Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𒌋⋎⋎⋎ ⋎⋎⋎ ⋎ Wojownicy Anubisa

1 dzień konfliktu (starcia) Egiptu i Asyrii

czas: noc

Poruszając się w kompletnych ciemnościach, przemykali po cichu od jednego miejsca, do drugiego. Wszystko jak dotąd szło po jego myśli i nie tylko zdołali otoczyć część opuszczonego miasta Lakish, przed którym rozbite były Asyryjskie namioty, ale również nie zostali przez nikogo wykryci. Niczym wygłodniały Anubis, buszujący w mroku za ciałami, tak oni teraz w całkowitym skupieniu, przygotowywali się do ruszenia na swoje cele, które w przeciwieństwie do Boga życia pozagrobowego, były jak najbardziej wciąż żywe w tym świecie.

Również i on, organizator tego jakże szaleństwa, poprawił swój Khopesh schowany za pasem, aby w razie skierowania na nich światła z obozu, nie ujawnić ich lokalizacji poprzez odbicie w złotej tafli miecza.

𒀝

Późno po późnym południu, gdy wojska Asyryjczyków wycofały się w głąb swojego terytorium, do niego, Faraona dopadło trzech Egipcjan należących do oddziału którym dowodził Senu. Wyjaśniając co się stało, co widzieli, co odczytali i fakt podążania za asyryjskimi łajdakami jego prawej ręki Senu, wpłynęło na dalsze działania Władcy Kemet.

Zwołując natychmiast naradę przedstawicieli najważniejszych kompanii, tak zwanych nosicieli sztandarów, Merenptah oznajmił swój plan działania.

- Asarhaddon wycofał się do Lakish z moim bratem. Nie daruję temu skurwielowi co mu zrobił! Co nam wszystkim zrobił, przez Amenmesse! Dość tego! Niech zabiorą głos sztandary tych kompanii, które chcą wziąć w tym udział. Zamierzam zaatakować Lakish w nocy, kiedy nikt się tego nie będzie spodziewać. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie walczy wtedy całą armią, z uwagi na kompletny brak widoczności oraz to, że noc należy do Seta, Anubisa, Ozyrysa i Apophisa. Nie zmuszam nikogo do tego, bo sam doskonale wiem, czym jest nieprzychylność jakiegokolwiek z tych Bóstw. - mówiąc to, Merenptah położył dłoń na swojej klatce w miejscu, gdzie pod ubraniem biło jego serce, otoczone czarnym żyłami; pamiątką po klątwie. - Osoby które odmówią, nie zostaną w żaden sposób skrzywdzone. Żadnej nie spotka kara. Nie będzie żadnych konsekwencji. Jeśli się wahacie, również mi powiedzcie. Nawet, jeśli miałbym iść tam sam, obiecuję wam na moje życie i tron, że nie będę nikogo ciągnął ze sobą na siłę, ani pod groźbą. -

- Jesteśmy do dyspozycji Faraonie! -

- Nasza kompania również! -

- I nasza! -

- My również! -

Powstający nosiciele podnosząc po kolei sztandary, wkrótce wypełnili nimi całą okolicę. Mimo szalonego pomysłu, nikt z podwładnych mu żołnierzy nie okazał chęci wycofania się. Zaskoczyło go to, jak niemal natychmiastowa była to odpowiedź na jego żądania, jednak patrząc w ich oczy, Merenptah zrozumiał. Nie ważne o co by ich poprosił, co rozkazał, oni podążyli by za nim nawet do sehet jaru. Czemu? Odpowiedź była prosta. Ponieważ wybrali swego Faraona, swego pośrednika między nimi, a Bóstwami. Władcę ich Kemet. Ich serca należały do niego od 10 lat jego panowania, ale dopiero w tym momencie czując na barkach przytłaczającą powagę sytuacji, poczuł jednocześnie jak ich głosy, obecność i wierność dodają mu odwagi i siły. Mógł na nich w pełni liczyć i nie zamierzał zaprzepaścić tego. Nawet gdyby miał zostać znów przeklętym, nawet gdyby znów rozgniewał Bogów, nic nie odciągnie go od odbicia rodzonego brata, tracąc przy tym jak najmniej wiernych mu żołnierzy.

𒀝

- Jesteśmy gotowi. - wyszeptał jeden z nosicieli sztandarów, kucając przy Faraonie za jednym z opuszczonych budynków na granicy miasta Lakish.

- Senu? - kładąc rękę na Khopeshu, Faraon obrócił głowę w drugą stronę, gdzie obecny był przy nim jego najbliższy mu ochroniarz.

- Nie możemy wciąż wypatrzeć w którym z namiotów jest Książe. Szukamy, ale... -

- W porządku. Wiemy, że na pewno tutaj jest. I tak już sporo zrobiłeś doprowadzając nas tutaj. - kładąc dłoń na ramieniu swojego przyjaciela, Merenptah kiwnął wdzięczny do niego głową. - Nie zgiń. - dodał zabierając swoją rękę i powoli ruszając do przodu.

- Dla ciebie i twojej rodziny jestem gotów na każde poświęcenie. - wyszeptał Senu, ruszając wraz z pozostałymi w ślad za Faraonem.

Plan był prosty i jednocześnie skomplikowany. Wchodząca jak do siebie na tereny namiotów, pierwsza grupa miała za zadanie wygaszanie jak największą liczbę ognisk, oświetlających okolicę. Za nimi miała podążać kolejna grupa w której był sam Faraon, przeszukując namiot za namiotem i w razie zauważenia, zabijając jak najciszej Asyryjczyków. Jednocześnie z przeciwnych stron obozu, kolejne jedenaście grup miało działać w ten sam sposób, siejąc dezorientację wśród wroga, z którego konkretnie kierunku wychodzi atak. Ostatnie trzy dosyć duże grupy miały pozostać w cieniu nocy, gotowe do wsparcia działających w obozie Egipskich żołnierzy w razie rozwinięcia się niekorzystnej sytuacji. Priorytetem było bezpieczeństwo samego Faraona, stąd najszybsze i najbardziej wypoczęte konie oraz rydwany, zostały przydzielone od strony, w której Merenptah miał działać.

Gdyby sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli, w każdej z grup żołnierze mieli podpalić przeszukane namioty, wprowadzając jeszcze większy chaos w szeregach Asyrii. Ten sam rozkaz miał paść również w przypadku znalezienia Siptaha, dając Egipcjanom jak najwięcej czasu, na bezpieczne wydostanie Księcia z obozu.

Pobudzony adrenaliną, strachem o brata i napędzany żądzą krwi Asyryjskich barbarzyńców, Merenptah wraz z towarzyszącymi mu krok w krok żołnierzami i Senu, rozpoczął wtargnięcie do obozu w którym zaczęło powstawać zamieszanie wygaszonych niektórych ognisk. Przemieszczając się jak najszybciej i najciszej, ścielili ziemię kolejnymi trupami zaskoczonych żołnierzy, którzy tej nocy mieli pełnić wartę. Z uwagi na późną porę, duża liczba Asyryjczyków spała po namiotach, dzięki czemu Egipcjanie mieli ułatwioną robotę.

- Oni naprawdę się nas tutaj o północy nie spodziewali. - wyszeptał Senu, podcinając gardło kolejnemu z Asyryjczyków, dodatkowo tłumiąc jego krzyk dłonią.

Faraon jednak nic nie odpowiedział, zajęty zbyt bardzo sprawdzaniem namiotów i wpatrywaniem śladów brata. Wprawdzie mogli zaciągnąć kilku Asyryjczyków w głąb nocy i tam wciągnąć z nich informację o lokalizacji Siptaha, jednak zbyt dużo rzeczy mogło wtedy pójść nie po ich myśli.

- Bracie, gdzie jesteś? - szepcząc przez zęby, młodszy z synów Setiego II już miał ruszyć do kolejnego namiotu, gdy niespodziewanie dostrzegł kątem oka jakieś dziwne zwierzę, wyłaniające się za jednym z ostatnich palących się ognisk. - A to co? - wydusi z siebie, na widok całego czarnego stwora, przypominającego mieszankę szakala i antylopy, gapiącego się prosto na niego, z nastawionymi w sztorc uszami.

Nie wiedząc za bardzo czym owa chimera była, Merenptah postanowił podejść do faktu zauważenia tego czegoś bardzo ostrożnie, lecz gdy tylko zrobił krok w przód, zwierzę zaczęło oddalać się pomału, jakby zapraszając go, aby podążał za nim.

- Fara...Faraonie! - zawołał za nim cicho Senu, widząc jak Władca Kemet zaczął gdzieś biec.

- On nam ucieknie jeśli się zatrzymamy. Nie wiem co to, ale mam przeczucie, że poprowadzi nas. - odpowiedział brat Siptaha, kiedy jego prawa ręka dogoniła go.

- Kto? Co? - te dwa krótkie pytania, zdekoncentrowały na chwilę Faraona.

Senu go nie widzi? Tej chimery? Przecież ucieka tuż przed nimi! - myślał gorączkowo. -  A może... to wysłannik Bóstwa, może Seta lub on sam?! -

Zdając sobie z tego sprawę, Merenptah przyśpieszył jeszcze bardziej, akurat w momencie w którym dziwne zwierzę wpadło dosłownie w jeden z namiotów,  przy którym stało trzech strażników, zmieniając się jednocześnie w czarny dym.

- Ej! -

Tyle zdążył krzyknąć jeden z trójki, nim złoty jak promień Atona[42], Khopesh Faraona nie zakończył jego życia w tym świecie.

- Ty kur... - zawołał drugi, jednak obracający się na niego w ułamku sekundy Merenptah, nabił go swoim średniej wielkości drugim mieczem, pchając do tyłu i tym samym wpadając z nim z rozpędu do środka namiotu.

Podążający kilka kroków za nim Senu widząc kompletnie irracjonalny atak Faraona na zupełnie przypadkowy namiot, bez pytań dopadł trzeciego z żołnierzy, chcącego zaatakować Merenptaha po plecach i w momencie, gdy Władca Kemet wpadał do namiotu, skrócił ostatniego z Asyryjczyków o głowę, nim ten zdążył go zauważyć. Niestety taki gwałtowny atak, tylko zwrócił uwagę przechodzących w pobliżu kolejnych żołnierzy, którzy rzucając się na prawą rękę Władcy Kemet, zatrzymali go przed namiotem.

- A żeby was pieprzone pomioty Apophisa! Niech Anubis rozszarpie wasze ciała, a Neftyda [43] was... - tymczasem dobijając krótkim sztyletem powalonego mężczyznę Faraona, urwał swoją groźbę, podnosząc głowę lekko w górę.

Zaledwie kilka kroków od niego, wśród zabrudzonej od krwi ziemi, klęczał jego rodzony brat, lecz jego widok wcale nie ucieszył Merenptaha. Sylwetka Siptaha z podwiązanymi w górę z tyłu pleców rękami, pochylona była tak bardzo do przodu, że jego zwisająca bezwładnie głowa niemal dotykała gruntu. Trzymając wciąż wbity w płuca Asyryjczyka sztylet, Faraon z istnym przerażeniem patrzył na całe zakrwawione i pocięte ciało najstarszego syna Setiego II. On tak nie wyglądał przed południem, gdy Asarhaddon pochwalił się nim przed wszystkimi!!

- Siptah? - wydobywając w końcu z siebie głos, młodszy z braci nawet nie wiedział kiedy znalazł się przy starszym.

Rosnący w nim niepokój tego, że Siptah nie zareagował nawet w minimalnym stopniu na jego wpadnięcie do namiotu, dusiło go coraz bardziej. Chcąc wyrzucić z głowy najgorsze myśli i upewnić się, że to wszystko było spowodowane tym, że był nieprzytomnym, Merenptah rzucił się niemal na jedno kolano przed nim, brudząc je w pyle i skrzepłej czerwieni. Wyciągając dłoń, ostrożnie odgarnął czarne i miejscami posklejane krwią włosy, lecz na widok zupełnie pociętej nahajem twarzy starszego brata, stracił resztki opanowania, upadając na drugie kolano. Czując jak panika zalewa go, niczym woda płuca uniemożliwiając oddychanie, Merenptah zastygł w bezruchu, pozwalając, aby część grzywki Księcia, wyleciała mu z ręki.

- Siptah? Siptah?! Oj, bracie!! - nabierając sam nie wiedział jak powietrza, Merenptah zaczął wołać coraz głośniej i coraz bardziej roztrzęsionym głosem, przestając zupełnie myśleć zdroworozsądkowo. - Bracie nie rób mi tego!! - krzyknął, przystawiając Księciu drugą rękę w okolice nosa i próbując upewnić się, że żyje.

Czując na skórze ledwo wyczuwalny oddech, młody Faraon w dalszym ciągu próbował bezskutecznie nawiązać z nim kontakt, popełniając jeden z najgorszych błędów. Nie sprawdzając do końca namiotu, nie zauważył czającego się w cieniu Asyryjczyka z bronią, którego obudził z drzemki, swoim gwałtownym wtargnięciem.

Widząc kompletnie roztargnionego, obcego człowieka, który zaczął nazywać Księcia Egiptu bratem, podwładny Asarhaddona otworzył szerzej oczy, uśmiechając się upiornie. Faraon właśnie wystawił mu się na krwawej tacy. Przecież lepszej okazji Bogowie nie mogli mu zesłać, do zabicia go!

Zachodząc w ciszy wciąż roztrzęsionego młodszego syna Setiego II niemal po plecach, Asyryjczyk zamachnął się nad nim swoim mieczem, gdy Merenptah widząc pojawiający się obok siebie dziwny cień, nieznacznie zerknął za siebie.

Dostrzegając jedynie nogi stojącego za nim człowieka, poczuł napływ chłodu śmierci. Tego samego przerażającego uczucia, jakie mu towarzyszyło, gdy leżał ze strzałą w szyi. Koszmar Achet znów miał powrócić, lecz tym raz Set mu już nie pomoże. To jego koniec. Nawet nie zdąży się już zamachnąć swoim Khopeshem przy pasie. Nie ma jak się bronić.

- Żeby was Set z Ozyrysem przeklął!! - wydarł się, gdy na przekór wszystkiemu, próbując uciec spod śmiertelnego ostrza, wymusił poniekąd na Asyryjczyku przewrócenie siebie na plecy.

- To twoje ostatnie słowa głupi Faraonie? - zadrwił napastnik, klękając Władcy Kemet na obydwu rękach i uniemożliwiając mu jakąkolwiek obronę, przystawił miecz do jego gardła, chcąc już mu go podciąć, gdy do namiotu wpadł Senu z dwójką innych egipskich żołnierzy.

Widząc całą scenę, zamarł z dwoma ostrzami ociekającymi krwią zabitych do tej pory wrogów. Jednak nie tylko prawą rękę Faraona zaskoczył ten widok, gdyż podnoszący na nich głowę Asyryjczyk, opuścił gardę, którą Merenptah od razu wykorzystał.

Zaciskając ręce poplamione krwią z twarzy swojego starszego brata, mąż Takhat poczuł znów napływ wściekłości i adrenaliny. Zapierając się nogami, odepchnął się najmocniej jak umiał od gruntu, przesuwając się pod wiszącym nad nim asyryjskim wojskowym kilka centymetrów w górę. Czujący pod sobą ruch napastnik, stracił lekko równowagę, chybiąc przy tym ostrzem, które zarysowało złotą zbroję Faraona na wysokości mostka.

W tym samym momencie młodszy z synów Setiego II oswobadzając przy tym jedną z rąk, chwycił nią za zapasowy sztylet przy pasie Asyryjczyka, wbijając mu go głęboko w udo i zwalając z siebie. Nim podwładny Asarhaddona zdążył do końca upaść, ziemię splamiła krew z jego korpusu i odciętej głowy, przez Senu.

- Faraonie! Na wszystkich Bogów!! Do Ra!! Do jasnej cholery!! - wydarła się prawa ręka Merenptaha, na podnoszącego się władcę. - Jesteśmy w środku wrogiego obozu!! Tracenie tutaj czujności i ostrożności, oraz oddalanie się samemu od swojej straży, to proszenie się o śmierć!! Jak mam nadążać za Tobą i Cię ochraniać Horusie, jak... ?!!! -

- Przymknij się Senu! Później mnie za to opieprzysz. - wchodząc mu w słowo, Faraon olał wszystkich, dopadając ponownie do brata i rzucając krótko - I na co czekasz?! Tnij!! - samemu chwytając za ostrze i zaczynając od rozcięcia szmaty w ustach Księcia Egiptu.

- Bogowie, miejcie was w opiece... - szeptając, Senu począł przecinać wraz z dwójką żołnierzy sznury, którymi były skrępowane i podwiązane w górę ręce najstarszy syn Setiego II.

Po oswobodzeniu Siptaha, Merenptah pierwszym co zrobił było upewnienie się, że brat cały czas oddycha i żyje, a następnie kolejne bezskuteczne próby nawiązania z nim jakikolwiek kontaktu. Powiedzenia, że jest przy nim. Że nie musi się już bać, że nie pozwoli go już skrzywdzić.

Obserwujący tę scenę z boku Senu, patrzył na to coraz bardziej spragniony podążenia prosto do Asarhaddona i wyrwaniem mu żywcem każdego z organów. Jednak rosnące hałasy z zewnątrz, szybko sprowadziły go na ziemię.

- Musimy stąd uciekać. Wojsko już wie o naszym wypadzie. Jeśli nas tutaj dopadną... -

- Wiem Senu! - sycząc wciąż pod wpływem emocji, Merenptah chwycił wraz ze swoją prawą ręką brata, wynosząc go ostrożnie z namiotu.

- O cholera. - zgrzytnął przyjaciel Faraona, na widok walczących wszędzie ludzi i płonących kolejnych namiotów.

Cały obóz w tym skrzydle płoną, wprowadzając zupełny chaos wśród Asyryjczyków zarówno tych pełniących warty jak i dopiero co zbudzonych. Wśród tego zamętu do Faraona dopadła jego własna straż, pomagając uciec im na skraj obozowiska, gdzie czekały na nich już postawione w gotowości konie.

- Odwrót!! Nakażcie wszystkim odwrót!! - przestając próbować być w miarę cicho, Faraon krzyknął na całe gardło do będących przy nim nosicieli sztandarów.

Jak domino rozkaz Władcy Kemet rozszedł się wśród wszystkich biorących w tej akcji udział osób, którzy posłusznie i sprawnie zaczęli się wycofywać. Niestety rozdrażnieni jak osy Asyryjczycy ruszyli pędem za wycofującymi się z Faraonem grupami, zabijając kolejnych Egipcjan. Gdyby nie czekająca na nich w mroku kawałek dalej połowa dywizji ,,Seta'' z Tanis, cała akcja ratunkowa mogłaby zakończyć się tragicznie.

Tej nocy Anubis wraz z innymi Bogami zebrali nie tak duże jak za dnia, ale i tak całkiem spore żniwo żyć Egipskich żołnierzy. Niestety przez wszechobecną ciemność, dokładne starty można było jedynie zakładać w przybliżeniu. Prawdziwe zniszczenia miały ukazać się obydwu stronom dopiero za dnia, gdy Chepri oświetli swoim blaskiem świat. W tym całym jednak nieszczęściu, Bogowie przychylili łaski Merenptahowi tym, że sam Asarhaddon zajęty liczeniem start z dnia i planowaniem kolejnych ruchów, znajdował się na tyle daleko od całego zamieszania, że nim dotarły do niego informację o tym co się dzieje, nie zdążył w pełni zareagować i przybyć osobiście na miejsce.

Każdy jednak wiedział, że ta akcja, była jak wetknięcie kija w gniazdo szerszeni. Asyryjczycy z ich Królem na czele, srogo i gorzko odpłacą im się jeszcze za to, co było bardziej niż pewne. Teraz jednak Merenptah nie przejmował się tym kompletnie, skupiając całą swoją uwagę na wciąż nieprzytomnym i w krytycznym stanie bracie.

𒀝𒅗𒁺𒌑

2 dzień konfliktu (starcia) Egiptu i Asyrii. 

Memfis, przystań nad Nilem

czas: po południu

Po odwiedzinach o samym poranku świątyni Hathor, modląc się o łaskę cierpliwości i siły dla siebie, Takhat wraz ze swoją świtą opuściła pałac, udając się nad brzegi Nilu, gdzie miała przypłynąć z południa feluka z wizytacją.

Wprawdzie jeszcze pięć dni temu, równo z wyjazdem Faraona w kierunku półwyspu Synaj wysłał on papirus do Teb, odmawiający przyjęcia Wielkiego Wezyra Południa, jednak arcykapłan Amona nie tylko nie posłuchał, a wręcz wymusił swoim dzisiejszym przyjazdem do Memfis spotkanie.

Nie licząc tej samowolki, w normalnych okolicznościach został by wysłuchany przez Faraona, a w razie jego nieobecności przez brata władcy, Księcia Egiptu. Ewentualnie w razie gdyby obaj nie byli dyspozycyjni, pozostawał jeszcze Wielki Wezyr Północy. Iumer mógł skonsultować problemy drugiego Wezyra, jednak w razie poważnych spraw, które zazwyczaj dotyczyły takich spotkań, kończyły się one trójstronną naradą pomiędzy obojgiem wezyrów i Faraonem.

Tak było w normalnych okolicznościach, tak było przed Achet. Problem polegał jednak na tym, że po święcie Nowego Roku, wszystko wywróciło się do góry nogami i mimo wielkich starań Merenptaha, nie mogło wrócić do całkowitej normy. Przez śmierć Siptaha i wyjazdy drugiego z synów Setiego II, wszystkie sprawy spadały na Iumera oraz Wielką Małżonkę Królewską, która jak tylko mogła pomagała we wszystkim swojemu mężowi zwłaszcza, gdy wizytatorzy żądali rozmowy z kimś ponad wezyrem, aby w ich mniemaniu nie zostać zbagatelizowanym.

Tym oto sposobem po wyjeździe Faraona i wymuszonym przyjeździe Herhora, Wielka Małżonka Królewska musiała wmieszać się w tę sprawę i wysłuchać Wezyra Południa. Był jeszcze jeden ważny powód, dla którego sama zgodziła się wziąć w tym udział.

Iumer i Herhor nienawidzili się tak bardzo, że ze świecą było szukać dwóch tak negatywnie nastawionych do siebie osób.

Przez to wszystko, dzisiejszego dnia, zaraz po modlitwach w świątyni Hathor, dołączyła ze swoją świtą do Iumera jadącego powitać nad Nilem Herhora, aby swoją osobą uspokoić wybuch burzy, która na pewno zostanie wywołana przy tym spotkaniu.

Tym razem, aby ograniczyć całą jak to określała ,,paradę'' służby, straży i dam dworu, zdecydowała się na skromniejszą świtę, składającą się jedynie ze straży pałacowej. Z uwagi też na jej pozycję i wiszący nad ich głowami pośpiech, zgodziła się na podróż nie w lektyce, ale na wielbłądzie, przez którego górowała głową nad wszystkimi obecnymi przy niej osobami.

Nie lubiła tych wszystkich zasad i procedur, jednak dla świętego spokoju zaraz po wyjściu ze świątyni, owinęła sobie głowę czarną chustą, skrywając swoją urodę i tożsamość pod nią. Niby nic, ale pamiętała jak Merenptah naciskał na nią wiele razy, aby podczas wypadów do miasta ze swoją świtą, zakrywała się chodź tak.

Nie rozumiała tego zbytnio zwłaszcza, że po jej bogatej sukni, każdy bez problemu rozpoznawał ją, jako żonę Faraona lub jego konkubinę. Na potwierdzenie jej zdania nie trzeba było długo czekać, ponieważ zaraz po wjeździe do miasteczka, przez które mieli przejechać, mieszkańcy szybko schodzili im z drogi, patrząc tylko i wyłącznie na nią.

Jadąc tak uliczkami ku Nilu, bursztynowe oczy Takhat wyłapały w tłumie osób matkę z dzieckiem, które jak inni patrzyli się na nią z lekkim strachem, powagą i niepewnością. Czując jak cała jej sylwetka jest sztywna i zestresowana przed nadchodzącą rozmową między dwójką wezyrów, Wielka Małżonka Królewska zsunęła swoją chustę, ukazując dziecku swój ciepły i pogodny uśmiech.

Nie tylko ono to zobaczyło, ale również stojący tam dorośli. Rozpoznając w niej Blask [44] Egiptu, ich nadzieję i światło boskości bijące przy Faraonie, jeden z promieni Ra, szybko pokłonili swoje głowy, pozdrawiając ją głośno i uroczyście.

𒀝𒅗𒁺𒌑

Po przybyciu do zacumowanych przy brzegu feluk z południa, Takhat zatrzymała się z boku i przy pomocy straży, powoli zsiadła z wielbłąda. Nie musiała długo szukać, ani pytać który z przybyłych mężczyzn, jest Wezyrem z Południa i arcykapłanem Amona, ponieważ praktycznie natychmiast zauważyła jak nad Iumerem i rozmawiających z nim człowiekiem ubranym w skórę geparda roztacza się krwiożercza aura.

- Hathor, daj mi cierpliwość do nich. - szepnęła, ruszając w ciszy przed siebie, słuchając jednocześnie preludium kłótni.

- Hańba! I ty się uważasz za odpowiednią osobę na tym stanowisku? -

- Owszem, bo w przeciwieństwie do ciebie, znam swoje miejsce. - syczał Iumer, nerwowo zaciskając pięść.

- Pisałem dość wyraźnie, że nalegam na spotkanie z Faraonem w ważnej sprawie, ale jak widać musiałeś tak wszystko przekręcić, aby nie doszło do tego. - pyskował Herhor.

- Faraon jest zajęty ważnymi sprawami na granicy i nie ma czasu na twoje problemy, dlatego... - kontynuował Iumer, gdy zobaczył jak wzrok jego rozmówcy przekierowuje się na kogoś za nim.

- Sprawy które przywożę są tak samo ważne jak sprawy którymi obecnie zajmuje się Faraon i zamiast zostać wysłuchanym przez odpowiedzialne osoby, zostaje powitany przez ciebie. W dodatku przybywasz tutaj z kobietą? - mówiąc to z jadem w głosie, Herhor wskazał otwartą dłonią na dochodząca do nich Takhat którą na ostatnie zdanie, aż zagotowało się w środku.

- Licz się ze słowami, bo przed tobą stoi sama ḥimāt-nisut-owwrāt [45]!! Blask całego Egiptu, pierwsza i główna żona Faraona Merenptaha, syna Setiego II i jedyna matka potomków naszego władcy! - warknął Iumer, kłaniając się w pas, stojącej już na równi z nimi kobiecie z czarną chustą zakrywająca jej twarz, z wyjątkiem poirytowanych już oczu.

Widziała jak Herhor mierzył ją wzrokiem od czubka głowy, a raczej chusty, aż po stopy. Nie reagowała, czekając na to co powinien teraz zrobić, a co wykonał w niekrótkim czasie.

- Wielka Małżonko Królewska. - mówiąc to, Wezyr Południa pokłonił się na równi z Wezyrem Północy. - Wybacz Pani, za mój cięty język, lecz z uwagi na to, że jest to spotkanie najwyższej wagi, a nie popołudniowa rozmowa w haremie, nie spodziewałem się tutaj spotkać żadnej kobiety, a tym bardziej dostąpić zaszczytu rozmowy z tobą, Wasza Królewska Wysokość. -

Wysłuchując przeprosin i przyjmując je niechętnie, Takhat dopiero wtedy zabrała głos.

- Jestem tutaj w imieniu Faraona, mojego męża. Sprawuję również w jego imieniu władzę nad sprawami, które pojawiają się w Memfis pod jego nieobecność oraz decyzjami, które w normalnych okolicznościach, osądzał by Mój Horus. - mówiąc to z pełną powagą i wyniosłością w głosie, bursztyno oka piękność dodała już ciszej, lekko załamanym głosem. - Oraz jestem tutaj, abyście się oboje nie rozszarpali w drodze do pałacu. -

𒀝𒅗𒁺𒌑

Od pierwszych chwil żadne z nich nie łudziło się, że dzisiejsza rozmowa będzie należała do tych miłych. Atmosfera pomiędzy wszystkimi stawała się coraz bardziej jadowita, a to wszystko przez czystą nienawiść Iumer do Herhora, który w tym samym stopniu odpłacał się Wezyrowi Północy. Pomimo prób udobruchania mężczyzn i nie osądzania zbytnio agresywnie gościa, Takhat musiała po pewnym czasie przyznać, że nie polubiła się z arcykapłanem Amona. Zresztą on sam również nie patrzył na nią zbyt miłym wzrokiem, jasno mówiącym, że nie podoba mu się to, do jakiej pozycji i władzy doszła pierwsza żona Faraona. Oczywiście grając pozory jakby nic między nimi nie wrzało, wyrażał się do niej w miarę spokojnie. W końcu nie wypadało, aby jej podpadł, skoro była oczkiem w głowie Merenptaha, Faraona sprawującego władzę w Egipcie, będącego uosobieniem Horusa.

Jak to bywa w przypadku takich wizyt w Memfis, jednym z ważnych punktów było odwiedzenie świątyni jednego z trzech wielkich Bóstw Memfis. Świątyni Ptaha i posągu Apisa. Z uwagi na to, że była ona po drodze, zmieniono kierunek podróży znad Nilu, prosto do niej, a dopiero po krótkich modlitwach miano skierować się w stronę pałacu.

Wchodząc w pięknie przyozdobione progi świątyni Ptaha, wszyscy skierowali się za głównym kapłanem i opiekunem tego miejsca do ogromnego posągu Apisa. Widząc jak Święty byk Memfis i wcielenie Boga wyłania się zza wiszących przy suficie delikatnych tkaninach, wprawił Takhat w zachwyt.

Zdejmując swoją chustę i zapominając kompletnie o towarzyszących jej dwóch Wezyrach Egiptu, podniosła oczy w górę, zapatrując się wzrokiem małego ciekawskiego dziecka w każdy pojedynczy hieroglif zdobiący wnętrze. To nie tak, że była tutaj pierwszy raz, ale cóż mogła poradzić, że przy każdej wizycie czuła się jakby dopiero zaczynała odkrywać to miejsce.

Docierając przed posąg świętego byka Apisa, uklęknęła tuż przed nim wśród leżących wszędzie płatków kwiatów, składając podziękowania i modlitwy za przyszłość Memfis oraz Faraona. Za pomyślność dla całego Egiptu.

- Wasza Wysokość. - zabierając głos i kłaniając się nieznacznie kobiecie, Herhor podszedł bliżej, gdy tylko skończyła modlitwy i podniosła się z klęczek.

- Słucham? -

- Czy mógłbym porozmawiać z Waszą Wysokością na boku? - Nie spodziewając się takiego pytania i będąc wręcz pewną, że Wezyr Południa będzie chciał ją pośpieszyć, Takhat stanęła na baczność, mrużąc swoje oczy. - Chciałbym nakreślić z czym przybywam. - ciągnął dalej.

- Ale że tutaj?! - prawie wołając, pierwsza żona Merenptaha obróciła zaniepokojona głowę na Iumera, szukając w nim jakieś podpowiedzi.

- Z całym szacunkiem, ale w pałacu jest już przygotowana komnata. Będziemy tam mieli spokój, a Wielkiej Małżonce Królewskiej będzie tam wygodniej. - wtrącając się do rozmowy, Wezyr Północy stanął tuż za plecami kobiety.

- Zajmij się sobą. - syknął Herhor, szybko jednak odchrząkując na gwałtowny ruch głowy i karcące spojrzenie Takhat. - To nie zajmie długo, a lepiej Wasza Wysokość zrozumie problem. - ciągnął dalej, ponownie kłaniając się w pasie.

- To jawna zniewaga. - wyszeptał Iumer do ucha matki syna Faraona, jednak ta uśmiechnęła się niewinnie, gestem ręki odprawiając go na bok.

- Iumer, każ szykować się do pałacu. Ja w tym czasie wysłucham Wezyra Południa i tego co ma do powiedzenia. A skoro zarzeka się, że to nie potrwa długo, spokojnie powinno wystarczyć mu tyle czasu. Jeśli jednak tak nie będzie, to będzie miał problem. - mówiąc to, Takhat nie ukrywała ani na chwilę swojej radości z łapania Herhora za słowa, co temu niezbyt się spodobało.

- Jak rozkażesz. - kłaniając się w pasie, Iumer niechętnie ruszył do wyjścia ze świątyni, uprzednio upewniając się, aby przy żonie Faraona oprócz arcykapłana Amona, została też straż pałacowa i jej prywatny strażnik, zastępujący miejsce zabitego po Achet Samuta. 

𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑

[42] Aton - Bóg promieniowania żaru tarczy słonecznej, emanacja Ra

[43] Neftyda - Bogini śmierci, córka Nut i Geba, siostra i żona Seta. Matka Anubisa (ojcem dziecka był Set lub Ozyrys).

[44] imię Takhat oznacza ,,blask''

[45]  możliwe czytanie ḥmt nswt wrt: ḥimāt-nisut-owwrāt (oznacza Wielką Małżonkę Królewską, czyli pierwszą i główną żonę Faraona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro