Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

Próba trwała już dobre kilka godzin. Wszystkie nowe dziewczyny dawały z siebie wszystko, lecz mimo to Mavis bezlitośnie wytykała im chodźby najmniejszy błąd. Kobiety które miały już swoje bezpieczne miejsce w pałacu, zerkały zaciekawione do pomieszczenia obserwując starania nowych kandydatek.

- Ładnie gra nawet ta nowa. - szepnęła jedna

- Całkiem całkiem. I niezły kolor włosów. Jak wino. - odparła druga

- To jest podobno Erza. - zawołała któraś

- Mi tam się podoba ta blondynka. Zobaczcie jak lekko się porusza. - wskazała jedna z przodu na tańczącą Lucy.

- Tańczy jakby latała nad ziemią. -

- Pff, też mi coś. Z takim ciałem to może. - 

- A co ci się nie podoba w jej ciele? -

- Chodźby biust. No zobaczcie. -

Wszystkie pary oczu zaciekawionych kobiet zerknęły w jeden punkt. Po chwili ciszy znów spojrzały na swoją koleżankę.

- Co jest nie tak z jej biustem? -

- Obfity. - burknęła - Gdyby tylko chodź trochę się ze mną nim podzieliła, to nie wyglądała bym jak płaska deska, a jej by i tak nic z tego co ma nie ubyło.

Wybuch śmiechu dziewczyn był tak głośny, że zagłuszył muzykę. Wściekła Mavis krzyknęła na kobiety aby sobie poszły albo ucichły. Skończyło się na tym, że część odeszła a druga część została wciąż się śmiejąc i plotkując ale już kilka tonów ciszej. Wśród tej drugiej gromady, stała pewna biało włosa kobieta. Młodsza siostra Mirajane, Lisanna która przyszła zobaczyć próbę siostry. Jednak oglądając ją, natrafia na coś, co popsuło jej cały humor.

Lucy tańczyła pięknie. Zbyt pięknie. Lisanna była znana z tego, że jej tańcą nikt się nie oprze. Za każdym razem, gdy Faraon ją oglądał, kończyła z nim w jego komnacie umilając mu noc czy to kolejnym tańcem czy masażem. To była norma z której była dumna. Lata spędzone nad ćwiczeniami, doprowadziły ją pod "próg" . Gdy tylko uda jej się go przestąpić, stanie się kolejną oficjalną konkubiną Faraona. Dzieliło ją od tego tylko kilka nocy. Dosłownie kilka a teraz gdy już jedną nogą była za "progiem" pojawia się jakaś nowa szmata i od pierwszego dnia, zgarnia więcej pochwały niż ktokolwiek inny.

Widać to było jak na dłoni. Ta suka tańczyła dużo lepiej od niej samej. Jeśli zacznie trenować to całkowicie ją prześcignie. Faraon zachwyci się nią i to ta blondyna będzie grać pierwszą rolę.

Tak szybko jak przyszła złość na Lucy, tak też błyskawicznie przyszedł plan działania. Teraz nadarza się jedyna taka okazja zniszczenia konkurentki. Chodźby się niebo waliło, ta zdzira nie mogła wystąpić dziś przed Faraonem. Więcej takiej szansy nie będzie, by Faraon wywalił ją z pałacu. Mimo, że z pozoru Lisanna wyglądała na aniołka, miała na rękach krew paru kobiet które przez jej intrygi zostały wywalone lub zabiły się same w niewyjaśnionych okolicznościach. Teraz też nic jej nie przeszkodzi.

Próbowała kiedyś pozbyć się nawet Mavis, ale brat Faraona akurat się napatoczył i plan poszedł w pizdu. Mavis jednak nie była tak dużym zagrożeniem jak ta cycata blondi. Mavis zawsze gra lub śpiewa. Sporadycznie tańczy. Lucy natomiast miała cały czas tańczyć więc proporcjonalnie zagrożenie pozycji Lisanny wzrosło. W uczciwej "walce" na tańce przegrała by więc czas zagrać nieczysto. To wszystko dla dobra jej wyższych celów. Złoży potem ofiarę dla Bóstw by te nie gniewały się na nią. Tak jak zawsze.

- Mam nową zachciankę. - szepnęła siadając wśród poduszek do jednej z chodzących tam służących, którą bardzo dobrze znała.

- Jakie? - mruknęła nachylając ucha do Lisanny

- Każ znaleźć mi... - Lisanna przekazała co miała wykonać służąca bez cienia zawahania.

Najchętniej sama by się tym zajęła, ale musiała mieć alibi. Jeśli ktoś by ją zauważył, wpadła by i pewnie została by srogo ukarana. Wtedy o tytule konkubiny a potem Wielkiej Małżonki Króla mogła by pomarzyć.

- Dobrze. Zajmę się wszystkim. - służąca się zgodziła po czym ruszyła by spełnić zachciankę.

Wiedziała, że może za to przypłacić życiem ale pokusa życia w dostatku wygrała. Lisanna kiedyś obiecała jej, że z każdym jej awansem będzie zapewniała jej wsparcie i płaciła dodatkowe monety za służbę. Gdy zostanie żoną Faraona ma stać się jej osobistą duszyczką. Będzie mogła dostać swoją własną komnatę u boku swojej Pani. Taki układ był jej na rękę. Było to lepsze pod każdym względem od służby na najniższym poziomie ze zwykłymi kobietami.

☥☥☥

Tuż o zmierzchu, gdy do występu zostało niewiele czasu, dziewczyny udały się umyć. Była to bardza ważna czynność w życiu codziennym. Przykładano do higieny dużo uwagi do tego stopnia, że kobiety i mężczyźni potrafili spędzać godziny w łazienkach myjąc całe ciało i malując się.

Tym jednak razem, na całe obrządki dziewczyny miały mało czasu. Za godzinę miały być gotowe i stać w komnacie Faraona.

- Jaka zimna! - krzyknęła Cana gdy Erza wylała jej na głowę miseczkę z wodą.

- Hej, Lucy, pomogła byś mi z włosami? - Mavis stając przy dziewczynie, pomachała jej przed oczami grzebieniem z kości słoniowej.

- Pewnie. - zgodziła się odrazu i zatapiając grzebień w umytych już włosach konkubiny, delikatnie zaczeła rozczesywać je.

- Masz takie gładkie i puszyste włosy aż mogła bym je czesać godzinami. -

- Hihi, to wtedy byśmi wyczesała wszystkie włosy. - zaśmiała się Mavis, a za nią inne kobiety.

- Lubisz długie włosy? Długo je zapuszczałaś? - zapytała Lucy rozczesując same końcówki.

- Od urodzenia. Nigdy ich nie ścinałam bardzo. Tylko czasami same końcówki. Lubię moje włosy. Dlatego mam takie długie. -

Lucy zerknęła na tafle wody obok nich. W jej odbiciu dostrzegła rumieńce na twarzy dziewczyny. Nie była to oznaka przegrzania bo woda w której się myły nie była jakoś bardzo gorąca.

- Faraon też je lubi? To dlatego co nie? - zawołała Lucy bawiąc się językiem przy słowie "lubi".

- Co? Nie.... to znaczy tak. Znaczy... - zaczęła się plątać i do reszty rumienić.

- Ona po prostu się zakochała. - zawołała Lisanna stając przed dwiema blondynkami.

- Lisanna? - zdziwiła się Mavis a widząc za nią zbierającą się Mirajane dodała. - Miło, że pomagasz swojej siostrze. Jest już gotowa? -

- Tak. Przy okazji też się wykąpałam. - zawołała Lisanna zatrzymując wzrok na piersi Lucy.

- Coś nie tak? - wzdrygnęła się Lucy

- Nic. Połamania nóg. - mruknęła Lisanna puszczając oko i zmuszając się do uśmiechu.

- D... dzięki. - wydukała Lucy a gdy tylko obie siostry odeszły, popukała Mavis po ramieniu pytając. - Czyli to jest siostra Mirajane? Faktycznie są podobne do siebie. -

- Uważaj na nią. Trochę to dziwne, że jest taka miła. -

- Czemu? -

- Bo ona też tańczy a na moje oko, jesteś w tym lepsza od niej. -

- Serio? Trochę ciężko mi oceniać. Nie widziałam jej tańca. -

- Lisanna jest dobra. Niedługo stanie się kolejną konkubiną Faraona, więc uważaj na nią. - Mavis zerknęła na obie siostry które zatrzymały się jeszcze obok Juvi i rozpoczęły z nią rozmowę.

- A co się może złego stać? - zawołała Lucy prostując się i łapiąc za ręcznik, ruszyła do przedsionka gdzie zostawiła swoje ubrania.

- Może ma rację. - westchnęła do siebie Mavis wstając.

Lisanna w końcu przyszła tutaj z Mirajane przed nimi i wciąż stała tutaj. Gdyby chciała zaatakować Lucy, wyszła by już. Jednak jakieś złe przeczucie nie dawało jej spokoju. Podeszła więc do grupki i wzięła Lisannie za ramię na bok.

- Lisanna nie wiem co chcesz osiągnąć, ale odpuść. -

- O co ci chodzi? - zapytała zdziwiona.

- O to, że jesteś zbyt miła do Lucy. Obie tańczycie. Lucy ma talent i zebrała już trochę komplementów na których ty masz zawsze taki pęd, dlatego mówię ci, nie kombinuj nic. -

- Tańczy lepiej ode mnie? Pff chyba nie. Widziałam jak tańczyła na próbie i sporo jej jeszcze brakuje do mnie. Czemu miała bym sobie zawracać nią głowę? Przecież niedługo mam zostać konkubiną Faraona. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Chciałam być tylko miła. Czy to dziwne? -

- Lisanno ja cię o nic nie oskarżam. Tylko ostrzegam. -

Lisanna otworzyła buzię by odpowiedzieć gdy rozległ się damski krzyk. Kilka kobiet minęło Mavis, Lisannę, Mirajane i Juvie biegnąc do przedsionka sprawdzić co się stało.

Drugi krzyk i Mavis ruszyła jak z procy przeciskając się przez zebrane tam dziewczyny. Gdy tylko udało jej się dostać do środka, zobaczyła leżąca na podłodze Lucy. Blondynka trzymała się za nogę, zaciskając zęby z bólu. Z jej oczu leciały łzy. Dziewczyny będące wtedy z nią w przedsionku, trzymały ją za głowę wołając o pomoc.

- Nie wiem co się stało! Ubierała się i nagle krzyknęła. Potem osunęła się na matę na podłodze! - zawołała spanikowana dziewczyna.

- Kyaa! - krzyknęła Cana widząc ruch pod sukienką Lucy leżącą obok.

Mavis jako jedyna podeszła i podniosła materiał. Oczom zebranych kobiet ukazał się czarny skorpion. Był mocno podrażniony.

- Skorpion! -

- Odsuńcie się od niego! -

- Musiał przyjść tutaj z zewnątrz! -

- Boli, noga mnie boli.... - Lucy wijąc się na podłodze, piszczała z bólu przez łzy.

- Skorpion cię ugryzł! To dlatego! Poraził ci nerwy trucizną zawartą w jego kolcu. - zawołała Mavis pochylając się przy Lucy.

- Zamoczcie materiał w wodzie! Trzeba to schłodzić! - rzuciła Cana

- Trzymaj! - niespodziewanie dłoń Lisanny z mokrym ręcznikiem pojawiła się na nodze Lucy.

- Lisanna? - szepnęła Mavis śledząc jej ruchy

- Mnie też kiedyś ugryzł. To nic miłego. - powiedziała Lisanna. - I mylisz się. Nie jestem do niej wrogo nastawiona. Pomyślałam, że gdy zostanę konkubiną to mogła bym ją trochę pouczyć. - dodała.

- Lucy jak się czujesz? Nie wolno ci zemdleć. Mów do mnie. - Mavis starając się nie zajmować Lisanną zwróciła całą swoją uwagę na Lucy.

- Boli... - jęknęła.

Jej ciało zaczęło drgać. Dostała skurczy i lekkich drgawek.

- Trzeba ją stąd zabrać. Dać leki. Olejki. - zawołała Mavis.

Staż została powiadomiona o wypadku. Zabrali Lucy do pomieszczenia gdzie pracowały lekarki. Natychmiast podały jej leki które rozluźniały mięśnie i zaczęły robić zimne okłady. Z tego całego, Lucy dostała jeszcze gorączki. Wyglądało to okropnie.

- Na co wy czekajcie! - głos wściekłego Jellala rozgonił gapie pod drzwiami.

- Lucy została ukąszona przez skorpiona. - jako pierwsza przemówiła Mavis.

- Ta nowa? - mruknął?

- Tak. -

Jellal zerknął na swoje notatki po czym cmokając zawołał.

- Za 5 minut Faraon upomni się o was a wtedy wasze głowy polecą. Chcecie kazać mu czekać?! Ruszać mi się stąd! - warknął. - Ona i tak nie da rady tańczyć ani nawet grać czy śpiewać. Zostawić. -

- Mamy wyjść bez tancerki?! - krzyknęła Erza

- A mało to tutaj tańczy?! - krzyknął rozglądając się po zebranych. - Lisanna! Zastąpisz ją! -

- Ale... ale to jest jej pierwszy dzień tutaj. - sprzeciwiła się.

- I? - mruknął Jellal

- I... - Lisanna zawahała się patrząc na cierpiącą Lucy. - Dobrze. - zgodziła się.

- Skoro wszystko jasne, to pośpieszcie się. - zawołał Jellal wychodząc z pomieszczenia.

Dziewczyny włącznie z Mavis popatrzył bezsilnie na Lucy i nie mając wyjścia, wyszły zostawiając ją pod opieką lekarek. Gdy tylko znikły za zasłoną, Lucy zamknęła oczy roniąc ostatnie łzy.

- Muszę też iść... - wyjąkała próbując się podnieść.

- Mowy nie ma. Leż tutaj i ogranicz ruchy. - zagrzmiała lekarka zmieniając zimny okład.

- Ale ja muszę tam być. To mój pierwszy dzień. Faraon mnie wyrzuci jeśli się tam nie zjawię. - pisnęła wbijając paznokcie w ręce.

- Leż! Im więcej się ruszasz tym szybciej krew krąży w twoich żyłach i tym szybciej trucizna się rozchodzi. Możesz sobie teraz tylko zaszkodzić! - warknęła dziewczyna łapiąc Lucy za rękę. - Jakoś się to ułoży. To nie twoja wina. Może Faraon w swej sprawiedliwości da ci drugą szansę. Musisz w to wierzyć. -

☥☥☥

Zmierzałem wolnym krokiem do jednej z setek moich komnat. Dziś kolację zjem w komnacie w której miejsce siedzące i stolik na którym będzie kolacja znajdowały się na podwyższeniu. Dodatkowo stojące przy niej pozłacane kolumny tworzyły przyjemny kącik. Ściany pokryte były w niej malunkami i obrazami prezentującymi wielkie zwycięstwa moich poprzedników, ich codzienne życie, miłość i inne ważne wydarzenia.

Gdzie niegdzie rozstawione były donice z paprociami i kwiatami, ale w związku z tym, że dziś będzie tu więcej ludzi niż zwykle, wyniesiono część z nich.

( tak wygląda ta komnata za dnia)

Gdy wszedłem do środka, uderzył mnie zapach rozpalonych świec i olejków zapachowych. Całość dopełniały świeże owoce i pieczone mięso postawione kilka minut później na jednym ze stolików. Gdy wygodnie usadowiłem się na swoim miejscu, a moi urzędnicy i przyjaciele również zasiedli na przydzielonych z boku miejscach, dałem znać ruchem rękę aby zabawiająca mnie dziś piątka nowych dziewczyn weszła do środka.

Jellal otworzył drzwi wpuszczając je do środka. Wszystkie ubrane były w białe kilty*. Na ich głowach lśniły delikatne złote ozdoby. Całość dopełniały również złote z zielonymi i niebieskimi kamieniami naszyjniki. Wśród sześciu osób dostrzegłem mają ulubioną konkubinę która podjęła się organizowania występu i pomocą dla nowych dziewczyn. Mavis. Właściwie jedna rzecz rzuciła mi się w oczy. Gdy tylko dziewczyny stanęły w rzędzie przede mną i kłaniając się nisko, pozdrowiły mnie, nie wytrzymałem i przywołując Jellal zadałem mu nurtujące mnie pytanie.

- Zostałem powiadomiony o pięciu nowych kobietach. Czy nastąpiła pomyłka z twojej strony Jellal? Widzę tutaj czwórkę nowych dziewczyn oraz dwie starsze pobytem tutaj kobiety moją ulubienicę Mavis oraz Lisannę. Gdzie jest nowa piąta dziewczyna? -

- Faraonie, nasz Panie, proszę nam wybaczyć, że pojawiły się wątpliwości. Jedna z nowych dziewczyn nie jest w stanie uczestniczyć dziś w zabawie. Poprosiłem Lisannę, by zastąpiła ją w tańcu. - zawołał Jellal kłaniając się nisko.

Wzruszyłem ramionami. Nic mnie to nie obchodziło. Skoro nie przyszła, to nie będę sprowadzał ją tutaj siłą. Za kogo ona się uważa? Przecież to zwykła kobieta. Zresztą to jej sprawa. Jednocześnie gestem ręki dałem znać, aby obecne dziewczyny zaczęły swój występ. Nie przeszkadzała mi obecność Lisanny. W sumie dawno się z nią nie widziałem, więc nawet jej obecność mnie ucieszyła. Najbardziej jednak cieszyłem się z tego, że to akurat Mavis będzie przewodziła im. Uwielbiałem ją. Miała bardzo kojący głos. Zawsze gdy miałem zły dzień, szukałem odprężenie przy jej grze na harfie i śpiewie. Gdyby nie to, że była człowiekiem, sądził bym, że jest Bóstwem zesłanym mi ku mojej radości.

Dziewczyny podeszły całe spięte do instrumentów pod ścianą i po otrzymaniu ich do ręki, stanęły na środku sali przy wielkiej harfie na której miała grać Mavis. Była duża, prawie jak ona sama. Lisanna natomiast stanęła przed nimi uśmiechając się. Była gotowa do tańczenia gdy tylko muzyka zacznie grać. Patrząc na nią, mój wzrok zerknął na sekundę za jej ciało. Nie zgadniecie co tam a raczej kogo w końcu tam ujrzałem. Aż się uśmiechnąłem widząc stojącego z boku przy jednej z zasłon mojego brata.

Tak rzadko przychodził i spędzał ze mną czas na zabawach. Zazwyczaj wolał ćwiczyć lub spędzać czas samemu bawiąc się z naszymi kotami. Jeśli już przychodził, czasem zjadł ze mną obiad, pogadał po czym znów znikał. Nie mam do niego słów.

- "Przyłączysz się do oglądania?" - przekazałem "wołając" go skinieniem głowy.

- "Dzięki, nie. Ja tylko na chwilę." - "odprał" machając ręką i kręcąc głową.

Pokiwałem znów głową bezradnie. Mój brat jak zawsze miał swoje życie, swoje zachcianki i swoją wolę. Nie zmuszałem go do siedzenia przy mnie, ale od czasu do czasu mógłby towarzyszyć mi przy zabawach.

- Zaczynajcie. - szepnął Jellal dając znać Mavis.

Sekundę później, jej dłonie uderzyły o struny hatfy rozpoczynając melodię. Cana, Erza, Juvia, Mirajane dołączyły się do niej. Lisanna tylko na to czekała. Jej stopy leciutko odrywały się od ziemi unosząc jej sylwetkę w górę. Delikatnymi dłońmi kusząco ruszała w powietrzu. Cała jej postawa była doskonała. Idealnie zgrana z rytmem muzyki.

Każda osoba obserwująca występ nie mogła oderwać oczu od Lisanny dopóki Mavis nie zabrała głosu. Jej głos zdawał się należeć do Bogini. Delikatny, czysty, ciepły i z elementem mistyki. Rozmarzony przymknąłem powieki całkowicie się zatapiając.

Nie tylko Mavis i Lisanna były dzisiejszego wieczoru w perfekcyjnej formie. Każda z grających nowych dziewczyn zdała test. Każda będzie mogła zostać w pałacu i starać się o wyższe tytuły.

W tej całej radosnej atmosferze, tylko Mavis nie bawiła się do końca. Martwiła się o Lucy. Musiała coś wymyślić aby biedaczka dostała drugą szansę. Ten skorpion to nie mógł być przypadek. Mimo, że Lisanna była cały czas na jej oku, ktoś musiał ją za to wyręczyć. Nie wierzyła w niewinność młodszej siostry Mirajane. Problem był w tym, że nie miała dowód, bez których nie mogła oskarżyć jej. Jeśli by to zrobiła, została by obgadana jako kłamca i tytuł konkubiny na który tak ciężko pracowała, przepadł by w jednej chwili. Nie mogła na to pozwolić. Jeśli straci tytuł, nikt już nie będzie mógł pomóc Lucy i zatrzymać Lisannę. W tej beznadziejnej sytuacji, zerkając w bok, zobaczyła stojącego przy Jellalu brata Faraona. Czytał zapiski osobistego służącego Faraona by po chwili podnieść swoje oczy znad kartek na Mavis.

- "Gdzie ona naprawdę jest?" - zdawały się pytać jego oczy

- "Ma kłopoty." - odpowiedziały delikatnie usta Mavis.

Książę doskonale odczytał mowę konkubiny Faraona. Jego ostre spojrzenie zawisło na Jellalu. Coś ze sobą wymienili, kilka zdań po czym książę wyszedł z sali.

- Pomóż jej. Jesteś jej jedyną nadzieją, książę. - Mavis pisnęła nabierając powietrza i wypuszczając je z płuc, rozpoczęła kolejną zwrotkę piosenki.

☥☥☥

Cała ta "rozmowa" nie umknęła mojej uwadze. Jako Faraon, nauczony doświadczeniem wiem, że nie mogę pozwolić sobie aby coś umknęło mi i to przed samym moim nosem. Mimo, że mój brat odmówił spędzenia ze mną czasu, co nie mam mu za złe, szanuję jego wolę, to i tak nie spuściłem go z oka cały ten czas. Jak to zwykle, znów pojawiły się "te" spojrzenia do mojej konkubiny Mavis. Bardzo, ale to bardzo mi się to nie podoba. Mavis należy do mnie. Nie podoba mi się ich bliskość. Ich przyjaźń. Faktycznie wiem, że Mavis robi to dla mnie, często szeptając mojemu bratu gdy mam zły humor czy potrzebuję go. To ona zawsze idzie po niego gdy mam problem. Dlatego cały ten czas, przymykam na to oko, chodź w przeszłości zdarzały się kłótnie o to czy aby za bardzo nie ograniczam jej kontaktów z innymi. Wiem, że pomiędzy nimi jest tylko przyjaźń ale i tak nie podoba mi się to. Nikomu nie oddam Mavis. Ona zostanie tutaj w pałacu jak najdłużej. Potrzebuję jej.

- Ciekawe o co tym razem chodzi. - mruknąłem widząc brata, opuszczającego salę w dość szybkim tempie. - Co tym razem się dowiedziałeś? - dodałem zakładając moje czarne włosy za ucho i przymykając ciemne oczy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Słowniczek

Kilta* - rodzaj białej sukienki u kobiet lub męskiej spódnicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro