skazałaby Farona na kłopoty większe niż ma teraz. Patrząc na Meketaten, Takhat zrozumiała, że cała sprawa z trupami, musiała zostać zamieciona pod dywan. Nikt zdawał się nie wiedzieć, co się stało kilka komnat dalej. Na samą myśl o tym, przeszedł ją dreszcz.

- A Hekenuhedjet gdzie jest? - wtrąciła Semat, podchodząc do dziewczyn.

- Nie ma jej tu. - odparła konkubina Księcia.

- Nie myła się z tobą? - zdziwiła się Meketaten.

- Tak, ale wyszła zaraz po tobie. - powiedziała Semat.

- Jest tam. - szepnęła Takhat, wskazując ręką na wejście.

Hekenuhedjet rzeczywiście tam stała rozmawiając z Wezyrem Północy. Po chwili uśmiechnęła się na co on ukłonił się, zostawiając ją samą. Główna konkubina Faraona podchodząc radosnym krokiem do swoich przyjaciółek, zawołała beztrosko.

- Co to za grobowe miny? Zobaczyłyście jakąś mumię czy co? -

Semat i Meketaten parsknęły śmiechem. Takhat mimo, że wcale nie było jej do śmiechu, zmusiła się do tego, udając tym samym rozbawioną jak pozostałe dziewczyny.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

Po zjedzonej kolacji, kobiety zaczęły się zbierać. Część już wyszła, a część wciąż siedziała plotkując. Jak zawsze, Semat opowiadała kolejną ciekawą historię ze swojego życia, gdy uwagę Takhat przykuła przechodząca między ludźmi biała kotka. Z zaciekawieniem śledziła zwierzę wzrokiem, dopóki czyjeś ręce nie podniosły ją na kolana.

- A czyja jest ta kotka? - spytała Takhat przerywając rozmowę.

Semat z Meketaten obróciły głowy na zwierzę i wzruszając ramionami rzekły.

- Zmarłej matki Farona i Księcia. -

- Ładna. -

- Ma na imię Maja [29]. - wtrąciła Hekenuhedjet. - Faron też ją bardzo lubi. Parę lat temu się okociła i jedno z jej kociąt przypadło dla Faraona, a drugie dla Księcia.-

- Faraon ma kota? Książę też? Nie widziałam ani jednego. - zdziwiła się brunetka.

- Hehe, bo rzadko są tutaj w pałacu. One żyją własnym życiem, są lekko dzikie. Słuchają się odrobinę tylko braci. Tylko im dają się pogłaskać. - ciągnęła dalej główna konkubina.

- A jakie są? Też białe jak ich matka? -

- Kot Księcia jest mały, czarno - biały. Chyba nazywał się Aaru [30] z tego co pamiętam. Kotkę Faraona często widzę. Ma dziwne ubarwienie, czasami mi się wydaje, że jest srebrna, ale to zależy jak światło padnie na nią. -

- A jak się nazywa? - zapytała Takhat z ekscytacją w głosie.

- Aat [31]. - odparła radośnie ciężarna.

- Aat? - powtórzyła konkubina Księcia nie wiedząc czemu, uśmiechając się.

Dziewczyny zaczęły rozmawiać o kotach, aż do późna w nocy. Gdy już prawie wszystkie kobiety rozeszły się, Takhat postanowiła iść się umyć. W końcu Siptah miał na nią czekać w komnacie. Dziś miała spędzić noc również z nim w łóżku. Głupio by było, gdyby kazał jej się rozebrać i poczułby brzydki zapach. Zabierając swoje rzeczy, ruszyła do łazienki.

Wypadek, a raczej atak ze skorpionem zdawał się być już tak odległym wspomnieniem, że nawet nie zwracała uwagi na ten pechowy pokój, w którym zostawiła znów swoje ubranie. Bez wahania, weszła naga do pomieszczenia z basenami i od razu wskoczyła do chłodnej wody. Ciecz obmyła ją całą skapując na twarz, gdy wynurzyła się i oparła o brzeg. Potrzebowała tego, chwili relaksu.

- Najpierw noc z Księciem, ciąża Hekenuhedjet i oskarżenia Neferthenut, a teraz Faraon... - wymieniała, kiedy kolejna z kropli spada jej z włosów burząc taflę wody.

- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. - odezwał się damski głos, a chwilę potem w wodzie obok Takhat usiadła Tsillah.

- Tsillah? A czemu ty nie śpisz? - zdziwiła się brunetka będąc pewną, że była tutaj sama.

- Nie mogę. - przyznała, podciągając kolana do brody. - Wyda ci się to dziwne, ale gdy siedzę tutaj, czuję się jakoś tak spokojniej. -

Na to niespodziewane wyznanie, konkubina Księcia nie wiedziała jak powinna odpowiedzieć  stąd, gdy tylko Tsillah zamilkła, nastała chwila ciszy. Obie dziewczyny siedząc, patrzyły się w swoje odbicia w wodzie.

- Powiedz Takhat... - zaczęła. - Chciałaś tego? -

- Hmm? - mruknęła, nie rozumiejąc słów koleżanki z którą przybyła tamtego dnia do pałacu.

- Chciałaś takiego życia? Nie marzysz czasem, aby uciec od tego wszystkiego i żyć swoim życiem? Z dala od pałacu? Od obowiązków ciążących na tobie? - wyszeptała Tsillah, niepewnie przebierając palcami pod wodą. - Być panią swojego losu. - dodała praktycznie niesłyszalnie.

Takhat utkwiła swój wzrok gdzieś daleko, na ozdobionych hieroglifami kolumnach przy wejściu. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Fakt, starała się i traktowała to jako swój obowiązek, aby dostać się do pałacu i służyć Faraonowi, ale czy faktycznie tego chciała?

- Czy chciałam? Nie wiem. Od dziecka mnie tym ,,obarczono''. Czy słuchałam się? Tak i nie. Czy chcę tu być? - mówiąc to kobieta zerknęła ponownie na swoje odbicie w wodzie. - Czy chcę tu być? - powtórzyła sama do siebie.

- Ja nie chcę, ale nie mam wyboru. Muszę. Obiecałam to mojej rodzinie. Zostawiłam swojego przyjaciela, dom, wszystko po to, żeby tu żyć. Żyć dla Faraona, którego mogę nawet nigdy nie dotknąć. -

- Wiesz, że możesz odejść. Faraon zapewni Ci utrzymanie i... -

- I złamię słowo rodziny. - wyszeptała, jeszcze bardziej pogrążając się w smutku. - Nieważne. Więc, powiedz, kochasz go? Księcia? - dodała, widząc jak brunetka stała się przez nią smutna.

Takhat słysząc to pytanie zrobiła wielkie oczy i już chcąc przyznać, że tak, otworzyła buzię, ale przypominając sobie odrzucenie jej propozycji seksu, zamilkła. Czy ona go kocha? Czy może to było zwykłe zauroczenie?

- Ja muszę już iść. Dzięki, że mnie nie wyśmiałaś z tą wodą i że mnie wysłuchałaś. - zawołała nagle Tsillah, wstając i znikając w przebieralni.

- Jasne, nie ma za co. - odpowiedział zupełnie bez przekonania.

Czując jak odeszła jej ochota na wszystko, również wyszła z wody. Po ubraniu się, ruszyła wolnym krokiem w stronę komnaty brata Faraona. Nie ważne jak bardzo próbowała zająć umysł czymkolwiek, cały czas w głowie szumiała jej rozmowa z Tsillah. Czy ona go kocha, czy tylko się w nim zauroczyła?

Wychodząc na główny korytarz, cofnęła się gwałtownie w tył, chowając za ścianką. Tuż za rogiem, zobaczyła Hekenuhedjet oraz stojącego obok niej władcę. Merenptah wyglądał zupełnie normalnie, tak jakby to co zdarzyło się po obiedzie, nie miało w ogóle miejsca. Rozmawiał z dość spokojną miną, aby po chwili przykucnąć i czule dotknąć brzucha ciężarnej, swojej głównej konkubiny.

- Haha, to łaskocze! - Takhat słysząc podniesiony głos kobiety, mimowolnie się zaśmiała.

Faraon uśmiechnął się na ten komentarz i złożył tam krótki pocałunek. Prostując się uśmiechnięty od ucha do ucha, przytulił Hekenuhedjet. Drobna dziewczyna całkowicie zniknęła w jego umięśnionych ramionach. Stali tak wtuleni w siebie, kołysząc się w rytm sobie tylko znanej melodii. Oboje stali tak jeszcze chwilę, aż w końcu biorąc swoją ukochaną pod rękę, ruszył w przeciwnym kierunku do chowającej się za ścianką brunetki.

- Ładna z nich para. Neferthenut nie wie co mówi. Widać, że Faraon chce tego dziecka. - wyszeptała do siebie Takhat, uśmiechając się coraz to bardziej.

- Ładna para. - jak echo, męski głos powtórzył za nią, doprowadzając ją do podskoczenia w miejscu.

- Iumer?! - pisnęła, nabierając powietrza jakby się zakrztusiła.

- I co się tak patrzysz? Hmm? Brat Faraona na ciebie czeka, a ty się bawisz w podsłuchiwanie. - mruknął Wezyr, zakładając rękę za rękę.

- A ty skąd wiesz, że Książe na mnie czeka? Szukał mnie? - zawołała podenerwowana nakryciem na gorącym uczynku.

- Skarbie, ja wiem wszystko. Nawet to, gdy jakiś owad wleci, to wiem też kiedy i gdzie wyleci z pałacu. - mówiąc to, mężczyzna podniósł dumnie głowę do góry.

- Wiesz wszystko? A to co się działo dziś po obiedzie? - palnęła bez namysłu.

- A co się miało dziać? - zawołał po chwili, zamyślając się wcześnie na krótki moment. - Nic nowego, poza tym, że coś długo zeszło Ci w tym ogrodzie u Księcia. Zasiedziałaś się tam na całego. Tyle czasu! - Wezyr tupnął nogą, pokazując swoje zniecierpliwienie.

Takhat dopiero wtedy przygryzła się w język. Czyli on nic o tym nie wie? Nie wie o trupach?! Niemożliwe, żeby tylko 3 osoby wiedziały o tym i wśród nich nie było samego Wezyra Północy, prawej ręki Faraona!!

- A ty co tak ucichłaś? - mruknął, przyglądając się uważnie dziewczynie.

- Muszę już iść. - rzuciła prędko, biegnąc w stronę komnaty Księcia.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

- Takhat? Wszystko w porządku? - Siptah poderwał się z łóżka, gdy zobaczył w drzwiach kobietę, która wyglądała jakby przebiegła jakiś wyścig.

- Tak, tak. Wszystko..... gra. - odpowiedziała z trudem łapiąc oddech - Chociaż w sumie to nie. Sama już nie wiem, co o tym myśleć. - wyszeptała, przytulając się do niego.

- Chodzi Ci o ... - zaczął niepewnie, kierując się z nią w stronę łóżka.

- O Merenptaha. Wytłumacz mi co to znaczy, że umrze w przyszłym roku?! Co to za brednie! -

Siptah oddychając ciężko usiadł na łóżku wraz ze swoją konkubiną, która wylądowała na jego kolanach.

- Nie powinienem. - mruknął.

- Zacząłeś, więc dokończ. - mruknęła, pewnie patrząc prosto w jego czarne oczy.

- Musiałem ci coś powiedzieć wtedy. Nie chciałem cię w to mieszać, ale powiedz mi jedno. Co dokładnie tam się stało, zanim przyszedłem? Jakim cudem, leżał spokojnie na tobie? -

- Odpowiedź za odpowiedź. - oznajmiła, schodząc z kolan Księcia i siadając obok niego.

- Dobrze, ale chcę abyś wiedziała, że nie mówię ci wszystkiego, bo uważam, że to Merenptah sam powinien ci to powiedzieć. W końcu sprawa dotyczy jego. - Siptah idąc za przykładem dziewczyny, również podciągnął nogi do siebie, siadając na łóżku.

- Kiedy szłam do ciebie, zobaczyłam martwych ludzi. Wystraszyłam się, że Faraonowi coś się stało. Poszłam do niego, a tam zastałam go... - urwała, nie mogąc dobrać odpowiedniego słowa..

- Zastałaś potwora. - dokończył za nią.

- Czy nazywanie własnego brata potworem nie jest bestialskie?! - oburzyła się głośno. - Raczej miałam na myśli, że zastałam go jakby pod czyjąś kontrolą. Nie umiem tego opisać, ale czuję, że on jest tutaj ofiarą. - dodała nadymając zabawnie policzki.

Brat Faraona podniósł obie brwi zaskoczony jej słownictwem. Włącznie z nim samym, każdy kto był w to wtajemniczony nie uważał nigdy Faraona za potwora, a mimo to Merenptah cały czas takim się widział. Kim naprawdę była ta kobieta, że potrafi opisać jego młodszego brata w taki sposób?! Jak trafia tak w sedno problemu, wiedząc tak niewiele?! Czy było by to możliwe, że jest to ta jedna, której pojawienie się jest sprawą Bastet lub innych Bogów, aby wesprzeć Faraona?

- Więc rozumiem skąd się tam wzięłaś, ale nie rozumiem po co szłaś do mnie? - zapytał, marszcząc czoło w oczekiwaniu na wyjaśnienie. - Masz jakiś problem skarbie? -

- No bo... słyszałam plotki i chciałam się zapytać ciebie czy to prawda, ale teraz już wiem, że to nieprawda, więc nie ma tematu. -

- Jakie plotki? - powtórzył, nie dając się tak łatwo spławić.

- Mmm... Neferthenut rozpowiadała, że władca nie chce swojego dziecka, dlatego nie spędza czasu z Hekenuhedjet. -

Takhat dostrzegła całą paletę emocji na twarzy Księcia. Szok, niedowierzanie, zrezygnowanie, rozbawienie, a na koniec cichy śmiech.

- Więc to tak. - szepnął. - Nie martw się tym. Mojemu bratu zależy, aby dziecko urodziło się zdrowe. Martwi się o Hekenuhedjet nawet bardziej ode mnie mimo, że to ja zaglądam najczęściej do niej. -

- Ma powody? - ciągnęła dalej Takhat, widząc cień smutku na twarzy mężczyzny.

- Kiedy ostatnio była w ciąży, poroniła. - wyznał spuszczając głowę.

- Co? - wyjąkała dziewczyna, przystawiając sobie palce do ust w geście przerażenia. Mimo, że sama nigdy nie spodziewała się dziecka, poczuła ogromny ból. Nawet nie chciała myśleć, przez co Hekenuhedjet musiała przejść. - Mówiłeś, że Merenptah już... tracił nad sobą kontrolę wcześniej. - zmieniła temat widząc jedynie narastający ból również w oczach Księcia.

- Tak. To się dzieje już od ponad kilkunastu lat, z czego 9 lat Merenptah jest Faraonem. -

- Od ilu lat?! - krzyknęła, prostując się na łóżku. - Ale moment, przez ten cały czas, nikt tego nie zauważył?! -

- Oprócz nas dwoje, naszych rodziców i Herneith, wiedziało też trochę strażników i służek. Gdy byliśmy jeszcze oboje Książętami, wiedziała tak naprawdę większa część pałacu, ale Merenptah przez te wszystkie lata, zabija ich. Kolejnych strażników już znalazłaś. Wie też o tym... -

- Moment! Moment! Czym to jest? Nic już z tego nie rozumiem. -

- Dlatego najlepiej będzie, aby on sam ci to wytłumaczył, jeśli uzna za stosowne. Zastanawia mnie jedno, przez ostatnie lata jestem odpowiedzialny za jego ,,uspokajanie'' gdy traci kontakt z rzeczywistością. Ty również to zrobiłaś. Jak? - zapytał Siptah łapiąc Takhat za brodę i unosząc ją, popatrzył prosto w jej oczy.

- Przypomniało mi się, że Faraon podobno lubi głos Hekenuhedjet, więc zaryzykowałam i zaczęłam śpiewać. - wyznała bez ruchu.

- Śpiewać? Co mu śpiewałaś? - zdziwił się.

- Słyszałam tę piosenkę od dziecka, od matki i babki. Jest spokojna, więc uznałam, że się nada. Bałam się tylko, bo nie potrafię tak dobrze śpiewać jak Hekenuhedjet. -

- Zaśpiewaj. - rozkazał nagle, puszczając brodę dziewczyny.

Takhat posłusznie usiadła wygodnie i zaczęła śpiewać. Starała się brzmieć jak najlepiej i najspokojniej, ale stres znów zaczął ją zjadać. Głupia. Była głupia. Okazuje się, że bardziej stresuje ją śpiewanie przed Księciem, który wyciąga do niej pomocną dłoń, niż dla opętanego Faraona przygniatającego ją swoim ciałem.

- Skąd ją znasz? - zapytał Siptah, gdy skończyła śpiewać.

- Mówiłam Ci. Moja mama mi ją śpiewała, kiedy byłam dzieckiem. Coś nie tak? -

- Nie. Absolutnie nic. Wydawało mi się, że już to gdzieś słyszałem, ale może mi się zdawało. - przyznał, drapiąc się po głowie. - Kurczę, a są tak bardzo do siebie podobne. - dodał.

- A gdzie ją słyszałeś? - Takhat coś nie dawało spokoju.

- Dość już tych pytań. Jutro jadę z bratem obejrzeć postęp prac przy budowie piramid. Czas spać. Chodź, połóż się obok mnie. - mruknął, urywając temat wraz z kolejną falą pytań dziewczyny.

- Chcę pogadać z Faraonem o tym. Dasz radę to załatwić? - szepnęła, kładąc się przy Księciu i przytulając się do niego.

- Zobaczymy co da się zrobić, tylko nie zdziw się, jeśli Merenptah każe ci się trzymać od siebie z daleka. -

- Ja nie odpuszczę. Powiedz mu to. - zawołała Takhat, której oczy zaczęły się powoli zamykać.

- Czemu tak się uparłaś na to? -

- Nie wiem czemu. Coś mi mówi, że tak trzeba. Poza tym, chyba tylko ja nie widzę w nim potwora tylko ofiarę. - prychnęła, pozwalając sobie na troszkę oschły ton.

- Nie mów tak, jakbym sam widział w moim bracie potwora. Ty nic nie wiesz. - szepnął Siptah tak, aby ona go nie usłyszała. - Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. - dodał po chwili, nie będąc świadomym tego, że ona doskonale to usłyszała.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

[28]  Samut - imię oznaczające dosłownie ,,syn Mut'', która w mitologii egipskiej była boginią, żoną Amona, matką Chonsu; bogini nieba, opiekuńcze bóstwo Górnego Egiptu.

[29] Maja - imię damskie oznaczające dosłownie ,,kot''

[30]  Aaru - imię męskie oznaczające dosłownie ,,spokojny''

[31] Aat - imię damskie oznaczające dosłownie ,,ta wielka''

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro