Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6


Seth przeszedł przez most czujnym nieśpiesznym krokiem rozglądając się dookoła. Nagle ogarnęło go wielkie poczucie niepokoju. Właśnie ukazała się im bogato zdobiona rezydencja, miejsce do którego mieli dotrzeć, więc nie wiedział co mogło pójść nie tak. Obejrzał się za siebie, ale nic nie wskazywało na to żeby istota postanowiła się znowu pojawić.

- Do kogo należy ten piękny budynek? - spytała Kendra

- Do państwa Cherry. Należą już od 10 lat do Rycerzy Świtu - odpowiedziała Vanessa.

Chłopak przeszedł obok gładko przyciętych krzewów róży. Uważał, że ten ogród wygląda nieźle jednak nie dorównuje temu z Baśnioboru.

Warren podszedł do mosiężnych drzwi i zapukał trzy razy szybko, a potem cztery wolno. Po minucie drzwi się uchyliły, po czym ukazała się wychylająca głowa mężczyzny.

- Nazwiska - rzucił obojętnym tonem.

- Warren Burgess, Vanessa Santoro - Warren pokazał najpierw na siebie potem na Vanessę. - Oraz Kendra i Seth Sorensonowie - przedstawił rodzeństwo.


- Dobrze - powiedział mężczyzna mierząc ich wzrokiem, a jego ton stał się milszy. - Wejdźcie - otworzył szerzej drzwi.

Grupka weszła do małego pomieszczenia z którego odgałęziały się dwa korytarze.

- Zasady bycia Rycerzy Świtu się trochę zmieniły - wyjaśnił, gdy wszyscy znaleźli się już w środku 

-Nazywam się Harry Hood, jestem zastępcą kapitana Rycerzy Świtu. Stanowisko kapitana zostaje, zatępca kapitana dochodzi, a porucznika odchodzi Wszyscy teraz nie muszą zachowywać w tajemnicy swojej tożsamości, jednak u niektórych jest to wskazane - skończył patrząc na Kendrę i Setha.

- Jasne - pokiwała głową Vanessa.

- Jeśli pójdziecie w lewo to dotrzecie do sali ze stolikami, tam będzie przemawiał kapitan. - 

Harry mówił monotonnym głosem jakby powtarzał tę mowę setny raz. Zapewne właśnie tak było - a na prawo są toalety.

Rozległo się pukanie do drzwi takie same jak poprzednio.

- Następni Rycerze - powiedział zastępca kapitana z uprzejmym zakłopotaniem na twarzy - Muszę was już prosić o pójście lewym korytarzem - urwał. - Chyba, że ktoś z ma potrzebę...

- Rozumiemy - przerwał mu Seth.

Warren skierował się w stronę sali, zresztą reszta także. Weszli do przestronnego pomieszczenia wypełnionego stolikami. Wszyscy Rycerze Świtu byli pochłonięci rozmową.

- Jak ja dawno Was nie widziałem - odezwał się za nimi radosny głos. Seth szybko się obrócił. Zobaczył za sobą Tanu. - Usiądziemy? - zaproponował podpierając się o stół.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro