Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog: Urywki przeszłości 1/2

Młody chłopak, najpewniej nastolatek, błąkał się bez celu po jednym z mniejszych miasteczek królestwa Fiore. Właśnie wyrzucili go z pracy, bo ponoć nie wolno mu było przysypiać na zapleczu. Nie próbował się nawet tłumaczyć, że to nocki, u innego pracodawcy tak go wymęczyły i nie miał za bardzo czasu, aby zdrzemnąć się w domu, to było zupełnie niepotrzebne. Od dłuższego czasu miał wrażenie, że ten stary pryk tylko czeka na wymówkę, aby go wywalić. Nie ważne. Dostał swoje należne, więc był zadowolony.

Musiał znaleźć sobie jakiś inny sposób zarobku, żeby mieć za co zapłacić czynsz, ale jedno, co musiał przyznać panu Drillowi, to to, że dawał solidne wynagrodzenie. Ze spokojem wystarczyło mu na kilka miesięcy pracy jedynie jako ochroniarz na nocnej zmianie. Pierwszy raz od długiego czasu, nie potrzebował dodatkowej roboty! To była spora ulga, chociaż kompletnie nie wiedział teraz, jak zająć wolny czas.

Dlatego właśnie krążył między witrynami sklepów pod jasnym niebem, z brzęczącą saszetką w kieszeni. Miasteczko Reptans było najprawdopodobnie jednym z nudniejszych miejsc na ziemi. Nie miało morza, jeziora, żadnej rzeki, gór, czy czegokolwiek ciekawszego niż lasy sosnowe. Położone pośrodku niczego nie miało nawet za wielu klubów, czy innych miejsc, gdzie można byłoby spędzić popołudnie i spokojnie poczekać na nadejście wieczora i rozpoczęcia pracy.

Z westchnieniem skręcił z ulicę, gdzie w jednej z kamienic wynajmował mieszkanie. Szybko wbiegł po schodach już po kilku chwilach chrapał na miniaturowej kanapie w salonie.

***

Praca w magazynie wcale nie była zła. Musiał tylko siedzieć, albo włóczyć się z latarką po wielkiej hali i od czasu do czasu nadzorować dostawę towaru. Nie lubił tego przyznawać, ale był zadowolony, że członkowie gildii, do której należeli jego rodzice, nauczyli go kilku przydatnych chwytów i uderzeń. Przynajmniej to im zawdzięczał. Dzięki temu bez problemu znajdował tą i podobne prace. 

Tej nocy nie była zaplanowana żadna dostawa, więc siedział w swoim małym oszklonym kantorku z widokiem na całe pomieszczenie, z rękami za głową, próbując nie zasnąć.

***

Prawie spadł z krzesła, kiedy usłyszał głośne stukanie w metal. Zdezorientowany przetarł oczy i dopiero wtedy uświadomił sobie, że zasnął. Jak zwykle. Na szybko ułożył rozczochrane włosy, po czym uderzył się kilka razy w policzki, aby chociaż minimalnie się rozbudzić. Miał szczerą nadzieję, że tym kto pukał, nie był jakiś wyższy rangą pracownik, któremu się coś przypomniało. 

Wstał szybko i poszedł do głównych drzwi hali. Były ogromne i miejscami przerdzewiałe. Otworzył je jednym z kluczy, które nosił przy pasie. Wielce się zdziwił, kiedy za nimi, w świetle księżyca zobaczył małą dziewczynkę. Miała może z dziesięć lat i tak jasne, niebieskie oczy, że wydawało się, że i one dają delikatne światło w mroku nocy.

  Hej mała, co ty tu robisz? zapytał przyciszonym głosem, przyklękając przed nią.

Nie odpowiedziała, tylko wyminęła go i poszła w głąb magazynu. Od razu wstał i złapał ją za rękę, tym samym zatrzymując.

 Gdzie twoi rodzice?  Wciąż go ignorowała. Westchnął. Słuchaj nie możesz tutaj zostać, więc proszę cię po dobroci, żebyś powiedziała mi, gdzie mam cię odstawić, bo chyba nie przyszłaś tutaj sama, prawda?

  Jestem sama odparła w końcu delikatnym głosikiem. 

Może to było coś w jej tonie, postawie, albo wzroku, ale momentalnie zrozumiał, że jednak nie będzie miał do kogo jej odeskortować. Patrzył na nią przez kilka sekund, po czym poszedł zamknąć, uprzednio otwarte drzwi.

  Gdyby rano ktoś pytał jesteś moją kuzynką, której rodzice nie pozwolili mi zostawić samej, jasne? Jutro cię gdzieś odstawię, ale dzisiaj możesz się tu przespać skrzywił się widząc delitakny uśmiech, który pojawił się na jej twarzy. Ruszył spowrotem do kantorka, a dziewczynka podreptała za nim.

***

Po przekazaniu kluczy i sprawozdaniu ze zmiany, poszedł razem z nocnym gościem prosto do pobliskiego sierocińca. Na szczęście facet, który go zmieniał nie był zbyt wścibski i puścił mimo uszy historyjkę o domniemanej kuzynce, więc uniknął jakichkolwiek konsekwencji. Nie miał zamiaru włóczyć się z nią nie wiadomo, więc od bidul od razu przyszedł mu do głowy, bo był jedynie jedną ulicę dalej. Niech tam się tłumaczy kim jest i co robiła w środku nocy na ulicy. 

  Jak masz na imię?  usłyszał cichy głos za sobą i aż się wzdrygnął.

  To nie ważne, zaraz rozstaniemy się na zawsze, więc nie jest ci to potrzebne. Odburknął. Nie miał zamiaru podawać jej imienia, czy czegokolwiek innego. Nie miał zamiaru w ten sposób wytworzyć z nią jakąkolwiek więź.

Buc.

  Mówiłaś coś?  odwrócił się do niej zdziwiony.

  Nic a nic.

*** 

Kazał jej czekać na dworze, kiedy wszedł, aby porozmawiać z dyrektorką sierocińca. Musiał na bieżąco wymyślać wymówki, dlaczego przyszedł tutaj, a nie na policję i miał już szczerze dość tej bezsensownej rozmowy. Ta kobieta działała mu na nerwy. 

Wie pani, co? Jest na zewnątrz, więc po prostu ją tutaj zostawię. Nie mam obowiązku się nią zajmować, ale pani chyba nie będzie miała serca, porzucić dziesięciolatkę na pastwę losu, prawda? — skwitował i widział, że dyrektorka naprawdę zaczęła się wahać.

Sfrustrowana jego słowami i walcząca z tym, co powinna zrobić, a swoim poczuciem moralności, wstała od biurka i podeszła do okna.

  Mówisz, że jest przed budynkiem, tak? Szkoda tylko, że nikogo pasującego do twojego opisu tutaj nie widzę.

Zdziwiony jej słowami dołączył do niej i poczuł narastającą w nim irytację. Kobieta z tryumfującym uśmiechem spojrzała na niego i kazała mu się wynosić z jej biura.

***

Wkurzony, ale przynajmniej uwolniony od ciężaru opieki nad jakąś małolatą, ruszył do domu. Ta krótka drzemka, którą uciął sobie na początku zmiany mało mu dała, więc gdy tylko wszedł do mieszkania zaczął zrzucać z siebie ciuchy, aby wziąć szybki prysznic i się wykąpać, jednak nie było mu to dane. Zdjęta bluza nawet nie zdążyła dolecieć do kanapy, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.

Podszedł do drzwi i po raz kolejny tego dnia poczuł rosnące w nim poirytowanie.

Chyba sobie ze mnie żartujesz? rzucił do jasnowłosej dziewczynki, której miał nadzieję nigdy już nie zobaczyć.

Ta tylko uśmiechnęła się do niego szeroko.

***

Zamknął jej drzwi przed nosem, jednak ona swoim natrętnym pukaniem nie dawała mu nic zrobić, więc jedynie przebrał się w czyste ciuchy i wyszedł, aby odprowadzić małą na komendę.

Jakie było jego zdziwienie, kiedy przed samym komisariatem, dziewczynka po prostu skręciła w boczną uliczkę i tyle jej widział. Zawrócił do domu, żeby po raz kolejny nie zbłaźnić się przed kimś, tak jak w sierocińcu. 

Już w domu zdenerwowany do granic możliwości, postanowił iść spać, aby oczyścić umysł i zapomnieć o swoim małym utrapieniu. I tym razem nawet się nie zdzwił, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Jednak zaskoczeniem było to, że nie zdążył nawet wstać, a usłyszał, że ktoś wchodzi do domu.

  Mogę z tobą zostać? Usłyszał nad sobą.

  Wyjdź. Rzucił tylko przez poduszkę, w którą miał wciśniętą twarz.

 Proszę, nie mam gdzie iść.

Nie.

 Jak masz na imię?

Miał dość. Podniósł się i rzucił w nią poduszką z całej siły. Zaskoczona dziewczynka dostałą nią prosto w twarz, ale jednak zamiast być zirytowaną, czy wkurzoną, roześmiała się czystym, dziecięcym śmiechem. Chłopak to zignorował.

Masz iść do kogoś z rodziny, albo na komendę, nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia. 

Jego  zimny ton sprawił, że przestała się śmiać i posmutniała, choć widać było, że próbuje to ukryć. Zapadła cisza, która zaczynała go irytować. Widok tej dziewczynki kogoś mu przypominał, jednak odrzucał od siebie tą myśl. Nie chciał wracać do przeszłości, jak i niszczyć sobie ustabilizowanej teraźniejszość, którą w końcu sobie zbudował. Miał pieniądze, ale tylko i wyłącznie dla siebie, nie miał zamiaru obarczać się dodatkowo jakąś gówniarą, która z jakiegoś powodu się go uczepiła. Nie było nawet takiej opcji.

  Jeśli nie pozwolę ci tu zostać, gdzie pójdziesz na noc? zapytał, niestety nie miał takiego twardego serca, jakie by chciał. Dziewczynka nawet nie drgnęła, a on westchnął. Wieczorem wychodzę do pracy, możesz tu spać, ale jak wrócę, ma cię tu nie być, jasne?

Pokiwała energicznie głową z radosnym uśmiechem.

 Jestem... West, a ty? odezwał się z wahaniem. Coś w tej dziewczynce naprawdę go poruszało i mimo tego, że tego nie chciał, uśmiechnął się delikatnie.

Akira!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro