III III II በበ
Rozdział dedykuję @MartynaMazur278
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Więc sądzisz, że będziesz mieć dziewczynkę? - spytała Juvia siedząc na ziemi przy łóżku na którym siedziała Lucy.
- Tak wyszło. Powtórzyłam test dwa razy i za każdym razem, pierwsza kiełkowała pszenica. - uśmiechnęła się Lucy upijając z glinianego kubka wodę z mieszanką ziół.
Irene podała ją Lucy, by dziewczyna uspokoiła się i swoje rozszalałe serce. Mimo iż zarzekała się, że wszystko jest w porządku, obie medyczki po badaniu stwierdziły, że jej serce bije zdecydowanie zbyt nerwowo. Nie chcąc się z nimi kłócić, Lucy wypiła bez słowa zioła zajmując się rozmową z Juvią, która odciągała jej uwagę, gdy Wendy obwijała jej ramię bandażem. Jedno z przecięć było jednak głębokie i potrzebny był opatrunek.
- Wyobrażam sobie już, taką małą słodką blondyneczkę biegającą po korytarzu. - westchnęła Juvia zatapiając się w marzeniach.
- Mała blondyneczka. Jeśli miała by włosy po mnie to nazwała bym ją tym samym imieniem co ma moja mama. Layla. - stwierdziła Lucy uśmiechając się.
- A jeśli byłby chłopczyk? - spytała Wendy.
- Chłopczyk o blond włosach? Hmm... nie wiem. - stwierdziła - Auć. - syknęła chwilę potem.
- Przepraszam, ale muszę ci przemyć tę ranę olejkiem i nawilżyć maścią. - szepnęła Irene klęcząc z boku i cofając palce z nałożoną na nie maścią.
- Wiem, nie zwracaj uwagi ... - szepnęła Lucy przybliżając policzek do Irene.
- Wciąż mi się ręce trzęsą. - stwierdziła Irene wstając i prostując nogi. - Nigdy więcej nas tak nie strasz. Bogowie ... - westchnęła zamykając otwarte naczynie z maścią.
- Mówisz jakby to była wina Lucy. - burknęła Wendy.
- Nie mówię, że to jest jej wina. Tylko martwię się. Lucy porozmawiam dziś z Faraonem. Musicie się pogodzić. Faraon musi dać ci ochronę. Nie możecie dłużej się kłócić. - powiedziała Irene.
Lucy biła się z myślami. Powiedzieć, że się pogodziła z nim zeszłej nocy, czy nie. Czy może powinna poczekać z tym aż sam to ogłosi? Czy powinna chwalić się z tym na prawo i lewo? Milczenie czasami może uratować. Gdyby nie to, że milczała w sprawie ciąży, Lisanna mogła by zabić jej dziecko. Gdyby tylko wiedziała...
- Lucy ... - szepnęła Juvia kładąc rękę na kolanie blondynki.
Dziewczyna podniosła na ten gest oczy i widząc zdenerwowanie wszystkich uznała, że chociaż mruknie, że już gadają ze sobą.
- Irene! - jednak męski krzyk zagłuszył jej wypowiedź.
Irene nie była dziś w humorze, dlatego wypadła z pomieszczenia do głównego pokoju i tam skierowała się do wejścia. Sekundę później rozpoczęła się zażarta rozmowa i nerwowe kroki. Jedno zdanie szczególnie dotarło do uszu Lucy.
- Gdzie jest Luce?! -
Poznała ten głos. Faraon. To był Natsu. Nim zdążyła nabrać powietrza, zasłona która oddzielała pokoje gwałtownie się odsunęła. Wendy i Juvia natychmiast odskoczyły w bok gdy Faraon szybkim i zdenerwowanym pędem wpadł do pomieszczenia.
- Faraonie ... - pisnęła Lucy zsuwając nogi z łóżka i chcąc wstać.
Natsu zatrzymał się trzy korki od niej i omiatając ją całą wzrokiem, jej zaczerwienione ręce i twarz, zacisnął zęby tak mocno aż poczuł w nich ból.
- Nie wstawaj! Siedź! - podniósł głos i dopadając do Lucy, pochylił się nad nią, zamykając w czułym objęciu.
Za nic w świecie nie chciał ją puścić. Każdy jego napięty z przerażenia mięsień drżał. Mimo, że miał ją w objęciach i widział, że żyje, wciąż nie mógł opanować oddechu. Lucy czując jego gorący i szybki oddech na swojej szyji, ramionach i plecach, wyswobodziła jedną z rąk i położyła mu ją na jego karku.
- Przepraszam, że cię wystraszyliśmy... dziecku się nic nie stało... - szepnęła czule.
Poczuła jak Natsu przenosi ciężar swojego ciała i chwilę potem siada obok niej w dalszym stopniu nie wypuszczając ją z objęć. Nagle poczuła jak coś zimnego przejechało po jej plecach. Po chwili kolejna zimna rzecz.
- Ciii... - szepnęła gładząc ręką tył głowy Natsu.
Mimo ogromnych starań, chłopak nie mógł już dłużej wytrzymać i mimo chęci, poleciały mu dwie łzy z oczu prosto na gołe plecy dziewczyny.
- Tak bardzo cię kocham. Ja nie mogę cię stracić. Nie mogę was stracić. - wyszeptał szybko i dyskretnie podrapał się palcem po powiekach.
- Przecież jestem tutaj, spójrz na mnie. Nic nam się poważnego nie stało. - szepnęła Lucy odrobinę głośniej niż wcześniej.
Natsu wypuścił w końcu ją ze sztywnego uścisku i popatrzył jej w oczy. Potem jego ręka powędrowała na brzuch dziewczyny i tam zatrzymując się zaczął coś szeptać. Gdy skończył pochylił się i pocałował ją w malutki brzuszek.
- To łaskocze ... - szepnęła Lucy uśmiechając się.
- Zabiję ją ... - warknął nagle Natsu opierając swoje czoło o brzuch Lucy. - Zarżnę Lisannę tak by jej błagalne krzyki było słychać nad całym morzem śródziemnym. - dodał trzaskając zębami.
- Natsu ... - Lucy czując nieprzyjemny dreszcz przełknęła głośno ślinę.
- Wyrwę jej macicę na żywca, a jej głowę przyniosę ci jako trofeum*... - warknął Natsu i wstając ruszył wściekły wychodząc z pomieszczenia.
Lucy zerkając na jego twarz gdy podnosił się dostrzegając spojrzenie, które było spragnione krwi. Spojrzenie które już znała. Oczy które Natsu miał gdy klątwa go opętała. Przypominając sobie moment gdy skoczył wtedy na nią w komnacie, przez jej ciało przeszła prawdziwa fala lodowatych dreszczy. Doszła do siebie gdy drzwi do głównego pomieszczenia medyczek, zamknęły się z trzaskiem i taką siłą, że stojące obok puste wazony, pękły przewracając się.
- Natsu! Poczekaj! - Lucy zerwała się na nogi, biegnąc za chłopakiem.
- Lucy! Lucy zatrzymaj się! - Irene wraz z Wendy próbowały złapać za rękę Lucy, lecz gdy tylko się do niej zbliżyły, ta obdarowała ich takim wzrokiem, że natychmiast cofnęły się w tył.
Wypadając na korytarz, zauważyła od razu plecy oddalającego się Faraona. Idąc pewnym krokiem, zaczął oddalać się od niej. Lucy podciągnęła sukienkę do góry i pobiegła w jego kierunku nawołując.
- Na... Faraonie! Poczekaj! Faraonie! - wiedziała, że jeśli zejdzie tak wściekły do Lisanny, ona tego nie przeżyje.
To nie tak, że będzie jej bronić. Ta suka mogła zabić ją i jej dziecko. Nie zamierzała stanąć w jej obronie nawet na milimetr, jednak tutaj chodziło też o Natsu. Nie chciała by zadręczał się później tym. W przypływie złości, przestanie myśleć i może zrobić rzeczy, których będzie potem żałować. Co jak co, wolała by sprawa Lisanny nie ciążyła więcej na Natsu. Miała tej kretynki dość. Chciała to zakończyć i nie wracać do niej.
- Lucy, wracaj do Irene. Przyjdę tam po ... - zawołał Natsu zatrzymując się i odwracając gwałtownie do dziewczyny.
Na jego niespodziewaną reakcję, Lucy stanęła natychmiast w miejscu. Wtedy też dostrzegła za plecami obróconego do niej Faraona jakąś postać w kapturze.
- Natsu, za tobą! - krzyknęła gdy owa postać wyjęła spod nakrycia czarny jak noc Khopesh i zamachnęła się w kierunku pleców Natsu.
Słysząc krzyk dziewczyny, Natsu zerknął za siebie a widząc co się dzieje, natychmiast wyciągnął swój złoty Khopesh i dzięki swojej szalonej i błyskawicznej reakcji, zablokował wymierzony w niego miecz swoim mieczem. W tamtej sekundzie cieszył się, że wpadając do pałacu i pędząc do Lucy, nie zdjął miecza który zawsze zabierał ze sobą wychodząc z pałacu. Dźwięk uderzenia obu ostrzy rozniósł się echem po korytarzu.
Niestety w pierwszym uderzeniu, przeciwnik miał przewagę nad Natsu i korzystając z siły i pędu ostrza, udało mu się zepchnąć Faraona na ścianę. Uderzając z całym impetem plecami w ścianę, Natsu syknął lecz korzystając z podparcia pleców, odbił się od ściany wymierzając solidnego kopniaka prosto w miednicę oponenta. Pod jego siłą, przeciwnik zgiął się pochylając głowę niebezpiecznie nisko. Ratując się musiał odskoczyć od Faraona. Natsu tylko na to czekał i idąc na całość, zamachnął się Khopeshem przecinając głęboko jego klatkę i brzuch. Syknięcie mężczyzny doszło do uszu Lucy która od momentu walki, cofnęła się do tyłu. Jeszcze nie zgłupiała, by podchodzić teraz do nich.
- Coś ty za jeden?! - warknął Natsu przymierzając się do kolejnego ciosu.
Przeciwnik ledwo, ledwo odbił Khopesh Natsu. Faraon był szybki, zbyt szybki a ten płaszcz tylko mu utrudniał. Zgrzytając zębami odskoczył w bok i nim Natsu doskoczył do niego, zdarł z siebie ubranie. Korzystając z niego, rzucił materiałem w Faraona. Natsu w ostatniej chwili się cofnął, ale moment w którym płaszcz zasłonił mu widok, zadecydował na jego niekorzyść. Przeciwnik wykorzystując to, wyjął malutki sztylecik i rzucił nim w nic nie świadomego Faraona. Ostrze wbiło się głęboko w ramię chłopaka powodując jego krótki krzyk.
- Natsu! - pisnęła Lucy zasłaniając sobie usta dłońmi.
- Idź stąd! Już! - krzyknął Natsu do Lucy nie spuszczając wzroku z przeciwnika, który nie zamierzał odpuścić choćby na minutę.
Lucy na jego władczy i ostry ton oddaliła się jeszcze bardziej, jednak nie potrafiła odwrócić się od niego i zostawić go całkiem samego. Wiedziała, że nie byłaby w stanie pomóc mu ani się bronić gdyby przeciwnik rzucił się na nią, jednak mimo to, została.
Nie czekając aż, materiał opadnie całkowicie, napastnik rzucił się na Natsu. Faraon zacisnął mocniej dłoń na Khopesh, przygotowując się do odebrania ataku, gdy poczuł przeszywający ból. Ignorując go, uderzył w atakujące go ostrze. Plan zakładał zatrzymanie go i błyskawiczne przywalenie mu. Jednak gdy obaj starli się z całą siłą, zadana wcześniej ranna z wbitym ostrzem sprawiła taki ból Faraonowi, przez który poluzował dłoń z mieczem. O mały włos przypłacił by tym wytrąceniem go z ręki. Przechylając się do tyłu, z całym impetem wylądował na plecach na podłodze. Gorzej już być nie mogło. Leżąc na podłodze u stóp napastnika wręcz prosił się o śmierć.
- Nie ruszaj się! - krzyknął napastnik podbiegając od frontu do Natsu.
- I czego jeszcze! - warknął Natsu.
Faraon nie miał innej możliwości ruchu, więc przeturlał się przez zdrowe ramię w bok, znów unikając Khopesha napastnika i gdy jego ostrze uderzyło w kamienną posadzkę, wymierzył mu solidny kopniak, podcinając nogi. Ledwo łapiąc równowagę, napastnik odskoczył w tył dając Natsu czas na powstanie.
- Natsu ... - wyszeptała Lucy patrząc przerażonymi oczami na cieknącą stróżkę krwi po ramieniu Faraona. - T...to... - dodała gdy głos się jej urwał.
- Ty! - warknął Natsu patrząc równie zaskoczonymi oczami na przeciwnika.
Teraz gdy odskoczyli od siebie i stanęli w miejscu mógł w końcu mu się przyjrzeć. Mężczyzna zdawał się być w jego wieku lub odrobinę starszy. Miał dość jasną cerę i małe czerwonawe oczy. Lecz największą jego uwagę, przykuły długie, ozdobione sznurkami i biżuterią, splecione gdzie nie gdzie w warkocze biało czarne włosy. Na ich widok, coś zagotował się w Natsu. Jakiś wulkan którego od wybuchu dzieliły sekundy.
Lucy poczuła jak nogi uginają się pod nią. Chwiejąc się na nich, oparła się o ścianę. Ciary przeszły po jej poranionej skórze a w głowie zaczęło coś szumieć. Odruchowo dotknęła się w kark jakby próbowała uwolnić go od jego ręki.
- To ty próbujesz zabić moją główną konkubinę! - wrzasnął Natsu zaciskają dłoń na Khopesh i ignorując przeszywający ból wraz z ciepłą stróżką skapującej mu już z palców krwi.
- Jej obecność rujnuje wszystko. Nie zasługuje by żyć. - wyszeptał przeciwnik z iście cynicznym uśmiechem zerkając raz na Natsu a raz zza jego plecy na bladą ze strachu dziewczynę.
- Życie to zaraz tylko Ty stracisz! Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji podniesienia ręki na nią i Faraona?! Z objęć śmierci już Cię nawet sam Set nie uratuje! - warknął Natsu wymierzając bronią w zakrwawioną klatkę mężczyzny.
Mimo iż starał się przeciąć ją jak najgłębiej, to z doświadczenia zdawał sobie sprawę, że ostrze weszło mu zbyt płytko. Rana była głęboka lecz nie na tyle by zagrozić napastnikowi natychmiastowym zejściem. Co najwyżej paskudną blizną na całej klatce piersiowej i brzuchu.
- Wiem Natsu. Ty i Set świetnie się razem dogadujecie. Nie wątpię w to. - zadrwił wskazując swoją czarną bronią w ramię Natsu na którym na całej długości płynęła stróżka krwi.
Na jego drwiny, Natsu aż w środku zagotowało. Opuszczając wzrok w dół, przymknął powieki. Jego ręce bezwładnie opadły wzdłuż tułowia. Kilka sekund potem jego ciało zadrżało od śmiechu. Najpierw klatka piersiowa a potem nawet ramiona.
- Natsu... - szepnęła Lucy czując jakby ktoś ją właśnie grzebał w lodowatej trumnie.
Widok jej gorącego Faraona w kilka chwil zmienił się. Teraz nawet ona poczuła strach. Natsu był straszny. Śmiejąc się pod nosem jak jakiś upiór, wkrótce roześmiał się na całego.
- Naturalnie. Rozumiemy się z Setem bez słów. Jak dobrzy kumple! - jednak ostatnie słowo Natsu wręcz wykrzyczał prosto w twarz przeciwnika.
Stojący przed nim mężczyzna patrzył na scenę przed sobą. Jego noga cofnęła się w tył a cyniczny uśmiech zmalał.
- Faraon Seta. Przeklęty Faraon. - zadrwił.
- Skoro już mnie znasz, to może wypadało by się również przestawiać? - zawołał Natsu podnosząc swój wściekły do granic możliwości wzrok.
- Rogue. Tyle ci starczy. - przedstawiając się wzruszył ramionami.
- Wystarczy, by przedstawić cię śmierci! - krzyknął Natsu i zaskakując ponownie swoją szybkością, rzucił się na Rogue.
Rogue musiał nieźle się namachać by sparować wszystkie ciosy Faraona. Natsu atakował z taką agresją i siła, że jeden błąd oznaczał natychmiastowe przypłacenie życia. Żarty o ile można było o tym mówić przy pierwszym starciu znikły. Na ich miejsce pojawiła się walka o życie. Rogue czując oddech śmierci na plecach, zmienił plany próbując już nie ranić Natsu a zabić go.
Stojąc daleko z boku, Lucy nie mogła nadążyć za szalejącymi mężczyznami którzy zdawali się oboje przyzwyczaić do tej szalonej prędkości i walczyć łeb w łeb. Jej strach o Natsu sięgnął zenitu. Słyszała od Mavis i Zerefa, że gdy Natsu wpadnie w rytm, nikt mu nie dorównuje. Wiedziała, że kiedyś trafi jednak kosa na kamień, ale czemu akurat teraz to się musiało stać. Natsu nie może przegrać! Rogue nie może go zabić na jej oczach!
- Tam są! Faraon! - krzyki biegnącej straży pałacowej dobiegły do Lucy i walczących mężczyzn.
Widząc biegnącą pomoc za plecami Rogue, dziewczyna wypuściła powietrze. Teraz mieli przewagę! Faraon miał przewagę. Wraz ze strażą zaraz go pojmą.
Natsu zderzając się Khopeshem z Rogue zerknął na biegnącą straż uzbrojoną w włócznie oraz miecze i uśmiechnął się pod nosem. Podnosząc nogę do przodu, trafił swoim kolanem Rogue w udo i zepchnął go w stronę nadbiegające straży.
- Pojmać i nie zabija.... - zawołał na nich oddalając się pod wpływem kopniaka od napastnika o trzy kroki.
Jednak stało się coś zupełnie niespodziewanego. Biegnący strażnicy minęli bez słowa Rogue i rzucili się na zaskoczonego Faraona. Chłopak nie miał czasu na myślenie co się właśnie tutaj odpierdala. Ratując swoje życie i będąc na skraju wyczerpania, bronił się łamiąc włócznie i tnąc bez litości każdego który się do niego zbliżył.
Gdy zabrał od jednego z trupów drugi Khopesh, po kilku chwilach walki z dwoma mieczami w obu rękach korytarz zaścieliło 16 trupów, upadając tuż przed całym już ubrudzonym w ich krwi Faraonem. Mimo, że zabijał swoją własną staż, Natsu nie miał wyrzutów sumienia. Zdradzili. Akurat teraz! Nie będzie ratunku ani miłosierdzia. Rozglądając się za Rogue, zobaczył, że nigdzie go nie było. Skurwysyn zwiał!
Lucy przyglądając się rzezi przed jej oczami, cofnęła się w tył. Gdy Natsu zabijał 16 osobę, czyjeś ręce złapały ją od tyłu i nim zdążyła wystraszona pisnąć, obok niej wyrósł Toorasu z ogromnym toporem, strażnik z łukiem oraz kilku innych żołnierzy. Przy nie został tylko łucznik, natomiast reszta rzuciła się na pomoc Faraonowi, który ledwo trzymał się na nogach walcząc z pozostałą piątką zdrajców.
Wyczerpany po zeszło nocnym ataku klątwy, pędzie do pałacu, wyrównaną walką z Rogue i teraz walką z 21 strażnikami którzy wciąż pojawiali się w miejsce zabitych kompanów, dało mu się to wszystko we znaki. Każdy ma jakieś limity a jego właśnie nadszedł. Cięcia które jeszcze kilka minut temu kładły na raz człowieka, teraz jedynie raniły nie powodując zagrożenia życia. Walcząc z kilkoma osobami na raz, Natsu nawet nie mógł spokojnie nabrać powietrza, próbując utrzymać szalone tempo które jako jedyne trzymało go przy życiu przeciw takiej przewadze zdrajców.
- Zabić ich, natychmiast! - wydarł się jeden ze strażników po stronie Faraona, przepoławiając głowę zdrajcy atakującego po plecach Natsu.
Przybyła odsiecz w kilka sekund zabiła pozostałą piątkę. Gdy ciało ostatniego zdrajcy upadło na kamienną podłogę, Natsu nabierając powietrza, zachwiał się na nogach i poleciał w dół na plecy.
- Fara... Faraonie! - strażnicy podbiegli do leżącego i próbującego złapać oddech władcy, lecz nim odpowiedział im, pasma złotych włosów przeleciały pomiędzy nimi i rozłożyły się nad Faraonem.
- Natsu! Na....Natsu! - zawołała Lucy obejmując chłopaka za głowę i zaciskając zęby by tylko nie wybuchnąć płaczem.
- Nic... nic... nic ci się nie stało? - wydyszał dotykając dwoma palcami różowego policzka dziewczyny.
- Ty się jeszcze o mnie pytasz!? Faraonie! - krzyknęła Lucy będąc u progu łez. - Przecież to ty tutaj oberwałeś! -
- Spokojnie, bywało gorzej... - wysapał Natsu próbując się podnieść.
Gdyby nie ręką Lucy, która podtrzymała jego plecy, nie usiedział by sam. Natsu był wykończony, ledwo łapał oddech, serce waliło mu jak oszalałe a ręce drżały niemiłosiernie. Jednak wiedział, że nie może sobie pozwolić na takie bezczynne siedzenie. Zadzierając głowę w górę, napotkał wzrok straży.
- Już puściliśmy za resztą zdrajców pogoń. - wyszeptał jeden z nich z krótkimi ciemnymi włosami, kłaniając głowę.
Natsu pokiwał głową. Dobrze zrobili, jednak i tak miał dziwne przeczucie, że osoba walczącą z nim na równi, nie będzie miała żadnych problemów by uciec straży. Ciężko było Natsu to przyznać, ale umiejętności tego Rogue, były na wysokim poziomie.
- Już, w porządku. - szepnął do Lucy wstając na nogi.
- Faraonie? - spytała Lucy posyłając mu zmartwione spojrzenie.
Natsu popatrzył na jej oczy i uśmiechając się lekko już chciał zapewnić, że nic mu nie jest gdy pewna myśl przeszła przez jego głowę jak impuls.
- O kurwa mać... - zaklną siarczyście.
- Co się stało? - Lucy na jego głos wręcz podskoczyła w miejscu.
- Toorasu odprowadź Lucy do mojej komnaty i zostań z nią w środku! Przekaż straży pod moimi drzwiami aby nie wpuszczali nikogo oprócz mnie lub Zerefa! Żadnych posłańców od nas ma nie wpuszczać! - syknął Natsu do stojącego obok Toorasu.
- Natsu?! Co się dzieje? - zawołała Lucy.
- Idź z nim. Zapewni Ci bezpieczeństwo. Mam złe przeczucie które muszę sprawdzić. To jest zbyt niebezpieczne dla was. -
- Ale... -
- Nie ma żadnego ale! Lucy, nie zapominaj, że nosisz dziecko pod sercem! - szepnął Natsu do ucha dziewczyny by tylko ona mogła go usłyszeć.
Lucy zacisnęła ręce i usta. Nienawidziła gdy ktoś jej rozkazywał wbrew jej chęci i miał na dodatek rację. Swój wzrok z ciemno zielonych oczu Faraona przeniosła w bok, uciekając od niego. Natsu obrócił się w tym momencie przekazując dalsze rozkazy straży, których Lucy już nie słuchała. Mówiąc zdenerwowanym głosem, chwycił za drobny sztylet tkwiący w jego ramieniu i przeklinając po raz kolejny, wyciągną go na raz, rzucając w leżącego obok trupa, prosto pomiędzy jego oczy. Gdy oczy Lucy zawiesiły się jednak na jego końcówkach palców, zobaczyła nowe krople krwi na nich.
- Reszta straży za mną! Każdy kto będzie się podejrzanie zachowywał natychmiast obezwładnić! Atakujące osoby zabić! Cholera by to wzięła, ile ich jest w pałacu...- darł się wściekły Natsu odwracając się tyłem do Lucy i odchodząc parę kroków.
Jednak po chwili usłyszał syknięcie i odgłos rozdzierania materiału. Instynktownie obrócił głowę gdy Lucy dopadła do jego ręki i zaczęła okręcać zranione miejsce po sztylecie kawałkiem materiału.
- Chociaż daj mi zatamować to krwawienie. Wiem, że mało leci, wiem, że nie chcesz teraz pokazywać jak cię to boli, ale daj mi szansę, aby ci trochę pomóc. - Lucy wyrzucając z siebie potok słów okręciła materiał po raz drugi.
Natsu zerknął na nią, na materiał a poznając tkaninę, swój wzrok zawiesił na dole jej sukienki gdzie wisiały strzępy roztarganej tkaniny. Na ten widok wypuścił mocniej powietrze nosem, przymykając na chwilę oczy.
- Dzięki. - szepnął ledwo słyszalnym głosem. - Kochanie. - dodał jeszcze ciszej.
Lucy słysząc podziękowanie, uśmiechnęła się, lecz kiedy Natsu nazwał ją "Kochanie", coś w niej pękło wypełniając dziką radością. Zastygając w bezruchu, podniosła oczy w górę spotykając tam jego czuły wzrok i malutki uśmiech.
- Uważaj na siebie, proszę cię. - pisnęła.
Natsu pokiwał głową i pochylając się, pocałował na szybko dziewczynę w czoło. Potem jednak odwrócił wzrok, zerkając co robią czekający na niego strażnicy. Ci udając, że nic nie widzą, odchrząknęli, drapali się w głowę lub poprawiali broń w rękach.
Lucy kończąc obwiązywać, zawiązała mały supełek na końcu i uważając by nie urazić ukochanego, zacisnęła lekko.
- Masz przyjść potem do mnie, tutaj trzeba opatrunku a nie takiej prostej tkaniny. - szepnęła łapiąc Natsu rękami w pasie i obejmując.
Nim jednak chłopka zareagował, puściła go i ruszyła do Toorasu.
- To ja już pójdę. - szepnęła niewinnie ruszając do komnaty Faraona gdzie kazał jej iść.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* serdecznie pozdrawiam 😘♥ za komentarz @MartynaMazur278. Spodobało mi się to i myślę jak by to wykorzystać i spełnić groźbę.... hehe
Kolejny rozdział 8 kwietnia (środa)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro