Szymanka
Kiedy otworzyłam oczy było jeszcze ciemno. Gdzie ja w ogóle jestem? - pomyślałam i dopiero po chwili zorientowałam się, że obok smacznie chrapie sobie moja przyjaciółka i że to u niej w domu jestem. Przypomniałam sobie dzień wczorajszy i wzdrygnęłam się na tą myśl. Nie chciałam o tym myśleć, ale martwiłam się o Wiktora i to wszystko wracało. Nowy rok przeżyłam sama, w milczeniu, zamknięta w swoim pokoju tylko z własnymi myślami. Co prawda moja mama próbowała mnie jakoś pocieszyć i wyciągnąć z tego ponurego nastroju, ale ja nie miałam na nic ochoty.
Pierwszego dnia szkoły Wiktor się nie pojawił, więc przez cały dzień chodziłam przygnębiona. Pisałam do niego przez nasz chat AWJ, dzwoniłam na komórkę, ale to wszytko na nic. Mój kolega ani nie odbierał, ani nie odpisywał. Przez to nie miałam na nic ochoty. Nawet nie chciało mi się uczyć, a to nie zdarzyło się nigdy. Przez cały dzień ani razu sama się nie zgłosiłam do odpowiedzi, a nawet zdarzyło się, że nie odpowiedziałam na pytanie nauczyciela. Nie dostałam jedynki, ale moje zachowanie bardzo dziwiło nauczycieli.
Jedyną nauczycielką, która w ogóle nie była tym zdziwiona była Szymanka. Wydawało mi się, że ona coś wie na temat naszego sylwestra, jednak przez całą lekcje nic nie powiedziała. Tego dnia lekcje mi się bardzo dłużyły. Z niecierpliwością czekałam na ostatni tego dnia dzwonek, by wreszcie móc wraz z Justyną iść do domu, gdy ku mojemu zaskoczeniu moja wychowawczyni mnie zatrzymała i poprosiła bym jeszcze na chwilkę została. Poprosiłam moją przyjaciółkę by na mnie zaczekała na korytarzu, a następnie wraz z nauczycielką cierpliwie poczekałyśmy, aż wszyscy wyjdą z klasy. Chwilę potem Szymanka kazała mi usiąść, po czym ze stoickim spokojem powiedziała:
-Wiem o wszystkim co wydarzyło się w Sylwestra.
Zdziwiłam się.
-Ale... Skąd? -spytałam, po czym uświadomiłam sobie, że to nie jest pytanie na miejscu, bo skoro Szymanowska mnie tu trzyma to znaczy, że nie jest dobrze. Przestraszyłam się i czekałam na jakąś burę, gdy nauczycielka po raz drugi odpowiedziała ze spokojem:
-To w tej chwili nie ma większego znaczenia. Dzwoniłam dziś do rodziców Wiktora.
-Dzwoniła pani? Więc pewnie wie pani jak się ma Wiktor? - przez chwilę wstąpiła we mnie nadzieja, że wychowawczyni powie mi, że wszystko z nim w porządku, ale chwilę później uświadomiłam sobie, że gdyby tak było nie trzymałaby mnie w sali po lekcjach - Och, pewnie jest w tragicznym stanie! I to wszytko przeze mnie - zakryłam twarz dłońmi. Znów byłam bliska płaczu.
-Właściwie to, oprócz tego, że twój kolega ma podbite lewe oko i zwichnięty nadgarstek, to ma się dobrze i już za dwa dni wróci do szkoły -uśmiechnęła się.
-Naprawdę? - spytałam nie dowierzając i powoli odsłaniając twarz rękami.
-Tak -znów się uśmiechnęła - Po za tym, nie powinnaś się obwiniać za coś na co nie miałaś wpływu, Aniko. To nie twoja wina, że Miłosz się upił i podszedł właśnie do ciebie, a Wiktor jak przystało na dżentelmena stanął w twojej obronie.
-Więc to oznacza, że Wiktor nie będzie miał żadnych kłopotów? - spytałam powoli.
-Wiktor stanął w twojej obronie, lecz potem uderzył jeszcze kilka razy Miłosza doprowadzając do bójki, a to jest naruszenie cielesności, co według prawa jest czynem karalnym. Dlatego też rodzice Wiktora poniosą koszty wyrządzonych szkód, a sam Wiktor będzie musiał, w ramach kary, wykonywać prace społeczne.
-Ale... To przecież jest niesprawiedliwe! Pan le... To znaczy Wiktor chciał mi tylko pomóc, a winnym był tu Miłosz!
-Miłosz także poniesie konsekwencje swojego zachowania. W związku z tym, że był pod wpływem alkoholu jako osoba nieletnia i w związku z tym, że brał czynny udział w bitce, będzie miał sprawę sądową w sądzie dla nieletnich.
-Czy jego rodzice też poniosą koszty wyrządzonych szkód?
-Owszem. A co do samej rozprawy sądowej... Będziesz na niej musiała być jako świadek i po części poszkodowana osoba. Oczywiście powiadomię o tym twoich rodziców.
-Więc to dlatego kazała mi pani zostać po lekcjach? Żeby mi powiedzieć o rozprawie? I karze dla chłopaków?
-Nie.
-Nie? -byłam zdziwiona.
-Nie. Poprosiłam cię byś została po lekcjach, ponieważ wiem jak bardzo lubisz Wiktora i widziałam dzisiaj jak bardzo się o niego martwiłaś.
Przez chwilę z wrażenia nie mogłam nic powiedzieć.
-Ale skąd pani wie, że... Lubię Wiktora?
-Jestem twoją wychowawczynią. Wiem i widzę więcej niż inni nauczyciele -uśmiechnęła się.
Szczerze mówiąc tu Szymanka mnie zaskoczyła. W tamtej chwili pomyślałam, że ona jest nawet fajna. Nie żebym jej wcześniej nie lubiła, ale po raz pierwszy nie była taka ostra i surowa jak na lekcjach. Także na godzinie wychowawczej podchodziła do wszystkich z dystansem. Wtedy po raz pierwszy popatrzyłam na nią z innej perspektywy. Jak widać czasami ludzie potrafią nas zaskoczyć.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję pani. Za wszytko. Teraz będę już spokojna - i już miałam wyjść z klasy, gdy pani Szymanek zapytała:
-W czwartek mamy godzinę wychowawczą tak?
-Tak -odparłam odwracają się jeszcze w jej stronę.
-W takim razie porozmawiamy jeszcze o tym sylwestrze w czwartek. Wasza historia powinna być przestrogą dla was samych i innych na przyszłe dorosłe lata, do których już powoli się zbliżacie. Prawda Aniko?
-Tak... Choć mi jeszcze daleko do tej dorosłości. W końcu mam zalewie 13 lat...
-Może i masz tylko 13 lat, ale czasami zachowujesz się bardziej dojrzale niż niektórzy koledzy z twojej klasy, którzy już niedługo będą mieć po 16 lat. Jesteś naprawdę mądrą i odpowiedzialną osobą Aniko. Taka osoba jak ty na pewno świetnie sobie poradzi w szkole średniej wśród kilka lat starszych rówieśników. Właściwie to jestem pewna, że nikt nawet nie pomyśli, że masz 14 lat, bo mądrością i dojrzałością zawsze będziesz dorównywać innym.
Tego też się nie spodziewałam. Zrobiło mi się miło.
-Jeju, dziękuję - uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co -także się uśmiechnęła- A teraz idź już do domu. Justyna już wystarczająco długo się naczekała.
Pożegnałam się grzecznie i szybko wyszłam z klasy.
-No nareszcie! Ileż można na ciebie czekać? Co chciała Szymanka?
-Dużo by mówić, potem Ci powiem.
-Okej. Idziemy do ciebie? Może wreszcie do dzwonimy się do Wiktora i dowiemy się jak się ma.
-Pan lepszy ma się zupełnie dobrze, ale możemy zadzwonić -uśmiechnęłam się.
Justyna popatrzyła na mnie zdziwiona.
-Skąd to wiesz?
-Powiem ci po drodze do domu, a teraz chodź! Pójdziemy sobie na sanki. W końcu szkoda marnować takiego pięknego dnia.
-Ale... Nic z tego nie rozumiem... Jeszcze 40 minut temu nie miałaś na nic ochoty...
-Nie rozkminiaj tylko chodź! - roześmiałam się. Justynie chyba też udzielił się mój nastrój, bo także się roześmiała i poszliśmy na te sanki.
--------------------------------------
Wybaczcie mi, jeśli się nudziliście przy tym rozdziale, ale uznałam, że taki rozdział musi być xD
Kolejny powinien być już trochę lepszy. Zastanawiam się tylko co pisać najpierw... Wolicie ciąg dalszy tej książki, Pod jednym dachem z moim rodzeństwem czy też Miłość od pierwszego dźwięku? Ostatniego co prawda dawno nie było, ale bardziej bym wolała napisać coś z dwóch pierwszych historii. Chyba, że bardzo Wam zależy :)
Piszcie w komentarzach i jeśli się choć trochę spodobało zostawcie proszę gwiazdkę :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro