Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Zawsze może być gorzej

Sięgnąłem po telefon i wyłączyłem budzik. Ziewnąłem leniwie i spojrzałem na zegarek w telefonie. 7.20. Przekląłem pod nosem i momentalnie zerwałem się z łóżka. Wyglądało na to, że przespałem budzik o 6.50 oraz 7.00 — o 7.20 to ja powinienem wychodzić, nie wstawać.

Zapinając guziki koszuli w kratę kalkulowałem.

W szkole muszę być najpóźniej o 7.40. Dziesięć minut zanim przyjdą do niej te całe szkolne fejmy. Wolę unikać kontaktu z nimi.

Wyplułem pastę i przemyłem twarz wodą. 7.30. Szkoła jest blisko mojego domu, jak pobiegnę to zdążę. 

Udałem się do kuchni, skąd wziąłem kromkę chleba tostowego i wodę. Zerknąłem na pozostawioną na lodówce kartkę o tym, że obiad jest w lodówce i mam go sobie podgrzać w mikrofali, gdy wrócę. 

Wybiegłem z domu, w międzyczasie pakując do plecaka wodę i pośpiesznie szukając w nim kluczy. I w tym właśnie momencie, jak ostatnia fajtłapa, upuściłem swój chleb prosto na grządkę z kwiatami. Westchnąłem z żalem. No nic, pójdę bez śniadania. Znalazłem klucz i zamknąłem dom. 

Jednak, kiedy biegłem przed siebie przez przejście dla pieszych nagle poczułem, że czegoś zapomniałem.

Cholera jasna, okulary!

Natychmiast zawróciłem i znowu, biegiem do domu. Aby nie było za łatwo, po drodze miałem jeszcze dwa razy czerwone światło i raz wywaliłem się, potykając o krawężnik. Gdy dotarłem do domu, korytarzowy zegar pokazywał 7.40. Szybko zgarnąłem okulary, które leżały na blacie w kuchni i wyszedłem z domu. Zacząłem biec. Jednak... to chyba bez sensu. Dzisiaj muszę się spóźnić.

Spóźnianie się nie leżało w moim zwyczaju, jednak w tej chwili widziałem jedynie dwie opcje: spóźnić się, lub nie przychodzić do szkoły w ogóle. Naprawdę nie lubiłem mieć kontaktu ze szkolnymi fejmami. Jeśli się spóźnię, oni wejdą do szkoły przede mną, a ja równo z dzwonkiem lub nawet po nim polecę do klasy. Tak, to był dobry plan.

Szedłem do szkoły najwolniej jak się dało. Najspokojniej, bezstresowo. Jednak na miejsce dotarłem przed ósmą. A żeby było jeszcze gorzej — szkolne fejmy rozmawiały sobie na dworze, blisko bramy.

Postanowiłem zaczekać aż wejdą do środka, nie chciałem się z nimi mijać. Schowałem się za drzewem, niedaleko szkolnego ogrodzenia i przeglądając komórkę udawałem, że mam na głowie ważniejsze niż szkoła sprawy. Ukradkiem słyszałem jak Daria opowiada przyjaciółkom o swojej ostatniej wizycie w Paryżu. Gestykulowała przy tym żywo i uśmiechała się uroczo, ukazując przy tym białe zęby idealnie pasujące do jej blond włosów. Miała również idealną twarz. Ubrana też była idealnie. Daria była definicją piękna.

Stojący obok, jej młodszy brat, Steve, również był piękny. Nawet nie "przystojny" a piękny. Wyglądał jak męska kopia siostry.

Dobra, ale pod szkołą jest już Daria, Steve, Lucy i Angela. Dlaczego nie wchodzą do środka? Ach, chyba czekają na Maxa.

Fejmy czekały, więc ja również cierpliwe czekałem. Może Maxa nie będzie dzisiaj w szkole? Jeśli tak, będą czekać jeszcze dłużej. Już dochodziła ósma, jeśli oni się nie pospieszą, spóźnię się bardziej niż planowałem. Może powinienem po prostu ich zignorować? Przecież nie boję się grupki dziewczyn i piętnastoletniego skrzata, to Maxa się boję.

Z rozmyślania wyrwał mnie głos, który usłyszałem za plecami:
— Ładnie to tak śledzić innych?

Odwróciłem się i zamarłem. Stał za mną wysoki blondyn o czarnych oczach. Ubrany był całkowicie na biało, a jego szyję zdobiły srebrne słuchawki. To był Max. Chłopak Darii.

— Nie podsłuchuję — odpowiedziałem po chwili milczenia.

— Ale podglądasz.

— Nieprawda.

— Nie pyskuj kujoński stalkerze — Max wywrócił oczami. — Więc to ty prześladujesz Darię. Obrzydliwe. Co, myślałeś, że nie zauważę jak robisz jej zdjęcie z ukrycia?! Czekałeś aż się odwróci, tak?

— N-nie! — zaprzeczyłem podnosząc rękę w której trzymałem telefon do góry. — Nie na nią czekałem!

— Więc na kogo? — spytał blondyn a po chwili uniósł brwi i skrzywił się. — Och, na mnie czekałeś tak? Obrzydliwe. Aż mnie skręca na myśl o tym, co miałbyś zrobić z tymi zdjęciami.

— Nie robiłem żadnych zdjęć.

— To czemu trzymasz w łapie telefon? Zazdrościsz nam? — chłopak prychnął śmiechem. — Sławy, bogactwa, popularności?

— To, że masz sławną dziewczynę nie czyni cię sławnym.

— Cóż, ty nie masz nawet tego. Nigdy nie będziesz miał.

Miałem ochotę stąd uciec. Robiło mi się słabo. Widziałem, że nasza kłótnia zwróciła już uwagę stojących w okolicy uczniów.

— No co, rudzielcu? Będziesz ryczeć? — Max śmiał się ze mnie.

Zacisnąłem zęby. Momentalnie, zamiast chęci płakania poczułem kipiącą wręcz ze mnie złość. No i to chyba właśnie złość, a nie mój mózg kontrolowała moją rękę, która zamknięta w pięść uderzyła ładną twarz Maxa. Niestety, było to tak słabe uderzenie, że blondyn jedynie wydrwił ten gest.

— O! Widzę, że będziemy się bić? — zapytał z uśmiechem.

Dopiero teraz uświadomiłem sobie ile zebrało się dookoła osób. Wszyscy chcieli być świadkami tego przedstawienia, które umilało im poranną szkolną rutynę. 

— Dajesz, Maxi! Pokaż temu creepowi, gdzie jego miejsce! — usłyszałem głos Darii.

Sytuacja była okropna, ale zaśmiałem się lekko.

Maxi? — powtórzyłem. — Aż mnie skręca.

Max pociągnął mnie za włosy i uderzył w twarz. Momentalnie poczułem piekący ból w szczęce i całym policzku. Cicho jęknąłem.

 — Uważaj, zaraz się poskarży! — krzyknęła Lucy. 

— To nudne, jak tylko obrywasz — dodał ktoś inny. — Rudy, może mu oddasz?!

Tłum śmiał się. Max popchnął mnie na ogrodzenie i znowu uderzył w twarz. Tłum się powiększał. Coraz bardziej chciałem uciec, ale w tym momencie nie było to już nawet możliwe. Po prostu zaciskałem zęby i czekałem na ratunek.

— Ej, stary ale okularników się nie bije — usłyszałem kolejny głos.

Z nadzieją spojrzałem w stronę obcego głosu. To był David. Brunet z klubu koszykarskiego. Najlepszy kumpel Maxa. Miał mnie uratować? Nadzieja matką głupich!

— O kurde, masz rację! — Max zaśmiał się serdecznie.

Szarpnął mnie za kołnierz koszuli i ściągnął moje okulary. Nałożył je na swój krzywy nos i zrobił dziwną minę. Wszyscy się śmiali. I wtedy momentalnie zrozumiałem jego postępowanie. Zawsze zastanawiało mnie, co on do mnie ma, co mu zrobiłem. Cóż, otóż rzecz w tym, że nic. Max nie chciał mnie dręczyć. Pragnął jedynie być w centrum uwagi.

Robiąc z siebie błazna.

Blondyn spojrzał na mnie, uśmiechnął się i... z całej siły rzucił moim okularami o ziemię. Po chwili na nie nadepnął. Zaczął po nich skakać. Wciąż się śmiał. Wszyscy się śmiali.

Okulary rozsypały się na milion małych kawałeczków tak jak mój nastrój tego dnia. Były drogie. Ten zjeb mi ich nie odkupi. 

Czułem, że moje oczy robią się szklane i, że to kwestia sekund zanim przy wszystkich się rozpłaczę.

— Aj aj, chyba go to zabolało!— Max uśmiechnął się do mnie jednak uśmiech zaraz zszedł mu z gęby, gdy z tłumu wyszedł nauczyciel fizyki.

— Co tu się wyprawia?! — spytał pan Malinowski.

Max zaczął się jąkać i układać jakieś chaotyczne półzdania wymówek, ja zaś milczałem, patrząc w ziemię. 

— Wszyscy do klas! — zarządził nauczyciel. — Nie robić zbędnej publiczności! Przestań nagrywać, Steve! A wasza dwójka spotka się teraz z wychowawcą.

Nie wiem, czy nie wolałbym, aby nauczyciel się nie zjawił, a Max bił mnie do nieprzytomności. Teraz, kiedy czeka nas rozmowa u wychowawcy mi również się oberwie, w końcu też uderzyłem Maxa. W dodatku pierwszy. O wzorowym zachowaniu zapewne mogę już zapomnieć.

Rozmowa z wychowawcą była krótka. Słuchaliśmy jego wywodu siedząc naprzeciwko. Ja — z zimnym kompresem przyłożonym do szczęki, Max — z założonymi rękami i lekceważącym spojrzeniem. Nauczyciel obiecał, że zadzwoni do naszych rodziców. No tego się obawiałem najbardziej. 

Razem z Maxem w milczeniu podeszliśmy pod klasę. Nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Nie było po co. Ja nienawidziłem go, a on nienawidził mnie. Max zapukał do drzwi.

— Proszę — usłyszeliśmy głos nauczycielki. — O! To ta dwójka spóźnialskich! — westchnęła, kiedy stanęliśmy przy tablicy. — Victor, zawiodłam się, naprawdę.

Oczywiście, musiała skierować swoje zawiedzenie konkretnie w moim kierunku. Zawiodła się na mnie, nie na Maxie. Musiała mi to powiedzieć. Musiała zrobić coś, aby sytuacja zabolała mnie bardziej. Prawda jest taka, że nikt nie lubi wzorowych uczniów, nawet nauczyciele. Oni tylko czekają na jego najmniejszy błąd, który potem będą temu nieszczęśnikowi wypominać do końca szkoły i za który ukarają go tak, jakby przewinił on milion razy.

— Ominęła was prawie cała lekcja — westchnęła nauczycielka. — Wypada was ukarać.

Zdaniem wielu pani od biologii jest sadystką. Uwielbia wstawiać jedynki z błahych powodów i wydzierać się na uczniów. A więc nie tylko pierwszy telefon do rodziców, ale i pierwszą w życiu jedynkę również dostanę przez tego zjeba.

— To wina Victora — powiedział Max.

Z wrażenia chyba aż otworzyłem usta. Po pierwsze, dlatego że to nie moja wina. Ale po drugie, to chyba po raz pierwszy ktoś z uczniów nazwał mnie po imieniu. Zawsze byłem po prostu "rudym" lub "kujonem", dzisiaj jeszcze "creepem". Szczerze, nie sądziłem, że Max w ogóle wie, jak się nazywam.

— Nie obchodzi mnie czyja to wina! — kontynuowała nauczycielka. Była wściekła. — Za karę... mam świetny pomysł. Abyście się pogodzili i zarazem zostali należycie ukarani... zrobicie razem prezentacje.

— No chyba panią coś boli! — westchnął z irytacją Max.

Kłócił się przez chwilę z nauczycielką, jednak była ona nieugięta.

Wtedy myślałem, że to już szczyt. Że będzie lepiej. Po nocy zawsze nastaje dzień. Po zimie nastaje wiosna. Po złym dniu powiem być ten najlepszy w życiu. Jednak już jutrzejszego dnia miałem się przekonać, że to był dopiero początek.

I że zawsze może być gorzej.

----
Część z Was może kojarzy ten tekst, dla innych jest nowy
Jest to druga wersja mojej pierwszej historii — "Koniec jest tylko nowym początkiem".
No przyznaję, pozmieniałam trochę... nawet sporo, bo czasami cringe mnie skręcał. Ale póki co bawię się super i mam nadzieję, że kolejne rozdziały spodobają się i Wam, i mnie:D
//Virani

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro