Rozdział 12 Czarnoksiężnik cz.1
Trzęsienia ziemi stawały się coraz częstsze i mocniejsze. Czarodziej niedługo wyjdzie, pomyślała Aida i przekręciła oczami. W ciągu tych paru dni, na swoje wciąż powtarzane pytanie – kiedy Anastol w końcu wyjdzie – tak wiele razy usłyszała od mnicha odpowiedź niedługo, że to słowo stało się przez nią znienawidzone. Nudziło ją to czekanie. Cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną. Kopiąc małe kamyczki, chodziła tam i z powrotem, od czasu do czasu nerwowo zerkając w kierunku krateru.
Zapalone przez Aide i mnicha pochodnie rzucały blady blask na środek góry. Nocą stanowiło to ich jedyne światło, dzięki któremu widzieli, co się dzieje. Choć jak na razie nie działo się nic godnego uwagi. Powtarzające się wstrząsy o różnej sile i duszący zapach spalenizny wydobywający się od chwili użycia zaklęcia – to byłoby na tyle.
Dziewczyna przystanęła, patrząc w stronę swoje krainy. Teraz tonęła ona w ciemności. Niecierpliwie czekała na wschód słońca.
Z tęsknotą zamknęła oczy i przeniosła się na czerwoną pustynię, gdzie piasek za dnia parzył, a nocą był przyjemnie ciepły. Od śmierci rodziny to był jej dom. Podziemne tunele i ludzie pustyni, którzy ją przygarnęli. Myślała o przyjaciołach. Tak bardzo chciała wrócić do nich z dobrymi wieściami. Powiedzieć im, że obalą Minoru i będą mogli już spokojnie żyć. Przygryzła mocno dolną wargę, aż zabolało. Czekając na przybycie Anastola, miała dużo czasu na przemyślenia. Sama już nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, pomagając w jego przebudzeniu.
Kiedy król Leon odmówił jej pomocy, twierdząc, że nie może mieszać się w sprawy ludzi pustyni, zdesperowana postanowiła udać się do Krainy Mgły. Przyjaciele z miasta Nahran jej to odradzali. Sami zbierali siły, bojąc się napaści Romina, który pragnął powiększyć swoje wpływy. Wiedzieli, że jeśli do tego dojdzie, im też pewnie nikt nie pomoże. Ona jednak nie miała już więcej możliwości. Uznała, że król Krainy Mgły na pewno byłby lepszym władcą od okrutnego Minoru. Co prawda istniała jeszcze Kraina Lodu, ale tam skupiano się na zdobywaniu wiedzy. Mieli niewielu dobrze przeszkolonych wojowników, a ich moc służyła głównie do budowania zimowego królestwa.
Postanowiła zaryzykować. W Krainie Mgły przed wizytą u władcy spotkała dawnego przyjaciela swojego nieżyjącego ojca. Ten wprost jej powiedział, że żaden król nie złamie porozumień zabraniających im wtrącać się w sprawy innych krain. Aida się załamała. Wtedy mistrz przedstawił jej plan wybudzenia czarnoksiężnika. Na początku nie chciała nawet o tym słyszeć, ale nie mogła wrócić do domu przegrana, dlatego w końcu się zgodziła. Mistrz twierdził, że dobrze znał Anastola i w zamian za jej pomoc pokona on Minoru oraz pozwoli rządzić buntownikom w Krainie Pustyni, a to było wszystko o czym marzyła. Ale teraz zaczynała mieć wątpliwości, czy tak faktycznie się stanie. Było już, jednak za późno, pozostało jej tylko czekać na rozwój sytuacji. Może martwiła się niepotrzebnie.
Spojrzała na studiującego książkę mnicha. Od chwili rzucenia zaklęcia na Wulkan, ciągle tylko czytał. Aida nie pojmowała, jak on mógł tak długo siedzieć na tym twardym kamieniu w bezruchu. Głośno westchnęła. Mężczyzna usłyszał ją. Oderwał oczy od leżącej na kolanach książki i popatrzył na nią.
– Wy, młodzi, jesteście tacy niecierpliwi. W Zimowym Pałacu pomagamy odnaleźć wewnętrzny spokój, to coś dla ciebie, powinnaś spróbować. – Na samo wspomnienie Krainy Lodu, Aidę przeszedł dreszcz. – Zapomniałem, że już tam byłaś. Do chłodu można przywyknąć – rzekł mnich i zachichotał, widząc, jak dziewczyna się wzdryga.
– Podziękuję! Mam nadzieje, że to była moja pierwsza i zarazem ostatnia wizyta w lodowym królestwie. Powinieneś odwiedzić moją krainę. Gorące, jasne słońce, które każdego dnia nagrzewa czerwony piasek. Żywe barwy naszych strojów, takiej palety kolorów, nie znajdziesz w swojej ponuro-białej krainie – opowiadała tęsknie Aida.
– Magiczne Krainy nie bez powodu są różnorodne. Każda ma swoje atrybuty, które sprawiają, że są one niepowtarzalne, magiczne... – Mnich przemawiał nużącym głosem.
Aida już go nie słuchała. Wyobrażała sobie, jak nudne muszą być jego zajęcia z odnajdowania wewnętrznego spokoju, skoro ona po jednym wypowiedzianym przez niego zdaniu, miała ochotę rzucić się z magicznej góry.
– I tak uważam, że moja kraina jest najładniejsza – wyznała Aida, mając nadzieje, że to zakończy usypiający wykład mnicha.
Każda rozmowa z Daliborem wyglądała podobnie, dlatego Aida przeważnie milczała, aby go nie prowokować. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i ku jej uldze powrócił do przerwanej lektury. Mnich parę razy proponował jej jedną ze swoich powieści, które zabrał ze sobą, przewidując, że przyjdzie im długo czekać na Anastola, ale ona odmówiła. W tym miejscu nie potrafiła się skupić. Poza tym wolała przeżywać przygody, niż o nich czytać. Próbując jakoś zabić złośliwie wlokący się czas, wróciła do swoich wcześniejszych rozmyślań i obserwowania szczytu.
Zaczynało już świtać, gdy do uszu Aidy dobiegł cichy szmer z zachodu. Wyciągnęła miecz i podeszła do krawędzi góry. Podejrzewała kto nadchodzi, ale ostrożności nigdy za wiele. W napięciu czekała. Po chwili jej oczom ukazała się postać w długiej pelerynie. Gdy gość ściągnął obszerny kaptur z głowy, wojowniczka odetchnęła z ulgą – był to mistrz. Aida odłożyła niepotrzebny miecz na miejsce.
Mistrz przystanął, próbując wyrównać oddech. Z małym opóźnieniem wyruszył w drogę, a nie wyobrażał sobie, że mógłby być nieobecny przy powitaniu Anastola. Dlatego gnał jak szalony.
Uważał się za jego największego zwolennika. Gdy szesnaście lat temu czarnoksiężnik rządził, on szpiegował dla niego. Prawie nikt o tym nie wiedział, co po zneutralizowaniu Anastola uchroniło go przed konsekwencjami, bo za zdradę groziłaby mu śmierć. Wielu wtedy wieszano. Pozwoliło mu to również zachować stanowisko doradcy króla, więc był na bieżąco z informacjami. Jednak gdyby ich plan przejęcia wszystkich czterech Magicznych Krain się powiódł, to on dziś stałby przy boku czarodzieja, czerpiąc wszelkie korzyści z tego płynące. Marzył, aby tamto dawne życie wróciło.
– Jestem, już myślałem, że nie zdążę – wymamrotał zadyszany mężczyzna.
Zaczytany mnich duchem przebywał w zupełnie innym świecie, nawet nie zauważył powrotu przyjaciela. Gdy nagle usłyszał, jakiś zadyszany głos, wstał gwałtownie, zrzucając książkę z kolan. Spanikowany zaczął rozglądać się na wszystkie strony w poszukiwaniu wroga. Aida rozbawiona zachowaniem mężczyzny zaniosła się śmiechem. Potrzebowała chwili, żeby się opanować.
– Zaczynałem się martwić. Wspaniale, że jednak udało ci się dotrzeć na czas. Czarnoksiężnik jest już prawie wolny – rzekł mnich i parę razy szybko zamrugał, jakby nie dowierzał, że mistrz faktycznie stoi przed nim.
– Wydarzyło się coś ciekawego pod moją nieobecność? – zapytał mistrz.
– Nie! Tylko wstrząsy i zapach spalenizny. Straszne nudy – odparła szybko Aida. Chciała uprzedzić mnicha, który już otwierał usta, a ona nie miała ochoty słuchać o wzmożonej intensywności wstrząsów i smrodu, o czym zapewne mógł im opowiadać godzinami.
Mnich zamknął usta i pokiwał głową zgadzając się z wojowniczką.
– Już niedługo zaznasz nieco rozrywki – obiecał jej mistrz.
– Pragnę tylko wyzwolenia mojej krainy – przypomniała Aida.
– Spokojnie wszystko w swoim czasie – odpowiedział mistrz.
Aida westchnęła. Taka odpowiedź musiała jej na razie wystarczyć. Jednak będę gorliwie obserwować rozwój sytuacji, pomyślała.
– A jak tobie poszło? Udało się wykonać drugą część planu? – wtrącił ciekawy mnich.
– Tak, choć nie obyło się bez utrudnień. – Mistrz doszedł już do siebie po podróży. Zadowolony podszedł do Dalibora i poklepał go po ramieniu. – Ale już się tym zająłem. Wysłałem moich najlepszych uczniów, którzy na pewno pozbędą się problemów. Dziewczyna jest teraz u królowej Motyli. Mirela nic jej nie powie, więc lada moment będziemy mieć gościa. Gdzie Zakazana Księga?
Aida zmrużyła oczy i pilnie słuchała mistrza, próbując wyłapać, jakieś szczegóły dotyczące jego dalszego planu. Mnich bez słowa schylił się do swojej torby. Leżała ona oparta o kamień, na którym wcześniej siedział. Wygrzebał z niej niewielką księgę i wręczył ją przyjacielowi, który następnie schował ją do swojej torby.
– Aido, zgaś pochodnie! – rozkazał mistrz. – Nie będą nam już potrzebne.
Buntowniczka wstrzymała oddech. Nawet nie drgnęła, tylko stała jak posąg. Wytrzeszczonymi oczami gapiła się na krater, bo wydawało się jej, że widzi koniuszki palców. Przełknęła głośno ślinę. Pierwszy raz odkąd sięgała pamięcią, odwaga ją opuściła. Gdy nie wykonała polecenia, zdziwiony mistrz popatrzył na nią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro