Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 Buntownicy cz.4

Buntownicy przemierzali ciemne, długie tunele, panował w nich błogi chłód. Zostały one zbudowane bardzo dawno temu. Nikt nie wiedział dokładnie kiedy, natomiast świetnie pojmowano, w jakim celu powstały. Kraina Pustyni nie miała szczęścia do władców, którzy przeważnie byli okrutni dla swoich poddanych. Jednak zawsze znaleźli się śmiałkowie posiadający dość siły i odwagi, aby przeciwstawić się złu. To oni niegdyś stworzyli ową kryjówkę, która w dobrej sprawie służyła po dziś dzień. Wąskie, kręte korytarze z wieloma ślepymi odnogami stanowiły istny labirynt, oczywiście dla osób nieposiadających o nich wiedzy. Dlatego, nawet jeśli szpiegom Minoru, jakimś cudem udałoby się odnaleźć wejście do labiryntu, to do kryjówki buntowników droga była jeszcze daleka. Rebelianci natomiast zostali wyszkoleni, jak poruszać się po tunelach, aby się nie zgubić. Wielu z czasem potrafiło się w nich odnaleźć nawet w ciemności. Teraz jednak korzystali z pomocy wcześniej pochowanych w różnych miejscach pochodni. Subtelnie padające z nich światło odsłaniało gołe, piaskowe podłogi i ściany, na których widoczne były jedynie długie cienie wędrowców.

– Widziałeś minę karzełka, jak zobaczył moje trzy precyzyjnie wymierzone w siebie strzały? Albo lepsze było, jak ten kretyn zwiewał i przytrzasnął swoją boską szatę – Hugo skomentował akcje i zarechotał, a jego głośny śmiech odbił się echem w tunelu.

– Tak, widziałem tego tchórza. Gdyby nie jego czarodzieje, już by nie żył – stwierdził cicho Ren. Idąc, masował sobie obolałe nadgarstki, na których widoczne były sinofioletowe pręgi po sznurze.

– Dzięki Yuki, jak zawsze nam tyłki ratujesz. – Używając słów dziewczynki, Tania, która szła pierwsza, oświetlając im drogę pochodnią, podziękowała jej.

Ren ręką przygarnął siostrzyczkę do siebie, przez co znalazła się pod jego pachą. Dziewczynka mocno wtuliła się w brata.

– Moja mała, słodka, zdolna siostrzyczka – powiedział żartobliwie, całując ją w czółko.

– Całe szczęście, że mnie macie – zachichotała Yuki. Była bardzo dumna ze swojego wkładu w akcję ratunkową. Rzadko pozwalano jej się angażować w działalność buntowników. Żywiła nadzieję, że dziś udowodniła swoją przydatność i dojrzałość, której niby to zdaniem ojca nie miała i teraz się to zmieni.

– Słodka, dopóki się nie odezwie – zachichotał Hugo.

Poirytowana słowami przyjaciela dziewczynka wyrwała się z uścisku brata i rzuciła na Hugona, który zaskoczony wpadł z impetem w ścianę. Wówczas Yuki skorzystała z okazji i uderzyła go z całej siły łokciem w brzuch. Hugo jęknął cicho. Śmiejąc się, zaczął droczył się z Yuki, kontratakując. Ren i Tania przyzwyczajeni do takich scen, nie zwracali już na te wygłupy uwagi. Zostawili ich w tyle, a sami ruszyli przodem.

– W porządku, Taniu? – Ren zagadał milczącą dziewczynę.

– Tak jesteśmy wolni, ale twój ojciec zapewne nie jest zachwycony naszą samowolką.

– To był mój pomysł, więc to ja będę się tłumaczyć. Nie martw się. Gdzie Otton? Straciłem go z oczu, gdy wybiegliśmy z placu.

– W chaosie rozdzieliliśmy się, ale widziałam jak pobiegł do drugiego tunelu, więc zaraz się z nim zobaczę – odpowiedziała zadowolona.

Blade światło na końcu tunelu oznaczało, że buntownicy dochodzili już u celu. Jeden za drugim przeszli przez sporą dziurę i od razu znaleźli się w również zbudowanym z czerwonego piasku, dużym, okrągłym, pomieszczeniu, oświetlonym pochodniami. W wysokim suficie znajdowało się parę dziur, ale nie wpadało przez nie zbyt wiele światła. Byli głęboko pod ziemią, więc to musiało im wystarczyć. W pomieszczeniu panował gwar. Roześmiani ludzie w różnym wieku stali i siedzieli przy długich drewnianych stołach, które na środku pokoju, połączone ze sobą, tworzyły kwadrat.

Tania odłożyła pochodnię i ruszyła na prawo, gdzie już na nią czekał rozgadany Otton. Ren z resztą towarzystwa skierował się na przeciwległy koniec pomieszczenia, gdzie w jego głębi znajdowało się podziemne jezioro. Czekał tam na nich przywódca. W jego czarnych włosach lśniły siwe pasma. Zniecierpliwiony patrzył na przybyszów, a jego mądre, czarne oczy nie zdradzały, o czym myślał, i jak bardzo był zły. Otton i Tania solidarnie poszli za Renem, wspólnie wzięli udział w zamachu, więc razem powinni ponieść konsekwencję.

– Co wy sobie myśleliście? – zapytał przywódca opanowanym tonem. – Wasza trójka na czarodziejów Minoru?

W ciszy, jaka zapadła w pomieszczeniu, słychać było jedynie szybkie oddechy niedoszłych wisielców. Oczy około dwudziestu obecnych buntowników, wpatrywały się w nich, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.

– Ojcze, to był mój pomysł! Uznałem, że trzeba zabić Minoru, zanim zjawi się tu Anastol. Może wtedy jakoś udałoby się nam pokonać czarnoksiężnika. – Głos Rena drżał. Tłumacząc się, od razu przedstawił argument, którym kierował się podejmując decyzje o zamachu. Wiele razy powtarzał go w myślach, ale teraz wypowiedziany na głos zabrzmiał niedorzecznie. Jego opalona twarz płonęła, peszyło go tylu obserwatorów. Ren zamknął swoje czarne, lekko skośne oczy i wyobraził sobie, że zniknął.

– I co, udało się?

– Nie, ale... – zaczął Ren.

Ojciec mu przerwał, nie potrafił dłużej ukrywać złości. Skruszeni przyjaciele spuścili wzrok, wiedzieli, że teraz przywódca musi sobie pokrzyczeć, a gdy wyrzuci to z siebie, gniew mu przejdzie.

– Zachowaliście się głupio! Myślałem, że jesteście mądrzejsi. Cieszcie się, że znaleźli się chętni, aby was ratować i nie licząc paru lżej rannych wojowników, nikt nie poniósł większych obrażeń, bo to wy mielibyście na sumieniu śmierć tych osób! – Gdy to powiedział, wziął głęboki wdech, następnie popatrzył na Hugona, który stał obok Rena z głupkowatym uśmiechem. Chłopak szybko spuścił wzrok, przewidywał, że teraz to jemu się dostanie. – A ty jak wytłumaczysz te strzały? Ciebie zasady również nie obowiązują? – zapytał nieco łagodniejszym głosem.

– No więc... – Hugo zaczął opowiadać, a dla lepszego efektu, inscenizował całe zajście na placu. – Czekałem cierpliwie na dźwięk gwizdka i wtedy ten kurdupel zaczął gadać o wielkim czarnoksiężniku. No i nie wytrzymałem...

Śmiech obecnych buntowników rozległ się po sali. Zagłuszył on dalsze słowa chłopaka, który wymachiwał rękami, jakby strzelał z niewidzialnego łuku i ciągnął swoją historię w najlepsze.

– Młodość – szepnął do siebie przywódca. Emocje już opadły i szczęśliwy, widząc całego syna, mocno go przytulił.

Ren nie mógł już dłużej czekać. Korzystając z uwagi ojca, szepnął mu do ucha, prosząc o rozmowę w cztery oczy. Mężczyzna z poważną miną puścił syna i bez słowa skierował się do wyjścia. Ren, nie oglądając się na roześmianych przyjaciół, poszedł za nim. Gdy obaj znaleźli się w ciemnym tunelu, Ren niecierpliwym głosem opowiedział ojcu, co w pałacu Minoru powiedział mu o Aidzie i czarnoksiężniku. Ojciec tylko kiwał głową, przeczuwał, do czego to wszystko zmierzało, ale cierpliwie czekał, aż syn dojdzie do sedna.

– Miałeś racje, zamach na Minoru był głupotą. Muszę wyruszyć na Wulkan! Pomogę zatrzymać czarnoksiężnika, żeby pozostałych Magicznych Krain nie spotkał taki los jak nas. Może przy okazji uda mi się odnaleźć Aidę i dowiem się, jaką rolę odegrała wybudzeniu Anastola.

– Od pierwszego trzęsienia ziemi bałem się tej chwili. Jak to ojciec, łudziłem się, że przepowiednia nie będzie dotyczyć ciebie, ale widzę, że i ty musisz naprawić nasze błędy. – Zdziwiony syn chciał zapytać jak to, ale ojciec uciszył go dłonią. – To ty sam musisz teraz wybrać drogę, którą pójdziesz. Ja nie mogę wpływać na twoją decyzję, choć bardzo chciałbym cię zatrzymać. Jakby to powiedziała Mirela, królowa Motyli, wolna wola. Choć nie spodziewałem się, że tak jak kiedyś mnie, tak i dziś ciebie, to miłość do kobiety poprowadzi do Wulkanu.

– Co? Ja nie... – urwał zawstydzony Ren. Nerwowo przejechał ręką po czarnych, krótkich włosach. W duchu dziękował za otaczającą go ciemność, która przesłoniła jego płomienne rumieńce. Ojciec wyczuł skrępowanie syna i nie drążył już tematu.

– Przez ostanie lata, starałem się przekazać tobie całą moją wiedzę o magicznych istotach, terenach za Rzeki Snów, czy innych ważnych rzeczach. Mam nadzieje, że mi się to udało i będzie ona przydatna. Masz amulet matki? – zapytał nagle ojciec. Ren bez słowa pociągnął za złoty łańcuszek na szyi, który ukryty pod ubraniem zawsze mu towarzyszył. Na jego końcu wisiał złoty wisiorek w kształcie słońca, z ośmioma promieniami, które każde było w kształcie rozciągniętej ósemki. Na środku okrągłej tarczy znajdował się niewielki kamień o czerwono-żółtej barwie. – Symbol Żywego Słońca może się wam przydać. Musisz wezwać przewoźnika i... zresztą ty wiesz, co masz robić. Postaraj się wrócić – zakończył smutnym głosem.

– Byłeś najlepszym nauczycielem. Nie zawiodę cię.

Do Rena dopiero teraz dotarło, po co ojciec najpierw w formie bajek na dobranoc, a później pełnych przygód historii, bezustannie opowiadał mu o wróżkach i innych magicznych istotach. Gdy teraz o tym pomyślał, to przyszło mu do głowy, że mogły być one prawdziwe. A skoro jego rodzice odwiedzili magiczną górę, to oni mogli być nawet ich bohaterami. To wszystko miało go przygotowywał na wypadek, gdyby ten dzień nadszedł. Ojciec nigdy nawet nie zająknął się o możliwości jego wyprawy na Wulkan. Skąd wiedział, że tajemnicza przepowiednia, o której również nie wspomniał, może dotyczyć jego syna? Ren nie miał pojęcia, ale nie zamierzał o nic pytać. Ufał ojcu, gdyby mógł, to na pewno już dawno by mu zdradził swoją tajemnicę. Poza tym dla niego to i tak było nieistotne. Pójdę drogą, którą bez tej wiedzy sam wybrałem i dając z siebie wszystko, zmierzę się ze swoim przeznaczenie, przed którym nie mam zamiaru uciekać, pomyślał Ren.

– Ufaj swojemu sercu, ono cię poprowadzi.

Ren kiwnął głową.

– Spakuje najpotrzebniejsze rzeczy i ruszam w drogę.

Buntownik krótko uścisnął ojca i ruszył w ciemność do znajdujących się w tunelach obok sypialni buntowników. Liczył, że nikogo po drodze nie spotka i obejdzie się bez niepotrzebnego tłumaczenia. Należał do tych wojowników, którzy nie potrzebowali pochodni, by odnaleźć drogę w tunelach.

Ojciec smutnie patrzył za odchodzącym synem, który po chwili zniknął w ciemności. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro