Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

በበበ Mój Lotos

- Pamiętasz jak ci mówiłem, że kiedy wygrałem z nim w Senet przy rodzicach, osłupiał? - szepnął Merenptah, chichrając się w najlepsze.

- Tak, pamiętam. Powiedziałam wtedy, że chciałabym zobaczyć jego minę. - odparła Takhat, kryjąc swoje rozbawienie całą sytuacją.

- Więc, miał właśnie taką miną. - zaśmiał się na całego, wskazując na zdezorientowanego, osłupionego i w totalnym szoku brata.

- Wielka Małżonka Królewska.... małżeństwo.... teraz? - wydukał, stojąc wciąż w progu komnaty.

- Hahaha, miałeś rację! - zawtórowała mu dziewczyna, ignorując narastający szok brata Faraona. - Wybacz Siptah, ale nie mogę zachować poważnej miny. - dodała, patrząc ukradkiem na niego.

Nic już nie dodając, młodszy syn Setiego II zaszedł swoją nową żonę od tyłu i pozwolił, aby oparła się plecami o jego klatkę. Jednocześnie schylił głowę i zaciągnął się jej zapachem.

- Cóż mogę ci powiedzieć... - Siptah rozłożył szeroko ręce. - Gratuluję! Obyście razem wiedli szczęśliwe życie i niczego w nim wam nie brakowało. Niech wam Bogowie błogosławią. - zawołał radośnie, uśmiechając się szeroko do obojga.

- Dziękujemy. - odpowiedzieli, patrząc sobie w oczy.

- Cały ty. Nie ma mnie w pałacu parę minut, no może godzinkę, a tu takie nowiny. - zaśmiał się. - A teraz na poważnie. Takhat... - mówiąc to i poważniejąc, Książę zaczął śledząc wzrokiem pociętą skórę dziewczyny i jej zniszczone włosy.

Ona jednak na jego wzrok pokręciła tylko głową, uśmiechając się czule i mówiąc, że nic jej nie jest i aby się nie martwił.

- Co ze szpiegami w mieście? - mruknął Merenptah, chcąc zmienić temat.

- Obaj zabici. - prychnął.

- Neferthenut uciekła. A raczej ktoś ją stąd zabrał. - poinformował Faraon, siadając ze swoim Lotosem na skraju łóżka.

- Co?! - krzyknęła wraz z jego bratem.

- Poszedłem do niej, ale jedyne co zastałem, to ciała strażników i pustą cele. - burknął. - Szlag by to, mogłem kazać ją zabić jeszcze wczorajszej nocy. Wtedy obie siostrzyczki by nie żyły, Mój kochany blask, nie musiałby tak cierpieć, nie straciłaby swoich cudownych włosów, nie zagrozili byśmy dziecku i wszystko potoczyłoby się inaczej. -

- Merenptah, nie mogłeś tego przewidzieć. - szepnęła, gładząc go po policzku. - Co nie zmienia faktu, że mówiłam ci, byś ją wyrzucił. - dodała tak, by tego już nie usłyszał.

- Nie chcę wam psuć humoru, ale wpadłem na dość sporą grupkę żołnierzy, prawie odział, wśród których były trzy zakapturzone postacie. Jedną z nich była Gautseshen, więc niestety ona wciąż żyje. - wtrącił Siptah.

- Żartujesz sobie teraz? - krzyknął Faraon. - Ilu żołnierzy?!-

- Gautseshen żyje? Przecież Iumer znalazł ją zabitą w łazience?! -

- Możecie nie oboje naraz? - zawołał Książę. - Wiem, że mnożą się nam problemy jeszcze szybciej niż wcześniej, ale jak będziemy tak skakać z jednego na drugi, to się pogubimy. -

- Dobra, moment. Neferthenut i Gautseshen. Obie żyją. Obie znikły z ludźmi którzy nas zdradzili. -

- Obaj szpiedzy nie żyją. Obszukałem ich w drodze powrotnej, ale nic nie znalazłem. Ponadto grupka prawie 50 osób, którą spotkałem uciekła, lecz aby mogli to zrobić, 19 osób oddzieliło się od niej i zagrodziło nam drogę. Własnoręcznie zabiłem jedenastu z nich. - dodał Siptah.

- W pałacu zaatakowała mnie też straż. Dwadzieścia jeden osób, z czego zabiłem szesnastkę sam. -

Oboje w skupieniu patrzyli się na siebie, jak małe dzieci przechwalając się który zabił więcej.

- Czy możecie łaskawie, odpuścić mi słuchania tego? Możecie się skupić, a nie bawić się który więcej zabił?! - stwierdziła Takhat, masując sobie skronie.

- Co nie zmienia faktu, że zabiłem o 5 osób więcej niż ty. - kontynuował Merenptah, zadzierając głowę w górę.

- Tyle, że jakby na to nie patrzeć, to ja jestem cały, a ty dałeś się zranić w ramię. - parsknął Siptah, uśmiechając się złośliwie i wskazując na zabandażowane miejsce oraz ubranie brata, ubrudzone miejscami krwią.

- Oboje natychmiast przestańcie!!! - krzyknęła brunetka, przez co Faraon siedzący obok niej złapał się za ucho. - Nie mam do was cierpliwości. - westchnęła.

- Tak dla sprostowania... - szepnął.

- Dobra, odpuść. - mruknął starszy z braci, wskazując oczami na dziewczynę, która wpatrywała się w ich obu, wzrokiem rozjuszonej kobry.

- Dla sprostowania, to nie od żołnierzy zostałem ranny, tylko przez tego skurwysyna, który zaatakował Takhat. Mężczyzny ze zniszczonym kolczykiem z białego złota. - dokończył Merenptah.

- Co? Spotkałeś go? - zawołał Książę, spinając z nerwów odruchowo ramiona.

- Taa, spotkałem... - mruknął od niechcenia młodszy syn Setiego II, aby zaraz dodać krzykiem.- Rzucił się na mnie! Gdyby nie mój Lotos, który wybiegł za mną na korytarz i krzyknął, oberwałbym jego Khopeshem po plecach. Menda jedna zaszła mnie od tyłu. -

- Walczyłeś z nim?! - Siptah poderwał się z krzesła, na który przed chwilą usiadł, a widząc jak brat kiwa głową dodał. - Tylko mi nie mów, że przegrałeś! -

- Uciekł. Nie przegrałem. - oburzył się.

- Więc skąd ta mina? -

- Bo dotrzymywał mi zupełnie kroku i szczerze mówią, gdybyśmy walczyli dalej, możliwe, że bym przegrał do Apophisa!! - zawołał, opadając plecami na łóżko. - Cholera jedna, sparowywał każdy mój ruch! Zupełnie jakby... - urwał.

- Zupełnie jakby? Jakby co? - ciągnął dalej Książę.

- Jakby uczył się od dziecka, jak walczyć, aby trafiać zawsze w słabe punkty przeciwnika. - wyznał.

- Ale przecież ty jesteś szybki jak wiatr w czasie burzy! Nie wspominając o tym, że również nieprzewidywalny! Jakim cudem nadążał za tobą?! Nawet gdyby to była prawda, musiałby nie tylko reagować na twoje ruchy, ale także zdążyć przygotować kontratak! - zawołał Siptah.

Podniesiony ton głosu brata Faraona ujawniał jego zdenerwowanie. Teraz to do niego dotarło. Gdyby tamtego dnia, kiedy biegł do Takhat, którą trzymał ten mężczyzna on sam nie uciekł, lecz stanął do walki to nawet, gdyby Siptah miał przy sobie swój Khopesh (którego wtedy nie miał), zostałby zabity. Skoro Merenptah miał z nim problemy i właśnie przyznał o jego sile i tym, że mógłby przegrać, to jego starszy brat tym bardziej nie miałby szans. 

To nie tak, że nie potrafi walczyć, bo był w świetnej formie jednak, gdy Faraon szedł na całość, nikt nie był w stanie nadążyć za jego prędkością i zawsze z nim przegrywa. Gdyby też poszedł na całość w dniu, kiedy się na niego rzucił, gdy się dowiedział o tym, że współżył z jego ukochaną, również by go zabił. Szczęście w nieszczęściu, tamtego dnia ograniczył się i nie pokazał szczytu swoich umiejętności. Jednak jeśli na tym mężczyźnie prędkość Merenptaha nie zrobiła wrażenia, to było źle. Bardzo źle. Jeszcze nigdy nie spotkali się z takim przeciwnikiem. Faraon nigdy nie miał sobie równych w uczciwej walce, mimo to nawet Siptah (jak i Takhat) wiedział, że kiedyś to się musi stać i trafi na kogoś z kim przegra.

- A gdyby znał twój styl? - rzuciła pomysł brunetka, przebierając nerwowo palcami.

- Jakim cudem? - zapytali oboje. - Przecież tego uczą się tylko Książęta Egipscy? -

- Tak pomyślałam... - odparła niemrawo. - Wspominałeś mi kiedyś, że przed wypadkiem na Nilu, spotkaliście konkubinę waszego ojca w ciąży. Potem nic mi już nie wspominałeś, co się stało z nią i jej dzieckiem. -

Bracia spojrzeli po sobie jakby zastanawiając się który powinien odpowiedzieć, aż w końcu nie mogąc znieść tej ciszy, Merenptah zabrał głos.

- Kiedy była już w zaawansowanej ciąży, doszło do komplikacji. Kapłanki próbowały w świątyni odebrać poród, ale z tego co podsłuchaliśmy później u ojca, było zbyt wcześnie i dziecko źle się ułożyło. Oboje umarli. - wyszeptał, podnosząc się.

- Hathor... Mam nadzieję, że przynajmniej w krainie Ozyrysa zaznają spokoju. - wyszeptała Takhat, zakrywając sobie wcześniej na te wieści ręką usta z przerażenia.

- Nasz ojciec, był wtedy zapracowany. Chodzi mi tutaj o klątwę Merenptaha. Próbował wszystkiego co tylko się dało, dlatego ich pochówek był dość szybki. Tak naprawdę jedyne co udało nam się zobaczyć jako dzieciom były dwie mumie i krzyki dżeret [80]. Po tym, nastąpił okres żałoby. Gdy się skończył, ataki mojego brata się nasiliły. Było coraz ciężej. - westchnął Siptah, ciężko wypuszczając powietrze. - Wybacz, ale oboje nie chcemy o tym gadać. -

- Przepraszam. - szepnęła Takhat, spuszczając głowę w dół na swoje uda.

- Ahmose. Ten mężczyzna przedstawił się jako Ahmose. - Faraon zmienił szybko temat. - Mówi ci to coś? Bo mi nie. -

- Też nic. - odparł po zastanowieniu się Książę.

- Nek. Działa mi koleś na nerwy. -

- Wracając jednak do Gautseshen, bo to sprawa z którą możemy coś podziałać. - mruknął starszy z braci. - Podobno to Iumer pierwszy znalazł ją w łazience. -

- Tak. - kiwnął głową Faraon. - Ale nasz Wezyr, to ostatnia osoba, którą podejrzewałbym o zdradę. - dodał, widząc poważny wzrok brata.

- Po tym, jak Tsillah przybiegła do Samuta aby mnie ostrzec, a tym kiedy wpadł do mnie i odciągnął tę zdzirę, minęła dosłownie chwila. Iumer mógł się tylko pobieżnie przyjrzeć Gautseshen i pobiec do mnie. - głos zabrała Takhat. - A przynajmniej mam taką nadzieję. - dodała.

- Też mam taką nadzieję, bo on jest w pałacu bardzo długo. Służył jeszcze naszemu ojcu. Mam do niego naprawdę duże zaufanie. - powtórzył się młodszy z synów Setiego II.

Cisza zapadła w komnacie. Nikt nie śmiał odezwać się ani słowem, bo i tak nie miał nic do powiedzenia. Szpiedzy nie żyli, zdrajcy uciekli. Zostali tylko ci, którzy byli wierni Faraonowi. A przynajmniej w trójkę chcieli tak myśleć.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

Reszta dnia upłynęła dość spokojnie, patrząc na krwawy poranek. Zgodnie z umową, Merenptah nie odstępował swojej żony na krok. Kiedy wybiła pora posiłku dziewczyna mówiąc o nim Faraonowi, zeszła na dół do głównej sali. Potrzebowała poplotkować z Hekenuhedjet i innymi kobietami, a on musiał pogadać z przybyłym strażnikiem, który został wysłany w pościg za zdrajcami. Takhat obiecała Faraonowi, że będzie trzymać Samuta blisko siebie i po obiedzie zajrzy do niego. Musiała iść zwłaszcza po tym, jak pewnie Tsillah wszystkich nastraszyła swoimi opowieściami.

Drugą sprawą były też jej włosy. Niestety po całej tej szarpaninie z Neferthenut, wyglądały gorzej niż szczotka do zamiatania podłogi. Nie mając innego wyboru z uwagi na to, że nie będzie przecież chodzić w tak pociętych i poszarpanych włosach, zdecydowała się na poważny krok. Z wielkim bólem w sercu poprosiła Merenptaha, aby pomógł jej zgolić głowę i wybrać perukę. Faraon z początku nie zgadzał się z tym, próbując wpłynąć na jej decyzję. Przecież zapuszczała włosy od dziecka i tak bardzo dbała o nie, aby nie zalęgły się w nich pchły, które były zmorą każdej Egipcjanki. Takhat jednak mówiąc mu, że to tylko włosy i jej też jest przykro, jednak jako nowa Wielka Małżonka Królewska, musi godnie wyglądać, przekonała koniec końców obydwu braci. Tym sposobem, nim dziewczyna opuściła komnatę władcy, sprowadzono pełniącego rolę pałacowego fryzjera i ogolono brunetce dokładnie i ostrożnie głowę. W międzyczasie Faraon podarował swojej żonie nowiutką perukę, której włosy były zaplecione w same warkoczyki, spięte na dole złotymi ozdobami. Oprócz nich peruka posiadała złotą opaskę nad czołem, wiązaną czerwoną wstążką. Całość wieńczył mały tunelik przez czubek głowy, w który Merenptah włożył świeży kwiat niebieskiego Lotosu [81], symbol samej Bogini Hathor.

Kończąc się malować, Takhat sięgnęła po lusterko, oglądając swoją nową fryzurę. Akurat, kiedy to robiła, Merenptah zaszedł ją od tyłu, zapinając na jej szyi dość spory złoty Usech [82]. Po raz kolejny mimo kłótni o zbyt duże ozdoby, kobieta w końcu przyjęła prezent.

- Znając Tsillah... nie, znając Wezyra Północy, pewnie już cały harem wie, że jestem w ciąży. - mruknęła, dochodząc do sali haremowej.

- W razie czego, każę trzymać im się na dystans, moja Pani. - szepnął Samut idący za nią od komnaty Faraona.

- Ech... Gdyby to było takie proste. - westchnęła, masując skronie.

Stała tak jeszcze chwilę, uspokajając oddech po czym skinęła ręką na strażnika i weszła do sali. Kiedy tylko pierwsze oczy kobiet zobaczyły ją, zaczęły trącać się łokciami i szeptać. Wkrótce wzrok każdej spoczął na idącej niepewnym krokiem Takhat. Chwiejąc się na nogach ze zdenerwowania, ugryzła się w język i wbiła paznokcie w skórę. Rozglądając się na boki, zobaczyła jak każda osoba którą mijała, kłania głowę. Zdezorientowana ukochana władcy na początku też witała się skinieniem czoła, ale w połowie drogi poczuła wręcz przerażenie.

- O co wszystkim chodzi? - szepnęła cicho, gdy doszła do krzeseł i poduszek, na których zawsze siedziała z Hekenuhedjet i innymi konkubinami.

Pomimo tego, że próbowała zapytać się cichutko, przez ogólną upiorną ciszę jej głos dotarł do wszystkich nawet tych na końcu sali.

- Znowu jesteście razem! - zawołała radośnie konkubina Księcia, nie mogąc już ewidentnie dusić tego w sobie. - Tsillah nam już powiedziała. - dodała patrząc na speszoną dziewczynę.

- Takhat, ja ... ja nie mogłam się powstrzymać. Przepraszam cię. - pisnęła, chowając twarz za rękami.

Kobieta o bursztynowych oczach omiotła wzrokiem salę, a widząc jak wszystkie kobiety podeszły bliżej i z zaciekawieniem wpatrywały się w ciszy w każdy jej gest, opadła ciężko na poduszki, siadając na swoim miejscu.

- Aaa... nie przepraszaj, nie masz za co. - westchnęła ciężko Takhat, po czym oparła twarz na rękach jakby miała dość wszystkiego. - Jeśli ty byś nic nie powiedziała, Iumer by się wygadał o Faraonie i dziecku, więc tak czy siak... - westchnęła teatralnie.

- Yyy... Takhat... - przerwała jej Tsillah.

- Hmm? - mruknęła, kierując wzrok na dziewczynę z jasną karnacją i niebieskimi kolczykami.

- Po twoim wyjściu, uznaliśmy oboje z Wezyrem, że żadne z nas tego nie powie, bo to twoja prywatna sprawa. - mówiąc to, kobieta uciekła wzrokiem od ciężarnej.

- Czekaj, co nie powiesz? Co nie powiecie? - podnosząc brodę z ręki, Takhat zaczęła wiercąc dziurę w czole Tsillah.

- Że jesteś w ciąży. Powiedziałam tylko, że oboje z Faraonem wróciliście do siebie. -

Takhat odwróciła głowę w kierunku gdzie siedziała Hekenuhedjet i oprócz niej samej, zobaczyła opadniętą szczękę u Semat i Meketaten. Także pozostałe dziewczyny siedziały z wielkimi oczami wpatrzonymi w nią jak w Boginię.

- Tsillah? Nie powiedziałaś im, że jestem w ciąży?! - zawołała prawie krzycząc, a widząc spanikowane kiwanie głową dziewczyny, strzeliła sobie w myślach ręka w czoło, śmiejąc się potem nerwowo i patrząc na mijając pierwszy szok wszystkich.

- O matulu! - o dziwo pierwsza krzyknęła Meketaten i przyczołgując się bliżej Takhat, objęła ją za szyję wołając radośnie. - Takhat! Będziesz mamą! -

- Na to wygląda... - odpowiedziała niepewnie, próbując nie dać się udusić przyjaciółce.

W niedługiej chwili potem, pozostałe kobiety zaczęły się przepychać, aby objąć ją, a te które nie mogły ze względu na swoja pozycję w hierarchii, prosiły żeby pokazała im brzuszek. Takhat rumieniąc się i śmiejąc ze szczęścia, podciągnęła sukienkę (również nową, którą dostała od Merenptaha, gdy wychodziła z jego komnaty) i odsłoniła swój ledwo widoczny brzuszek. Mimo, że pod ubraniem kompletnie nie było go widać, to gdy odsłoniło się tkaninę ukazując gołą skórę, widać już było delikatne zaokrąglenie.

- Och, sama bym cię uściskała, ale jak nie będę pilnować swoich pociech, to znów zaczną łobuzować. - westchnęła Hekenuhedjet patrząc na niemowlaki. - O ile Amenemhat leży spokojnie sam i bawi się tą samą zabawką od paru dni, o tyle Mentuhotep wdał się w swojego wujka Farona i tak samo jak on, ma nadmiar energii. - dodała, trzymając zaciekawionego syna na rękach.

- Nie szkodzi Hekenuhedjet. - zawołała Takhat. - Kiedy pójdą spać, będziesz miała do dyspozycji mój brzuszek i przytulanie mnie ile będziesz chciała. - zaśmiała się na co zawtórowały wszystkie zebrane dziewczyny.

- Tak się cieszę, będziesz mamą dziecka Faraona! - pisnęła jedna z dziewczyn.

Gdy Takhat usłyszała to jedno zdanie wśród wielu wypowiedzianych w tym momencie, posmutniała.

- Takhat? Co się stało? Źle się czujesz? Wszystko w porządku? - zawołała Meketaten i Semat, odganiając rękami kobiety, aby zrobiły więcej miejsca przy ciężarnej.

Panie nie będące konkubinami, posłusznie odsunęły się milknąc. Zapadła znów cisza, którą przerywało ciche łykanie śliny przez Takhat.

𓅃

- Współczuję jej. - szepnął do siebie Iumer stojąc przy wejściu do sali, opierając się o ścianę i patrząc na zebrany tłum kobiet przy Takhat.

Mimo, że nie słyszał rozmowy, ta nagła cisza i smutna mina głównej konkubiny Faraona oznaczała tylko jedno. Właśnie teraz mówi im, że nie ma pojęcia z kim jest w ciąży. Nie wie czy urodzi kolejną pociechę Księciu, czy może pierwsze dziecko Faraona.

- Tego nikt nie wie. - skomentował ktoś za plecami Wezyra, który momentalnie podskoczył w miejscu ze strachu jednak, kiedy zobaczył stojącego zaraz obok niego Faraona, szybko pochylił głowę i zawołał.

- Fara... -

- Cii! - uciszył go Merenptah gestem ręki dając znać, aby nie zwracał uwagi na nich.

- Faraonie. - dokończył szeptając najciszej jak umiał.

- Nikt nie wie, czyje dziecko nosi Takhat pod sercem, lecz nie powinniśmy o tym teraz rozprawiać, a zwłaszcza przy niej. Najważniejsze, aby urodziło się zdrowe. Nie ukrywam, ta wiadomość ucieszyła mnie ale i jednocześnie zabolała. Jeśli mój brat jest ojcem, to to będzie największy cios jaki dostałem od losu. - westchnął, zamykając oczy i czochrając się po głowie.

- Wybacz o wielkie wcielenie Horusa, ale nie potrafię znaleźć słów by cię pocieszyć. -

- Nie szkodzi. W porządku. Muszę być silny. Nie tylko dla siebie, dla kraju, dla poddanych, ale również dla niej. Nie mogę okazać przed nią tego. Nie mogę sprawić by czuła się winna. Cała nasza trójka zawiniła, a wypominając jej to, tylko ją bym karał. Zresztą to temat tabu. Zakazuję wspominać o tym do porodu. A potem, zobaczymy. - mruknął Faraon posyłając Wezyrowi wściekłe spojrzenie.

- Naturalnie. Wedle rozkazu. Zajmę się wszystkim. - skłonił się, cofając w tył.

- Iumer. Jeszcze jedno. -

- Tak? - zapytał, zatrzymując się.

- Gautseshen. Podobno to ty znalazłeś jej ciało. -

- Nie do końca. Kiedy stałem z jedną z kobiet niedaleko łazienki, usłyszałem krzyki. Gdy wszedłem do łazienki, wszystkie zebrane tam dziewczyny stały przy jednym ze zbiorniczków na brzegu którym, na plecach, z ręką w wodzie leżała Gautseshen. Miała podcięte gardło, całe zakrwawione z widoczną ciemno czerwoną kreską na całej szerokości szyi. Krew zalała posadzkę pod nią oraz całą jej rękę która leżała w basenie. Zdążyła się już przedostać tam, więc woda przybrała kolor wina. -

- Sprawdziłeś czy oddychała? - zapytał Merenptah.

Iumer w tym momencie przygryzł wargę, uciekając wzrokiem.

- Sprawdziłeś? - syknął tym razem Faraon.

- Wybacz Faraonie, ale usłyszałem wtedy od Meketaten, że twoja główna konkubina zaledwie parę minut temu była w łazience. Nie mogłem jej znaleźć wzrokiem, dlatego kazałem straży wyprowadzić wszystkie kobiety i nikogo nie wpuszczać do łazienki. Sam udałem się do twojej głównej konkubiny. Co się dalej wydarzyło, pewnie już wiesz. -

- Wiem. - odparł. - A tak przy okazji, Takhat od dziś nie jest moją główną konkubiną, tylko żoną. - dodał patrząc na mężczyznę, czując jednocześnie i wierząc jeszcze bardziej w jego niewinność.

- Wielka Małżonka Królewską?! - Iumer o mało nie krzyknął na głos, zasłaniając sobie usta rękami.

- Czyli wśród straży która pilnowała ciała Gautseshen, był zdrajca. - Merenptah wracając do tematu, obrócił wzrok na swój ukochaną.

- Nie rozumiem? Yyy... zdrajca? Yyy... - dukał Wezyr.

- Gautseshen jest zdrajczynią, która wraz z Neferthenut czyhała na moją głowę. Mój brat widział ją. Gautseshen żyje, a ja mam ochotę, obu siostrom skręcić kark. - warknął i wzruszając ramionami na przerażony wzrok mężczyzny, zrobił przy tym krok do przodu.

- Ż...żyje? - wyjąkał. - Anubisie. - złapał się za głowę, śledząc z przerażeniem sylwetkę Takhat.

- Każ przygotować obiad. Chyba skończyły gadać. - szepnął w tym czasie młodszy syn Setiego II, wskazując brodą przed siebie.

Na twarzy Takhat zagościł ponownie uśmiech. Wesoło rozmawiała z wszystkimi, przyjmując życzenia i uściski oraz pozwalała oglądać swoją nowa perukę i Usech, które każda z kobiet śledziła cały czas wzrokiem. Tak jak lotos, tak Takhat teraz w ich oczach przeszła swego rodzaju odrodzenie, stając się jeszcze piękniejszą kobietą.

- Jak rozkażesz, zaraz każę podać obiad. Faraonie, czy dziś podać go dla ciebie w ogrodzie? Mimo, że jest upalnie, pogoda dopisuje i... -

- Dziś zjem tutaj. - Merenptah wszedł w zdanie Wezyra.

- Tutaj? - zapytał zaskoczony.

- Tutaj. - odparł, ruszając w kierunku krzeseł i poduszek, przy których tłoczyły się wszystkie kobiety.

𓅃

- Hahaha, obyś miała rację. - zaśmiała się ponownie Takhat, patrząc na Meketaten.

- Tak czuję w kościach. Nawet teraz widzę taką malutką dziewczynkę, która biega sobie po korytarzach, a za nią cały tabun służących. - rozmarzyła się kobieta z krótką peruką do ucha, robiąc przy tym takie miny, że rozśmieszyła wszystkich.

- Ja tam myślę, że jednak będzie to chłopiec. - wtrąciła Semat.

- A czemu? - zapytała z ciekawości Takhat.

- Będzie mógł bawić się z dziećmi Hekenuhedjet. A dziewczynka sama wiesz. Nie może. -

- Hej, powiedz, a myślałaś już nad imieniem? - wtrąciła Khenthap, nalewając sobie kolejny raz piwa do kubka i pijąc próbowała zagłuszyć burczenie w brzuchu.

- Imieniem? W sumie to mam imię dla dziewczynki. - szepnęła ciężarna, kładąc sobie rękę na brzuszku.

- Jakie?! - zawołały wszystkie kobiety siedzące dookoła niej i tworząc swego rodzaju wianuszek wokół jej ciała.

Takhat już otworzyła buzię, gdy poczuła jak czyjaś dłoń wsunęła się pod jej lewe ramię, po czym spoczęła na jej prawej dłoni na brzuszku. Zaskoczona obróciła głowę w bok, akurat załączając swoje usta w pocałunku z ustami Faraona, który pojawił się przy niej dosłownie znikąd.

- Merenptah? - pisnęła mu w usta z zaskoczenia.

- Faronie! - wszystkie siedzące kobiety niczym jedna fala zerwały się z miejsc, odskakując jak oparzone w bok i kłaniając się w pasie. Nawet konkubiny Meketaten i Semat wstały spuszczając głowy w dół. Hekenuhedjet natomiast trzymając Mentuhotepa na rękach, kiwnęła tylko głową.

- Jak się mają moje najukochańsze piękności? - szepnął czule, odrywając usta od ust ukochanej i spuszczając wzrok na jej brzuszek.

- Hehe, dobrze. Przecież nie widzieliśmy się tylko kilka minut. - zaśmiała się.

- Tak, ale przez te kilka minut, zdążyłem się stęsknić za moją żoną. - mówiąc to na głos, Faraon usiadł przodem do boku Takhat i z czułością pocałował ją w czoło, a potem schylając się w jej brzuszek.

- Faraonie... - szepnęła, czując napływ rumieńców. - Wszyscy się na nas patrzą. -

- I co z tego? - zaśmiał się prostując. - Usiądźcie. Przecież nie będziecie tak stały cały obiad. - mruknął, uśmiechając się do swoich konkubin.

- Obiad? Zostaniesz na obiedzie? - zawołał Wielka Małżonka Królewska, dostając w odpowiedzi kiwanie głową męża.

- Faraonie? - wysłowiła się niepewnie Hekenuhedjet.

- O co chodzi? - zapytał, podnosząc wzrok na nią.

Żadna z kobiet nawet nie drgnęła, patrząc raz na matkę synów Księcia, raz na byłą już główną konkubinę władcy, a na końcu na niego samego.

- Czy Faraon właśnie nazwał Takhat swoją ... - kontynuowała, nie mogąc wyjść z szoku.

- Żoną? Tak. Takhat od dziś dostała tytuł ,,ḥmt nswt wrt'' [83]. Umowa została już spisana. Prawda? - zapytał, puszczając oko do dziewczyny.

- Nie zdążyłam im jeszcze o tym powiedzieć. - szepnęła, zaciskając palce na sukience, a usta w wąską linijkę w odpowiedzi czego, dostała cichutki chichot Merenptaha. Faraon przyciągnął ją ramieniem tak, aby oparła się o jego nagą klatkę. Gdy tylko poczuła to ciepło, zupełnie się uspokoiła. - Tak. Przepraszam, że wam nic nie powiedziałam, ale nie zdążyłam. -

- To wspaniała wiadomość. - zawołała Hekenuhedjet, uśmiechając się promieniście do obojga.

Gdyby tylko były same, oddałaby Mentuhotepa Semat i sama rzuciła się z przytulasem do Takhat. Jednak obok niej siedział Faraona więc taka ,,operacja'' nie wchodziła w tym momencie w coś możliwego do wykonania, nawet dla niej; konkubiny jego brata. Musiała zadowolić się tylko słownymi gratulacjami i spojrzeniem mówiącym Takhat:

,,Pamiętaj, że obiecałaś mi dostęp do twojego brzuszka i uścisków tyle ile będę chciała! Teraz się już nie wymigasz!''

Żona Faraona odczytując zamiary przyjaciółki, wybuchła przytłumionym śmiechem.

- Co tam? Co cię tak rozbawiło? - zapytał Merenptah, pochylając głowę w dół.

- Nie, nic, nic. - pomachała głową na boki. - Myślałam nad imieniem dla dziewczynki, ale tak sobie uświadomiłam, co gdyby urodził się chłopczyk? -

- Jeśli urodzi się chłopczyk, to ja mam imię dla niego. - odparł beztrosko akurat, gdy służący zaczęli rozkładać potrawy na stolikach i przesuwać je bliżej ich krzeseł.

Iumer na wiadomość o tym, że tym razem Faraon zje obiad wśród swoich konkubin, postawił na baczność całą służbę, aby tylko wszystko było idealne. Konkubiny zawsze dostawały potrawy i napoje w najlepszych kubkach i miseczkach. Tym jednak razem, musiało być jeszcze lepiej. Nie do pomyślenia było, żeby Faraon dostał coś co uwłaczało jego pozycji, dlatego każde danie musiało wyglądać jak dzieło sztuki, a każdy napój być idealnie uwarzony i nalany, bez żadnej plamki czy ulania.

- Powiem ci po obiedzie. - szepnął młodszy z braci, nachylając się do ucha ukochanej.

- Ale... -

- Nie ma ale. Jedz. Musisz zdrowo się odżywiać. - mruknął, sięgając po kubek z piwem i upijając łyka.

Takhat pokiwała głową i biorąc malutką miseczkę z mięsem, włożyła sobie pierwszy kęs do buzi. Dopiero gdy zaczęła, pozostałe konkubiny sięgnęły po swoje porcje. Żadna nie śmiała sięgnąć przed władcą, ani jego Wielka Małżonką Królewską. Ten drobny gest sprawił jednak, że Takhat poczuła różnicę pomiędzy bycia konkubiną, a żoną. Niby nic, a jednak pojawiła się delikatna presja.

Zgodnie z kolejną zasadą, dziś przy nich zabrakło Khenthap, Benerib i Tsillah, które usiadły przy innych stolikach. Znów protokół. Mimo, że Takhat bardzo je lubiła i nie miała nic przeciwko, aby siedzieć z nimi razem, o tyle teraz zrozumiała, że jako nie posiadają żadnego tytułu, nie powinny siedzieć wraz z konkubinami. Zupełnie nie do pomyślenia również byłoby, gdyby zasiadły z żoną Faraona i nim samym. Przełykając kolejny kęs, zerknęła na nie ze smutkiem w oczach, lecz widząc ich uśmiechy do niej, rozchmurzyła się.

Nie. Nic się nie zmieni. O ile będzie sama, nie będzie mieć nic przeciwko, aby mogły siedzieć razem z nią. Już postanowiła. Władza nie jest najważniejsza. Najważniejsza jest miłość i przyjaźń. Ludzie na których ci zależy. Myśląc o tym zadarła brodę w górę zerkając na Merenptah.

Faraon jedząc, zajął się jakąś rozmową z Hekenuhedjet oraz Meketaten. Semat również się wtrącała, ale rzadko. Jeśli ktoś popatrzyłby na nich z boku, uznałby ją i Faraona za szczęśliwą parę. Merenptah był taki spokojny, uśmiechnięty i radosny. Zupełnie nie dawał po sobie poznać, że jeszcze parę godzin temu, o mały włos mógłby zginąć, został ranny, zabił swoją własną straż która go zdradziła i stracił możliwość uprzedzenia ich ataku. Jedyne co zmienił to ubranie, które zakrywało jego ramiona wraz z opatrunkiem. Klatkę piersiową i brzuch, aż do pasa miał natomiast jak zawsze odsłonięte. Opierając się o nie, Takhat zatopiła się w jego rytmicznym i powolnym oddechu i tym jak jego klatka unosiła się i opadała lub drżała, kiedy się śmiał. Więc to jest ta różnica? Ta różnica wiedzy. Ona i Merenptah wiedzieli co się stało, wiedzą o zdradzie straży i o ich zabiciu, w przeciwieństwie do zebranych tutaj kobiet, które jedyne co wiedzą, to to, że Gautseshen nie żyje (mylą się) i Neferthenut pewnie została zabita za atak na nią (drugi raz się mylą). Informacje. Informacje cenne jak życie.

- A jak się miewają moi bratankowie? Dają ci spać w nocy? - spytał Merenptah, zerkając na Hekenuhedjet.

- Amenemhat jest bardzo spokojny, natomiast Mentuhotep chyba odziedziczył po swoim wujku energię. Jest bardzo żywiołowy. - odpowiedziała, kładąc rękę na głowie syna i patrząc jak zaczepia swojego brata.

- Hehe no cóż. Ja również odziedziczyłam po moim ojcu charakterek. Ciekawe czy nasza córeczka również będzie taka żywiołowa? - zaśmiał się, lecz chwilę potem ugryzł w język.

Cholera, nie powinien tak mówić. Sam przecież zabronił to Wezyrowi i innym. Nie powinien tak naciskać na Takhat, ponieważ jeśli jego koszmar się spełni i dziecko nie będzie jego, tylko ją zrani.

- Przepraszam za spóźnienie. Myślałem, że poważnie żartujesz z tym obiadem. - z opresji wyrwał go głos brata.

Siptah spokojnym krokiem podszedł do nich i kiwając głową do brata, zajął miejsce pomiędzy nim, a Hekenuhedjet, biorąc na ręce Amenemhata i Mentuhotepa.

- A czy wyglądałem jakbym żartował? - mruknął Faraon, podnosząc zadziornie kąciki ust do góry.

- Trochę tak. Uśmiechałeś się od ucha do ucha, gdy wychodziłeś z komnaty. - stwierdził Książę. - Co tam porabiacie? Znów dokuczasz braciszkowi? - zaśmiał się, przytulając swoich synów i całując w głowę.

Hekenuhedjet mając wolne ręce, przeciągnęła się ostrożnie i chwytając miseczkę z jedzeniem, zaczęła szybko nadrabiać posiłek. Takhat kończąc jeść, sięgnęła po kubek z naparem z róży, który był przygotowany specjalnie dla niej. Jednak kiedy pochylała się nad stolikiem, poczuła jak Merenptah odchylił się w bok do siedzącego obok brata i szepta krótkie pytanie.

- Załatwiłeś? -

Udając, że nic nie słyszy i nie zwraca uwagi, wróciła do pierwotnej pozycji, ponownie opierając się o bok męża.

- Yhy. - mruknął Siptah. - Tylko... - dodał.

- Hmm? -

- To potrwa dłużej niż chciałeś. -

- Trudno. Załatw to do końca. - westchnął Faraon i prostując się pocałował Takhat w czubek głowy, szepcząc jej do ucha. - Jak ja się bardzo cieszę, że masz taki apetyt. -

- Hmm? - wzdrygnęła się udając, że dopiero teraz go słucha.

- Masz plany na resztę dnia? -

- Chyba już tak... - zaśmiała się, podnosząc oczy w górę. - Mój mąż chyba już mi coś zaplanował. - dodała rozbawiona.

- Naturalnie. I nie przyjmuje sprzeciwu. - mówiąc to, przymknął uśmiechnięty swoje ciemno zielone oczy.

𓅃 𓆥 𓅒 𓅉 𓅭

[80] Zaraz po śmierci Egipcjanina rozpoczynała się żałoba. Bogate rodziny tworzyły orszak żałobników. Poza tym opłacały dwie płaczki (dżeret), które z krzykiem i głośnym lamentowaniem biegały przez ulicę, ogłaszając smutną nowinę. W orszaku brał także udział Strażnik Pieczęci Boga (chetemu-neczer), lektorzy (cheriu-habet) oraz balsamiści (ututu).

[81] Ze względu na swoją zdolność rozkwitania za dnia i zamykania się w nocy, lotos stał się symbolem odrodzenia i kreacji. Symbolizował czystość, regenerację i moc uzdrawiania. Według mitologii egipskiej kwiat ten symbolizował słońce oraz jego zdolność do reinkarnacji. [...] Kolejnym bóstwem związanym z lotosem była bogini miłości, magii i uzdrowienia – Hathor. Jej kwiatem był niebieskiego lotos. Fragment kwiatu, noszony przy sobie był też amuletem, zapewniającym bożą łaskę i pomyślność.

[82]  Usech - wielorzędowy kołnierzowy naszyjnik, zasłaniający dekolt od szyi do piersi, zawiązywany z tyłu. Był nakładany bezpośrednio na gołe ciało lub na ubranie.

[83] Wielka Małżonka Królewska (egip. ḥmt nswt wrt) – główna żona faraona starożytnego Egiptu. Choć większość Egipcjan żyła w związkach monogamicznych, faraon oprócz głównej małżonki miał także pomniejsze żony i konkubiny. Umożliwiało to zawieranie sojuszy poprzez dyplomatyczne małżeństwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro