Rozdział 8
Seth i reszta grupy siedziała właśnie w gabinecie dziadka Sorensona omawiając plan misji. Jak się dowiedzieli parę minut temu mieli jechać do jakiegoś tajemnego rezerwatu o nazwie Biała Dżungla by wykraść jakiś przedmiot. Tak tajemnego, że wiedział o jego istnieniu tylko sam Kapitan Rycerzy Świtu. A właśnie teraz ta wiedza została powierzona też innym wtajemniczonym już osobom.
- Dlaczego nazywa się Biała Dżungla? - spytał dziadka Sorensona.
- Bo dosłownie to dżungla - zamiast Stana odpowiedział Tanu. - I dosłownie biała.
- Mieszkają tam urlice - rzekł Kapitan Rycerzy Świtu. Po sekundzie jego mina się zmieniła jakby mu się coś przypomniało. - Poprawka: urlica.
- I my mamy pakować się w to bagno? - spytała z niedowierzaniem Vanessa.- Rozumiem, że bycie Rycerzem Świtu oznacza od czasu do czasu trochę ryzyka, ale to już przesada!
- Niestety tak
Dla Setha to też nie brzmiało zbyt dobrze. Wycieczka do rezerwatu, do tego tajnego, brzmiała bardzo odjazdowo jednak na wieść o urlicy mina mu trochę zrzedła. W sumie dlaczego miał jej się bać? ,,Na przykład, bo umie się pojawiać znikąd i znikać' - odpowiedział sam sobie. Przeszedł go dreszcz.
- A i... no tak! - Stanowi po raz któryś tam z kolei coś się przypomniało. - Na miejscu powinien dołączyć do was Paprot. Jeśli oczywiście nic mu nie przeszkodzi.
Kendra się rozpromieniła. Chłopak westchnął. Nie ma jak to dwa zakochane gołąbeczki, które mają się spotkać po zaledwie kilku tygodniowej rozłące.
- Dobrze, to kiedy ruszamy? - spytała dziewczyna.
- Jutro z samego rana - odpowiedział Stan. - Wprawdzie ten rezerwat ma opiekuna, ale on niezbyt lubi śmiertelników. Dlatego będziecie musieli zorientować się w nim sami. A teraz idźcie odpocząć - uśmiechnął się. - Jutro czeka was niebezpieczny dzień.
Wszyscy się pożegnali wychodząc z gabinetu. Seth czuł się bardzo podekscytowany. Znowu czeka go przygoda. Tylko chciał, żeby ta ,,przygoda'' nie zakończyła się czyjąś śmiercią, a jeśli już musiałaby, to najlepiej urlicy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro