Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I III Druga szansa

- Faraonie, o Panie Nieba i Synu Ra prosiłeś, abym przyprowadził dziewczynę o którą pytałeś. - Iumer pochylając się nisko, zabrał głos jako pierwszy, gdy oboje stanęli przed cieniem tworzonym przez namiot pod którym siedział mężczyzna.

Zanim oczy Faraona spojrzały na nich, Takhat jak najszybciej upadła na kolana i pochylając się tak, aby dotknąć czołem ziemi, zastygła w bezruchu.

- Dziękuję. Możesz już odejść. - Faraon po chwili ciszy zabrał w końcu głos. - Tobie też dziękuję. - dodał, zerkając na wachlującego go ogromnym wachlarzem z piór białego pawia, służącego.

Obaj mężczyźni ukłonili się i cofając do tyłu odeszli. Dopiero, kiedy byli już w dość dużej odległości, obrócili się plecami ruszając w swoją stronę.

- Takhat. Usiądź tutaj. - wskazał ręką na leżącą obok stolika poduszkę na ziemi. - To troszkę potrwa a nie chcę, abyś mi zemdlała na słońcu. - mruknął, poprawiając się na krześle.

Zgodnie z obowiązującymi zasadami Faraon zajmował zawsze miejsce na środku i najwyżej. Jego przyjaciele oraz wyżsi urzędnicy, skrybowie i kapłani siadali na krzesłach po jego bokach. Dalej w kolejności zasiadali zwykli urzędnicy i niżsi rangą kapłani, a na samym końcu, na ziemi bądź poduszkach cała reszta osób mogąca być przy Faraonie. Takhat znała te zasady, dlatego szybciutko podniosła się z klęczek, podeszła do poduszki i błyskawicznie otrzepując swoją sukienkę, aby nie pobrudzić jej piaskiem, usiadła na niej.

- Pokaż mi swoją twarz. - rozkazał Władca Egiptu, na co dziewczyna od razu podniosła brązowe oczy ku górze.

Gdy napotkała jego spojrzenie, serce zaczęło bić jej jak szalone. Faraon miał przepiękne, ciemno zielone oczy w których tonęło jej odbicie. Biła od niego pewność siebie, siła ale i spokój oraz jakby zaciekawienie.

Przez przyspieszone tętno, dłonie Takhat poczęły drżeć. Aby ukryć to przycisnęła je do swoich nóg. Nie był to strach. Faktycznie, czuła wyższość Faraona, ale to dziwne uczucie było inne. Przez to wszystko nie mogła zupełnie nabrać spokojnie powietrza. Wydawać się mogło, że było to okropne uczucie. Wcale nie, o dziwo podobała jej się ta siła, to coś dziwnego i hipnotyzującego było przyjemne. Chyba przez tę całą rozmowę o ingerencji Bastet, która była również opiekunką miłości, zupełnie straciła głowę. Czyżby zakochała się wcieleniu Horusa od pierwszego wejrzenia?

Kobieta obudziła się dopiero, kiedy kontakt wzrokowy z Faraonem został zerwany, przez zamknięcie jego oczu. Speszona zniżyła wzrok zawieszając go na jego złotym Usech.

- Doszły mnie wiadomości o tym, że powodem twojej wczorajszej nieobecności  wieczorem, był problem z nogą. - zaczął.

Czując ponownie jego spojrzenie na sobie i wiedząc, że gdy znów ich oczy się spotkają, całkowicie odpłynie, podniosła swój wzrok na jego usta, aby sprawić wrażenie, że cały czas patrzy się w jego oczy tak jak jej nakazał.

- Faraon ma rację. Błagam, aby w swej sprawiedliwości, darował mi to. - wyszeptała.

- Nie znam cię, lecz wiadomość, że pod moim dachem, jedną z osób ukąsił skorpion zmieniła sprawę. Czy był to wypadek, czy może bawiłaś się z tym skorpionem? -

Takhat odkąd weszli na temat wczorajszej zabawy, wiedziała, że prędzej czy później, Faraon zapyta o to. Co miała mu powiedzieć? Czy był to wypadek, czy ktoś go jej podłożył?

- Nie bawiłam się z nim. Wypadł z mojej sukienki, kiedy ją podniosłam Faraonie. -

- Gdzie ją wtedy zostawiłaś? - zapytał od razu.

- Na jednej z ławek. - odparła bez wahania. - Tam gdzie każda z kobiet, zostawia zawsze swoje ubrania. -

Syn Setiego II oblizał suche usta i przymykając oczy, potargał ręką po swoich czarnych włosach.

- Więc to nie było celowe działanie z twojej strony. - mruknął. - W takim razie skoro tak się stało, nie jesteś niczemu winna. Powinnaś podziękować mojemu bratu za to, że dowiedział się o tym i przybliżył mi twój temat. -

- Jestem Księciu bardzo wdzięczna. Chciałabym mu podziękować osobiście, ale wiem, że byłoby to źle odebrane gdybym zrobiła to za twoimi plecami Faraonie. -

Serce Takhat w tamtej chwili stało się jak delikatny kwiat porwany przez prąd Nilu podczas wezbrania. Z jeden strony nurt popychał ją ku brzegowi ,na którym stał Faraon. Czuła jak z każdym spojrzeniem, każdym oddechem zakochuje się w nim coraz bardziej. Z drugiej jednak strony, Nil ciągnął ją na przeciwległy brzeg, nad którym siedział Książę. Była mu bardzo wdzięczna za pomoc. Uratował jej życie. Gdyby nie to, wylądowałaby na ulicy.

Jej rozterki pogarszał fakt, że nie widziała go na oczy. Nie miała pojęcia jak wygląda brat władcy. Faraon za to prezentował się doskonale pod względem wyglądu, lecz i tutaj był problem. Nie znała jego charakteru. Wychowywana, aby stać się żoną Faraona, nikogo nie interesowało czy między nimi zakwitnie miłość. Liczyło się tylko to, aby spodobała się władcy i dała mu zdrowe potomstwo. Ona sama miała go kochać i wielbić. Tak też było, wielbiła go jako władcę, pośrednika Bóstw ale... ale zaczynała się w nim zakochiwać jako ona sama. Jako Takhat, nie jako nauczona pałacowych manier, kolejna kochanka.

- Dziś w czasie obiadu chciałbym, abyś przyszła i oprócz tańczenia, służyła mi. - szepnął nagle mężczyzna.

- Oczywiście Faraonie. Z przyjemnością zatańczę dla ciebie. -

- Mój brat jest raczej mało skłonny do zabaw, lecz zaproszę go, aby dziś zjadł ze mną. Mam nadzieję, że dasz z siebie wszystko. - mówiąc to Faraon uśmiechnął się przyjaźnie. - Będziesz mieć wtedy okazję, aby mu podziękować. - dodał.

Tym razem Takhat pokiwała na zrozumienie głową. Rozmowa dobiegła końca i już czekała, aby mogła odejść gdy Faraon zadał najgorsze z możliwych w tym momencie pytań.

- Czy podejrzewasz może kogoś o podłożenie skorpiona? Może Neferthenut? -

Słysząc to, brunetka zamarła w bezruchu, wciągając upalne powietrze do płuc.

- Skąd takie przypuszczenia. - szepnęła niepewnie.

- Obie podobno bardzo dobrze tańczycie. Słyszałem pochwałę z ust Wezyra. Mogłyście się pokłócić o coś. Wolałbym o tym wiedzieć. -

- Nie. Nie pokłóciłam się z Neferthenut. W sumie rozmawiałyśmy chyba tylko dwa razy. -

- Czyli nie masz nic przeciwko, abyś dziś w trakcie obiadu tańczyła na równo z nią? -

- Nie. Nie mam nic przeciwko. Będę mogła zobaczyć jak tańczy... - Takhat już chciała dokończyć ,,jedna z twoich nowych konkubin'' ale w ostatniej chwili, przygryzła się w język. -... Neferthenut. - dokończyła szybko.

Faraonowi to urwanie zdania nie umknęło uwagi. Aby postawić sprawę jasno, mruknął.

- Neferthenut jeszcze nie jest moją oficjalną konkubiną. Nie wywyższaj jej, bo obie jesteście w tym samym miejscu. Na samym dole. - Czując jak humor władcy Egiptu gwałtownie uległ pogorszeniu, kobieta wstrzymała się od odzywania się. Lepiej już nic nie mówić. - To wszystko. Przygotuj się na obiad. Przekaż Hekenuhedjet, że będę chciał, aby znów grała na harfie. Resztę dziewczyn niech sama dobierze. Wedle jej uznania. - zawołał pokazując gestem ręki, aby mogła już odejść.

Takhat tylko na to czekała. Natychmiast wstała i kłaniając się nisko, wycofała się do tyłu. Tak samo jak Iumer, plecami odwróciła się dopiero, gdy była w dość sporej odległości.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

Obiad okazał się dość sporym wydarzeniem. Oprócz samego Faraona i kilku urzędników w tym Iumera oraz głównego kapłana ze świątyni Ra, do wspólnego posiłku zasiadło dużo innych osób. Takhat widziała ich po raz pierwszy, dlatego zaczęła odczuwać lekki stres, który sięgnął zenitu, kiedy Neferthenut stojąca obok drzwi, wychyliła się aby zerknąć na gości, wróciła z grymasem na ustach.

- Tylko nie to. Kolejny polityczny obiad. - mruknęła załamana.

- Nie dobrze. - szepnęła Hekenuhedjet zerkając na Takhat. - To będzie stresujący posiłek dla ciebie. Tak dużo osób. -

- Czemu? - zawołała brunetka, podchodząc do głównej konkubiny.

- Czemu? Bo przyjechało kilka rodzin, które wspomagają finansowo budowę piramidy naszego Faraona, część rodzin które należą do wyższych warstw społeczeństwa i zajmują ważne stanowiska wydając wyroki i pozwolenia w imię Faraona. - wytłumaczyła Neferthenut

- W imię Faraona? - powtórzyła Takhat przekręcając głowę w bok jak małe ciekawe dziecko.

- Egipt jest duży. To ogromna kraina. Jeśli coś pilnego wydarzy się, dajmy na to przy samej południowej granicy, to zanim wiadomość o tym dotrze do Faraona, minie dobre kilka dni. To jest zbyt długo, dlatego w sprawach pilnych, Faraon wyznacza swoich wiernych urzędników; Wezyrów, którzy w jego imieniu podejmują za wolą Bóstw decyzję, oraz medżaj [22], którzy pilnują porządków w ważniejszych miejscach w kraju. - tym razem głos zabrała kobieta o migdałowych oczach w krótkiej peruce sięgającej ledwo za ucho.

Takhat widząc nieznajomą, zmarszczyła lekko brwi.

- Cześć, jestem Meketaten [23]. Trzecia konkubina Faraona. - przedstawiła się widząc minę dziewczyny.

- Takhat. - uśmiechnęła się

- Wiem. Większość już wie. Hekenuhedjet tylko o tobie ciągle gada. - Meketaten zaśmiała się cicho, powodując zwrócenie uwagi wszystkich.

- No bo się martwiłam. - mruknęła główna konkubina Faraona, kręcąc nosem.

- Chyba już czas na nas? - szepnęła dziewczyna w krótkiej peruce, biorąc do ręki mały bębenek obity skórą.

Dziewczyny (Hekenuhedjet, Meketaten, Semat, Takhat, Neferthenut i dwie nieznajome, które nie przedstawiły się) ubrane w swoje białe sukienki i kilka ozdób, weszły do sali powodując zwrócenie uwagi kilku gości.

- Moja główna konkubina Hekenuhedjet, umili nam dziś posiłek. - zawołał uśmiechnięty od ucha do ucha Faraon.

Kobieta słysząc swoje imię podeszła do władcy, posyłając mu zalotny uśmiech. Jemu samemu najwidoczniej się to spodobało, bo szepnął coś w jej kierunku. Gdy tylko doszło to do Hekenuhedjet, ta zarumieniła się i podziękowała.

Tymczasem kobiety, które miały grać, zajęły swoje miejsca z tyłu i lekko z boku Faraona, aby nie przeszkadzać Takhat i Neferthenut w usługiwaniu gości. Hekenuhedjet zajęła swoje miejsce po środku, przy wielkiej harfie rozpoczynając muzykę. Takhat i Neferthenut rozpoczęły tańce, przerywając je, gdy którejś z osób zabrakło piwa, wina czy wody. Łapały wtedy za gliniane dzbanki i z wesołymi uśmiechami, nalewały do glinianych kubków.

- Jak tak dalej będziesz się gapiła na Faraona, to w końcu coś rozlejesz. - Neferthenut upomniała Takhat, kiedy ta po raz kolejny zawiesiła swoje oczy na synu Setiego II.

- Neferthenut, który z mężczyzn siedzących przy Faraonie jest Księciem? -

- Księciem? Bratem? - zdziwiła się młodsza z sióstr.

- Tak, powiedz mi. Proszę. -

Neferthenut zerknęła na Faraona, a zaraz potem, wracając wzrokiem do Takhat szepnęła.

- Żaden. Nie ma go tutaj. Pewnie przyjdzie później. -

Kobieta na te słowa spochmurniała. Jeśli nie przyjdzie, to jak mu podziękuje za pomoc?

- Takhat. - Wezyr podchodząc do niej, delikatnie odciągnął ją na bok.

- Co? O co chodzi? - szepnęła, trzymając wciąż w rękach gliniany dzban z piwem.

- Faraon kazał ci przekazać, że jego brat nie chciał brać udziału w obiedzie. Dlatego jeśli chcesz z nim pogadać, stoi tam na schodach na zewnątrz. Nie chciał wchodzić skoro i tak by tutaj nie siedział. -

- Na zewnątrz? - Takhat obróciła głowę w kierunku kolumn za którymi rozciągał się jeden z wielu ogrodów.

- Idź do niego, załatw co masz załatwić i wracaj. Masz zgodę Faraona. - mruknął Iumer, popychając dziewczynę, aby w końcu się ruszyła.

Ona jednak zerknęła na niego, potem na Władcę Egiptu, a widząc jak on sam kiwnął głową, dygnęła.

- Zastąp mnie na chwilę. - zawołała, oddając w ręce mężczyzny gliniany dzban z piwem.

- Ty chyba żartujesz? Mam nalewać za ciebie?! Co ja kobieta jestem? - zawołał za nią, lecz ona puściła to między uszami.

Liczyło się tylko jedno. Musiała pogadać z Księciem. Musiała mu podziękować. Z tą myślą podbiegła do kolumn i wyszła na zewnątrz. Tak jak Iumer jej przekazał zeszła z trzech schodków prowadzących do poziomu ogrodu. W pobliżu dostrzegła parę osób, ale żadna nie wyglądała na brata Faraona.

- Miał tutaj być. - westchnęła, po raz kolejny rozglądając się dookoła.

Zbyt wiele nowych twarzy. Jak miała go znaleźć, skoro nie miała pojęcia jak wygląda? Wtedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.

- Nie odwracaj się. - cichy szept dobiegł do jej ucha od prawej strony.

Przez ten niespodziewany gest, całe jej ciało przeszedł delikatny dreszczyk.

- Dobrze. To ty jesteś Księciem? - szepnęła, a widząc jak przechodzące przed nią kobiety i parę innych osób, widząc osobę stojącą za jej plecami, pochyliło głowy w geście szacunku, szybko uzyskała odpowiedź na swoje pytanie.

- Tak. Podobno chciałaś się ze mną spotkać. - zaczął, ponownie dmuchając powietrze w szyję Takhat.

- T... tak. Chciałam Ci podziękować za pomoc. Za to, że dzięki tobie mnie nie wyrzucono. - powiedziała na jednym wydechu.

- Aaa. Nie ma za co. - mruknął, po raz trzeci doprowadzając skórę dziewczyny do obłędu.

Ta tajemniczość i ekscytacja rosły. Zdawało się, że zaraz zwariuje przez rozszalałe serce.

- Czemu o ile wolno mi zapytać, nie mogę cię zobaczyć? - zapytała, niepewnie bawiąc się palcami.

Jednak odpowiedziała jej cisza.

- Jeśli nie chcesz, to nie musisz odpowiadać. Jestem Ci i tak bardzo wdzięczna. -

- Jak noga? - zmienił temat.

- Czasami jeszcze boli, tak jakby mrówki mi w środku niej chodziły. Jednak myślę, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. -

- Miło mi to słyszeć. - szepnął, zabierając w końcu rękę z ramienia brunetki.

- Chciałabym odwdzięczyć się jakoś za to. Czy jest coś, co bym mogła zrobić dla ciebie? - zapytała, nabierają powietrza do płuc.

- Jestem ciekawy jak smakują twoje usta. Chcę cię pocałować. - powiedział bez wahania, na co kobieta cała się spięła. To było zbyt proste. Tylko pocałunek?

- Gdzie jest haczyk? - szepnęła

- Zamkniesz oczy. -

- Ale... -

- Bez ale. Rozkazuję ci. -

- Dobrze. - zgodziła się, zamykając oczy.

Nie był to jej pierwszy raz. W dzieciństwie, kiedy jej przyjaciel przegonił jednego z dzikich psów, z radości aż go pocałował. Jej drugi raz był, gdy w tajemnicy przed wszystkimi poznała jednego z żołnierzy. Ten mały rudzielec był naprawdę dziki i napuszony jak lew. Wtedy też, kiedy z nim się spotykała przez pół roku, doszło do kilku pocałunków. Więc czemu miałaby nie spełnić rozkazu Księcia? To nie ona będzie go całowała, lecz on ją.

- Zamknęłaś? - usłyszała za plecami.

- Tak. - odparła.

Poczuła ruch powietrza, a chwilę potem dotyk ciepłych ust na swojej wardze. Pocałunek był inny od tych które znała. Był delikatny ale i zarazem spowodował nagły wybuch emocji. Trwało to krótko, bo nim się obejrzała, usta znikły zostawiając na jej górnej wardze uczucie pustki.

- Mój brat nawet nie wie, jak słodka jesteś. - mruknął. - Zobaczymy się wkrótce, a teraz wracaj do Faraona. -

- Poczekaj... - zawołała otwierając oczy, lecz nikogo przed nią nie było.

A raczej pewnie był gdzieś w pobliżu, ale przez to, że nie miała pojęcia jak wygląda to nawet gdyby przeszedł przed jej nosem, nie poznałaby go.

- Co to było? - mówiąc to, dotknęła się w usta. - Jak tak dalej pójdzie, to nim się obejrzę, zakocham się nie tylko w Faraonie, ale również w Księciu. - westchnęła i nie mając co więcej tutaj robić, wróciła do sali. Gdy tylko przekroczyła ,,próg'' spotkała się z niezbyt wesołym wzrokiem Wezyra Północy, który wciąż stał w miejscu z dzbanem piwa. - Ups. - wyrwało jej się na jego widok.

Szybko podeszła i zabierając dzban, wróciła do nalewania napoju.

- Takhat? Gdzie byłaś? - szepnęła Neferthenut, gdy tylko obie stanęły obok siebie.

- Aaa, zrobiło mi się trochę duszno. - skłamała, nie wiedząc czemu.

Neferthenut podniosła tylko brew przyglądając się brunetce.

- Dalej wyglądasz blado. I te rumieńce na policzkach. Nie masz gorączki? -

- R... rumieńce? - zaskoczona dziewczyna dotknęła się odruchowo w policzki. - Poważnie widać? W sumie czuje się trochę jeszcze osłabiona. - dodała szybko, zdając sobie sprawę ze swojej wpadki.

- To może położysz się, a ja cię zastąpię. - zaproponowała uśmiechając się i wyciągając ręce po gliniany dzbanek.

- Dam radę. - zawołała szybko oddalając się jak najdalej. - A więc to tak? Zastąpię cię podczas tańców, zastąpię cię przy nalewaniu piwa, a na koniec zastąpię cię w łożu Faraona. - mruknęła sama do siebie.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

[22] Medżaj - w starożytnym Egipcie formacja policyjno-wojskowa. Wymieniani już w inskrypcjach z okresu Starego Państwa, kiedy to termin ten był stosowany w odniesieniu do najemników rekrutowanych z plemion nubijskich służących jako zwiadowcy i lekkozbrojna piechota w egipskiej armii. Przez Pierwszy Okres Przejściowy nadal byli wzmiankowani jako żołnierze. W okresie XVIII dynastii pełnili już funkcje policyjne. 

Medżaj patrolowali i strzegli pustynnych granic, pilnowani królewskich grobowców, oraz osad robotników zatrudnionych przy ich budowie i podejmowali wszelkie obowiązki związane z utrzymywaniem porządku w państwie. W okresie Nowego Państwa terminem Medżaj nie określano już wyłącznie najemnych Nubijczyków, ale też samych Egipcjan zasilających ich szeregi.

[23] Meketaten - imię oznaczające dosłownie ,,oto Aten'' lub ,,chronione przez Aten'', czyli Boga Egipskiego (Aten lub Aton) promieniowania, żaru, tarczy słonecznej, uważanego za emanację boga Re.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro