Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-15-

Szatyn wyciągnął bukiet w stronę dziewczyny i obdarzył ją lekkim uśmiechem.

— Twoje ulubione, prawda? — zapytał ciepło. Dziewczyna przygryzła wargę, biorąc róże do rąk.

— Pamiętałeś? — uśmiechnęła się. Hajime zerknął na nastolatków, po czym szturchnął Kise w ramię i kiwnął wymownie głową. Blondyn podszedł niechętnie za starszym z rodzeństwa Iwaizumi, by zostać świadkiem chłodnej rozmowy bruneta z ojcem alkoholikiem.

— Hajime...

— Ojcze.

Mężczyźni mierzyli się wzrokiem przez chwilę. W oczach Hajime widać było gniew i żal, w oczach pana Iwaizumi tylko smutek.

— Co u mamy? — zapytał cicho mężczyzna.

— W porządku — odparł zdawkowo chłopak, odwracając wzrok.

— Nadal jest z tym swoim...

— Tak — mruknął w odpowiedzi chłopak, po czym zapadła między nimi niezręczna cisza. Kise zerknął na rozmawiającego z Meikimi szatyna. Czuł się nieswojo, obco. Jakby wpakował się z butami w życie Iwaizumich i tego gościa z różami. Wszyscy oni się znali, mieli wspólną przeszłość i historię, a on? Nie wiedział o nich nic, a o Mei stosunkowo niewiele. Nagle zapragnął znaleźć się jak najdalej od tego mieszkania i tych wszystkich ludzi. Jednak został. Dla Meikimi.

Brunetka po chwili wróciła do salonu z bukietem kwiatów w ręce. W milczeniu wstawiła je do wazonu, spojrzała po kolei na wszystkich i westchnęła cicho.

— Herbaty?

— Kto to jest? — zapytał z niechęcią szatyn, wskazując głową opierajacego się o ścianę Kise. Blondyn wsunął dłonie w kieszenie i już otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale brunetka go wyprzedziła.

— Oikawa, to jest Kise Ryōta — powiedziała. — Mój... chłopak...

Szatyn otworzył lekko usta ze zdziwieniem, jednak szybko zreflektował się i uśmiechnął lekko. Podniósł się z kanapy i podszedł do blondyna. Skrzywił się, najwyraźniej niezadowolony z faktu, że koszykarz jest wyższy od niego, po czym wyciągnął pięść i uśmiechnął się lekko.

— Miło mi poznać. Jestem Oikawa Tōru — powiedział. Kise z trudem podniósł dłoń i przybił szatynowi żółwika.

— Mnie też miło — odparł wciąż zszokowany.

— Jesteś sportowcem? — zapytał Oikawa, lustrując go spojrzeniem. — Kimi-chan nie umówiłaby się z byle kim.

— Czy ja kiedyś mówiłam, że lecę na sportowców? — zapytała brunetka, krzyżując ramiona na piersi.

— Owszem — uśmiechnął się Tōru, a Hajime pokiwał głową. Dziewczyna prychnęła.

— Gram w koszykówkę — powiedział Kise, przybierając pewną siebie pozę.

— Nie wiedziałem, że lubisz koszykarzy — westchnął szatyn, przekrzywiając głowę i patrząc na brunetkę kątem oka.

— Do czego zmierzasz, Oikawa? — zapytała. Szatyn uniósł dłonie w obronnym geście.

— Ja tylko chcę, delikatnie mówiąc, przesłuchać twojego nowego chłopaka — uśmiechnął się szeroko.

— To chyba moja rola — odezwał się Hajime, wstając z miejsca.

— Niczyja! — zawołała Meikimi. — Jasna cholera, Hajime, mogłeś powiedzieć, że zabierasz Tōru!

— Nie miałem zamiaru. Jechał za mną. Zauważyłem go dopiero w Tokio. Bez sensu byłoby go odsyłać — odparł Iwaizumi. Dziewczyna jęknęła z frustracją. Szatyn wzruszył ramionami.

— Nie znasz mnie, Kimi-chan? — zaśmiał się.

— Chodźmy na kawę — zaproponował nagle Kise. — Poznamy się, pogadamy jak cywilizowani ludzie, hm?

Oikawa wydął wargi i cmoknął cicho.

— Dobra.

***

— Siatkówka? — mruknął Kise, podnosząc do ust kubek z czarną kawą. Miał okropny humor, a gorzki napój tylko potęgował jego niechęć do całego świata. Nie wiedział czemu się tak dołuje. Cholerny masochista.

— Tak — uśmiechnął się Oikawa i objął ramieniem, siedzącego obok przyjaciela. — Ja i Iwa-chan jesteśmy kapitanami drużyny Aoba Johsai, najlepszej w naszej prefekturze... Ajć! — jęknął chłopak, gdy Iwaizumi trzepnął go w głowie.

— Bez przechwałek Tōru — mruknęła Mei, kładąc dłoń na kolanie blondyna. Kise uśmiechnął się lekko.

— Nie szkodzi — zaśmiał się. — Teraz ja.

Oikawa splótł dłonie i uniósł brew, czekając na słowa młodszego chłopaka.

— Kojarzysz Pokolenie Cudów? — zapytał z podłym uśmieszkiem.

— Ryōta... — jęknęła Meikimi, przykładając dłoń do czoła. Oikawa cmoknął i podparł brodę dłonią.

— Przykro mi, nie kojarzę — odparł z wyniosłym wyrazem twarzy.

— Pokolenie Cudów lub Cudowna Generacja jest to piątka, lub szóstka jak niektórzy uważają, koszykarzy z mojego rocznika. Wszyscy chodziliśmy do jednego gimnazjum. Krótko mówiąc, jesteśmy zajebiści — odparł chłopak. Oikawa nadal utrzymywał znudzony wyraz twarzy.

— Mówią na mnie Wspaniały Król — szatyn wyszczerzył zęby.

— Tylko ten rudy z Karasuno — sprecyzował Iwaizumi.

— Cicho, Iwa-chan! — szepnął konspiracyjnie Oikawa. — Wszystko mi psujesz. Kise parsknął śmiechem.

— Jestem modelem — powiedział. Oikawa wciągnął ze świstem powietrze. Blondyn spojrzał na niego, dumny, że wreszcie udało mu się zagiąć szatyna.

— Mówiłem, żebyśmy poszli na ten casting! — oburzył się, patrząc wściekle na Iwaizumiego.

— Hajime modelem — parsknęła Meikimi. — To jeszcze mniej prawdopodobne niż moja kariera w modelingu.

— Gdyby nie twoja kariera, kotku, nigdy byśmy się nie poznali — powiedział Kise, obejmując ją ramieniem. Oikawa skrzywił się na ten widok.

— Jaka kariera? — zapytał Hajime, biorąc do ręki kubek americano.

— Od ponad miesiąca pracuję jako fotomodelka w agencji Kise — wyjaśniła dziewczyna. Iwaizumi uniósł brwi, z szokiem wymalowanym na twarzy.

— Ale super! Wkręć i mnie, Kimi-chan! — zawołał Oikawa.

— Nadajesz się. Mógłbyś zrobić karierę — powiedział szczerze Kise. Szatyn spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym spuścił głowę.

— Dzięki — mruknął cicho, patrząc gdzieś w bok. Rodzeństwo Iwaizumi wymieniło porozumiewawcze spojrzenia.

— Skończyła mi się kawa — powiedział beznamiętnie Hajime i skinął głową w stronę baru. Meikimi uśmiechnęła się i wstała do stołu. Położyła blondynowi dłoń na ramieniu i nachyliła się do niego.

— Pogadajcie sobie, chłopcy — szepnęła i pocałowała go w policzek. — Bądźcie grzeczni.

— Jasne — uśmiechnął się chłopak i odprowadził rodzeństwo wzrokiem. Następnie przeniósł go na szatyna i westchnęła cicho. — Zakopiemy topór wojenny?

Oikawa wydął wargi i spuścił głowę.

— Może być ciężko — westchnął. — Bo widzisz, Kise-kun... — szatyn podniósł wzrok i uśmiechnął się smutno. — Jestem cholernie zazdrosny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro