𒌋 Częściowe odpowiedzi
- Najpierw... - zaczął Siptah, gdy drzwi wejściowe do komnaty otworzyły się, powodując u nich obydwoje wręcz zawał serca.
Za późno, wpadli. Cały truchlejąc, Książe Egiptu obrócił z wielkim oporem głowę na podchodzącą do pleców siedzącej niedaleko progu ciężarnej kobiety, pewną znajomą.
- Co tu się... stało...? - zaczęła, zatrzymując swój wzrok na zabitej Shamiram i stojącym obok niej bracie Merenptaha.
Malujący się szok na jej twarzy jasno mówił, że takiego widoku nie spodziewała się zastać, wchodząc tutaj. Siptah jednak miał nie mniejszy wyraz zaskoczenia, widząc jej twarz wyłaniającą się z spod niebieskiego welonu, okrywającego głowę i opadającego po prawej stronie ramienia. Poruszając się niepewnie na nogach w miejscu, biała tunika z dużą ilością niebieskich frędzelków, zafalowała delikatnie na jej ciele.
- Co wy...? - zaczął szeptem, odwracając się do obydwu kobiet przodem.
- Co ty tu robisz?! - pisnęła ciężarna, wstając delikatnie z podłogi i obracając się przodem do przybyłej kobiety. - Siptah ja... ja to wytłumaczę. - dodała, widząc wciąż stojącego bez słowa do nich brata Faraona, który otrząsając się z pierwszego zaskoczenia, mierzył ich teraz obie dość nieprzyjemnym wzrokiem.
- Co to ma być? - najspokojniej jak umiał dokończył pytanie, nie chcąc swoim podniesionym tonem przywołać tutaj kolejnej nieproszonej osoby.
- Mój Książe... - zaczynając, kobieta w niebieskim welonie zrobiła krok w stronę Siptaha. - To jest Melita. Moja siostra bliźniaczka. - dodała wskazując ręką na ciężarną kobietę.
- Zdążyłem się już skapnąć. - syknął w odpowiedzi. - W co wy dwie pogrywacie?! Co to ma znaczyć? Hmm? - kontynuując, wskazał swoją ręką z ciężarnej Melity, na zabitą Shamiram leżącą pod jego nogami, wciąż starając się nie wybuchnąć krzykiem.
- Nie mamy z tym nic wspólnego. - zawołały równo, tak bardzo zgrane, że Książe poczuł nieprzyjemne ciary wzdłuż kręgosłupa.
Tylko tego mu było trzeba. Nie dość, że nie mógł rozgryźć jednej, to teraz się okazało, że tak naprawdę przez cały swój pobyt tutaj, próbował zrozumieć dwie siostry bliźniaczki. Mając jak na dłoni twarde fakty o ich pokrewieństwie i uderzającego do siebie podobieństwa, niczym dwie krople wody, Siptah poczuł jak żyłka na jego czole niebezpiecznie zaczyna mu pulsować.
Był to jak kawałek układanki, który tłumaczył część rzeczy, jak na przykład dziwną zmianę charakteru u Melity względem Tantith, gdy najprawdopodobniej zamieniły się miejscami przed ujawnieniem ciąży. Chwytając ją niejednokrotnie w tym okresie z zaskoczenia, zrozumiał teraz jej chłodny ton głosu i ucieczki od niego wzrokiem. Nie chcąc dać się omamić władcy i jego rodzinie, dał się owinąć wokół palca dwóm służką.
- Mój Książe. Wiem, że jesteś na nas wkurzony i masz wiele pytań, ale mamy poważniejszy problem. - zaczęła prawdziwa Tantith swoim pewny siebie tonem głosu jaki jej zawsze towarzyszył i za którym brat Faraona chcąc czy nie, musiał przyznać, że się stęsknił. - Przysłała nas tu do pałacu żona władcy, Królowa Eszarra-hamat. Na jej rozkaz, miałam przyjrzeć ci się bliżej i przekazując jej informacje o tobie, Królowa miała zdecydować o moich kolejnych krokach. -
- Tak. Masz rację. Jestem wkurzony i to bardzo. - Siptah robiąc krok w przód, stanął na wprost kobiety.
- Siostro! - pisnęła Melita, widząc ich miny i ciężką aurę wypełniającą powoli komnatę.
- Zostań z tyłu. - Tantith zatrzymując bliźniaczkę ręką, ani na moment nie opuściła swoich popielatych oczu z domieszką zieleni, z patrzących prosto na nią czarnych jak noc tęczówek brata Faraona.
Tak, to była na pewno Tantith. Jego Tantith. Tak jak podczas ich pierwszej nocy, kiedy zostali sami, tak i teraz stała dumna i pewna siebie. Obie mogły wyglądać tak samo, lecz ich osobowość się różniła. Melita nie miała praktycznie nic z pewności siostry, za to łatwiej było ją pociągnąć za język i wyprowadzić z równowagi.
- Za 5 dni Asarhaddon wyjeżdża do Babilonu na cały tydzień. W tym czasie miała przyjechać tutaj Eszarra-hamat pod pretekstem nieumyślnego minięcia się z mężem. Miała się z tobą skontaktować i porozmawiać o pewnych warunkach. Do tego czasu miałyśmy cię... moja siostra miała cię chronić i opiekować się tobą. - wyrzucając to z siebie na dwóch wydechach, Tantith spuściła swoje oczy na skostniałą już rękę służki Szadditu. - Powiem wprost. Ty nie dożyjesz 5 dni. Równo z wejściem tutaj kogokolwiek, twój los zostanie przypieczętowany. -
- Nie pierwszy już raz tutaj. - parsknął niemym śmiechem Książe.
- Dlatego musimy improwizować i wyciągnąć cię stąd teraz! - zagłuszając dalszą wypowiedź najstarszego syna Setiego II, Tantith ponownie podniosła na niego swoje popielate oczy z domieszką zieleni. - Miałam przyjść wytłumaczyć ci wszystko, przez wzgląd na naszą znajomość, bo moja siostra za bardzo boi się ciebie, jednak teraz cieszę się poniekąd z tego, bo ona sama nie dałaby rady cię stąd wyciągnąć. - dodała szybko.
Nie musiała nic więcej mówić, aby Siptah wiedział, że zdawała sobie sprawę z jego zbliżającej się egzekucji oraz najpewniej śmierci równo z nim swojej ciężarnej siostry. Był tylko jeden mankament w jej oczach. Strach spowodowany tym, że ją to przerastało. Improwizować, gdy wszędzie byli strażnicy, a w pałacu obok urzędował sam władca Asyrii, który trzymał go na krótkiej smyczy? Cudem można było już nazwać to, że do tej pory nikt się o ich trójce nie zorientował oraz o dziwnym zniknięciu Shamiram.
- Tantith! - łapiąc swoją konkubinę z nienacka za nadgarstek, Siptah przyciągnął ją do siebie. - A tak w ogóle, jak się tu dostałaś do pałacu? Przecież nie byłaś tutaj cały czas odkąd zamieniłaś się z siostrą? -
- Jako służka. To ubranie służek dbających o pałac i ich mieszkańców oraz odpowiedzialnych za dostarczanie z miasta drobnych zapasów. - odpowiedziała, próbując połapać się w co brnął, wyglądając jakby miał jakiś zalążek planu. - No i musiałam przekupić jednego strażnika. Menda przylazła jednak za mną aż tutaj. - dodała lekko poirytowana.
- Dałabyś radę, odwrócić ich uwagę przed drzwiami? -
- Trzech?! Raczej to niemożliwe. Nawet jak zwrócę na siebie uwagę jednego, to pozostała dwójka zobaczy was jak będziecie wychodzić z komnaty. - westchnęła, kręcąc głową na boki. - A jeśli zwrócę na siebie uwagę pozostałych, to mogą mnie nakryć. Więc jesteśmy już uziemieni na samym początku. -
- A gdybyś wyszedł z nią? - dołączając do rozmowy, Melita starała się nie patrzeć na leżące zwłoki pod ich stopami, z których oboje sobie nic nie robili.
- Jak z nią? - powtórzył.
- Ale wtedy jakiś strażnik pójdzie za nami. Siptah nie może sam chodzić nigdzie, nawet jeśli powiem, że zaprowadzam go do matki władcy, czy łaźni. - zaprotestowała Tantith.
- Z łaźnią nie zadziała, bo właśnie z niej wróciliśmy. - zwrócił uwagę brat Faraona.
- Ale... - zaczęła Tantith, przystawiając sobie palec do ust i uważnie patrząc na Siptaha.
- Co? - mruknął, gdy w jego głowie pojawiła się ta sama myśl. - O nie. Zapomnij. - zaparł się, widząc rosnący uśmiech kobiety.
- Co nie? - Melita nic nie rozumiejąc z ich krótkiej wymiany zdań, zrobiła kolejny krok w ich stronę.
- O tak! - wybuchając cichą radością, Tantith zwróciła się do siostry. - Twój plan może zdziałać z drobną zmianą. -
- Ja tego nie zrobię! - syknął Siptah i łapiąc ją za ramię, obrócił sobie z powrotem twarzą do siebie.
- Siedź cicho. Już zapomniałeś co ci mówiłam pierwszej nocy?! - fuknęła, skutecznie uciszając mężczyznę swoją stanowczością i bezpośredniością. - ,,Jeśli chcesz przeżyć, rób dokładnie co ci powiem, bez zadawania pytań'' - zacytowała kładąc mu swoje palce na jego ustach.
Siptah nie był osobą, która tak łatwo da się uciszyć, lecz miał coś czego Asyryjczycy nie mieli, a co Tantith skutecznie wykorzystywała na swoją korzyść. Szacunek do kobiet. Gdyby na jego miejscu był rodowity Asyryjczyk, Tantith oberwała by już nie tylko za patrzenie na równi z nim, za swoją pewność siebie, ale i za cięte słowa oraz obecny gest uciszenia mężczyzny. Z bratem Faraona mogła sobie na to pozwolić, bo wiedziała że nic jej wielkiego za to nie zrobi. On był inny, był typem faceta który dbał o kobiety, a nie stawiał je zawsze pod sobą. Tak jak się spodziewała, jedyne co dostała za swoje zachowanie, to jego zirytowane spojrzenie i odtrącenie dość delikatnie dłoni z ust.
- Powiecie mi w końcu o co wam chodzi?! Nie mamy teraz czasu na takie przepychanki. Jeśli coś może zadziałać... - Melita tracąc z każdą chwilą swoje nikłe opanowanie, coraz bardziej zaczynała panikować.
- Z tej komnaty wyjdzie służka, ale nie w towarzystwie Księcia-jeńca, ale ciebie. - zaczęła wyjaśniać. - ,,Tantith'' która jest w ciąży, coś zauważyła, więc idzie to zgłosić jej wysokości Naqi, a odprowadzać ją będzie służka, która przed chwilą tutaj weszła. W przeciwieństwie do Siptaha siostro, możesz chodzić sama lub w obstawie służek, a nie całej gwardii jak on. -
- Zaraz, mam wyjść z tobą, a jego tutaj zostawić z ciałem?! - krzyknęła Melita.
- Nie. - odparła stanowczo prawdziwa Tantith. - A kto powiedział, że wchodząca tutaj służka, musi być tą samą, która będzie stąd wychodzić? -
- Twojej siostrze chodzi o to, że mam się za nią przebrać. - mruknął Siptah, krzyżując niezadowolony swoje ręce z przodu.
- Przebrać? Za służkę? Za kobietę? - powtórzyła Melita powodując u bliźniaczki coraz to większy uśmiech, natomiast u mężczyzny, coraz to większy grymas niezadowolenia.
- Tak jest! Melita przynieś mi swoje pędzelki i resztę rzeczy wraz z tą nową peruką. Siptah włoży moją tunikę, głowę zakryje welonem, a usta arabic veil. Zostaną tylko oczy i kawałek nosa, więc trzeba troszkę je upiększyć. Nie żebyś nie był piękny, ale potrzeba tutaj troszkę delikatności kobiety. - popędzając siostrę i Siptaha, Tantith zaczęła wydawać im rozkazy na równi z rozbieraniem się.
Brat Faraona nie mając dosłownie nic do gadania i nie wiedząc na której kobiecie powinien się skupić, westchnął ciężko i schylając się złapał Shamiram za rękę.
- A co ty robisz? - zapytała Tantith, ściągając przez głowę swoja białą tunikę.
- A jak myślisz, Panno wszechwiedząca? - drażniąc się z nią, Siptah podniósł zwłoki kobiety i kierując się w stronę łóżka, położył je tam. - Kupuje nam trochę czasu. - dodał widząc wciąż pytającą minę bliźniaczki.
To miało sens. Kiedy strażnicy wejdą, pierwsze co zobaczą to kogoś w łóżku, a nie trupa na środku pokoju. Jednak na tym Książę Egiptu nie poprzestał. Ściągając swoją tunikę, naciągnął ją na ciało Shamiram tak, aby wystająca spod koca którą ją przykrył jej ręka, była częściowo ubrana w jego ubranie. Dodając do tego zasłoniętą poduszką głowę, stojący w progu strażnik na bank powinien się nabrać, że to on tu śpi.
- Skończyłeś? Bo nas czas goni! - zjawiająca się przy nim Tantith w samej bieliźnie, złapała go za rękę zaciągając do jednego ze stolików, na którym jej siostra już rozkładała przybory do zarysowania na ciemniejszy kolor konturów oczu.
Siptah stojąc spokojnie pozwolił aby obie kobiety włożyły na niego damską tunikę i okręcając jego ciało dodatkowo białym szalem z niebieskimi frędzlami sprawiły, że wyglądał jak chwilę temu Tantith. Nie zatrzymując się, Melita zabrał się do malowania mu oczu podczas, gdy jej siostra zniknęła gdzieś mu z pola widzenia.
- Zamknij oczy. - instruując co miał robić, ciężarna kobieta w kilka chwil sprawiła, że jego twarz nabrała damskiego charakteru. Sięgając jeszcze po welon i perukę, schowała pod nimi jego czarne włosy, oraz arabian veil zakrywając mu usta i policzki, białą tkaniną. - Gotowy. - oznajmiła, cofając się krok w tył i podziwiając jego metamorfozę.
Jeszcze parę miesięcy temu, gdyby ktoś mu powiedział co będzie teraz robić, to wyśmiałby go i kazał stracić za takie pomówienia. A teraz? Stoi w asyryjskiej komnacie, ubrany w damski strój służki, z kobiecym makijażem na twarzy, szykując się do improwizacyjnej ucieczki.
- Tantith, a ty? - widząc wychodzącą za parawanu kobietę, ubraną w inny kolor tuniki i z kolejną, pół przezroczystą arabian veil, brat Merenptaha obrócił się do niej. - Jak stąd wyjdziesz? -
- Zmień ton głosu. Masz mieć damski. - poprawiła go, kręcąc karcąco głową. - Wyjdę zaraz za wami. Powiem, że gdy przyszliście, sprzątałam komnatę i dopiero teraz skończyłam. - odparła wzruszając ramionami.
- I to ma zadziałać? Nie jestem co do tego przekonany. - mruknął, jednak widząc minę sióstr, powtórzył najbardziej jak umiał damskim głosem.
- Moje gratulację, w takim tempie wpadniemy zaraz za progiem. - załamała się Melita, podczas gdy jej siostra wybuchła stłumionym śmiechem.
- Inaczej nie potrafię! To nie jest takie proste jak wam się wydaje. Najlepiej, żebym nic nie mówił, bo ... -
- Mówiła! Pamiętaj o odmianie! - Melita uciszając siostrę, posłała mężczyźnie zmęczone spojrzenie.
Aż miał ochotę palnąć się w czoło. Z takimi drobnostkami na serio wpadną przy pierwszej wymianie zdań. Pozostawała jeszcze tylko kwestia jego wzrostu, bowiem był od nich wyższy i to prawie o głowę. Jedynym rozwiązaniem było zgarbić się troszkę, podczas gdy Melita będzie szła przy nim na palcach, aby jak najbardziej zniwelować ich różnice wzrostu.
- Dobra idziemy. Siptah mniejsze kroki!! - ledwo zdążył się ruszyć, obie siostry ponownie go okrzyczały.
- Nek. - przeklął, zaciskając i rozluźniając palce u rąk, chcąc w ten sposób chodź trochę rozładować zdenerwowanie.
Drobiąc swoje kroki jak najbardziej, starając się nie prostować i trzymać głowę pochyloną w dół, czyli robić dosłownie wszystko na opak co robił na co dzień, brat Faraona doszedł do progu. Wymieniając ostatnie słowa z siostrą, Melita szybko dołączyła do niego, popychając drzwi i wychodząc na korytarz. Tak jak się spodziewali wcześniej, trójka strażników wciąż stała kawałek dalej, uważnie obserwując wychodzącą parę.
- A dokąd to? - zapytał jeden, podchodząc do Asyryjki.
- Królowa Naqi'a nakazała mi, abym w razie jakiś niepokojących symptomów, odwiedziła ją niezwłocznie. - mówiąc to jak najbardziej spokojny tonem, kobieta położyła dłoń na swoim ledwo co zaokrąglonym brzuszku. - Ona będzie mi towarzyszyć. - dodała szybko, widząc jak strażnik mierzy wzrokiem stojącego za nią Siptaha ze spuszczoną głową.
- Oj kobieto, coś ci długo zeszło tam w środku. - mruknął strażnik przyprawiając Melitę i najstarszego syna Setiego II o ciary.
Przełykając ślinę i spinając swoje ramiona, zerknęła kątem oka na brata Faraona, aby się jakoś odezwał. Od tego co powie i jak to zrobi, zależeć będzie czy wpadną czy nie.
- Uznał..am, że poczekam, aby towarzyszyć konkubinie jeńca. - gryząc się w język, Książe Egiptu odegrał swoja rolę w tym improwizowanym teatrzyku.
Już dawno nie czuł takich ciar strachu na plecach, więc gdy strażnik olał go, zwracając się znów do Melity, wypuścił w środku siebie powietrze ulgi. Nabrał się.
- Moment. - szepnął mężczyzna i dając im znać aby jeszcze chwilę poczekali, oparł dłoń na drzwiach komnaty, otwierając je.
- Coś nie tak? - próbując ratować sytuację, Melita zrobiła krok w stronę stojącego w progu strażnika.
Ten jednak zaglądając do pomieszczenia, zawiesił swój wzrok na stojącym na środku komnaty stoliku i poduszkach, którymi przykryli plamę krwi na podłodze. Następnie na łóżko, w którym widać było czyjąś sylwetkę, przykrytą kocem.
- Gdzie on jest? - zapytał strażnik, odwracając kątem oka głowę w tył na parę.
- Siptah był zmęczony naszymi obchodami, więc poszedł się przespać. - zaczęła Melita, wskazując dłonią na łóżko.
Brat Faraona w tym czasie wciągnął gwałtowniej powietrze, zatrzymując je w sobie. Kiedy tylko strażnik obrócił głowę na nich, Siptah zobaczył kątem oka przebiegającą przez komnatę Tantith, która dosłownie wpadła pod łóżko, chowając się tam. Gdyby tylko strażnik obrócił z powrotem głowę, Egipcjanin nie wiedział czy zdołaliby to wytłumaczyć. Co Tantith odwalała?! Po cholerę tak ryzykuje?!
- Ej! Podnieś głowę Egipska paskudo! - strażnik kończąc rozmowę z ciężarną, ponownie zwrócił się do środka komnaty, rozkazując aby śpiący tam jeniec, dał znak że to on.
Jakie było zaskoczenie samej Melity, która nie widząc wcześniej biegu swojej siostry, zobaczyła w tym momencie jak ręka Shamiram ubrana w tunikę Siptaha, poruszyła się, naciągając tym samym na siebie bardziej koc. Gdyby w tej chwili Książe Egiptu nie szturchnął ją sandałem i oczami pokazał, aby się uspokoiła, najpewniej stała by wciąż z opadającą coraz bardziej szczęką. Łącząc fakt tego, że w komnacie została Tantith i to pewnie jej sprawka, ciężarna obróciła się na pięcie, chcąc odejść spod komnaty jak najszybciej, nim coś jeszcze się wydarzy.
- Niewychowany bydlak. - tymczasem strażnik widząc jak został olany, warknął wiązkę przekleństw, wycofując się również na korytarz. - Idziesz więc do jej wysokości Naqi? - powtórzył, widząc jak Melita ze służką, powoli stara się odejść.
- Tak. Mogę już iść, czy coś jeszcze? - zapytała z nutką irytacji w głosie, jakby to wszystko ją denerwowało i wcale nie dostawała z Siptahem tutaj zawału.
- Ty! Pójdziesz z nią. - odwracając się do swoich dwóch towarzyszy, wskazał ręką na jednego z nich, którego przekupiła Tantith i który przylazł tutaj za nią, jakby jej na złość.
- Nie potrzebuję obstawy. - powiedziała, próbując ratować ich od scenariusza, przed którym starali się od początku uciec. - Trafię sama. -
- Więc nie będę ci przeszkadzał. To w trosce o twoje bezpieczeństwo. - nie dając za wygraną, mruknął nowy strażnik, stając krok od Siptaha i cynicznie uśmiechając się w jego kierunku.
Przez tę huśtawkę emocji, brat Merenptaha myślał, że zaraz zwariuje. Zwłoki, bliźniaczki, improwizacja i strojenie, wpadki z zachowywaniem się jak kobieta i opieprzem sióstr, strażnik zaglądający do środka i Tantith, która ich uratowała. A teraz jeszcze ten ogon!
Niestety nie wszystko szło tak jak zakładali, ponieważ przez ingerencję w ruch ręki Shamiram, plan ucieczki Tantith był spalony. Przecież nie może teraz nagle wyjść z komnaty i powiedzieć, że była tam cały czas sprzątając. Mimo, że była mu obca, Siptah ku swojemu zaskoczeniu zaczął się o nią bać tak bardzo, że najchętniej wróciłby tam i pomógł jakoś jej uciec.
- Stawiasz za duże kroki. - szepnęła po pewnej chwili najciszej jak umiała Melita, trącając go lekko w rękę i patrząc kątem oka, na idącego pięć kroków za nimi strażnika.
Słuchając kolejnej z uwag Siptah zaczął stawiać je coraz mniejsze. Nic nie mógł poradzić na to, że taki chód tylko mu utrudniał poruszanie się, przez co nieświadomie wracał do swojego męskiego. Zawsze stawiał duże i pewne kroki, a nie malutkie jak gęś. Tego wymagało od niego wychowanie i przede wszystkim nauki Faraońskie.
Zalewające go wspomnienia o swojej przeszłości i bracie, uderzyły w niego prawdziwą falą adrenaliny. Co on wyprawia? To on tutaj jest mężczyzną, więc czemu pozwala na ratowanie sobie tyłka przez kobiety, które sam powinien ochraniać. Przypominając sobie bezradność, kiedy po ataku Amenmesse trzymał w ramionach płaczącą Takhat, aby chwilę potem dać sobie ją odebrać, czy całe trzy dni, kiedy zamknięty w lochach nie był w stanie ochraniać jej i Hekenuhedjet sprawiły, że zacisnął zęby ze złości. Nie! Nie zostawi tak Tantith! Dość tego!
- Udaj, że boli cię brzuch. - szepnął przez zęby do Melity.
- Co? - wyjąkała zaskoczona i ewidentnie zestresowana jego wkurzoną aurą.
- Rób co mówię! - syknął, zerkając na nią tak lodowatym spojrzeniem, że kobieta mimowolnie pisnęła.
Skoro już się odezwała, nie miała wyboru i musiała pociągnąć to dalej. Odsuwając się krok od brata Faraona i podchodząc pod ścianę korytarza, złapała się teatralnie za brzuch, wołając.
- Ała, boli.... -
Grając wciąż kobietę, Siptah znalazł się przy niej, pytając wysokim i zmartwionym tonem głosu co się dzieje.
- Oj, co wy wyprawiacie?! - dochodzący do nich szybko strażnik, stanął nad nimi jak kat.
- Ona ma skurcze, nie może iść dalej... ja nie wiem co robić... mówiła już w komnacie, że źle się czuła... co robić... ? - udając panikę, Siptah starał się nie podnosić oczu na mężczyznę, patrząc cały czas na Melitę, aby grała dalej.
- Baby! - warknął strażnik, wypuszczając poirytowany powietrze. - Dlatego bez nas mężczyzn jesteście całkowicie bezradne. - dodał, prostując się dumnie.
- Błagam, weźmiesz ją na ręce?! Ona nie może już iść. - nie dając za wygraną, Siptah odwrócił się przodem do strażnika, kłaniając się w pół.
- Pokaże wam co to znaczy być mężczyzną! - prychnął i kucając, aby podnieść spanikowaną Melitę nie wiedzącą co brat Faraona próbował osiągnąć, już wkładał rękę pod jej nogi, gdy cofający się cały czas za niego Siptah, zdjął swój welon i zarzucając go na szyję strażnika, zaczął go dusić. - Co ty kurwo odwalasz?! - próbował krzyknąć, dusząc się.
Siptah nic nie mówiąc, kopnął strażnika w nogę, aby ten nie zdążył się podnieść i żeby upadł na kolana. Ściskając z całych sił materiał wokół jego szyi, starał się nie dać wywalić, przez szarpanie ze strony Asyryjczyka. Niestety przez cały pobyt tutaj był tak bardzo wykończony, że uduszenie człowieka w kilka chwil, do którego był zdolny będąc jeszcze w Egipcie, teraz było czymś niewykonalnym.
Stojąca pod ścianą, cała blada Melita widząc jak Siptah miał za mało siły na dokończenie ataku i jak zaraz zostanie przeważony przez Asyryjczyka, niewiele myśląc skoczyła do niego. Łapiąc za jeden z końców welonu, naciągnęła go z całej siły, pomagając tym samym bratu Faraona udusić strażnika.
Nabierając coraz szybciej powietrza, najstarszy syn Setiego II upewniwszy się, że człowiek nie żył, puścił materiał pozwalając ciału upaść na podłogę.
- Dzięki. - wyszeptał, kierując swoje słowa do Melity, która wciąż blada, odsunęła się krok w tył.
Próbując uspokoić swój oddech po wysiłku, Książę Egiptu zasłonił ponownie swoją głowę pomiętym welonem, cały czas nie spuszczając wzroku z kobiety. Pamiętając jak przeraził ją widok zwłok w komnacie, domyślił się że musiała działać teraz pod wpływem adrenaliny, która gdy ustąpi kompletnie ją unieruchomi. Dlatego nie tracąc czasu, schylił się do zwłok strażnika i przeciągając je za jedną z wielkich donic z roślinnością, ukrył dowód popełnionej zbrodni. Nim jednak odszedł od nich, przeszukał go dokładnie zabierając Asyryjczykowi dwa krótki sztylety.
- Melita posłuchaj mnie uważnie i postaraj się nie panikować. - zaczął, prostując się i chowając broń pod szalem z niebieskimi frędzlami, którym był owinięty. - Wróć na korytarz i powiedz, że strażnik z którym szliśmy musiał cię zostawić, więc wróciłaś po kolejnego, bo ten ci tak kazał. Bezpieczeństwo dziecka jest najważniejsze. -
- Co?! - krzyknęła prawie Melita, zakrywając sobie usta dłonią.
- Rób co mówię! - syknął Siptah, ciągnąc ciężarną w stronę z której przyszli. - Tantith jest spalona, a ja jej tak nie zostawię. - dodał, widząc spanikowany zupełnie wzrok kobiety.
- Ich też zabijesz? - wyszeptała z zaciśniętymi zębami.
- Nie mam wyboru. Przep... -
- Nie przepraszaj. Gdybym miała więcej siły i nie była w ciąży, sama bym ich wszystkich zabiła. Nie żal mi ich. - wyznała, co bardzo zaszokowało Siptaha.
Pierwszy raz słyszał, aby jakiś Asyryjczyk wypowiadał się w ten sposób o swoich rodakach. Kolejna tajemnica, o którą będzie musiał się wypytać bliźniaczek, bo nie sądził, żeby było to tylko spowodowane przez ostatnie rozkazy Asarhaddona.
- Gotowa? - zapytał cicho, wychylając się lekko za ściany i sprawdzając, czy dwójka strażników wciąż tam stoi.
- Tak. - wyszeptała Melita i działając pod wpływem resztek adrenaliny, wyszła na środek korytarza, zwracając od razu na siebie uwagę.
Tymczasem czekając zaraz za zakrętem Siptah poprawił w dłoniach dwa sztylety. Nie mógł spudłować, ponieważ jeśli to zrobi zabije siebie, Melitę, jej dziecko i Tantith. Miał tylko jedną szansę i zamierzał wykorzystać ją najbardziej jak się da.
Zgodnie z jego planem, jeden ze strażników ruszył do stojącej zaraz przy ścianie ciężarnej, nic nie przeczuwając o czającym się zaraz za nią śmiertelnym drapieżniku.
- Baby, wieczne z wami problemy. - wysłuchawszy Melity, idący do niej strażnik prychnął pogardliwie, gdy kątem oka dostrzegł jakiś metaliczny blask.
Zanim zdążył zareagować, brat Faraona sprawnym ruchem podciął mu gardło jednym sztyletem, a drugim rzucając przed siebie, trafił prosto w głowę drugiego strażnika.
Bogowie mieli go chyba w opiece, bo inaczej nie można było nazwać tego, że oba zabójstwa przeszły praktycznie bez krzyku.
- Melita leć po siostrę! Szybko! - zawołał szeptem Siptah, popychając do przodu zesztywniałą kobietę. - Uciekamy stąd razem, zanim ktoś się napatoczy! - dodał, przeciągając zwłoki pod drzwi ich komnaty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro