Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Special 6 - Taniec wampirów - ♜1

Niecałe dwa tygodnie przed świętem Luny wszyscy zaczęli odczuwać presję wywołaną zbliżającą się imprezą. Zestresowani magowie uczęszczali na dodatkowe zajęcia bez najmniejszej skargi, a wampiry trenowały po nocach, dając z siebie maksymalne ilości energii. Nie było nikogo, kto mówiłby, że wszystko zostało już przygotowane, każdy miał świadomość, że przez te kilkanaście dni, zarówno uczniów jak i nauczycieli czekało sporo pracy.

Soboty i niedziele były mimo wszystko luźniejsze, bo odpoczynek od lekcji i pracy pomagał zregenerować siły, a także oczyścić umysł od zmartwień.

To właśnie w sobotę rano Shirley postanowiła złożyć mi niespodziewaną wizytę.

– America! – wpadła z impetem do mojego pokoju, nie zwracając uwagi na to, że mogłam stać pod drzwiami. W ostatniej chwili udało mi się odskoczyć i uniknąć zderzenia z twardą, drewnianą powierzchnią. Wyratowałam się przed olbrzymim siniakiem. Już widziałam minę Zandera, gdybym wparowała na w– f z gigantycznym limem pod okiem. Od razu błędnie założyłby, że ktoś mnie pobił, wpadłam na drzewo, albo co gorsza, znów walczyłam z kimś na zajęciach Czterech Żywiołów.

Nastolatka zatrzymała się i spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Zauważyła podręcznik o historii magii.

– Mamy początek weekendu, a ty się uczysz? – zdziwiła się, podejrzliwie lustrując lekturę. Jej mina i wygięte w grymasie usta świadczyły o tym iż miała nadzieję, że zaprzeczę. W końcu kto normalny uczyłby się w sobotę?

Odetchnęłam i zacisnęłam palce na książce, trzymanej w dłoni. Moje serce wciąż biło jak oszalałe z powodu niespodziewanej wizyty, ale szybko się uspokoiłam.

– Pan Sampe się na mnie uwziął – odparłam zgodnie z prawdą. Kiwnięciem głowy wskazałam biurko zawalone notatkami z poprzedniego wieczoru. – Jeśli chcę mieć dobre oceny, muszę się przyłożyć do nauki.

Shirley skrzywiła się z niesmakiem. Dla czarownicy, która częściej chodziła na zajęcia z samoobrony niż normalne lekcje, niechęć do nauki i wysiłku umysłowego było czymś zupełnie normalnym. Co prawda nastolatka nie miała złych stopni, bo starała się uważać w szkole i systematycznie odrabiać prace domowe, ale nie można było powiedzieć, że zaliczała się do grona najlepszych uczniów.

– Dobra, trudno, później się pouczysz. – Chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia na korytarz. – Potrzebuję jednej pary.

Ściągnęłam brwi i zaparłam się nogami o podłogę. Dziewczyna spojrzała na mnie nie rozumiejąc, dlaczego ją spowalniałam.

– Jakiej znowu pary? – było mi niewygodnie, więc rzuciłam książkę na łóżko. Nie było daleko, więc przedmiot łagodnie odbił się od materaca i nieuszkodzony, ułożył okładką skierowaną ku górze. – Gdzie mnie ciągniesz?

– Na salę gimnastyczną. – Shirley wzruszyła ramionami. – West próbuje mnie zaciągnąć do tańca. Nie zamierzam robić z siebie kretynki przed kumplami z grupy, więc mnie zastąpisz.

Znieruchomiałam.

– Pan Aiden chce z tobą tańczyć? – otworzyłam usta.

Dziewczyna pokręciła głową.

– Jasne, że nie wariatko – zaśmiała się. – Wszyscy tańczą. Konkretniej, walca.

Nadal nie rozumiałam. Moja zdezorientowana mina musiała wyglądać komicznie. Idealnie dopasowała się do pytania, które zadałam po sekundzie przetwarzania informacji:

– Czemu robicie to na zajęciach z samoobrony?

Shirley przewróciła oczami i ciężko westchnęła. Stanęła i obróciła się.

– Czasami na święcie Luny, wybrane osoby tańczą walca na rozpoczęcie imprezy – wyjaśniła pokrótce. – Zazwyczaj bierze się ochotników, ale pan West lubi mieć wszystko obcykane zanim zacznie uczyć tańczyć wylosowane pary. Chce dopracować układ, więc wymyślił, że zaangażuje do tego osoby z zajęć dodatkowych. Że niby tak jest szybciej i wygodniej.

Wzdrygnęła się jakby nawet myśl o zwykłym wirowaniu w tańcu była dla niej istną torturą i mówiła dalej:

– Mi i moim znajomym nie bardzo uśmiecha się ten pomysł, więc zaproponowaliśmy, że znajdziemy zastępstwo. Jeśli uda nam się to w ciągu pół godziny, nie musimy tańczyć.

– I co? – cofnęłam się z obawą. Mój głos stał się dziwnie piskliwy – Że niby wybrałaś do tego mnie?!

– A widzisz tu kogoś jeszcze? – Shirley rozejrzała się znacząco i oparła dłonie na biodrach. – Misurie gdzieś wcięło, a Dafne nie pytałam, bo wiem jak zareagowałby na to jej chłoptaś. Padło więc na ciebie.

– Jak ja nie umiem tańczyć. – Wcisnęłam głowę w ramiona. Nie kłamałam. Moje umiejętności taneczne były na tym samym poziomie co wrodzona zdolność do dygania przed panną „Macie mi okazywać szacunek" Magelli. Zwyczajnie nie umiałam tego robić. – Nie nadaje się.

– Na pewno dasz sobie radę lepiej niż ja. – Nastolatka siłą wyciągnęła mnie na korytarz. – Gdzie masz klucz od pokoju? Mamy mało czasu.

Niestety miałam akurat przedmiot w kieszeni spodni, więc niechętnie zamknęłam drzwi i dałam się pokierować w stronę sali gimnastycznej. Na zewnątrz było dosyć chłodno, ale szłyśmy tak szybko, że nawet nie zdążyłam poczuć zimna. Pierwszy dreszcz przeszedł mnie akurat w momencie, gdy Shirley pewnie pchnęła drzwi i wciągnęła mnie za sobą na halę sportową.

– Wciąż myślę, że to zły pomysł – szepnęłam cicho, słysząc powolne dźwięki muzyki dobiegające ze środka. Przygładziłam pomięty T– shirt, który nagle wydał mi się bardzo nieodpowiednia do tak eleganckiego tańca jakim określany był walc. – Ja naprawdę nie potrafię...

– Twój partner cię poprowadzi. – Shirley zbagatelizowała moje słowa i wepchnęła mnie dalej. – Hej! Panie profesorze! Znalazłam zastępstwo!

Wszyscy jak na zawołanie odwrócili się w naszą stronę. Spojrzałam z wyrzutem na przyjaciółkę, ale ona tylko posłała mi dłonią pocałunek i wyszła z zadowoleniem z sali. Zostałam sama, wśród obcych uczniów.

Na szczęście szybko wypatrzyłam w tłumie Odette i Aach'a, którzy machali do mnie zachęcająco. Uśmiechnęłam się z ulgą i odmachałam, wdzięczna temu, kto pomyślał, aby ich przyprowadzić. Od razu skierowałam się w ich stronę.

Zanim jednak podeszłam, pełna nadziei, sprawdziłam, czy na zajęciach był obecny Zander. Z moich obliczeń wynikało, że powinien.

Nie pomyliłam się. Był na lekcji. Akurat tłumaczył coś grupce dziewczyn, które otaczały go ciasnym kołem, więc mnie nie dostrzegł. Gdy jednak usłyszał, że się przemieściłam (a jak się okazało, już jakiś czas temu zdążył zapamiętać mój sposób chodzenia), podniósł na chwilę wzrok i przelotnie się uśmiechnął. Nie czekając aż odpowiem mu tym samym, wrócił do swojego zajęcia.

Zmrużyłam oczy, podejrzliwie obserwując tłumek rozgadanych uczennic. Natarczywe nastolatki nie zamierzały dać mu tak szybko spokoju, co lekko mnie zirytowało. Związek w sekrecie czy nie, Licavoli nie powinien pozwalać, żeby inne panny krążyły wokół niego jak ćmy przyciągane przez jedyne źródło światła. Skoro zarejestrował, że weszłam do pomieszczenia, mógł przynajmniej się od nich odsunąć.

Jedna z dziewczyn, (oczywiście wysoka blondynka ze srebrnymi, lśniącymi pasemkami), starsza ode mnie o rok, przyklejała się do dziewiętnastolatka, wypinając kokieteryjnie pokaźnych rozmiarów biust (dziwne, że sportowy stanik dawał radę utrzymywać jej gigantyczne piersi w ryzach). Zander, choć starał się zachować powagę i profesjonalny wyraz twarzy, jak to facet, mimowolnie spuszczał na niego wzrok.

Myślałam, że mnie szlak trafi jak rozpromieniona nastolatka zaczęła się przysuwać jeszcze bliżej. Najwyraźniej też zauważyła rozkojarzenie chłopaka i postanowiła wykorzystać szanse w stu procentach. Podskakiwałam w miejscu, a dolna część jej ciała unosiła się i opadała wraz z nią jakby była samodzielnie myślącym bytem.

Cholerny Zander! Nawet nie potrafiłam wyczytać z jego miny, czy ten spektakl mu się podobał, czy nie, bo wciąż stał z pokerowym wyrazem twarzy.

– Cześć Mer. – Aach objął mnie po przyjacielsku ramieniem, czym przywrócił mnie do rzeczywistości.

– Tak, tak, cześć. – Uśmiechnęłam się sztucznie i machinalnie oddałam uścisk. Wciąż obserwowałam podejrzaną blondynkę. W duchu liczyłam sekundy. Jeśli nie odsunęłaby się od mojego Zandera w ciągu minuty, zamierzałam osobiście się z nią rozmówić. Z nią, albo z jej szalejącymi piersiami.

Zresztą jak to było w ogóle możliwe, że osiągnęły takie rozmiary?! Gdyby nie to, że dziewczyna miała na sobie sportowy stanik, mogłabym sobie przynajmniej wmawiać, że wypychała go chusteczkami, albo nosiła push– up. A tak...

Zacisnęłam ręce w piersi, gdy Zander w końcu okazał jakieś widoczne emocje. Jak na złość się uśmiechnął.

Guzik mnie obchodziła nasza konspiracja jeśli tak to miało wyglądać! Nie podobało mi się to!

I po co ja zakochiwałam się w jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole?!

– Widziałam, że to Shirley cię tu zaciągnęła. – Odette wyłamała palce i zaczęła się rozciągać. No tak; skoro podeszłam musiałam rozmawiać z przyjaciółmi. – Jak cię namówiła?

– Wcale nie namówiła – prychnęłam, odwracając się w jej stronę. – Przyprowadziła mnie siłą.

– To tak jak mnie Nathan. – nastolatka westchnęła. Nie wiedziałam, o kim mówiła, ale widać było, że mimo swoich słów miała z chłopakiem dobry kontakt, bo na jej twarzy wykwitł lekki rumieniec. – Stwierdził, że nie będzie się wygłupiał.

Obie przeniosłyśmy wzrok na Aacha. Ten tylko odetchnął i podrapał się po karku.

– Susie – wyznał w końcu, po czym wskazał wysoką, wysportowaną nastolatkę o włosach w kolorze jasnego fioletu. Stała na drugim końcu sali, plotkując ze swoimi przyjaciółkami. – Tylko, że ona chce tańczyć. Po prostu bała się, że nie znajdzie partnera.

Uśmiechnęłam się, zapominając na chwilę o Zanderze. Tą dziewczynę nawet kojarzyłam. Czasami trafiałyśmy na siebie na niektórych zajęciach i sporadycznie zamieniałyśmy kilka słów na przerwach. Była w miarę fajna, choć, szczerze mówiąc, zdziwiło mnie, gdy dowiedziałam się, że tak nieśmiała uczennica trafiła na zajęcia dodatkowe z samoobrony. Sprawiała wrażenie bardzo delikatnej czarownicy, która stroniła od walki, a okazało się, że było wręcz odwrotnie.

Kojarzyłam, że Susie podobał się Aach. Mówiła o tym kiedyś swojej koleżance z ławki, a ja, ponieważ akurat siedziałam tuż za nimi, przypadkiem to usłyszałam. Susie skarżyła się wtedy, że nie wiedziała jaki pretekst znaleźć, aby naturalnie zbliżyć się do nastolatka. Najwyraźniej pomysł z walcem wydał jej się odpowiedni. To dlatego nie zrezygnowała z możliwości tańczenia.

– Dobrze! – poderwaliśmy się, słysząc głos Pana Westa. Mężczyzna stanął na środku hali i klasnął w dłonie. Rozmowy trochę ucichły, ale nie za bardzo. – Skoro wszyscy już są, możecie zacząć dobierać się w pary. Najlepiej wzrostem.

Po jego słowach, w pomieszczeniu zapanował ruch. Nikt się raczej nie krępował, więc nie minęła chwila, a wszyscy ruszyli w poszukiwania idealnego partnera, bądź idealnej partnerki. Niektórzy łączyli się szybko, inni nieco wolniej, nie mogąc się zdecydować, do kogo podejść. Aach miał chyba pod tym względem największe szczęście, bo Susie, choć lekko onieśmielona, od razu przyszła i zabrała go na bok. My z Odette zostałyśmy na miejscu, czekając, czy jacyś chłopcy zrobią to samo. W końcu żadna z nas nie należała do grupy uczącej się samoobrony.

Oczywiście najbardziej chciałabym tańczyć z Zanderem, ale wiedziałam, że nie było to możliwe. W końcu jako opiekun nie miał obowiązku brania udziału w „zabawie". Zaproponowanie tego jednej z uczennic od razu wydałoby się wszystkim dosyć podejrzane. Zwłaszcza, że stałam dosyć daleko, a jego zdążyło już zapytać o wspólny taniec kilka zauroczonych uczennic.

Ku mojej radości odmówił wszystkim. Grzecznie wyjaśnił, że lepiej będzie jeśli dziewczyny sparują się z osamotnionymi, niezdecydowanymi chłopakami w swoim wieku. Było takich paru na sali.

Minęło kilkanaście sekund, a ja nadal stałam na uboczu bez partnera. Kiedy już zaczęłyśmy z Odette sądzić, że zostaniemy same, znalazło się dwóch uczniów, o dziwo nawet znośnych, którzy zaprosili nas do tańca. Od razu, z ulgą przyjęłyśmy ich wyciągnięte dłonie i w ich towarzystwie poszłyśmy ustawić się w rzędzie.

Z satysfakcją zauważyłam, że Zander bacznie przyglądał się mojemu partnerowi. Co prawda nie z zazdrością, ale jednak.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Ponieważ niektórzy wciąż szukali miejsca, żeby się ustawić, skorzystałam z okazji, aby dokładniej obejrzeć twarz nastolatka, z którym miałam tańczyć. Miał krótkie, obcięte na jeża, beżowe włosy i gęste, jasne brwi. Ładnie wyprofilowane kości policzkowe odwracały uwagę od małych, rdzawych oczu, a atletyczna sylwetka pozwalała myśleć, że chodził z Shirley na te same zajęcia dodatkowe.

– Czy już wszyscy są na miejscach? – krzyknął nauczyciel, spacerując wokół par. Miałam wrażenie, że w ten sposób sprawdzał, kto z kim się sparował.

Odpowiedziały mu głośne, potwierdzające okrzyki.

– No i świetnie. – Mężczyzna pstryknął, a w tle zaczęła płynąć spokojna muzyka. Była przyciszona, żeby nie zagłuszać tego, co mówił. – Zaczniemy od podstaw. Po pierwsze: czy na sali jest ktoś kto miał już styczność z ludzkim walcem?

Nieliczne ręce uniosły się do góry. Pan West westchnął.

– Przynajmniej tyle – skwitował pod nosem. – W porządku. To najpierw nauczę was kroków.

Okazało się, że walc, choć kojarzył mi się wyłącznie z salami balowymi i arystokracją, nie wyglądał na tak skomplikowany jak się obawiałam. Składał się z kilku kroków i prostych, eleganckich przejść. Sama muzyka wydawała się tak charakterystyczna, że nie dało się nie zauważyć momentów zmiany figur.

Wsłuchując się w ciche, łagodne dźwięki, przypomniałam sobie, co o walcu mówiła kiedyś moja polonistka przy omawianiu jakiejś starej lektury. Taniec ten pochodził z Niemiec i miał umiarkowany rytm. Kształtował się przez długi czas, a jego początków można było doszukiwać się już w XIV wieku. Początkowo był to układ podmiejski, wykonywano go głównie w podrzędnych lokalach, gdyż miejsca takie jak zajazdy, gospody, czy oberże najlepiej przyciągały spragnioną rozrywki ludność.

Tempo zazwyczaj było wolne. Starano się wirować na jak najmniejszej powierzchni, co uchodziło za dowód kunsztu tanecznego. Duże znaczenie miało także to, że walc charakteryzował się prostotą i nie wymagał długiej nauki i specjalnego ceremoniału.

Uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając starą szkołę. Choć o dawnych tańcach uczyłam się bardzo dawno, jakimś cudem zapamiętałam to wszystko. Prawdopodobnie była to zasługa mojej zgorszonej, staroświeckiej nauczycielce, która zamiast we współczesności myślami zawsze błądziła gdzieś w XVIII, IX wieku i nie akceptowała zmian zachodzących na przestrzeni lat. Wciąż pamiętałam jak burzyła się, gdy mówiła klasie o tym, że walc wiedeński nie zawsze przyjmowano pozytywnie. W końcu wiązał się z bliskim kontaktem ciał tańczących partnerów, a to było dla kobiety coś niedopuszczalnego, a także nieprzyzwoitego. Robiąc nam wykład, wzdrygała się jakby opowiadała o czymś nielegalnym.

Mój partner chrząknął, więc skupiłam na na moim obecnym wychowawcy. Nie wiedziałam, o czym wcześniej mówił, ale z tego co udało mi się zorientować, my mieliśmy tańczyć walca angielskiego, o prostych rytmicznych ruchach i obrotach podobnych do tych wykonywanych podczas walca wiedeńskiego.

Niestety, prosty to on był tylko w teorii.

– Darujemy sobie skomplikowane figury, więc chasse, promenada, whisk, open telemark czy fallaway odpadają, bo i tak nie nauczycie się ich w tak krótkim czasie – oznajmił z brutalną szczerością nauczyciel. W sumie nawet się cieszyłam, bo nie miałam bladego pojęcia, co w ogóle znaczyły nazwy, które wymienił. – Postawimy na prostotę.

Wyprostował się i pokazał, żeby inni zrobili to samo. Posłusznie ustawiliśmy się w równym kole, czekając na dalsze instrukcje.

– No dobra, słuchać uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać. Zaczynają panowie. Idą do przodu prawą nogą. W tym czasie dziewczyny ruszają lewą i się wycofują. Później jest zmiana i półobrót. Panowie kręcą się w prawo i ciągnął za sobą partnerkę. Później następuje drugi półobrót. – Nauczyciel okręcił się wokół własnej osi. – Potem wszystko się powtarza.

Gdy skończył, spojrzał znacząco na podopiecznych. Zdezorientowani uczniowie wyglądali jakby opiekun, zamiast pokazywać kroków tanecznych, nagle rozebrał się do naga i zaczął śpiewać piosenki z lat dwudziestych.

– No dalej. To nie jest aż takie trudne – zachęcał nas pan Aiden. – Wystarczy się skupić i pamiętać o kierunkach. Do przodu, do tyłu, półobrót w lewo, półobrót w lewo.

Włączył muzykę głośniej, więc wszyscy ustawili się w gotowości.

Mój parter chrząknął.

– Tak w ogóle, jestem Zane – przedstawił się z lekkim uśmiechem.

– America – odetchnęłam, próbując wczuć się w dźwięki muzyki. – Zapamiętałeś co mamy robić?

– Ani trochę. – Chłopak wyszczerzył zęby. Ustawił się naprzeciwko i objął mnie delikatnie w pasie. Wyprostowałam się, czując na plecach obcy dotyk, ale utrzymałam fason. Wsunęłam dłoń w jego rękę. Była ciepła, ale na szczęście nie spocona. Nastolatek miał pewny chwyt, więc miałam nadzieję, że mimo wszystko przejmie inicjatywę i będzie prowadził w tańcu. W przeciwnym wypadku, czekało nas kilkadziesiąt minut tortur. – Idziemy na żywioł.

Ani trochę mnie nie pocieszył.

– Raz dwa trzy, raz dwa trzy... – nauczyciel zaczął machać rękami. – Wejdźcie na dobry takt! Inaczej się pogubicie!

Spojrzałam pod nogi, a następnie na Zane'a. Chłopak nagle stracił cały zapał i patrzył w skupieniu na inne pary.

Przeniosłam wzrok na Zandera. Wampir uspokajająco pokiwał głową i uniósł kciuk do góry. O dziwo sam także tańczył. Jakaś niska dziewczyna nie miała pary, więc wspaniałomyślnie zaproponował swoją skromną osobę do towarzystwa. Czarownica, która na początku była smutna, że została sama, teraz wyglądała jakby miała zemdleć z ekscytacji i szczęścia. Stałam od nich daleko, a i tak widziałam jak trzęsła jej się ręka, kiedy kładła ją na dłoni opiekuna. Zander uśmiechał się do niej łagodnie, a wszystkie dziewczyny w sąsiednich parach, zaciskały z zazdrości zęby. Chyba pierwszy raz żałowały, że tak szybko znalazły partnerów.

Nie przeszkadzało mi to, że mój chłopak sparował się z kimś innym. Dopóki nie zbliżała się do niego cycata koleżanka z początku, mógł tańczyć nawet z panem Westem.

O wilku mowa.

– Gotowi? – zapytał nauczyciel. Tym razem nikt nie był pewny odpowiedzi. – Teraz!

Wszyscy ruszyli równocześnie, co już samo w sobie było niemałym sukcesem. Nawet pan West był zaskoczony, że udało nam się zsynchronizować, bo na chwilę zapomniał, że miał nam mówić, co dalej.

Niestety, właśnie przez to, skończyło się tylko na zgranym początku. Później było już tylko gorzej. Uczniowie zaczęli się plątać.

Pamiętałam, że to mężczyzna miał prowadzić i iść do przodu, kiedy ja powinnam się wycofać, ale i tak pomieszałam kroki. Zane o dziwo też zrobił wszystko na odwrót, więc skończyło się tym, że to się zgubiliśmy. Dopiero po chwili zrozumieliśmy, że nieświadomie się zamieniliśmy; ja przejęłam rolę mężczyzny, a on kobiety. Na tym jednak się nie skończyło. Najpierw poszliśmy kompletnie w drugą stronę, czym zdezorientowaliśmy parę za nami, a potem, gdy mieliśmy zrobić pierwszy półobrót, wpadliśmy na siebie z impetem, bo oboje chcieliśmy iść w prawo. Nie mówiąc już o braku wyczucia, rytmu i taktu. Gdy wszyscy byli w połowie obrotów, my dopiero zaczynaliśmy iść do tyłu.

– Zane... – jęknęłam, kiedy muzyka przyśpieszyła.

– Tak, wiem – skrzywił się chłopak. – Nie idzie nam to.

– Wycofujemy się zanim kogoś stratujemy?

– Tak.

Przy kolejnych obrotach, zręcznie wysunęliśmy się z rzędu. To o dziwo zrobiliśmy płynnie, nikogo przy tym nie depcząc. Niemniej jednak zauważono nasz brak. Cieszono się, że przestaliśmy przeszkadzać i wprowadzać zamęt.

Z ulgą stanęliśmy z boku i obserwowaliśmy tańczących. Inni co prawda też nie dawali rady, ale przynajmniej na siebie nie wpadali. Powoli przesuwali się do przodu, tworząc koło. Na przodzie był nie kto inny jak Zander, który, ku mojemu i innych zaskoczeniu, tańczył zaskakująco dobrze. Ba! Idealnie!

W osłupieniu gapiłam się na dziewiętnastolatka, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Jego postawa niczym nie różniła się od tej pana Westa, gdy pokazywał, jak tańczyć. Wiedziałam, że w walcu bardzo ważne było trzymanie partnerów, nie można go było zmieniać. Także sylwetki tancerzy powinny być niezmienne. Zander spełniał te wymogi. On i jego oczarowana partnerka stykali się ciałami od kolan, aż do jej mostka. Postawa chłopaka była naturalnie wyprostowana, a głowa zwrócona lekko w lewą stronę. Jego łokcie stanowiły przedłużenie barów. Odchylał górę ciała, otaczając uczennicę prawą ręką umieszczoną pod jej lewą łopatką.

Nawet dziewczyna, która lekko nie nadążała i plątały jej się nogi, bo tańczyła po raz pierwszy, wyglądała przy nim jak profesjonalna tancerka. Uśmiechała się szeroko i zaciskała palce na ramieniu chłopaka jakby bała się go puścić.

W porównaniu do innych par, ich taniec wyglądał najefektywniej, był płynny, pełen gracji i lekkości. Nie licząc drobnych potknięć dziewczyny, sunęli po parkiecie w idealnej harmonii.

Wyglądali idealnie...

* * *

Po zajęciach, wszyscy powoli zaczęli opuszczać salę. Co prawda nauka walca nie poszła po myśli nauczyciela i tylko niektórzy zrozumieli, jak powinni się ruszać, ale i tak zgodnie stwierdzono, że był to spory sukces. Istniała realna szansa, że po kilku kolejnych lekcjach, jeśli wszyscy by się przyłożyli, każdy nauczyłby się perfekcyjnie, równo tańczyć.

Oczywiście nie licząc mnie, tanecznego beztalencia.

Przybita i zdołowana, szykowałam się do wyjścia i powrotu do pokoju. Bolały mnie ręce od ciągłego trzymania ich w wystudiowanej pozycji, a nogi, które zostały bezdusznie podeptane przez nieświadomego tego Zane'a, pulsowały. Ponadto było mi strasznie wstyd, że nie potrafiłam sprostać zadaniu i narobiłam tylko obciachu sobie i partnerowi. W końcu inne pary przynajmniej opanowały podstawy. My nie poradziliśmy sobie nawet z tym.

Westchnęłam i czekałam w kącie aż wszyscy opuszczą salę. Nie chciałam, żeby ktoś zagadywał mnie po drodze do szkoły. Wolałam się już bardziej nie dobijać.

Kiedy sala została pusta i wyszedł z niej nawet pan West, ruszyłam w kierunku drzwi.

– Poczekaj Ami. – Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. W pierwszej sekundzie przestraszyłam się, kto to mógł być, ale od razu się uspokoiłam, gdy zrozumiałam, że bardzo dobrze znałam ten głos. Odwróciłam do Zandera i ciężko westchnęłam.

– Jeśli planujesz komentować ostatnie kilkadziesiąt minut to lepiej sobie daruj. – Pomasowałam się palcami po skroniach. – Wiem, że to była tragedia.

Chłopak skrzywił się.

– Nie było aż tak... tragicznie. – Objął mnie w talii. – Trochę ćwiczeń i samozaparcia, a zobaczysz, że już niedługo dorównasz innym uczniom.

– Nawet bez wampirzego instynktu potrafię wyczuć, że kłamiesz. – Ukryłam twarz w jego ramionach. Był ciepły, ale nie zgrzany. Oddychał równomiernie i spokojnie, co było dziwne zważywszy na fakt, że większość uczniów skarżyła się na pot i pragnienie po tak wielu próbach walca. – Mówiłam im, że nie umiem tańczyć.

Zander przejechał dłonią po moich potarganych włosach. Milczał przez dłuższą chwilę, więc uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć. Przyglądał mi się w zamyśleniu.

– Co jest? – uniosłam brew.

– Ja cię nauczę – oznajmił powoli. Złożył na moich ustach przelotny pocałunek, po czym pociągnął mnie na środek sali.

– W sensie?

– Nauczę cię tańczyć. – Klasnął ochoczo w dłonie jakby wpadł na genialny pomysł. Uśmiechnął się i ruszył w kierunku stojącej pod ścianą ławki. To właśnie tam znajdowało się radio.

– Że co proszę? – stałam jak wryta i obserwowałam chłopaka kierującego się do urządzenia. Uruchomił je i puścił wolną muzykę, inną niż ta, do której do tej pory tańczyliśmy. – Zander, czyś ty do reszty oszalał?!

Nastolatek obrócił się i pokręcił głową, a ja mimowolnie wstrzymałam oddech. Jego wzrok całkowicie się zmienił. Stał się ciemniejszy i bardziej wyrazisty. Widać było, że słuchanie dźwięków płynących z głośników, sprawiało mu przyjemność.

Do tej pory nie miałam bladego pojęcia, że Licavoli lubił takie rzeczy. Kojarzył mi się raczej z typem, który wolałby bacznie obserwować, niż tańczyć, w dodatku z kimś takim jak ja. Musiałam przyznać, że pozytywnie mnie tym zaskoczył. Po raz kolejny udowodnił, że nie ma niczego, z czym nie mógłby sobie poradzić.

Gdy do mnie wrócił, już wiedziałam, że nasz walc będzie bardzo różnił się od tego, który tańczyłam z Zane'em. Przede wszystkim dlatego, że chłopak bez ostrzeżenia zaczął mnie całować.

Gdy wpił się ustami w moje wargi, zaskoczona odwzajemniłam pocałunek, tym samym pogłębiając go. Jego usta, jak zwykle chłodne, ale na swój sposób słodkie, powodowały u mnie zawroty głowy. Smakowały najlepiej na całym świecie, dzięki czemu byłam pewna, że nigdy mi się nie znudzą.

– Zrobimy to po mojemu – wymruczał do moich ust. – Poczekamy aż wczujesz się w muzykę.

– Jak na razie wczuwam się w coś innego – jęknęłam, gdy zsunął palce na swoje ulubione miejsce na moim ciele, obojczyk. Natychmiast zastąpił dłoń ustami, robiąc mi tym samym lekką malinkę w okolicach szyi. – Zander...

Opuściłam dłoń i położyłam ją na biodrze chłopaka. Odzyskując trzeźwość umysłu, wsunęłam ją pod koszulę nastolatka.

Odsunął się gwałtownie.

– Masz zimne ręce – zaśmiał się.

– Bo uwierzę, że panu to przeszkadza panie Licavoli. – Uniosłam z rozbawieniem brwi. – O ile wiem, jest pan wampirem.

Zander pokręcił głową.

– Dobrze. – Przysunął się z powrotem, ale zamiast wrócić do pocałunków, wyciągnął znacząco dłoń. – Wystarczy tego dobrego. Widzę, że jesteś już wystarczająco rozluźniona.

Wykrzywiłam się, co on skomentował jedynie krótkim śmiechem. Poczekał, aż wsunę się w jego ramiona, po czym zaczął pokazywać, co robiłam źle.

– Walc jest bardzo romantycznym tańcem. – Przyciągnął mnie bliżej. – Musisz zlać się z partnerem w jedną całość.

– Tak samo jak ty ze swoją poprzednią partnerką? – przygryzłam wargę, czując bliskość jego umięśnionego brzucha i kształtnych bioder.

– No cóż... – zawahał się. – Tak.

Powstrzymałam się od komentarzy i przylgnęłam do dziewiętnastolatka najbardziej jak umiałam. Aż za bardzo, bo parsknął śmiechem i delikatnie mnie odsunął.

– Bez przesady. Musimy się jakoś ruszać.

W końcu udało nam się dojść do porozumienia i zająć pozycję. Zander poprosił, żebym zaklęciem cofnęła muzykę na sam początek, więc tak też uczyniłam. Kiedy dźwięki popłynęły od nowa, oznajmił, że zaczniemy powoli, bez pośpiechu, abym mogła się z nim zgrać i wyczuć rytm.

– Zamknij oczy – poprosił, kiedy spojrzałam pod nogi. – Poprowadzę cię.

Zmarszczyłam nos.

– Podepczę cię.

– Zaufaj mi. – Zander przejechał kciukiem po mojej dłoni, czym wywołał u mnie przyjemny dreszcz. – Musisz polegać na instynkcie.

Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego znacząco. On jednak nie odpuszczał, więc w końcu dałam za wygraną i przymknęłam powieki. Moje zmysły od razu się wyostrzyły, a kiedy poczułam na ustach wargi nastolatka, tym bardziej zapragnęłam znów na niego patrzeć i zatopić się w jego głębokich, zabójczych oczach.

Skądś znałam to uczucie. Trzymanie w ramionach przez silnego mężczyznę, muzykę płynącą gdzieś w oddali...

Uśmiechnęłam się, a stres związany z tańcem całkiem zniknął z mojego ciała. Zander miał rację, rozluźniłam się i byłam gotowa, aby zmierzyć się z trudnym wyzwaniem jakim był walc.

– Zaczniemy od prawej nogi – szepnął chłopak. – Teraz.

Wyczułam, że naparł na mnie, więc cofnęłam się, robiąc to, zgodnie z zasadami, lewą nogą. Kiedy zabrzmiał kolejny dźwięk nastolatek pociągnął mnie do tyłu, a ja popłynęłam za nim, powstrzymując się przed otwarciem oczu.

Z każdą sekundą szło mi coraz lepiej. Wciąż wydawało mi się, że miałam déjà vu. Zander wybrał wolniejszą, ale przepełnioną uczuciami melodię. Robiąc obroty, ogarniała mnie coraz większa melancholia i jeszcze inne, dziwne emocje, których nie potrafiłam nazwać. Z niewiadomych powodów, zachciało mi się płakać, więc odchyliłam głowę i przestałam skupiać się na tym, co mówił do mnie chłopak. Pochłonął mnie taniec.

Zanim się zorientowałam, zaczęłam rozkładać muzykę na czynniki pierwsze, pochłaniając każdy najkrótszy dźwięk. Nieświadomie stawiałam kroki i dodawałam nowe figury, których nigdy w życiu nie widziałam. W pewnym momencie nawet Zander zamilkł i pozwolił mi improwizować. Zaczęliśmy poruszać się po całej sali, robiąc obroty, a nawet poskoki. Wciąż z zamkniętymi oczami, unosiłam się i opadałam, a łzy płynęły po moich policzkach i kapały na dekolt. Zander zaciskał palce na mojej dłoni. Nie opóźniał nas, towarzyszył mi w każdej sekundzie tańca, jakby przeczuwał każdy kolejny ruch.

W pewnej chwili zdjęłam rękę z ramienia ukochanego i uniosłam ją do góry. Wokół nas pojawiły się błyszczące kryształki unoszone przez niewidzialny wiatr. Wirowały i zataczały koła, unosząc do góry moje włosy. Uśmiechnęłam się, bo po tym jak nareszcie uniosłam powieki, ujrzałam, że małe drobinki muskały policzki Zandera, który także się uśmiechał. Jego tęczówki błyszczały, a mina świadczyła o tym, że nie był pewien czy powinien być zaskoczony, czy zachwycony

Patrzył prosto na mnie wzrokiem przepełnionym miłością, a ja znów miałam wrażenie, że skądś znałam to spojrzenie. Tak samo jak ten taniec.

Bo tego, że już kiedyś go tańczyłam, byłam wręcz pewna. Nie wiedziałam tylko, kiedy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro