Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III III I

Miałam ostatnio napływ weny, całkiem spory 😅. Wynikły z tego trzy dobre rzeczy. Zwłaszcza dla was. Pierwsza to ten rozdział. Zapowiadałam, że dodam go we wtorek ale w związku z tym, że udało mi się go skończyć wcześniej, uznałam, że nie nie ma sensu czekać tego jednego dnia i po prostu opublikuje wam go od razu .

Zobaczymy kto tym razem zniszczy przycisk powiadomień i jako pierwszy pojawi się tutaj. KlaudiaJaniakova wiesz o czym mówię 😏.

Tak więc miłego czytania a resztę wiadomości po rozdziale 😉.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Faraonie? - wyszeptała popychając drzwi na oścież i przekraczając próg.

Jednak na taki widok nie była gotowa. Jej płuca przestały nabierać powietrza a skóra cała pobladła. Oczy szeroko otwarte uważnie przyglądały się prawdziwej sceneri mrożącej jej krew w żyłach. Strach całkowicie zadominował nad nią unieruchamiajac nie tylko jej głos ale i ciało.

Po prawej stronie bokiem do niej stał Faraon lecz jego widok wcale nie ucieszył Lucy.

Natsu ciężko oddychając, zdawał się warczeć przez położoną na twarzy swoją dłonią. Warczeć czy śmiać się jak szalony? Lucy nie mogła tego do końca pewnie stwierdzić. Jednego jednak była pewna, to nie był już ten miły człowiek z którym rozmawiała dwa tygodnie temu w ogrodzie i któremu tańczyła przy obiedzie.

Na całej jego ręce, nie, na całym jego ciele jego żyły przybrały wręcz czarny kolor. Mimo sporej odległości, Lucy mogła dostrzec każdą żyłkę na jego dłoni. Jego czarne włosy miały dziwne pasemka w jakby różowo - czerwono - pastelowym odcieniu. Z Drugiej ręki która luźno wisiała przy biodrze skapywała krew. Lucy nie musiała nawet się zastanawiać czyja ona była. Krew na pewno należała do zamordowanych ludzi których ciała znalazła po drodze.

- Za... bić... - usłyszała kolejne warknięcie.

Podniosła swój wzrok na twarz Faraona i odrazu tego pożałowała. Między rozszerzonymi palcami spoglądało na nią jego oko. Ono również się zmieniło. Tęczówki zmieniły swój kolor z ciemno zielonego w którym tonęło odbicie Lucy na podobny odcień co pasma włosów. Na jego środku zamiast okrągłej źrenicy była pionowa kreska. Białka przesiąknięte były kolejnymi czarnymi żyłami.

Stali tak w ciszy mierząc się wzrokiem. Przez ciało Lucy przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Spanikowana do końca, cofnęła swoją stopę w tył, prowokując tym samym Natsu. Faraon w niecałej sekundzie skoczył prosto na dziewczynę wbijając ją w podłogę. Sam przyparł ją swoim ciałem uniemożliwiając podniesienie się.

Lucy czując ból w plecach krzykła, jednak jej głos urwał się pod wpływem głośnego warknięcia potwora który ją przygniótł.

- Za... bić... Wy... bić... Krwi... Ciał... - warczał Natsu łapiąc jedną ręką Lucy za ramię a drugą wbił palce w jej biodro.

Lucy czując rosnący ból i oddech śmierci na ciele, zaczęła się szarpać drapiąc paznokciami Natsu po twarzy.

- Przestań! To boli! Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! Puść mnie! - Lucy zdzierając sobie gardło zaczęła tracić nadzieję na ratunek.

Teraz dotarło do niej jaką głupotą było wchodzić tutaj samemu. Tylko skąd mogła wiedzieć, że to się tak skończy? Tego już się nie dowie, zginie zaraz jak tamci ludzie. Skoro nikt nie usłyszał ich, jakim cudem usłyszy ją?

- To boli.... - pisnęła a z jej oczu poleciały łzy.

Świadomość tego, że zaraz zginie powodowała poddanie się. Przestała wierzgać i szarpać. Zamknęła oczy nie chcąc oglądać twarzy Faraona który zdawał się być opętany. Nic do niego nie docierało. Ani prośby, ani krzyk, ani łzy.

- Nie mogę się poddać. - usłyszała w głowie głos jej świadomości. - Myśl, co zrobić! Myśl! Ratuj się! Musisz uciec. Natsu musi cię puścić. Musi się uspokoić..... -

Wtedy do głowy wpadł jej szalony pomysł. Jednak nie widząc żadnej innej opcji postanowiła się go chwycić. Natsu podobno kocha śpiew Mavis, bo go uspokaja. Może gdyby udało jej się zaśpiewać tak by odwrócić jego uwagę, może uda się jej... może uda się jej chodź trochę opanować sytuację?

- ...

Umareru kotoba
(Słowa, które zostały zrodzone,)

Kieru ku kotoba
(Słowa, które znikają,)

Anata no naka ni,
Iki tsuzukeru kotoba
(I słowa, które żyją w tobie,)

Tachi domari suu na toki,
Yuukietu kawaru
(Zmienią się w odwagę, kiedy czas wyda się zamrożony.)

... - mimo drżącego głosu, Lucy starała dać z siebie wszystko.

[ od autorki: gdyby ktoś chciał posłuchać tej piosenki to jest to piosenka Liry którą śpiewała w Fairy tail odcinek 12]

Na efekty nie musiała długi czekać, już po drugim wersie, Natsu przestał groźnie warczeć i nasłuchiwać. Pod koniec trzeciego zamknął oczy kołysając głową lekko na boki. Lucy poczuła jak jego uścisk znika. Szczęście zalało ją, że było po wszystkim i kończąc czwarty wers, nieśmiało szepnęła.

- Faraonie... -

Natsu na ten dźwięk gwałtownie otworzył oczy i z całą wściekłością zabrał dłoń z ramienia przestraszonej dziewczyny po czym walną w podłogę tuż obok jej ucha. Lucy poczuła jego rozgrzaną skórę na pięści dotykającą jej płatka ucha.

- Kyaa! - pisła przerażona ale szybko zbierając się w sobie by nie dopuścić do pogorszenia sytuacji, zaczęła znów śpiewać od nowa.

Tym razem obiecała sobie nie przerywać chodźby nie wie co. Jeśli to zrobi, drugi cios zabije ją.

- ...

Umareru kotoba
(Słowa, które zostały zrodzone,)

Kieru ku kotoba
(Słowa, które znikają,)

Anata no naka ni,
Iki tsuzukeru kotoba
(I słowa, które żyją w tobie,)

Tachi domari suu na toki,
Yuukietu kawaru
(Zmienią się w odwagę, kiedy czas wyda się zamrożony.)

Saa
Aruki dasou
(Teraz idź dalej.)

Nakotoki yori
Anata wa tsuyoku wa,
Teiru taara
(Staniesz się silniejszy niż wcześniej.)

No mayowa naite
Ano ko ima kotoba na
Shinjite
(Nie wahaj się więcej.
Uwierz w słowa z tamtej chwili.)

... -

Tym razem Natsu nie mógł się uspokoić po całej piosence, więc Lucy powtórzyła ją ponownie. Dopiero w połowie Natsu zamknął oczy i znów nasłuchując począł delikatnie kiwać głową. Dla Lucy trwało to wieczność, lecz naprawdę po niecałych 6 minutach, Faraon opadł powoli na Lucy, zasypiając. Dziewczyna nawet wtedy nie przestała nucić z tą różnicą, że nieco ciszej. Nieśmiało i z pewną obawą dotknęła jego włosów z których schodził ten dziwny kolor. Niedługo potem, czarny odcień na powrót stał się jego jedynym kolorem. Lucy widząc to, przejechała raz ręką a potem drugi raz i trzeci. Głaskając głowę śpiącego Natsu, dostrzegła jak czarny kolor schodzi z żył. Znów stały się niewidoczne.

- "Ciężki" - przeszło jej przez myśli, gdy z trudem po raz kolejny nabrała powietrza aby zacząć kolejną powtórkę piosenki.

Zdawało się jej, że słyszy głosy. Obróciła ścierpnięty kark w stronę otwartych drzwi wyglądając na przedpokój gdzie wciąż leżał martwy strażnik.

- Tam jest więcej krwi! -

- Kolejne ciała! -

Teraz była pewna. Nie przewidziało jej się, naprawdę słyszała czyjeś głosy, lecz zamiast ucieszyć się z nadchodzącej pomocy, jej rozsądek znów przyprawił ją o lęk. Jak ona to wytłumaczy?! Co tu się stało?! Nikt jej przecież nie uwierzy, a nawet jeśli tak, to co zrobią z Natsu? W głębi siebie czuła, że to nie była jego wina, że był ofiarą, ale w to na pewno już nikt nie uwierzy.

Tętno znów skoczyło jej do góry gdy usłyszała zbliżające się kroki. Śpiewając wciąż, już cichutko, pod nosem, czekała aż sylwetka nadchodzących osób pojawi się w przedpokoju. Tak też się stało, sekundę potem.

- O mój... - zobaczyła stojącego przy ścianie przerażonego Zerefa.

Książę zamarł widząc kolejne ciała i leżącego nieprzytomnie brata.

- Lu... cy? Lucy! - krzyknął dostrzegając po chwili na kim leżał Natsu.

Zeref natychmiast przeskoczył przez ciała i wpadając do komnaty Faraona, dopadł do Lucy łapiąc ją za głowę.

- Zeref.... - Lucy tylko tyle zdążyła wyszeptać nim rzeka łez wylała się z jej oczu.

- Ciii, nie płacz, Ciii, już dobrze. Nic ci się nie stało? - Zeref próbując uspokoić dziewczynę zerknął na brata.

- N... nie... - wybełkotała.

Książę przysunął się bliżej i chwytając Natsu, podniósł go ostrożnie z Lucy. Dziewczyna nabrała w końcu powietrza do płuc, zaksztuszając się nim.

- Ja... On... - próbując powiedzieć co kolwiek, Lucy podniosła się siadając na podłodze.

Dopiero teraz poczuła jak cała się trzęsie. Adrenalina powoli zaczynała znikać powodując ujawnienie się bólu pleców, ramienia i biodra.

- Zabierzcie stąd te ciała! Natychmiast! - syknął Zeref gdy w drzwiach pojawilili się strażnicy.

Sam powoli i chwiejnym krokiem zaniósł Natsu do łóżka, kładąc go na nim.

- Ech... - westchnął Zeref obracając się w kierunku Lucy. - Co ty tutaj w ogóle robisz? -

Lucy patrząc na strażników sprzątających ciała, obróciła za szkolne oczy do Zerefa. Spodziewała się innej reakcji. Nie takiej. Nie takiego spokoju.

- Co to było? Czemu Natsu, czemu Faraon... - zaczęła wstając na nogi. - Auć! - jednak długo nie postała spadając znów na kolana i łapiąc się za biodro.

- Lucy... - Zeref podbiegł do niej a widząc robiące się sine miejsca przygryzł zęby trzaskając nimi.

Lucy drgnęła na ten dźwięk. Po tym co zobaczyła jej zmysły mimo zmęczenia, wciąż pracowały na najwyższych obrotach strasząc ją każdym dźwiękiem.

- Nie bój się. Już jest w porządku. - Zeref widząc jej przerażenie, przytulił ją ostrożnie.

Blondynka czując jego ręce odepchnęła go od siebie cofając się w tył.

- Przepraszam... ale ja... nic mi nie jest. Co tu się stało! Wytłumacz mi! Wyglądasz na takiego, który już to nie raz widział! - prychnęła zła.

Zeref pozwolił dłonią swobodnie opaść. Na jego twarzy przemknął najpierw nieśmiały uśmiech a potem grymas cierpienia.

- Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Rozumiesz? - zaczął stając na wprost Lucy.

- Zdaję sobie sprawę. Więc to się już zdarzało? -

- Coraz częściej. - mruknął spoglądając na leżącego, nieprzytomnego brata.

- Co? - szepnęła Lucy myśląc, że się przesłyszała. - Jak to coraz częściej? O czym ty mówisz? -

- Natsu nie ma już dużo czasu. Za rok zginie. To już jest koniec. - powiedział Zeref nie odwracając wzroku od Natsu.

Lucy poczuła jakby to ona była trupem. Zupełnie nie mogła nabrać powietrza. Stała tak patrząc w śmiertelnie poważną i przepełnioną smutkiem twarz Zerefa.

- Zginie? Za rok? Ale... - zaczęła łapiąc go za ramię.

- Zabierzcie ją do Irene. Niech da jej coś na siniaki. - zawołał Zeref biorąc rękę od Lucy. - Zajrzę do ciebie potem. Pamiętaj, nikomu ani słowa o tym. Irene wie o tym, ale i tak masz jej powiedzieć, że się przewróciłaś. - mruknął spoglądając w końcu na dziewczynę.

Zanim Lucy zdążyła coś odpowiedzieć, ktoś złapał ją za zdrową rękę i wyprowadził na zewnątrz. Oczami śledziła stojącego w komnacie Zerefa nim duże drzwi, nie zamknęły się za nią. Poszła pogadać z Zerefem o Mavis a wpadła w bagno.

- O matko... - wyszeptała przypominając sobie o ciąż Mavis.

Czy to dlatego, Faraon nie siedzi z nią? Dlatego trzyma się na uboczu? Dlatego tak rzadko go ktokolwiek widuje? Próbując dowiedzieć się odpowiedzi na jedno z pytań, na jej drodze pojawiały się kolejne. To błędne koło nie miało końca.

- Co się dzieje tutaj w pałacu? - szepnęła do siebie gdy została wprowadzona do pomieszczenia medyczek.

- Irene. Książę prosił abym przyprowadził tutaj jego konkubinę. Przewróciła się i nabiła siniaki. - zawołał strażnik tuż przy uchu Lucy.

Dziewczyna pod wpływem krzyku złapał się za ucho, masując je lekko.

- Przewróciła? Toż nie mogę! Czy ty przyciągasz kłopoty? Najpierw skorpion a teraz to? Nie mam słów. Chodź, usiądź tutaj i pokaż mi tego siniaka. - mówiąc to Irene wskazała na jeden ze stołków przykryty skórzanym materiałem.

Lucy bez słowa usiadła, zerkając jednak do wnęki.

- To... to ja poczekam na zewnątrz. - rzucił strażnik wychodząc pośpiesznie.

- Wendy nie ma. Wyszły obie do świątyni. - mruknęła Irene odsłaniając siniaka na ramieniu.

Przyglądając mu się uważnie, odsłoniła też tego na biodrze. Chwilę oglądała go marszcząc czoło by potem utkwić wzrok w oczach Lucy.

- To nie wygląda od upadku... - szepnęła bardzo cicho.

Lucy pokiwała tylko przecząco głową.

- Gdzieś jeszcze masz siniaki? - spytała o dziwo spokojnie.

- Uderzyłam też plecami... - wyjąkała cichutko Lucy.

Irene zaszła natychmiast ją od tyłu zerkając na całe sine łopatki i plecy. Westchnęła parę razy, cmoknęła i mówiąc aby Lucy się nie ruszała poszła po olejki i maści.

- Książę powiedział mi, że... - zaczęła Lucy gdy medyczka wróciła, ale Irene uciszyła ją palcem na ustach aby nic nie mówiła.

- Nikomu o tym nie mów. - warknęła jakby zła.

- Podobno wiesz... O tym. - Lucy nie dając się uciszyć spróbowała cokolwiek więcej się dowiedzieć.

- Wiem tyle ile muszę a tobie nic do tego. Sami ci powiedzą jeśli uznają to za stosowne, a jak nie, to buzia na kłódkę. -

- Dobrze, wiem o tym. Ale... -

- Nosz naprawdę, żadnego ale. Nie wierzę, że to akurat ciebie wybrał na żonę... - mruknęła Irene masując obolałe plecy Lucy mocno pachnącym olejkiem.

- Żonę? Masz na myśli konkubinę? - spytała Lucy

Irene spojrzała na nią spod byka na co Lucy natychmiast ucichła. Dotarło do niej, że nic nie wyciągnie w ten sposób od Irene. A może ona też mało wiedziała? Ta niewiedza zaczynała ją dobijać.

- Już. Siniaki powinny zejść szybciej. Będzie cię też mniej bolało, ale pamiętaj, że to całkowicie nie ulży ci. Zalecam, żebyś wstrzymała się od tańczenia. -

- Cudnie. Jak tak dalej pójdzie to zacznę uczyć się grać na czymś bo nie dane mi będzie w spokoju tańczyć. - mruknęła niezadowolona Lucy dając dostęp do biodra które zaczęła smarować Irene.

- Nie zaszkodzi ci to. Im więcej umiesz tym trudniej cię nie zauważyć. Dajmy na to Dimarie. Ta dziewczyna ma talentu do bębenków ale w razie czego, umie też nieźle tańczyć. - ciągnęła temat Irene.

- Niezbyt dobrze gram na bębenkach, ale może poproszę o małą lekcje Dimarie. - Lucy zaczęła układać sobie w głowie plany.

- Skończone, a teraz idź usiąść gdzieś, pogadaj, odpocznij. - Irene podnosząc się z kucania zabrała wszystkie olejki.

- Dziękuję. - zawołała Lucy idąc do wyjścia.

- Gdyby cię coś bolało, to przyjdź jeszcze. - szepnęła Irene na co Lucy pokiwała głową.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dobra, a teraz ciąg dalszy ogłoszeń 😎. Tak jak wspomniałam miałam przypływ weny dzięki czemu udało mi się zaplanować kilka rozdziałów do przodu (więcej niż planowałam zabierając się za pisane wtedy 😅). To akurat jest dobra wiadomość dla mnie. Zaplanowane rozdziały pisze się lepiej niż na bieżąco wymyślać ciąg dalszy.

Trzecia wiadomość. W związku z tym, że rozdziały mam już mniej więcej zaplanowane, wystarczy rozpisać, więc uznałam, że zrobię sobie mały maratonik. Najbliższe 6 rozdziałów (licząc z tym) będzie się pojawiać co trzeci dzień. A co, jak szaleć to szaleć.

Potem zobaczymy co dalej. 24 lutego wracam na studia więc podejrzewam, że znów będę mieć mniej czasu na rodziały, więc wtedy możliwy jest powrót do 1 rozdziału na tydzień gdy skończę maraton. Ale to nie ma co gdybać jeszcze. Narazie cieszcie się obecnymi rozdziałami bo szykuje się znów sporo wydarzeń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro