𒌋 ⋎⋎⋎ ⋎ Gorzki smak wolności
Paręnaście dni po wyruszeniu z Aszur - w drodze na zachód
Dzisiejszy dzień był dziwnie niepokojący. Od poranka Książe Egiptu miał złe przeczucie. Coś miało się stać, ale nie umiał określić co. Obawy o ojczyznę i fakt wyruszenia Asarhaddona w kierunku Egiptu coraz bardziej oddziaływały na jego psychikę, przez co dzisiejsza droga karawany z którą podróżował, zdawała mu się przebiegać wyjątkowo wolno. Drażniło go to do tego stopnia, że jemu wyjątkowo się spieszyło. Wiedział, że mający obsesję na jego punkcie Król Asyrii pomimo wyjazdu, rozkazał szukać go i sprowadzić z powrotem do stolicy żywego lub martwego.
Podczas planowego postoju w południe, Siptah dostał trochę suszonego mięsa i wody. Siedząc z boku, niechętnie słuchał rozmów kupców, którzy zdawali się układać plany na dalsze podróże i zakupy towarów. Aktualnym ich celem było portowe miasto Arwad, oddalone od Assur o ponad 800 km, co dawało 16 dni podróży. Zgodnie z niepisana umową, brat Faraona miał podróżować z karawaną do owego miasta i tam rozstając się z nimi, wsiąść na statek płynący na Cypr. Patrząc po obecnej sytuacji, było to najbezpieczniejsza opcja podróży, aby jak najszybciej opuścić kraj Asyryjczyków.
- Na pewno nie chcesz się przysiąść? - zatrzymujący się tuż przed siedzącym Księciem cień żony jednego z kupców, wyrwał Siptaha z rozmyślania.
- Nie, dziękuję. Nie chcę wam przeszkadzać. - odparł spokojnie, uśmiechając się.
- Diyala[34]! Diyala, zostaw go. - podnosząc głowę, mąż kobiety krzyknął dość głośno.
Pomimo zapłaty za dołączenie do nich w Aszur, cała karawana była dość chłodno nastawiona do niego. Nie dziwiło go to wcale zwłaszcza, że jego akcent zdradzał jego nie asyryjskie pochodzenie. Wracając do jedzenie, przypomniało mu się ,,pożegnanie'' z bliźniaczkami w pałacu żony Asarhaddona. Kiedy wyszedł po rozmowie od Eszara-hamat z jej komnaty, został odprowadzony z jedną ze służek do swojej komnaty. W związku z porozumieniem, nie mógł zabrać za dużo ze sobą, a jedynie strój w którym przybył tutaj z Niniwy. Ponieważ musiał oddać swoją żółto białą suknię z welonem i arabian veil, w zamian za nie dostał najprościejszą lnianą tunikę wraz ze skórzanymi sandałami i szalem mogącym zasłonić sobie głowę jak arabskim turbanem. Zostawiony na lodzie według żony Asarhaddona Siptah, dziękował w myślach jednej z bliźniaczek, która pierwszego dnia pobytu tutaj w pałacu, przyniosła mu sakiewkę z monetami. Gdyby nie to, to w obecnej chwili nie miałby jak zapłacić karawanie wyjeżdżającej z Aszur, zmuszony jednocześnie do samotnej wędrówki, bez jakichkolwiek zapasów.
Kierując się do wyjścia z pałacu, Siptah usłyszał zrozpaczony głos Tantith i biegnącą za nią Melitę. O ile druga ze sióstr nie pokazywała zbyt wielu emocji, o tyle pierwsza z zapłakanymi oczami, wołała go bezpośrednio po imieniu. Wiedział, że zwłaszcza po wyznaniu siostrze swoich uczuć względem niego, na pewno będzie chciała z nim iść, dlatego pozwalając zatrzymać ją Melicie i strażnikom, sam odwrócił się szybko do drzwi, wychodząc przez nie. Słyszał jak błagała, aby ją puszczono, jak siostra na nią krzyczała, że oszalała, jak powstałą kłótnię przerwało pojawienie się samej Eszara-hamat i jej podniesiony ton głosu, nakazujący wszystkim się uspokoić i rozejść, inaczej posmakują jej gniewu.
Wydostając się w końcu poza mury pałacu, Siptah zdany był tylko i wyłącznie na siebie. Mimo tego, że w końcu udało mu się wydostać z rąk rodziny Asarhaddona, wcale nie czuł się szczęśliwy. Zbyt wiele spraw ciążyło mu na sercu i głowie, aby potrafił się cieszyć tą chwilą.
Opuszczony przez Bóstwa Egipskie, zdany na pastwę Bóstw Asyryjskich błądził tak od jednej karawany do drugiej, próbując dołączyć się do niej. Oprócz kilku monet, drogiej tkaniny z Niniwy i dwóch sztyletów do obrony własnej, nie miał nic więcej czym mógłby opłacić podróż. Brak konia zmusił go do wręcz błagania o możliwość przejazdu wozem, choćby o kilka kilometrów, choćby do najbliższej wioski, gdziekolwiek byleby jak najdalej od Aszur. Byleby nie pozostawać długo w jednym miejscu.
Los w końcu przychylnie uśmiechnął się do niego, kiedy po paru godzinach pytań, otrzymał zgodę na podróż z karawaną, aż pod Morze Śródziemne. Przemierzając w ten sposób wieś od wsi, miasteczko od miasteczka, cudem bo czym innym mógł nazwać to, że nikt go jeszcze nie wyda i nie złapał, spędził tak kilkanaście kolejnych dni. Jednak coś miało się wkrótce zmienić, a przynajmniej takie czarne myśli go nachodziły, wraz z nieprzyjemnym dreszczem w kościach. Zupełnie tak, jakby w tym portowym mieście Arwad, wszystko miało się rozstrzygnąć.
𒀝𒅗𒁺𒌑
Główny obóz Asyrii. Miasto Lakish, kilkanaście dni później.
- Szamasza[35] kończy swoje przygotowania. - kończąc meldować stan jednego z oddziałów, dowódca ponownie skłonił się w pasie, przed siedzącym na krześle Asarhaddonem.
- Twoje opóźnienie Khoshaba [35] było po raz ostatni. Mam nadzieję, że się rozumiemy. - mruknął w odpowiedzi Król Asyrii, patrząc mrożącym wzrokiem po pozostałej czwórce dowódców jednostek Adada, Nergal, Isztar i Sina.
Nikt nie śmiał się odezwać. Każdy z mężów Asyrii w ciszy pokłonił swoje głowy. Oprócz nich i głównej straży Asarhaddona w namiocie nie było nikogo. Ta ostatnia narada i ostrzeżenie dla jednego z dowódców właśnie się zakończyło. Za parę godzin obejmując całkowite dowództwo nad armią, Asarhaddon ruszy w kierunku półwyspu Synaj, ku Egiptowi.
Z raportów które napływały do niego przez ostatnie dni z zadowoleniem ocenił szansę na swoje druzgocące zwycięstwo. Według informacji zawartych na glinianych tabliczkach, Faraon Egiptu prowadził ku niemu od 15 000 do maksymalnie 30 000 żołnierzy, podczas gdy on sam miał przy sobie już teraz znaczną przewagę.
- Stan wojska. - mruknął, gestem ręki wskazując na swoją prawą rękę i jednocześnie dowódcę jednego z oddziałów, aby podsumował po raz ostatni jego potęgę.
- Do dyspozycji Waszej Wysokości jest 17 000 łuczników, 16 000 oszczepników, 4 500 konnych i 2 500 piechoty z procami. Dodatkowo 3 700 rydwanów. W sumie 40 kiṣru oraz 740 szwadronów. [37] - meldując, dowódca Nergal o imieniu Badura podniósł głowę.
- Dobrze. Bardzo dobrze. - zadowolony ze stanu wojska Asarhaddon sięgnął po kolejną z tabliczek, gdy do namiotu wszedł niepewnie jeden z podwładnych Yaila, dowódcy jednostki Adada.
- Królu Asyrii, zarządco Babilonu, Królu Sumeru, Akadu i Babilonii. - wypowiadając pełny tytuł Asarhaddona, mężczyzna ukłonił się prawie do ziemi. - Zgodnie z twoim rozkazem, udało się nam pojmać kilkanaście dni temu zbiegłego jeńca. Właśnie sprowadzono go do obozu. - dodał, nie ruszając się z miejsca.
Na tę wiadomość Asarhaddon zmrużył oczy i wygiął w geście grymasu usta. Mówiąc, że był zły było mało powiedziane. Był tak wściekły na ucieczkę Egipskiego brata Faraona, że ledwo powstrzymywał się przed wybuchem swoich nerwów. Sama myśl obdarcia go ze skóry i wywieszenia jej niczym sztandar przed wojskami Kemet nie wystarczała, aby poczuł chodź cień zadowolenia. Nie, on nie pozwoli mu tak umrzeć. Za dużo napsuł mu nerwów, aby zezwolił na taką śmierć.
Ostrzegał go, że jeśli zajdzie mu za skórę, to popamięta go, ale widocznie Siptah nie wierzył w jego słowa. Teraz będzie tego żałował. W tym przypływie wściekłości na nieposłuszeństwo jeńca, jego ucieczki i zabicia przy tym ulubionej służki siostry, za którą Szadditu nie dawała nikomu żyć, Asarhaddon zmienił rozkaz zabicia i poćwiartowania Księcia Egiptu na miejscu jego pojmania, w zamian za to nakazując sprowadzenie go tutaj do Lakish. Okrutna niczym sama Ereszkigal idea, zagościła w jego umyśle.
Skoro jego gość tak tęskni za Egiptem, to czemu mu go nie pokazać? Jego upadku. Klęski jego ojczyzny spowodowanej przez niego samego.
- Egipcjanie to skończeni kretyni, skoro uważają cię jak słyszałem za geniusza. - zawołał, a wręcz wykrzyczał z drwiną Król Asyrii, gdy obok przybyłego posłańca, przeszło trzech kolejnych prowadząc skrępowanego najstarszego syna Setiego II do wnętrza namiotu.
- Pętak. [38] - wyszeptał Badura zagradzając przybyłym drogę i na dzień dobry podcinając jeńcowi nogi.
Przez bolesne uderzenie w piszczel, Siptah stracił równowagę, a przez jednoczesne szarpnięcie do przodu przez trzymających go ludzi, upadł na kolano trąc nim o podłoże. Wiedział, że jego kolejne spotkanie z Asarhaddonem zakończy się najpewniej wyżywaniem się nad nim dopóki nie umrze, stąd zagryzając język aby nie pisnąć z bólu, podniósł na przekór strażnikom swoją głowę, obrzucając siedzącego na krześle człowieka takim wzrokiem, który mógłby spokojnie przekląć jego samego, całą jego rodzinę i kraj.
- I na co ci to było? Hmm? - podnosząc się z siedziska, Asarhaddon oparł się rękami o stojący przed nim stół z mapami i innymi przedmiotami. - Taki mądry, a nie potrafi przyjąć po tylu miesiącach do swojej świadomości tego, że jest naszym jeńcem, naszą własnością! Twoje życie nie należy już do ciebie, ale do nas! To ja decyduję co możesz robić, a co nie! Kiedy możesz żyć, a kiedy masz umrzeć! Takie to trudne? -
- A ty? Uważasz się za pieprzony pępek świata, a nie umiesz pojąć tak oczywistej sprawy, że nie złamiesz mnie nigdy! - idąc za ciosem, będąc pełnym goryczy z powodu nieudanej ucieczki i mając świadomość tego, że już sobie bardziej nie może zaszkodzić, Siptahowi puściły hamulce jakie miał do tej pory podczas rozmów z Królem Asyrii, odpowiadając wprost tym samym złośliwym tonem to co miał mu do powiedzenia.
Nim jednak Asarhaddon zdążył na nowo wybuchnąć, stojący z boku Badura sięgnął po związany z szorstkich lin bicz i zaczął okładać nim bezbronnego jeńca.
- Ty parszywa gnido! Jak śmiesz odzywać się takim tonem?! Ścierwo jebane! - nie litując się nad leżącym już na ziemi z zakrwawioną głową i ramionami najstarszym synem Setiego II, dowódca jednostki Nergal i prawa ręka Asarhaddona nie zwalniał tempa.
- Badura! - ryk Króla zatrzymał dopiero to szaleństwo, ratując tym samym życie bratu Faraona. - Zaraz go zabijesz, a ja nie pozwalam na to, dopóki nie przysłuży mi się na coś! -
Słysząc na wpół przytomnie rozwścieczony głos Asarhaddona, Książe Egiptu otworzył zaciśnięte do tej pory oczy, jednak przez lejącą mu się z czoła krew, musiał przymknąc pod jej wpływem prawe oko. Pamiętał, że swego czasu Tantith nazwała szczęściem to, że Yail go wtedy sprowadził do Niniwy, a nie Badura, bo przy nim mógłby tego nie przeżyć. Teraz już rozumiał co miała na myśli, jednak co mógł zrobić? Nic.
Nie... nie do końca. Jej tutaj z nim nie było. Nie zabrał jej i tyle chociaż mógł zrobić. Na samą myśl o tym, że Tantith miałaby być teraz z nim, przeszło go takie przerażenie, że przestał czuć ból całego ciała.
- Postawić mi tego łajdaka do pionu! - nie dając dać jeńcowi chwili spokoju, Asarhaddon wygonił jednocześnie dowódców jednostek, aby ci zaraz przez przypadek nie pozbawili jego więźnia życia.
On to zrobi kiedy nadejdzie ta chwila i nikomu nie pozwoli sobie zabrać tej przyjemności.
- Da...ruj sobie, ...nie ugnę się... przed tobą.... nigdy. - wysapał Siptah, wciąż zaciskając zęby z bólu i ponownie próbując otworzyć drugie oko.
- Powiem ci, co się teraz z tobą stanie. Co zrobisz. -
- Nic... Nie zrobię... nic dla ciebie... nic. -
- Zrobisz. Pogrążysz Egipt. Swoją ojczyznę, którą tak cenisz i która jako jedyna chyba wciąż trzyma cię przed rozpaczą. Każdy ma swoje powody, a ja chyba już wiem jaki jest twój. Zobaczymy, czy kiedy twój dom przestanie istnieć, przyjmiesz w końcu do wiadomości jak żałosny jesteś. - wzruszając ramionami, Asarhaddon po raz pierwszy w końcu się uśmiechnął.
Był to jednak tak jadowity uśmiech, że wszystkie kobry i skorpiony w Egipcie wydawały się przy nim nieszkodliwymi gęsiami. Mimo tego nie to, a sens słów zmroziły krew w żyłach Księcia Egiptu, ponieważ tylko jedna możliwość szła w parze za tymi słowami.
- Zamie... zamierzasz mną szantażować Kemet?! - wysyczał ledwo panując nad sobą z przerażenia i nerwów.
- Zapewne wiesz, że zbliżająca się walka nie będzie byle jaką. Dowódcy Egipscy wciąż cię lubią? Wielka Małżonka Królewska i te bachory pewnie też. Słyszałem też, że podobno Libia przystawia się coraz bliżej twojej rodzinki.... -
- Skończ! Myślisz, że dam się omamić?! - Siptah krzyknął na tyle, na ile miał obecnie siły, próbując jednocześnie nieudolnie wyszarpać swoje ramiona z rąk wciąż trzymających go strażników.
- Omamić? Ależ skąd. Mówię to co wiem. Libia weszła do twojego domu, biorąc kęs władzy, kiedy ty byłeś tutaj. To wie każdy, oprócz ciebie. Zresztą, nie ważne co by robili, ostateczna decyzja będzie należeć do obecnego Faraona Egiptu. Wkrótce się spotkacie. - bawiąc się wciąż kosztem nieświadomego starszego z braci synów Setiego II, Asarhaddon droczył się z nim wciąż nie uświadamiając go o tym, że Merenptah żyje i szantaż który przygotował, poniesie dla nich tak bardzo bolesne konsekwencje o jakich żadne z nich nawet nie mogło pomyśleć.
Tymczasem analizując na szybko słowa Asarhaddona, Siptah zamyślił się na chwilę. Obecny Faraon Egiptu. Kto? Skoro będzie uczestniczył w starciu, to Takhat jako kobieta-Faraon odpadała już na pewno, a tym bardziej jej synek Ramses. A skoro to nie ona sprawuje władzę, a Libia weszła do jego ojczyzny, to zapewne Wielka Małżonka Królewska musiała wejść z nimi w jakieś stosunki. Być może kolejne małżeństwo, lecz tym razem z przyczyn politycznych.
Na samą myśl o tym, ciało Siptaha zatrzęsło się z przerażenia i obrzydzenia. Takhat była zdolna do poświęceń, więc taka możliwość była aż nazbyt realna. Odpychała go jednak myśl, że ktoś obcy jemu i jej, dotyka ją, a ona oddaje mu się dla dobra kraju.
Chcąc o tym nie myśleć, Siptah zadał sobie kolejne pytanie. Jak nowy Faraon zareaguje na niego samego? Jeśli faktycznie jest z Libii, to nie zdziwiłby się, gdyby został przez niego uznany za zagrożenie swojej pozycji, jako iż jakby na to nie patrzeć jest wciąż członkiem królewskiej rodziny Faraońskiej i to w dodatku z czystą krwią.
Jednoczesnym problemem było to, co zrobią będący z nim dowódcy i wojownicy jak Senu? Bo on na pewno będzie obecny przy tak poważnym starciu. Nawet jeśli większość zostałby wymieniona na tych z Libii, jeśli chylą czoło przed Faraonem Libijczykiem, to jak zareagują na niego, Księcia w prostej linii do tronu? Czy w razie porzucenia go przez Faraona, nie wywołają buntu? Kolejna z czarnych myśli zatrzęsła ciałem najstarszego syna Setiego II. Jeśli nie dajcie Bóstwa doszłoby teraz do takiego chaosu, gdy przed nimi będzie stała potęga armii Asyryjskiej, to Egipt będzie skończony.
Jedynym wyjściem w razie spodziewanej odmowy ratowania go przez obecnego Faraona, będzie oficjalne zrezygnowanie z siebie, dla dobra Egiptu. Prawo surowo zabrania samobójstwa, jednak czy dla ojczyzny nie mógłby zrobić tego i popełnić ten grzech? Jakakolwiek decyzji by nie podjął i tak poniesie za sobą bolesne skutki dla niego oraz Kemet.
- Faraon... nie wybierze mnie za kraj. Połamiesz sobie zęby na tym! - grając pozory pewności, Siptah odezwał się w końcu drżącym głosem.
- Jeszcze się o tym przekonamy. - zadrwił w odpowiedzi Asarhaddon, na powrót wpadając w dobry humor. - Mam nadzieję, że Wielka Małżonka Królewska jest bardziej wychowana od ciebie, bo po wygranej z Faraonem, nie będę znosił tak długo jej humorków, jak twoich. Albo mi ulegnie, albo z miejsca zabije, a bachorami zajmie się moja matka. W końcu trzeba będzie nauczyć ich... - śmiejąc się i planując do przodu kolejne sprawy, Król Asyrii zasiadł ponownie na krześle, patrząc z dumą na coraz to bardziej wyprowadzonego z równowagi, trzymanego siłą przed nim na klęczkach i zakrwawionego jeńca.
- Skurwysyn! Nawet się nie waż! - szarpiąc się z trzema trzymającymi go strażnikami, Księciu puściły nerwy zgodnie z przewidywaniami Asarhaddona. - Co ona wam takiego zrobiła?! Trzymaj z dala od niej swoje łapy! Od niej i moich dzieci oraz bratanka!! -
- Tak, tak. Teraz widzisz? Gdybyś grzecznie został w Niniwie, nie zmuszałbyś mnie do takich działań. Gdybyś spłodził mi syna z twoje krwi, darował bym im życie. -
- Przestań pieprzyć! Zabiłbyś ich i tak! Tak samo jak mnie! -
- Dość tego na dziś. Wyprowadzić go, związać porządniej i pilnować. Jeśli zwieje, wszyscy z was i wasze rodziny poczują mój gniew. - wydając bezwzględny rozkaz, Asarhaddon machnął leniwie ręką, nie patrząc i nie słuchając już krzyczącego na niego brata Merenptaha.
On sam czując jak z każdą chwilą zapada się w przerażeniu i wściekłości, olał swój ból, myśląc tylko o jednym. O bezpieczeństwie najbliższych mu osób, nad którymi znów zawisło widmo śmierci.
- Pomioty Apophisa! Kemet was za to wszystkich zabije!! - wydarł się do stojącej tuż obok namiotu, piątki dowódców głównych oddziałów Asyrii.
Wśród obcych mu twarzy, dostrzegł Yaila, który na jego wybuch wściekłości pokręcił tylko głową na boki, oraz Badurę, który odbierając od jednego z żołnierzy jakieś zwoje papirusów, nawet nie odwrócił na niego wzroku.
- Badura!! - krzyk Asarhaddona i znikające w pośpiechu w namiocie władcy, plecy dowódcy oddziału Nergal były ostatnimi rzeczami które zobaczył Siptah, zanim któryś z trzymających go żołnierzy odciął mu wzrok, poprzez zarzucenie mu na głowę lnianego worka.
𒀝𒅗𒁺𒌑
- Wasza Wysokość. - kłaniając się w pasie zaraz po wejściu, Badura szybko się wyprostował podchodząc do stołu za którym siedział Asarhaddon.
- On ma dożyć do pierwszego starcia. Rozumiesz? Jeśli któryś z was lub ktoś inny zabije mojego jeńca, pożałujecie tego. To wam obiecuję. -
- Tak jest. -
- Herhor przysłał odpowiedź? -
- Właśnie ją dostarczono. Wielki Wezyr Południa [39] zgodnie z umową przyjął zapłatę i nie przysłał wojsk z Teb. Jednocześnie wysłał sprzeczną informację do Faraona, że się spóźnią. - meldując treść trzymanego w rękach papirusu, Badura skłonił głowę, kładąc go tuż przed rękami władcy.
- Spóźni się. Hehe... - śmiejąc się pod nosem, Król Asyrii podniósł rulon, zaczynając bawić się nim w dłoni. - Faraon będzie czekał na niego do ostatniej chwili, popełniając swój pierwszy błąd. A nawet gdyby zaufał swojemu Wezyrowi Górnego Egiptu, to szybko odczuje brak jego żołnierzy. Obaj bracia to idioci. Jeden który nie umie pojąć swojego położenia, a drugi tak bardzo łatwowierny, wystawi na śmierć kraj i ludzi, których miał jako Faraon bronić. -
- Wszystko idzie jak Wasza Królewska Wysokość zaplanował. -
- Badura. Każ szykować się wszystkim jednostką. Skoro mamy w garści Teby, Wezyra i starszego brata Faraona, nie ma już co dłużej czekać. Czas rozprawić się z Wielką Armią Egipską na dobre. - mówiąc to, Asarhaddon zatrzymał obracany cały ten czas rulon papirusu w dłoni, wskazując nim swojemu dowódcy oddziału Nergal na wyjście z namiotu.
𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑𒀝𒅗𒁺𒌑
[34] Diyala - imię oznaczające ,,zielony ląd, pełen pomarańczy''
[35] Asyryjskie oddziały szły pod sztandarami bogów: na czele znajdowały się jednostki Nergala i Adada, po nich oddział Isztar, składający się ze straży przybocznej towarzyszącej Królowi, a dalej na lewej i prawej flance maszerowały jednostki Sina i Szamasza.
Nergal - sumeryjski bóg, syn Enlila i bogini Ninlil. Władca świata podziemnego po małżeństwie z Ereszkigal. Pierwotnie zamieszkujący niebiosa. Sumerowie uważali go za boga zarazy odpowiedzialnego za zsyłanie chorób i epidemii.
Adada - bóg burzy, wiatru, deszczu i piorunów oraz siły niszczycielskiej, jedno z ważniejszych bóstw w mitologii babilońskiej. Był utożsamiany z pomniejszym bóstwem w panteonie sumeryjskim – Iszkurem, którego cechy rozwinęły się w okresie babilońskim, a następnie asyryjskim, gdy Adadowi przypisano atrybuty i cechy wojskowe.
Ninlil / Isztar - Za małżonkę Aszura uważano sumeryjską boginię Ninlil lub babilońską Isztar, czczoną pod dwoma postaciami: patronki przyrody (świątynia w Niniwie) i wojny (świątynia w Arbeli).
Sin (Nanna, Nannar) – sumeryjski bóg Księżyca. Nazywany był też w mezopotamii jako Sin. Był synem Enlila i Isztar. Jego żoną została Ningal, z którą miał dzieci: Szamasza Isztar.
Szamasza - w mitologii mezopotamskiej bóg słońca, syn Nanny i bogini Ningal oraz bliźniaczy brat Inanny. Jego żoną była Aja. Był uważany za boga słońca, który od świtu do zmierzchu odbywa podróż po nieboskłonie. Ponieważ podczas swojej wędrówki widzi wszystko co dzieje się na ziemi, zaczął być uważany za boga sprawiedliwości, prawdy oraz prawa. Był sędzią na ziemi i w niebie. Jego symbolem była tarcza słoneczna, atrybutem piła, a zwierzęciem koń. Czczony był również w Fenicji.
[36] Khoshaba - imię Asyryjskie oznaczające ,,Niedzielę''
[37] 40 kiṣru = 40 000 piechoty, a 740 szwadronów = 3 700 rydwanów. Szwadrony składały się z 50 rydwanów. W sumie wojsko liczyło 43 700 żołnierzy.
[38] w tym przypadku chodzi o kimś niepoważnym, niesolidnym lub o kimś, z kim nie trzeba się liczyć
[39] Faraon mianował dwóch wezyrów – po jednym dla Egiptu Górnego i Dolnego, aby uniknąć kumulacji władzy w jednych rękach. Wezyra Północy mieszkający w Memfis i zarządzający Dolnym Egiptem (Iumer) oraz Wezyr Południa, mieszkający w Tebach i zarządzający Górnym Egiptem (Herhor, będący jednocześnie arcykapłanem Amona).
Wezyr był najwyższym urzędnikiem państwowym i właściwie drugą osobą po faraonie. Do jego zadań należało kierownictwo nad całym centralnym aparatem urzędniczym, sprawował więc zwierzchnictwo nad administracją państwową. Istotne były funkcje, jakie pełnił w bezpośrednim otoczeniu faraona – sprawował zarząd nad dworem królewskim (m.in. decydował kto i kiedy może wejść na teren pałacu) oraz dbał o bezpieczeństwo władcy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro