Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II በበበ Nocna kąpiel

- Scorpio. Odpuść. Nie mam ochoty na tę rozmowę. - po raz drugi Takhat obrzuciła wzrokiem idącego prawie łeb w łeb z nią strażnika, który usilnie próbował wyciągnąć z niej cokolwiek.

- Wasza Wysokość zrozum, jego spojrzenie... ono było wyzywające. Dla twojego i dziecka bezpieczeństwa, powinienem wiedzieć co się dzieje, skoro ukrywasz to przed samym Faraonem i nie jest w stanie... -

- Jedno słowo mojemu mężowi! - zatrzymała się gwałtownie, obracając głowę wprost na mężczyznę. - Jedno słowo o tym co się stało na dziedzińcu, a pożałujesz mnie! - warknęła, sypiąc iskrami ze swoich oczu.

- Ja...jaa... wybacz! - zawołał, upadając przed nią na kolana, twarzą do podłogi.

W co on się właśnie wpakował! Nek! Teraz to ma przekichane.... gdyby był tutaj Samut, może by coś zaradził, w końcu służy jej od samego początku. A on, służy jej od niecałych 3 tygodni. Przełykając ślinę usłyszał jak rusza, więc nie mając innego wyboru, szybciutko się podniósł i ruszył za żoną Faraona w stronę ogrodu.

Takhat nie chciała być taka ostra, lecz skoro Scorpio to zauważył, to gdyby mu powiedziała prawdę lub gdyby doniósł o tym spotkaniu Merenptahowi, zaczęłyby się pytania, a bądźmy szczerzy, akurat tego przed mężem by nie ukryła.

- Wasza Wysokość. - Iumer zaszedł jej drogę, skinieniem ręki odprawiając Scorpio do tyłu.

- O co chodzi? - spytała nerwowo widząc powagę na twarzy Wezyra.

- Mieszanie się do spraw prywatnych to jedno. Drugie to twoje bezpieczeństwo. Wiem co usłyszałem. Mam dobry słuch. - szepnął, pochylając się w stronę zaskoczonej dziewczyny.

- Co słyszałeś? - zapytała, czując jak pewność w jej głosie znika.

- Wszystko. - odparł spokojnie. Tym razem Takhat poczuła się jak Scorpio jeszcze chwilkę temu. O ile swojemu strażnikowi mogła do woli rozkazywać, o tyle Wezyrowi Północy już nie. W końcu jest prawą ręką Faraona i jedyne co może teraz zrobić to grzecznie go uciszyć. - Nie podobała mi się ta rozmowa od samego początku. Zdradziły was te szepty i spojrzenie. Chcieliście się tam normalne pozabijać wzrokiem. -

- Raczej on mnie. - palnęła, przewracając oczami.

- Tym bardziej. Czemu nic nie powiedziałaś Faraonowi?! Przecież za to co się stało, powinien go z miejsca zabić. Już nie mówię o tobie, ale czy nie zapominasz, że naraził też zdrowie Hekenuhedjet, która była w ciąży? -

- Iumer, proszę. Wiem, że Merenptah by go od razu zabił, nawet na moich oczach, ale zrozum, że właśnie dlatego mu tego nie powiedziałam. -

- Na Bogów! Ra i Horusa! - zawołał Wezyr, wyciągając ręce do góry. - Jesteś w ciąży, jesteś żoną Faraona!! Nie mogę pozwalać na takie sceny. -

Takhat wbiła sobie paznokcie w rękę. Nie przekona go tak. Nie zatrzyma ...

- Iumer. Czy mógłbyś to jednak przemilczeć? W zamian szepnę parę słów mojemu mężowi o twoim związku. Z Benerib. - szepnęła, uważnie obserwując mimikę mężczyzny.

Najpierw pojawiło się skupienie, potem rozbawienie, zaskoczenie, niedowierzanie, a na sam koniec zupełna powaga.

- Nie wiem o czym mówisz. Opiekuję się wszystkimi kobietami w haremie, więc to naturalne, że mam również kontakt z Benerib. -

- Bliski kontakt. Nie wiedziałam, że twoja rola polega również na całusach i seksie. - mruknęła, ryzykując z ostatnim stwierdzeniem.

- To wbrew prawu. - szepnął, zerkając na stojącego kawałek od nich Scorpio, który zdawał się zajmować wszystkim, byle by nie słuchać ich i nie wkopać się jeszcze bardziej.

- O Iumer. Ja wcale tak nie uważam. Przedstawię to Merenptahowi w taki sposób, że pozwoli być wam razem. Jednak nie będę w stanie tego zrobić, jeśli mu powiesz o rozmowie z Decimus Mamercusem. -

- To szantaż. - burknął.

- Obustronna umowa. - uśmiechnęła się.

- W jedną stronę. Albo ją przyjmę, albo... - nie kończąc, pokazał palcem na swoją szyję i gestem insynuować swoją egzekucję.

- Więc? - ponagliła, ignorując ten gest i na powrót czując jak wraca jej dobry humor.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

- Takhat! Ile można. Już się martwiłam, że nie przyjdziesz! - Hekenuhedjet założyła rękę za rękę widząc przyjaciółkę, podchodzącą do stojących w ogrodzie pod baldachimem krzeseł.

- A coś mnie zatrzymało. - zaśmiała się, dosiadając się.

- To chyba nic poważnego? - spytała zerkając na brzuszek Takhat.

- Nie, nie. To nic z tych rzeczy. Wszystko jest w porządku. - zawołała, natychmiast machając rękami i przemilczając, że tak naprawdę byłaby tutaj szybciej, gdyby nie Herneith, która wpadając na nią kilka kroków od rozdzielania się z Wezyrem, zaczęła wypytywać się znienacka o jej samopoczucie.

- W takim razie... Chodź no tutaj! - zawołała Hekenuhedjet łapiąc dziewczynę za szyję i przytulając. - Tak rzadko się widujemy. -

- Hahah... Hekenuhedjet, dusisz mnie. - zaśmiała się, również przytulając przyjaciółkę.

- Pokaż no naszego małego słodziaka. - pisnęła, puszczając żonę Faraona i skupiając całą uwagę na brzuszku.

- Już, już, poczekaj. -zaśmiała się i podwijając sukienkę, pokazała zaokrąglony brzuszek.

Konkubina Księcia jak małe dziecko, z gwiazdkami w oczach zaczęła jeździć po nim swoimi dłońmi. Wpatrzona w niego, szeptała czule, jak to się już nie może go doczekać lub jak to chce zobaczyć na korytarzu już swoją ,,bratanicę'', biegającą i śmiejącą się cudnie jak jej mamusia. Takhat na te komplementy zarumieniła się mocno. Spędzając czas z Hekenuhedjet zupełnie zapomniała o stresie związanym z Rzymianinem, a kiedy podano deser, pałaszując go humor tak jej się poprawił, że nim się obie obejrzały, nadchodził wieczór. Bawiąc się wciąż w najlepsze, Takhat rozkazała podać im też w ogrodzie kolację. Dawno już nie mogła pogadać z Hekenuhedjet tak szczerze i tak na spokojnie. Zawsze coś im przerywało, coś wypadało. Dzisiejsze popołudnie było idealne z jednym tylko przerywnikiem, gdy Siptah wpadł z dziećmi do swojej konkubiny, aby mogła ich nakarmić piersią.

Takhat usłyszała od niego, że Merenptahowi zwaliło się sporo na głowę, dlatego prosił, aby jej przekazać, żeby przyszła do niego wieczorem, na noc. Kobieta uśmiechnęła się czule słysząc to, a gdy Książę zniknął zostawiając im dzieci, zaczęła słuchać Hekenuhedjet i jej opowieści. Konkubina brata Faraona bardzo staranie tłumaczyła jej co musi wiedzieć po porodzie, co jej wolno, a co nie. Jak będą wyglądały pierwsze noce oraz, aby się nie wstydziła zostawić pociechy pod okiem któregoś z synów Setiego II, żeby mogła się przespać. Takhat słuchała porad bardzo uważnie zwłaszcza, że niedługo będzie musiała zajmować się malutkim dzieckiem. Rady od świeżo upieczonej mamy zawsze były cenne.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

Uśmiechnięty od ucha do ucha Merenptah po raz ostatni zawiesił wzrok na nocnym krajobrazie widocznym z jego okna komnaty. Widoki, mimo iż było ciemno, zapierały dech w piersi, a chłodny wietrzyk skutecznie ochładzał wszystko po jakże upalnym dniu. Nabierając powietrza, odwrócił się wracając do swojego biurka. Ostatnie podpisy na papirusach i w końcu mógł je schować.

- Na dziś koniec pracy. - wyszeptał, wkładając na półkę ostatnią rolkę. - Dziękuję za posiłek. - skinął ręką do stojących dwóch służek, które natychmiast zaczęły sprzątać puste miseczki i kubki po kolacji.

Dziś zjadł sam mimo, że chciał to zrobić z żoną. Jednak gdy stojąc w łuku wejściowym do ogrodu, zobaczył jak miło spędzała czas w ramionach Hekenuhedjet i jak śmiejąc się bawiły się z jej synami, odpuścił. Ostatnio ciągle byli razem, przez co ograniczył niechcący jej kontakty z konkubiną jego brata i innymi kobietami. Kochał ją i chciał mieć tylko dla siebie, ale zdawał sobie sprawę, że ona też potrzebuje czasami złapać oddech i najzwyczajniej w świecie poplotkować o babskich sprawach... lub sprawach z ciążą. Kto lepiej będzie o niej mówił, niż kobieta która niedawno co urodziła.

- Niedawno co? - prychnął, śmiejąc się do siebie.

Czas leciał tak szybko, że nim się zorientował poród Hekenuhedjet był już czymś odległym. Teraz przed nim malował się okres ciąży jego żony i odpowiedź na najważniejsze pytanie, które śni mu się po nocach.

Czyje dziecko nosi pod sercem. Jego, czy jego brata?

Niestety nie było możliwości dowiedzenia się tego przed porodem, dlatego owy moment, będzie dla niego najbardziej przejmujący pod względem pozytywnym jak i negatywnym.

- Faraonie, czy życzysz sobie coś jeszcze? - zapytała służka, stojąc z drugą przy drzwiach w ukłonie.

- To wszystko. - odparł, posyłając im uśmiech. - Zostawcie mnie samego. -

Doskonale uchwycił chwilę, gdy obie zerkając na niego kątem oka, zarumieniły się momentalnie. Próbując to ukryć, pośpiesznie opuściły jego komnatę, zamykając cichutko drzwi za sobą. Merenptah nigdy nie zwracał uwagi na to, w jaki sposób damska służba reaguje na jego mimikę, gdy był szczęśliwy. Rzadko kiedy patrzył im w oczy, gdyż najczęściej spuszczały wzrok w dół, składając głębokie pokłony. Tylko jego konkubiny patrzyły mu w oczy, więc tylko im mógł się przyglądać.

- Znów bujasz w obłokach? -

Merenptah podniósł oczy na drzwi, w progu których stała Takhat. Widząc ją uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Myślę o tobie. - odparł, podchodząc do kobiety.

- A o czym dokładnie? - zapytała, wychodząc mu naprzeciw.

- O tym, że ostatnio się nie popisałem. - odparł, gdy stanęli na wprost siebie na środku komnaty.

- Co masz na myśli? -

Widząc jej niknący uśmiech, objął ją rękami przytulając do siebie.

- Dawno nie okazywałem ci czułości. Nie uprawialiśmy seksu. - wyszeptał, składając długi i namiętny pocałunek na ustach dziewczyny.

- Przecież nie chcesz ryzykować mojej ciąży. Pieszczoty mi w zupełności wystarczą. - zaśmiała się, gdy Faraon przeniósł swoje usta niżej, na jej brodę i szyję.

- Tak, ale ostatnio też na to nie mamy czasu. Zasypiamy razem, a coraz częściej muszę wstawać przed tobą. - mruknął i korzystając z okazji odgięcia przez niej szyi, trafił ustami jeden z czułych punktów u każdej z kobiet.

Po tylu latach, miał już małą wprawę w sprawianiu płci przeciwnej takich doznań, by dosłownie miękły mu w rękach i odlatywały. Tym razem chodziło o pewien ,,dołeczek''. Miejsce w którym szyja styka się z obojczykiem. Skóra zawsze jest tam cienka, przez co pocałunki i malinki są zawsze intensywniejsze niż w innych miejscach. Wcześniej, gdy kochał się ze swoją żoną, również całował ją po szyi i obojczykach, ale owy ,,dołeczek'' zostawił nie ruszony. Dziś miał zamiar go wykorzystać.

- Mere...Merenptah.. - wyjąkała, czując jak przez jej ciało przechodzi podmuch rozkoszy, a nogi powoli miękną.

- Hmm? - zamruczał młodszy syn Setiego II, rozkoszując się tą chwilą, jej zapachem, smakiem i przede wszystkim, jej reakcjami.

Tak jak przewidział, na efekty nie musiał długo czekać, ponieważ po paru chwilach, Takhat nie mogła ustać na nogach. Nie przerywając powoli rozwiązał jej Kalasiris [91] i pozwolił, aby materiał opadł na dół. Ku jego radości, ona pomyślała o tym samym i ledwo kontrolując swoje ręce, poluzowała mu pasek podtrzymujący jego dolną tunikę. Gdy jego ubranie znalazło się również na ziemi, z łobuzerską miną, złapał zaskoczoną dziewczynę na ręce i ruszył w kierunku łóżka.

- Aaa! - pisnęła, gdy poderwał ją na ręce.

Odruchowo zaplotła mu ręce wokół jego szyi i łapiąc za jego włosy z tyłu głowy, pociągnęła. W efekcie tego Merenptah syknął z bólu. Jednak nie był to nieprzyjemny ból i nawet z odgiętą głowę lekko do tyłu z ust Faraona nie zniknął uśmiech. To był jak impuls, jak coś co tylko go bardziej nakręciło i rozpaliło.

- Tak stawiasz rzeczy? - zaśmiał się, kiedy kobieta po raz drugi go pociągnęła, nim położył ją na łóżku.

Merenptah pamiętając o tym, by nie leżała w ciąży sztywno jak deska na plecach, bo mogło to utrudniać jej lekkie oddychanie, położył ją na boku, samemu kładąc się obok niej. Leżąc wtuleni w siebie, chłonęli swój zapach i ciepło ciała. Noc za oknami w pełni już rozkwitła. Każdy kto do tej pory jeszcze nie poszedł spać, wygodnie przykrywał się by oddać się w objęcia snu. Każdy z wyjątkiem dwóch osób, którym przyszedł do głowy inny plan spędzenia nocy niż tylko spanie.

- Masz ochotę? - zaczął, trącając swoim nosem ukochaną w czoło.

- Może... - odparła, patrząc mu w jego ciemnozielone oczy.

- Jak bardzo może? - dopytał, drażniąc się z nią.

- Tak bardzo, aby się zgodzić. - zaśmiała się, widząc niecny uśmiech Faraona.

Oboje powoli wstali mając gdzieś rzucone na środku komnat ubrania i rozwaloną pościel na łóżku. Merenptah wziął do ręki tylko delikatną narzutkę, tak cienką, że gdy narzucił ją na ciało żony, bez problemu mógł wciąż obserwować jej piękne nagie ciało. Sam obwiązał podobny materiał na biodrach tak by kończył się mu w połowie ud. Ubrani w taki sposób, przytulili się do siebie, gdy Faraon popchnął swoje drzwi do komnaty i wyszedł wraz z ukochaną do przedsionka. Pilnująca normalnie straż pod jego drzwiami, dzisiejszej nocy wycofała się aż na korytarz, gdy tylko Takhat skierowała swoje kroki do jego komnaty. Przeczuli owocny seks i aby nie przeszkadzać im, postanowili wycofać się aż tak daleko.

- Cii. - szepnął młodszy z braci do ucha kobiety, wskazując na cień który straż rzucała na podłodze korytarza, za rogiem ściany.

Takhat parę miesięcy wcześniej, spaliłaby buraka i zażądała natychmiastowego powrotu, lecz teraz będąc już żoną, prawie matką, po tym jak blisko była z Merenptahem, pokiwała tylko głową, próbując nie zaśmiać się z tego, co za chwilę miało nastąpić. Niczego nie świadomi strażnicy, opierali się o ściany łuku rozglądając się po korytarzu. Dziś padła na nich nocna warta, więc wysypiając się za dnia i zmieniając kolegów po fachu dopiero pod wieczór, czuli się rześcy i wypoczęci jak na taką porę dnia, a raczej nocy. Słysząc dźwięk bosych stup zerknęli po sobie, a następnie zajrzeli za łuk który pilnowali. W tym samym momencie, przed ich oczami pojawiła się delikatna i prawie przeźroczysta tkanina. Momentalnie skamieniali w bezruchu, gdy nagi Faraon przepasany delikatną tkaniną i jego Wielka Małżonka Królewska z narzuconym woalem na ramiona przeszli szeptając coś wesoło. Zupełnie zaskoczeni tą sytuacją stali tak aż para nie wyszła na środek korytarza. Widząc próbującą się nie zaśmiać Takhat i podniesione brwi wcielenia Horusa, momentalnie skłonili głowy w dół, wbijając wzrok w podłogę.

- F...fa...faraonie. Wasza wysokość... - wycedzili pośpiesznie.

- Merenptah, nie możesz tak dokuczać innym... - mruknęła kobieta, wskazując na strażników.

- A czy ja coś mówię? - zaśmiał się cicho, ruszając z nią korytarzem i po drodze całując w czubek głowy.

- Jeszcze chwila, a zeszli by ci na zawał. -

- Wcale nie. Nie takie rzeczy już widzieli. - odparł śmiejąc się.

- To znaczy? Jakie niby inne rzeczy widzieli? - zapytała poważniejąc.

- Hmm... no aktualnie nic mi do głowy nie przychodzi teraz, ale na pewno coś było. - powiedział, drapiąc się wolną rękę po włosach.

Takhat tym razem nie wytrzymała, i wybuchła śmiechem. Na nic się zdały próby jej uciszania. Faraon wyglądał i zachowywał się zbyt śmiesznie, żeby mogła się opanować, lub po prostu wciąż była podniecona jego obecnością. Koniec końców, gdy dotarli do swojego celu kilka metrów dalej, przechodząc przez drzwi, nawet on nie mógł już zachować poważnej twarzy, śmiejąc się nie wiadomo już z czego.

Prywatna łazienka. Wspólna nocna kąpiel. Właśnie na taki pomysł wpadli razem leżąc w łóżku. Kto zabroni? Nikt. Byli władcami tego kraju i nikt nie mógł im odmówić tej przyjemności.

- O ja cię ... - Takhat rozglądając się, otworzyła szeroko oczy.

- Co? Pierwszy raz tutaj jesteś? - zagadał brat Księcia, nalewając ze stojącej z boku beczułki wody.

- Tak. - odparła, rozglądając się. - Jak tutaj ślicznie. - dodała pozwalając, aby tkanina spadła jej na dół.

- To łazienka Faraonów i jego najbliższej rodziny. Dziwne, że nie byłaś tutaj. Myślałem, że zwiedziłaś już cały pałac. - mówiąc to odrzucił tkaninę i stanął przy wannie całkowicie nago.

- Zwiedzić cały pałac? Haha, przecież on jest ogromny. - zawołała, bawiąc się pojawiającym echem.

- Więc sporo jeszcze miejsc do odkrycia. - uśmiechnął się wchodząc do wody.

Merenptah usiadł w chłodnej wodzie, opierając się plecami o rzeźbiony bok. Gdy siedział już stabilnie, zawołał gestem ręki żonę. Dziewczyna posłusznie weszła do wody, siadając mu między nogami i zawczasu odkładając swoja perukę na bok. Korzystając z okazji, Faraon zaczął masować jej plecy, polewając je chłodną wodą. Oboje płonęli, więc taka chłodna kąpiel przed snem, pomoże im się uspokoić.

- Ramses... - wymówił imię mężczyzna.

- Ramses? Kto to? - zapytała, zamykając oczy.

- Mój prapradziadek. Wspaniały Faraon, kochany mąż i wielki wojownik. -

- Rozumiem. - kiwnęła głową, opierając się plecami o klatkę męża i prostując nogi, zachęciła go by mówił dalej.

- Bardzo go podziwiam. Zrobił wiele dobrego. W kraju była wtedy wielka susza i właśnie przez jego starania, udało się nam przetrwać, jako krajowi. Angażował się też w podboje dzięki czemu, nasz kraj powiększył tereny na południe. - ciągnął Merenptah, głaszcząc ukochaną po ramionach.

- Więc miał na imię Ramses. Nas uczono, aby nazywać go Faraonem Menpehtiré [92]. -

- Hehe, tak, to jedno z jego imion. Jego rodzina jednak wiedziała, że tak naprawdę miał nadane imię Ramses. - zaśmiał się Merenptah.

- Więc jest dla ciebie wzorem? -

- Był. - odparł krótko, a widząc pytające spojrzenie żony dodał. - Widzisz, bo gdy zostałem przeklęty zapomniałem, a raczej porzuciłem jego ideały. Ahmose ma rację. O ile on jest Faraonem Synem Ra [93], o tyle ja powinienem się tytułować Przeklętym Faraonem Seta. -

- Mere... - warknęła Takhat.

- Nie. To prawda. Sama widziałaś, że klątwa nie minęła. Jest wciąż we mnie. Nie przeszkadza mi to. W sumie taki tytuł budzi strach przeciwnika. Hehe, widziałaś jak się wtedy ten imbecyl cofnął? - przerwał Merenptah, kładąc mokry palce na różowych ustach dziewczyny.

Woda z niego, powoli spłynęła na jej brodę, szyję i obfity biust. Gdy wpadła do wanny, rozległo się jej echo.

- Ja.cię.nigdy.nie.będę.tak.widzieć. - powiedziała, akcentując każde słowo.

- Wiem, skarbie. - szepnął, całując w jej odsłonięty kark. - Nie o tym jednak chciałem z tobą pogadać. -

- A o czym? -

- Ramses. Pomyślałem, że gdyby się jednak urodził chłopiec, to może nazwiemy go Ramses II? - mówiąc to, położył obie dłonie na brzuszku kobiety.

- Ramses II? - powtórzyła trzepocząc rzęsami. - Ramses... piękne imię. - dodała, uśmiechając się i kładąc swoje ręce, na dłoniach męża.

- A ty? Jakie imię wybrałaś dla dziewczynki? -

- Rekhetre [94] albo Hemetre [95], albo... - zaczęła wyliczać na palcach.

- Wow, planujesz aż tyle dziewczynek? - zawołał.

- To jakiś problem? - spytała, patrząc niepewnie

- Hehe, nie. No co ty. Tylko... same dziewczynki? Żadnego syna? - zaśmiał się.

- Myślałam nad imieniem dla dziewczynek, więc może ty wybierz dla chłopców. Kto wie, może też urodzę bliźniaki? -

- To prawda. Lepiej nie dopuścić sytuacji, aby dziecko było bez imienia. - zawołał od razu Faraon, przeciągając się. - Mmm, pamiętasz jak ci mówiłem, że miałem mieć również brata albo siostrę? -

- Tak. Niestety podczas porodu.... -

- Mój ojciec wtedy chciał aby dziecko dostało imię Amenmesse [96] lub Khafra [97]. Skoro mam wybierać imiona dla chłopczyków, to wybieram właśnie imię Khafra. -

- Ramses II i Khafra. Hehe, pasują dla bliźniaków. - stwierdziła Takhat.

- Tak samo jak Rekhetre i Hemetre. -

- Siptah mi kiedyś wspomniał, że chciałby mieć córkę Rekhetre. Tak mi się to imię spodobało, jak nie wiem. Myślisz, że będzie to problem jeśli nazwałabym też tak córkę, jeśli okazałoby się, że będzie to dziecko moje i Księcia? - zapytała poważnie Takhat.

- Nie, nie mam nic przeciwko. Tylko dla chłopczyka nie mam już pomysłu. - stwierdził Merenptah, obmywając ramiona żony wodą.

- Zapytam się go jutro. Głupio by było, aby z nim tego nie skonsultować. - odparła.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

[91]  Kalasiris - delikatna płócienna tunika noszona w starożytnym Egipcie, Grecji i Persji.

[92] Menpehtiré - prenomen (imię tronowe) Ramsesa I

[93]  Ramses - imię oznaczające dosłownie ,,spłodzony przez Ra, Boga słońca''

[94] Rekhetre - imię oznaczające dosłownie ,,mądra kobieta Ra''

[95] Hemetre - imię oznaczające dosłownie ,,służąca Ra''

[96] Amenmesse - imię oznaczające dosłownie ,,stworzony przez Amuna''

[97]  Khafra - imię oznaczające dosłownie ,,wygląda jak Ra''

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro